Tę podróż na modlitewne wzgórze odbywam zwykle piechotą, bo to najbliższy święty punkt położony blisko naszego, to jest mojego i Anny, domu. Od dzieciństwa byłem przyzwyczajony do posiadania ogrodu, teraz, w naszym domu na Prądniku Czerwonym pozostał mi tylko balkon, który zamieniam w busz i Park Zaczarowanej Dorożki. Parczek malutki, raczej skwer, mimo tego miewa zaskakujące momenty, takie jak na przykład ten poniżej. Na starej olsze i wyrastającym spod niej równie starym drzewiastym głogu, rozgościło się dzikie wino.
Trójca z Parku Zaczarowanej Dorożki
Głóg, Olcha i Dzikie wino z bliska
Park Zaczarowanej Dorożki, brzoza Grzegorz nad strumieniem w pobliżu mostku – ma 1 rok. To samosiejka z mojego balkonu z 2010 roku, posadzona jesienią, teraz ma już prawie 2 metry, po jednym sezonie.
Brzoza Grzegorz i Grzegorz Sambor Ryn (lat, 8, )- pierwowzór jednej z postaci „Nowych Przygód Baltazara Gąbki i jego Kompanii”. Pierwszy tom nowej trylogii – „Profesor Gąbka na tropie Czarnej Dziury” – skończyłem pisać 30 września tego roku.
Z dawnego ogrodu na Łobzowie zostało bardzo niewiele, właściwie poza posesją pradziadkostwa Sułkowskich, a dzisiaj Uznańskich, przy Przeskoku 16 i ich ogrodu, nic już nie zostało. No, może jeszcze te dwa zabytkowe wiązy (dawniej nad Młynówką) – pomniki przyrody – które ochrzciliśmy Stanisławem Pagaczewskim i Władysławem Białczyńskim, w Święto Drzew 2011. Ostatni dąb, z którym miałem osobisty sentymentalny związek, wyciął sprytny prawnik pan Wu i jego partnerka deweloperka, Pani Wu. Poinformował mnie o tym fakcie chełpliwie przez wpis na blogu, dnia 26 sierpnia w moje urodziny. Wyjątkowo bezczelny typek.
Przeskok 16 posesja pradziadkostwa Sułkowskich, dzisiaj Ogród Łobzów państwa Uznańskich – to bliskie mi osoby, od strony dziadka Władysława Białczyńskiego, wychowywałem się tutaj od urodzenia do 6 roku życia. Nasz dom stał obok, Przeskok 14. Miał równie wspaniały ogród, aż do Młynówki Królewskiej i owych dwóch wiązów, o których piszę powyżej.
Wcześniej dąb otruto tak skutecznie, że ten pomnik przyrody , któremu 1 maja nadaliśmy imię, tego lata był uschły już w 2/3. Piszę otruto, bo czas skończyć z tymi dziwacznymi formami, które pozwalają żywe istoty traktować jak przedmioty martwe. Takie podejście – urzeczowiające istoty żywe – jest pierwszym krokiem do podłego traktowania Przyrody. Pan Wu i Pani Wu którzy myślą, że są bezkarni, już zostali ukarani. My nie działamy jak polskie sądy, ani jak Wydział Ochrony Środowiska!!!
Miejsce po dębie. Przykład państwa Wu posłuży nam do przekonania innych, że z Towarzystwem Ochrony Najstarszych Drzew w Polsce nie ma żartów. Zabijanie drzew i zwierząt, niszczenie pomników przyrody, lekceważenie prawa, jest karane, nie tak to inaczej.
To tylko pierwsza z licznych kar jakie ich dosięgną. Stali się czarnymi charakterami mojej powieści dla dzieci i młodzieży, IV tomu Przygód Baltazara Gąbki „Profesor Gąbka i jego Kompania na tropie Czarnej Dziury”. Rola epizodyczna, ale historyczna, no i przejdą do historii nie tak jak by chcieli – na wieki, podobnie jak przeszła do niej np. pani Dulska. Na razie nazywamy ich Panem i panią Wu, ale zapewniam was, że do czasu. Poznamy ich w przyszłości w każdym szczególe, łącznie z osobistym wizerunkiem – jestem pewien. Zostali ostrzeżeni zanim wycięli drzewo, że sprawiedliwość ich dosięgnie i że nie ujdą kary. Można o tym przeczytać w majowym artykule. Nie posłuchali przestrogi. Tak będzie z każdym kto będzie niszczył przyrodę, także z urzędnikami, którzy do tego przyłożą rękę.
