Ten tekst miał się ukazać 13 grudnia zeszłego roku, ale postanowiłem go nie zmieniać i opublikować przed rocznicą Konstytucji 3 Maja i wyborami prezydenckimi 2015. Dlaczego? Teraz jest tak samo aktualny jak był, a może nawet i bardziej, a te wybory które przed nami wcale nie są nieważne. Mają niesłychaną wręcz wagę. NIEPODLEGŁOŚĆ jest kluczowym słowem dla Polski niezależnie co sobie podstawimy po drugiej stronie jako ten podmiot który tę niepodległość ogranicza. Czy będzie to ZSRR, Rosja, Niemcy, UE, USA czy co innego – to bez znaczenia.
Głosuj jak chcesz, ale nie głosuj na tego, który Cię choć raz oszukał!
CB
Obchodzimy właśnie rocznicę wprowadzenia Stanu Wojennego w Polsce, który jako żywo przypominał to samo co działo się na Ukrainie w początkowej fazie Majdanu, zakończonej krwawą zbrodnią i ucieczką Janukowycza. Janukowycz i Jaruzelski – przypadkowa wymowa znaczenia tych dwóch nazwisk dla ludzi wtajemniczonych, dla znawców Matrixa musi być złowieszcza. Etymologia ich mian pokrywa się doskonale z ich życiowym dziełem. Wielu ludzi stąpających „twardo” po materialistycznie rozumianej Ziemi będzie razić dziwacznością ten wtręt. Oni oczywiście nie przeczuwają nawet, że Materia bierze się z Macierzy, a Macierz to nic innego jak zero-jedynkowa niematerialna Informacja zapisana jako Matrix w Przestrzenioczasie – w Zbiorniku Ciemnej Materii/Energii – Program, który nazywamy Bogiem/Energią. Porównanie tych dwóch postaci satrapów i morderców, z których jeden był na tyle skuteczny, że na niemal dziesięciolecie zablokował Wielką Zmianę, a drugi był na tyle nieudolny, że przesunął Proces Wielkiej Zmiany o lata świetlne do przodu, nasuwa się samo. Niech znawcy etymologii i mitologii dokonają rozbioru tych nazwisk, z których jedno bierze początek od „jar” – or, orz, orgon, a drugie płynie wprost od postaci Janusa. Końcówka „uzel” – węzeł. Końcówka „ukowycz” – nie kowacz, unykowycz, znikacz. Jarowit, Jaryło i Janus, jako patroni tak ciemnych postaci.
Przypomnijmy kilka faktów z przeszłości i kilka postaci, o których zapomniano w pop-propagandowych mediach w związku ze smutną rocznicą 13 grudnia 1981 roku w grudniu 2014.
Leszek Moczulski, Kraków – twórca Konfederacji Polski Niepodległej, szczególnie znienawidzony przez wodzów ZSRS. Wykończony, jako osoba publiczna w czasach III RP, przez jej tajemne ramię, przez WSI = GRU.
http://www.videofact.com/moczulski16.htm
Rozmowa z Leszkiem Moczulskim
listopad 2009
MARK RUSZCZYŃSKI: Co było główną zasługą KPN?
LESZEK MOCZULSKI: – Główną zasługą KPN było wprowadzenie do życia programu niepodległości – niepodległości jako najbliższego celu.
Jeszcze w latach 70-tych, a właściwie do początku lat 80-tych, w społeczeństwie przeważało przekonanie, że nieodległość jest czymś nierealnym, a jeżeli tak, to za wiele pokoleń. Myślano, że najpierw trzeba poprawić gospodarkę, demokratyzować ustrój czy coś takiego, a niepodległość Polski jest nie do ruszenia, bo to zależy od Związku Radzieckiego. Tak twierdzili.
Natomiast KPN twierdziła odwrotnie – bez niepodległości ani z gospodarką sobie nie poradzimy, ani ustroju nie poprawimy, ani demokracji nie wprowadzimy. Bo będąc zależni od tak zachłannego mocarstwa jakim jest ZSRR, to nic takiego nie będziemy w stanie zrobić.
Mówiliśmy, że pierwsza rzecz to uwolnić się od hegemonii sowieckiej, uwolnić się od sowieckiego władztwa; wtedy uzyskamy możność, żeby wszystkie polskie sprawy rozwiązywać.
KPN mówiła: wcale nie znaczy, że jak odzyskamy niepodległość, to wszystkie sprawy będą łatwe do rozwiązania. One będą równie trudne do rozwiązania i być może nie będziemy sobie z tym radzili, być może będziemy mieli słabe rządy, że sobie z tym nie poradzą itd., ale będziemy mieli taką szansę. Natomiast bez niepodległości nie mamy żadnej szansy i nic nie rozwiążemy.
W latach 70-tych i nawet jak się zaczynały strajki solidarnościowe, to ludzie jak gdzieś znajdowali ulotki KPN, to je niszczyli i mówili: „To jacyś wariaci – mówią o jakiejś niepodległości, a to prowokuje tylko władzę, a nam chodzi o to, żeby pensje podnieśli”.
I bardzo długo ani w opozycji, ani – co ważniejsze – w społeczeństwie zupełnie nie ceniono niepodległości, a przynajmniej uważano, że jest to nierealne. I w ciągu tych kilkunastu lat udało się KPN-owi przekonać większość społeczeństwa, że niepodległość to pierwszy cel. I potem, ludzie masowo opowiadali się za niepodległością.
[…]
Bardzo długo w znacznej części opozycji panowało przekonanie, że niepodległość jest czymś nierealnym. Niektórzy zresztą uważali, że nam w ogóle niepodległość nie jest niepotrzebna, bo niepodległość to jakiś taki nacjonalizm, faszyzmem śmierdzi czy coś takiego. I lepiej o tym nie mówić. Ale większość mówiła: „no tak, my się z wami zgadzamy, że dobrze by było, żeby Polska była niepodległa, no może w połowie XXI wieku to się uda, ale na razie jest to niemożliwe”.
Ostatnio Skubiszewski (pierwszy minister spraw zagranicznych w rządzie Mazowieckiego i w kolejnych rządach solidarnościowych aż do rządu Olszewskiego) w jednym z wywiadów przyznał się, zresztą powiedział to z własnej inicjatywy, nie trzeba było go przymuszać, że jak on układał politykę zagraniczną, to mówił: „Wie pan, musieliśmy być bardzo ostrożni z polityką zagraniczną, bo Związek Radziecki, bo wojska sowieckie u nas i w Niemczech i komuniści mają pełną władzę.” I mówił: “Ciągle się baliśmy”, że nazajutrz, najbliższego ranka nas obudzą nad ranem i nas internują. Dlatego, że komuna dojdzie do wniosku, że za daleko poszła i cofnie się. Tak jak to komuna wielokrotnie robiła, szła do przodu i potem sie cofała.
Taka przygoda była z Rokitą. Krzysztof Kozłowski z „Tygodnika Powszechnego” (pierwszy solidarnościowy minister MSW w rządzie Mazowieckiego) opowiadał, że 5 czerwca 1989 r. nad ranem po wyborach budzi go telefon, dzwoni Rokita. Rokita mówi: „Słuchaj, tragedia”. “Jak to tragedia, przegraliśmy wybory?” “Nie. Wszyscy na nas głosują. Komuna tego nie wytrzyma. Rano na pewno ogłoszą stan wojenny. Uciekaj. Chowaj się gdzieś, bo cię złapią. Ja już się wyewakułowałem”. Ten wstał, popatrzył, jeszcze ledwo świtało. Nigdy w życiu z konspiracją nie miał nic wspólnego. Pomyślał sobie, tak przynajmniej opowiadał: „No co ja zrobię, gdzie ucieknę i tak mnie złapią. No to niech mnie z łóżka wezmą, przynajmniej się wyśpię.” I poszedł spać.
