Lechickie Odrodzenie: Żłobki i przedszkola to nie dobrodziejstwo, lecz patologia cywilizacji

Żłobki i przedszkola to nie dobrodziejstwo, lecz patologia cywilizacji

 

 

Żłobki i przedszkola to nie dobrodziejstwo, lecz patologia cywilizacji

Jesteśmy o krok od całkowitego odzyskania odwagi i jasności umysłu, zatem i wolnej woli – dotyczy to wszystkich, którzy przetrwają obecny czas przemian. Zatem jesteśmy o krok od chwili, w której przemoc nie będzie możliwa czy to w skali masowej, czy lokalnej, ponieważ zdławi ją zdecydowany i masowy opór społeczeństwa. Wojny i terror wygasną, a zatem znikną i ich konsekwencje. Z przyczyn duchowych i technologicznych zanikną też wypadki i katastrofy (przy czym część jest efektem wyrachowanej taktyki satanistów). Oznacza to oczywiście piękny przełom na ziemiach wolnych ludzi: likwidację domów dziecka i sierocińców.

To jednak nie wszystko. Wciąż wielu Rodziców, zmechanizowanych przez warunki systemu, postrzega za normy i niestety dobrodziejstwo żłobki i przedszkola. Tymczasem te instytucje są typowymi hangarami Matrixa do tłumienia światła i odwagi przepuszczanych przez nie dusz. W gruncie rzeczy na poziomie traumy psychicznej i jej rezonansu na cechy emocjonalne i charakterologiczne, żłobki i przedszkola mogą być nawet groźniejsze od szczepień noworodków. Jakkolwiek destruktywny wpływ szczepionek sięga wszystkich sfer istoty ludzkiej, to nie musi odebrać jej radości życia, zapału, przebojowości, poczucia wartości. Wymienione instytucje mogą – ponieważ drastycznie traumatyzują wszystkie odrywane od Rodziców Dzieci. 

Właśnie w tym określeniu zawiera się cały klucz problemu i esencja przekazu: Dzieci odrywane od Rodziców. Kiedy weźmiemy sobie te słowa do serca, możemy natychmiast zweryfikować ich straszną siłę prawdy, sięgając myślami do sytuacji, kiedy zostawialiśmy Dziecko w którejś z tych instytucji przez pierwsze dni i tygodnie. Sami – zazwyczaj nie pamiętamy już własnego dramatu, kiedy tak samo czynili z nami nasi Rodzice czy opiekunowie, ponieważ Dzieci zagłuszają w sobie przeżycia straszne i niewytłumaczalne. To też w końcu musimy przyjąć: opuszczenie Dziecka przez nas nigdy nie będzie dla niego wytłumaczalne, cokolwiek byśmy mu nie powiedzieli. Jeśli nawet intelekt trzylatka lub czterolatka będzie w stanie przyjąć jakąś informację, to już nie pojmie tego jego serce.

Co się dzieje za drzwiami przedszkola, które zamknęły się za Dzieckiem opuszczonym przez matkę lub ojca? Oni sami dobrze to wiedzą – bo kto raz usłyszał rozpaczliwe krzyki i płacz własnego potomstwa, nie zapomni tego nigdy, tak bardzo wtapia się to w duszę. Dziecko natychmiast zapada się w rozpaczy i przerażeniu, ponieważ nie jest przygotowane do tego rodzaju położenia. Nie jest przygotowane do utraty poczucia opieki Rodziców. To zwyczajna prawidłowość emocjonalna małej istoty, niezależnie jakiej jest rasy czy gatunku.

