Janusz Bieszk – Królowie Lechii i Lechici w dziejach

 

https://www.youtube.com/watch?v=U17XR8rbk80

 

Po sukcesie Słowiańskich królów Lechii i Chrześcijańskich królów Lechii oddajemy do rąk Czytelników długo oczekiwaną trzecią część Trylogii Lechickiej Janusza Bieszka. Zawiera kolejne dowody odnośnie do funkcjonowania Lechii i panowania królów lechickich wraz z ich szlachtą rycerzami – Lechitami w starożytności oraz w średniowieczu. Dowody te w postaci 107 cytatów z 15 najstarszych kronik lechickich od X do XV wieku oraz 43 cytatów ze źródeł zagranicznych w siedmiu językach obcych z tłumaczeniem na język polski i komentarzem – są niezaprzeczalne i jednoznaczne! Do kupienia tutaj: https://ksiegarnia.bellona.pl/?c=ksia…

 

 

 

Podziel się!
Ten wpis został opublikowany w Słowianie i otagowany jako . Dodaj odnośnik do ulubionych.

13 komentarzy do “Janusz Bieszk – Królowie Lechii i Lechici w dziejach

  1. Panie Czesławie posiada pan telefon do pana Wandaluzji? Jego strona zniknęła z internetu a pan Juliusz udzielający się na stronie Maruchy nie potrafi jasno powiedzieć dlaczego tak sie stało. Domena jest niby opłacona do września 2018 roku. Podejrzewam,że pan Wandaluzja z racji swojego wieku nie bardzo ogarnia temat i przydałaby mu się pomoc.Szkoda byłoby jakby tak inspirująca strona zniknęła.Może pan do niego zadzwonić lub napisać i jakoś pomóc?

    • Niestety nie mam żadnego kontaktu bezpośredniego z Prawicem – Wandaluzją. Myślałem szczerze mówiąc, że pan z nim koresponduje. Może ktoś z naszego grona czytelników pomoże?!

  2. Udało mi się odnaleźć w archiwum telefon i maila do pana Wandaluzji. Telefon- 792865767,mail- tell7@wp.pl. Czy mógłby pan do niego zadzwonić i zapytać o te problemy ze stroną? Ja mówiąc szczerze na hostingu też za bardzo się nie znam,skoro witryna jest opłacona to kiego grzyba Home.pl jej nie przywraca? Pan Juliusz ma chyba 78-80 lat więc możliwe,że po prostu ma problem z ogarnięciem tematu z racji swojego wieku.

  3. Poczytajcie sobie tę nową książkę Janusza Bieszka – „Królowie Lechii i Lechici w dziejach”. Już na samym początku zobaczycie, jakie cuda na kiju pisze o Awarach. Dalej są jeszcze lepsze cuda.

  4. Mógłbym jeszcze długo pisać o rozlicznych fantazjach zawartych w książce ”Słowiańscy królowie Lechii”. Poprzestanę jednak na tych. Ale nie sztuką jest płytkie naigrywanie się i ironizowanie. Zobaczmy więc, jak wypada teoria Imperium Lechitów w konfrontacji z ustaleniami współczesnej historiografii. Krótko mówiąc – blado.

    Weźmy na początek lansowaną przez Bieszka tezę o nieobecności niewolnictwa u Lechitów. Pierwsze źródło, które wspomina o tym, że Słowianie brali ludzi w niewolę, pochodzi już z przełomu VI i VII w. n.e., a więc sprzed chrztu w 966 r. To ”Strategikon” Psuedo-Maurycego, w którym możemy przeczytać, że mężczyźni pojmani do słowiańskiej niewoli musieli służyć przez jakiś czas, a potem oferowano im możliwość powrotu w rodzinne strony, bądź pozostania na miejscu na równych prawach ze swoimi dotychczasowymi właścicielami. Zasada ta jednak nie dotyczyła kobiet – brankom nie pozostawiano możliwości decydowania o własnym losie.

