Prawnik radzi, jak wycofać się z ACTA
„Rząd uznał, że ACTA nie jest dla Polski i Polaków dobre. Pan premier to odkrył – dobrze, ale szkoda, że po podpisaniu – i napisał list do przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej Josepha Daula. Joseph Daul kilka dni przed napisaniem tego listu oświadczył, że ACTA jest martwe, więc list pana premiera nie jest niczym dla lidera europejskiej frakcji ludowej odkrywczym, skoro przewodniczący już to wie. Jaki ma zatem ten list skutek prawny? Żadnego. Stan prawny jest taki, że ACTA jest umową podpisaną przez Polskę. Nie podpisały jej m.in. dwa tak znaczące państwa Unii Europejskiej, jak pierwotni członkowie: Holandia i Niemcy. Natomiast podpisanie umowy międzynarodowej zobowiązuje państwo do poddania tej umowy dalszej procedurze. Tak jest wedle konwencji wiedeńskiej o prawie traktatów z 1969 r.” – napisała prof. Grabowska.
„Pan premier mówi, że nie ma możliwości wycofania polskiego podpisu. Polemizowałabym z tym, bo jeżeli państwo podpisuje, to aktem jednostronnym może wycofać podpis. Ale uznajmy, że takiej możliwości nie ma. Czy zatem Polska nie może nic zrobić na gruncie prawnym? Może. Konwencja wiedeńska o prawie traktatów w art. 18 wskazuje, że państwo ma obowiązek nieudaremniania przedmiotu i celu traktatu, który podpisało, mówi jednocześnie, że państwo – jeżeli podpisało ten traktat – nie może czynić nic przeciw niemu, dopóki nie ujawni, że nie zamierza stać się stroną tego traktatu. Co to znaczy – „nie ujawni, że nie zamierza stać się stroną”? – wyjaśnia dalej specjalistka od prawa międzynarodowego. – „Trzeba złożyć oświadczenie, które może mówić: wycofujemy podpis; to oświadczenie może być skierowane do tych, którzy podpisali, i oznajmić tak, jak stanowi treść międzynarodowej konwencji, której Polska jest stroną: nie chcemy, nie zamierzamy stać się stroną ACTA.”
„Wtedy mamy sprawę z prawnego punktu widzenia jasną: takie oświadczenie woli państwa wywołuje skutek prawny – i wywoła, bo o tym mówi konkretny przepis” – podsumowuje profesor Genowefa Grabowska.
Internauci pod nadzorem Wielkiego Brata
Zgodnie z nowelizacją ustawy prawo telekomunikacyjne, każdy ruch w internecie będzie w pełni kontrolowany. Powstanie nawet archiwum stron, które odwiedzamy.
Jak ustalił „Dziennik Gazeta Prawna”, dostawcy stacjonarnego internetu będą gromadzić dane na temat odwiedzanych przez nas stron WWW. Taki może być skutek wejścia w życie przygotowywanej przez Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji nowelizacji ustawy – Prawo telekomunikacyjne, która ma zmusić firmy sprzedające dostęp do internetu, aby zagwarantowały wykupioną prędkość.
– Na wypadek ewentualnych reklamacji będziemy zmuszeni przez 12 miesięcy przechowywać szczegółowe informacje o tym, z jakimi stronami łączył się użytkownik oraz jakie pliki i skąd pobierał – mówi zastrzegający anonimowość przedstawiciel jednego z większych polskich dostawców internetu.
Zagrożenie jest realne, co potwierdza Eugeniusz Gaca z zarządu Krajowej Izby Gospodarczej Elektroniki i Telekomunikacji.
– Tylko w ten sposób dostawca będzie mógł sprawdzić, czy np. w poniedziałek 20 lutego o godz. 14 rzeczywiście nastąpił spadek prędkości transmisji i czym był spowodowany – wyjaśnia ekspert.
Oznacza to, że dostawcy internetu stacjonarnego będą mogli gromadzić nieprawdopodobne wręcz ilości danych na nasz temat. Chociaż dane te mają być zbierane wyłącznie na potrzeby ewentualnych reklamacji, dostępu do nich mogą zażądać służby w związku z prowadzonymi postępowaniami.