Strażnicy Wiary Przyrodzoney Słowian – Stanisław Wyspiański i Władysław Ekielski – Projekt Wawel Akropol

Wawelski projekt Stanisława Wyspiańskiego

Z tym projektem i z jego późniejszym odtworzeniem związanych jest bardzo wiele ciekawych historii. Widoczna poniżej na licznych  zdjęciach makieta wystawiana jest w Muzeum |Stanisława Wyspiańskiego. Robi ona na żywo niesłychane wrażenie. Sam projekt uważam za pełen polotu i rozmachu na miarę wyobraźni artystycznej i talentu oraz wrodzonego smaku Stanisława Wyspiańskiego.  Próżno dzisiaj szukać takiego rozmachu we współczesnych krakowskich budowlach.


Projekt odnowy, przebudowy i zagospodarowania urbanistycznego Wzgórza
Wawelskiego. Koncepcja: Stanisław Wyspiański i Władysław Ekielski.
Projekt makiety: Jacek Czubiński i Jerzy Porębski
Realizacja makiety: Pracownia Ireneusza Pudełko.

Makietę – jak dowiedziałem się od pani Magdaleny Czubińskiej (której niniejszym dziękuję za kontakt i udzielone ważne informacje) – zbudowano z wielkim nakładem czasu odtwarzając pieczołowicie szczegóły na podstawie ocalałych rysunków Zygmunta Ekielskiego. Pomysł wyszedł od profesora Mieczysława Porębskiego, kiedy organizował on powstanie muzeum Stanisława Wyspiańskiego. Aby mogła powstać makieta musiał wpierw powstać projekt architektoniczny osadzony w geograficznym miejscu, prawdopodobny konstrukcyjnie itp. Zaprojektowanie makiety powierzył profesor dwóm młodym wtedy architektom (tuż po dyplomie) – swojemu synowi Jerzemu Porębskiemu (obecnie prof. ASP w Warszawie) i jego przyjacielowi a zarazem  absolwentowi historii sztuki – Jackowi Czubińskiemu (obecnie adiunkt w Instytucie Historii Architektury i Konserwacji Zabytków Politechniki  Krakowskiej). Konkretyzacja wizji wymagała wiele zapału i odwagi (nad projektowaniem czuwał prof. Porębski).

Mogę sobie wyobrazić jak ekscytujące musiało być urealnienie tych rysunków i nadanie życia dawnemu projektowi – szkoda że tylko w postaci makiety, a nie w rzeczywistości. Jak się dowiedziałem prace nad projektem trwały ponad rok a makietę wykonano w pracowni
makieciarskiej Ireneusza Pudełko.

 


Tylko tych rozmiarów odwaga w wizjach artystycznych i projektach architektonicznych, a także niestety odwaga i wyobraźnia konieczna u włodarzy miasta Krakowa, byłyby w stanie uczynić ze współczesnego Krakowa miasto, które można by było porównywać bez kompleksów na przykład z  Barceloną, czy innymi cudami architektonicznymi tego świata.

 

Czy to naprawdę jest niemożliwe i pozostanie tylko naszym niespełnionym, krakowskim snem?

 

 

Zapraszam do obejrzenia animowanej wersji wizualizacji na stronę Muzeum Narodowego (tutaj)

C. B.

00 450x352 Wawel Wyspainski akropolProjekt odnowy, przebudowy i zagospodarowania urbanistycznego Wzgórza
Wawelskiego. Koncepcja: Stanisław Wyspiański i Władysław Ekielski.
Projekt makiety: Jacek Czubiński i Jerzy Porębski
Realizacja makiety: Pracownia Ireneusza Pudełko.

“Wawel narodowi przywrócony” – to tytuł otwieranej dziś wystawy; pierwszej z dwóch zaplanowanych monumentalnych ekspozycji jubileuszowych w 100-lecie opuszczenia wzgórza wawelskiego przez armię austriacką i powrotu pamiątki narodowej do swojej rangi, funkcji, charakteru.

Dokonane 100 lat temu przywrócenie Wawelu ma – jak zwracają uwagę kuratorki wystawy – dwojaki charakter. Była to tyleż likwidacja austriackiej cytadeli i zwrócenie narodowi jednej z najcenniejszych pamiątek historii, co rozpoczęcie przywracania wyglądu i funkcji – czyli proces odnowy angażujący wielkie emocje i pracę paru pokoleń. Wystawa opowiada o tym dokumentami, obrazami, rysunkami, obiektami przestrzennymi.

W pierwszej z pięciu zamkowych sal – wspomnienie Wawelu XVIII-wiecznego; królewskiego, choć podupadającego po przeniesieniu stolicy do Warszawy. Rewelacyjnym pomysłem było wystawienie makiety pokazującej, jak było zabudowane wawelskie wzgórze w XVIII wieku; zwłaszcza warto prześledzić zamek dolny, gdzie stały budynki służebne, często o dużej urodzie. Ta zabudowa została w XIX wieku wyburzona, ustępując miejsca koszarom, budynkom szpitalnym, placowi musztry. Wawel stał się austriacką cytadelą górującą nad miastem.

