Adam Smoliński – Dlaczego Rzymianie mieli taki problem z przekroczeniem Dunaju? oraz linki do Żmijowego Plemienia i sprawy wawelskiego smoka

Adam Smoliński – Dlaczego Rzymianie mieli taki problem z przekroczeniem Dunaju? oraz linki do Żmijowego Plemienia i sprawy wawelskiego smoka

To sztuka starożytna naszych przodków Scytów – tak.

Przytaczamy tutaj wpis pana Adama Smolińskiego spod artykułu o Żmijowych Wałach i Żmigrodach, ponieważ znów okazuje się on ważki dla różnych toczących się dyskusji ogólnych. W tekście między innymi o tym, czy ktoś się zastanawia na poważnie wśród historyków, jak to było możliwe i z jakiego powodu Rzymianie prawie do samego końca trwania imperium nie posunęli się za Dunaj, a królowie perscy – Dariusz i jego następcy, czy wielki Aleksander Macedoński, także nie przekroczyli praktycznie linii Dunaj -Kaukaz, a jak to już uczynili, to po prostu dostawali łupnia, czy to od Tomirysy-Tamary, czy od innych Scytów. O tym piszemy szeroko w Księdze Ruty, a tutaj tylko jako spostrzeżenie, które chyba powinno dawać od dawna do myślenia badaczom.

To Skołoci-Słowiano-Indo-Irańczycy władali Medami, a Medowie władali Persami a gdy się Persowie wyzwolili i chcieli zaatakować Scytów to dostali łupnia, a głowa Cyrusa skąpała się we własnej krwi, w saku (skórzanym worze), obcięta ręką królowej Saków właśnie – TAMARY- Tomirysy.

 

Także tutaj link do dobrego artykułu pt. “Cała prawda o Wawelskim Smoku”, który ciągnie dalej sprawę związków słowiańsko-skołockich. Autor: ERBA.

http://krakow.net.pl/forum/watek-krakow-Prawda-o-smoku-wawelskim-Kraku-i-smoczej-jamie-wzg%C3%B3rze-wawelskie

Artykuł bardzo dobry kompleksowy, chociaż nie uwzględniający faktu, iż Skołoci to to samo  co Słowianie – tychże Słowian przodkowie, których Persja bała się jak ognia i nigdy nie zdobyła ich ziemi. Kto zna dobrze historię starożytną ten wie o tym . Kto słabo ją zna, powinien koniecznie przeczytać Księgę Ruty, bo jest to wersja mitów greckich na opak – z punktu widzenia Skołotów (Słowiano-Indo-Irańczyków) – naszych przodków. Judea nazywała ich Żmijowym Plemieniem, największym wrogiem ich boga – Jahwe (co zapisane jest w Biblii). Zastanawia w tym kontekście, że chrześcijaństwo zrobiło szatana z Luciferusa- Światła Świata (Światłowita).

Gdy się uwzględni nowe odkrycia genetyki – okaże się, że to jest rzeczywiście zachowana pamięć – lecz pamięć o obecności Scytów-Słowian od 3000 roku p.n.e także nad Wisłą. Słowianie w tym Lęgowie-Lęchici (Lugiowie) i Harowie (Harwaci) rzeczywiście bili się z z Keltami i Rzymem – choć śmiał się z tego Adam Naruszewicz – czołowy jezuita starannie ukształcony przez największych demagogów Watykanu, a także tabuny “naukowców” katolickich  ukształtowanych przez pozaborową pseudonaukę XIX wieczną i tabuny ich  następców z XX wieku (A. Bruckner i inni światli acz błądzący następcy, łącznie z głęboko dotkniętym materializmem marksistowskim K. Godłowskim). Mamy wiek XXI – idźmy naprzód śmiało – szkoda, że także naukowa praca Piotra Makucha nie uwzględnia tej wiedzy – poza lingwistycznej, bo genetycznej.

Nareszcie jednak doczekaliśmy się pierwszych naukowych opracowań związków nazewniczych i mitologicznych pomiędzy  Wawelem a wieżą Babel czy Krakiem Krakusem i Cyrusem Perskim. Widzę, że pracownicy naukowi z odpowiednich instytutów UJ wreszcie zaczynają się przebijać ze swoimi świeżymi koncepcjami. Prawie 40 lat trzeba było czekać na rozwinięcie myśli Marii Składankowej z Mitologii Iranu, ale doczekaliśmy się.

Tutaj linki do opracowań Piotra Makucha drukowanych w AlmaMater:

Wawel i Babel:

http://www2.almamater.uj.edu.pl/104/17.pdf

szkoda jednak, że myśl autora nie poszła dwutorowo – także ku odczytaniu jako prawidłowe konotacji: Wawel-Wąwel (W ową Wel) i Wawel -Wel – Wela (Zaświaty Słowian). Cóż – do tego potrzebna by była wiedza o mitologii Słowian, a także z antropologii porównawczej na temat rytuału odrodzenia przez zejście w podziemia, w Zaświaty, ze szczytu góry do jaskini. Taka jaskinia jak wawelska to rzadkość – z wejściem ze szczytu Welskiej (Szklanej, Onawielnej) Góry – W Wąwel i na Welskie Nawie, a wyjście z jaskini prosto w Naw Założną – wodną, w wody Wisły, a czasami wyjście to znajdowało się wręcz pod wodą.System jaskiń pod wzgórzem – tak jak pisze ERBA – był kiedyś rozległy, są zamurowane, a jedno z podziemi z tego systemu to to w krypcie z kamieniem Czakramu.

