O Annie Pagaczewskiej-Białczyńskiej (1953 – )
1972 – nasze czasy hippisowskie (modelka fotograficzna – zdjęcie z sesji B. Zimowskiego)
Anna jest jedną z dwóch córek Stanisława Pagaczewskiego. Druga to Ewa, jest też syn Tomasz. Urodziła się 20 maja. W naszej rodzinie cyfry 20 i 26 to częsty motyw, coś się zaczyna lub kończy pomiędzy tymi datami, w te daty wpisują się urodziny i imieniny – wszystkich jak leci…, w tych datach zapisane są także osoby ważne dla naszych emocjonalnych związków – takie jak przyjaciele, osoby kochające, zwierzęta przyjęte do rodziny, w tych datach zamykają się ważne wydarzenia rodzinne… Nie wiadomo o co chodzi i czy to ma sens.
Z mamą Janiną Pagaczewską, która poświęciła się temu samemu mimo, że była doktorem farmacji UJ – 1960
Anna jest tą osobą, która łączy wszystkie rody zadrugi w jedność.
Łączy je odkąd się razem połączyliśmy 20 sierpnia 1972 roku – ślubem odbytym zgodnie z rytem Wiary Przyrody. Ten drugi cywilny późniejszy o rok i odbyty z powodu konieczności formalnej, prawnej – jest dla nas zdarzeniem bez znaczenia.
Ukochane polskie połoniny – 1992
Miała być farmaceutką i rodzice chcieli aby studiowała biologię na UJ, ale zrobiła coś zupełnie innego, najpierw ukończyła studium języków obcych w dwóch specjalnościach – język niemiecki i język angielski, a następnie Psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie pracę magisterską obroniła w przeddzień urodzin Kiry. Potem dołożyła jeszcze do tego studium nauczycielskie i egzaminy pedagogiczne.
Anna jest również osobą twórczą i swego czasu pisała piękne poetyckie reminiscencje na pograniczu abstrakcji. Poszerzała ten nurt kodyzmu, który zachowuje w pełni wymiar liryczny, ale idzie dalej niż impresja czy koloryzm i zbliża się do abstrakcji. Można powiedzieć, że otworzyła przed nami obszar „czystej abstrakcji literackiej” – to znaczy ten region, gdzie słowa prawie nic nie znaczą, a jedynie pobudzają emocjonalne struny i wywołują luźne skojarzenia obrazowe. Dokładnie w tym obszarze tworzył też Bolesław Leśmian – dlatego uważamy go za prekodystę – tak samo jak Stanisława Witkiewicza (Witkacego), Bruno Jasińskiego i kilka innych postaci z Awangardy XX-lecia.
Anna poszła oczywiście o kilka kroków dalej niż oni – w końcu to były lata 1978 – 1983, a nie Międzywojnie.
To bardzo ciekawy kierunek poszukiwań i zastosowania słowa – po odjęciu mu „znaczenia” – ale odjęciu go z intencją pozytywną .
1995 – W pracowni ( w tle wisi jeden z węzełkowych [koralikowych] wierszy kodystycznych – takie też istnieją – nawiązują do pisma witego Słowian – wici i kobi – znaków pisma węzełkowego i znaków wyszywanych na kobiercach)
Niestety wydaje mi się, że ostatnio politycy zabrali się za uprawianie tego rodzaju poezji – ich słowa przestają mieć właściwe znaczenie, albo przestają być nośnikiem informacji, albo przestają znaczyć w ogóle cokolwiek.
Kodyzm narodził się jako nurt sztuki aktywnie walczący z polityką zamazywania znaczeń słów w okresie PRLu, ale jest oczywiście aktualny dzisiaj, kiedy nie tylko słowa ale i wartości straciły swój utrwalony tradycją sens.
Anna Pagaczewska otworzyła kierunek w literaturze i poezji, który historia nazwie Abstrakcją Literacką. W dziale kodyzm przytoczymy jej teksty z tomu Phasang.
Anna i Kira 1987, Sawy tu nie ma ale już jest – Tabaszowa
Twórczość Anny, poetycka, plastyczna – także jej działania jako tłumacza literatury z języka niemieckiego i na niemiecki – zakończyły się w roku 1983. W 1986 roku ostatecznie przerwała też pracę jako psycholog na Oddziale Kardiochirurgii w Szpitalu Jana Pawła II, gdzie pracowała pod okiem drugiego po profesorze Relidze, największego polskiego specjalisty od przeszczepów serca – profesora Dziadkowiaka, gdzie mogła zrobić wielką zawodową karierę.
Dlaczego tak się stało?
Bo są dla kobiety rzeczy ważniejsze. Bo 26 maja 1983 roku urodziła naszą wspaniałą córkę – Kirę. A najważniejszym dziełem Kobiety jest tworzyć życie, kształtować i łączyć wszystkie rody, zadrugi i pokolenia. Kształtować bezpośrednio przyszłość Ludu, Plemienia, Narodu, Zadrugi. Tego rodzaju twórczość wymaga wielu poświęceń, skupienia uwagi, wyłączenia się z wielu spraw.