Jak to powinno zatem wyglądać? Oczywiście tak, jak u Przodków czy też tak, jak przed resetami. Jeśli zatem ojciec, głowa Rodu, opuszcza dom, aby zarobić na bliskich, to matka nigdy nie rozstaje się ze swym małymi Dziećmi, ponieważ absolutnym priorytetem jest stałe utrzymanie ich w poczuciu miłości i pieczy – co najmniej przez jednego Rodzica. Oczywiście Dziecko potrzebuje, łaknie wręcz, energii i duchowości obojga: matki i ojca, przy czym separacja z matką, dziś często praktykowana w szpitalach masońskich, to już obrabowanie malucha z podstawowych potrzeb gwarantujących jego stabilne osadzanie w świecie. Dzieci wychowane w poczuciu opieki i wdzięcznej miłości Rodziców, z kolei wolne od lęku pozostawienia samymi w obcej przestrzeni, unikają traum i zubożenia swoich potencjałów – wyrastają na prawych i zrównoważonych Rodaków, odważnych i przebojowych kreatorów, a przy tym ludzi życzliwych, dobrych, uczynnych. I to cała definicja wypuszczenia w świat szczęśliwej i twórczej istoty. Porody i separacje szpitalne, żłobki i przedszkola, w poważny sposób pustoszą siłę duchową i kreacyjną Istoty Ludzkiej, jej odwagę wybierania, konstruowania czegokolwiek „wbrew tłumom”, i postrzeganie świata jako zrównoważonej, chronionej rozumnymi zasadami platformy życia.

Każda trauma jest ciosem dla potencjałów, a traumę może Dziecku sprawić nawet przestrach, który dla wielu dorosłych jest niedostrzegalnym banałem. Na przykład dźwięk uruchomionej wiertarki w którymś z mieszkań wspólnego bloku. Kompletna ochrona Dzieci Polskich nie zacznie się wtedy, kiedy wszyscy Rodzice staną się świadomymi, lecz wtedy, kiedy każdy jeden zatroskany sąsiad przyjdzie zapytać (i zarazem uprzedzić), kiedy może uruchomić wiertarkę, kiedy z miejskich ulic znikną motocykliści z rozregulowanymi tłumikami, kiedy kierowca wozu interwencyjnego upewni się, że nie uruchamia syreny w pobliżu wózka z niemowlęciem.

Odrywanie Dzieci od siebie i opuszczanie ich przed drzwiami przedszkoli jest zdecydowanie silnie traumatyzującym przeżyciem. Często i dla Rodziców. Robimy to tylko dlatego, że system zaprogramował nas na tak ograniczonych w postrzeganiu sytuacji, że większość z nas wciąż jeszcze, nawet przy ściśniętym sercu, przyjmuje rozpacz synów i córek za normę, rodzaj chrztu, który każdemu jest dany, no ale wszyscy jakoś to przeszliśmy i później jest w porządku.

System, za którego ustawienia nie odpowiadają nawet istoty ludzkie, zrobił wszystko, aby Ludzkość ograniczyła swoje potencjały, w tym dostęp do wiedzy i intuicji (decydujący głos serca), a tym samym sama pracowała na swój status nieświadomego niewolnictwa. Kreowała go.

To system ustawił Rodziców na bierność wobec krzywdy własnych Dzieci i jako nieświadomych, ale przecież współodpowiedzialnych za to.

To system ustawił zarobki na takim poziomie, że nawet Rodzice świadomi całej puli konsekwencji oddawania Dzieciom obcym opiekunom i instytucjom, mają prawie zerowe możliwości operacyjne, bo mało kto może utrzymać Rodzinę jedną pensją.

To system ustawił żłobki i przedszkola jako elementy szeroko rozbudowanej maszynerii cywilizacyjnej, kształtującej usystematyzowanych w myśleniu i działaniu niewolników, praktycznie w stu procentach narażonych na krzywdy i traumy, nawet jeśli nie zapisuje ich świadomość.

To system krzywdzi nasze Dzieci, z premedytacją włączając nas do współpracy. Kto wracał z przedszkola ze złamanym sercem, wie, o czym piszemy.

System nie jest konstrukcją ludzi, tylko wyrafinowanych istot bez duszy i uczuć wyższych, upodobanych w prześladowaniu, rabunku i grozie. 