Pierwszą rzeczą jaką po wyborach „Solidarność” zrobiła, to zaczęła wymyślać co zrobić, ponieważ przepadła lista krajowa w tych wyborach i iluś tam dostojników partyjnych nie dostało się do Sejmu. I „Solidarność” z wielkim wysiłkiem pomagała PZPR, żeby znaleźć jakieś rozwiązanie, żeby te mandaty jakoś komunistami obsadzić. Nie robili tego z dobrego serca, albo dlatego, że kochali komunistów; wręcz przeciwnie, bali się ich, bali się że ci powiedzą: “Dobrze, te wybory to była taka zabawa, taka próba. Nie wyszła próba, to panowie proszę bardzo do obozów, do internowania”.
[To powyżej, to na temat sfałszowanych wyborów w czerwcu 1989. W II turze wyborów dopisano po prostu tych gości z PZPR do list wyborczych i wprowadzono ich do Sejmu. CB]
Zasługą KPN było, iż w tej sytuacji KPN doprowadził jednak do tego, że jak już się zaczęły w 1989 roku toczyć wielkie wydarzenia, to ludzie nie chcieli zostać w demokratycznym PRL-u i nagle wszyscy zaczęli po prostu wprowadzać niepodległość w życie.
Rząd nie był pierwszy w tym wszystkim, bo bał się bardzo. Mazowiecki nagle został premierem, nie bardzo się tego spodziewał. Wziął z redakcji „Więzi” sekretarkę i jakiegoś radcę prawnego. W trójkę poszli do Urzędu Rady Ministrów. Zaczęli urzędować. Nawet dziewczyny co im tam kawę podawały traktowały ich jak wrogów. Oni byli absolutnie wystraszeni i absolutnie nie wiedzieli co robić.
Ja się później spytałem Mazowieckiego jak został premierem i jeszcze rządu nie stworzył: „Od czego Pan zacznie?”. Na to on mi odpowiedział: “Jezus Maria, panie Leszku, żebym ja to wiedział”.
Spytałem się go także, jaki będzie jego stosunek do KPN. Bo on jak został premierem, to zaprosił trzy osoby z opozycji politycznej: Moczulskiego z KPN, Lipskiego z PPS, i jeszcze kogoś, już nie pamiętam. I tłumaczył nam, jaki będzie ten jego rząd. Spytałem go: “Proszę powiedzieć, jaki pan będzie miał stosunek do PZPR i do KPN? Czy będą traktowane przez rząd tak samo?” Mazowiecki powiedział: “Panie Leszku, no nie może być takie same traktowanie, bo jak mam ministrów z PZPR w rządzie, a z KPN nie mam, nie chcę, nie mogę…” W tym rzędzie rzeczywiście przynajmniej od początków wszystkie najważniejsze resorty mieli komuniści.
Ja się wtedy roześmiałem i powiedziałem: ”Niech pan się nie martwi, z PZPR to my sobie poradzimy”. Mazowiecki nie potraktował tego poważnie.
Wtedy groziła sytuacja, że taki rząd PZPR, gdzie dopuszcza się opozycję, jak taka sytuacja już zostanie, jak PZPR będzie partią współrządzącą, a był przecież wtedy jeszcze zapis w Konstytucji o kierowniczej roli PZPR, to wystarczyło, żeby to troszczke potrwało, to taka sytuacja, że PZPR współrządzi utrwaliłaby się.
Natomiast KPN twardo mówiła: ”Uwolnić Polskę od sowieckiej hegemonii, obalając narzędzie tej hegemonii, czyli monopartyjną PZPR. I jak się okazało, że rząd Mazowieckiego jest bardzo ograniczony, boi się Rosjan, boi się bezpieki, boi się własnych ministrów, to parę miesięcy później przyczyniliśmy się do usunięcia tych ministrów. Zdobyliśmy materiały bezpieki, z których wynikało, że MSW szpiegowało ministrów z „Solidarności”. W czerwcu 1990 roku KPN opublikowała to w swoim piśmie „Opinia”. Prasa się bała przedrukować. W jakiejś gazecie była tylko notatka, że KPN znowu występuje nieodpowiedzialnie, publikuje jakieś rzeczy bez sensu, widocznie chcą popularność zdobyć itd. Jak KPN to już ujawniła, a sytuacja się zmieniała z dnia na dzień, to wtedy Mazowiecki już się pozbył komunistycznych ministrów. Oni się zresztą specjalnie nie bronili.
Główny cios w PZPR KPN wymierzyła na jesieni 1989 roku, zaraz po tym jak powstał rząd Mazowieckiego. KPN uważała: proszę bardzo, ministrowie mogą być w rządzie, ale nie ma powodu, żeby komuniści siedzieli w swoich komitetach. KPN zaczęła wyrzucać PZPRoowców z komitetów. Wyrzuciliśmy ich z prawie wszystkich komitetów wojewódzkich. Dokładnie to z 44. KPN wyrzuciła też PZPR z budynku KC. W Krakowie to ich wyrzucaliśmy dwa razy. Wyrzuciliśmy ich i te budynki przekazywaliśmy miastom na cele społeczne. Ale w Krakowie miasto się bało zająć ten budynek, podczas gdy na przykład w Lublinie miasto zajęło budynek natychmiast. Po tygodniu czy po dwóch komuniści po cichu wrócili. To KPN ich wyrzuciła drugi raz.
W tym całym wyrzucaniu chodziło KPN o to, żeby pokazać im, że oni są bezsilni, martwi i nie są w stanie nic zrobić. Mogą tylko opuścić swoje komitety. Najwyżej któryś z nich dywan ukradnie, ale niech z tym kradzionym dywanem ucieka do domu – i już go nie ma.
W ten sposób KPN głosiła program i pokazywała jak to robić. I to udało się osiągnąć. Był to nasz pierwszy cel. W 1989 roku większość Polaków uważała, że niepodległość jest realna i że po prostu należy ją brać. Metodą faktów dokonanych, metodą zmian z dnia na dzień nagle się okazało, że państwo jest już niepodległe.
I myślę, że było najważniejsze w tym co zrobiliśmy. Historia nie jest nigdy zdeterminowana. Może się toczyć w różnych kierunkach. Nikt inny poza KPN programu niepodległościowego nie chciał podnieść. Takiego programu, który KPN bardzo wyraźnie skonkretyzowała, co to jest dla nas niepodległość. Niepodległość uzyskujemy wtedy, kiedy uwalniamy Polskę od sowieckiej hegemonii, obalając dyktaturę PZPR.
I byli ludzie, którzy mówili “Ja też jestem za niepodległością, ale na razie to musimy uznać kierowniczą rolę partii, bo to jest w Konstytucji zapisane, a my nie możemy Konstytucji łamać, bo Konstytucja nam zapewnia rozmaite wolności.”
Gdyby takie stanowisko zwyciężyło, gdyby strach przed Sowietami i niewiara w niepodległość, gdyby KPN nie podniosła swojego programu, to prawdopodobnie nikt inny by też chyba go nie podniósł, bo się jakoś nie zgłaszał. Mielibyśmy to do dzisiaj.
[…]
MARK RUSZCZYŃSKI: Jaki był wpływ KPN na usunięcie z Polski Armii Czerwonej?