Odzyskiwanie Wawelu, fortele, jakimi posłużyli się posłowie na Sejm Galicyjski, aby uwolnić Wawel od armii austriackiej, to kolejny etap mający w tle niegasnącą nadzieję, która kazała przygotowywać naukowe podstawy przyszłej rewaloryzacji i wciąż wierzyć; Matejko ofiarował “Hołd pruski” przyszłemu Muzeum Narodowemu na Wawelu, w czasie gdy na wzgórzu wawelskim stacjonowała w najlepsze armia CK Austrii…

00 akropolis1

Długi proces odnowy oglądamy w rysunkach, planach, fotografiach, na krótkim filmie. Obok rejestracji konkretnych działań, mamy znakomity zapis emocji. Wizję tego, czym ma być Wawel i jaki powinien być, miało wielu wybitnych artystów; dokładnie możemy przyjrzeć się wizji Wyspiańskiego, zobaczyć wyeksponowany w odpowiedniej skali “Pochód królów na Wawel” – wielki cykl rzeźbiarski Wacława Szymanowskiego, usytuowany zgodnie z koncepcją artysty. Miał swoje wielkie wizje nawet Adolf Szyszko-Bohusz kierujący odnową od 1916 roku. Patrząc na projekty, które na wawelskim wzgórzu lokowały wszystko: parlament i “teatr grecki”, gigantyczny Panteon jako miejsce ostatniego spoczynku uznanych Polaków, miejsce dla wielkich uroczystości narodowych – możemy dziś odetchnąć z ulgą, że nie wszystkie pomysły zrealizowano…

W ostatniej sali ulokowano wypożyczony z Muzeum Historycznego ostatni krakowski fotoplastikon, który działał kiedyś (starsi pamiętają) przy ul. Szczepańskiej. Teraz będzie czynny podczas trwania wystawy.

wizualizacja 1

Autorami wystawy, pasjonującej wbrew ciężkiemu i mało ekspozycyjnemu tematowi, są Zdzisława Jakosz-Chojnacka i Jadwiga Gwizdałówna (autorki koncepcji i scenariusza), prof. Jacek Siwczyński (projekt plastyczny i nadzór autorski), Anna Michta, sprawująca m.in. pieczę nad tym, co pokaże nam fotoplastykon – plus jeszcze kilkanaście osób, które tworzyły zespół organizacyjny, wykonały liczne prace techniczne i konserwatorskie.

Wystawa zostanie otwarta dziś, ale już wczoraj obejrzeli ją dziennikarze podczas konferencji prasowej. Przedstawiono podczas niej również kolejne wydawnictwo jubileuszowe: “Zamek królewski na Wawelu – sto lat odnowy” Pawła Dettloffa, Marcina Fabiańskiego i Andrzeja Fischingera. Rekomendujemy Czytelnikom: to książka, po którą może sięgnąć specjalista, ale z zainteresowaniem przeczyta ją daleko szerszy krąg osób. (AN)
Dziennik Polski

00 akropolis2

Gdyby nie naciski społeczeństwa, to Austriacy nie zwróciliby nam Wawelu. I wtedy Wzgórze na pewno wyglądałoby inaczej niż dziś. 100-lecie odnowy zamku upamiętnia książka i wystawa

Jubileusz zaczął się na dobre. Wczoraj z tej okazji odbyła się w centrum konferencyjnym na Wzgórzu promocja książki “Zamek Królewski na Wawelu. Sto lat odnowy (1905-2005)”. To przystępnie napisana przez trzech historyków sztuki – Pawła Dettloffa, Marcina Fabiańskiego i Andrzeja Fischingera – historia zażartych sporów, potężnych ambicji, spełnionych i niespełnionych marzeń związanych z królewska siedzibą.

Projekt odnowy, przebudowy i zagospodarowania urbanistycznego Wzgórza
Wawelskiego. Koncepcja: Stanisław Wyspiański i Władysław Ekielski.
Projekt makiety: Jacek Czubiński i Jerzy Porębski
Realizacja makiety: Pracownia Ireneusza Pudełko.

Zaczyna się w roku 1897, kiedy to Galicyjski Sejm Krajowy podjął uchwałę, by w zrujnowanym zamku wawelskim urządzić rezydencję dla “Najjaśniejszego Pana”, przenosząc stamtąd koszary do mających dopiero powstać ośmiu budynków. Cała operacja kosztowała społeczeństwo polskie horrendalną kwotę 5,5 mln koron. Władze lokalne zdecydowały się na ten kosztowny krok ponieważ totalnie zdewastowany zamek był “ucieleśnieniem świetności dawnej Rzeczpospolitej i sanktuarium narodowym, któremu należało przywrócić blask”.

wizualizacja 2

I o tym właśnie jak przez 100 lat ten blask był przywracany, jakie niesłychane emocje temu towarzyszyły, gdy pojawiały się pomysły, aby przebudować wzgórze na Akropol, Panteon, postawić tam szklany sześcian albo ulokować wyrzeźbiony pochód królewski, mówi ta ciekawa książka. A jeśli ktoś nie lubi czytać, to zainteresuje go w niej może część ilustracyjna. Zestawiono tam kilkadziesiąt fotografii ukazujących Wawel zdewastowany i odnowiony. Tak naprawdę dopiero te zdjęcia dowodzą, jak wielką przemianę przeszła królewska siedziba.

