Folk jest nadal na topie (GW wydanie Bielsko-Biała)

Folk jest nadal na topie (GW wydanie Bielsko-Biała)

„Był taki czas, że śpiewanie w zespole ludowym było „obciachem”. Dzisiaj ludzie mają coraz większe poczucie tożsamości i własnych korzeni. Świadomość tego, skąd pochodzimy, daje nam siłę.

 

goor

Ewa Furtak: Jest mnóstwo różnych teorii i poglądów, kim są bielszczanie. Zdarza się, że niektórzy próbują nam narzucać jakąś tożsamość, np. śląską. Kim się czujecie?

Maciej „Kamer” Szymonowicz: – Staramy się być sobą, a być sobą można wtedy, kiedy czujesz się wolnym człowiekiem. To w naszym artystycznym fachu jest bardzo ważne. Tu i teraz jestem bielszczaninem, tu się urodziłem i tu żyję, choć od pokoleń historia mojej rodziny korzeniami sięga ponoć aż po Bałkany. Wszelkie narzucania, przyporządkowania, tworzą wśród ludzi sztuczne podziały, a to już nie jest określaniem swojej tożsamości, a polityką, która prędzej czy później kończy się konfliktem. Tożsamość w przypadku mieszkańców Bielska-Białej to według mnie temat rzeka.

„Był taki czas, że śpiewanie w zespole ludowym było „obciachem”. Dzisiaj ludzie mają coraz większe poczucie tożsamości i własnych korzeni. Świadomość tego, skąd pochodzimy, daje nam siłę.
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej

Grażyna Bułka: Śląsk jest moją siłą >>> 

Ewa Furtak: Jest mnóstwo różnych teorii i poglądów, kim są bielszczanie. Zdarza się, że niektórzy próbują nam narzucać jakąś tożsamość, np. śląską. Kim się czujecie?

Maciej „Kamer” Szymonowicz: – Staramy się być sobą, a być sobą można wtedy, kiedy czujesz się wolnym człowiekiem. To w naszym artystycznym fachu jest bardzo ważne. Tu i teraz jestem bielszczaninem, tu się urodziłem i tu żyję, choć od pokoleń historia mojej rodziny korzeniami sięga ponoć aż po Bałkany. Wszelkie narzucania, przyporządkowania, tworzą wśród ludzi sztuczne podziały, a to już nie jest określaniem swojej tożsamości, a polityką, która prędzej czy później kończy się konfliktem. Tożsamość w przypadku mieszkańców Bielska-Białej to według mnie temat rzeka. Oczywiście mam tu na myśli rzekę Białą i jej oba brzegi, z których jeden można by przyporządkować do Śląska, a drugi do Małopolski i pozostać przy takim myśleniu. Ale co wtedy z naszymi słowiańskimi korzeniami, które wiążę bezpośrednio z dwunastowiecznym grodziskiem w Starym Bielsku? Co z mieszkańcami, którzy w mieście przez setki lat tworzyli barwny tygiel kulturowo-społeczno-religijny, łączący ze sobą Polaków, Niemców, Żydów, katolików, protestantów? Gdy dodamy do tego, że Bielsko-Biała ze względu na architekturę nazywane jest „Małym Wiedniem”, a w przyległym do miasta Beskidzie Śląskim i Beskidzie Małym znajdziemy zabytki architektury drewnianej, okazuje się, że wielowątkowość tematu tożsamości jest tak barwna, że naprawdę nie godzi się jej zawężać do terminologii związanej tylko z obecnym podziałem administracyjnym kraju.