LESZEK MOCZULSKI: Po powstaniu rządu Mazowieckiego bardzo szybko okazało się, że boi on się ruszyć także Rosjan. Nawet na początku, w czerwcu-lipcu 1990 roku, już rok po wyborach, to jeszcze wtedy rząd mówił, że obecność armii sowieckiej w Polsce jest korzystna dla nas, bo chroni naszą granicę zachodnią i że ze względów geopolitycznych jest to dla nas korzystne. Już mieli dobre stosunki z Niemcami, umowę szykowali itd. To już było parę miesięcy po tym, jak się w Krzyżowej całowali z kanclerzem niemieckim, ale ciągle mówili, że to jest interes geopolityczny Polski, żeby wojska sowieckie w Polsce były. Bzdura.
I wtedy, od wiosny 1990 roku, KPN zaczęła, początkowo bardzo delikatnie i troche sprawdzając, najpierw jakieś drobne szykany w rosyjskiej komendzie w Legnicy, jakąś tam głodówkę protestacyjna przeciwko obecności wojsk radzieckich.
Powoli rozpoznawaliśmy, jak to wygląda i wreszcie zaczęliśmy późną wiosną blokady radzieckich garnizonów.
Blokada polegała na tym, że nasze młodzieżówki blokowały wszystkie wejścia i wyjścia. I mówiliśmy: “Siedzicie w tej bazie, to siedźcie. Nie wolno wam tylko wychodzić na miasto. I nikomu nie wolno wchodzić do środka, bo do środka nikogo nie wpuszczamy. A poza tym, jak siedzicie w środku, to proszę bardzo.” A oni mówią: “Ale nam potrzebny chleb”. “To nie nasza sprawa – odpowiadała KPN. – Zbudujcie sobie piekarnię, to będziecie mieli chleb.”
Rosjanie byli bezbronni. Nie bardzo mogli w tej sytuacji coś zrobić. Byli bezbronni, bo wojny nie rozpoczną – to wiedzieliśmy. Ledwo ten Sojuz dyszał, bardzo zabiegał o pomoc amerykańską i nie mógł sobie na nic pozwolić.
MARK RUSZCZYŃSKI: I co oni w takiej sytuacji robili?
LESZEK MOCZULSKI: Dzwonili po milicję, żeby milicja przyszła ich ochronić. Bo się bali, że my ich chcemy wyrzucić z bazy. Nawet my ich byśmy chętnie wyrzucili, tylko że zazwyczaj w takiej bazie było parę tysięcy ludzi, a naszych przychodziło kilkudziesięciu, stu. Dwustu to już była potęga. Tam gdzie były małe grupy, na przykład w Dębicy, jakieś takie bazy wyspecjalizowane, łączności czy coś, to tam ich wygoniliśmy. Bo tam ich było niewielu. Ale w Warszawie siedziało ich w bazie 3 tysiące. To znaczy w mieście, bez mundurów, było ich więcej, ale w bazie w Rembertowie umundurowanych siedziało 3 tysiące.
W większości baz było podobnie. KPN zablokowała sporo tych baz. Oni najwyżej wzywali policję. Przyjeżdżała policja, stawała przed bramą, a KPN im mówiła: “Dobrze, że panowie przyjechaliście, bo tych Ruskich to trzeba pilnować; sami wiecie, to złodzieje i dobrze, że ich policja pilnuje”. Ci milicjanci mieli głupie miny. Jakiś oficer, który dowodził powiedział: “Ja tam nic nie widzę i nic nie słyszę, nic nie wiem, kazali – to pilnuję”.
Dla rządu polskiego to była sytuacja nieprzyjemna, ale do wytrzymania. Natomiast dla Rosjan taka sytuacja stała się niemożliwa. No bo jak to? My jesteśmy mocarstwem, a tu nasze bazy oblegają jacyś chłopcy, co nawet procy nie mają…
Jak na jesieni 1990 roku, we wrześniu lub październiku, jak rząd Mazowieckiego podjął rozmowy z Rosjanami na temat wycofania, to KPN przerwała tę akcję, bo ona przyniosła swój skutek. Tak samo jak przestaliśmy wyrzucać PZPR-owców z budynków jak się PZPR rozwiązała.
MARK RUSZCZYŃSKI: Jakich celów nie udało się KPN zrealizować?
LESZEK MOCZULSKI: Mieliśmy dwa cele. Niepodległość i zrobienie państwa nowoczesnego, skutecznego państwa polskiego, przyjaznego ludziom. Takiego, z którego, jak mówiliśmy, Polacy będą mogli być dumni. Wprawdzie ostrzegaliśmy, że łatwiej jest uzyskać niepodległość niż zbudować dobre państwo i wszytkie problemy po kolei rozwiazywać , ale w tym naszym dążeniu przegraliśmy na całej linii.
Bo współczesna Polska jest państwem staroświeckiej, XIX-wiecznej demokracji. Na zewnątrz to ma elementy, że jest to nowoczesne państwo, ale to są wszystko instytucje jeszcze XIX wieku.
Dzisiaj to państwo jest zorganizowane staroświecko, źle, niefunkcjonalnie. Mechanizmy państwowe są i staroświeckie, i niedopracowane. Społeczeństwo jest skorumpowane. Ta korupcja została w znacznej mierze przeniesiona z komuny. W latach PRL było takie powiedzenie, że kumoterstwo to ostatnie ludzkie uczucie w socjalizmie. Otóż to ostatnie ludzkie uczucie przeżyło socjalizm. W ostatnich 10 latach PRL straszliwie się rozpleniło. Władza popierała to wszystko. Dawali pieniędze, te półdarmowe kredyty tylko swoim, po uważaniu i kto potrafił, to sobie załatwił przedsiębiorstwo. W komunie w latach 80-tych przedsiębiorstwa prywatne świetnie funkcjonowały. I odziedziczyliśmy całą korupcję.
Z najbardziej prymitywną korupcją to sobie władze jeszcze jakoś radzą. Ale ta mniej prymitywna, to ona ciągle jeszcze funkcjonuje.
Ma powstać jakaś komisja do spraw korupcji, ale nie będzie się zajmować zwalczaniem korupcji, tylko ma ustalić, która z partii pierwsza te rzeczy zaczęła robić i która najwięcej mogła na tym skorzystać. Bedzie zatem spektakl, kto kradł i wziął więcej, a nie jakie są źródła korupcji, która w Polsce istnieje. Mamy tutaj państwo, które nie jest w stanie bronić się przed korupcją.
Nie było ani jednego rządu w ciągu 20 lat, który by przeżył wybory. To znaczy, że jak minęła kandencja, to ludzie byli zawiedzeni i nie chcieli na ten sam rząd głosować.
To po prostu pokazuje, jak te rządy były złe, wszytkie po kolei. Były lepsze, były gorsze, ale żaden rząd nie przeżył wyborów.
W Polsce więcej niż połowa rządów, to nawet nie dotrwała do końca kadencji parlamentarnej. Do rekordów należał rząd Olszewskiego.
MARK RUSZCZYŃSKI: Jego ludzie mówia, że to KPN obaliła ich rząd i dlatego Olszewski nie mógł nic zrobić.
LESZEK MOCZULSKI: Bzdura. Rząd obalił sam Olszewski. Bo Olszewski głównie doprowadził do utraty poparcia.
W momencie, kiedy rząd Olszewskiego był wybierany, to wszystkie partie prawicowe w Sejmie głosowaly za nim. Poparcie miał duże nie tylko posłów, ale i wyborców. Miał poparcie okołu 300 posłów, to jest mniej więcej 2/3 posłów w parlamencie. A niespełna pół roku później jak upadał, to miał poparcie 120 paru posłów. Spadł z 300 na 120 parę w pół roku. To najlepszy dowód, jak źle rządził.