Do tego też potrzebna by była wiedza o rytuałach szamańskich. Ale nie wybrzydzamy – cieszymy się i dziękujemy.

Krakus – Kirkous – Kirus Kirkudanowicz – Kirus – Cyrus:

http://www2.almamater.uj.edu.pl/109/35.pdf

Opracowanie głębsze w Pressje.org:

http://www.pressje.org.pl/assets/articles/article_17_issue10.pdf

Dziękujemy Piotrowi Makuchowi za powyższe artykuły, dziękujemy też przy okazji Scottowi Simpsonowi- organizatorowi pogańskich konferencji naukowych w Krakowie (pod patronatem profesora Jacka Majchrowskiego) – za niestrudzoną działalność na rzecz pogaństwa, ale przede wszystkim na rzecz prowadzenia solidnych badań nad wiarą przyrodzoną – wiarą przyrody – w środowisku krakowskiej AlmaMater.

CB

Gnejusz Pompejusz zwany Wielkim , arcywróg Juliusza Cezara, znakomity wódz rzymski – Dlaczego ta potęga bała się wychylić za Dunaj – czy wystarczyły im kłopoty z Drakami-Trakami oraz Dachami – czyli Scyto-trakami, czyli Słowiano-Iliryjczykami (R1a + I2), żeby  – także korzystając z zapisków kronik Greków o Amazonkach i innych królach Scytów i Sarmatów – poniechać takiej próby?

Adam Smoliński – Dlaczego Rzymianie mieli taki problem z przekroczeniem Dunaju?

Przy okazji informacji o Wałach Żmijowych pragnę przypomnieć o innym terminie związanym ze Żmijem Ogiennym. Był to rodzaj taktyki walki prowadzonej przez Sławian. Ognisty Smok lub Ognisty Żmij. Jednym ze sposobów walki taktycznej Słowian był nocny atak jazdy konnej z zapalonymi pochodniami. Większość ludów starożytnej Europy, odmiennych od Słowian, swoje bitwy prowadziło w czasie dnia. Atak nocny był dla nich zawsze zaskoczeniem, raczej nie potrafili walczyć w nocy. Słowianie tworzyli specjalne grupy wojowników wytrenowanych tylko do walki w nocy, zadające decydujące uderzenie, kończące bitwę w nocy. Taktyka ta była sławna wśród innych ludów Europy. Była dla nich przerażająca. Atakujący nocą Sławianie jawili się im jako demony, przed którymi nie ma obrony. Może stąd w bajkach i legendach innych ludów zawarta informacja, że smoki zionęły ogniem? Możliwe też, że w bitwie były używane przez Sławian miotacze ognia. Musieli oni znać właściwości ropy naftowej, która występowała w naturalnych kałużach, w Bieszczadach, jeszcze w czasach Łukasiewicza. Może tzw. „ogień grecki”, wcale nie był wynalazkiem Greków? Inną taktyką było symulowanie ucieczki z pola bitwy, a tym samym wciąganie w z góry zaplanowaną zasadzkę. Na ten wybieg Słowian nabierało się wiele armii, nawet jeszcze w XX w. Echa Ognistego Smoka oraz przerażenie, jakie on wywoływał można zobaczyć w filmie „Trzynasty wojownik” – w reżyserii Johna McTiernana – z 1999 r., na podstawie powieści Michaela Crichtona – Zjadacze umarłych. Nie jest to wcale powieść fantasy, to przypomnienie pewnych faktów historycznych. Raczej nieodbywających się nad Morzem Czarnym, lecz gdzieś w północno-zachodniej Europie, na styku Celto-germanów i Słowian – Wenedów (Wądów). Słowianie oczywiście przedstawieni są tu z pozycji propagandy germańskiej. Można tu zobaczyć, z jaką perfidią jesteśmy przedstawieni jako odrażający Wendole. Jak szczury żyjące w norach, zjadające odpadki i trupy własnych członków plemienia – kanibale. Wskazanie kogoś kanibalem zawsze propagandowo przynosi skutek odrazy. Celto-Germanie przedstawieni są oczywiście jako dzielni, cywilizowani bohaterowie, którzy zwyciężają odrażających Wendoli.
Jednak ta wraża propaganda pokazuje jeszcze inny aspekt sprawy, jak bardzo musieli się nas – Sławian, bać, że teraz tak nas opluwają, w zasadzie to normalne. Pomiędzy kłamstwami jest w filmie zawartych kilka prawd. Naprzykład figurka Mokoszy przypisana jest Wendolom, czyli Sławianom.
Przy całej dyskusji o historii Europy, między Słowiany, Germany i Romajami; między allochtonistami i autochtonistami, należy zadać jedno podstawowe, długie pytanie. – Jeżeli ci wielce Grecy tworzyli wielkie imperium i zawładnęli Małą Azją i Persją; jeżeli ci wielcy Rzymianie tworząc jeszcze potężniejsze imperium, zajęli północną Afrykę, tereny dzisiejszej Francji, Hiszpanii, Grecji, Małej Azji; dlaczego oni wszyscy nie weszli poza granice Dunaju, Kaukazu i dzisiejszego Afganistanu; na północ? Dlaczego potężni Rzymianie zadali sobie tyle trudu, aby przepłynąć straszną cieśninę i zdobyć mało urodzajną wyspę Brytów? Dlaczego atakowali niby zaprzyjaźnionych Celtów i przyjaznych Germanów? Lecz jakoś nie przeszli Dunaju, a było bliżej?
Wiedzieli przecież, że na północy są zasobne lasy, zielone łąki i uprawne pola. Znali dobrze wartość bursztynu, równającą się często wartości złota. Wiedzieli gdzie ten bursztyn się wydobywa; wiedzieli też, że tam na północ od Dunaju są ogromne zasoby rud cyny, miedzi, ołowiu, żelaza i złota. Zadowolili się tylko kupowaniem tych dóbr. Żadna gorączka nie pognała ani Greków, ani Rzymian, za Dunaj, na północ, aby przyłączyć te tereny do imperium. Pytam dlaczego? Czyżby Dunaj był szeroką rzeką wrzącej lawy, nie do przebycia? Dunaj nazwali limesem – nie przekraczalną granicą. Tylko strach mógł być tą barierą.

