Nowa Sól – Nasze Miasto: Grzegorz Walkowski – Oto lubuskie, najbardziej pasjonujące zagadki

Oto lubuskie, najbardziej pasjonujące zagadki

Z uwagą przyglądamy się losom historycznych zagadek z innych regionów. Tymczasem i Lubuskie dostarcza nam obfity pakiet tajemnic. Spróbujemy je Wam przybliżyć. Na razie poznajcie dziesięć, o których piszemy najczęściej

Oto lubuskie, najbardziej pasjonujące zagadki. Na liście niezwykłych historii, które trzeba poznać, pojawiają się także okolice Nowej Soli

Osady na Jeziorze Sławskim

Było niegdyś na Jeziorze Sławskim siedem wysp tworzących całkiem okazały archipelag. Zresztą liczne trzcinowiska i mielizny sugerują, że dawniej wysp na jeziorze było zdecydowanie więcej. Na wyspy niedawno weszli archeolodzy. Na wszystkich stanowiskach znaleźli ślady osadnictwa z okresu XI-XIII w. Udało się na nich odkryć liczne metalowe przedmioty, dokumentujące codzienne życie mieszkańców okolicy. Ciekawymi znaleziskami z tego okresu są dna naczyń, dość często zdobione tzw. znakami garncarskimi. To krzyże, ale także różne symbole o charakterze solarnym, pozostałość przedchrześcijańskich wierzeń. Jak uważają naukowcy, znaleziska te można wiązać z pierwszą informacją z 1208 roku dotyczącą osady Lubogoszcz oraz jezior Tuczno i Radziechowo. Możliwe, że gdzieś na tych wyspach należy szukać ówczesnej Lubogoszczy, która pojawia się w dokumentach. Nawiasem mówiąc wówczas prawdopodobnie sądzono, że Sławskie to dwa jeziora. A sprawcą zamieszania była największa z wysp – Ptasia – dzieląca akwen na dwie części. 

Jak chcą archeolodzy jest bardzo prawdopodobne, że w tym czasie wyspa mogła pełnić jakieś szczególne funkcje, jak chociażby związane z pogańskim kultem – tłumaczy Tietz. – Przesłanek jest kilka. Po pierwsze, na wielu jeziorach – również lubuskich – znajdziemy takie centra. Po drugie, nad Obrzycą rozwijało się wówczas intensywne osadnictwo, a wyspa znajduje się w strefie źródliskowej tej rzeki. A takie miejsca często odgrywały istotną rolę w kształtowaniu mitycznych wyobrażeń o początkach takich wspólnot. Warto tutaj przypomnieć o najstarszej nazwie jeziora – Radziechowo.

 

Świątynia w Bodzowie

Czy 7 tys. lat temu to jest dawno? Dawno. Dlatego mamy prawo rozpocząć tę historię od klasycznego „dawno, dawno temu”. Wówczas z południa Europy na teren naszego regionu zaczęli przybywać rolnicy. Przejście od zbieractwa korzonków i jagód oraz myślistwa do rolniczego trybu życia nazywamy rewolucją neolityczną. I mniej więcej wówczas pojawili się u nas pierwsi… astronomowie. A przynajmniej ludzie, którzy z obserwacji zjawisk astronomicznych uczynili swoją profesję.
Odkryto to dzięki… zwiadowi lotniczemu. W 1997 roku z pokładu samolotu wykonano zdjęcia okolic Bytomia Odrzańskiego. Tuż obok Bodzowa na polu ukazały się zwiadowcom tajemnicze kręgi. UFO? Nie, ale wytłumaczenie tego zjawiska jest co najmniej równie tajemnicze. O ile podobne kręgi odnajdywano w Europie południowej i zachodniej, o tyle sądzono, że do polski ten archeologiczny fenomen nie dotarł. To była sensacja.
Jak tłumaczył prof. Zbigniew Kobyliński z warszawskiego Uniwersytetu Stefana Wyszyńskiego było to sanktuarium, które raczej powinniśmy nazwać obserwatorium astronomicznym. – Ludzie tego okresu uzależnieni byli od pór roku, które wyznaczały czas siewu, zabiegów pielęgnacyjnych i zbiorów – tłumaczy archeolog.
Zapewne tego dnia w okolicy zbierali się okoliczni rolnicy i odprawiali ceremonie. Z kolei na Morawach uroczystości odbywały się o wschodzie słońca 9 kwietnia i 3 września oraz o zachodzie 8 i 9 października. Są spekulacje, ze składano tutaj krwawe ofiary.