Będąc premierem każdemu obiecał, każdemu nie dotrzymał, tutaj coś obiecał a równocześnie próbował nóż w plecy wbić. Nic dziwnego, że w niecałe sześć miesięcy całkowicie stracił popularność. A dzisiaj , po latach, to oczywiście można robić legendę. Młodzi ludzie, 20-paroletni, którzy się koło niego kręcą robią taką legendę. Tylko, że oni mieli parę lat wtedy, jak on był premierem.
[…]
MARK RUSZCZYŃSKI: Oficjalna wersja historii ostatnich kilkunastu lat PRL pomija rolę KPN w procesie obalenia komunizmu i odzyskania niepodległości. Dlaczego?
LESZEK MOCZULSKI: Dlatego, że dzisiaj dominują w polityce ludzie, którzy chętnie by sobie przypisali zasługi, że to oni zrobili. To są rozmaici ludzie. Nie tylko tacy, którzy kiedyś dołączyli do opozycji, ale Jaruzelski też sobie tę zasługę przypisuje; że gdyby nie on, to by te zmiany nie nastąpiły i że on chciał tego od początku. No jak chcial, to miał szansę. Wiele lat miał szansę, żeby to zrobić. Tylko, że coś nie robił.
To że rozmaici ludzie z postkomuny też wystawiają piersi do orderów, to jeszcze pół biedy.
Natomiast są też tacy ludzie, którzy nic nie robili w opozycji i dopiero zaczęli robić w opozycji wtedy, kiedy już było bezpiecznie i kiedy już było wolno.
Do jesieni 1986 roku trzymano więźniów politycznych. Ale od 1986 roku nie było więźniów politycznych. I jak ktoś zajmował się opozycją, to mógł mieć kłopoty w pracy, mieszkania nie dostał, paszportu mu nie dali. Choć paszporty to przeważnie dawali, ale mogli go jakoś szykanować. Ale zamknąć, to go już nie zamykali. Było bezpiecznie już zajmować się opozycją, ponieważ już nie zamykali.
I wtedy nagle w tej opozycji pojawili się tacy ludzie, którzy dzisiaj odgrywają rolę polityczną. Jarosław Kaczyński nagle się pojawił. Ja pierwszy raz usłyszałem, że istnieje Jarosław Kaczyński w grudniu 1988 roku. Była jakaś opozycyjna impreza w Gdańsku, gdzie przyjechałem. Było to robione jawnie i normalnie to wszystko szło, z plakatami i z zapowiedziami. Na Uniwersytecie Gdańskim było spotkanie różnych grup opozycyjnych i dowiedziałem się, że ma być jakiś Kaczyński, który będzie reprezentował „Solidarność” Gdańska, bo to nowa gwiazda, która się koło Wałęsy pojawiła.
Ale nie przyszedł ten Kaczyński. Czy bał się, czy coś, nie wiem. W każdym razie nie przyszedł. Szef „Solidarności” ze stoczni, który był jednym z organizatorów tej dyskusji, dzwonił na parafię do księdza Jankowskiego, bo tam był sztab „Solidarności” i pytał, dlaczego on nie przychodzi. Przyszedł po tym telefonie, taki zdziwiony i mówi: “To chyba jakieś żarty”. Ja dzwonię i pytam czy jest Kaczyński a oni pytają się “który Kaczyński?”
Wtedy pierwszy raz usłyszałem, że jest jakiś Kaczyński. I to jeszcze nagle w dwóch osobach się pojawił.
Ale niektórzy to przyszli jeszcze później, nie tylko po wyborach 1989 roku. Zgłaszali się “do opozycji” jak Wałęsa został prezydentem. Albo po pierwszych wyborach, kiedy już została pierwsza kadencja parlamentu wybrana.
Jak się rozwiązał Związek Radziecki, to nagle wszyscy byli niepodległościowcy. Wtedy Olszewski nagle stał się niepodległościowcem. Zresztą, on do dziś nawołuje, żeby uwolnić Polskę spod sowieckiej hegemonii, mimo że Polska od 20 lat jest niepodległa a Związku Radzieckiego od 18 lat nie ma.
Ci ludzie, których jest pełno i którzy dominują teraz w życiu publicznym w Polsce, to oni sobie chcą najchętniej przypisać zasługi.
Dzisiaj w Polsce czytam w życiorysach – “uczestnik demokratycznej opozycji od połowy lat 70-tych”. Ja znam całą opozycję od połowy lat 70-tych, bo sam w niej byłem, a o facecie słyszę pierwszy raz. On może miał najlepsze intencje, może miał wielką ochotę, może czytał nasze gazetki. No i może on tak uważał, że jak on czytał nasze wydawnictwa, to był w opozycji. Nasi chłopcy kolportowali na ulicach gazetki, ludzie się bali brać, ale nie wszyscy się bali, niektórzy brali. To może on był ten odważny, co wziął gazetkę, uciekł do domu i ją czytał. Ale jeszcze nie był w opozycji.
Ludzie sobie chcą dorobić jakąś przeszłość i przeszkadzają im ci, którzy coś robili. Stąd też podważa się rolę wszystkich tych ludzi, którzy naprawdę odegrali jakąś rolę w opozycji.
O KPN się zapomina oraz stara się przede wszystkim KPN przemilczeć. To jest pierwsze.
A po drugie to opluskwić ludzi. Dzisiaj KPN się opluskwia szczególnie chętnie. W Łodzi była także sesja naukowa organizowana przez IPN , no i tam człowiek z IPN miał referat “Co bezpieka wiedziała o KPN”. No okazuje się, że wiedziała wszystko, bo tak było napisane. I że KPN jest właściwie niegroźna, oni nic nie robią, kłócą się między sobą. A w ogóle to jest ich czterech na krzyż. Wprawdzie mają jakąś drukarnię, której znaleźć nie można, ale poza tym to ich nie ma, nie wiadomo czy warto przeciwko nim sprawę prowadzić. Centrala im kazała, więc warto.
Po czym zabrali głos ludzie i mowili: owszem były różne grupy, ale nie dlatego, że to była rozpadająca się struktura tylko, że to były równoległe do siebie i działające niezależnie struktury, żeby utrudnić działalność bezpieki. Że była jedna z głównych drukarni pracujących na całą Polskę, pracowała przez lata w Łodzi i produkowała bardzo dużo. I bezpieka jej nie potrafiła znaleźć. Faceta, który tym kierował, to nawet go rozpoznawali, ale doszli do wniosku, że był niegroźny. “On tam krzywo patrzy na władzę, nawet specjalnie się z tym nie ukrywa, że krzywo patrzy na władzę, ale on się do niczego nie nadaje, on nic nie robi”. A to właśnie on prowadził wielkie wydawnictwo.
To, że bezpieka czegoś nie wiedziała, to nie znaczy, że tego nie było. To znaczy, że bezpieka po prostu źle pracowała.
Te niektóre materiały służą do takiego pomniejszania. Mieliśmy w Krakowie agenta, który był już izolowany i koło niego nikogo nie było. I on pisał raporty i mówił, że on jest sam. On ciągle mówił, że on jest w KPN. Wyrzucony już został, ale wciąż powtarzał: “Jestem w KPN, ale jestem sam, nikogo nie mam”. Analiza robiona przez bezpieke stwierdza, że KPN jest skończona.
A w tym momencie krakowska KPN rozpoczynała najbardziej intensywny okres swojego działania, który się kończył wielkimi manifestacjami i innymi widocznymi akcjami. A gdy te manifestacje się rozpoczynały, to oni nie wiedzieli gdzie to jest, bo nie mogli rozpoznać struktur.
Równocześnie można znaleźć inne materiały bezpieczniackie, z których wynika coś odmiennego. Ale to zależy co kto znajdzie, co można znaleźć itd.