Odpowiedzi: 9

Subscribe to comments with RSS.

  1. Sceptyk said, on 8 Styczeń 2012 at 22:56 (Edytuj)

    <>

    Nie strach, ani nie wiem co … tylko Germanie. Historia Rzymu kipi od niezliczonych wojen rzymsko-germańskich, aż do upadku samego Rzymu właśnie pod naporem Germanów. Niech fałszywa duma nie nakazuje nam pisać na nowo historii świata. Tak się składa, że właśnie Scytów pierwszy raz śmiertelnie przetrącili Macedończycy, a ich resztki na Krymie znieśli Goci.

    Pozdrawiam

    Odpowiedz
    • bialczynski said, on 9 Styczeń 2012 at 8:34 (Edytuj)

      Do worka Germanie wrzucono wszystko co było za Dunajem. Jest wiele literatury na ten temat ale dotychczas była oparta na takich samych spekulacjach jak twierdzenia niemieckie o tym że wszyscy za Dunajem w Europie byli Niemcami, lub przodkami Niemców, a Słowianie spadli z Nieba lub wyszli z Czarnej Dziury w przerażających ilościach – jak szarańcza lub myszy (i z taką samą zdolnością rozrodczą), do tego uzbrojone w kije i drewniane pałki nabijane kamieniami. Tymczasem nawet Markomanów, a tym bardziej Swewów trudno uznać za Germanów w rozumieniu Celto-Skandynawów, czyli tak jak to rozumiała dotychczasowa literatura przedmiotu. Germanie to mieszanina głównie trzech żywiołów etnicznych (czy geno-etnicznych). A Germanie kronik rzymskich byli Skandynawami, Celto-Skandynawami, Celto-Skandynawo-Słowianami, Słowianami, Bałtami (czyli Fino-Słowianami) itp. Jak wynika z rozwoju mieszanki języków na tym obszarze, który dla Rzymian pozostał niezdobyty (a więc za Łabą) mówiono tu językami satemowymi, nawet jeżeli książęta pochodzili z plemion sakndynawskich czy tureckich. Nawet Finowie< Rumuni i Węgrzy mówią językiem satemowym, choć rumuński to romański, a ugro-fińskie podobno w ogóle nieindoeuriopejskie. Samo pojęcie Ger-manie łatwiej objaśnić z polskiego niż z niemieckiego, ale oczywiście komu to przychodzi do głowy? Jakimś artystom, fantastom, bo nie światłym specjalistom w przedmiocie. Tymczasm germanie to uproszczone i oczywiście skreolizowane (zmakaronizowane) jaro-mężowie. Tak samo zreswztą najprawdopodobniej Mar-ko-manie, co być może znaczy że na Morawach żyli też Kumanowie-Kuszanowie-Koszyce (Połowcy), a więc Mor- Ku – Mężowie (a może przynależący do Moromężów – Ku Morowie – żyjący). Może można to i inaczej odczytać ze słowiańskiego, ale Morawianie (Morowi Męże, czciciele Mora-Moroza, znanego dzisiaj jako Dziadek Mróz także prawosławnym) są tam gdzie byli Markomanie znani z kronik historycznych rzymskich, i byli tam wcześniej i zostali w tym samym miejscu do dzisiaj.
      Pozdrawiam

      CB

      Odpowiedz
  2. Sceptyk said, on 9 Styczeń 2012 at 1:24 (Edytuj)

    Utożsamienie nazwy Wawel – Babel, w literaturze polskiej miało już miejsce w twórczości Franciszka Walczowskiego, o którym napisano tyle ciepłych słów na blogu Pana Białczyńskiego. Ten zafascynowany starosłowiaństwem wybitny krakowski artysta, prof. krakowskiej akademii, z gruntu chrześcijanin, także widział początki Wawelu – Babelu w kulturze irańskiej.

    W eseju „Ziemie Polskie w Praczasach” z roku 1958 napisał:

    „…Gdy nad Bałtykiem ludy północne polskich ziem rozwijały siły magii, opanowującej zwierzęta oraz krzewiły wiedzę o oddziaływaniu na królestwo zdrewniałej roślinności, usposabiając je do korzystnego owocowania, na południu ziem polskich, na skalistym wzgórzu Wawel względnie Bab-El nad Wisłą, dokonywały się obrzędy misteryjne, dotyczące odczucia sił, kwitnienia i owocowania roślin jednorocznych czyli bylin.
    W okresie ancylusowym, w kraju położonym na południe od jeziora bałtyckiego przygotowuje się to, co jako treści kultury obyczajowej doszło do głosu w symbolu kukły, poświęconej Dewie. Obyczajowość kultury przeobraża się z czerpiącej pożywienie z zdrewniałych roślin jak dąb i cedr i z myślistwa, na obyczajowość pasterską na północy, a wyzyskującą w zbieractwie i kopalnictwie świat bylin na południu …”