Kolejne etapy metamorfozy Wawelu ukaże też, otwarta dziś w południe, w komnatach na II piętrze w skrzydle zachodnim zamku, ciekawie zaaranżowana, wystawa “Wawel narodowi przywrócony”. Zobaczycie tam m.in. obrazy, rysunki, projekty architektoniczne, zdjęcia archiwalne, makiety i modele. Nawet zabytkowy fotoplastykon, który opowie historię wzgórza.
Gazeta w Krakowie
i sugestywne “przedtem-potem”

00 akropolis3

dokładnie możemy przyjrzeć się wizji Wyspiańskiego, zobaczyć wyeksponowany w odpowiedniej skali “Pochód królów na Wawel” – wielki cykl rzeźbiarski Wacława Szymanowskiego, usytuowany zgodnie z koncepcją artysty. Miał swoje wielkie wizje nawet Adolf Szyszko-Bohusz kierujący odnową od 1916 roku. Patrząc na projekty, które na wawelskim wzgórzu lokowały wszystko: parlament i “teatr grecki”, gigantyczny Panteon jako miejsce ostatniego spoczynku uznanych Polaków, miejsce dla wielkich uroczystości narodowych – możemy dziś odetchnąć z ulgą, że nie wszystkie pomysły zrealizowano…

 

“Zachowały się plany monumentalnej rozbudowy i przebudowy wzgórza wawelskiego autorstwa Stanisława Wyspiańskiego i Władysława Ekielskiego; miał być to pomnik dziejów i potęgi Polski (1904–08).”

00 akropolis4Projekt odnowy, przebudowy i zagospodarowania urbanistycznego Wzgórza
Wawelskiego. Koncepcja: Stanisław Wyspiański i Władysław Ekielski.
Projekt makiety: Jacek Czubiński i Jerzy Porębski
Realizacja makiety: Pracownia Ireneusza Pudełko.

W Muzeum Wyspiańskiego na pl. Szczepańskim jest pokazywana makieta Wawelu wg Wyspiańskiego -czyli “polskie Akropolis”. Miał to być nie tylko pomnik Narodu, ale faktyczny ośrodek władzy w odrodzonej Polsce. Siedziba prezydenta, parlamentu, a także akademii nauk, muzeum narodowego.
Wszystko w monumentalnym stylu-ale z zachowaniem a nawet rekonstrukcja (2 kościoły zburzone przez Austriakow) historycznych zabudowań.

00 Projekt Ekielskiego Dom_Suskiego

Dom Suskiego – projekt Władysława Ekielskiego – róg Grodzkiej (nr 26) i Placu Dominikańskiego (nr 6) – co za przypadkowa zbieżność czert

Władysław Ekielski

Z Wikipedii

Schronisko Fundacji im. Aleksandra Lubomirskiego (Uniwersytet Ekonomiczny)

Władysław Ekielski (ur. 17 lutego 1855 w Krakowie, zm. 23 czerwca 1927 w Krakowie) – krakowski architekt; tworzył w duchu eklektyzmu i modernizmu.

W latach 1872-1876 studiował w Instytucie Technicznym w Krakowie, a w latach 1876-1880 na Wydziale Budownictwa Politechniki w Wiedniu. W 1882 wrócił do Krakowa i znalazł zatrudnienie w biurze projektowo-budowlanym Tadeusza Stryjeńskiego początkowo jako pracownik, później jego wspólnik. W 1886 uzyskał uprawnienia budowlane oraz rozpoczął działalność dydaktyczną jako wykładowca w Miejskiej Szkole Przemysłu Artystycznego. Po 1918 był wykładowcą na Wydziale Architektury krakowskiej ASP.

Wraz z Tadeuszem Stryjeńskim stworzył projekt domu przy ulicy Piłsudskiego 14, zaprojektował neorenesansowy gmach Schroniska Fundacji im. Aleksandra Lubomirskiego przy ulicy Rakowickiej (obecnie główny gmach Uniwersytetu Ekonomicznego). Przebudował pałac rodziny Pusłowskich przy ulicy Westerplatte 10. Projektował kamienice: przy ulicy Karmelickiej 42, Studenckiej 14, Szpitalnej 4, Grodzkiej 26 i dom własny przy ulicy Piłsudskiego 40 zwany domem o dwóch frontonach.