Działał jeszcze jeden czynnik. Konfederacja była partią awangardy. My mieliśmy program, który szedł najdalej. W związku z czym wszyscy byli przeciwko nam. Oczywiście, atakowana przez nas władza była przeciwko nam, bo byliśmy najgroźniejsi.
Byliśmy nie lubiani przez władzę, to oczywiste. Ale byliśmy także nie lubiani przez resztę opozycji, bo wychodziliśmy do przodu. Byliśmy przed nimi. Byliśmy taką konkurencją, takimi rywalami, którzy potrafią iść pierwsi do przodu. I to się im nie podobało. Byliśmy cały czas jakby otoczeni murem niechęci, chwilami wrogości ze wszystkich stron.
Nie wyłączając Kościoła. Już po śmierci Prymasa Kościół patrzył na nas podejrzliwie. Mowili: “Jakieś powstanie zrobicie, do nieszczęścia doprowadzicie”. Kościół pomagał opozycji, ale to nie była taka siła, która pchała opozycję do przodu. Na nas patrzono jak na takich niebezpiecznych, którzy mogą sprowokować nieszczęście.
Opublikowano protokoły posiedzeń Biura Politycznego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego z tamtych lat. Jak wynika z tych dokumentów, to jedyny działacz opozycyjny, o którym rozmawiano na posiedzeniu Biura Politycznego, że należy go uziemić i kazano towarzyszowi Breżniewowi dopilnować, żeby się z nim rozprawić to byłem ja. Jedyne nazwisko, które się tam pojawia to Moczulski. I towarzysz Breżniew składa sprawozdanie: “Rozmawiałem z towarzyszem pierwszym sekretarzem Kanią i Moczulski dostanie to na co zasłużył. On już z więzienia nie wyjdzie”.
To najlepiej pokazuje jak byliśmy groźni. Tylko, że dzisiaj patrząc na tych ludzi, którzy piszą książki o działaniach opozycyjnych, to akurat nie zauważyłem, żeby ktokolwiek te materiały wykorzystywał. Jest jeden historyk, który to wykorzystuje, ale tak bardzo oględnie i wstrzemięźliwie.
[…]
całość czytaj na: http://www.videofact.com/moczulski16.htm
Massage from Brezhnev to JaruzelskiNovember 21, 1981 |
||
Secret Pay a visit to Comrade W. Jaruzelski and, citing your instructions, transmit to him the following oral message from Comrade L. I. Brezhnev: „Esteemed Comrade Jaruzelski! „We have attentively considered your proposal to visit Moscow at the head of a party-state delegation that would include the heads of the parties allied with the PZPR, and we agree with it. As far as the timeframe is concerned, the visit might take place on 14-15 December, assuming of course that this is suitable for you. „In the meantime, because several weeks still remain before the meeting, I decided to transmit to you through Comrade Aristov some thoughts about urgent matters pertaining to the situation in Poland, which remains a cause of serious anxiety for us. „I am revealing no secrets when I say that we greeted your election as PZPR CC First Secretary with great hopes. We were aware that earlier in the struggle against the anti-socialist forces you, as the chairman of the Council of Ministers, were inhibited by the political indecisiveness of the party leadership. Now this obstacle has been eliminated. The 4th plenum of the PZPR CC directly linked the decision to change the First Secretary with the necessity for urgent measures to salvage socialism in Poland. „When I congratulated you over the phone, I was pleased to hear that one of the reasons you had agreed to take on the responsible post of PZPR leader at such a critical juncture was the confidence you felt we had in you. I mentioned this to my comrades, and our hope strengthened even more that in you we had finally found someone who thinks as we do and who will be an ally in one of the most trying phases of the struggle against imperialism, as is now occurring in Poland. „You’ll recall that during the phone conversation I expressed my hope that people now, both in Poland and abroad, would sense that things in your country were finally headed on a different course. We spoke then about the essential preconditions for a turnabout in the situation, and you agreed that you needed to choose reliable assistants from among the ranks of staunch and devoted Communists and to spur the whole party into motion, having instilled it with the spirit of struggle and then, without losing any time, resorting to active measures against the counterrevolution. „It’s obvious that the fundamental question now is the struggle for the hearts and minds of the masses. However, one gets the impression that a turnaround on this matter has so far not been achieved. The anti-socialist forces not only are gaining sway in many large industrial enterprises, but are also continuing to spread their influence among ever wider segments of the population. Worse yet, the leaders of ‚Solidarity’ and the counterrevolutionaries are still appearing before various audiences and making openly inflammatory speeches aimed at stirring up nationalist passions and directed against the PZPR and against socialism. The direct consequence of this hostile activity is the dangerous growth of anti-Sovietism in Poland. „It seems to us that you now must mobilize the entire party in the struggle to win the hearts and minds of people by coming forth with a precise and clear program for resolving the crisis, a program that will convince everyone of its appropriateness. In other words, you must seek anew to gain the confidence of ordinary workers, as was done by the Communists during the years of the founding of popular rule. Of great importance in this effort will be regular meetings by leading officials from the PZPR aktiv with labor collectives, especially collectives at large state enterprises, which the enemy has succeeded in transforming into its bastions. This is so not just in the capital. And, of course, the struggle for the hearts and minds of the masses will not achieve the necessary results if the current party leadership is not supported by the mass media and if the adversary, as before, is given unhindered opportunity to disseminate his hostile propaganda. „I’d now like to broach another matter. Recently in Poland a lot has been written about your meeting with Glemp and Walesa. Some call it historic and see in it the beginning of a turn away from chaos toward social tranquility. As we know, the results of the meeting were positively evaluated by the Politburo and the PPR government. „We understand, of course, that by proposing at this meeting, in the form of a critical question, the creation of a ‚Front of National Accord,’ you are pursuing a number of tactical objectives, above all the widening of public support for the regime and the fragmentation of the top levels of ‚Solidarity.’ But how far can one really go with such agreements without the threat of losing control over the situation? Indeed, aren’t the class enemies trying to instill the ‚Front of National Accord’ with political content that would bolster their idea of, at a minimum, attaining a division of power among the PZPR, ‚Solidarity,’ and the church, with the result that socialism would collapse. It is also clear that they are exploiting their current influence among the masses to establish a huge advantage in the upcoming elections for the national councils, thus continuing their path toward the legal seizure of power in the country. „This, it seems to me, implies that it will be fundamentally important for the leading role of the PZPR to be greatly strengthened in the ‚Front of National Accord,’ as well as for the participants in the Front to recognize the PPR Constitution, socialism, and Poland’s international alliances. Will these things be done in the Statutes and other documents of the Front, and more important will they be guaranteed in practice? What do you propose to do about the elections for local organs of power, bearing in mind the risk of the party’s destruction? „In this connection another urgent matter arises. During many of our discussions we have emphasized the same theme over and over: We are not opposed to agreements. But such agreements must not make concessions to the enemies of socialism. And the key thing is that the agreements must not become ends in themselves. Along with measures you take to gain support among the popular masses and the different political forces, you must also take decisive actions against the sworn enemies of the popular order. You agreed with this way of framing the question and spoke yourself about your intention of struggling for the hearts and minds of the workers while at the same