J.G.D.: Puszcza Białowieska – Omszały pniak (15 stycznia 2020)

J.G.D.: Puszcza Białowieska – Omszały pniak (15 stycznia 2020)

15 stycznia wybieram się z Zenitem na spacer po puszczy , około 14:50 jesteśmy w lesie.

 

Zaczynam robić zdjęcia bo moja leśna ścieżka nie wygląda jak wcześniej, to raczej pobojowisko.
Kontynuuję spacer z Zenitem po lesie. W oddali widać już ten omszały pniak  ale wtedy jeszcze nie zwracałem na niego uwagi dopóki się do niego nie zbliżyłem i mój pies,
oczywiście , musiał go „odhaczyć”  😉  ….
….ale zanim się zrównaliśmy wydarzyła się podobna sytuacja  jak ta późniejsza z marca , z tyłu głowy słyszę świst jakby lecący kamień czy kij. Odwracając się widzę dzięcioła znikającego w gąszczu drzew. Nie wiem czy był sam, niestety nie udało mi  się zrobić mu zdjęcia. Wtedy wydało mi się to dziwne jakby chciał mnie zaatakować.

Oczywiście minąłem to powalone  drzewo ale zawróciłem bo Zenit się przy nim kręcił już

dłuższą chwilę. Zawsze wracałem tą ścieżką , nie zaczynałem od niej spaceru. Od wschodu pniak wyglądał jak  zwykłe powalone omszałe drzewo od zachodu perspektywa się zmieniła…
Ten widok , ta figura jednoznacznie skojarzyła mi się z  proszącym psem  siedzącym na tylnych łapach, przednie łapy do góry…  otwarta paszcza , widoczny jęzor  , nos , oczy , sterczące ucho. Myślę sobie no matka natura odwzajemnia tą miłość albo przynajmniej mnie lubi i Zenita , nas przechadzających się po łonie natury.
Nie traktowałem wtedy tego znaku jako ostrzeżenia, jak również w chwili , gdy pies w połowie maja zachorował na babeszjozę i jeszcze przez 3 tygodnie do przygody z czarnoprochowcem.
O rewolwerze  będzie w następnej odsłonie.
To mój post pod artykułem „Rafał Kopko Orlicki – Uwaga na szczepionki” z 25 maja:
J.G.D

Wyrazy współczucia. Dwa tygodnie temu baliśmy się z dzieciakami i żoną o życie naszego psiaka. Pierwszy miesiąc plandemii spędziliśmy na wsi, potem tydzień w mieście . Zenit nasz jack russell prawie 4-letni przychorował , infekcja prawego ucha, przez 5 dni zastrzyki z antybiotykiem. Wykonana morfologia.
Wyjeżdżamy z powrotem na wieś. Po dwóch dniach od podawania zastrzyku pies jest osowiały ,jest wieczór coś się dzieje. Rano Zenit ledwie chodzi, a trzeba wiedzieć, że dżeki są wszędzie, pełno ich i zawsze są skore do zabawy. Jest niedziela rano , z Zenitem coraz gorzej , żona wykonuje telefon do weterynarza, ten każe nam być za pół godziny w gabinecie. Tyle trwa akurat czas dojazdu z wioski ,w tym samym czasie lekarz zjeżdża ze swojego konnego rancza. Jesteśmy na miejscu , pobrana krew do badań i niestety wynik dodatni zakażenie odkleszczowe babeszjoza. Kilka dni zwłoki i nie było by psa.
Zenit otrzymał 5 zastrzyków , 2 podskórnie w grzbiet oraz 3 domięśniowo w udo ostatni bardzo bolesny. Weterynarz ostrzegł nas o powikłaniach (najcięższe ze strony nerek i wątroby), zalecenie dużo pić i obserwować kolor moczu. Przez całą drogę powtarzałem Zenitowi , że nic mu nie będzie, że będzie żył. Poddał się zastrzykom bez oporu, trzymałem go …i poleciały mu łzy. Były gęste i trzymały się na skórze ,nie spływały.Był słaby, w samochodzie jeździ na przednim fotelu pasażera.
Wróciliśmy na wieś, położyłem go na łóżku gdzie śpię, trochę z nim posiedziałem , potem czuwały dzieci.
Po około 4 godzinach Zenit wychodzi sam o swoich siłach z domu i wraca do swoich zabaw. Skończyło się szczęśliwie, dziś jest w zupełnej formie. Dzieci bardzo przeżywały ale gdzieś w głębi duszy wiedziałem, że jeszcze nie czas na niego.
Panie Rafale jeszcze raz wyrazy współczucia”

Małe sprostowanie :”Kilka dni zwłoki i nie było by psa.” – powinno być :Kilka godzin zwłoki i nie było by psa.

Podziel się!