Katarzyna „Katka” Dyga-Szymonowicz: – Trudno bielszczan nazwać góralami czy Ślązakami, ale jednak wielu z nas chociażby jakąś odrobinę kultury góralskiej czy śląskości w historii rodziny ma. Wątki wielu tradycji, ale też miejskie i wiejskie są tutaj wymieszane, jesteśmy przez to kulturowo bogatsi, wiele tu inspiracji. Przychodzi mi tutaj do głowy nasz projekt „Prace w polu”, który wykonaliśmy w Ustroniu Lipowcu. Na pole rolnika przenieśliśmy miejską rozetę, trafiła z jednej z bielskich kamienic na baliki z kiszonką, na te charakterystyczne białe, walcowate formy, stały się naszą kartką papieru dla zwielokrotnionego wzoru rozetki. Powstało ich ok.160.

W 2004 roku powstał zespół Psio Crew, z którym wystąpiliście na kilkudziesięciu najważniejszych festiwalach w Europie, m.in. na Woodstocku, Colors of Ostrava czy Sziget Festival. Odnieśliście sukces, ale w 2010 roku działalność zespołu została zawieszona. Każdy poszedł w swoją stronę, Mateusz Górny stworzył np. projekt Gooral. Zdecydowaliście się jednak przed rokiem reaktywować działalność. Dlaczego?

K.D.-Sz.: – Nie graliśmy razem przez prawie 5 lat. Nie mogliśmy już wytrzymać (śmiech ).

M.Sz: – Zatęskniliśmy za Psio Crew. Ja w trakcie tej przerwy koncertowałem z Gooralem. Zdarza się, że podczas tych koncertów gramy utwór z repertuaru Psio Crew. To tak jakoś naturalnie wypłynęło, podczas rozmowy w trasie, że może jednak warto byłoby wrócić do tego projektu.

Słynęliście z zestawienia góralskiego śpiewu z beatboxem. W czasach największych sukcesów Psio Crew była ogromna moda na muzykę inspirowaną folkiem. A jak to jest teraz?

K.D.-Sz.: – Moda na motywy ludowe w muzyce trwa nadal, to jest nadal intensywne zjawisko. Choć jego szczyt już przeminął, wiele zespołów łączy muzykę ludową z innymi gatunkami, bardzo różnymi zresztą. Fajnie, że dla wielu słuchaczy dzięki temu otworzyła się sfera muzyki ludowej, że przestano ją kojarzyć z archaizmami, których miejsce jest już tylko w skansenie czy muzeum. Myślę, że różnego rodzaju konstrukcje muzyczne przynoszą słuchaczom taki przekaz, że muzyka ludowa to baza wszystkich innych gatunków. Przecież chociażby blues to muzyka ludowa właśnie, a ten gatunek był bazą dla szeroko pojętej muzyki rozrywkowej.

Kiedy w Polsce zaczęliśmy się fascynować motywami ludowymi w muzyce? Mam takie wrażenie, że to się chyba tak na dobre zaczęło od braci Golców.

K.D.-Sz.: – To zaczęło się zdecydowanie wcześniej, przypomnijmy sobie choćby twórczość Karola Szymanowskiego, który inspirował się muzyką ludową. Lawinowo zjawisko ruszyło od Grzegorza z Ciechowa i rewelacyjnej płyty „Oj DADAna”, później była kapela Trebunie Tutki i ich kolaboracja muzyczna z Jamajczykami i faktycznie z początkiem lat 90. pojawiła się grupa Golec uOrkiestra.

M.Sz.: – Na pewno to zjawisko obecne było już w latach 70., m.in. Skaldowie oraz Niemen inspirowali się już muzyką góralską. W muzyce jazzowej trzeba wymienić Zbigniewa Namysłowskiego z góralami i ich występ na Jazz Jamboree 94. W sumie dokąd by się nie cofnąć, to chyba w każdej epoce znajdziemy w muzyce, czy to klasycznej, czy rozrywkowej, elementy ludowe. W zasadzie to chyba temat jest tak skomplikowany, jak wspomniana wcześniej tożsamość bielszczan. Trudno obecnie stwierdzić jednoznacznie, kiedy, kto i gdzie zaczął fascynować się motywami ludowymi w muzyce. Jedno jest pewne – początki muzyki to musiała być muzyka ludowa w czystej formie. Więc idąc tym tokiem myślenia, to może muzyka popularna to właśnie muzyka ludowa naszych czasów? Można to chyba interpretować na wiele sposobów.