25 października 1986 roku urodziła się na 10 godzin przed północą (a więc graniczną datą 26) nasza druga córka Sawa.
Nad ulubionym jeziorem Rożnowskim – 2001
Anna musiała się zmagać z wieloma naszymi rodzinnymi sprawami i przeciwnościami. Jej rodzice opuścili – przede wszystkim Ją – ale i nas, mnie i wnuki – bardzo wcześnie (mama 1981, tata 1984), trzeba było odzyskać i utrzymać majątek który przez 50 lat niszczyli komuniści i wychować w duchu szlacheckim, rycerskim, sarmackim, narodowym następne pokolenie. Było naprawdę wiele do zrobienia… Udało się. Od kilkunastu lat Anna jest nauczycielem języka niemieckiego w gimnazjum i liceum (1997), a wcześniej pracowała w domu i „Naszej Pracowni na Górze” jako tłumacz i prywatny nauczyciel języka niemieckiego.
Mamy pracownię piętro nad mieszkaniem, na 11 piętrze wieżowca – z widokiem na panoramę całego miasta – Wawel, Kościół Mariacki, Kopce, Pasmo Beskidu Myślenickiego, Babią Górę i Tatry – na Szkieletor [podobno ma zniknąć w 2012 roku, w 2010 zaczną przebudowę] i na Łęg też). W tym roku (2009) Anna wróciła również do zawodu psychologa. Całe życie zajmuje się łączeniem pokoleń i kształtowaniem postaw, w zgodzie z boskim planem i Wiarą Przyrodzoną.
My 2002 (to już 30 lat razem – nie do uwierzenia)
A teraz już 37 lat. To się nazywa krótki reportaż z życia, ale napiszemy w nim jeszcze wiele zdań w przyszłości.
Osobną stronę na blogu poświęcimy życiu rodzinnemu. W mediach dziwią się nieraz, że Polacy na pierwszym miejscu stawiają szczęście osobiste i życie rodzinne, a daleko potem wszystko inne, mówią też o różnych naszych rzekomych wadach narodowych i wadach charakteru.
Anna i nasz Domowin – Ulo (1983)
Zalecam tym mądralom daleko idącą ostrożność w wyrażaniu takich sądów. Ktoś mądry mądrością prawdziwą, a nie nadaną z nadania partyjnego (ani pokątnych wejść na tzw Salony) powiedział kiedyś, że:
„… Skoro żyjemy teraz i tu to znaczy, że jesteśmy najlepszym materiałem genetycznym, jaki Przyrodzie udało się wytworzyć w toku ewolucji, bo tylko najlepsi przetrwali – inni zostali wyeliminowani.” Ja powiedziałbym – Jesteśmy Dziećmi Światła Świata i żyjemy, więc jesteśmy NAJLEPSI i mamy obowiązek (powinniśmy) tak się czuć.
To samo dotyczy narodów, które przetrwały i rozrosły się – są najdoskonalsze. A skoro przetrwaliśmy, to te cechy genetyczne, jakie reprezentujemy pozwoliły nam przetrwać. Niszczenie i ciągłe krytykowanie tych cech, to zbrodnia przeciw Narodowi.
Zamiast narzekać na husarską jazdę polskich kierowców po szosach, czas im zbudować szosy umożliwiające normalną jazdę, z normalnym temperamentem. Jeżeli potrzebują trzy razy szerszych szos z powodu swojego temperamentu, to szosy musi się budować 3 x szersze. Nie człowiek ma się dostosować do Państwa, a państwo do jego potrzeb. Te szosy, które mamy wybiłyby do nogi wszystkich Niemców i Francuzów razem wziętych w jakieś 10 lat. To cud, że jakoś jeździmy i wciąż nas przybywa (mimo emigracji).
Nie rozumiem postaw 90% dziennikarzy – jakby nie mieli żadnej dumy i poczucia przynależności do Wielkiego Narodu. Przecież pokonaliśmy Niemców (mają szczęście, że nie przesunęliśmy ich kraju całkiem za Łabę odzyskując niemal wszystkie stare ziemie Królestwa SIS – łącznie z Austrią – na to się zanosiło w 1945), ale pokonaliśmy także w końcu i Rosjan (rozwalając ich po raz pierwszy w 1920 – za co Stalin się zemścił Katyniem, i drugi raz w 1980 – to rozsadziło w kilka lat system demoludowej dyktatury, a trzeci raz ostatecznie, w 1990)!
Jeszcze czegoś większego trzeba, żeby uwierzyć w siebie?!!!
Najdalej za 15-20 lat będziemy znowu jednym z 10-15 najbogatszych państw świata i największych światowych potęg gospodarczych. Spróbujmy pamiętać, że kiedyś Rzeczpospolita Jagiellonów była największą potęgą Europy. Trzyma nam się to słabo głowy, bo przez ostatnie 50 lat sączono nam nieustannie wyłącznie komunistyczny i postkomunistyczny bełkot propagandowy o Liberum Veto, przegranych powstaniach i klęskach (łącznie z „niepotrzebnym i głupim” Powstaniem Warszawskim) oraz uczono nas zwracać się do Niemców i Rosjan wyłącznie na klęczkach.
