Czy Hetman Czarniecki mógłby być idolem drwaloseksualnych hipsterów znad Wisły? Czy Jana III Sobieskiego – z jego manią obwieszania się klejnotami – wyzywano by od gejów na ulicach obecnej Warszawy? Współcześni potomkowie sarmatów w modzie są plebsem. I to ubogim…
Materiał przypominamy w ramach zestawienia „Best of Onet 2015” – najlepszych tekstów, galerii i klipów wideo, które pojawiły się na naszych stronach w 2015 roku. W tym roku możesz zagłosować na swój ulubiony materiał. Zapraszamy!
„Stroją się jak kobiety” – tak o szlachcie polskiej napisał Francuz, Honoriusz Balzac w powieści „Kuzynka Bietka”.
Dzisiaj można by powiedzieć, że jest złośliwy, jednak to właśnie panowie inspirowali modę damską w Rzeczpospolitej Obojga Narodów. W słowach francuskiego pisarza pojawia się raczej nutka zazdrości. Szata polskiego magnata bywała droższa niż kilka wsi we Francji.
W tym roku możesz zagłosować na swój ulubiony materiał. Zapraszamy!
– Byliśmy w tamtych czasach bajecznie bogaci. Guzy, czyli odpowiedniki guzików, wykonywano ze złota i klejnotów. Jeden guz był wart jednej wsi – opowiada ze swadą Krzysztof Kozłowski, h. Jastrzębiec, z bydgoskiej grupy rekonstrukcyjnej Kompaniji Imć Stanisława Rusinowskiego h. Godziemba.
– Jak szlachcicowi zabrakło pieniędzy na libację w karczmie, odcinał guzy od żupana i mógł pić dalej – dodaje żartobliwie Dariusz Chojnacki z Kompaniji.
W przeciwieństwie do protestanckiej Europy Zachodniej polski mężczyzna XVII i XVIII wieku ubierał się kolorowo. Z pewnością przeciwnicy różu zgrzytaliby zębami.
– Nasi przodkowie uwielbiali czerwień, bo należała do najdroższych barwników, uważano ją za najbardziej dostojną. Barwiono nią nawet buty. Nie dysponowano wówczas wysokiej klasy barwnikami, więc te z czasem bladły, schodziły. Bywało, że z czerwieni przechodziły w róż, ale nie kojarzono tego koloru tak jak obecnie – tłumaczy Chojnacki.
Szaro-czarne barwy w Rzeczpospolitej Obojga Narodów charakteryzowały cudzoziemców, biedotę i niezamożnych chłopów.
– „Szarakami” nazywano też szlachtę zaściankową, którą stać było co najwyżej na ubrania z lnu, a od chłopów odróżniała ich szabla uwieszona na sznurku. Dodajmy, że szlachta zaściankowa licznie zamieszkiwała Mazowsze – opowiada Krzysztof Kozłowski.
Jeremi, Stefan lub Jan, w przeciwieństwie do licznie obecnie spotykanego na ulicach Patryka, Damiana czy Mateusza, gonił za modą i uwielbiał modowe nowinki. Piotr Sapieha, wojewoda smoleński w połowie XVIII wieku, aby wyróżnić się spośród reszty szlachty, kazał przygotować sobie strój wierzchni biały, podszyty błękitnym aksamitem. Szybko znalazł naśladowców. Rozzłościło go to i podarował swój ubiór kucharzowi. Pojawienie się na współczesnej ulicy w srebrnej koszuli w złote kwiaty mogłoby narazić jego właściciela na uwagi. Co innego, gdy w takiej stylizacji pokazał się Janusz Radziwiłł!
Nikt ironicznie nie spojrzałby na magnata, który wespół ze Szwedami zamierzał oderwać Litwę od Korony. Z portretu Radziwiłła bije nie tylko dostojność, ale też blask od rozsrebrzonej szaty. Te bogatsze rzeczywiście przeplatano dodatkowo złotymi i srebrnymi nićmi.
– Strój spełniał wtedy podobną rolę jak teraz dla niektórych osób mercedes i „zimny łokieć” za oknem. Podkreślał status. Z daleka było widać, z kim się ma do czynienia – podsumowuje Kozłowski.
Agent z wybiegu i kark z łańcuchem
Współcześni warszawscy styliści w XVII wieku nie mogliby zaczynać swojej mowy o nowinkach modowych od zdania: „A w Londynie nosi się”…
Inspiracji nie czerpano z Paryża, Mediolanu, a Nowy Jork, był wówczas mało znaczącą osadą. Natchnieniem dla polskich modnisiów był Orient, dwory tureckiego Stambułu i tatarskiego Bakczysaraju. A nawet dalej: pasy kontuszowe pochodziły z Persji, a wetknięte za nie kindżały – z Indii czy Jawy. Pogromca Turków pod Chocimiem i Wiedniem, Jan III Sobieski, miał nawet specjalnego agenta w Chanacie Krymskim. Ten, na polecenie króla, donosił m.in. o wszelkich nowinkach modowych.
Może Francuzom polska moda się nie podobała, ale Francuzki były innego zdania. Pamiętnikarka i pokojówka na dworze Anny Austriaczki, Francoise de Motteville tak pisała o szatach Polaków: „Ubrani w bławaty, przetykane złotem i srebrem. Materie ich strojów były tak kosztowne, tak pięknie, w tak żywych barwach, że aż rwały się oczy. Na kaftanach lśniły diamenty”.
