O utopijnych pomysłach klimatycznych UE
Oczywiście mowa jest tutaj o tzw demokratycznych rządach w UE i samej UE oraz jej instytucjach. Na tym polega nowy faszyzm: Wy sobie wybierajcie, mówcie, argumentujcie, przytaczajcie badania naukowe i twarde mierzalne fakty, a my Robimy i tak Swoje.
Oczywiście kiedy PIS wdrażał oparty na manipulacjach naukowo-medialnych oraz niedemokratycznych i niekonstytucyjnych rozporządzeniach Plandemiczny Stan Wojenny w Polsce 13 marca 2020 roku, który trwał do lipca roku 2023, a był pomysłem Sektora Militarnego + Banksterki + Korporacjonistów UE oraz USA równie faszystowskim jak Zielony Ład, to ani się zająknął, że opiera swoje działania na „naukowych” manipulacjach. Teraz za to robią wielkie „Aj, Waj”!
Cytat dnia: „Zdaniem prof. Leszka Marksa, wdrożenie celów klimatycznych postulowanych przez Unię Europejską nie będzie miało wpływu na klimat Ziemi. – (…) mogę to powiedzieć jasno, że ten wpływ w skali globalnej będzie żaden. Nawet, jakby takie działania „proklimatyczne” zostały podjęte przez wszystkie kraje na świecie…”
Materiał nr 3 o Samozagładzie tzw polskiej Lewicy warto przeczytać. Ostatni akapit tego tekstu powinni sobie wziąć do serca wszyscy młodzi wyborcy tej opcji politycznej. Tyle dostaną od nich z ich obietnic wyborczych co od Czwartej Małpy! Figę z makiem!
1. Niezależna: Prof. Marks o utopijnych pomysłach klimatycznych UE – Wpływ tych działań na klimat będzie żaden
Zdaniem prof. Leszka Marksa, wdrożenie celów klimatycznych postulowanych przez Unię Europejską nie będzie miało wpływu na klimat Ziemi. – (…) mogę to powiedzieć jasno, że ten wpływ w skali globalnej będzie żaden. Nawet, jakby takie działania „proklimatyczne” zostały podjęte przez wszystkie kraje na świecie, co jest na razie po prostu niemożliwe, to ich wpływ będzie żaden – mówi w wywiadzie dla Niezalezna.pl geolog, który był autorem ocenzurowanego – jak twierdzi – „pod naciskiem Ministerstwa Klimatu i Środowiska” komunikatu przesłanego do PAP przez Państwowy Instytut Geologiczny.
Przemysław Obłuski: Wpływowi światowi politycy (choć trzeba przyznać, że głównie unijni) oraz działacze licznych organizacji pozarządowych twierdzą, że jeżeli świat nie odejdzie od paliw kopalnych, nie zredukuje konsumpcji mięsa i nabiału, czeka nas klimatyczna katastrofa. Pewien polski polityk stwierdził nawet, że nasza planeta „płonie”. Czy podziela pan te obawy?
Prof. dr hab. Leszek Marks: Nie, ale tu należy uwzględnić dwie rzeczy. Na pewno konsumpcja ogólna, szczególnie w krajach dobrze rozwiniętych, do których zalicza się również Polska, jest nadmierna i wiele rzeczy się marnuje. Nie ulega więc wątpliwości, że racjonalna polityka gospodarcza mogłaby wiele poprawić. Natomiast, jeśli chodzi o przełożenie tego na zmiany klimatu, to oczywiście ono istnieje, ale w skali lokalnej lub regionalnej. Jeżeli wycinamy lasy pod uprawy, to taka odsłonięta powierzchnia gruntu bardziej się nagrzewa, wobec tego w takim obszarze robi się cieplej. Jeżeli zbudujemy miasto, to mamy do czynienia z termiczną wyspą ciepła, w której temperatury są czasami znacznie wyższe niż na peryferiach. W takich przypadkach wiadomo, że jest wpływ człowieka na klimat, ale w ograniczonym obszarze.
Czy wobec tego zmiany klimatu, o których się tak wiele mówi zmierzają w jakimś niepokojącym kierunku?
W powszechnej, publicznej narracji pomija się wpływ procesów naturalnych na zmiany klimatu. 200 lat temu skończyła się tzw. mała epoka lodowa, która była okresem ochłodzenia, jakie zaczęło się w XV wielu (w niektórych rejonach świata trochę wcześniej, a w innych trochę później) i trwało mniej więcej do połowy XIX wieku. Jeżeli porównamy ten okres z ociepleniem średniowiecznym, to średnia temperatura globalna spadła w małej epoce lodowej o ok. 1℃. I od połowy XIX wieku wychodzimy z małej epoki lodowej, dlatego jest coraz cieplej. Badając cykle klimatyczne w przeszłości możemy sądzić, że ten trend ocieplania potrwa jeszcze 50, a może 100 lat, po czym dojdzie stopniowo do kolejnego ochłodzenia z maksimum za kolejne 200-300 lat.