Osoby prowadzące zespoły regionalne narzekają czasem, że mają problem ze znalezieniem chętnych, że dzieciaki się do tego nie garną. Z drugiej strony popularne są różne fuzje i przeróbki inspirowane folkiem. Może nie ma już po prostu miejsca dla takiej czystej, nieskażonej niczym tradycji?

K.D.-Sz.: – Ja też spotykam się z osobami prowadzącymi zespoły regionalne i mam wrażenie, że jednak sytuacja znacznie się poprawiła. Moja znajoma, która prowadzi taki zespół, mówiła mi, że zaczęło wreszcie przychodzić więcej chłopaków (śmiech ). Nie ma już problemu, jaki był kiedyś, że na jednego tancerza przypada osiem tancerek.

M.Sz.: – Wychowałem się w Zespole Regionalnym Pieśni i Tańca „Holajnicy”, który działa do dziś przy Ognisku Pracy Pozaszkolnej w Bielsku-Białej. Zawsze było więcej dziewczyn, musiały tańczyć z innymi dziewczynami w parach, co nas bardzo w tamtych czasach bawiło. Ale tak na poważnie, to myślę, że folklor muzyczny od kilku lat przeżywa wielki renesans. Przekonaliśmy się o tym, pracując nad albumem „Gajdosze”. Dwa lata prowadziliśmy badania terenowe, odwiedzaliśmy szkoły, domy kultury. Odnaleźliśmy wielu współczesnych gajdoszy – muzykantów kontynuujących dawny styl gry na gajdach. Dzisiaj instrument ten wraca do łask, młodzi muzykanci dzięki grantom, różnym projektom uczą się budować gajdy, spotykają się z mistrzami, a dzięki takim pomocom naukowym, jak płyta z archiwalnymi nagraniami, którą dołączyliśmy do albumu, mogą „spotkać się” z nieżyjącymi już mistrzami. Stwierdzam więc, że jest sporo miejsca dla tradycyjnej muzyki, nie trzeba się martwić, że folklor zanika. On jest. Oczywiście, żyje swoim życiem, ewoluuje z pokolenia na pokolenie, ale to jest jak najbardziej naturalne zjawisko.

Z czego w takim razie może wynikać zainteresowanie młodych ludzi folklorem?

K.D.-Sz.: – Był taki czas, że np. śpiewanie w zespole ludowym było „obciachem”. Dzisiaj ludzie mają coraz większe poczucie tożsamości i własnych korzeni. Świadomość tego, skąd pochodzimy, daje nam siłę. Takie podejście do życia stało się niejako modne. To się zresztą przejawia w różnych sferach życia, np. w ubiorze. Coraz więcej ludzi, zamiast kupować w sieciówkach, woli zapłacić więcej, ale mieć coś unikatowego, od konkretnego projektanta. Myślę, że jesteśmy jako społeczeństwo coraz bardziej świadomi, mam taką nadzieję. Dostrzegamy wartość, jaka płynie z tradycji, rękodzieła, muzyki przodków. Chcemy zachować nasze unikatowe cechy kultury, obronić się przed globalną unifikacją.

M.Sz.: – Młodzi ludzie poszukują bardzo często alternatywy, czegoś zdrowszego, chcą oderwać się od cyfrowego życia, nadmiaru zbędnych informacji i muzycznej pustki, którą bombardują ich masowe media. Dostrzegają sens, myślę, że wręcz pewnego rodzaju terapię we wspólnym muzykowaniu, obcowaniu ze sobą w realu, tworzeniu, a zarazem odkrywaniu, ocalaniu własnej tradycji. To ogromna siła, jeżeli tylko umiesz sobie to uświadomić.