    Poza tym, w ogóle we wczesnym średniowieczu, jak i w starożytności, na obszarze całej Europy niewolnictwo było normą. I byoby czymś doprawdy niespotykanym, gdyby te sprawy radykalnie inaczej miały się u Słowian. „We wczesnym średniowieczu (wieki VI-XII) – pisze archeolog i popularyzator Artur Szrejter (”Niewolnicy Słowian we wczesnym średniowieczu”, WP Historia) – na terytoriach słowiańskich niewolnicy stanowili bardzo poszukiwany ‚towar’, ponieważ w całej Europie istniały nienasycone rynki odbiorcze, poszukujące ubezwłasnowolnionych ludzi do wykonywania prac czy to niebezpiecznych, czy wymagających dużego wysiłku. A że człowiek podczas intensywnej eksploatacji w niewoli szybko ulegał ‚zużyciu’, na jego miejsce od razu potrzebowano kolejnego”.

    Co ciekawe, schwytanych podczas wojen niewolników – również we wczesnośredniowiecznej Polsce – używano jako osadników. ”Mieszko I, zawierając na początku lat 80. X wieku pokój z królem Ottonem II, oddał mu niemieckich jeńców, których zagarnął w czasie wygranej przez siebie wojny roku 979. Gdzie ci brańcy spędzili poprzednie lata? Zapewne we wsiach państwa piastowskiego, rozlokowani jako niewolnicy-osiedleńcy rolni” – pisze Szrejter.https://opinie.wp.pl/imperium-lechitow-pseudohistoryczny-mit-6126042020735105a

    • https://opinie.wp.pl/lowcy-i-handlarze-slowianskich-niewolnikow-6126040364300417a
      Pomysł, że motorem sukcesu gospodarczego Europy w IX i X w. był handel słowiańskimi niewolnikami wysyłanymi masowo do krajów arabskich nie jest nowy, acz nieco zapomniany. Skala tego zjawiska i jego znaczenie wydają się dziś niedoceniane. Tymczasem spojrzenie w takim kontekście na wyniki prac archeologicznych prowadzi czasem do nieoczekiwanych wniosków. Czy lokalne zaniki osadnictwa to nie następstwo drenażu ludności? Czy grodów nie budowano m.in. po to, by przetrzymywać w nich pojmanych niewolników? A pojawiające się wtedy państwa, w tym państwo Piastów, to nie zorganizowane systemy pozyskiwania, transportowania i wymiany żywego towaru? http://mediewalia.pl/publicystyka/europe-zbudowano-na-slowianskich-niewolnikach/
      Służyli arabskim kalifom i sułtanom, dowodzili ich armiami, a w pustynnych garnizonach wszczynali rewolty. Bez słowiańskich niewolników, sprzedawanych na południe Europy, do Afryki i na Bliski Wschód, nie byłoby pierwszych państw słowiańskich. http://www.newsweek.pl/wiedza/historia/jak-slowianscy-niewolnicy-sluzyli-arabskim-kalifom-i-sultanom,artykuly,392614,1.html Słowianin, czyli niewolnik

      Na mapie etnicznej Europy Słowianie pojawili się stosunkowo późno. Bizantyjski historyk Prokopiusz z Cezarei (ok. 490 – ok. 562 n.e.) opisał ich jako krewkich i niebezpiecznych – „wszyscy bowiem są rośli i niezwykle silni. (…). Życie wiodą twarde i bardzo prymitywne”. Prokopiusz wyróżnił w swoim dziele dwie grupy etniczne Słowian: Antów mieszkających nad Dnieprem oraz Sklawinów (łac. Sclavi lub Sclaveni) zajmujących wschodnią część basenu Dunaju. Nazwa tej drugiej nie tylko przylgnęła do całej grupy etnicznej. Już niespełna 200 lat później oznaczała po łacinie także niewolnika, a nawet wyparła z użycia stare łacińskie określenie „servus”.
      Handel ludźmi mógł być ważnym źródłem finansowania państwa Mieszka I i jego następców w XI wieku – mówią o tym mocne historyczne przesłanki. Słowiańscy jeńcy byli sprzedawani do Bizancjum i krajów arabskich, gdzie niektórzy robili potem kariery polityczne – podkreślali mediewiści w Warszawie podczas dyskusji nad książką archeologa prof. Przemysława Urbańczyka „Zanim Polska została Polską”.

      Historycy średniowiecza i archeolodzy od dawna głowią się nad tym, skąd pierwsi władcy dynastii Piastów czerpali środki na pokrycie kosztów funkcjonowania nowo powstałej organizacji terytorialnej. Według jednej z hipotez Mieszko I i kolejni władcy jego dynastii trudnili się na znaczną skalę handlem ludźmi, branymi w niewolę podczas podbojów okolicznych ziemi słowiańskich.