Wpływ człowieka może spowodować, że to ocieplenie będzie ewentualnie o 0,1-0,2℃ wyższe, niż było to w średniowieczu, ale równie prawdziwe jest to, że kolejne ocieplenia i ochłodzenia w historii są podobne wielkością, ale nie identyczne.
Ale od lat słyszymy zupełnie co innego. Mówi się o konsensusie naukowym w kwestii zmian klimatu, który nie oznacza przecież jednomyślności, ale w przekazie medialnym funkcjonuje nieomal jako dogmat. Z czego to pana zdaniem wynika?
Nie ma takiego konsensusu. Proszę zwrócić uwagę, że najbardziej kategorycznie o przyczynach zmian klimatu, wypowiadają się osoby, które się klimatem nie zajmują profesjonalnie. Czasami widzę w programach telewizyjnych ekspertów klimatycznych, którzy są specjalistami, ale w dziedzinach często bardzo odległych od badań klimatu. Na studiach geograficznych jest taka specjalizacja jak klimatologia, ale koncentruje się ona na badaniu klimatu współczesnego i charakteryzowaniu stref klimatycznych występujących na Ziemi. Natomiast geolodzy, którzy badają historię Ziemi, w tym również historię klimatu na Ziemi, mogą na podstawie wyników swoich badań wnioskować również o trendzie naturalnych zmian klimatu w przyszłości.
Pogoda, jest obecnym stanem atmosfery, natomiast klimat jest pojęciem statystycznym, określanym na podstawie średnich parametrów pogody dla okresu co najmniej 30 lat. Jeżeli ktoś mówi, że w tym roku mamy wyjątkowo ciepłe lato, to jest to ewenement pogodowy, natomiast powtarzające się przez 30 lat wyjątkowo gorące sezony letnie wskazują na zmianę klimatu. Nie ma wątpliwości, że klimat się zmienia, ale decydują o tym głównie czynniki naturalne.
Wykluczył pan konsensus naukowy w kwestii wpływu człowieka na zmiany klimatu, tymczasem dominujący przekaz właśnie na nim się opiera.
To nie jest konsensus naukowy, tylko ustalenia Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC), finansowanego przez ONZ i Światową Organizację Meteorologiczną (WMO). Ten międzynarodowy panel powstał w celu udowodnienia wpływu człowieka na klimat.
Czy zatem jest to pana zdaniem działanie obarczone jakimś rodzajem lobbingu?
Tak, oczywiście. Przecież to jest biznes. Proszę spojrzeć na tzw. organizacje klimatyczne, które głoszą tezę o „katastrofie klimatycznej”. Te organizacje cały czas żyją z grantów, dotacji itp., niczego nie tworzą ani nie prowadzą żadnych badań.
Jeden z moich rozmówców (prawnik z tytułem doktora habilitowanego) stwierdził, że „prawda dzisiaj na uniwersytecie czy w prowadzonych badaniach naukowych coraz rzadziej ma jakiekolwiek znaczenie”, że „liczy się interpretacja i to często interpretacja dopasowywana do jakiejś ideologii, jakichś uprzednich założeń”. Powiedział też, że naukowcy dzisiaj często nie są badaczami i poszukiwaczami prawdy, ale „adwokatami pracującymi na zlecenie, którzy próbują wyinterpretować rzeczywistość na potrzeby zamawiającego”. Czy zgadza się pan z taką diagnozą dzisiejszego świata nauki?
To jest szersze zagadnienie. Tego nie można ująć tak wąsko, jak to zostało powiedziane, bo wynikałoby z tego, że każdy naukowiec, który coś bada, jest przez kogoś wynajęty i robi to na czyjeś zlecenie. Nie jest też tak, że naukowiec, który coś bada zawsze dochodzi do prawdy absolutnej. Działania naukowe polegają na tym, że na podstawie tych danych, które uda się zdobyć (a wiadomo, że są one cząstkowe) bada się jakiś fragment rzeczywistości. Nie każde badania kończą się sukcesem, ale jednocześnie jest to inspiracja do prowadzenia dalszych badań, na przykład przy innych założeniach metodycznych. Nie można powiedzieć, że badania naukowe nie mają sensu i nic z nich nie wynika, bo gdyby tak było, to byśmy dalej żyli w jaskiniach.
Ale ja nawiązałem do tej opinii w kontekście tego, co pan wcześniej przyznał, tzn., że dominujące czy lansowane teorie w sprawie zmian klimatu mogą być wynikiem działań lobbystycznych.