    „…Zarysowuje się to w końcowej fazie następnego okresu kultury, czyli w praperskim stanie rozwoju kultury, albo w okresie litorinowym. Gdy rady przeobrażą się z czterech grup temperamentowych, związanych stronami świata i porami roku w dwanaście głównych linii krwi, wówczas te linie krwi obejmować będą bogowie planetarni jako dusze ludu, a po dłuższym czasie współgranie dwunastu z sześcioma da ilość siedemdziesiąt dwa, na które się rozłamie prajęzyk pod wieżą rozłamania Bab-El. Tak nauczano na świętym wzgórzu Waw-El i w tym znaczeniu tu i nie tylko tu odczuwano sprawy Pramacierzy — matki bogów i ludzi, której siły czyste i dziewicze, żywiąc duszę ludzką, rozniecają w niej ciepłotę krwi, a ciepłota krwi, chłonąca w sobie z kosmosu muzyczne siły duszy, na harmonii sfer wypracowuje podłoże dla działania bogów historii, czynami ludzi ingerujących jako dusze ludów w dzieje ….”

    „…Siłami Marsa – żelaza, cnoty, prawa kształtuje ona w Rzymie zasady stosunku człowieka do człowieka; siłami Jowisza – cyny, Logosu, kapłańskiego stosunku do świata uosabia inspiracje Wawelu; siłami Saturna – ołowiu, Ziemi, określoności, gnozy i ostatniego namaszczenia przygotowuje ziemię do pożegnania rozwoju kultur i przeistoczenia. Inspiracje Romy, Wawelu i Welehradu dotyczą czasów po Chrystusie: Rzymu – kultury współczesnej, Wawelu – kultury słowiańskiej, Welehradu – ostatniej kultury hindomalajskiej, a sama starohinduska kultura przeobraziła niespożytą w człowieku część działających sił Dewy w siły świadomości, w siły nasienia Wedy, mające wiekopomny pomnik w mądrości Wschodu. Równocześnie rozpoczęła ona nowy, obowiązujący ziemskie kultury stosunek równowagi Wschód-Zachód, czyli kierunek przeobrażający przez kulturę siły przyrody w siły ducha….”

    Pojawia się termin okres litorinowy, tak go tłumaczy F. Walczowski:

    „… Okres ten, od ślimaka litori-litorea zwie się w naukach przyrodniczych okresem litorinowym. Oznacza on według rozumienia naukowego nieuściślony czasokres pomiędzy 5000 a 2000 lat przed Chr. Uściślony danymi astralistycznymi, przebiega między 5120-2960 przed Chr., to jest w czasie, gdy porównanie wiosenne przypada na wschód słońca w znaku Bliźniąt i nazywa się kulturą staroirańską.
    Był to najcieplejszy i zarazem najwilgotniejszy czasokres ostatnich kilkudziesięciu tysięcy lat. Przestrzeń od Pirenejów po Bajkał rozkwita, brzęczy, świergocze, brzmi muzycznie i raduje się słońcem. Klimat okresu litorinowego łagodny, wilgotny i ciepły sprzyja roślinności bylinowej. Rozkwitają kwiaty łąk i łanów. … „

    Franciszek Walczowski był przekonany o przemożnym wpływie kultury irańskiej na Słowian, także Gnozy, niemniej zawsze pozostał chrześcijaninem, choć był członkiem Koła Czcicieli Światowida. Nie wiem zatem czy na tym blogu jest dla niego miejsce, wszak chrześcijanie to „zakała tego świata”. Np. Walczowski uważał, że ostatnim etapem rozwoju (koniecznym i pożądanym) Słowian i Polski jest chrześcijaństwo. Pisał w eseju „Wiedza Duchowa a Mowa Polska” z roku 1964:

    „…Trzeba pamiętać tutaj i podkreślać to, że na konieczność przechrystusowienia zasady narodowej, a pod nią rozumieć należy przede wszystkim mowę sublimowaną z jej eteryczności, po raz pierwszy w dziejach Ziemi zwrócili uwagę Polacy: Andrzej Towiański i Adam Mickiewicz, pracujący w Kole Braci. Nie jest ważne jak interpretowano później zasadę streszczoną w słowach Polska Chrystusem Narodów, gdyż poloniści i krytycy literatury nie zawsze rozumieją ideowe znaczenia określeń. Ważny jest duch, w świetle którego sprawa jest proroczo postawiona. A duch, wskazujący proroczo na konieczność wprowadzenia w system wyobrażeniowy mowy – eterycznego impulsu Chrystusowego, jest duchem michaelicznym. Wskazuje on na konieczność wprowadzenia w eteryczne treści narodu, sublimowane w jego mowie – narzędziu świadomości wyobrażeniowej – nowego stosunku do świata duchowego, odkupionego dla ludzkości przez Ofiarę Golgoty w postaci nowych imaginacji, nowych inspiracji, nowych intuicji. Tak rozumiana jest przez Mickiewicza i Towiańskiego sprawa określona słowami Polska Chrystusem Narodów, oznaczająca całkowite uzdolnienia zespołu wyobrażeniowego słowa do tego, by mogło nieść treści odnowionej wiedzy duchowej. Tak pojmował sprawy chrystusowości polskiej, największy znawca Mickiewicza i Towiańskiego – Artur Górski, z którym w latach 1945-1957 miałem zaszczyt wielokrotnie rozmawiać na ten temat. Ubolewał On na przykład, że najświętsze treści misteryjne dawnego chrześcijaństwa – utajone w Mszy Świętej, wyrażone są łaciną, a nie językiem polskim. A przecież Artur Górski był osobowością mocno związaną z łacińskim typem humanizmu. Ogół inteligencji polskiej rozumiał słowa Polska Chrystusem Narodów jako określenie konieczności męczeństwa i śmierci narodu, co jest nieporozumieniem i z tym nieporozumieniem walczy ostro w Wyzwoleniu Stanisław Wyspiański.
    Ponieważ Polacy skłonni są ulegać nieporozumieniom, obsiadającym upiorami abstrakcji ich umysłową świadomość ideową, i skłonni są do uległości dla błędów biologizmu, gniotących zmorami codzienności napięcia kierunków moralnych, hamujących popędy duchowe, należy wykazywać czujność zwłaszcza tam, gdzie idzie o najwyższe sprawy życia – sprawy duchowej świadomości. Troska o zrozumienie sprawy najgłębszej dyktuje tę pracę. …”

