Józek 7.IX. 1994 – ok. 13. VII. 2001
Jak wszystkie koty był fałszywy, przebiegał nam drogę każdego 13-stego z rana, w piątki także. Fałszywy bo chcieliśmy mieć rudego kota. Mały Józek był bardzo duży jak na kota domowego, miał 6 tygodni, mieszkał u wspaniałych kociarzy na Osiedlu Oświecenia – to po sąsiedzku w stosunku do naszego Prądnika Czerwonego, i był jak najbardziej rudy. Rudy rudością najczerwieńszą. Jak tylko zabraliśmy rudasa od mamusi, w ciągu dwóch tygodni, zrobił się taki jak na zdjęciu – „wstrętny” srebrzysto-buro-szary.
Gdy mu się rozgarnęło futro pojawiał się piękny rudy kolor i tak już zostało na zawsze – przy skórze piękne rude włosy, ale tylko puch, a te po wierzchu buro-szare. Piszę o tych włosach, bo przecież jest oczywiste że nie włosy były w nim najważniejsze, ale charakter – jednak to właśnie sprawa włosów najlepiej oddaje jego przewrotny i zaskakujący sposób bycia. Jak z tymi włosami tak ze wszystkim.
Nie trzymał się mieszkania, nie bał się otwartej przestrzeni, zachowywał się nie jak mały kot ale jak coś większego i bardziej dzikiego.
Był pewny siebie i władczy. Atakował znienacka domowników, ale to były oczywiście tylko żarty i zabawy, choć kogoś nieprzygotowanego, w środku nocy, mogło zaskoczyć, że jakiś miękki przelewający się kłąb rzuca mu się na twarz. Nie używał w tych zabawach pazurów.
Nie da się ukryć, że był to waleczny i zadziorny kocur. Miał charakter przywódcy – króla zwierząt – serce lwa w kocim ciele. Był bardzo odważny i nie znosił zamknięcia. Wychodził więc na spacery na smyczy, zwiedzał piętra w wieżowcu i jeździł oczywiście z nami na każde wakacje. Tam przez dwa miesiące odbijał sobie trudy miejskiego życia buszując zupełnie swobodnie po okolicy. Z wiekiem zmężniał i zdziczał. Chodził gdzie chciał i robił co chciał.
2001 – jedno z ostatnich zdjęć Józka – pojechał z nami na wakacje jak co roku, do Brzozowa – wyszedł z domu i już nie wrócił. Prawdopodobnie wpadł w nocy pod ciężarówkę wiele kilometrów od domu. Jako dojrzały kot panoszył się po całej okolicy i odchodził coraz dalej i dalej.
W 2001 roku w lipcu podczas tradycyjnego pobytu w Brzozowie wyszedł w nocy z domu do ogrodu, a potem poszedł gdzieś dalej i… już nie wrócił. Był olbrzymim siedmio-kilowym basiorem, który niczego i nikogo się nie bał. To go chyba zgubiło, ale gdybym nie miał pewności, że już od dawna nie żyje to pomyślałbym, że to on jest tą poszukiwaną po całej Polsce „pumą”.
Jednak Ponieważ uwielbiał być z nami, kochał nasze dziewczynki i swojego pana, gdyby tylko mógł to na pewno by wrócił do domu. Szukaliśmy, wołaliśmy chodziliśmy…
Wyobrażam sobie co czuje człowiek, którego bliski zaginie, a raczej nie muszę sobie wyobrażać, bo zaginął Ktoś bardzo mi bliski. Wiem, że musiał to być wypadek – najpewniej drogowy – albo zły, głupi człowiek, bo z każdym zwierzakiem Józek by sobie poradził na swój koci sposób.