      Jak podkreśla historyk prof. Henryk Samsonowicz, w okresie kształtowania się państw środkowo-wschodniej Europy – w tym ekspansji dynastii Piastów – „towarem” o najwyższej wartości wywożonym do Bizancjum czy arabskich kalifatów byli ludzie. Gospodarka tych krajów opierała się na niewolnikach, którzy napływali tam w ogromnej liczbie. Trudno oszacować, jak wielu ich było: z pewnością mowa o dziesiątkach, a może setkach tysięcy ludzi.

      „Wszyscy w Europie zajmowali się wtedy handlem ludźmi, bo ogromne rynki arabskie wchłaniały niewolników w każdej liczbie, zwłaszcza tych jasnoskórych i jasnowłosych, którzy byli dla nich wielką atrakcją” – zauważa prof. Urbańczyk.

      „BRUDNY BIZNES” PAŃSTWA PIASTÓW

      Temat ten należy wciąż do słabo zbadanych przez polskich mediewistów. „To, że Mieszko i jego następcy mogli zajmować się tak paskudnym biznesem, jak handel ludźmi, sprzedawaniem kobiet do haremów czy mężczyzn do wojska i do pracy na dworach, pozostaje sprawą jakby wstydliwą” – twierdzi archeolog w rozmowie z PAP.

      W ówczesnych mniejszych państwach słowiańskich dochody z handlu niewolnymi były ważnym źródłem dochodów, czego przykładem są Wielka Morawa, a później Czechy. Na tej podstawie można więc przypuszczać, że nie inaczej było w przypadku pierwszych Piastów.

      Prof. Urbańczyk, który rozwija tę hipotezę w książce „Zanim Polska została Polską” – zastrzega, że jest to raczej „uczony domysł”, niż pewnik. Dodaje jednak, że za jego hipotezą przemawiają liczne przesłanki. Według archeologa pozwala ona zrozumieć okoliczności pojawienia się dynamicznego państwa Mieszka I.

      „Stworzenie i utrzymanie centrum władzy – takiego jak państwo Mieszka I – jest bardzo kosztowną inwestycją. To właśnie handel ludźmi mógł być ważnym źródłem zysków, które pozwoliły sfinansować zbudowanie wielkopolskiej kolebki piastowskiej państwowości, a potem zasilać skarbiec książęcy” – uważa Urbańczyk. I pyta: „Bo co innego można było eksportować z ziem odrzańsko-wiślanych, żeby dostawać w zamian srebro i broń? Czy aż tyle warte były miód, sól, futra, wosk, sprzedawane przez państwo Piastów? Brzmi to jak żart”.

      Ze źródeł arabskich wiemy, że Słowianie byli obecni we wszystkich kluczowych ośrodkach muzułmanów – zwłaszcza w IX, X i XI wieku. „Część z tych ludzi musiała pochodzić z dzisiejszych ziem polskich, gdyż inaczej nie sposób wytłumaczyć napływu do nas dużej liczby monet arabskich” – pisze w książce Urbańczyk.

      A odkrycia archeologiczne ostatnich lat dostarczają nam innych przesłanek potwierdzających tę hipotezę. Jak zwracał uwagę podczas warszawskiej dyskusji archeolog dr Maciej Trzeciecki „w połowie X wieku i później w Wielkopolsce do ziemi trafiły tony srebra (a był to ułamek tego, co zapewne krążyło na rynku)”. Trudno przypuszczać, że takie bogactwo uzyskano drogą sprzedaży skór zwierzęcych. Co innego, jeśli przyjmiemy założenie, że Piastowie handlowali niewolnikami.

      CHRZEŚCIJAŃSTWO A HANDEL LUDŹMI

      A jaki był stosunek ludzi Kościoła katolickiego do tego intratnego procederu? Przez długi czas wielu hierarchów duchownych korzystało z niego, podobnie jak świeccy władcy. Gdy rodziło się państwo Piastów, arcybiskup Magdeburga był jednym z największych handlarzy niewolników. Pojawiali się co prawda dygnitarze kościelni, którzy protestowali przeciw tej praktyce, ale tylko w odniesieniu do współwyznawców. „Biskup praski Wojciech, późniejszy święty, sprzeciwił się sprzedawaniu chrześcijan Żydom. Natomiast najwyraźniej – według św. Wojciecha – handel niewolnymi poganami był uzasadniony. Takie to były czasy – podział na ludzi wolnych i niewolnych uważano wtedy za coś normalnego” – mówi w rozmowie z PAP Urbańczyk.