Puste, elegancko wyrównane, miejsce po dębie pomniku przyrody Władysławie z Łobzowa. Niełatwo będzie o tym dębie zapomnieć komukolwiek, bo nie był to już bezimienny dąb, którego los nikogo by nie obchodził. Pan Wu i Pani Wu stali się tym samym wrogami publicznymi NR 1, wszystkich Zielonych w Krakowie.
Ich zła sława będzie trwać po wieki – to krok pierwszy. Inne „przyjemności”, jakie Państwa Wu czekają opiszemy w obiecanej przypowieści. Zła karma ciągnie się za zbrodniarzami przez tysiąclecia. Tak będzie i w tym wypadku.
Prądnik Czerwony nie jest przypadkowym miejscem mojego zamieszkania. Za realnego socjalizmu często ludzie brali co popadło byleby mieć mieszkanie, bo to był nie lada rarytas zwłaszcza w latach Cudu Gospodarczego Edwarda Gierka. 1970-1980 – to fantastyczna dekada według TVN i innych polskich telewizji! Żyć nie umierać! Tylko, że 99% społeczeństwa miało na ten temat inne zdanie. Obecny cud gospodarczy i Zielona Wyspa przypominają mi wypisz wymaluj tamtą propagandę sukcesu i tamtą klęskę gospodarczą. To nie jest przypadek, ta zbieżność. To jest ta sama metoda ogłupiania przy pomocy mediów, dziel i rządź, no i dawaj igrzyska, jak najwięcej igrzysk np. Euro 2012. Wtedy też o dziwo remedium na kłopoty była piłka nożna i Orły Górskiego. Mam nadzieję, ze ludzie poznają się w końcu na propagandzie, uprawianej według szkoły moskiewskiej, ale niestety przebudzenie ma miejsce dopiero kiedy kasa jest pusta, więc trochę to jeszcze potrwa. Wróćmy jednak do rzeczy przyjemniejszych.
Ślimakowisko na skraju parku przy małej uliczce Dominikanów
Wybrałem to miejsce świadomie. Dokładnie ten blok, przy potoku, nad dawnym, zasypanym stawem, przy Młynie Dominikanów. Po Łobzowie i Kazimierzu, gdzie mieszkałem od 7 roku do 15-stego, to trzecia okolica sentymentalna w Krakowie, z którą jestem związany tak naprawdę już od dzieciństwa, poprzez drugiego z kolei mojego dziadka, dorożkarza Andrzeja Kapustę, który był przyjacielem Jana Kaczary z Czerwonego Prądnika. Jan Kaczara znany jest jako Zaczarowany Dorożkarz, dzięki wierszowi Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Piękny prosty wiersz. Najczęściej oni obaj i Jan Kaczara i Konstanty Ildefons byli zaczarowani mocną dawką gorzałki. Dziadek też nie odmawiał. Co ciekawe wtedy ich nie ścigano za pociąganie na koźle, ale oczywiście było nieporównanie mniej dorożek i powozów, nie mówiąc o samochodach.
Mój obecny ogród na Prądniku Czerwonym
Mogliśmy zamieszkać przy ulicy Biernackiego, w domu rodzinnym Anny, gdzie w ogrodzie kamieniczki posadziliśmy w 1972 roku w słowiańskim akcie swadźby, nasz małżeński krzew bukszpanu – potem przeniesiony do Tabaszowej, do ogrodu posiadłości ciotki Maryny Gorzkowskiej (Marii Pagaczewskiej z domu). Tam, w Tabaszowej, jeszcze raz przeniesiony do sąsiedniej „rodzinnej” posesji, rośnie do dzisiaj.
Wybraliśmy jednak własną drogę, życie wyłącznie na własny rachunek i Prądnik Czerwony.
Osławiony rok 2012 okazuje się być dla nas 40 rocznicą wspólnego życia. Dziwna sprawa i dziwne uczucie. Minęło, jak z bicza strzelił – piękny to był czas mimo, że trudny.
Stary Park, droga na Święte Wzgórze – dzikie wino w trawie
Strumień, olchy i wierzby
Wracając do Świętego Wzgórza Czerwonopradnickiego – opisujemy je, bo to są chyba już jego ostatnie tchnienia. Zostanie niedługo najprawdopodobniej zbudowane.
Mapa, żebyście mogli łatwiej umiejscowić to wzgórze w całej strukturze wzgórz świętych i kopców. [kliknij]
Przejdziemy trasą, którą zwykle chodzę. Ostatnio byłem tam 26 września właśnie z Grzegorzem Samborem.