Nie przeczymy, że nawet dotknięte traumami, zwykle mniejszego ciężaru, Dzieci doświadczone żłobkami, przedszkolami, narzuconymi, przedwczesnymi separacjami – mogą żyć radośnie i kreatywnie. Jednak ograniczenie potencjałów czy tendencje lękowe, brak przebojowości, wiary w siebie, skłonności do zaniedbania i inne skutki traum mogą mieć charakter trudno wykrywalny – tak samo jak większość skutków poszczepiennych. Można siąść do rozprawy naukowej czy analizy psychologicznej nad tą kwestią, lecz w rzeczy samej jest to zupełnie zbędne. Nic nie przewyższy obserwacji i współodczuwania Dzieci przez jego Rodziców, szczególnie matki. I każda sensytywna i świadoma matka tego świata wie, że wrażliwość maluchów jest ogromna. W dzisiejszych ustawieniach tak zwanej cywilizacji mało kto z nas powie, że z okresu dzieciństwa nie wyniósł urazu, przykrego wspomnienia, lęku, bólu czy blokady. Natężenie takich czynników może nie tylko ograniczyć wiarę w siebie, zaniżyć poziom odwagi i godności (żadne Dziecko wychowane w gnieździe rodowym, czy to mając lat 5 czy 10, czy będąc dorosłym – nie założyłoby maski na twarz) – może także utrudnić skonstruowanie harmonijnego małżeństwa i Rodziny.

Skutki tego rodzaju nie dotykały żadnych Słowian, dopóki ich nie usystematyzowano i od dziecka wrzucono w wiry instytucji, których celem głównym jest odrywanie potomstwa od Rodziców. Jeśli uwolnimy się od publikacji systemowych, głoszących, co jest dobrem dla naszych Dzieci, i skupimy się na energii naszego serca – natychmiast poczujemy, że sensytywność malucha absolutnie wyklucza wszelką nieakceptowaną przez niego izolację do co najmniej szóstego roku życia. To, co mogą z całą pewnością przyznać Rodzice kilkulatków, to że niezmiennie sygnalizują one potrzebę stałej obecności przynajmniej mamy, i sygnalizują poruszającą radość z powodu tejże obecności. Kilkuletnie Dziecko praktycznie chodzi za matką lub ojcem. Jeśli samo wypuszcza się do kuchni czy innego pokoju, to zwykle nie na długo, a jego kodem ochrony jest po prostu przekonanie o obecności Rodzica w kontrolowanym zasięgu.  Takie wypady to są przygody i wyzwania. Jeśli maluch bawi się sam w osobnym pomieszczeniu, to taką próbę separacji (podjętą, co istotne, z woli własnej), stabilizują głosy Rodziców rozmawiających w bliskiej odległości.

Musimy zaznaczyć, że dzisiejsze ustawienia niestety nie wykluczają praktycznie żadnych zagrożeń dla Dzieci ze strony opiekunów urzędowych. W Holandii doszło do kilku tragicznych zabójstw ze strony pracownika przedszkola, w Rosji lekarka wyrzuciła niemowlę przez szpitalne okno. Na przestrzeni ostatnich lat mieliśmy kilka publikacji na temat molestowania czy znęcania się nad maluchami. I przy tym rozsądek każe założyć, że takich niewykrytych dramatów może być znacznie więcej. System chroni Dzieci w żłobkach, przedszkolach, szkołach, a nawet na koloniach, obozach i w szpitalach tylko w ograniczonym stopniu.

Radosne Dziecko, którego entuzjazm i polot odkrywcy świata i zdobywcy przeszkód –  wypełniał nasze rodzicielskie dusze przez pierwsze dwa, trzy, cztery lata – może zaniknąć dosłownie jednego dnia, a co gorsza – możemy mieć spore trudności, aby wydobyć z Dziecka (a tym bardziej opiekuna) przyczyny tak gwałtownej i przygnębiającej przemiany. Jeszcze bardziej spore – z uzdrowieniem malucha i przywróceniem mu poprzedniej radości życia i poczucia ochrony.      

