Zdrada trybunalska kasty sędziowskiej
Cała liberalnie oświecona Europa grzmi na Polskę za rzekome niszczenie niezależności sądownictwa. Przeciw zamachowi na trzecią władzę mobilizuje swoje siły Komisja Europejska z poszczególnymi komisarzami. Jej z reguły wstawiony szef, J.-C. Juncker zapowiedział pilne zajęcie się stanem polskiej praworządności.
Szef KE oczywiście najbardziej zagorzałe wsparcie otrzymał od deputowanych frakcji chadeckiej w Parlamencie Europejskim, do której należą przedstawiciele PO i PSL, a najwięcej do powiedzenia mają niemieckie CDU i CSU. Chadecy wezwali Komisję Europejską i rządy krajów UE do reakcji na „poważne pogwałcenie podstawowych wartości” oraz do podjęcia działań wobec rządu Polski. Do chadeków dołączyli liberałowie i socjaliści. To odzew na wprowadzane przez PiS zmiany ustaw regulujących działanie Krajowej Rady Sądownictwa i Sądu Najwyższego.
Dlaczego właśnie oni tak nerwowo reagują na polskie reformy systemu sprawiedliwości? Na pozór sprawa wydaje się oczywista – stają w obronie polskich kolegów z eurofrakcji, którzy już zaczynają odpowiadać za machlojki z lat swoich rządów, ale dotąd pokładali nadzieje w sprzyjających im niektórych sędziach. Takich, jacy w 2008 r. w Trybunale Konstytucyjnym wydali orzeczenie, które miało bronić wolności Polaków, ale może stać się jednym z narzędzi prowadzących do ich zniewolenia.
Trybunał z wolnością na ustach przeciwko narodowi
W 2008 r. chodziło o wolność słowa i swobodę badań naukowych. Sędziowie uznali, że jeden z artykułów kodeksu karnego ogranicza te wolności. Orzekli niezgodność z konstytucją artykułu 132 a, który głosił: „Kto publicznie pomawia naród polski o udział, organizowanie lub odpowiedzialność za zbrodnie komunistyczne lub nazistowskie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. Przygotowaniem do tego orzeczenia była zmasowana kampania prasowa, głównie w „Gazecie Wyborczej”. Ten, pozornie sprzyjający wolnościom obywatelskim, wyrok Trybunału był tylko elementem znacznie szerszej gry na pozbawienie Polaków ich praw. Ta rozgrywka ma wymiar kontynentalny i dotyczy suwerenności większości narodów europejskich.
Prof. Tadeusz Marczak, historyk i politolog, na wykładzie zorganizowanym w maju przez Ruch Narodowy we Wrocławiu, przedstawił analizę celów Niemiec w Unii Europejskiej. Profesor podkreślił, że Niemcy podporządkowały sobie struktury europejskie i walutę euro. Przekształciły instytucje i pieniądz w narzędzia swojej polityki. Przy ich pomocy chcą zrealizować cele, których nie osiągnęli używając czołgów. Jednak nie narzucą swojej woli krajom, których władze nie pozwolą na rozsadzanie państwa od środka – przede wszystkim gospodarcze. Poligonem takiej polityki stała się Grecja. Najpierw skorumpowano administrację państwa. Za jej zgodą rozpoczęto, prowadzone w dużym stopniu przez kapitał niemiecki, przepłacone i nie zawsze potrzebne inwestycje oraz zakupy. Skąd my to znamy – owe aquaparki w każdej gminie? Grecy zanim się obejrzeli byli już po uszy zadłużeni. Tym bardziej, że musieli spłacać kredyty z niemieckich banków, które zaciągnęli na te budowy i zakupy. Tymczasem budżet Niemiec na kredytach i pożyczkach dla Grecji w ramach programu pomocowego zarobił na czysto 1,34 mld euro – poinformował dziennik „Sueddeutsche Zeitung”. Gazeta wymienia m.in. kredyt udzielony Grecji w 2010 r. przez Kredytowy Bank Odbudowy (KfW), który przyniósł dotąd budżetowi państwa niemieckiego zysk z odsetek w wysokości 393 mln euro „netto, po odliczeniu wszystkich kosztów refinansowania”. Niemiecki budżet zarobił też na pilotowanym przez Europejski Bank Centralny (EBC) programie skupowania greckich papierów dłużnych w latach 2010 – 2012. Zysk z tych pożyczek odprowadzany jest co roku przez EBC do banków narodowych krajów strefy euro. Od 2015 do niemieckiego Bundesbanku wpłynęło z tego tytułu 952 mln euro.
Nad tak drenowaną Grecją kuratelę roztoczyła międzynarodowa banksterka z tzw. Trojki, która praktycznie pozbawiła Greków niezależności. Każda ważna dyskusja rządu i parlamentu musi odpowiadać wytycznym Trojki.