<podzial_strony>

Oglądałam koncert Goorala z Państwowym Zespołem Pieśni i Tańca „Mazowsze” na Woodstocku. To było niesamowite. W komentarzach pod filmem z tego koncertu na YouTube ktoś zresztą napisał, że po raz pierwszy widział na twarzach tancerzy Mazowsza taką radość z występu przed żywiołowo reagującą, młodą publicznością.

M.Sz.:- Tak, to było dla mnie niesamowite przeżycie i nobilitacja. Po pierwsze, wystąpić przed kilkusettysięczną publiką. Po drugie, móc zaśpiewać i zatańczyć z Mazowszem na scenie jednego z największych festiwali muzycznych w Europie. No i to, że połączenie tak odległych stylistyk, czyli pomysł Jerzego Owsiaka, by zorganizować taką fuzję, zadziałało niezawodnie – jak góralska herbata z prądem. Stąd zapewne uśmiechy na twarzach.

Opowiedzcie o swoim najnowszym projekcie.

M.Sz.: – We wrześniu mieliśmy premierę utworu „Droga”. To pierwszy oficjalny singiel naszego nowego projektu Continuum, który tworzymy wraz z producentem muzycznym z Katowic, Szymonem Padołem 5Cet’em, autorem m.in. muzyki do filmu „Jesteś Bogiem”. Ten projekt to w skrócie nasze poszukiwanie kontinuum w muzyce. Podczas pracy nad singlem robiliśmy eksperymenty, spędziliśmy np. kilka dni w Sopotni w górach. Idąc w góry z trombitą, szukaliśmy miejsc, w których instrument ten brzmi tak, jak brzmiał przed laty, gdy po pracy na szałasie pasterze siadali i grali, odpowiadały im góry lub inni pasterze grający na tych instrumentach, a w dolinach ludzie siedzieli i słuchali, jak tam na halach pięknie grają. Taką sytuację akustyczną zarejestrowaliśmy i stworzyliśmy z niej fundament utworu.

Singiel „Droga” promuje także film „Z domu” w reżyserii Szymona J. Wróbla, który opowiada o wysiedleniach na Żywiecczyźnie, podczas których hitlerowcy wywieźli prawdopodobnie nawet 50 tys. Polaków.

K.D.-Sz.:- Dla mnie ten projekt jest oddechem. Gdy nagrywaliśmy dźwięk trombity w Sopotni Wielkiej, dowiedzieliśmy się, że wysiedlenia tam właśnie się zaczęły, że jesteśmy niedaleko miejsca, z którego wypędzono pierwsze rodziny. Dla mnie fakt ten miał ogromne, symboliczne znaczenie.

Wróćmy do reaktywowania grupy Psio Crew. Kto przychodzi na wasze koncerty?

K.D.-Sz.: – Dużo młodych ludzi, ale także wierni fani, którzy cieszą się, że znów się skrzyknęliśmy. W czasie koncertu w Warszawie przyszedł do nas jakiś chłopak i pyta: „pamiętacie mnie?”. Okazało się, że to ten sam człowiek, który kilka lat temu w czasie naszego koncertu podczas festiwalu „RękąDzieło” w Dobrym Mieście spontanicznie poprosił nas o to, by mógł oświadczyć się swojej dziewczynie na scenie. Na tegoroczne juwenalia przyszedł pozdrowić nas od żony, która została w domu, ponieważ mają już dwójkę dzieci, są szczęśliwi. Dla nas bardzo ważnym i wzmacniającym jest fakt, że tak wielu ludzi czekało na naszą reaktywację, dziękujemy za to.