Wyspa łowców jeleni

Tak, wyspy odgrywały wyjątkową rolę w życiu ówczesnych mieszkańców regionu. Weźmy jezioro Niesłysz. Za wąskim pasem wody jeziora ujrzymy niewielką wyspę, gdzie znajdowało się sanktuarium. Okazuje się, że ponad tysiąc lat temu – badacze datują to na lata 40. IX wieku – była ona połączona z cyplem i pobliskim grodem drewnianym mostem o długości około 100 m i szerokości około 4 m. W pobliżu, w okolicy Nowego Dworku nad jeziorem Paklicko, odnaleziono most prowadzący na sztuczną wyspę powstałą na wypłyconej części akwenu, oddalonej od brzegu jeziora około 120 metrów. W jej obrębie, na powierzchni kilkunastu arów, skonstruowano ruszt z drewna dębowego i sosnowego, sukcesywnie nadbudowywany w miarę podnoszenia się poziomu lustra wody. Jest to jedyna znana na terenie Polski tzw. osada rusztowa z okresu wczesnego średniowiecza.
Wyspa połączona była z lądem drewnianym mostem, który miał co najmniej 80 m długości i 3 m szerokości i jest uznawany za jeden z najbardziej kompletnych i najlepiej zachowanych mostów na terenie całej Słowiańszczyzny. To tzw. wyspa łowców jeleni. Nazwa pochodzi stąd, że odnaleziono tutaj kompletny szkielet jelenia, prawdopodobnie złożonego w ofierze… Tutaj także, prawdopodobnie w X wieku, znajdowała się świątynia.

Iława

Czy na tym szprotawskim wzniesieniu położonym w pradolinie Bobru leżała mityczna Ilua? Z tą mitycznością może nie przesadzajmy, ale historycy już niemal dwa wieki zadają sobie pytanie, gdzie znajduje się to miejsce. Regionalista i społeczny opiekun szprotawskiego muzeum nie ma wątpliwości. To szprotawska Iława. Archeolog Jarosław Lewczuk studzi ten zapał odpowiadając, że Ilua może być wszędzie.
Dlaczego tak owej Ilui (Ilavii, Ilvy) szukamy? Zgodnie z relacją kronikarzy to tutaj nastąpiło pierwsze spotkanie Bolesława Chrobrego i Ottona III w marcu roku 1000. W Szprotawie słyszymy, że właśnie położenie tego wzniesienia, wyspy w dolinie Bobru odpowiada ustaleniom historyków opisujących wczesnośredniowieczny protokół dyplomatyczny, wedle którego na miejsce spotkania na wysokim szczeblu wybierano teren neutralny, a takim właśnie jest środek rzeki. Do 1945 miejsce to nosiło nazwę Nonnenbuschberg (góra w buszu zakonnic). Jednak już niemiecki historyk Gloger określił je jako relikt średniowieczny, gród, sprzed czasów kolonizacji niemieckiej.
Po ponad 800 latach wydarzenie z Ilvy odświeżył śląsko-łużycki historyk Worbs. Na podstawie badań archiwalnych dokumentów ustalił, że znana z kroniki Ilva to na pewno nie Iłowa pod Żaganiem, lecz właśnie nadbobrzańska wieś Iława. W dokumencie z 1295 r. wymieniony zostaje pleban z Iławy „Plebanus Cyslerus de Ylavia”, a od 1318 r. pojawiają się już dwie części miejscowości „Ylavia magna” (Iława Wielka) i „Ylavia slavica” (Iława Słowiańska), położone kolejno na prawym i na lewym brzegu rzeki. W 1802 r. Worbs widział jeszcze pozostałości warowni w Iławie.

