O VII Festiwalu Wędrowania słów kilka
15 i 16 sierpnia, w gminie Bodzentyn, w Górach Świętokrzyskich, w obrębie Łysogór, odbył się VII Festiwal Wędrowania. Co roku, w środku sierpnia, skupia on wokół siebie wędrowców-pątników, którzy zjeżdżają się z całej Polski – a niekiedy nawet zza granicy – żeby szukać i wędrować. Przyjeżdżają ludzie szukający duchowej i kulturowej tożsamości. Przyjeżdżają ludzie z wielkich miast, dla których krajobrazy Gór Świętokrzyskich są pięknym wspomnieniem dzieciństwa. Festiwal przyciąga ku sobie różnej maści artystów i muzyków – nietuzinkowych ludzi z pasją. Na czas trwania Festiwalu swoje domy i gospodarstwa otwierają miejscowi inicjatorzy kultury i właściciele gospodarstw agroturystycznych. Niesamowita, swojska i kameralna atmosfera Festiwalu jest odskocznią od wielkomiejskiego życia; pozwala poznać wielu wspaniałych ludzi. Dla każdego, kto miał możliwość aktywnego brania udziału w tym wydarzeniu, będzie to wspomnienie na całe życie. Wydarzenia, takie jak Festiwal Wędrowania, ożywiają na powrót ludowe legendy, wiedźmy i czarownice; tu i tam, pośród dźwięków bębnów i zapachu ogniska odzywają się imiona zapomnianych Duchów i Bogów, przypominają się stare legendy i ożywają tradycje.
Festiwal został zorganizowany przez Stowarzyszenie na Rzecz Odnowy Wsi „Odnowica”
***
Tegoroczny Festiwal był bodaj najbardziej spektakularnym ze wszystkich, które się dotychczas odbyły.
Program Festiwalu, fotoreportaż, a także film nagrany w jego trakcie, można znaleźć z Internecie.
„Zaklinanie Żab” – spektakl teatru „Pod Lnianym Niebem”, oparty o legendy i podania świętokrzyskie.
Koncert afrykańskiego huru „Łontanara” w Kapkazkiej Szkole Wrażliwości.
***
To, co chciałbym poruszyć szczególnie, to nasze działania na tym Festiwalu – spod szyldu Kamyk Studio i Mikotor Art.
Skromna cegiełka, jaką ja, Mikołaj Jarmakowski – na Facebooku Mikotor Art – dołożyłem do tego wydarzenia, to „Wędrówka do Źródeł, czyli opowieść o Prawii, Jawii i Nawii”. Kosmiczne Drzewo słowiańskie, wymalowane białą gliną na ścianie stodoły Kapkazkiej Szkoły Wrażliwości. Mapa i zarazem obraz Rzeczywistości Wiary Przyrody Słowian. Graficzne przedstawienie tego, jak nasi Przodkowie i tym samym my – współcześni Rodzimowiercy, piewcy Wiary Przyrodzonej, postrzegamy świat, cykl życia i śmierci – reinkarnację, Wędrówkę Dusz.
Idea stworzenia czegoś takiego powstała niedługo po tegorocznych Jarych Godach. Wówczas to, zaczęła się owa „Wędrówka do Źródeł”, czyli odkrywanie własnych Korzeni, stawianie pytań i szukanie na nie odpowiedzi. Zarysowywanie zrębów całego projektu. Niesamowite przeżycie poszukiwania wewnątrz samego siebie.
Poszczególne fragmenty rysunku (Czterej tańczący ludzie, wóz z Nawiami, Weles-Trzygłów) pochodzą ze znalezisk archeologicznych: Światowida zbruczańskiego czy urn kultury pomorskiej. Tam, gdzie źródeł brak, wkraczała moja własna jaźń. Całość skomponowałem w jedno na podstawie różnych słownych wersji słowiańskiego mitu o Drzewie Kosmicznym
U spodu Drzewa rozrastają się liczne Korzenie – symbol przywiązania nas, Słowian, do naszych Korzeni. Z tychże wyrastają trzy postacie, przedstawiające Welesa, zwanego także Trygławem-Trzygłowem, opiekuna Nawi, czyli świata podziemnego, pasterza Dusz, strażnika mocy magicznych.