    Odpowiedz
    • bialczynski said, on 9 Styczeń 2012 at 9:31 (Edytuj)

      Witam

      Franciszek Walczowski był chrześcijaninem, ale tylko o tyle o ile i ja jestem chrześcijaninem – zostałem ochrzczony, chociaż moja matka nie jest chrześcijanką, ale też była chrzczona. Po kontrreformacji kto nie był katolikiem albo Żydem musiał sobie szukać innej ojczyzny zamiast Polski. Wszyscy kalwini, protestanci, prawosławni (w słynnym zrobionym przez Watykan kościele wschodnim) musieli się nawrócić. Od kontrreformacji do rozbiorów (które zniosły kary za innowierstwo wprowadzając po prostu obcą jurysdykcję i obce prawo) za wyznawanie czego innego niż katolicyzm oficjalnie konfiskowano majątki i skazywano na banicję. Takli był rezultat realnych rządów kościoła rzymskiego, który to okres zbiega się dziwacznie z czasem upadku tradycji sarmackich, z barokiem, z przeniesieniem stolicy do Warszawy i przejęciem tronu w Polsce przez fanatycznych katolików oraz jezuickich doradców. Gdyby Mickiewicz i Towiański głosili swoje odstępstwo od katolickiej wiary o 100 lat wcześniej to spotkałoby ich to samo co kalwinów i Braci Polskich. Również cała masoneria, która wszak ma korzenie chrześcijańskie ale przecież wszyscy się zgadzają że chrześcijaństwem już nie jest, zostałaby wybita do nogi, gdyby nie rządy niemiecko-rosyjskie w XIX wieku w Polsce.Rzecz w tym na ile katolicyzm jest w ogóle chrześcijański.

      Odwołam się tutaj do mojej odpowiedzi na polemikę w związku z innym artykułem “Pogańskie rytuały w chrześcijaństwie – szkic do tematu” (tam całość pod artykułem), bo ona poprzez wypowiedzi innych streszcza najlepiej to co mamy przeciw i powody dla których jesteśmy przeciw kontynuacji związku z Watykanem, rozumianego jako podporządkowanie Polski OBCEJ TRADYCJI i wykorzenienie z własnej, a w konsekwencji podporządkowanie obcym interesom stawianym ponad własnymi.

      Tylko jezuickie podejście do chrześcijaństwa (które samo chrześcijanstwo karykaturalizuje, głęboko wypacza) powoduje, że Polskę można uznać dzisiaj za chrześcijańską, bo naprawdę ona jest na pół ateistyczna na pół pogańska a “prawdziwych” chrześcijan jak na lekarstwo. Z tego punktu widzenia trudno nam będzie ocenić jakiego rodzaju chrześcijaninem był Towiański, Trentowski, Mickiewicz, Chodakowski, Mikołaj Rej, czy Jan Twardowski, Władysław Jagiełło, Zygmunt August i setki tysięcy innych, w tym i moja matka i ja. Czas skończyć z fikcją religijną, bo taka fikcja jest szkodliwa, takie podejście do religii też. czas stać się prawdziwym chrześcijaninem (niejezuickim) albo wybrać inną wiarę, bardziej do wytrzymania w cięzkim trudzie codziennego stąpania po Ziemi. Ja wybieram coś co jest skierowane bardziej na Świat, Przyrodę , i na Przyszłość, coś co nie kłoci się z każdym podstawowym odkryciem nauki, coś co nie jest tak skoncentrowane na doskonałości jednostki czyli na własnej osobie, a przez palce traktuje zbrodnie i mówiąc oględnie głęboko niedoskonałe zachowanie tej jednostki – nijak nie przystające deo głoszonej nauki Kościoła (dotyczy to także i przede wszystkim hierarchów). To jezuickie podejście powoduje ze nie wiara jest ważna tylko podporządkowanie Kościołowi i nie doskonałość i cnota a jedynie Władza Kościoła i synekury kościelne.

      Odsyłam też zainteresowanych do dyskusji pod artykułem “Czy Polska może wywołać wojnę rosyjsko-chińską” – tam również polemika na temat zaszłości wynikłych z przyjmowania przez polskich władców optyki watykańskiej zamiast optyki polskiej.

      Oczywiście o związkach Babel-Wawel mówili też inni, nie tylko Franciszek Walczowski, ale i przed Walczowskim – chodzi o to że tego nie zauważyła “nauka” polska i z trudem zauważa to także dzisiaj, a jak już zauważy to zatrzymuje się tam gdzie musi ją zatrzymać nieświadomość sarmackich korzeni Słowiańszczyzny.

