W pełni popieram tę ideę. CB
Od wielu lat zadaję sobie pytanie: dlaczego kandydaci na parlamentarzystów, prezydenta RP, włodarzy miast i wsi, prezesów czy dyrektorów nie muszą przechodzić badań choćby psychologicznych, a najlepiej także psychiatrycznych? Tymczasem badania psychologiczne są obowiązkowe dla przyszłych sędziów, rodziców adopcyjnych, a nawet akrobatów cyrkowych
Wymienieni jako pierwsi – decydują w naszym kraju o przyszłości i poziomie życia ponad 38 milionów ludzi. Decydują o obowiązującym prawie, kształtowaniu młodych ludzi (program szkolny), o tym, kogo leczyć, a komu na leczenie nie dać pieniędzy oraz m.in. o tym, czy przystąpimy do wojny. Kolejni wymienieni decydują m.in. o komforcie życia w danej miejscowości. Ostatni z kolei decydują o polityce firmy i sposobie traktowania pracowników. Że jak się nie podoba, to pracownik ma spierd… albo otworzyć własny biznes? Po pierwsze – nie każdy potrafi prowadzić biznes. Po drugie – jeśli każdy będzie miał swój biznes, to kto będzie pracował np. na taśmie produkcyjnej?
Decydujący o losach milionów, tysięcy czy dziesiątek ludzi nie mają obowiązku wykazania, że nie mają żadnych problemów psychicznych. Absolutnie nie dyskryminuję ludzi z takimi problemami (jeden choruje na nowotwór, drugi na schizofrenię lub ma depresję, trzeci jest alergikiem – nikt nie wybiera sobie na co zachoruje), niemniej ktoś, kto ma zaburzenia postrzegania realnej rzeczywistości, urojenia czy zaburzony tok myślenia, nie powinien decydować o życiu innych. Już to przerabialiśmy.
Temat przybliża Bogusław Wołoszański na portalu historia.focus.pl: „W historii dyktatur jest też inna prawidłowość: dyktatorzy szybko popadali w chorobę psychiczną (o ile to nie ona doprowadziła ich na szczyty władzy). […] Lenin miał cierpieć na syfilis, chorobę w owym czasie dość powszechną. Nic więcej na ten temat nie wiadomo, ale ta (wówczas nieuleczalna) choroba mogła dość poważnie zaburzać proces myślenia i pamięci. Zwłaszcza że toczyła ciało (i mózg?) wodza rewolucji przez jakieś 20 lat. O Stalinie psychiatrzy twierdzą, że był paranoikiem. […] Takie wnioski płyną z informacji o jego chorobliwej podejrzliwości, przejawiającej się zarówno w zamykaniu na klucz karafki z wodą, jak i wydawaniu rozkazów mordowania „podejrzanych” ludzi. […] Zaczątki choroby obserwowano u Adolfa Hitlera już w 1918 roku, gdy ranny po ataku gazowym trafił do szpitala w Pasewalk. Lekarz uznał, że to nie gaz był przyczyną utraty wzroku, choć gałki oczne były mocno zaczerwienione a powieki opuchnięte. Dr Karl Kroner doszukiwał się przyczyny w psychice żołnierza i wezwał na konsultacje szefa kliniki neurologicznej dr. Edmunda Forstera. Obydwaj uznali, że ślepota ma swoje źródło w histerii, jaka zawładnęła pacjentem na wieść o nieuchronności klęski wojsk niemieckich. Ta diagnoza kosztowała lekarzy życie. […] Biografowie piszą o Hitlerze jako osobniku paranoidalnym, psychopatycznym i depresyjnym. Straszne jest to, że tacy ludzie przez wiele lat prowadzili swoje narody do zguby, a te wiwatowały na ich cześć.”
Przez tych ludzi zginęły dziesiątki milionów ludzi. Kolejne miliony niewyobrażalnie cierpiały. Skąd wiemy, że wśród obecnych parlamentarzystów nie skrywa się następny bezwzględny dyktator? Minimum ostrożności i zwykła logika nakazuje przynajmniej przebadanie kandydatów na włodarzy pod względem psychicznym. Na taki pomysł wpadli w tym roku posłowie PSL. Nie oceniam z jakich pobudek. Stwierdzam jedynie, że to bardzo dobry pomysł.