Interia: Radosław Nawrot – Neandertalczyk tak naprawdę nie istniał. Wszystko to nieporozumienie

Neandertalczyk tak naprawdę nie istniał. Wszystko to nieporozumienie

Od J.G.D.

 

 

 

Nawet z dzisiejszej perspektywy możemy sobie wyobrazić jak ogromnie podniosła temperaturę teza Charlesa Darwina o ewolucyjnym pochodzeniu gatunków, w tym o dawnych przodkach człowieka, prymitywniejszych od nas. Teza oparta na znalezisku szczątków pierwotnego człowieka zwanego neandertalczykiem na terenie Niemiec. Gdybyśmy potrafili ruszyć głową wcześniej, neandertalczyk nigdy by nie istniał.

Trzy lata później, w 1859 r. Charles Darwin ogłosił swą teorię. W człowieku z kamieniołomu pod Düsseldorfem dostrzeżono naszego przodka. Kogoś, kto wtedy był raczej umiejscawiany bliżej małp, może owłosionego i chodzącego i wyglądającego jak dwunożna małpa.

Człowiek pochodzący od małp? W talach pięćdziesiątych XIX wieku przecież tak właśnie przedstawiano w satyrze i karykaturze Darwina – jako naukowca o ciele zwierzęcia. To była obelga dla człowieka, który uważał, że ludzie nie powstali na obrazi podobieństwo Boga, jak głosiła Biblia, ale wyewoluowali od małp.

Człowiek pochodzi od małpy – to rewolucja

Ówczesna rewolucja w nauce i myśleniu o pochodzeniu człowieka, tkwiąca mocno w niedużej jaskini kamieniołomu wapienia w Neandertalu, miała wielki rozmach. Pamiętajmy jednak, że zanim jeszcze Charles Darwin zmierzył się ze swymi przeciwnikami, to jednak niemiecki antropolog Johann Carl Fuhlrott, który był miejscowym nauczycielem, trafnie rozpoznał w dostarczonych mu kościach nie tyle odmieńca, co po prostu nowy, nieznany gatunek człowieka. Skonsultował się z profesorem anatomii Hermannem Schaaffhausenem i on potwierdził, że to nowy człowiek.

Warto pamiętać, że Hermann Schaaffhausen badał rozmaite rasy ludzkie, także te z innych kontynentów. To on był autorem dość rewolucyjnego na tamte czasy wykładu wygłoszonego w Bonn, w którym głosił całkowite równouprawnienie ras ludzkich i ich wpływu na historię i kulturę. W 1857 roku, dodajmy. W czasie wciąż szalejącego niewolnictwa, ekspansjonizmu, kolonializmu i segregacji rasowej.

W 1857 r. świat dowiedział się jednak, że człowiek ma nie tylko różne rasy. Istniały także różne gatunki ludzi, podobnie jak istnieją różne gatunki antylop, jeleni, delfinów czy ptaków. Nie byliśmy pierwsi, nie jesteśmy jedyni w dziejach świata, podlegamy tym samym procesom biologicznym co każda inna żywa istota.

To nie było łatwe do strawienia dla ówczesnego świata i prawda o neandertalczykach jako ludziach odrębnych, żyjących równolegle z człowiekiem współczesnym długo się przebijała. Sam Hermann Schaaffhausen nie powiązał jeszcze neandertalczyka z epoką tak wczesna jak lodowcowa, a wielu innych naukowców widzieli w szkielecie z Niemiec raczej przykład jakiejś choroby kości, może krzywicy, może innej patologii.

Może byłoby wtedy łatwiej, gdyby wcześniej nie zostało przeoczone inne znalezisko z terenów leżących całkiem niedaleko od Neandertalu. Znalezisko ważne, ale zlekceważone, a starsze o 20 lat. No tyle tylko, że gdyby udało się je zawczasu prawidłowo rozpoznać, neandertalczyk nigdy by nie istniał. 

Ta nazwa przylgnęła już mocno do wymarłego gatunku człowieka, stała się niejako symbolem pradawnego życia i naszej ewolucji. Rozsławiła także dolinę Neandertal o wiele mocniej niż Joachim Neander – kompozytor, któremu zawdzięcza nazwę. Muzyk miał tu wypoczywać, szukać natchnienia.

Tymczasem w 1829 roku udało się znaleźć coś niezwykłego niedaleko miejscowości Engis, blisko wioski Awis w Belgii (chociaż było to na rok przed uzyskaniem przez Belgię niepodległości od Niderlandów, a warto pamiętać, że utrzymana została ona głównie dzięki polskiemu powstaniu listopadowemu z 1830 roku, bo uniemożliwiło ono interwencję rosyjską blokującą tę niepodległość).

Neandertalczyka znaleziono gdzie indziej

Znalezisko z Engis było fragmentami czaszki wraz z żuchwą czy zębami. Czaszka musiała należeć do dziecka i wyglądała bardzo osobliwie. Niby ludzka, a jednak nie do końca. Te kości odnalazł belgijski (w zasadzie wtedy jeszcze niderlandzki) badacz Philip Carel Schmerling, jeden z ojców światowej, XIX-wiecznej paleontologii. Nawet on jednak nie wiedział, co z tą czaszką począć i do kogo coś takiego mogło należeć. Wtedy, w 1829 i 1830 roku kombinowano tak, by szczątki wpasować gdzieś w kontekst biblijny. Nikt nie ważył się podważać starotestamentowych opisów świata, więc nawet naukowcy uznali, że to zapewne pozostałość po jednej z ofiar biblijnego potopu.

Może gdyby wówczas przebadać czaszkę z Belgii staranniej, przejście przez naukę przez tezy Charlesa Darwina byłoby łatwiejsze?

Szczątki bowiem należały bez wątpienia do młodego neandertalczyka, dziecka tego gatunku człowieka. Nie ma co do tego wątpliwości, ale dopiero od XX wieku. Sto lat po odkryciu udało się zakwalifikować je prawidłowo, podobnie jak kolejne kości neandertalskie znalezione w 1848 roku na Gibraltarze, czyli zapewne tam, gdzie ten gatunek ludzi przetrwał najdłużej.

Tylko że wtedy ów człowiek nie nazywałby się neandertalczykiem. W zasadzie należałoby go nazwać enijczykiem, może awijczykiem, może człowiekiem belgijskim czy engijskim. O Neandertalu nikt by nie słyszał, a słowo „neandertalczyk” nigdy nie znalazłoby się w słowniku nauki.

Radosław Nawrot, Neandertal

***

Czytaj więcej na https://geekweek.interia.pl/nauka/news-neandertalczyk-tak-naprawde-nie-istnial-wszystko-to-nieporoz,nId,7599332#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

Podziel się!