      Jego zdaniem na większą skalę handel niewolnikami na ziemiach piastowskich załamał się w pierwszej połowie XI w., kiedy Kościół zaczął się mocniej sprzeciwiać temu procederowi.

      GDY NA ARABSKICH DWORACH UCZONO SIĘ SŁOWIAŃSKIEGO…

      Osobną – i także prawie nieznaną kwestią – jest los słowiańskich niewolników sprzedawanych na południe Europy i do Afryki.

      „Prawie nie mówi się o tym, że Słowianie sprzedawani na tereny dzisiejszej Hiszpanii, przede wszystkim Andaluzji, oraz do Afryki Północno-Zachodniej, robili tam często kariery polityczne. Bywali szambelanami, generałami, doradcami kalifów, zdarzało się, że przeprowadzali zamachy stanu. Matką jednego z kalifów bagdadzkich była Słowianka, którą znamy już tylko z imienia arabskiego. Na dworze kalifów musiano się uczyć słowiańskiego, żeby rozumieć, co mówią ludzie w pałacu” – dodaje w rozmowie z PAP Urbańczyk.

      Przywołuje on słowa poety arabskiego z IX wieku al-Husayniego, który napisał, że ulice Bagdadu wypełniała „szarańcza słowiańska”, co może świadczyć, ze przybyszów ze wschodniej Europy było tam bardzo dużo.

      Z powodu ciągłego dopływu niewolników ze Wschodu Europy język słowiański i kultura trwały na Południu niejako „na emigracji”. „Nazwy słowiańskie przetrwały do dziś w Syrii. Na muzułmańskiej wówczas Sycylii – w Palermo – była dzielnica słowiańska. Ale o tych sprawach wciąż niewiele wiemy. Historia tej diaspory słowiańskiej w świecie śródziemnomorskim pozostaje jeszcze do napisania” – konkluduje Urbańczyk.

