Pamiętajmy że Pomorze Słowian sięgało od Zatoki Wenedzkiej czyli Gdańskiej aż po półwysep Jutlandzki i duńskie dziś wyspy. Także po północnej stronie Bałtyku (Morza Wędzkiego) siedzieli Wędzi Dalowie (Wądale – haplotyp R1a1a1g7) i Gąci (Goci – haplotyp R1a1a1 i I1 oraz I2) – to wszystko po północnej stronie morza nazywano Skanią, a potem doszli tam do nich Celtowie (Kiełtowie). Przedstawiana tutaj wizja Baji jest nie tylko wizją Kaszubów (Koszewian) ale całego Pomorza, także Obodrzyckiego i Drzewiańskiego, Wendlandzkiego – Słowiańskich Wikingów. [CB]
©® by Marek Hapon
Urodziłem się w Gdyni w 1966 roku. W 1978 roku wyjechałem z mamą do USA gdzie od 1970 roku przebywał mój ojciec. Chicago jakie zastałem wyglądało dość zaniedbane i śmieszne – coś jak miasteczko kowbojskie tylko że z cegły.
Od początku zostałem potraktowany jako intruz z wrogiego kraju i nielubianej nacji. A więc moja asymilacja w Ameryce została bardzo ograniczona poprzez pewną brzydotę która mnie otaczała. To że jestem Polakiem dobrze wiedziałem kiedy przyleciałem do USA. Byłem świadomy polskiej historii a jedną z dwóch moich walizek miałem wypełnioną polskimi żołnierzykami. Natomiast w Chicago uświadomiłem sobie że jestem czymś więcej niż Polakiem.
Uświadomiłem sobie że jestem też Europejczykiem. Natomiast Polonusy jakich spotkałem w Chicago wydawali się bardziej nieprzyjaźni Polakom niż nawet Amerykanie innego pochodzenia. Moją reakcją na to wszystko było większe pogrążenie sie w polskości i europejskości.
Nalegacz wśród poczwar (1991 – 1995)
Z czasem prawie wszystko co amerykańskie zaczęło wyglądać na powierzchowne i nudne. Polonijna kultura miała mało do zaoferowania – wydawała się za bardzo prowincjonalna i w pewnym sensie bezbronna wobec wszechobecnej popkultury Hollywoodu.
Moje pierwsze kontakty z informacją na temat słowiańszczyzny przedchrześcijańskiej odbyły się w bibliotece mojej katolickiej szkoły podstawowej w Chicago. Tam na mapie odkryłem dwa tajemnicze terytoria czyli Pomeranię i Połabie. Dalsze czytania rozpaliły we mnie ciekawość i poszerzyły moje pojecie własnego pochodzenia. Np. ludowe gusła mojej babci nabrały szerszego znaczenia. Mój ojciec marynarz stał się dla mnie przedstawicielem morza i Pomorza – tak inny wydawał się od spotkanych przeze mnie Polonusów. Wtedy uświadomiłem sobie że poprzez moją babcię doznałem bezpośredniego kontaktu z wierzeniami starszymi od religii katolickiej, a poprzez Gdynię i ojca marynarza byłem Pomorzaninem.
Jednocześnie nie poprzestałem na wiedzy tyczącej sie pogańszczyzny, kontynuowałem swój rozwój jako Europejczyk, Polak, i ostatecznie Pomorzanin. Ważnym etapem w moim rozwoju był kontakt w latach osiemdziesiątych z twórczością Guntera Grassa a następnie nawiązanie bliskich kontaktów z inteligencją kaszubską i poznaniem literatury kaszubskiej. Liczne wyjazdy do Polski jak i cudowna podróż po Islandii kształtowały mój rozwój duchowy jak i artystyczny.
Wołchw w zachwycie (1991 -1995)
Tworzenie rysunków tuszem jest wynikiem mojego zamiłowania do kształtu i wzoru. Może w średniowieczu byłbym rzeźbiarzem. Jako dziecko uświadomiłem sobie że większość naszej spuścizny kulturowej została stracona, a więc może dlatego tak bardzo zależy mi na tworzeniu kształtów, na stworzeniu postaci, w których raz jeszcze zamieszkać mógłby duch.
Nabrzeżny trębacz (1991 – 1995)
Do Korei Południowej trafiłem jako nauczyciel języka angielskiego. Pobyt ten miedzy innymi pozwolił mi bliżej poznać świątynie buddyjskie i kulturę koreańska. Korea zainspirowała mnie to stworzenia serii rysunków na temat moich wrażeń względem tego kraju. Część tych prac podarowałem szkole w której gościłem a połowę opublikowałem w koreańskiej prasie internetowej…
1996 – 1999
2000 – 2005
Demony bezsilności – Niewarto, Zatrudno i Zastraszenie
od 2006 roku
Dwuwierze
Trygław (2011)
[kliknij-powiększ]]
Marek Hapon