To prawda, że drastyczne przypadki są rzadkie, i nie jest naszym celem straszyć Rodziców, którzy oddają synów i córki do żłobków czy przedszkoli, ponieważ utrzymanie domu wymaga pracy obojga. Nie ma tu żadnej winy – to ustawienia systemu. Planowe, antysłowiańskie, antyludzkie. Jednak zagrożenie niestety istnieje. Wypuszczenie syna czy córki spoza naszej kontroli otwiera wysokie prawdopodobieństwo ich zetknięcia z czyimiś programami, podczepieniami, traumami albo wzorcami, które my uznalibyśmy za niewłaściwe. Problemów jest więcej. Dzieci mają nie tylko indywidualny proces rozwoju, ale też indywidualną amplitudę skoków potrzeb z nim związanych. Dlatego jest to bardzo kłopotliwe w przypadku tak zwanego leżakowania. Jakkolwiek na tym polu zachodzą już zmiany, to przecież setki tysięcy Lasząt męczyły się dziesięcioleciami narzuconym im porządkiem dnia. Efektem mogły być tak rozregulowanie, jak urazy psychiczne. Nawet przy coraz częściej stosowanych elastycznych praktykach personelu (dzięki presji Rodziców) nie wyeliminuje to do końca prawdopodobieństwa zaburzeń rytmu konstruującego się organizmu, ponieważ personel nie ma szans odczuć i rozpoznać najsubtelniejszych sygnałów malucha, w przeciwieństwie do jego Rodziców.

Wykluczenie niepożądanych, nieczułych i agresywnych zachowań personelu wobec podopiecznych nie zmienia tego, co napisaliśmy odnośnie narzuconej rozłąki. Ponieważ budzimy się ze snu niewoli, co oznacza wzrost świadomości, wrażliwości, odwagi i odpowiedzialności, zaczynamy rozumieć, że jedną z najgorszych rzeczy, które mogą przytrafić się Dziecku, to narzucone mu próby odwagi i samodzielności. U naszych Przodków uznano by to za obłęd, prawdziwe szaleństwo. Dziecko samo wyznacza sobie czas i trajektorię swoich odkryć, przesuwanych granic, nowych wyzwań. Stwórca dał nam znak – ponieważ proces rozwoju fizycznych możliwości Dzieci synchronizuje się z rozwojem ich mentalnej i psychicznej gotowości do nowych wyzwań. Zatem to natura, a nie systematyzujące Dzieci niczym klony wykładnie naukowe, pokazuje nam prawidła. Dziecko niechodzące, niemowlę, nie jest gotowe na dalekie wypady i interakcje z większymi grupami ludzi, z Dziećmi i dorosłymi o rozchwianej częstotliwości, na konfrontację z dźwiękami miasta, takimi jak warkot czy jazgot motorów, pojazdów, syreny wozów interwencyjnych, rumor robót drogowych, hałaśliwa muzyka w sklepach – ani na zderzanie się z chaosem energii w centrach handlowych. Nie są dostrojone energetycznie do interakcji z zachwianymi emocjonalnie ludźmi, a potwierdza to często gwałtowne pogorszenie nastroju, kiedy w mieszaniu zjawia się ktoś spoza ścisłej Rodziny: jego wibracje i zawartość aury natychmiast uderzają w bezbronne, ultraczułe Dziecko.