M.Sz.: -Wielkim impulsem do reaktywacji Psio Crew była propozycja zagrania koncertu na Festiwalu Skrzyżowanie Kultur w Warszawie, to jeden z największych międzynarodowych festiwali etnicznych. Przyjechali artyści z Izraela, Indii, Afryki, a my byliśmy jednym z ośmiu polskich zespołów zaproszonych do udziału w tym wydarzeniu. Mieliśmy sporą grupę fanów, od zawieszenia działalności minęło trochę czasu, więc naturalnym jest, że musimy przypomnieć się odbiorcom. Zagraliśmy w tym roku kilkanaście koncertów, wydaliśmy singiel „Polana”, którego premiera miała miejsce podczas festiwalu Zadymka Jazzowa, pracujemy nad nową płytą.

Nie tylko muzykujecie, tworzycie także graffiti. Pokazujecie tradycyjne motywy w nietradycyjnej formie.

M.Sz.: – W trakcie kiedy umilkło Psio Crew, stworzyliśmy projekt Etnograff. Nazwa pochodzi od etnicznego graffiti. Osobiście tworzę artystyczne graffiti od kilkunastu lat. „Katka” wycina wycinanki, z których robię wielkoformatowe szablony, a potem przenoszę je na ścianę. Tak, oczywiście w wielkim skrócie, powstał ornament na naszym muralu „Pasterz”, który można oglądać na skrzyżowaniu ulic Wyzwolenia i 11 Listopada w Bielsku-Białej.

K.D.-Sz.:- Wycinanka to w sumie tradycyjna technika, wycinam nożyczkami, nie skalpelem, bez wcześniejszego szkicu, jak najbardziej tradycyjnie i zwyczajnie, jeśli tak można powiedzieć.

W Bielsku-Białej oczy przechodniów cieszy mural „Pasterz”. Gdzie jeszcze można zobaczyć wasze dzieła?

M.Sz.:- Na przykład w Białymstoku, gdzie zostaliśmy zaproszeni do udziału w festiwalu „Folk on the Street”. Namalowaliśmy na czteropiętrowym bloku ogromną wycinankę. Mural zatytułowaliśmy „Wycięte z Natury”, ma on podwójne znaczenie, nawiązuje do tradycyjnej podlaskiej wycinanki oraz zwraca uwagę na ginące gatunki ptaków.

K.D.-Sz.:- Istotnym elementem muralu jest turkawka – biblijny „gołąbek pokoju”. Tym właśnie migrującym z Polski do ciepłych krajów ptakom grozi wyginięcie, gdyż są masowo, bezmyślnie zabijane. Chcieliśmy zwrócić uwagę na to, że dziś turkawka, ptak będący symbolem pokoju i miłości, sama jej bardzo potrzebuje, gdyż jest zagrożona.

Nie myśleliście nigdy o tym, żeby wyprowadzić się z Bielska-Białej np. do Warszawy? Pewno tam łatwiej byłoby wam zrobić karierę niż tutaj, na prowincji.

K.D.-Sz.: – Myśleliśmy wiele razy. Każdy pewno ma takie momenty w życiu, że chciałby podjąć radykalne decyzje, ale coś nas tu trzyma.

M.Sz.: – Jest szaleństwo w zarabianiu na życie śpiewem i malowaniem. Bywają kryzysowe momenty, ale na razie pozostajemy tutaj. Zapewne w stolicy bliżej jest do większych mediów, sprawniej można promować to, co się robi. Ale my chociażby ze względu na rodzinę zakotwiczyliśmy się w Bielsku-Białej i póki co nie planujemy przeprowadzki. Poza tym w tym roku zostaliśmy nagrodzeni za działalność artystyczną „Ikarem”, nagrodą prezydenta Bielska-Białej, więc po co stąd wyjeżdżać (śmiech ). Staramy się wszystko robić jak najlepiej i wierzymy, że każda praca, w którą włożyliśmy trud, pasję i serce, przełoży się na sukces. ”

 

https://www.youtube.com/watch?v=qVoS71LbXVw&feature=youtu.be

GOORAL & MAZOWSZE – Karczmareczka [DVD PROMO]

 

 

https://www.youtube.com/watch?v=h6giDzyD5_E

 

Podziel się!