Miłościwie nam panujący król Wandalów, Gąsiorek
Każdemu Czytelnikowi, którego zainteresował tytuł tego artykułu, znana jest zapewne geneza sporu pomiędzy teorią allochtoniczną a autochtoniczną. Tak dla porządku warto jednak przypomnieć, że teoria allochtoniczna głosi, iż słowiańscy przodkowie Polaków przyszli na swoje ziemie dopiero w średniowieczu, a wcześniej mieszkali tutaj Celtowie, Germanie i Irańczycy. Teoria autochtoniczna widzi natomiast w Polakach potomków ludności zamieszkującej nasze ziemie już przed wieloma tysiącami lat.
Chociaż źródła pisane mówią wprost o obecności Słowian na ziemiach polskich w starożytności (Getica Jordanesa), a archeologia bada jedynie elementy kultury materialnej, to allochtoniści, sprytnie manipulując pokrętnymi interpretacjami, wskazują argumenty wspierające ich teorię. W tej sytuacji rozstrzygające zdanie może mieć genetyka, z uwagi na swój ścisły charakter. A badania genetyczne już w tej chwili pokazały, że mieszkańcy dzisiejszej Polski są bez wątpienia potomkami ludzi zamieszkujących Europę Środkową przynajmniej od epoki brązu.
Na dzień dzisiejszy genetyka nie rozstrzygnęła jednak definitywnie sporu, a jedynie wymusiła zmianę narracji części środowisk allochtonicznych. Niektórzy allochtoniści przyznali więc, że jakaś ludność przedsłowiańska zamieszkiwała nasze ziemie w epoce brązu, ale została wyparta z niej przez Germanów w epoce żelaza. Tak więc w okresie wpływów rzymskich ziemie polskie miały być zasiedlone głównie przez plemiona germańskie, a po ich odejściu w okresie wielkiej wędrówki ludów powstałą pustkę osadniczą wypełnili we wczesnym średniowieczu powracający z prypeckich bagien Słowianie. Wydaje się, że i ten nowy wariant teorii allo zweryfikowała już genetyka, albowiem spośród sześciu próbek archeologicznego DNA przypisanych ludności gockiej, trzy okazały się faktycznie najbliżej spokrewnione z dzisiejszymi nacjami celto-germańskimi, dwie ze słowiańskimi, a jedna wskazywała na mieszane pochodzenie germańsko-słowiańskie.
Nie może więc być mowy o wyparciu ludności przedsłowiańskiej z ziem polskich przez Germanów w epoce żelaza i okresie wpływów rzymskich, a co najwyżej o jakiejś formie kohabitacji dwóch (lub większej liczby) etnosów. A że przy tym przynajmniej jedna z próbek „gockiego DNA”, jak wykazali genealodzy genetyczni, najsilniej koreluje ze wszystkich współczesnych nacji europejskich z dzisiejszymi Polakami, dlatego nie może być też mowy pustce osadniczej, która była dotąd filarem teorii allochtonicznej.
W tej sytuacji cześć allochtonistów znowu zmieniła narrację, wyrażając pogląd, że większość germańska pozostała jednak w ziemi polskiej, tyle że została zdominowana językowo i kulturowo przez nieliczną awangardę zamieszkujących wschodnie rubieże świata germańskiego Słowian. Tak więc, w zgodzie z tą nową koncepcją allo, mielibyśmy uwierzyć, że prawdziwymi autochtonami na ziemiach polskich byli Germanie, którzy ulegli slawizacji we wczesnym średniowieczu. I choć wydaje się to niezwykle mało prawdopodobne i niezgodne ze zdrowym rozsądkiem, to jednak warto rozważyć i taki scenariusz na poważnie. A że podobny pogląd możemy zweryfikować jedynie na gruncie językowym, dlatego warto sięgnąć do poruszanego już w literaturze tematu zagadnienia – imiennictwa wschodniogermańskiego.
Słowiańskie imiona tzw. Germanów Wschodnich, zamieszkujących na przełomie er nasze ziemie, były zawsze poważnym problemem dla allochtonistów. Allochtoniści radzili sobie z tym problemem na dwa sposoby: albo podważali wiarygodność źródeł podających takie imiona, albo – gdy pierwsza taktyka okazywała się nieskuteczna – dorabiali do członów imion słowiańskich germańską etymologię. Nie chcę przywoływać tutaj źródeł, których wiarygodność bywa podważana, jak np. latopis Duklanina czy historia Wandalów Nugeta, a w których wandalscy czy herulscy władcy m.in. to: Svevlad, Visislaus, Vitislaus, Wisimar, Miesiclaus czy Radagaisus, tylko polecę Czytelnikom lekturę iberyjskich inskrypcji oraz dokumentów z przełomu starożytności i średniowiecza, okresu i obszaru rządów wschodniogermańskich, pośród których pojawiają m.in. takie imiona, jak: Crecemirus, Damiro, Godemiro, Gramila, Gualamira, Gualamirus, Gudileuva, Lubinus, Miro, Odisclus, Onemirus, Radagajs, Rademirus, Ragimiru, Ranisclus, Ricimer, Salamirus, Sueredus, Suimirus, Sinthiliuba, Sundemirus, Suniemirus, Swintila, Victemirus, Vistisclo, Vistremiro, Vitisclus. Możemy dodać jeszcze garść imion władców gockich i wandalskich, odnotowanych m.in. przez Jordanesa i Prokopiusza: Chindasuinth, Filimer, Gelimer, Liuva, Radagaisus, Reccared, Recceswinth, Suintila, Valamir, Vithimiris, Wisimar. Widzimy, że w wielu przypadkach mniej i bardziej poważani autorzy zgadzają się ze sobą.