Bardzo Stara Brzoza nr1 – do nadania imienia w kolejne Święto Drzew
Dzikie kolorowe rumiany w Starym parku
Nasze pogańskie świątynie są naprawdę przepiękne. Nawet jeśli ludzie, czy miasto doprowadzą do dewastacji, one bronią się pięknem przyrody, nawet tej zapuszczonej, dzikiej, ruderalnej. Podobno Stary Park, który okala to wzgórze od północy ma być kiedyś renowowany. Jeżeli na modłę parków niemieckich to bardzo dziękuję.
Bardzo Bardzo Stara Brzoza w drodze na Święte WZGÓRZE – będziemy ją mijać jeszcze raz w drodze powrotnej – to pomnik przyrody
Mam nadzieję, że nie za mojego życia. Mam też nadzieję, że zanim to nastąpi Zieloni staną się na tyle silni żeby narzucić inne standardy renowacji, niż obecne wykładanie wszystkiego betonową kostką. Wzgórze Czerwonoprądnickie takie jak jest łącznie z resztką Starego Parku broni się samo i pozostaje dobrym miejscem do modlitwy kontemplacyjnej i zjednania się z Przyrodą.
Stary Park ciągnie się wzdłuż strumienia Sudoł – Rozrywka, a pod Świętym Wzgórzem Czerwonoprądnickim tryska źródełko, które wpada do strumienia. Dzisiaj to ściek dawniej była to świętość. Pamiętam to źródełko z roku 1973 kiedy to zamieszkaliśmy w naszym pierwszym samodzielnym mieszkaniu na Mistrzejowicach, wynajętym od dziewczyny Psa (później jego żony). Pies – przywódca krakowskich hippisów w tamtych latach, dzisiaj poseł PISu – profesor historii Ryszard Terlecki, radykalny działacz Republikanów, pozostaje człowiekiem mi bliskim, odwrotnie niż dla Kory Jackowskiej, która lekko go opluła w 2007 roku, poprzez Gazetę Wyborczą, kiedy kandydował na prezydenta Krakowa.
Podzieliło nas jedno, on twierdził, że tylko przy pomocy Kościoła Katolickiego da się utrzymać jedność Polski. Ja twierdziłem, że Polska poradzi sobie lepiej bez KK. Tak znaleźliśmy się na dwóch biegunach, co nie zmienia mojego sądu o nim. Dziwi mnie, że Kora poddała się jadom establishmentu i pozwoliła wykorzystać swoje wypowiedzi dla celów politycznych. Ale to jej sprawa, oczywiście. Chociaż jednak taka nielojalność świerzbi. Podlizałaś się IM Koro, a to był twój Pies i ty byłaś jego Koro. Jak mogłaś?! Czy ty to ONI?! Kiedyś byliśmy inni, tak jak inny był ten strumień i źródło – czy lepsi? Na pewno mniej świadomi i mniej doświadczeni. Strumień i źródło były jednak lepsze – czyste.
Kaczki nadal cenią sobie to miejsce, chociaż słabo je widać bo wzięły nogi za pas.
Modlitwa to dla mnie akt połączenia się z siłami Nieba i Ziemi, z mocą Kosmosu, z przeszłością tego co mam pod stopami i z ciągłością tego co nad moją głową w teraźniejszości, także akt złączenia się z przyszłością zawartą w nasionach i kiełkach, w Przyrodzie – to współodczuwanie w miejscu i w chwili z Wszechświatem, to skorzystanie z możliwości kontaktu z duchowością wszystkiego co żyło, żyje i będzie żyć kiedykolwiek. Modlitwa pozwala energiom Matki Ziemi, przetrawionym przez nią siłom słonecznym, księżycowym i gwiezdnym wejść w ciało i umysł człowieka. Pozwala zaczerpnąć część tej wielkiej siły, pozwala w skupieniu zrozumieć więcej i oczyścić się ze wszystkiego co zbędne i szkodliwe.
Do wzgórza dochodzi się drogą wzdłuż potoku obok centrum leczenia Uzależnień – ładna nazwa – dla Izby Wytrzeźwień i obok Cmentarza Batowickiego, po jego południowej stronie.