Kwestia aury i sensytywności jest tak istotna, jak praktycznie nieznana nieomal w ogóle w przestrzeni dzisiejszych systemowych dziedzin medycyny, pedagogiki czy edukacji. W psychologii bywa różnie, ale są już ludzie świadomi, którzy dzięki otwartości umysłu pracują nad poszerzeniem spektrum postrzegania emocjonalno-duchowo-energetycznych zależności Istoty Ludzkiej. W żłobku lub przedszkolu Dziecko opuszczone przez Rodziców nie mierzy się zatem tylko z tym niezrozumiałym i lękowym położeniem na płaszczyźnie intelektu i emocji. Oczywiście z nagła jest osadzone w mieszance aur, emocji, energii, wibracji obcych sobie maluchów i dorosłych. To stan, które część przyjmuje względnie szybko, część opiera się długo i z desperacją odbijającą się w duszy. W roku 2021 półtoraroczne Dziecko wyszło samodzielnie, niezauważone, ze żłobka w Olsztynie i prawie doszło do ulicy. To nie tylko dowodzi, że opieka instytucji może być zawodna. Wiele sensytywnych, odbierających emocje, częstotliwość, a nawet zamiary Dzieci, intuicja kieruje do wyjścia. To tęsknota za zrównoważoną aurą matki i dyskomfort energetyczny mogły wzbudzić we wspomnianej dziewczynce potrzebę oddalenia się – niekoniecznie zmysł badacza świata.

I czas podkreślić sedno ograniczeń takiej opieki. Działa tu ten sam mechanizm, co przy porodach szpitalnych, gdzie usługę asysty wypełniają lekarze i położne niezaangażowane emocjami, duszą, w dobro noworodka i jego matki, ani oczywiście w dobro Rodu. To logiczny skutek charakteru tej pracy – mechanicznej czynności bez udziału serca. Jakkolwiek zdarzają się wspaniałe położne i lekarze, to długa lista koszmarów i traum spisana przez tysiące polskich kobiet jest tu niepodważalnym certyfikatem jakości tego położniczego taśmociągu.

W żłobkach i przedszkolach mogą pracować kobiety anielskie, ale ich serce zostaje w domu, zaś w placówce muszą zmierzyć się z chaosem energii, liczbą podopiecznych, ich wrażliwością i niestety rezonansem szoku wynikłego z oderwania od Rodziców. Najmniej stresującą opcją dla Dzieci jest zatem opiekunka domowa – niania. Na korzyść będzie działać to, że maluch pozostanie w znanej sobie i energetycznie dopasowanej przestrzeni, oraz że – będzie z opiekunką zaznajomiony (przy pierwszych spotkaniach powinna być matka, aby dać Dziecku podłoże ufności i pieczy.

Nie mniej – nawet najlepsza niania nie będzie mieć tego, co matka: zdolności sczytywania potrzeb i emocji Dziecka poprzez łącze miedzy sercami.

W Polsce jest sporo Rodzin, które byłyby w stanie zatrzymać Dzieci w domu. Obniżyłoby to im status finansowy, ale nie do kłopotliwego poziomu. Jednak poddają się programom, w tym materialnemu, ponieważ ich poziom świadomości i sensytywności uległy obniżeniu i z niejakim automatyzmem – czasem wygodnictwem – oddają Dzieci pod opiekę instytucji. To zwycięstwo sił ciemności i porażka boskiej ze swej natury Ludzkości, w każdym takim przypadku. Jednym z pierwszych skutków takiego wygodnictwa jest gwałtowna utrata równowagi przez malucha. Zaczyna chorować – co pochopnie bierze się za jakiś efekt zarażenia infekcją grasującą w placówek, gdy tymczasem, uwaga, Dziecko się niczym nie zaraża. Ono odchorowuje stres, przestrachy, krzywdy, porzucenie, oraz agresję i frustracje innych istot zamkniętych w tym samym pomieszczeniu. Utrata równowagi to też rozchwianie emocjonalne. Wielu Rodziców założy, że ich trzy-, czterolatek wszedł w wiek buntu, ale on po prostu utracił znane sobie podłoże ufności i opieki, i odreagowuje okazywaniem gniewu lub desperacji. Czasem jest to jedyny komunikat, na jaki potrafi zdobyć się Dziecko – i tym smutniejsze jest to, że nie zostaje on odczytany.