      Nie zwalczamy Chrześcijan ani Chrześcijaństwa, co najwyżej walczymy o to by Katolicy Polscy zrozumieli przeszłość, to co tu się działo, i żeby uznali wreszcie, że Polska nie jest krajem katolickim, tylko krajem wolności wyznaniowej – to trudne po tej całej historycznej zaszłości, co widać na przykładzie nie tylko sejmowego krzyża, ale na setkach tysięcy drobniejszych przykładów.

      Jest u nas na blogu miejsce dla wszystkich, dla katolików, także dla ateistów – dla wszystkich, którzy są zafascynowani przeszłością i teraźniejszością, kulturą i tradycją słowiańską – pod warunkiem że celem ich działania na tym blogu nie jest zniszczenie Wiary Przyrody, Rodzimowierstwa Słowiańskiego, propaganda katolicka albo ateistyczna.Dyskusja – tak, racje i poglądy – tak, PROPAGANDA – NIE.

      Wracając jeszcze do Franciszka Walczowskiego. Jeśli był Czcicielem Światowida to katolikiem nie był. Ja także nie kwestionuję że żył Jezus z Nazaretu ani że umarł na krzyżu. Nie kwestionują tego hinduiści, lecz po prostu mają go za jeszcze jednego wieduna, wieszcza,guru-górytę, kóry w Indiach nie jednego się nauczył.

      I jeszcze inna sprawa. Bywa tak że ludzka myśl się rozwija i człowiek się wewnętrznie doskonali, albo też zmienia radykalnie poglądy pojmując swój błąd. Bywa też że w sytuacji zmasowanego nacisku ateizmu szuka się schronienia gdzie się da. Nikt nie odmawia ludziom Kościoła ich zasług w walce o wolność Polski, albo i o wolność sumienia w ogóle. Liczni twórcy ze Szczepu wykonali dla Kościoła niezliczone dzieła – polichromie, całe kościoły, pomniki i wiele wiele obrazów namalowali. Bo oni wierzyli w istnienie Boga – i nie było dla nich miejsca w oficjalnym obiegu kultury powojennej – ateistycznej. Nie mogli przestać być artystami – jak widać – upiększali jedyną ostoję TEIZMU jaka w Polsce pozostała. Ale przecież teraz mogą upiększać świątynie wiary która bardziej odpowiada ich wizji świata bożego.

      Nikt nie odbiera zasług chrześcijanom i chrześcijaństwu – nikt to może przesadziłem, bo są tacy – zwłaszcza w kręgach ateistycznych, pomarksistowskich skąd ataki bywają poniżej pasa) bo tam jest i krew księży i narodu na ich rekach i wielki strach – w każdym razie nikt z nas Rodzimowierców nie kwestionuje tego co było dobre dla Polski, lecz nie przemilczamy tego co było lub jest niewłaściwe.

      Poza tym przestańmy się lękać, że Wiara Przyrody spowoduje wynarodowienie Polaków. By być patriotą i kultywować wartości patriotyczne, nie musi się być związanym z Kościołem, choć zgodzę się, że łatwiej to robić w oparciu o potężną instytucję. Tylko co zrobić jeśli ona zawsze w ostateczności wybierze interes nie Polski a Rzymu.
      Pozdrawiam

      CB

      Odpowiedz
  3. Mezamir said, on 9 Styczeń 2012 at 13:54 (Edytuj)

    Z tego punktu widzenia trudno nam będzie ocenić jakiego rodzaju chrześcijaninem był Towiański, Trentowski, Mickiewicz, Chodakowski, Mikołaj Rej, czy Jan Twardowski, Władysław Jagiełło, Zygmunt August i setki tysięcy innych, w tym i moja matka i ja. “- Wtrącę się przy okazji chwilowej obecności w przestrzeni wirtualnej.Jakby na to nie patrzeć i z której strony by do tego nie podchodzić,chrześcijaństwo kształtowało się na gruncie ideologii pogańskiej wypaczając ją jedynie,czym jest 2 tyś lat chrześcijaństwa w stosunku do 40 tyś lat pogaństwa?Pogaństwo trwa nadal a prawdziwe chrześcijaństwo skończyło się w IV wieku.Ot cała tajemnica stworzenia.Chrześcijanin różni się od poganina tym,że uznaje dogmaty kościelne i wierzy w “jednego boga”,który to bóg jest wynikiem kompletnego niezrozumienia i nadinterpretacji słów Platona,poganina.Zresztą,w oryginale Biblii jest przecież o tym mowa że Elohim czyli Bogowie,a nie bóg/Eloha,stworzyli świat.Kolejna sprawa,świat znaczy nasz świat,naszą Ziemię,nie Wszechświat.Współczesne tłumaczenia Biblii nie mają nic wspólnego z hebrajskim oryginałem.
    Jeżeli ktokolwiek czytał Biblię chociaż raz i ma odrobinę wiedzy na temat szamanizmu,bez trudu wyłapie opisy szamańskich inicjacji itp pogańskich obrzędów.Posty,głodówki,na szczytach gór,obmywanie wodą, świat dolny(“piekło”),3 dniowa śmierć i powrót do świata żywych z mocą uzdrawiania ludzi itd itp.
    W chrześcijaństwie jedyne niepogańskie motywy to dogmaty,jakieś “dobro i zło” dziwaczny dualizm który dzieli jedność na dwie zwalczające się cząstki.