time attacking the class enemy. „But now the impression emerges that you’re focusing only on the first part of this two-part formula. We know that there are still people in the leadership of your party who are still pinning all their hopes on a continuation of the bankrupt course of Kania. It would be dangerous to succumb to their entreaties. It is now absolutely clear that without a resolute struggle against the class enemy, it will be impossible to save socialism in Poland. The essential question is not whether there will be a confrontation or not, but who will begin it and by what means it will be carried out, as well as who will seize the initiative. „I’d like to emphasize that when we speak about a confrontation, we believe it is contingent on a struggle to lure back to the side of the PZPR the workers and toiling masses who have fallen under the influence of ‚Solidarity’ and who now occupy a passive position and bide their time, waiting for things to sort themselves out at the top. „You and I, Wojciech Wladyslawovich, have both experienced war and we know that the strategy of fighting is crucially dependent on the question of time. This is directly related to the adverse situation that has now emerged in Poland. The leaders of the anti-socialist forces, who long ago were already gradually, and in some places openly, preparing for a decisive onslaught, are now seeking to time it for the moment when they will have an overwhelming advantage. In particular, they are placing great stakes on the fact that a new group of recruits will be entering the army who have been worked on by ‚Solidarity.’ Doesn’t this suggest to you that a failure to take harsh measures against the counterrevolution right away will cost you invaluable time? „The key question is how to isolate the sworn enemies of socialism. Until that is done, nothing will change. Moreover, such an overtly counterrevolutionary organization as the ‚Confederation for an Independent Poland’ (KPN) is enlisting new supporters and is able to function legally. It’s obvious that this has been possible because the party is in fact losing control over the judicial organs, as is evident from the whole episode with the trial of Moczulski and the other leaders of KPN. „I want to share with you some thoughts about one further matter of great urgency. It’s obvious that any actions in defense of socialism demand in the first instance a vigorous struggle for the Marxist-Leninist character of the PZPR and an increase in its combat readiness. After the 4th plenum of the PZPR CC, signs began to appear that the party organizations were springing back to life. It is important to step up this work and to prevent the local Communists from falling back into their state of passivity and hopelessness. And for this what is needed most of all is for the members of the party to be able to believe that words and deeds will no longer diverge, and that the leadership is intent on firmly and consistently implementing decisions that have been adopted. „The strengthening of the PZPR depends also on a clear-cut line with regard to different currents of thought among its ranks. In your country some have argued that there now exist three basic directions in the party — the left, the right, and the center — and they have recommended the severance of all ties with the leftists and rightists, leaving them completely isolated by the force of the blows. This is a dangerous recommendation. Who is it, after all, that is being branded „leftists” or „hardliners”? Why, the Communists who have long been supportive of Marxist-Leninist positions, while in no way dismissing the need to rectify mistakes and distortions that have been committed. And who are the so-called rightists? These are the people who espouse revisionist views and ultimately become members of ‚Solidarity.’ It is clear that any sort of actions against staunch Communists would be suicide for the PZPR as a Communist party. And it is just as clear that until you get rid of the revisionists, including the ones in the party leadership who are trying to uphold the previous capitulationist line, they will weigh on you like a heavy burden. „I believe these considerations provide the key to a solution of the mounting problems with personnel. I am convinced that by working with your comrades who are oriented toward the „leftists,” and by giving them your support, you will find that it is precisely these people who provide a sound basis for the struggle to overcome the crisis. „Esteemed Wojciech Wladyslawovich! Having raised, for your benefit, several matters that are troubling us, and having offered you my views, I naturally have left aside a number of problems that can be considered during a face-to-face meeting. L. BREZHNEV” Confirm transmittal by telegram. |
http://www.videofact.com/polska/robocze%20today/materialy_sov_message_eng.html
Leszek Moczulski (autor Koncepcji Silnego Międzymorza) – z Wikipedii
Leszek Moczulski, właśc. Robert Leszek Moczulski (ur. 7 czerwca 1930 w Warszawie) – polski dziennikarz, polityk, historyk, geopolityk akademicki.
Działacz opozycji w okresie PRL, wielokrotnie aresztowany, łącznie przez około sześć lat więziony w tym okresie z przyczyn politycznych. Współzałożyciel Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, założyciel i wieloletni przywódca Konfederacji Polski Niepodległej. Kandydat w wyborach prezydenckich w 1990, poseł na Sejm I i II kadencji.
Używał pseudonimów Lem, Leszek Karpatowicz, Natalia Naruszewicz, Rt., Robert Trzywdar.
Okres Polski Ludowej
W 1946 uczestniczył w młodzieżowej podziemnej zbrojnej organizacji antykomunistycznej w Sopocie. W 1947 wstąpił do Związku Walki Młodych, przekształconego rok później w Związek Młodzieży Polskiej. Również w 1948 został członkiem Polskiej Partii Robotniczej i następnie współtworzonej przez nią Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Z PZPR został wykluczony w 1950[1].
W 1952 ukończył studia prawnicze, a w 1958 historyczne na Uniwersytecie Warszawskim.
Od początku lat 50. pracował jako dziennikarz, początkowo w „Życiu Warszawy” i „Dookoła Świata”. Po raz pierwszy tymczasowo aresztowano go w 1957 pod zarzutem szkalowania władz PRL w prasie zagranicznej, został jednak uniewinniony od tego zarzutu[2]. Przez parę lat był objęty zakazem wykonywania pracy dziennikarza, publikował wówczas pod pseudonimami, w tym jako Leszek Karpatowicz współpracował z miesięcznikiem „Więź”. Od 1961 do 1977 kierował działem historycznym tygodnika „Stolica”. W 1972 opublikował – wycofywaną później z bibliotek przez władze – książkę Wojna Polska 1939, w której m.in. bronił postępowania rządzących Polską piłsudczyków w okresie kampanii wrześniowej oraz polityki zagranicznej prowadzonej przez Józefa Becka.
Leszek Moczulski podaje, że w latach 50. nawiązał kontakt z osobami z przedwojennego środowiska piłsudczyków, mających tworzyć konspiracyjny „nurt niepodległościowy” (m.in. z generałem Romanem Abrahamem). Według niego w połowie lat 60. został kierownikiem Akcji Historycznej „nn”[3]. W 1973 wziął udział w pracach nad powołaniem Konwentu (weszli do niego też Romuald Szeremietiew, Andrzej Szomański, Ryszard Zieliński i Restytut Staniewicz)[4]. Konwent zadeklarował się jako komórka „nn” prowadząca do powołania jawnego ruchu politycznego, jego założenia Leszek Moczulski przedstawił 11 listopada tego samego roku w Poznaniu na zebraniu uczestników w prywatnym mieszkaniu[5]. W 1976 opracował dokumenty programowe (Program 44 i Memoriał) w ramach działań prowadzących do utworzenia jawnej organizacji. Uczestniczył też w pracach nad powołaniem tajnego Nurtu Niepodległościowego (NN), wszedł w skład jego kierownictwa (Rombu). Brał udział w poświęconych współpracy rozmowach z przedstawicielami Komitetu Obrony Robotników[6].
Prace te w marcu 1977 zakończyły się założeniem Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, którego Leszek Moczulski został rzecznikiem (obok Andrzeja Czumy). W kwietniu tego samego roku wszedł w skład redakcji nowo powstałego periodyku ROPCiO, pisma „Opinia”. Wkrótce zaczął narastać konflikt między nim i Andrzejem Czumą, co doprowadziło w 1978 do rozwiązania NN w czerwcu i usunięcia Leszka Moczulskiego z redakcji „Opinii”[7]. W tym samym miesiącu grupa skupiona wokół niego zaczęła wydawać drugoobiegowe czasopismo „Droga”[8], a w 1979 kolejny periodyk pod nazwą „Gazeta Polska”.