Większość naszych Rodaków nie ma jednak komfortu finansowego i oboje Rodziców pracują, kiedy maluch jest zapisany do żłobka lub przedszkola. Taką decyzję, silnie determinującą przeżycia, nastawienia i postrzegania swoich możliwości w próbach życia Dzieci – warto na pewno przedyskutować na naradzie rodzinnej. Niektórzy mogą powierzyć swoje potomstwo krewnym, na przykład cioci lub babci. U Przodków ruszenie rodowe wspierające młodych Rodziców materialnie, duchowo i praktycznie, było równie błyskawiczne i entuzjastyczne, co przyjęcie sieroty do któregoś z Rodów. To że dziś nie jest to oczywistością, dopisujemy to długiej listy patologicznych konsekwencji ustawień systemu.

Jeśli jest naprawdę kiepsko – znikąd pomocy, a finanse odbierają sen z powiek i oboje Rodzice są przekonani, że muszą oboje pracować, a tym samym oddawać malucha na przechowanie instytucjom, można przynajmniej zastosować wszelkie dostępne środki zwiększające jego pole ochrony i równowagi:

– zrobić dokładne rozpoznanie reputacji żłobka, przedszkola, poprzez opinie i rozmowy własne

– znaleźć placówkę, w której pierwsze chwile, najlepiej dni, jedno z Rodziców może spędzić razem z Dzieckiem i wspierać jego adaptację

– zwracać się o wsparcie do Przodków i Źródła, aby chroniły Dziecko

– nasilić mu przekazy wdzięczności, miłości, troski i pieczy w czasie wspólnym

– afirmować Dziecku ochronę, wizualizować jego ochronę (kula światła i inne)

– wzmocnić ochronę i wibracje malucha czerwoną nicią oraz amuletem

– uważnie obserwować i odczuwać jego zachowania i sygnały. Lepiej reagować pospiesznie niż zignorować złe przeczucie.

To wszystko nie uwalnia naszych maluchów z pełni dyskomfortu i zagrożeń, a już szczególnie nie wynagrodzi mu wstrząsu porzucenia za drzwiami placówki opiekuńczej. Czyniąc zatem, co w naszej mocy, pozostaje wypatrywać zmian na lepsze, które oczywiście nadejdą. Projekty uzdrawiające wszelkie aspekty życia i funkcjonowania są już zaawansowane i zapisują się w Przestrzeni. Bardzo wielu zdolnych i śmiałych twórców w Polsce i w innych krajach pracuje już nad rozmaitymi projektami, które będą rezonować z wolnością, dobrostanem i rozkwitem.

     Jakkolwiek uważamy, że pierwsze wyzwania i osiągnięcia malucha powinny mieć miejsce w domu rodzinnym, to projekt dobrze funkcjonującego przedszkola jest możliwy. Wymagałoby to niewielkich grup podopiecznych, świadomego na wedyjskim poziomie personelu, stałego udziału przynajmniej jednego z Rodziców i harmonii duchowej i energetycznej wszystkich zaangażowanych.

Prawdziwa wolność narodu to stan, w którym na jego ziemi nie ma systemowych żłobków, przedszkoli, domów dziecka, represyjnych szkół, więzień, rzeźni, ogrodów zoologicznych, terenów łowieckich, laboratoriów zamęczających zwierzęta, klatek do wzajemnego katowania się ludzi pod definicja turnieju sztuk walki i wszelkich miejsc, które ze względu na formę swej działalności wysoce narażają na traumy Dzieci, dorosłych i zwierzęta. Właśnie do takiego stanu prowadzą nas projekty, które tworzą ludzie o czystym sercu.

