Racjonalista.pl: Mariusz Agnosiewicz – Hitler jako nowy mesjasz. Luterański wkład w sukces nazizmu

Hitler jako nowy mesjasz. Luterański wkład w sukces nazizmu

Luteranie a faszyzm

Dzieje luteranizmu, tak jak i w przypadku prawosławia, zrodziły tradycję uległości wobec państwa i funkcjonowanie kościoła jako narzędzia panujących. Była to więc tradycja zespolenia się z władzą, a duchowni często postrzegali siebie w roli niejako urzędników państwowych. Pastor-opozycjonista było to zjawisko raczej niespotykane.

Marcin Luter za pożądaną uznał władzę bezwzględną. Jego koncepcja surowego władcy trzymającego poddanych w strachu i dyscyplinie mogła być doskonale wyzyskana i wspierać wiernopoddańcze wobec Hitlera gesty ewangelickich protestantów.

źródło: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,10200

Uznawał konieczność państwa absolutnego, w którym „miecz księcia powinien być czerwony od ociekającej krwi”. Był radykalnym przeciwnikiem demokracji, jako ustroju przeciwnego naturze ludzkiej, utaplanej w grzechu, wymagającej nad sobą bata. Za konieczne uznał rządy oparte na przemocy, władca powinien lud bić, rżnąć, wieszać, palić, ścinać głowy, bić kołem — aby wzbudzić zbawienny strach. Ludowi nie przysługuje żadne prawo do oporu, nawet wobec rządów najbardziej okrutnych i tyrańskich, gdyż „Bóg woli znosić niesprawiedliwą władzę niż lud powstający w imię słusznej sprawy”. Do Erazma z Rotterdamu, który wzywał do pokoju, pisze: „Wojna ta jest wojną Boga, naszego Pana. On ją wszczął, On ją podtrzymuje, a ona nie ustanie, dopóki wszyscy wrogowie jego Słowa nie legną niczym łajno u naszych stóp”.

Tak więc należy zauważyć również wpływ Lutra w przygotowaniu podłoża dla sukcesu hitleryzmu. „Wydaje się jednak, że niezależnie od zamiarów Lutra jego nauki przywiodły wielu niemieckich protestantów do akceptacji absolutyzmu w dziedzinie polityki. Również i w ten sposób pisma Lutra mogły przyczynić się do przygotowania miejsca dla epoki hitleryzmu” (M.H. Hart).

Kiedy pojawił się Hitler, przywitano go jak zbawcę, męża opatrznościowego. Niewielu z duchownych luterańskich potrafiło dostrzec jego prawdziwe oblicze. Zdecydowana większość tak bardzo chciała wierzyć, że Hitler został posłany im przez Boga, że udzielono mu niemal automatycznego kredytu zaufania. Jak pisał teolog Otto Dibelius: „Przywódcom Kościoła wydawało się, że zapowiada to nadejście nowej ery, w której Kościół stanie się narodową instytucją”. Wizja odrodzenia narodowego (w ich rozumieniu: przywrócenia dawnej potęgi narodowej i pozycji kościoła w państwie) opanowała wiele umysłów ewangelickich na tyle, że nawet jeśli z czasem tu i ówdzie pojawiało się coraz więcej sceptycyzmu, to początkowego entuzjazmu nie udało się ugasić do zmierzchu Hitlera.

Karl Barth, teolog protestancki, mówił, iż kościół „niemal jednomyślnie, z prawdziwym zadowoleniem, ba, z największymi nadziejami powitał reżym Hitlera”.

W latach 20. grupa prawicowych luteranów powołała Federację Kościoła Niemieckiego, którą zajmowało zwłaszcza wyeliminowanie z niemieckiego chrześcijaństwa śladów żydowskich korzeni. Utrzymywali, iż reformacja została przez Lutra jedynie zapoczątkowana i stale czeka na sfinalizowanie. Nabrali przekonania, że w tym właśnie celu posłany został Hitler. Marcin Luter byłby dlań tym, kim Jan Chrzciciel dla Jezusa.