W 1895 rozpoczął współpracę przy restauracji kościoła OO Franciszkanów. W latach 1904-1906 wraz ze Stanisławem Wyspiańskim opracowywał projekt zagospodarowania Wzgórza Wawelskiego, znany jako Akropolis. W 1902 wraz z Antonim Tuchem założył zakład witraży. Był współtwórcą i wydawcą (od 1900) pisma “Architekt”.

00 akropolis5

[w innym miejscu pisałem wam o moim Dziaku Władysławie że to on remontował właśnie ten kościół ojców Franciszkanów z witrażami Wyspiańskiego, Julian II Pagaczewski był w tym czasie jednym z najważniejszych historyków sztuki w Polsce i profesorem UJ, a Wyspiański malował jego portret, który możecie zobaczyć na tych stronach. Przyjacielem Juliana II Pagaczewskiego był tez Stanisław Vincenz, a w Krakowie działał w tym czasie również Stanisław Szukalski i Rogate Serce oraz  Święte Koło Czcicieli Światowida, dodajcie sobie do tego jeszcze Wesele i spróbujcie je odczytać trochę inaczej   – wnioski na temat ciągłości Wiary Przyrodzonej i działalności Strażników Wiary Przyrodzonej zwanych też Strażnikami Kopców wyciągnijcie sami]

DOM WYSPIAŃSKIEGO, CZYLI WYZWANIE

Elżbieta Baniewicz pisze po obchodach “Roku Stanisława Wyspiańskiego” – w roku 2007 (zmarł 1907)
“Twórczość” luty 2008

00 wyspianski-autoportret2

Setna rocznica śmierci Stanisława Wyspiańskiego zmobilizowała, co zrozumiałe, przede wszystkim krakowskie instytucje: muzea, teatry oraz Uniwersytet i Akademię Sztuk Pięknych, gdzie odbyły się sesje naukowe: “Żywioły wyobraźni Stanisława Wyspiańskiego (8-9 listopada 2007) i “Stanisław Wyspiański. W labiryncie świata, myśli i sztuki” (14-17 listopada 2007). Muzeum Narodowe, depozytariusz najcenniejszych prac, pozyskanych jeszcze za życia artysty (projekty witraży do katedry wawelskiej), później od wdowy po nim (kartony do witraży dla kościoła Franciszkanów, dla katedry lwowskiej, pastele, rysunki, duża biblioteka) zorganizowało multimedialną wystawę-eksperyment “Stanisława Wyspiańskiego Teatr Ogromny, której celem jest pokazanie Wyspiańskiego jako artysty renesansowego z racji talentów w wielu dziedzinach, którym właściwy sens nadawała wizja ujmująca życie współczesne w mityczny porządek sztuki.

Teatr był dla Wyspiańskiego nie tylko instytucją użyteczności publicznej, lecz także – po młodopolsku – świątynią, Gontyną Sztuki. Teatrem był dla artysty także cały Kraków, ze szczególnym uwzględnieniem Wawelu, gdzie chciał wystawiać Hamleta i antyczne tragedie. Ale nie tylko. Projektował przebudowę całego wzgórza. Zamek Jagiellonów i Kaplica Zygmuntowska za jego życia były w ruinie, stacjonowały tam zaborcze wojska; przez cały wiek dziewiętnasty Wawel przemieniał się w cmentarz, ale także w muzeum tajne, nielegalne, dokumentujące w pamięci byt narodowy. Był Wyspiański “niewolnikiem myśli wielkiej”, pragnął wyburzyć z wawelskiego wzgórza budynki austriackich koszar i zbudować tam polski Akropol. Umieścić najważniejsze instytucje państwowe, sejm i senat, zwoływane w niepodległej Polsce zawsze poza Krakowem, Akademię Umiejętności skupiającą największe umysły narodu i zaprojektowany na wzór greckiego amfiteatru Teatr Narodowy. Wawel wedle jego wizji miałby stać się polską Walhallą (niemiecka istnieje w Regensburgu pod Ratyzboną), czyli

“miejscem, które skupia w sobie całą przeszłość narodu, ujawnia jego historyczne powołanie, powołanie to zaś przenosi w wieczność. Tym samym implikuje wspaniałą – i niedaleką już – przyszłość”

(jak pisze Jan Błoński w książce Wyspiański wielokrotnie). Poeta scala wszystkie sensy budowli wawelskich, w tym kilku zburzonych kościołów, łączy znaczenia i nadaje im wymiar wielkiego projektu: Polska Niepodległa.

Wizję przebudowy wawelskiego wzgórza artysta zaledwie naszkicował, a architekt Ekielski jej poszczególne elementy fachowo rozrysował. Na wystawie-widowisku w Muzeum Narodowym można ją zobaczyć jako film animowany, komputerową rekonstrukcję. Uzupełniono ją wyświetlanymi na ekranach fragmentami Nocy Listopadowej Andrzeja Wajdy, Akropolis Jerzego Grotowskiego, rozmów Wyspiańskiego z Żeromskim z 1905 roku nagranych przez Jerzego Trelę, by widz mógł, oglądając wielkie projekty witraży o tematyce religijnej i historycznej, połączyć je w wyobraźni z dziełami dramatycznymi Wyspiańskiego, czyli odczuć wielość talentów artysty i wielkość jego narodowo-artystycznej wizji.