Oczywiście, że tak może być. Ale w tym przypadku mamy z jednej strony propagatorów katastrofy klimatycznej, a z drugiej lobby paliwowe. W obu przypadkach finansowani są ci naukowcy, którzy wspierają założone tezy.
Moi znajomi geolodzy z niektórych państw europejskich mówią o tym, że gdyby zaproponowali projekt grantu, który by podważał teorię antropogenicznego ocieplenia klimatu, to taki grant nie zostałby im przyznany.
Z tego, co pan mówi wynika, że mamy do czynienia ze zinstytucjonalizowaną manipulacją na grubą skalę.
Tak, ale nie dotyczy to tylko nauki, to się dzieje w różnych dziedzinach życia. Podejrzewam, że gdyby Kopernik chciał uzyskać grant na stworzenie swojej teorii heliocentrycznej, to na pewno by nie dostał na to pieniędzy, bo obowiązywała wówczas teoria geocentryczna. On był w jakiś sposób niezależny, a ostra krytyka jego teorii nastąpiła dopiero po śmierci. Wiadomo, że finansowanie albo jego brak jest najłatwiejszą okazją do manipulowania.
To przekłada się jednak na nasze życie. Ja do dzisiaj nie wiem, czy kawa jest zdrowa czy nie, podobnie jak chodzi o masło lub jajka. Pamiętam już z wiele zwrotów akcji w takich błahych sprawach, a tu mówimy o czymś znacznie poważniejszym.
Na tym polega nauka. Na podstawie badań wysnuwa się różne wnioski i generalnie mamy postęp, mimo, że cały czas dzieje się to trochę po omacku. Podczas studiów uczyłem się o Platonie, ale dopiero po latach do mnie dotarł sens jego wizji świata. Platon mówił, że świat wygląda w taki sposób, że człowiek znajduje się w jaskini i obserwuje jedynie jakieś cienie, które przesuwają się na ścianie jaskini i są one odbiciem świata rzeczywistego. I właśnie na podstawie tych cieni człowiek próbuje odtworzyć to, co jest na zewnątrz. Nauka polega na tym samym. Na podstawie różnych śladów próbujemy ustalić, jak jest naprawdę i dlatego często błądzimy.
W przypadku klimatu jednak doszliśmy do momentu, w którym przekaz medialny zdominowały całkowicie tezy o destrukcyjnym wpływie człowieka. Czy w związku z tym możliwa jest jeszcze jakaś racjonalna i pozbawiona ideologicznego kontekstu dyskusja na ten temat?
Jedyna metoda, to głośne mówienie o tym, co się na ten temat sądzi. Dyskusja naukowa polega na tym, że ścierają się różne poglądy, a mądra polityka naukowa polega na tym, że słucha się ekspertów reprezentujących różne opinie (a nie tylko takich, którzy robią coś na zamówienie) i na tej podstawie wyciąga wnioski. Jeżeli natomiast polityk domaga się jedynie poparcia dla „jedynej słusznej koncepcji”, no to mamy to, co mamy.
Dwa tygodnie temu Państwowy Instytut Geologiczny, w którym pan od lat pracuje musiał wycofać się z twierdzeń o braku istotnego wpływu człowieka na zmiany klimatyczne. Jak poinformowano, pan był autorem informacji, którą upubliczniła Polska Agencja Prasowa.
To było spowodowane naciskami z Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Dwadzieścia lat temu byłem dyrektorem tego instytutu i też miałem podobną sytuację: minister dzwonił do mnie wieczorem po decyzji, którą wcześniej podjąłem i zagroził mi dymisją.
Uważam, że uleganie naciskom administracyjnym w sprawach naukowych jest błędem, bo obniża wiarygodność Instytucji naukowej.
Na koniec pytanie bardzo na czasie, bo „Zielony Ład” za chwilę wydrenuje nasze portfele. Jaki wpływ na klimat na Ziemi będzie miało wdrożenie celów klimatycznych postulowanych przez Unię Europejską?
Trudno mi uwierzyć w to, że 200 lat temu czynniki naturalne nagle przestały wywierać jakikolwiek wpływ. Po drugie, Unia Europejska nie zrealizuje swojej polityki klimatycznej, bo jest to po prostu niemożliwe, chociażby z powodu ograniczeń ekonomicznych. I po trzecie: jeżeli zredukowane zostanie zużycie paliw kopalnych przez wprowadzenie większego udziału energii odnawialnej, to na pewno będzie to korzystne dla jakości życia, bo np. zmniejszy się zanieczyszczenie powietrza. W miastach możemy między innymi ograniczać betonowanie dużych powierzchni i zwiększać powierzchnię terenów zielonych (także na dachach budynków). Takie działania są potrzebne, bo trzeba umieć się dostosować do zmian klimatu.