To było w interesie reżimu – oni chcieli żebyśmy się bali, bo to była gwarancja ich pozostania przy władzy.
Przegrali – oni także mimo, że myślą, iż Okrągły Stół zagwarantował im na zawsze ich własne obecnie, suto zastawione stoły, suto zastawione z pospolitej kradzieży majątku narodowego. Więc teraz też tłuką WAM do głowy ten sam bełkot, przy pomocy którego próbują utrzymać władzę. Nawet jeszcze nie podejrzewają, że już przegrali, ale to fakt oni również już przegrali, bo karły nigdy nie będą Olbrzymami (Obrami) … przekonacie się o tym.
Bo prawda, prawda i tylko prawda – jest fundamentem nie do wywrócenia. A oni zaczęli III RP od kłamstwa.
Chcieli nas wybić i ogłupić Niemcy i Rosjanie (w latach 1940 – 1950 wytłukli w Auschwitzach i Katyniach większość inteligencji polskiej (ogółem co najmniej 5 milionów 800 tysięcy obywateli Polski) i przegrali.
Czasami jestem zły na Polaków za to, że tak mało o sobie wiedzą i nie pragną sięgnąć do całych tysiącleci spuścizny, do całej swojej potęgi, że chętniej zaczytują się w dziejach Francji, czy Anglii, studiują mitologię Celtów i nie ubliżając nikomu Siuksów, a nie wiedzą nic o swojej własnej, że podziwiają to do czego doszli Niemcy zamiast zabrać się do roboty i dojść jeszcze dalej niż oni. Przecież Niemcy dwa razy zaczynały wielkie wojny światowe nie dlatego, że im potęga przewróciła w głowie – Hitlera wyniosła do władzy anarchia, bieda i głód. A my nie przegraliśmy II Wojny dlatego, że byliśmy słabi, ale dlatego że zostaliśmy zdradzeni przez wszystkich dookoła: sojuszników Francuzów i Anglików (patrzcie jak dzisiaj się puszą i jacy są dumni – zwyczajni zdrajcy), przez braci Słowian (bo przez Rosjan i jednego oszalałego Gruzina – czyli Skołotę. Słowiano-Aria) i przez USA też zostaliśmy zdradzeni. Dlatego przegraliśmy. II Wojna mogła potrwać pół roku i zakończyć się klęską Hitlera, gdyby nie te haniebne zdrady Francji i Anglii, a potem Sowietów. Ale cóż, z punktu widzenia Rosji plan Sowietów nie był zły, skoro Rosja jest dzisiaj tym czym jest. I nie ma się co uskarżać, bo dzięki tym wszystkim wydarzeniom z przeszłości i My jesteśmy dzisiaj tym kim jesteśmy. Mimo wszystko nie obracajmy się też bezmyślnie przeciw Rosji – naprawdę niewiele nam brakuje do dziejowego pojednania, jesteśmy tego bliżej niż wszyscy myślą.
Jesteśmy Najlepsi, bo tylko najlepsi z tego wyszli – I nigdy nie myślcie inaczej, choćby nie wiem kto wam to mówił. Jeżeli ktoś wam mówi, że jesteście beznadziejni, głupi, ciemni, zaściankowi, ksenofobiczni, nietolerancyjni to przyjrzyjcie mu się bardzo uważnie – to nie może być Polak, to jest ktoś inny, na pewno nie przyjaciel, ktoś kto kryje się pod oszukańczą maską. Gdzie była “tolerancyjna”, jaśnie-oświecona Francja, czy Hiszpania – kiedy wypędzała od siebie do Polski Żydów?!
Polskie Matki powtarzają od wieków swoim chłopcom i dziewczynkom: Jesteś Najlepszy i Możesz osiągnąć Wszystko co zechcesz.
Każde inne myślenie o sobie to sprzeniewierzenie się poprzednim pokoleniom, które poległy za to byśmy mogli dzisiaj być WIELCY.
Najlepsze jeszcze przed nami – wierzcie mi – a to wszystko zawdzięczamy tradycji, wychowaniu, przekazom naszych matek.
To wielkie dobro i siła naszych kobiet bierze się z tradycyjnego szacunku dla nich w naszej kulturze – jest to szacunek odwieczny, który zawsze dawał tutaj kobietom pozycję niezwykłą – od czasów Wielkiej Scytii i Wielkiej Sarmatii – kobiety Mazonki (znane Romajom-Grekom jako Amazonki), pełniły role społeczne dużo ważniejsze od mężczyzn, a co najmniej tak samo ważne – były im równe i były nie tylko matkami, wychowawczyniami i przekazicielkami wiedzy i tradycji przez pokolenia, ale także gospodyniami, właścicielkami majątków, robotnicami, dowódczyniami, władczyniami, wojowniczkami i łączniczkami wojennymi – także w czasie wojen współczesnych, w konspiracji, AK, Solidarności.
Moja żona miała na ślubie bukiet ze stu polnych maków – tę łąkę z tysiącami maków dedykuję wszystkim Polkom
Wielki hołd im wszystkim KOBIETOM POLSKIM, Pięknym Słowiankom, w tym miejscu i czasie.