W Kamienicy Szołajskich przy Szczepańskiej, gdzie mieści się muzeum poety, została pokazana wystawa “Sami złożycie stos… Pogrzeb Wyspiańskiego”, rekonstruująca na podstawie zachowanych fotografii i opisów (nakręcony wówczas film zaginął) ostatnią drogę poety z kościoła Franciszkanów na Skałkę.

W teatrach także zarządzono pospolite ruszenie pod nazwą Festiwal Stanisława Wyspiańskiego, organizowany przez Szkołę Teatralną pod kierownictwem Jacka Popiela. Przez cały listopad pokazywano inscenizacje sztuk powstałe w Krakowie i w innych teatrach kraju. W programie znalazły się cztery Wesela (Ryszarda Peryta z Łodzi, Anny Augustynowicz ze Szczecina, Michała Zadary z krakowskiego Teatru STU, Marka Chodaczyńskiego z Unii Teatru Niemożliwego w Warszawie), Albośmy to jacy, tacy… Piotra Cieplaka z warszawskiego Teatru Powszechnego, także inspirowane Weselem, trzy Klątwy (Anny Polony z krakowskiej PWST, Pawła Passiniego z Opola i Barbary Wysockiej ze Starego Teatru), dwa przedstawienia Sędziów (Jerzego Grzegorzewskiego z Teatru Narodowego i Marii Spiss ze Starego Teatru) oraz Wyzwolenie Mikołaja Grabowskiego, także ze Starego Teatru. Odbył się też koncert “Zaduszki-Wyspiański” w reżyserii Krzysztofa Orzechowskiego w Teatrze im. Słowackiego, złożony z fragmentów utworów i listów Wyspiańskiego oraz piosenek do jego tekstów.

Włożono w ten festiwal ogrom wysiłku organizacyjnego, ale trudno powiedzieć, by strawa duchowa była sycąca. Główną nagrodę zdobyło Wesele Anny Augustynowicz, chyba za pomysł. Polegał on na tym, by pokazać Wesele bez koloru, jak kiedyś pokazywano je bez muzyki. Wszyscy zostali ubrani na czarno, co w pierwszej chwili zaskakuje i wydaje się interesujące jako sposób na formę, przypominającą estetykę studenckiego teatru Pleonasmus z lat siedemdziesiątych. Po kilkunastu minutach wiadomo, że to nie interpretacja, tylko pomysł-wytrych, którym niestety tego skomplikowanego utworu otworzyć się nie da. Jego forma w sposób wyrafinowany łączy konwersacyjną sztukę salonową, seans psychoanalityczny badający podświadomość jednostki i zbiorowości, satyrę obyczajową, gorzką publicystykę i baśń wreszcie. Efekt jest taki, przynajmniej w moim odczuciu, że wizja nie sprostała fonii. Tekst mówiony jest dość schematycznie, co skutkuje brakiem ról, czyli napięć emocjonalnych pomiędzy postaciami. Zostaje w pamięci tylko Czepiec i zadziorna, pełna temperamentu Panna Młoda, niestety cały czas w tandetnej stylonowej halce i “zrobiona ekstrawaganckim kostiumem” Rachela (pod białym koronkowym szalem nosi spodnie z kieszeniami na udach i kamizelkę na gołe ciało).

WYS Fragment_witraza

Stanisław Wyspiański – Witraż – kościół o.o. Franciszkanów

Słuchając po raz nie wiem który tego tekstu, coraz wyraźniej rozumiemy jego genialność, mimo młodopolskiej maniery czujemy jego szlachetny, przejmujący ton. W tym czterogodzinnym przedstawieniu został on zagubiony wśród choreograficznych układów, aktorstwa polegającego na mówieniu postaci nie do siebie, lecz do widowni, co pewnie miało unaocznić naszą egzystencjalną pustkę, wzajemne niezrozumienie. Drugi akt, ze zjawami, zaczyna się fałszywie, bo od kabaretowej rozmowy Marysi i jej zmarłego narzeczonego. Widownia śmieje się z trupiego mrozu, czyli nie rozumie, że to pierwsze spotkanie z podświadomością bohaterów, bynajmniej nie śmieszne. I dalej też niewiele wynika z przypiętych białych skrzydeł Rycerza, skoro za chwilę czarne skrzydła założą wszyscy uczestnicy weselnej uczty. Nie wiem, czemu Rycerz i Wernyhora grani są przez kobiety, a Stańczyk przez tego samego aktora, co Widmo. Może jestem niesprawiedliwa, ale im dłużej oglądałam to przedstawienie, tym intensywniej myślałam o Weselu Grzegorzewskiego, które po tylu latach zachwyca mnogością sensów i znaczeń. Czuje się w nim nasze tu i teraz, bezrozumnie plątanie się w kole zatęchłych narodowych niemożności, ale i to, że wyrasta ono poza wszystkim innym ze swej epoki i, nie na końcu, z malarstwa Jacka Malczewskiego (Błędne koło, Melancholia). Malarstwa bardzo literackiego, pełnego postaci-symboli i przedmiotów-symboli ułożonych w wykreowane przez malarza sceny, z ironią i autoironią komentujące naszą narodowa mitologię, lub takie, gdy malarz mówi o Polsce serio, jak Wyspiański – ze smutkiem i nadzieją.