Niektóre z tych imion, choć mocno zniekształcone językiem zapisu (łaciną), wprost krzyczą swoją słowiańskością. I chociaż skrybowie dopasowywali tutaj nieporadnie znaki łacińskiego alfabetu do poznanych ze słuchu dźwięków, to i dzisiaj bez trudu odczyta niektóre z tych imion a nawet zrozumie ich znaczenie każdy spacerowicz przechadzający się po warszawskich Łazienkach, gdy tylko przedstawimy mu powyższą listę. Weźmy więc tak dla przykładu: Krzesimir, Godzimir, Radogoszcz, Radzimir, Ranisław, Świerad, Święciluba, Sędzimir, Lubin, Luba, Święciło, Chwalimir, Widzimir. Natomiast berliński przechodzień spod Bramy Brandenburskiej, gdy spojrzy na tę samą listę, najpierw wybałuszy gały, potem połamie sobie język, a na koniec popuka się w głowę i odeśle Cię do wszystkich diabłów. Na pewno nie uwierzy, że takie imiona nosili jego przodkowie. (No, chyba że Mu przypomnisz, iż jego rodzinne miasto zwało się wcześniej Bralin a jego praszczur był zniemczonym przez Franków Połabianinem.) A nam każą w to wierzyć germańscy językoznawcy, przy braku choćby jednego głosu sprzeciwu ze strony slawistów. Prosty zabieg polega tutaj na przypisywaniu słowiańskim wyrazom germańskiej etymologii, jak np. w przypadku członów imion -slaw i -mir. Tak więc np. w pierwszym członie zapisywanym w dopasowaniu do łacińskiej fonetyki jako -sclus, germańscy językoznawcy widzą: -gisclus, -isclus, to -gīslaz „hostage, sprout”, zaś w drugim: -mirus, -mero, PGmc *mērjaz „famous, excellent” (Wikipedia, hasło: Germanic personal names in Galicia). Jeżeli chodzi o wyraz mir, to pewnie wszyscy wiemy, że również w naszym języku wstępuje on w znaczeniu „sława”, więc i logika nakazuje, by przy ewidentnie słowiańsko brzmiącym imieniu sięgnąć do leksyki słowiańskiej. Warto porównać też produktywność tego członu imiennego; w językach słowiańskich mamy całą masę imion z członem mir, podczas gdy w germańskich ostało się tak naprawdę chyba tylko jedno – Waldemar, czyli zniekształcone, słowiańskie Wladimir. Nawiązując natomiast do członu sław, należy wyjaśnić, że Rzymianie często (choć nie zawsze) rozbijali trudną do wypowiedzenia w ich języku zbitkę sl za pomocą wtrąconego k, jak chociażby w łacińskim zapisie nazwy rzeki Wisła – Viscla. Przy czym, jak zresztą to widać w zapisach, mieli zwyczaj dodawać do imion swoją ulubioną końcówkę -us. Ponieważ jednak nie rozróżniali dźwięków oddawanych dziś przez spółgłoskę w i samogłoskę u i oba zapisywali jednym znakiem (v transliterowanym obecnie na u), dlatego – gdy imię słowiańskie kończyło się na w – nie zapisywali podwójnie u, by uniknąć otrzymania trudnego do interpretacji zapisu typu: slauus, sclauus. Dlatego też właśnie skracali ostatecznie ten człon do slaus, slus, sclaus, sclus, tak jak w łacińskich zapisach imion władców słowiańskich: Boleslaus, Boleslus, Bolesclaus, Bolesclus. I chociażby właśnie te średniowieczne, łacińskie zapisy imion władców słowiańskich zaświadczają o tym, że na powyższej liście mamy do czynienia ze słowiańskim członem imienniczym sław, a nie rzekomo germańskim gīslaz.
więcej u źródła: http://slawomirambroziak.pl/dawno-dawno-temu/milosciwie-nam-panujacy-krol-wandalow-gasiorek/#more-1910