W 1978 stronnicy Leszka Moczulskiego utworzyli w ramach ROPCiO Zespoły Inicjatywy Obywatelskiej (ZINO). W grudniu tego samego roku doszło do ostatecznego rozłamu w Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, kiedy to odbyły się odrębne spotkania ogólnopolskie zwolenników obu rzeczników tej organizacji[9]. W siódmym numerze „Drogi” z czerwca 1979 Leszek Moczulski opublikował tekst Rewolucja bez rewolucji, stanowiący manifest programowy kształtującej się wówczas nowej organizacji[10]. Nazywał w nim PRL „formą władztwa radzieckiego nad Polską”, postulując stopniową budowę „Trzeciej Rzeczypospolitej” na drodze pokojowej.
We wrześniu tego samego roku założył Konfederację Polski Niepodległej, którą kierował w okresie PRL i następnie w III RP przez ponad 20 lat. Równocześnie współpracował z Wolnymi Związkami Zawodowymi Wybrzeża dostarczając prasę i pisząc pozwy do sądu, m.in. w obronie Anny Walentynowicz[11]. W lutym 1980 był jedną z ośmiu osób, które KPN bez powodzenia usiłowała zarejestrować jako kandydatów w wyborach do Sejmu PRL[7]. W sierpniu tego samego roku przebywał w Gdańsku, opracował broszurę Walka strajkowa w Polsce – rok 1980, stanowiącą szeroką instrukcją dla strajkujących robotników. 20 sierpnia 1980 Moczulski został tymczasowo aresztowany, zwolniono go 1 września 1980 po podpisaniu porozumień sierpniowych (przewidujących uwolnienie wszystkich więźniów politycznych)[12]. Już 23 września 1980 został ponownie aresztowany; od tego czasu przebywał w więzieniu (z kilkoma przerwami) do czasu ogłoszenia amnestii w lipcu 1986. Pretekstem do jego zatrzymania stał się wywiad udzielony zachodnioniemieckiemu dziennikowi „Der Spiegel”. Wkrótce po aresztowaniu we wrześniu 1980 oświadczenia domagające się uwolnienia Leszka Moczulskiego wydały KPN, KSS KOR, RMP, ROPCiO, a Ruch Wolnych Demokratów wystosował w tej sprawie list do MSW[13]. Leszek Moczulski został zwolniony 6 czerwca 1981 (na okres do 9 lipca 1981) po akcjach protestacyjnych zorganizowanych przez Komitety Obrony Więzionych za Przekonania oraz działaniach prymasa Stefana Wyszyńskiego[14]. We wrześniu tego samego roku opracował Plan stabilizacji gospodarki. Ponownego aresztowania przywódcy KPN miał domagać się osobiście Leonid Breżniew w czasie rozmów ze Stanisławem Kanią w połowie czerwca i na początku lipca 1981[15][16]. 15 czerwca 1981 rozpoczął się tzw. pierwszy proces KPN, początkowo przed Sądem Wojewódzkim w Warszawie, a po wprowadzeniu stanu wojennego przed Sądem Warszawskiego Okręgu Wojskowego. Wyrokiem z 8 października 1982 Leszek Moczulski został skazany na karę 7 lat pozbawienia wolności za to, że „działając w celu obalenia przemocą ustroju PRL, osłabienia kraju przez zerwanie jedności sojuszniczej z ZSRR, podjął czynności przygotowawcze do osiągnięcia tego celu przez utworzenie nielegalnego związku pod nazwa Konfederacja Polski Niepodległej (…)”[17]. Karę tę odbywał w zakładzie karnym w Barczewie do sierpnia 1984, kiedy to został zwolniony na mocy amnestii. Po zwolnieniu przystąpił do reaktywacji struktur ogólnopolskich KPN. Na drugim kongresie (22 grudnia 1984 w Warszawie) został ponownie wybrany na przewodniczącego rady politycznej. Już 9 marca 1985 ponownie go aresztowano, a 22 kwietnia 1986 skazano na karę 4 lat pozbawienia wolności w tzw. drugim procesie kierownictwa KPN. Zwolniono go na mocy kolejnej amnestii we wrześniu 1986.
Po interwencji brytyjskich parlamentarzystów w Warszawie Leszek Moczulski dostał paszport celem leczenia za granicą. W pierwszej połowie 1987 przebywał w Wielkiej Brytanii, Francji, USA i Kanadzie. Spotkał się m.in. z wiceprezydentem USA George’em Bushem, innymi politykami, środowiskami polonijnymi. Wygłosił wykłady na kilku uczelniach, a „The Washington Post” wydrukował jego artykuł[18].
Nie wziął udziału w rozmowach Okrągłego Stołu, pozostał krytyczny do poczynionych tam ustaleń. Wziął jednak udział w tzw. wyborach kontraktowych, bezskutecznie kandydując jako reprezentant KPN w jednym z krakowskich okręgów, w którym z ramienia Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie startował Jan Rokita.
III Rzeczpospolita
W 1990 wystartował w wyborach prezydenckich. Zajął ostatnie, 6. miejsce, zdobywając 411 516 głosów, czyli 2,50%[19]. W latach 1991–1997 sprawował mandat posła na Sejm I i II kadencji, wybieranego w Krakowie z ramienia Konfederacji Polski Niepodległej. Występując w Sejmie, rozwinął skrót PZPR jako Płatni Zdrajcy, Pachołki Rosji[20].
W 1994 wraz z frakcją parlamentarną KPN organizował pomoc dla Czeczenii, był współzałożycielem Czeczeńskiego Ośrodka Informacyjnego. Po licznych rozłamach w partii i nieudanym akcesie do AWS wycofał się z aktywnej polityki. Bez powodzenia parokrotnie kandydował w kolejnych wyborach (w tym w 2004 do PE z listy Narodowego Komitetu Wyborczego Wyborców).
W 1992 został umieszczony na tzw. liście Macierewicza. Po uchwaleniu ustawy lustracyjnej w 1999 jako pierwszy w Polsce złożył wniosek do sądu o tzw. autolustrację[21]. W 2001 sąd I instancji uznał, że jego oświadczenie lustracyjne zaprzeczające współpracy z SB jest prawdziwe, jednak sąd II instancji uchylił ten wyrok i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania. W 2005 sąd lustracyjny I instancji stwierdził, że Leszek Moczulski w latach 1969–1977 jednak był tajnym współpracownikiem SB i otrzymywał za to wynagrodzenie. Wyrok ten uprawomocnił 12 września 2006 sąd II instancji, odrzucając tezę lidera KPN o fałszowaniu dokumentów. Kasacja Leszka Moczulskiego została ostatecznie oddalona przez Sąd Najwyższy 17 kwietnia 2008[22]. W ustnych motywach tego orzeczenia stwierdzono, że „przekazywane informacje nie muszą być dla SB szczególnie istotne”. Nadto wskazano, iż „(…) nie można mówić, by był on jednocześnie agentem i działaczem opozycji”[23]. W kwietniu 2011 Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł, że proces lustracyjny Leszka Moczulskiego naruszał prawo do rzetelnego procesu gwarantowane postanowieniami EKPC poprzez ograniczenie prawa do obrony[24]. W związku z tym wyrokiem Sąd Najwyższy w 2012 uchylił orzeczenia stwierdzające, że Leszek Moczulski współpracował z SB w latach 1969–1977, a jego sprawę przekazał Sądowi Okręgowemu w Warszawie jako sądowi I instancji do ponownego rozpoznania[25]. W czerwcu 2013 rozpoczął się trzeci proces autolustracyjny Leszka Moczulskiego[26].
W 2005 obronił na Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku pracę doktorską pt. Geopolityka. Dzieje myśli i stan obecny dyscypliny[27], której promotorem był profesor Bronisław Geremek[28], uzyskując stopień naukowy doktora nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce. Praca doktorska została oparta o publikację Geopolityka. Potęga w czasie i przestrzeni, stanowiącą podstawową współczesną polską syntezę geopolityki. Habilitował się w 2009, w tym samym roku został honorowym prezesem Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego.
