Publikujemy bardzo ważny felieton wybitnego POLSKIEGO DZIENNIKARZA – WITOLDA GADOWSKIEGO. Pojawił się na blogach serwisu stefczyk.info, by zniknąć niepostrzeżenie z tej strony www. Nie będziemy komentować dlaczego – nasi Czytelnicy są rozumni.
Oto co napisał, szybko „zniknięty” Gadowski:
Warto zdać sobie sprawę z faktu, że w naszych żyłach płynie krew wielkiego kraju, kraju niezwykłego i niepowtarzalnego. Płynie w nas krew kraju, który będzie znów rósł.
Pisząc o „krwi” myślę oczywiście o naszym historycznym genomie ukształtowanym w dobie Pierwszej Rzeczpospolitej.
Niewiele o niej wiemy. Właściwie tyle co wbili nam do głów w komunistycznej i postkomunistycznej szkole.
Obie te hybrydy – protezy polskiej państwowości – szczególną nienawiścią darzyły właśnie Pierwszą Rzeczpospolitą i jej najwierniejszego dziedzica „Ziuka” Piłsudskiego.
Trudno zatem dziwić się temu, że obrazy związane z pierwszą w świecie Republiką Wolnych mamy w umysłach spotwarzone i wykrzywione.
Właściwie dziś łacno rozpoznacie, kto ma w swoim umyśle geny polskie, a kto jest tu nawiezionym guanem.
Takim probierzem jest stosunek do Pierwszej Rzeczpospolitej właśnie!
Pierwsza Rzeczpospolita Obojga Narodów była krajem o jakim marzyłby Arystoteles – pierwszą republiką świadomych obywateli.
Była krajem tolerancji i naturalnego ładu społecznego, którego nie uczynił żaden wymyślony system, a genialne dostosowanie ustroju do codziennej praktyki i wymagań ziemi.
Arystoteles twierdził, że wolni obywatele to elita każdego ludu i tylko oni powinni pełnoprawnie uczestniczyć w sprawowaniu władzy.
Arystoteles pochwalał niewolnictwo, o czym pewnie dzisiejsze magistry nigdy nie słyszały.
Tak więc sprawami władzy – zdaniem „Filozofa” – mogli się zajmować jedynie ci, których było na to stać – zarówno materialnie jak i czasowo.
Nawiasem mówiąc dzisiejsze „demokracje” sankcjonują niewolnictwo w o wiele bardziej drastycznej formie, niż opisywał to Arystoteles.
Wokół Rzeczpospolitej szalały wojny religijne, wzmacniały się absolutystyczne monarchie i tyranie, a na jej obszarze kwitły tolerancja i szacunek wobec głosu wolnego, wolność ubezpieczającego.
Tamta Polska była fenomenem na skalę świata, a ukształtowała się tak nie z pomysłu jakiegoś szaleńca (jak wszystkie „izmy”), ale na drodze wlewania charakteru zamieszkujących ją narodów do kielicha wspólnego ustroju.
Gdyby nie zdziczenie i prymitywizm naszych sąsiadów, trwalibyśmy tak przez długie wieki jeszcze. Cóż, było to jednak zbyt piękne, aby mogło trwać długo.
A teraz napisze coś co Was zborsuczy do reszty: kocham przepisy „Liberum Veto”. W szkole nauczali nas, że był to szczytowy przejaw warcholstwa i przywar szlachty (wolnych obywateli).
Tymczasem zasada „Liberum Veto” była piękną próbą wskazania na fakt, że jeden mądry człowiek może widzieć świat bardziej precyzyjnie niż cały tłum krzykaczy.
Ta zasada, to przecież marzenie wolnościowców, szacunek dla osoby, próba wprowadzenia hamulca w proces demokratycznego staczania się do poziomu skretynienia.
Tak, jestem piewcą „Liberum Veto” i jeszcze nieraz napiszę na ten temat tak, że profesorom friszkopodobnym w pięty pójdzie.
Teraz jednak poprzestanę na tym, że już lekko Was zdenerwowałem.
Spójrzcie jednak – mieliśmy kraj, który przodował w tolerancji, samorządzie i próbach budowania rozsądnej demokracji – wedle marzeń samego Arystotela.
Nigdy przy tym nie kolonizowaliśmy nikogo, nie wyzyskiwaliśmy. Jeśli jakiś lud dołączał się do naszego wysiłku, to szybko dopuszczaliśmy go do równoprawnej kompanii. W naszej Polsce dobrze żyli sobie i Żydzi, i Rusini, i moi dalecy przodkowie Tatarzy, i cała reszta. Taką Polskę zepsuły germańskie i ruskie watahy barbarzyńców.
Ona jednak przetrwała.
I teraz, kiedy większość Europy pogrąża się w szaleńczej brei, my przetrwaliśmy, przenieśliśmy do dzisiejszych dni nasze geny. Polska to wielka Rzecz, a przy tym Pospolita dla wszystkich tych, którzy dołączają do naszej wspólnoty etycznej,
Polakiem bowiem może być każdy, kto godzi się na taką wspólnotę i chce ją upowszechniać. Polska to wielka Rzecz, zbyt wielka, aby długo znosiła na swoim grzbiecie insekty, które nanieśli najeźdźcy.
Teraz, jak tylko potrząsnęła tym grzbietem, pasożyty z piskiem pognały do swoich żywicieli. Wszystko ukazało nam się teraz w pełnej jaskrawości. Czy potrzebujecie czegoś więcej, aby puścić w ruch sita i oddzielić polskie ziarna od obcych plew?!
Nadszedł czas, gdy Polacy będą chodzić z wysoko uniesionymi czołami. Kontynent potrzebuje dziś Polski bardziej niż ona jego mdłych, samozwańczych urzędników.
Nadchodzą czasy wielkiego hartowania. Tylko się cieszyć. Już niedługo sami zobaczycie, co się będzie działo.