Od Poli Dec

Archeologów raczej kojarzymy z kopaniem dziur w ziemi. Ten ze szwedzkiego Lund wyłamuje się ze schematu, żeglując jak wiking. Przepłynął już 5000 kilometrów, odkrywając, że Skandynawowie nie tylko nie bali się otwartego morza, ale potrafili stworzyć rozbudowaną sieć portów i żeglować, kierując się opowieściami.
Archeolog Greer Jarrett z Uniwersytetu w Lund bada tradycje żeglarskie wikingów na własnej skórze, żeglując historycznymi szlakami.
Wyniki badań pokazują, że wikingowie korzystali z sieci małych, zdecentralizowanych portów i nawigowali, opierając się na opowieściach oraz mitach.Eksperymentalna podróż odkryła, jak duże znaczenie miała współpraca załogi oraz relacje międzyludzkie podczas rejsów na otwartym morzu.
Być jak wiking, czyli archeologia pod żaglami
Nie w laboratorium, nie w wykopanym dole czy piwnicy, ale na pełnym morzu – tak wygląda praca archeologa Greera Jarretta z Uniwersytetu w Lund w Szwecji. Od trzech lat żegluje on wzdłuż dawnych szlaków wikingów, badając, jak naprawdę wyglądała ich codzienność na wodzie. Efekty są zaskakujące. – Mogę udowodnić, że tego typu łodzie świetnie radzą sobie na otwartym morzu i w trudnych warunkach – mówi Jarrett. Trasa jego wyprawy z 2022 roku wiodła z Trondheim aż za koło podbiegunowe i z powrotem, a łącznie badacz przepłynął już ponad 5000 kilometrów.

Norðvegr ze śladami dwóch próbnych rejsów projektu (czarne i białe linie przerywane) oraz tradycyjny korytarz żeglarski wzdłuż zachodniego wybrzeża Norwegii (niebieska strefa cieniowana), znany w staronordyjskim jako leiðJournal of Archeological Method and Theorymateriał zewnętrzny
Nie tylko fiordy i nawigacja z głowy
Wikingowie, jak się okazuje, zapuszczali się znacznie dalej od lądu, niż dotąd sądzono. Żeglowali po otwartych wodach, mimo że ich łodzie nie miały głębokiego kila. A nawigowali bez map i kompasów – ich przewodnikami były… opowieści. – Wyspy takie jak Torghatten, Hestmona i Skrova zapisały się w mitach. Historie o nich ostrzegały przed niebezpieczeństwami i służyły jako punkty orientacyjne – tłumaczy Jarrett. Te mity tworzyły coś, co określa mianem „morskiego krajobrazu kulturowego” – sieci wspomnień, przekazów i doświadczeń, która pomagała w poruszaniu się po niebezpiecznych wodach Skandynawii.
Tajemnicze przystanie i oparcie w załodze
Najświeższe badania Jarretta wskazują na istnienie zdecentralizowanej sieci portów – nie wielkich centrów jak Bergen czy Dublin, lecz małych przystani na wyspach i półwyspach. Były łatwo dostępne, oferowały schronienie i kontakt z innymi żeglarzami. – Moja hipoteza jest taka, że to właśnie one umożliwiały sprawny handel w epoce wikingów – mówi badacz.
Nie brakowało też (niekiedy groźnych) przygód. Gdy podczas rejsu po Vestfjorden gdy złamała się reja utrzymująca żagiel, załoga musiała związać dwa wiosła, by utrzymać żagiel. Innym razem tuż obok łodzi wynurzył się… wieloryb. Jarrett przekonał się też, jak kluczowe znaczenie miały relacje międzyludzkie. – Nawet najlepsza łódź nic nie znaczy, jeśli załoga nie potrafi współpracować – podkreśla.
Źródło: Lund University
Publikacja: Greer Jarrett, From the Masthead to the Map: an Experimental and Digital Approach to Viking Age Seafaring Itineraries, Journal of Archaeological Method and Theory (2025). DOI: 10.1007/s10816-025-09708-6