Gdzie leży Nysa? Która Nysa? I skąd się wzięła na niej polska granica?

Przedstawiamy kolejny ciekawy artykuł o tematyce historycznej nadesłany przez naszych przyjaciół Przemysłowców z Warszawy:

Linia granic Polski według projektu Dmowskiego

Gdzie leży Nysa? Która Nysa? I skąd się wzięla na niej polska granica?

Granicą polskiego języka była przed wojną Odra i Nysa. Mowa o Nysie Kłodzkiej.

Granica na linii tych rzek była marzeniem Dmowskiego, dalszych roszczeń terytorialnych nie wysuwali najzagorzalsi patrioci-ekspansjoniści. Tymczasem granice Przeczpospolitej ustaliły się przed wojną od Odry hen, daleko na wschód… O dobre 300 kilometrów…

Wprawdzie do Odry i tej właśnie Nysy dotarli w 1922 powstańcy śląscy, pozostawieni samym sobie przez Piłsudskiego, wysuniętego wszak na watażkę dla Polski przez kajzerowską Abwehrę (za krótko był wówczas u władzy by mógł tak sobie o tym zapomnieć…) lecz od tej gołymi nieomalże rękami zdobytej Odry i Kłodzkiej Nysy musieli się ci bohaterscy obrońcy Śląska z ciężkim sercem wycofać.

 

Ale oprócz Kłodzkiej istnieje jeszcze inna Nysa. W Jałcie nie ustalono o której była mowa!

Anglicy już raz wręczyli Polsce czarnego Piotrusia wytyczając tak zwaną Linię Curzona. Ówcześnie żartowano, że linia ta przypomina krzywą, po której poruszał się był lord Curzon wracając z burdelu.

Rzekomo dobrze ją sobie zapamiętał, zwłaszcza jego poobijana o latarnie głowa i taką samą krzywą namazał na podsuniętej mu mapie…

 

W Jałcie Polacy ponownie zostali zdani na łaskę i niełaskę, a właściwie na ogólnikową wiedzę ich lordowskich mości o stosunkach etniczno-terytorialnych tej części Europy.

Gruntowna znajomość Indii Wschodnich i Zachodnich, mistrzostwo w nawigacji po oceanach bądź swoboda w topografii londyńskich agencji dla starszych panów czy klubów gentlemanów nie przekładają się same z siebie na wiedzę o słowiańsko-germańskich subtelnościach. I wydawało się, że Odra z kawałkiem Wrocławia będzie kresem wszelkich marzeń.

Wprawdzie Stalin proponował Sikorskiemu w grudniu 1941 pozostawienie Lwowa w powojennej Polsce oraz oferował nawet Królewiec – za cenę akceptacji utraty i tak już zagarniętej reszty bieda-kresów. (Na owe „kresy” składały się błota pińskie, kurne chaty Łemków, tonące w błocie miasteczka zamieszkane przez żydowską biedotę  i – na okrasę – resztki świetności I Rzeczpospolitej w postaci ruin zamków tu i ówdzie). No i było jeszcze Wilno, wydarte Litwinom.

Lecz Sikorski nie przyjął propozycji, ufny w zapewnienia Churchilla i samego króla.

A wybór był prosty – jeśli Niemcy wygrają – umowa będzie i tak bezprzedmiotowa. Jeśli zostaną pobici – to chwila, gdy stoją pod Moskwą jest momentem dla podejmowania przełomowych decyzji.

Sikorski mężem stanu jednak nie był – jedynie generałem. Wywinął się z odpowiedzi, plótł coś o zgodzie rządu i temu podobne dyrdymały. Czasami nie ma drugiej szansy, czasami jest tylko: teraz albo nigdy!
Nie ryzykował wiele, dni jego były policzone. Wcześniejsze pisemne zapewnienia angielskie pod adresem jego i granic Polski stały się dla Anglików problemem, który w sposób imperialny rozwiązali w Gibraltarze. Nikt o treści popiołów nie pyta…

Linia Curzona 2

Ale Rosjanie zaskoczyli Anglików i Amerykanów w Poczdamie. Pokazali wytyczoną granicę na Odrze i Nysie – tyle że ŁUZYCKIEJ! Ale słowo się rzekło – granica na Odrze i Nysie! A Nysa to Nysa.

Amerykanom nie zależało na podobnych detalach, przełknęli to milcząc. Anglikom przeciwnie, zależało i stawili opór. Tradycyjnie nie chcieli osłabiać za bardzo drugiej potęgi europejskiej, obawiając się zbytniego wzmocnienia Francji.

Lecz Rosjanie nie gapy – mimo ostrego oporu Anglików przeforsowali to, co zamierzyli. To, czego DLA NAS, choć i w swym interesie chcieli.

 

Anglosascy sprzymierzeńcy też uczynili dla nas niejedno, chcieli jeszcze więcej. Najpierw byśmy się od nich wynieśli. Później byśmy uiścili rachunek za utrzymywanie rządu i Wojska Polskiego przez 5 długich lat wojny w Wielkiej Brytanii. 

Amerykanie wyrazili solidarność z Watykanem, ignorującym polskie zachodnie granice i diecezje i sami rysowali je linią kropkowaną. Do 1970, czyli do chwili gdy uznali je – milcząco – sami Niemcy.

A z Watykanu otrzymaliśmy pełne wsparcie dla restytucji Niemiec pod batutą polakożercy Adenauera i prawo do wznoszenia modłów. Za Piusa XII, rozumie się… Polonia semper fidelis…

Księstwo – ba: królestwo Dolnego Śląska o powierzchni +/- 35 tysięcy km2 na południowy zachód od Odry otrzymaliśmy OD RUSKICH w prezencie. Cum lasis, boris & graniciebus…


Kto u nas o tym wie? Kto kiedykolwiek o tym słyszał? Kto widział załączoną mapę?

Nooo kto?


Podziel się!