Z tych Korzeni wyrasta pień, który pnie się w górę, przez Jawię i Prawię. Ponad głowami Welesa-Trygława wyrastają gałęzie, które odgradzają Nawię od Jawi. Po lewej stronie trzy ptaki ciągną wóz z Nawiami-Duszami Zmarłych (motyw z urn kultury pomorskiej). Na prawo, dusze się reinkarnują; ptaki odchodzą jesienią zabierając zmarłych i wracają wiosną, wraz z tymi, którzy ponownie odrodzą się na Ziemi.
Ponad rzeczonymi dwoma ptakami widnieją czterej tańczący ludzie. Symbol Jawi, zaczerpnięty ze Światowida zbruczańskiego. Powyżej wyrastają kolejne gałęzie; granica Jawi i Prawi.
Prawię zaś, czyli Świat Bogów, świat przyczynowy, świat wyższych Bytów Duchowych i Duchów Przyrody symbolizuje Kosmiczny Kogut. Żar-Ptak, Raróg, który zapieje na koniec świata.
Całość jest przypieczętowana czterema ideogramami kosmicznymi.
Pióro przekazuję w ręce Macieja Stranz z Kamyk Studio.
***
To był ten czas. To był ten czas i miejsce.
Sztuka Ziemi i Krąg Pięciu Żywiołów.
Ubiegłej jesieni, goszcząc w Szkole Wrażliwości w Kapkazach, padł pomysł usypania z kolorowych piasków kręgu-mandali z zaprzągniętymi w nim pięcioma żywiołami.
Dlaczego pięć żywiołów? Woda-ziemia, powietrze-ogień, a wokół tego wszystkiego wszechogarniający eter – kronika Akaszy, jak mówią. Mało kto pamięta o tej najważniejszej sile.
Lato, sierpień i żniwa. Dawno nie padało, a więc susza. Rześki poranek, słońce i sam wśród owocowych drzew. Na zielonym kobiercu traw, mam piaszczysty kwadrat o ustalonych wymiarach, podzielnych przez świętą liczbę 0,618.
Zaczynam sypać. Zataczam sznurkiem krąg na piasku i ustalam strony świata.
Na pierwszy rzut idzie żywioł ziemi.
Kolorowe piaski (czerń, biel, czerwień, żółcień) wyznaczają ścieżki i obszary energii. Siedem białych spirali , spięte czerwonymi wirami, symbolizują nasze centra energetyczne, czyli czakrami, które łączą sie z brzegiem kręgu. Mówię sobie: swoisty horyzont zdarzeń. Na nim zaś symbole pozostałych żywiołów. Nagle, ni stąd ni z owąd, niebo granatowieje, jak ciało Wisznu. Słychać grzmoty i podmuchy wiatru. Więc Żywioły nadchodzą. Nie bacząc na możliwe utrudnienia sypię dalej. Żywioł wody ujarzmiam w siedmiu szklanych miseczkach na obwodzie koła. Żywioł powietrza – wokół mandali powiewają gęsie pióra na rdestowych kijach. Osiągam centrum – eter. Tu przychodzi mi z pomocą hinduska ikonografia. To czakram gardła z szesnastopłatkowym lotosem.
Tak więc według zasad sypię dalej.
Wiatr wzmaga się i ustaje. Krople deszczu straszą. Nawet grzmoty miłe mym uszom; ktoś mi mówi, że naście kilometrów stąd przeszła nawałnica.
Piaski robią swoje, a dzień jest długi.
Przychodzi znużenie. Stała koncentracja i skupienie wysysają siły.
Żywioły postraszyły i odeszły. W końcu świeci słońce.
Ostatni żywioł – ogień.
Zapraszam gości Festiwalu Wędrowania na zakończenie. Pada pytanie, czy zamiotę piaski, jak przykazuje tradycja. Mówię, że nie. Końcem tego wszystkiego ma być Żywioł Ognia, którego teraz chcę obudzić. Palną cieczą polewam obwód kręgu oraz znaki błyskawic na czarnej bordiurze.
Nadszedł ten czas. Nadszedł ten czas w tym miejscu. Dobywam zapałki i podpalam.
Jest. Żywioł Ognia zatacza w piorunującym tempie okrąg. Widownia z zapartym tchem – potem aplauz.
Na zakończenie dodam, że następny dzień, jeden jedyny dzień, był ziszczeniem próśb i modlitw okolicznych miejscowych ludzi.
Słowem – cały dzień padał deszcz.
Słońce przyszło nazajutrz.
Mikołaj Jarmakowski, „mikotor”
Maciej „derka” Stranz
Gdańsk