W latach 1927-1930 dwaj młodzi pastorzy Siegfried Leffler i Julius Leutheuser zdobyli sobie popularność głosząc ideę odrodzenia Niemiec. W 1929 grupa Lefflera-Leutheusera, Turyńscy Chrześcijanie Niemieccy, oświadczyła, iż byłoby to możliwe „jedynie w bezwzględnym podporządkowaniu się Adolfowi Hitlerowi”, który był przez nich postrzegany jako wysłannik Boży (Gottgesandte). Pastor Leffler mówił, że jest on „Zbawicielem w historii Niemców (…) cudownym transparentem, oknem, przez które spłynęło światło na historię chrześcijaństwa (…) Hitler stał się podobny do opoki na bezkresnej pustyni, jak wyspa na nieskończonym morzu”.

Również trzecia z bardziej znaczących grup pronazistowskich w luterańskich kościele — Niemiecki Ruch Chrześcijański – mogła rywalizować z poprzednimi dwoma. Otóż jako pierwsi wpuścili do swych kościołów umundurowanych nazistów oraz mianowali kapelanów SA, co z czasem weszło do codziennych praktyk ewangelickiego duchowieństwa, nieraz do tego stopnia, że trudno byłoby odróżnić synod kościelny od zebrania NSDAP.

Tak było np. na śląskim synodzie prowincjonalnym obradującym we Wrocławiu w sierpniu 1933 r. „Przeważały bowiem na zebraniu mundury członków S.A. (Niemieckich Chrześcijan). Wybór prezesa, pastora K. Janetzky’ego, powitano okrzykami «Sieg Heil», a na zakończenie odśpiewano, prócz pieśni luterańskiej, hitlerowski «Horst-Wessel-Lied»„. Niektórzy wręcz, jak na przykład wrocławski proboszcz dr Urlich Bunzel, urządzali msze specjalnie dla członków SA. Niemieccy Chrześcijanie od października 1932 r. wydawali swój tygodnik „Evangelium im Dritten Reich. Sonntagsblat der Deutschne Christen” (Karol Jonca). Na początku 1933 r. przyłączyło się do nich wielu znanych teologów ewangelickich, m.in. profesorowie Fezer, Rückert, Weiser, G. Kittel (Tybinga), F. Gogarten (Wrocław) i in.

Niemieccy Chrześcijanie pierwszy raz wystawili swoich kandydatów do władz kościelnych w czasie wyborów w Altenburgu w listopadzie 1931. Już wówczas zdobyli niemal jedną trzecią miejsc. Podobnie skończyły się dla nich wybory ogólnokrajowe do władz kościelnych z 12-14 listopada 1932 r.: zdobyli przeciętnie ok. 1/3 w gminnych władzach kościelnych. W wyborach do organu kościoła krajowego (Landeskirchentag) Turyngii, odbywających się zaledwie kilka dni przed przejęciem władzy przez Hitlera, zdobyli 31% głosów, co dało im 16 z 51 miejsc.

Adolf Hitler zasugerował, że warto byłoby przełamać rozdrobnienie istniejących 28 ewangelickich kościołów krajowych i utworzyć jeden ogólnoniemiecki „Kościół Rzeszy” na wzór organizacyjny partii NSDAP, włącznie z zasadą wodzostwa i hierarchii (biskupi i arcybiskupi). Idąc za tym, powyższe grupy dokonały w Berlinie w kwietniu 1932 r. zjednoczenia w Ruch Wiary Niemieckich Chrześcijan (Glaubensbewegung Deutsche Christen). Odtąd Niemieccy Chrześcijanie stali się czołowym przedstawicielem pozytywnego chrześcijaństwa, promowanego przez NSDAP. Pastor Joachim Hossenfelder zostawszy reich-przywódcą, z nabożeństwem patrzył już nie tylko w niebo, ale i na nazistowską hierarchię. Sam zresztą też był członkiem NSDAP, podobnie jak i wielu jego kolegów: dr Wienecke (jeden z czołowych teologów tamtego okresu), reichsleiter dr Kinder, jego zastępca Lanmann i in.

więcej u źródła:http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,10200

Podziel się!