Podobnie niedoścignieni pozostali Sędziowie tego reżysera, spektakl sprzed wielu lat, a wciąż grany. Poruszający głęboko w swej warstwie metafizycznej prawdą przeżycia aktorskiego: wadzący się z Bogiem Samuel Jerzego Treli i Joas, genialne dziecko, które umiera za winy ojca i brata, Doroty Segdy. Spektakl fascynujący sposobem, w jakim wykreowana wyobraźnią reżysera rzeczywistość omija banał naturalizmu.

Sędziowie przygotowani przez młodą absolwentkę reżyserii, Marię Spiss, która dokonała adaptacji tekstu i wystawiła “małą” tragedię Wyspiańskiego tak, jakby stała się wczoraj, to droga odwrotna i znamienna. Nie ma tu zderzenia świata chasydzkiego i chrześcijańskiego, odczuwanego przez autora jako codzienne doświadczenie. Dom Samuela i jego synów to czarna pusta przestrzeń, przez którą przebiegają biało-czerwone taśmy, jakimi policja zabezpiecza miejsce zdarzenia. Nikt z bohaterów nie nosi znaków przynależności do diaspory. To zwykli, współcześni ludzie, mijani na ulicy.

Ten zabieg ma jednak swoją cenę: bohaterowie zredukowani zostają do rangi pospolitych przestępców, którzy omijają sprawiedliwość za pomocą łapówki. To ludzie, których Bóg opuścił albo którzy nigdy go nie potrzebowali. Interpretację tę umacnia postać Joasa (Piotr Cyrwus), człowieka dorosłego, a nie jak to jest w tekście i tradycji – dziecka. Nie ma więc lamentu Samuela nad śmiercią synka, tego wielkiego rachunku sumienia wobec niebios, które zesłały karę na przekór paragrafom ludzkiej sprawiedliwości. Jedyną postacią wykraczającą poza przedstawiony porządek jest Jewdoha w znakomitym wykonaniu Aldony Grochal. Zanim zginie z ręki Natana (Błażej Peszek), wysłucha z kamiennym spokojem jego rozmowy z Samuelem (Zbigniew Ruciński) o wyjeździe do Ameryki, która oznacza dla niej zdradę i poniżenie. Ważniejsze, że zdąży go błagać o śmierć; niczego innego po zabiciu ich dziecka nie pragnie. Zbrodnię, której nic nie zmyje, chce odkupić śmiercią, bo choć jest tylko sługą na łasce panów, nie wyzbyła się moralnego odruchu.

Podobnemu zabiegowi uwspółcześnienia Barbara Wysocka poddała Klątwę. W sali muzeum ustawiono rzędy krzeseł dla widowni, pozostawiając pod ścianą vis-à-vis wejścia pustą przestrzeń. Z boku na ławce chłopiec gra na akordeonie, w głębi na materacu śpiąca para, mężczyzna w średnim wieku pod filarem, na ekranie, umieszczonym w lewym kącie, przesuwają się fotografie sennej wioski na przemian z informacjami o zbrodni. Akcja zaczyna się niemrawo, młodzi ludzie, podobni do tych na widowni, uprawiają słowne przepychanki. Do chłopaka z akordeonem podchodzi dziewczyna z pretensją, że nie chce się z nią ożenić. Młodzi wstają z materaca, ona zakłada dżinsy i koszulkę, on komżę. Po chwili do Księdza podbiega Kaśka i prosi o chrzest dziecka. On odmawia, bo urodzone w grzechu, bez ślubu. Mężczyzna spod filaru dopowiada, że Ksiądz ma z Młodą dwoje dzieci i żyje w grzechu jeszcze większym. Z niewielu słów wyłania się obraz wiejskiej społeczności, która widzi grzech księdza, jego dostatek i swoją biedę. Dochodzi do starcia Młodej i Kaśki, rozegranego jak podwórkowa kłótnia z szarpaniem za włosy i wyzwiskami. Zwyciężczyni pojawia się z wózkiem i małą dziewczynką. Z Księdzem stanowią kochającą się rodzinę. Ale ich szczęście nie będzie trwało długo. Na wieś spada klęska suszy – to kara za grzech Księdza. Krąg niemej agresji zacieśnia się wokół Księdza i Młodej, która opowiada o bolesnej i krzywdzącej wizycie jego Matki; dla niej jest grzesznicą. Młoda w pewnym momencie przynosi drabinę i wspinając się na nią, mówi o wysłaniu dzieci na stos. Tylko ogień może odkupić jej winę. Gdy wraca do wioski, zostaje przez jej mieszkańców ukamienowana jako czarownica, która spaliła księżowskie dzieci.