Janusz Tazbir, znany historyk, podkreśla, że noszenie stroju na wzór wschodni było w Rzeczpospolitej normalnością, elementem współczesnej kultury. Natomiast dla mieszkańca Paryża czy Sztokholmu stanowiło niezwykłą egzotykę. Z pewnością i dla współczesnego Polaka takim szokiem mogłoby być ówczesne obnoszenie się ze złotem i klejnotami. Jak podaje wspomniany już historyk, król Jan III Sobieski w samych tylko klejnotach nosił na sobie około 200 tysięcy talarów. Czyżby rozrośnięte karki z siłowni obwieszone złotymi łańcuchami znalazły swojego prekursora?
Rurki a sprawa Polska
Na jednym z demotywatorów pojawiło się zdjęcie mocno zbudowanych mężczyzn w kominiarkach, a obok ujęcie facetów w rurkach z ogromnymi torbami pod pachą. Pod zdjęciami podpis: „Kto cię obroni, jak przyjdzie Rusek”? Można by powiedzieć, że odpowiedzi na to pytanie udzielił jakieś czterysta lat temu słynny holenderski malarz, Rembrandt. Uwiecznił on „Jeźdźca Polskiego”.
Na koniu dumnie siedzi lisowczyk. Ubrany jest w zielony żupan; jedwabny i pikowany. Na nogach żółte buty z cholewami do połowy łydki. No i spodnie… Nie dość, że czerwone, to jeszcze obcisłe. Legginsy z pewnością to nie są, ale jakie skojarzenia mogą budzić nogi dwóch młodych szlachciców uwiecznionych na obrazie Wilhelma Augusta Stryowskiego? Obydwaj oprócz „obciślaków” noszą żółte buty niczym z profilu „Faszyn from Raszyn”.
Pozory jednak mogą mylić, jeden z kawalerów bowiem dzierży nadziak. Tą bronią polscy jeźdźcy rozbili niejeden „luterski łeb” chroniony morionem. Chociaż upodobania Polaków do jaskrawych kolorów budziły zdziwienie u współczesnych mieszkańców Europy Zachodniej, nikt raczej nie odważyłby się zwrócić lisowczykowi uwagi. Członkowie tej lekkiej jazdy budzili przerażenie od Renu po Morze Białe. Ciągnęła się za nimi legenda nieśmiertelnych okrutników. Oni nie zostawiali świadków. Przechodzili specjalne szkolenie wojskowe, doskonalone w ciągłych utarczkach, a także mieli szczególne wyposażenie bojowe. Matki nad Renem i Łabą straszyły swoje pociechy porwaniem przez lisowczyków.
Drwaloseksualni „dyjabli” znad Wisły
Niedawno na portalach modowych, szafiarkowych itp. okrzyknięto śmierć metroseksualnego mężczyzny. Wrażliwe „davidy beckhamy” z kosmetyczkami, wypchanymi m.in. plastrami depilacyjnymi, muszą zmężnieć i zarosnąć. – Uwaga, nadchodzą lumbersexualni! – obwieszczają znawcy tematu. Inni dodają po prostu: – Miejscy drwale!
O kogo chodzi? Eleganckiego faceta z brodą i podgoloną głową. Dodatkowe atrybuty to wyrzeźbione mięśnie i upodobanie do życia na wolnym powietrzu. Takie crossfitowe „lucasy parkery” czy „sebastiany chabale”, rugbiści są teraz w cenie. Ponoć koniecznie trzeba wyglądać tak, jakby wyszło się z lasu.
Młody mężczyzna w stroju sarmacko-husarskim?
Jednak nie ma w tym trendzie nic nadzwyczajnego! Sarmaci byli pierwsi. Przestrzeni i świeżego powietrza w Rzeczpospolitej z pewnością nie brakowało. Tak budzące zdziwienie w Europie, futrzane sarmackie stroje, idealnie nadawały się do przemierzania kilometrów na koniu. Do tego koniecznie rękawice, aby przez długie godziny utrzymać uzdę i szablę. A tą władano z taką perfekcją, że do dziś mówi się o polskiej szkole szermierczej. Lumbersexualni znad Wisły mają swojego hetmana, mistrza ukrywania wojska po lasach i niespodziewanych ataków na Szwedów! Wystarczy spojrzeć na portret Stefana Czarnieckiego. Z powodzeniem mógłby zostać patronem hipsterów, przynajmniej ten Czarniecki starszy wiekiem, z portretu Leona Kaplińskiego.
Przy tym mogliby pozazdrościć hetmanowi temperamentu. W grudniu 1658 roku, gdy toczyła się w Danii kampania przeciw Szwedom, hetman Czarniecki, ku niedowierzaniu wojsk sojuszniczych brandenbursko-habsburskich, rzucił swoje oddziały wpław przez cieśninę na wyspę Als. Czarniecki jako pierwszy wjechał na koniu w lodowate wody Bałtyku. Wkrótce Jan Chryzostom Pasek, uczestnik wyprawy, zanotował słowa pojmanych Szwedów: „Żeście dyjabli, nie ludzie”.
więcej na niemieckim portalu polskojęzycznym onet.pl