      PAP – Nauka w Polsce, Szymon Łucyk http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news%2C410174%2Chandel-niewolnikami—wstydliwa-tajemnica-panstwa-piastow.html
      Czy Piastowie zbudowali państwo polskie na handlu żywym towarem? Coraz więcej odkryć archeologicznych wskazuje, że szokująca i bardzo niewygodna koncepcja powstania Polski ma mocne podstawy. http://www.focus.pl/artykul/polska-niewolnikow-czy-piastowie-handlowali-zywym-towarem
      Ucząc się języków zachodnich wielu z nas musiało zwrócić uwagę na to, że słowo ‘niewolnik’ brzmi w nich dziwnie podobnie do słowa Słowianin: po angielsku slave, po francusku esclave, po niemiecku Sklave, po włosku schiavo, po hiszpańsku esclavo, po portugalsku escravo (pamiętacie słynny brazylijski serial Escrava Isaura?), itp. Niestety, nie jest to przypadek. W późnym okresie rzymskim, kiedy napór plemion słowiańskich na granice cesarstwa narastał, Słowianie – najłagodniejsi i najbardziej pracowici wśród tzw. barbarzyńców – stanowili główne źródło zaopatrzenia imperium w niewolników i słowo-etnonim ‘slavus, sclavus’, urobione od naszego Słowianin (a więc członek lingwistycznej wspólnoty SŁOWA) stało się dla zachodniej Europy synonimem niewolnika. Przedtem, w klasycznej epoce rzymskiej niewolnik nazywał się ‘servus’, o czym wiedzą wszyscy, którzy się łaciny uczyli. Od słowa servus poszły wszystkie dzisiejsze nazwy serwisów, service, usług, podawanie tj. serwowanie (i konserwowanie) dań, serw w siatkówce lub tenisie, itp. nie mówiąc o dawnych serwitutach, serwantkach, a nawet serwetkach (ale nie serwatkach, bo te pochodzą od sera). Stare powitanie „serwus!”, które do dziś przetrwało np. w języku węgierskim, to nic innego jak archaiczna deklaracja w rodzaju: „sługa i podnóżek, jaśnie pana wysokości”. Notabene, podobne jest pochodzenie włoskiego powitania „Ciao”, które pochodzi od weneckiej potocznej wersji określenia niewolnika: „schiavo > sciavo > ciao”.
      Wróćmy jednak do sprawy Słowian. We wszystkich językach powstałych z późnej łaciny, oraz wszędzie tam, gdzie je od nich zapożyczono, Słowianin i niewolnik to jedno i to samo, a Słowiańszczyzna to mentalnie zakodowane w zachodnich umysłach i językach terytoria niewolnicze, zamieszkałe jakby przez ludzi niższej rasy. Może to oznaczać, że jeszcze w Średniowieczu, kiedy niewolnictwo zostało zastąpione przez feudalizm, w Europie patrzono na nas, Słowian, trochę tak jak dziś patrzy się na murzynów w USA, potomków dawnych niewolników przywiezionych z Afryki. Czy nie ma w tym psychologicznego źródła starego germańskiego Drang nach Osten, czyli parcia na wschód, na ziemie niczyje, bo niewolnicze, a więc należne narodowi panów? Przecież dla Niemców (dosłownie „tych, co nie mówią”, czyli nie-Słowian) Slaven (Słowianie) to prawie Sklaven (niewolnicy): te słowa niemal na pewno wciąż sąsiadują ze sobą w mózgach przedstawicieli Herrenvolku oddzielone tylko cieniutką błoną podświadomości lub przytłumione wymogiem poprawności politycznej. Nie tylko zresztą Niemców, ale także u wszystkich mówiących po francusku, angielsku, hiszpańsku itp. Warto zdawać sobie z tego sprawę, gdy się z nimi rozmawia. Po angielsku Słowianin tym tylko różni się od niewolnika, że się go pisze przez duże S, ale za to bez ostatniej litery (Slav i slave). Czym różni się po angielsku black slave (czarny niewolnik) od white Slav (białego Słowianina)? Czy tylko kolorem skóry? Problem jest może mniej dotkliwy w przypadku Polaków albo Rosjan, bo do teg, aby wiedzieć, że my też jesteśmy Słowianami, typowy, dajmy na to, Amerykanin, musiałby mieć elementarną wiedzę i oczytanie, których darmo by tam oczekiwać nawet u dolarowych elitariuszy, ale pomyślmy o tym, jak takie skojarzenie może zafunkcjonować w odniesieniu do tych narodów, które tak jak Słowacy albo Słoweńcy, zachowali przecież tę nazwę także na określenie własnej grupy etnicznej.
      Wśród samych Słowian (Zachodnich) niewolników zwano dawniej ‘otrokami’, czyli jeńcami, pojmańcami, bo tak nas właśnie gnano kiedyś w niewolę: w pętach, otroczonych za koniem. Słowo to przetrwało w niektórych z naszych współczesnych języków, np. w czeskim, bo stąd, z zachodniej Słowiańszczyzy (i z Bałkanów) pojmano nas ongi najwięcej, a nasi bracia Połabianie (tj. mieszkający nad Łabą) i Obodryci (tj. mieszkający po obu stronach Odry) zostali wytarci z map i historii na zawsze, tak samo jak potem od krzyżackiego miecza i katorżniczej pracy wyginęli bałtyccy Prusowie i Jadźwingowie. Z ogromnym, godnym podziwu trudem trwa jeszcze na ziemi praojców, tuż przy naszej granicy, na Łużycach (Lausitz) i w Miśni (Meissen) we wschodnich Niemczech maleńka, kilkudziesięciotysięczna już tylko społeczność Serbów łużyckich, która jakimś cudem uniknęła dotąd germanizacji i otroczenja. Dzięki nim Cottbus to jeszcze Chociebuż, Bautzen to Budziszyn, a Goerlitz to Zgorzelec. Bardzo wiele toponimów (nazw miejscowych) we wschodniej części Niemiec ma słowiańskie pochodzenie
      http://jeznach.neon24.pl/post/20941,slowianin-czyli-niewolnik
      kij w mrowisko 😀
      czy z tym otrokiem to prawda?