WYS 6525.4

Stanisław Wyspiański – Witraż – kościół o.o. Franciszkanów

Młodzi aktorzy wracają niejako do pierwotnego zdarzenia – wiadomo, że Wyspiański napisał Klatwę po przeczytaniu w gazecie sądowej notatki o zbrodni w Gręboszowie pod Tarnowem – i analizują jego mechanizm, który, niestety, działa i dziś, choć niekoniecznie w odniesieniu do księdza i jego kobiety, gdyż zaniechanie celibatu spowszedniało. Metoda zaszczuwania odmieńców pozostała niezmienna, słowa nietolerancji, potępienia nadal działają jak kamienie. Nie tylko na prowincji; ten sposób myślenia, polegający na wykluczaniu obcych nosi się w sobie bez względu na adres.

Oba przedstawienia młodych reżyserek, grane jednego wieczoru, podkreślają współczesność Sędziów i Klątwy konwencją reportażu, relacji, ale tym samym odbierają im wymiar tragedii antycznych. Czy świadczy to o zaniku poczucia tragiczności w dzisiejszym świecie, czy bardziej o tym, że młodzi kochają w teatrze samą prawdę, której gwarantem ma być neonaturalizm?

Telewizja publiczna poświęciła Stanisławowi Wyspiańskiemu w ostatnich dniach listopada sporo miejsca, głównie w kanale Kultura. Można było zobaczyć Wyzwolenie i Sędziów w reżyserii Konrada Swinarskiego, Sędziów Grzegorzewskiego, filmy o pracach plastycznych autora Akropolis i miejscach Krakowa z nim związanych. Trudno tego nie pochwalić. Tak jak trudno nie docenić nowej wersji Wyzwolenia w reżyserii Macieja Prusa. Trwająca nieco ponad godzinę adaptacja zawierała główne sensy dramatu, rozegranego konsekwentnie w formie teatralnej próby. Zdjęcia kręcono w modnej wytwórni wódek Koneser na Pradze, która z powodzeniem tworzy surową przestrzeń sali teatralnej. Walorem spektaklu była niewątpliwie obsada. Piotr Adamczyk jako Konrad pokazał dojrzałe aktorstwo, jego zmagania z Polską współczesną wypadły przekonująco, choć kojarzyły się raczej z sytuacją polityczną sprzed kilku miesięcy, gdy słowa patriotyzm, bohaterstwo, przeszłość zostały zawłaszczone przez polityków do spektaklu narodowej tromtadracji, od którego Poeta chciał wyzwolić rodaków. Temu służyła gwałtowna rozprawa z Geniuszem (dobry Olgierd Łukaszewicz), który spętał nasze myślenie filozofią ofiary, narodu wybranego, czekającego na cud. Gustaw Holoubek słowami Starego Aktora – “mój ojciec był bohater, a my jesteśmy nic” – potrafił wyrazić wiele goryczy, zwłaszcza gdy pamięta się o jego niepowtarzalnym dorobku w rolach romantycznych i współczesnych. Maja Komorowska jako Muza była bardzo powściągliwa w wyrażaniu afektów gwiazdy, co tym bardziej podkreślało jej uczestnictwo w próbie tworzenia nowego dramatu narodowego. Pozostali aktorzy – Grzegorz Małecki, Ireneusz Czop, Mariusz Bonaszewski, Henryk Talar – sprostali postaciom występującym i w części Polska Współczesna, i w tej będącej dyskusją z Maskami. Nad wszystkim czuwał Jerzy Trela jako reżyser, jak zawsze oszczędny w gestach i mimice. Ale nie sposób było nie pamiętać o jego wielkich rolach Konrada z Dziadów i Wyzwolenia.

Tę ostatnią rolę mogliśmy obejrzeć dwa dni później raz jeszcze i przekonać się, że choć upłynęło ponad trzydzieści lat od premiery spektaklu Konrada Swinarskiego i ponad dwadzieścia od jego telewizyjnej rejestracji, zupełnie się nie zestarzał. Przeciwnie, można było naocznie stwierdzić, że nikt lepszego Wyzwolenia nie zrobił. Nikt precyzyjniej nie pokazał warstw teatralności, z jakich się ono składa (sytuacja próby na pustej scenie ich nie wyczerpuje). Przecież cała sekwencja Polski Współczesnej, którą dla Konrada inscenizują aktorzy, to wielki teatr narodowych gestów i póz, idei wciąż będących szczytnymi hasłami, ale nie sprawdzonych w czynie, czyli w życiu. Oto przy trumnie św. Stanisława stoi Muza i dyryguje narodowym przedsięwzięciem, czyli ucztą polskiej szlachty. Zastawione srebrem stoły uginają się od jadła i napitków, spożywanych przez Hołyszów i Karmazynów, Biskupów i Prymasa. Jedz, pij i popuszczaj pasa oraz kłaniaj się lepiej urodzonemu, bierz, gdy możni dają. Saskie obyczaje w pełnej krasie i przepychu nie zmieniają się przez pokolenia; towarzyszy, a raczej przypatruje się tym wystawnym ucztom lud w wiejskich sukmanach, powstańcy kościuszkowscy w rogatywkach, jeźdźcy z husarskimi skrzydłami, Piotr Skarga tudzież harfiarka-kusicielka. Dla nich Hołysz (Jerzy Radziwiłowicz) z Karmazynem (Wiktor Sadecki) odgrywają swe pańskie dusery, odsłaniając przy okazji tępe umysły i skarlałe dusze.