W 2014 współzałożyciel i członek Komitetu Obywatelskiego Solidarności z Ukrainą (KOSzU)[29][30].
Wybrane publikacje
- Dylematy. Wstęp do historii Europy Zachodniej 1945–1970, Wydawnictwo MON, Warszawa 1971
- Wojna Polska 1939, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1972, Bellona, Warszawa 2009
- Rewolucja bez rewolucji, „Droga” (pierwodruk) 1979
- Geopolityka. Potęga w czasie i przestrzeni, Warszawa 1999
- Lustracja. Rzecz o teraźniejszości i przeszłości, Oficyna Wydawnicza RYTM, Warszawa 2001
- Narodziny Międzymorza, Bellona, Warszawa 2008
- Przerwane powstanie polskie 1914, Bellona, Warszawa 2010
Janus – Jasny Pan – Jessa – Jasion – Jastrub – Yesza – Jessowit
Janus – jedno z najważniejszych bóstw staroitalskich czczone w starożytnym Rzymie. Był bogiem wszelkich początków, a także opiekunem drzwi, bram, przejść i mostów, patronem umów i układów sojuszniczych. Od niego pochodzi łacińska nazwa miesiąca stycznia (Ianuarius) jako pierwszego miesiąca roku. W późniejszych przedstawieniach alegorycznych (renesans, barok) uosabiał zimę.
Był bóstwem o nieznanym pochodzeniu (rodowodzie); niektóre mity podają go za dziecko Saturna i Entorii (według innych miał być jej bratem). W pojęciu Rzymian Janus uchodził za pierwszego władcę Lacjum. Wzgórze, na którym rezydował, otrzymało na jego cześć nazwę Janikulum. Początkowo dzielił władzę z Camesesem[1], a następnie z Saturnem, który wypędzony przez Jupitera, znalazł u niego schronienie, na tyle gościnne, że odwdzięczył mu się przekazanym darem widzenia przyszłości i przeszłości[2]. Inny z mitów przypisywał mu rządy w Italii jeszcze przed Saturnem i Jupiterem oraz ustanowienie czci i świątyń dla wszystkich pozostałych bogów.
Miał być małżonkiem źródlanej nimfy Iuturny i ojcem Fonsa – także opiekuna źródeł. Według innej wersji jego małżonką (i siostrą) była Kamese, która urodziła mu syna imieniem Tyber (stąd nazwa rzeki)[3].Towarzyszami Janusa byli Limentinus, Lima, Forculus i Cardea[4]. W czasach cesarstwa pod wpływem mitologii i filozofii greckiej widziano w nim jedynie króla, który przywędrował do Rzymu z Tesalii i dziki lud nauczył bogobojności, praw i obyczajów, sztuk, uprawy roli i wszystkiego, co potrzebne dla przeżycia i trwania gatunku ludzkiego[5].
Tradycyjnie przedstawiano go jako „poważną postać męską o dwóch brodatych obliczach, z których jedno patrzyło na wschód, drugie na zachód”[9], a ponadto z kluczami i laską lub rózgą. Jego najstarsze wyobrażenia spotykane są na pierwszych rzymskich monetach (tzw. aes grave). Stąd określenia: Ianus Geminus (bliźniaczy), Ianus Bifrons (dwuobliczny) albo Biceps (dwugłowy), a nawet Quadrifrons (czwórobliczny) lub Quadriformis (czwórpostaciowy, czwóristny) – jak uwidoczniono to np. na monetach cesarza Hadriana.
Wśród Rzymian panowało przekonanie, że najstarsze monety wybił Janus na cześć Saturna, który przybył okrętem z Krety do Italii; tak tłumaczono też wyobrażenie dziobu okrętu (prora, rostrum) na rewersie miedzianych asów rzymskich z czasów Republiki[10]. W ujęciu Owidiusza (Fasti) dwie twarze Janusa symbolizowały jego władzę nad ziemią i niebem, zaś według Makrobiusza – nad przeszłością i przyszłością.
Kult
W domach poświęcone mu były wszystkie drzwi, przy których zazwyczaj umieszczano jego posągi. W Rzymie, w północnej części Forum, niedaleko siedziby senatu – Kurii, znajdowała się świątynia Janusa, którą zgodnie z tradycją miał wznieść Numa Pompiliusz. „Była to po prostu prastara brama z najdawniejszych obwarowań, którą dla szczególnej świętości zachowano… Jej czarne, omszałe ściany, zbudowane z nierównych bloków kamienia, okryto płytami brązowymi…”[11]. Związane z powstaniem tego sanktuarium podanie głosiło, iż podczas napadu Sabinów na Rzym w poświęconej Janusowi bramie miało wytrysnąć potężne źródło wrzącej wody, w której śmierć poniosło wielu nieprzyjaciół[12].
Bramy tego przybytku zamykano w czasie pokoju, a otwierano na czas zbrojnego konfliktu[13], żeby mogły tam przejść i otrzymać błogosławieństwo wojska udające się na wojnę[14]. Wewnątrz stał posąg Janusa zwrócony twarzami na wschód i zachód. Szczególnej czci bóg doświadczał w momencie oficjalnego wypowiedzenia wojny, a także przy ceremonii zawarcia pokoju. Jego błogosławieństwa upraszał każdy konsul obejmujący swój urząd. Wzywano go słowami: Iane, fac aeternos pacem pacisque ministros! („Janusie, uczyń wiecznymi pokój i zsyłających pokój!”)[15].
O randze kultowej tego bóstwa świadczy też fakt, że imienia jego wzywano przed składaniem wszelkich ofiar. Ponadto Janusowi – podobnie jak Jupiterowi – zwykle powierzano w opiekę początek każdego ważniejszego przedsięwzięcia, transakcji handlowej, dalekiej podróży, zasiewu i zbioru plonów, w modłach nierzadko wymieniając go nawet przed najwyższym bóstwem.
Głównym jego świętem był pierwszy dzień roku (calendae Ianuariae), kiedy wzajemnie składano sobie życzenia i drobne podarki (m.in. wypiekane z mąki ciastko zwane ianual) na dobrą wróżbę ; wtedy powoływano też na urząd nowo wybranych urzędników. Domy ozdabiano wieńcami i gałązkami wawrzynu. W inne święto, zwane Agonium i obchodzone według kalendarza Rzymian 9 stycznia, kapłan zastępujący władcę (rex sacrorum) składał mu w ofierze barana. Poza tym poświęcony był mu również każdy pierwszy dzień miesiąca, w którym otrzymywał ofiarę z wina, kadzidła i owoców[16].
Janus był bogiem czysto rzymskim, nie mającym odpowiednika w mitologii greckiej, a praktykowania jego kultu nie stwierdzono poza Rzymem.
Moneta rzymska z głową Janusa
Brednie z Wikipedii na temat pochodzenia tego kultu i braku jego śladów gdziekolwiek indziej skwituję jednym zdaniem: Kto wie że Łatyniowie to Lat-Tynowie, i że to ci sami co Let-Galowie, Let-Winile – LetGale – Łotysze, i Let-Wini – Litwini ten rozumie bez trudu wszystko, zwłaszcza dwugłowość tego Boga Kiru i jego powiązanie nie tylko z początkiem, ale z czasem – kierunkiem jego upływu. Więcej , kto wie że Rok Słowian w Tradycji Wschodu zaczynał się i zaczyna do dzisiaj z początkiem Jesieni – 21 września ten zrozumie znaczenie i pochodzenie Janusa i kultu tej dwugłowej postaci w jednym mgnieniu oka