  5. Źródła pisane wspominają o tym, iż Słowianie składali ofiary z ludzi. Zapewne o takim obyczaju pisze autor bizantyńskiego podręcznika do strategii „Strategikonu” ze schyłku VI w. Wspomina on o tym, że kobiety Słowian południowych rzucają się na płonące stosy poległych wodzów i w ten sposób giną. Interpretowane jest to z reguły jako właśnie przykład ofiary z ludzi – były raczej do tego przymuszane.
    Piszący w drugiej połowie X w. Leon Diakon w swoim dziele przy okazji opisu kolejnej wojny bizantyńsko-ruskiej wspomniał o tym, iż Rusini po jednej z bitew na wielkich stosach palili swoich poległych i starożytnym zwyczajem poświęcają jednocześnie jeńców – zarówno mężczyzn jak i kobiety. W innym miejscu wspomina o zwyczaju składania przez Słowian w ofierze noworodków oraz kurczaków, które topiono w Dunaju. Piszący w I poł. X w. perski podróżnik Ahmad ibn Rustah Isfahan wspomniał o tym, iż Słowianie wschodni mają w zwyczaju poświęcać kobiety. Również „Powieść minionych lat” pisze o istnieniu takiego obyczaju. Miał go kultywować nie kto inny jak Włodzimierz I Wielki – książę kijowski, który krótko potem przyjął jako pierwszy władca Kijowa chrzest. Źródło to wspomina także o poświęcaniu dziewic.

    Dość sporo informacji o składaniu ofiar z ludzi wśród Słowian mamy w odniesieniu do plemion połabskich na przełomie X i XI w. Wspomina o tym Thietmar z Merseburga. W 990 r. Wieleci-Lucicy mieli, wg kronikarza, złożyć w ofierze dowódcę zdobytego wcześniej wspólnie z Czechami nieznanego z nazwy grodu). W innym miejscu swej kroniki wspomina on o tym, iż Obodrzyci składali ofiary z ludzi w Radogoszczy. Także inni ówcześni pisarze (m.in. Brunon z Kwerfurtu, Helmold z Bozowa) wspominają o takich praktykach. Najczęściej złożenie w ofierze odbywało się poprzez ścięcie głowy. Ofiarą był obcy, z reguły chrześcijanin, często misjonarz.

    Oczywiście można zarzucić autorom tego rodzaju zapisek stronniczość. W większości przecież wywodzili się oni z kręgów kościelnych, więc celowo mogli fałszować obraz spokojnych Słowian. Takie stanowisko nie jest jednak do końca uzasadnione, ponieważ informacje o tym wywodzą się ze zbyt różnych środowisk i z różnych okresów. Zresztą, jak wskazaliśmy powyżej, przytaczają je nie tylko chrześcijanie.

    Argumentów na potwierdzenie tezy o występowaniu obyczaju składania ofiar z ludzi dostarcza również archeologia. Jako takie uznaje się pochówki luźnych czaszek z wgnieceniami. Znamy je np. z Rugii z okolic dawnego ośrodka kultu słowiańskiego, Arkony. Być może ofiary przed śmiercią były ogłuszane, utaczano z nich krew i potem odcinano głowę. Krew jak się zdaje mogła mieć znaczenie dla innych symbolicznych rytuałów. Kolejnym dowodem są spotykane niekiedy na terenach Ukrainy czy Słowacji całe serie pochówków w kolistych jamach określanych niekiedy właśnie jako ofiarnicze. Najczęściej są to szkielety męskie, najczęściej o odmiennym etnosie. Być może archeologiczną pozostałością po tym obyczaju się niektóre znane szkielety ze śladami skrępowań.https://slowianowierstwo.wordpress.com/2017/07/16/ofiary-z-ludzi-u-slowian/