    Wszechświat jest jak pajęczyna,wszystko jest ze sobą związane tworząc jedną całość,a bogowie nie istnieją gdzieś tam,nie wiadomo gdzie,w ukrytym wymiarze,w świecie poza światem.Jest jeden świat pełen życia na każdym poziomie,materialnym i duchowym,bo wszystko tak naprawdę ma swój wymiar duchowy i nie jest to wynalazek kościoła że Duch jest wszędzie,to czysty animizm.

    Odpowiedz
  4. dunek said, on 10 Styczeń 2012 at 2:14 (Edytuj)

    Osobiscie uwazam ze kosciol rzymsko katolicki to obca instytucja — nie polska. Kosciol reprezentuje w Polsce obce wplywy — wplywy imperialistyczne — kler rzymsko katolicki to rodzaj papieskiego krzyzactwa… Poza tym jest to instytucja ktorej istnienie jest totalnie uzaleznione od prania mozgow.

    Odpowiedz
  5. Mezamir said, on 10 Styczeń 2012 at 12:22 (Edytuj)

    W dobie światowego “kryzysu”(wiadomo że jest to wyreżyserowany stan),KK powinien wreszcie zacząć płacić podatki,z nawiązką za te wszystkie lata dojenia nas.

    http://www.youtube.com/watch?v=HGS2ujPBYhU

    PS.Co mówi nasza Konstytucja o ludziach działających na korzyść obcego państwa?

    Odpowiedz
  6. Wiedun Spokojny said, on 19 Styczeń 2012 at 7:52 (Edytuj)

    To, że Słowianie i inne ludy zdołały przez długi czas powstrzymać Rzymian z pewnością jest imponujące i pozwala zobaczyć tutejszą kulturę w innym świetle niż to najczęściej stosowane. Mnie jednak wydaje się, że ważniejsza jest inna lekcja. Przez wiele lat jedni próbowali zbrojnie rzekę przekroczyć, a inni zbrojnie im to uniemożliwiali. Tak trwała granica. Ostatecznym zwycięzcą okazali się jednak ci, co umieli spojrzeć ponad nią i po obu stronach zobaczyć podobnych ludzi którzy mają podobne problemy. Nie tyle przekroczyli granicę ile wskazali, że są rzeczy ważniejsze niż ona.
    Wszystkie ludy świata tworzyły metafizykę. Ponieważ były między nimi granice i nieufność, metafizyki także różniły się formą. Ostatecznie jednak wygrywa to, co odwołuje się do części wspólnej, zamiast podtrzymywać dumę odrębności tak tylko trwałą, jak trwała jest siła lokalnych wojów. Myślę, że rodzimowierstwo koncentrując się na uwielbieniu jakiegoś genetycznie czy narodowo zdefiniowanego “my” brnie w ślepą uliczkę myląc to co absolutne z tym co najzupełniej względne i w naszym istnieniu może i nieprzypadkowe, ale z pewnością tymczasowe. Powtarzamy w ten sposób lekcję która dawno powinna już być przerobiona. Chrześcijaństwo wprowadzono siłą, to prawda. Ale oprócz siły miało ono coś jeszcze. Mogło wysyłać misjonarzy do krain bardzo odległych i potencjalni wyznawcy nie musieli zmieniać tożsamości, czy rezygnować ze związków z ludźmi o innym kolorze skóry by się przyłączyć do czegoś co odpowiadało na ich potrzeby. Zawsze gdy wiązało się z etniczną tożsamością i stawało jej nośnikiem, traciło uniwersalność i stawało hamulcem rozwoju. Traciło też ludzi o naprawdę otwartych umysłach. Jeśli mój bliski będzie chory na raka nic mi nie da powtarzanie w myślach, że obaj żeśmy Polacy. Są rzeczy głębsze. Dlatego prócz murów obronnych i posterunków na brzegach granicznych rzek wymyślono też świątynie. Mam wrażenie, że wśród rodzimowierców zbyt często jedno jest z drugim mylone.

    http://spokojny-blog.blogspot.com/

    Odpowiedz
  7. bialczynski said, on 21 Luty 2012 at 17:36 (Edytuj)

Sprostowanie KONIECZNE – Aleksander Macedoński pokonał Scytów tylko w fałszywych Kronikach Greckich, natomiast Persowie opisali tę mordęgę Macedońskiego, inaczej. Byłby on poległ za Dunajem gdyby Jonowie nie ułożyli nocą przeprawy przez rzekę zdradzając tym samym Scytów – Gdyby ta przeprawa była rozebrana tak jak to zrobili sojusznicy Scytów Drakowie- Trakowie to byłoby po Macedońskim i całej jego armii. Nie mogąc dopaść Scytów Wielki Aleksander uciekł ze Scytii, co i tak było sukcesem, bo króla Cyrusa (Kirusa)Scytowie Tomirysy (Tamary) po prostu pozbawili głowy, a opis jak cały dzień dożynali ofiary na polu bitwy, do dzisiaj mrozi krew w żyłach.

Goci nie znieśli też Scytów nad Morzem Czarnym – to nieprawda, szczegółowo piszę o tym w Księdze Ruty. Kronika jak zwykle chełpi się zwycięstwami, które są pasmem klęsk.

Winitar na chwilę wyrwał się spod kontroli i zabił Bozę namiestnika Sistanu u ujścia Dunaju i ukrzyżował – z wrodzonym chrześcijańskim sojusznikom miłosierdziem 72 naczelników pogańskich plemion. 72!!! Rozumiem że chciał ich nawrócić na arianizm, ponieważ został już w Rzymie oświecony, co jest lepsze.