Stanisław_Wyspiański_-_Witraż

Stanisław Wyspiański – Witraż – kościół o.o. Franciszkanów

To oni przedzierzgną się w inteligentów Młodej Polski, przyswoją modne idee i jako Maski będą rozmawiać z Konradem. A raczej dręczyć jego umysł ideologiami, hasłami, a nade wszystko sarmackim myśleniem, którego nie ukryją ani współczesne stroje generalskie, zakonne, biskupie, ani modne filisterskie cylindry, ani nawet artystowskie peleryny. Konrad próbuje się ze swą myślą o Polsce przebić przez ten bełkot. Daremnie. Rzecznicy frazesu, zwłaszcza narodowego, uczynią go szalonym: w pewnym momencie Pielęgniarze-Maski wwożą szpitalne łóżko i zakładają Konradowi kaftan bezpieczeństwa, później podłączają do kroplówki. To, co mówi, musi być oznaką pomieszania zmysłów, więcej, demaskując puste hasła i sprzedajne interesy, staje się niebezpieczny, groźny, musi więc być odizolowany od społeczeństwa. Szaleństwo Konrada jest jego normalnością, należy do tych, co więcej cierpią, bo więcej czują. Dlatego jego czysta myśl o Polsce wolnej, narodzie niepodległym, sztuce szlachetnej nie może być zrozumiana.

Jerzy Trela jako Konrad mówi piękny wiersz (“chcę żeby w piękny letni dzień zżęto przede mną zboża łan”) sam na scenie. W samotności prawdziwe łzy na młodej twarzy aktora świadczą, jak głęboką, a zarazem liryczną sprawą może być prawdziwa miłość ojczyzny.

Napisałam, że nikt nie dotarł do tak wielu warstw Wyzwolnia, jak Swinarski, ale naprawdę pokazali je aktorzy. Każdy z nich gra po kilka ról jednocześnie: aktora na próbie w krakowskim Teatrze Słowackiego (Wyspiański chciał być tu dyrektorem), postać w widowisku Polska Współczesna, niektórzy są w nim widzami, czyli ludem, inni panami w rolach z komedii narodowej, którzy w akcie rozmowy z Maskami zagrają jedną lub kilka z nich, by powrócić do roli “prywatnego” aktora, po próbie opuszczającego teatr. Wszyscy aktorzy w tym Wyzwoleniu bardzo dokładnie akcentują, jaką w danym momencie postać grają i jak ją traktują (ironicznie, pobłażliwie). Ponieważ co chwilę zmieniają postacie, co chwilę przechodzą z jednego, by się tak wyrazić, wierzchołka roli na drugi, w każdym demonstrując swój prywatny ogląd sprawy. Bardzo to trudne, ale daje efekty olśniewające. Przedstawienie staje się nie tylko wielowarstwowe, lecz także w niezwykły sposób zmienia się w migotliwy strumień życia otaczającego Konrada, jego pamięć i wyobraźnię. Swinarski czytał dramat poprzez biografię autora, swoją, aktorów, by zrozumieć go także na planie ludzkiej egzystencji. Aktorzy w jego spektaklach ujawniali nie tyle swoją prywatność, choć tę także, ile własne rozumienie świata. Na tej płaszczyźnie odnaleźli głęboko szlachetny ton, prawdziwe zrozumienie sprawy Konrada, który jest w dużym stopniu alter ego autora. Sprawy, która uruchamia lepszą stronę człowieka, bo jest także jego sprawą jako obywatela i artysty. Piszę to wszystko z nadzieją, że Dom Wyspiańskiego, którego solidne fundamenty wzniósł w Narodowym Jerzy Grzegorzewski swoimi wybitnymi realizacjami, nadal będzie budowany przez artystów, którzy porzucą spetryfikowane formy jego dramatów, młodopolskie właściwości języka, dziś anachroniczne. Ale nadal będą zmagać się z pytaniami – o Życie, Polskę, Sztukę – jednego z największych artystów teatru. Pytania te bowiem nie uległy przedawnieniu.

Elżbieta Baniewicz
© by “Twórczość” 2008

wyspianski-portret-wandy

Stanisław Wyspiański – Portret Wandy Siemaszkowej jako Panny Młodej w Weselu

 

Podziel się!