    • https://www.slawoslaw.pl/ofiary-z-ludzi-we-wspolnotach-slowianskich/
      Do jednego z elementów obrzydzania dawnych zwyczajów wydaje się należeć temat krwawych obrzędów Słowian. Jak najbardziej w literaturze kronikarskiej znajdujemy opisy składania chrześcijan i innych ludzi w ofierze bogom słowiańskim. Napisano o tym i w Żywotach Ottona z Bambergu, który w czasach Bolesława Krzywoustego chrystianizował Pomorzan, gdzie wspomniano o składaniu ofiar z niemowląt płci żeńskiej. Pisał o tym Thietmar, opisując jak Wieleci po zdobyciu grodu jego przywódcę złożyli w ofierze bogom za szczęśliwy powrót z wyprawy. Helmut z Brzozowa, dwunastowieczny duchowny i historyk opisywał, jak w Arkonie, świątyni poświęconej Świętowitowi składano w ofierze duchownych chrześcijańskich. Śmierć ponosili w sposób okrutny, gdyż wbijani byli na pal wprowadzany między pośladki i ruchem obrotowym wkręcany w skazanego, lub też przywiązywani do kołków wbitych w ziemię i uderzani drewnianymi kijami.

      Jednak te wszystkie opisy mają jedną wspólną cechę, są późne, bo z okresu chrystianizacji Słowian zachodnich (X-XII w), która była równoznaczna z ich zniewoleniem. Słowian zachodnich wynarodowiono, pozbawiono kultury i zgermanizowano. Jak wiemy, dziś ich ziemie uznawane są za odwieczne tereny niemieckie. To był okres bezwzględnych walk, gdy po obu stronach zabijano złapanych jeńców i składanie ofiar z ludzi miało podłoże walki i obrony, a nie sakralne.

      Również opisy kronikarzy były elementem usprawiedliwienia walki z niewiernymi, którzy tak haniebnych czynów się dopuszczają. Tak naprawdę w warunkach ówczesnych były to zachowania dość „humanitarne”. Zabicie pokonanego dowódcy obrony nie było jakimś nadmiernym okrucieństwem, bo przecież zdarzało się, że po zajęciu fortyfikacji obronnych zabijano wszystkich obrońców bez względu na płeć i wiek, z czym spotykamy się w czasach rzymskich. Tak więc mogły być to ofiary składane bogom, lecz najprawdopodobniej śmierć ta nie miała podłoża ofiarnego. Zaś samo przypisanie tego wierzeniom słowiańskim miało czysty cel PR-owski, obrzydzenia tej religii i jej wyznawców, i usprawiedliwienia podejmowania dalszych kroków wojennych. http://zawisza.neon24.pl/post/104792,ci-krwiozerczy-slowianie
      Najciekawsze znalezisko ofiary z człowieka w Polsce pochodzi z IX-X w. z kulminacji tumskiej w Płocku ok. 50 m. nad poziomem Wisły. Okryto tam uroczysko słowiańskie z czaszką 12-letniej dziewczynki otoczoną przedmiotami kultowymi (czaszka końska, 3 gliniane misy, falliczny przedmiot z poroża, ślady znicza ofiarnego oraz słup i kamienny tłuk, którą ją prawdopodobnie zabito w nieznanym nam rytuale). Okryto też kolekcję czaszek ludzkich ze Srebrnego Wzgórza w Wolinie. Wiemy również z kronik niemieckich, że w 1066 plemię Obodrytów ofiarowało Radogostowi (prawdopodobnie to przydomek Swarożyca) głowę biskupa Jana zatkniętą na włócznię. Nie podobał im się niemiecki bóg i jego misjonarze.

      Tym, którzy jeszcze uważają, że „my Słowianie, my lubim sielanki” i okrucieństwami się nie plamimy, polecam dwie prace: Jana Tyszkiewicza „Jady bojowe Słowian Zachodnich we wczesnym średniowieczu” (kwartalnik Historii Kultury Materialnej, 1961, Nr 1 oraz Jarosława Kolczyńskiego „Ofiara z człowieka. Wspomnienie trzech wydarzeń z końca XIX i początku XX wieku w podgórskich wsiach w Polsce („Etnografia Polska”, t. XLVIV:2000, z. 1-2). „Pierwsze z nich rozegrało się przed około stu laty, drugie i trzecie w latach I wojny światowej. Były to trzy wypadki rytualnego mordu: pogrzebania żywego człowieka w czasie szalejącej zarazy. Pierwszą ofiarą był „bajduk”, wędrowny i ułomny żebrak, drugą niemowlę, trzecią stara żebraczka.” http://www.taraka.pl/slowianie_bez_sielanki
      kij w mrowisko 😀

Dodaj komentarz

Zaloguj się lub zarejestruj aby komentować bez podpisywania i oczekiwania na moderację (od drugiego komentarza).

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.