    Jesteśmy nie tylko coraz liczniejsi i nie tylko coraz silniej zjednoczeni dla wolności. Wszyscy rozumiemy już, co jest prawem Istoty Ludzkiej i co jest podstawą Mocy Narodu – dlatego też stajemy się coraz bardziej zjednoczeni nad najważniejszym z projektów: chroniącym Dzieci Polskie przed uszkodzeniami, degradacją, zubożeniem potencjałów, traumami i upodleniem. Dlatego ma miarę możliwości zasilajmy słowem, afirmacją, wizualizacją, błogosławieństwem, publikacją, rozmowami z Rodakami, naciskiem na instytucje – czymkolwiek w zasięgu – zmiany ustawień wysokości zarobków i czasu pracy, oraz kolejne zasiłki rodzinne – aby każda lechicka matka mogła wychowywać swoje Dzieci w zgodzie ze swym sercem i rozumem, tak, że w myśl praw boskich Dzieci będą samodzielne i odseparowane tylko wtedy, gdy będzie to ich własna wola doświadczania.

Patrząc zwyczajnie po ludzku, trudno znaleźć większe źródło spełnienia i euforii, niż widzieć i odczuwać radość Dziecka, zakochanego w każdym kolejnym dniu swoich badań, przygód, wyzwań i czułości. Dotykanie tej radości to wymiar boski. Dlatego myśl, że ta radość mogłaby zostać stłumiona, może niepokoić, a nawet dręczyć wrażliwych Rodziców. Już tylko dlatego warto dołożyć wszelkich starań, aby tak się nie stało. Jakkolwiek nikogo nie namawiamy do obsesyjnego obchodzenia się z Dzieckiem jak z jajkiem, ponieważ graniczy to z przekazami strachu (co Dziecko odbierze), to warto przecież założyć że:

– Dziecko jest niczym jajko, które nabierze twardości – jeśli wszelkie próby, przełomy, wyzwania, osiągnięcia nie będą na nim wymuszone, tym bardziej przez ludzi niepołączonych z nim energią serca, lecz będą osiągnięciami wynikłymi z połączenia czujności, troski, miłości Rodziców z intuicją, zapałem i naturalną chęcią ich malucha. 

    – …i które nabierze miękkości – to jest empatii, czułości, wdzięczności i siły duchowej – jeśli oszczędzone będą mu traumy i niechciane rozłąki z matką i ojcem, a zamiast tego przez co najmniej pierwsze lata życia będzie badać świat w głębokim i niezmąconym przekonaniu, że piecza, miłość i straż Rodziców są rzeczą stałą i w magiczny sposób gwarantowaną.

    Dobromiła i Czcibor

    Ilustracja ze strony https://www.nbcnews.com/news/education/covid-having-devastating-impact-children-vaccine-won-t-fix-everything-n1251172

    Chaos z leżakowaniem czyli jedna z wielu patologii wynikłych z umieszczania Dzieci w placówkach systemowych: https://www.edziecko.pl/male_dziecko/7,79315,27591368,problemy-z-lezakowaniem-rodzice-nie-zgadzali-sie-na-drzemke.html

Nasze wezwanie do otwarcia lechickich serc na przyjęcie sierot i wspólne ruszenie dla ostatecznej likwidacji sierocińców – Intencja powszechnej narodowej adopcjihttps://lechickieodrodzenie555.blogspot.com/2021/11/intencja-powszechnej-narodowej-adopcji.html

Nasz projekt szkoły podstawowej opartej o prawa Słowian chroniące Dzieci i ich potencjałyhttps://lechickieodrodzenie555.blogspot.com/2021/10/projekt-nauczania-dzieci-na-zasadach.html

Nasz projekt Lechickiej Telewizji kompletnie chroniącej Dziecihttps://lechickieodrodzenie555.blogspot.com/2021/09/projekt-pierwszej-wolnej-zdrowej.html

 

źródło: https://lechickieodrodzenie555.blogspot.com/2022/04/zobki-i-przedszkola-to-nie.html

Podziel się!