 

Wały Śląskie

Krótka notka o wałach Śląskich znajdowała się w podręcznikach historii i wiedzą o nich cokolwiek tylko najpilniejsi uczniowie. Co wiedzą? Że to taki nasz – z poszanowaniem proporcji – Mur Chiński. Słowiańsko-patriotyczna wizja wałów lokowała bowiem ich powstanie we wczesnym średniowieczu, w X-XI wieku. Dla niektórych badaczy stanowiły widomy dowód na istnienie na ówczesnym Śląsku silnego związku plemiennego skupionego wokół Ślężan. Obok Przesieki Śląskiej – będącej zabezpieczeniem na wschodzie i południowym wschodzie – miały stanowić ochronę granic Śląska od zachodu.
Dwa, czasem trzy równoległe wały biegną przez lasy, pola, łączą rzeki, strumienie, bagna. W ciągu ostatnich dwustu lat powstało na ten temat kilka rozmaitych teorii. Może były to starożytne graniczno-obronne rzymskie umocnienia? Może wały obronne Germanów, Słowian i Polan? Albo nowożytne szańce szwedzkie? Krótka notka o wałach Śląskich znajdowała się w podręcznikach historii i wiedzą o nich cokolwiek tylko najpilniejsi uczniowie. Co wiedzą? Że to taki nasz – z poszanowaniem proporcji – Mur Chiński. Słowiańsko-patriotyczna wizja wałów lokowała bowiem ich powstanie we wczesnym średniowieczu, w X-XI wieku.
Tama przeciwko germańskiemu naporowi? Na tę nieco idealistyczną wizję przeznaczenia tej konstrukcji rękę podniósł szprotawianin i regionalista Maciej Boryna. Gdy zaczął mówić, że coś mu w tym pomyśle nie pasuje, poruszył lawinę krytyki. Jak to, ekonomista-bankowiec podważa tak piękną historię? Po latach prowadzenia badań z grupą podobnych mu zapaleńców opublikował raport z programu badawczego „Wały Śląskie”. Okazał się na tyle sensacyjny, że jego autor jest już zapraszany na spotkania naukowców.
Oto według Boryny, powinniśmy zapomnieć o wczesnośredniowiecznym pochodzeniu naszego zabytku. Jego najstarsze fragmenty powstały „dopiero” w XV, góra w XIV wieku, w okresie panowania księcia Henryka IX Głogowskiego.

Skarb Scytyjski

August Lauschke, mieszkaniec Witaszkowa, 5 października 1882 roku wysiewał żyto i robił drenaż. Przeszedł jeszcze raz po polu z pługiem, aby odprowadzić nadmiar deszczówki. Na głębokości 30 cm natknął się na znaleziska, które nie od razu zauważył. Dopiero dwa dni później, po intensywnym deszczu, chciał się przekonać, czy drenaże spełniają swoją rolę.
Większą część skarbu Lauschke zaoferował właścicielowi majątku witaszkowskiego, księciu Heinrichowi z sąsiedniego zamku w Gębicach, prawdopodobnie jako prezent. Książę pojął wartość skarbu, skonfiskował go i zorganizował jego sprzedaż w Berlinie. Przedmioty trafiły do antykwariatu Muzeum Królewskiego w Berlinie, gdzie w styczniu 1883 roku zinwentaryzował je Ernst Curtius. Lauschke otrzymał pełną równowartość pieniężną tego złotego znaleziska, czyli 6000 tysięcy marek.
I tak Witaszkowo weszło do światowej historii jako miejsce odkrycia słynnego scytyjskiego skarbu z Vettersfelde (obecnie Witaszkowa), chociaż dziś historycy są raczej skłonni nazywać skarb tym z pobliskiego Kozowa. Przedmioty były datowane na około 500 rok przed naszą erą Większość znajduje się w Berlinie w Antiken-sammlung. Część, która przed wojną znajdowała się w muzeum w Guben, zaginęła w czasie wojny lub po jej zakończeniu. W Polsce znajduje się kilka kopii złotej ryby, która jest jednym z najbardziej znanych i najczęściej wspominanych znalezisk archeologicznych w Europie.
Nawiasem mówiąc, przez lata trwały nie tylko poszukiwania zaginionych fragmentów skarbu, ale także spór o dokładne miejsce znalezienia i wreszcie o charakter znaleziska. Próby czasu nie wytrzymała nieco fabularyzowana wersja o scytyjskim wodzu, który zginął podczas wyprawy i zapomnieli o nim współplemieńcy. Jest to raczej dar, dowód na również pokojowe stosunki między miejscową ludnością a Scytami. Dziś badacze opowiadają się raczej za scenariuszem daru, który trafił w postaci ofiary do lokalnego miejsca kultu.

źródło: https://nowasol.naszemiasto.pl/oto-lubuskie-najbardziej-pasjonujace-zagadki-na-liscie/ar/c15-8374110

Podziel się!