Zapewne też jego przeciwnicy wyszli dopiero co z grajdołów w lesie i byli oni uzbrojeni tylko w kijki od miotły. W następstwie tego wiekopomnego czynu godnego odnotowania w kronikach, uciekając przed gniewem Hunów rządzących w onym czasie za Dunajem od Łaby po Kamczatkę, błagał Rzymian o pozwolenie wejścia za Limes – ale ci odmówili.

Przyjęli tylko Wizygotów, którzy krwi sistańskiej nie mieli na rękach, ale też woleli się ewakuować, na wypadek gdyby kara Sistanu rozciągnęła się na wszystkie gockie rody. Więc wlazł tam, tj. za Limes sam, i tak upadł Rzym – bo oni, Rzymianie byli jeszcze dzielniejsi od Winitara i zwyciężali wszystko co się rusza z jeszcze większym patosem i chwałą.

Winitar to podobno pogromca Wenetów a nie Scytów – Wenitar – a według nas także uznany przez nich władca – lecz to imię wygląda na przydomek – Tyrs Wenedów – czyli “berło” Władca Wenedów – Wenetyrs (Wenetyr). Jest też inna koncepcja, która mówi że to wręcz Weneda – Wenidar, który powiódł jak zwykle zwycięskich Germanów. I tak być może jest ponieważ Antowie to nikt inny jak Wętowie – Wene-Dawianie Naddunajscy. Ci Goci to nikt inny jak Gąci- Kątyni – Uglicze (bo ugoł – to kąt).

Ci Goci to nikt inny jak słowiano-tracko-germańscy Geci, znani tu już od dawien dawna, nim ze Skandynawii gnany głodem lud ruszył na kontynent – Gątyni jak gontyna-kącina. Od tego też pochodzi znany na Rusi przydomek rodu Piastów – Kotyszka – Kątyszka, cvzyli Kąciański, Gącki, od kąta a nie od kota, który myszy zjada.

I tak to Goci uciekając przed eksterminacją – bo takie kary dawali Scyci buntownikom – o czym już kultura łużycka nad Wisłą świadczy podbili Rzym i wreszcie upadł ten kolos na glinianych nogach, który nieustannie wszystkich barbarzyńców zwyciężał aż zwyciężył ich ostatecznie i oddał całe złoto Atylli, żeby odstąpił od zrównania stolicy z ziemią, a chronicieli Gotów i tych co się pośród Rzymian schronili nie skrócił o głowę. Od Tej chwili Rzym zaczął płacić trybut Chotille (Chatille- Atylli) i nadał mu budzący grozę przydomek Bicz Boży, ale tak naprawdę chodziło tutaj o Bicz Bozy, bo to Boza wezwał Sistan na pomoc, kiedy zrozumiał jaka się tutaj zdrada szykuje, wymyślona przez tych arian.

Moim zdaniem wystarczy sobie zadać jedno proste pytanie i na nie odpowiedzieć, aby się zorientować dlaczego Rzym nie wszedł nad Łabę i Wisłę i Dniepr i na stepy.

Czy Rzymianie wiedzieli, że za Dunajem jest tyle złota i tacy mistrzowie którzy robią takie wspaniałe rzeczy ze złota, jak ten naszyjnik który przedstawiamy na początku artykułu? Czy Rzymianie wiedzieli, że tam na północy są pokłady jątaru -jómna-głozna-bursztynu? Czy wiedzieli że tam są kopalnie i huty żelaza i robi się tam doskonałą broń i że są tam nieprzebrane bogate uprawy rolne i konie, i bydło mleczne, które kradli stamtąd już Grecy zanim ich Rzym podbił?

Jeżeli to wszystko wiedzieli i nie weszli tam, żeby to wszystko ukraść, to nie dlatego że im się strony świata pomyliły. Powstrzymywał ich strach. Bo stamtąd już od czasów wyrodomajskich, czyli pierwszych sistańskich odszczepieńców, szły nieprzerwane ataki Sistanu- gdyż Sistan zawsze odbiera to co kiedykolwiek jego było. A jego było Wybrzeże Adriatyku i Anatolia i cały Basen Morza Czarnego i Kaukaz – jego to było, Wielkiej Scytii Europejskiej i Azjatyckiej – SIStanu.

Rzymianie bali się tego kierunku jak ognia. I słusznie – bo siły SIStanu były nieporównanie większe niż Rzymu i grabież coraz to nowych skrawków poczynając od Makodewy (Macedonii) i Dracji (Tracji) przez Gątię-Dachję (Getię-Dację), kradzież Anatolii – Orzawy znanej z kronik Ozyryjskich (Asyryjskich) przez Achijawę (Achaję) musiała doprowadzić Rzym do upadku. Upadek nastąpił pod nieustannym, trwającym 600 lat naporem, naporem Sistanu!

Sistan nikomu niczego nigdy nie oddaje. Niech się strzegą inni złodzieje. Wydawało się, że wystarczająco przetrzepali im Rosjanie skórę, i że czegoś się nauczyli, ale oni nie rozumieją tej “łagodnej” lekcji. Zrozumieją dopiero lekcję prawdziwą.

Są tacy bezczelni bo mają w sobie 40% sistańskiej krwi R1a oraz I1 i I2, ale zapominają, że Sistan karze także własną krew, która okazała się zdradziecka czyli “zła”, tak jak krew Gotów.

Podziel się!