2. J. Zięba: „Danse macabre” przemysłu szczypawek….
https://tv.jerzyzieba.com/filmy/jEXDkPPmPv/ZWmnwxeq30k5l8gj1DrJNMgaPoB2vK
3. Strajk.eu: Gen samozagłady tzw. polskiej lewicy
Najnowsza interpelacja posłanki Anity Kucharskiej-Dziedzic, dotycząca możliwości prowadzenia egzekucji komorniczej z płacy minimalnej, jest kolejną w tym sezonie politycznym mroczną groteską w wydaniu tego niegodnego już nawet pożałowania stronnictwa. Jest w tym coś doprawdy obleśnego, że teoretycznie prospołeczna frakcja, ni stąd, ni zowąd, zamienia się w lobbystę kancelarii komorniczych, firm skupujących długi, banków, lichwiarzy… Innymi słowy tzw. lewica reprezentuje w osobie tej posłanki interesy najbardziej radioaktywnego szlamu, jaki wygenerował kapitalistyczny porządek w ciągu minionych trzech dekad w Polsce.
Mniej zorientowanym przypominam, iż obecne prawo dopuszcza egzekucję majątku do wysokości ekwiwalentu płacy minimalnej. Zapis ten ma dwie funkcje – humanitarną, tj. by dłużnik nie umarł z głodu, i finansową – aby umożliwić takiemu delikwentowi znalezienie jakiegoś źródła dochodu i jednak dług ostatecznie z niego ściągnąć. Kucharskiej-Dziedzic, czy komukolwiek, kto jej zlecił, czy podpowiedział tę idiotyczną interpelację, to się nie podoba. Jest zdania, że należy windykować wszystko. Najlepiej jeszcze zedrzeć z dłużnika odzież wierzchnią, bieliznę… Kto wie, w następnej interpelacji może będzie coś o zajęciu np. jednej nerki? Obywatelko Posłanko – nie ustawajcie w sadystycznych wysiłkach i dajcie swej, jakże lewicowej wyobraźni i wrażliwości, należny upust!
Oczywiście, samo pojawienie się tego wrzodu nie powinno szokować, gdyż polska lewica jest konglomeratem ugrupowań reprezentujących złogi po zdemoralizowanej PRL-owskiej nomenklaturze, fanatycznych uśmiechlaków bez pojęcia o polityce – typu małżeństwo Biedroń/Śmiszek – hipsterskie freak show, w które zdegenerowała się znudzona młodzież z aspiracjami do kontrkulturki, alternatywki, bohemki i w ogóle wszystkiego, czym mogą zdenerwować własnych rodziców (stąd fiksacje na punkcie dziadersów, boomerów, itp.). Z tego czarownego rynsztoku każdy zainteresowany czasem wyłowi, co tam mu się może przydać; czy to lichwiarz, czy alfons, czy zwyczajny przypadkowy zwyrol identyfikujący się jako… [tu wstawić dowolne słowo].
Kucharska-Dziedzic próbowała się bronić, twierdząc, iż rzeczoną interpelację zgłosiła wiedziona intuicją przychylenia nieba dzieciom i matkom porzuconym przez ojców-alimenciarzy. Oczywiście, jest to bzdura, gdyż prawo dopuszcza zajęcie nawet 60% ekwiwalentu minimalnego wynagrodzenia jeśli zadłużenie stanowi wierzytelność alimentacyjną lub jest zobowiązaniem wobec skarbu państwa. Innymi słowy – kwestia niezapłaconych alimentów i podatków została już osobno uregulowana w materii egzekucyjnej, a obywatelka posłanka zwyczajnie kręci i szura krzesłem, by zatrzeć ślad, że pierdnęła w towarzystwie.
Teraz albo przyjdzie jej poczekać, aż kwestia ta rozejdzie się po kościach, albo zrobić skok w Platformę czy inną Inicjatywę Polska i tam zająć się tym, co zasugerowałem w drugim akapicie. Takie inicjatywy przyjmowane tam wszak bywają z ostentacyjnym aplauzem.
I na koniec tej krótkiej refleksji nie sposób nie westchnąć: nie będzie CPK, nie będzie elektrowni jądrowych, nie będzie liberalizacji barbarzyńskiego prawa antyaborcyjnego, nie będzie związków partnerskich, nie będzie obniżki cen paliw, nie będzie utrzymania niższych cen energii, nie będzie podwyższonej kwoty wolnej od podatku, nie będzie akademików za złotówkę, nie będzie żadnych nowych nakładów na budownictwo komunalne, o jakich działaniach na rzecz pokoju w regionie i na świecie nie warto nawet wspominać… Ale za to będzie egzekucja z minimalnej!
Kolejny szczyt fajnopolactwa zdobyty! Niestety, zapewne nie ostatni.
Autorstwo: Bojan Stanisławski
Źródło: Strajk.eu