Wzgórze Czerwonoprądnickie widok na zachód – w tle linia Lasu Welskiego z Kopcami Kościuszki i Piłsudkiego – na samiutkim horyzoncie
Na szczyt wspinamy się przez zalesione zbocze. Łagodne podejście. Z wierzchołka dawniej był widok we wszystkich kierunkach, teraz dwa z nich są zdecydowanie zabudowane. Kierunek południowy i południowo-wschodni został już zabudowany bardzo blisko. Zachodni tak jak na zdjęciu powyżej – wciąż widać Wzgórze Sowiniec-Chełm i Las Welski, zwany dziś Wolskim. Był to niegdyś naprawdę WELski – wielki – las, jęzor puszczy ciągnącej się od Bytomia w Ziemi Ślęgów – Ślązaków, przez Olkusz, przez Tenczynek i Rudno, przez Czerną i Krzeszowice, przez Nielepice i Srebrną Górę, przez Tyniec do samego Grodu Kraka.
Wzgórze Mora-Morchołoda, najwyższy punkt oznaczony granicznikiem.
Obecnie nie da się zobaczyć leżącego na północnym-zachodzie wzgórza w Węgrzcach zwanego Łysą Górą, znanego ze wzmianki Zoriana Chodakowskiego. Zasłaniają wysokie bloki leżące w oddali.
Wzgórze Czerwonoprądnickie – resztka świętego gaju i resztka fortu Twierdzy Kraków.
Wzdłuż skraju gaiku i dawnej działki fortu, którego nawet resztek już nie ma, choć jeszcze pamiętam z lat 80-tych ubiegłego wieku ceglane ściany bastionu, dochodzimy do granicznika który dzisiaj wyznacza wierzchołek Czerwonoprądnickiego Wzgórza.
Widok na północny wschód i wschód – Mistrzejowice.
Widać za to doskonale za wieżowcami, na zdjęciu, Wzgórze Mistrzejowickie z jego twierdzą, to znaczy fortami Twierdzy Kraków.
Tutejszy Czerwonoprądnicki fort to już tylko wspomnienie, cegłę rozrabowano już dawno.
Łagodny spadek na północny zachód – tutaj będą budować
Wieżowce na zdjęciu zasłaniają Łysą Górę w Węgrzcach.
Między blokami na zdjęciu widać w przerwie wieżę Kościioła na Prądniku, a nad nią linię Lasu Welskiego i Wzgórza Broni Słowian (dzisiaj Bronisławy), z dwoma nieznacznymi wyniosłościami – jedna po prawej od wieży to Kopiec Kościuszki czyli Wzgórze Salwatorskie, gdzie dawniej też stał kopiec. Sądziłem wcześniej, że to był kopiec Nyji, ale Nyja to na pewno dzisiejsza Skałka obok Wawelu. Czyje to kopce i wzgórza na Salwatorze gdzie dzisiaj kopiec Kościuszki, Gontyna i Klasztor Norbertanek – to sprawa otwarta. Zapewne wyjaśni się w przyszłości.
Wzgórze – widok na gaj i kamień od południowego wejścia – dla nas to droga powrotna
Co ciekawe ze Wzgórza Czerwonoprądnickiego nie widać dzisiaj Beszczu – centralnego miejsca dla Taj księgi Ruty, gdzie moim zdaniem był pierwotny Żabikruk, centrum w kompleksie świętych miejsc wodnych – pomiędzy kopcem Wandy – Mogiłą (dzisiaj Klasztor Cystersów) i wzgórzem Perunowym – Kaim w Bieżanowie. Nie widać tego, bo tak blisko podeszła zabudowa wysokich bloków.
Południowa strona wzgórza zabudowana blisko blokami
Ulicą Marchołta schodzimy w dół, z powrotem ku Staremu Parkowi i Bardzo Bardzo Starej Brzozie – pomnikowi przyrody.
Ulica Marchołta – widok w górę droga na wzgórze z drugiej strony.
Nazwa ulicy Marchołta nie jest przypadkowa. Nie przypadkowo też znalazła się tutaj ulica Sabały – to efekty pracy strażników Wiary Przyrodzonej w Radzie Miasta Krakowa jeszcze za czasów Komuny. Dawniej to Wzgórze było świętym miejscem Mora- Mor- Chołda, Chłoda-Mroza, znanego Rusinom, a dzisiaj Rosjanom, Białorusinom i Ukraińcom jako Died Moroz – dziadek Mróz (uchrześcijaniony Mor – Bóg Chłodu, Zimy, Pomoru – mąż Marzanny-Mroźnicy – Królowej Śniegu i Pani Starości, inaczej Wielkiej Staruchy).
Znów jesteśmy przy Bardzo Bardzo Starej Brzozie
Ta brzoza otrzyma imię Morosławy – czyli Sławiącej Mora, tej która nosi Sławę Mora i głosi ją – a więc niejako jest jego kapłanką. Imiona Morosław, Morosława, Marosław, Marzysława, Marsław – nie przetrwały do naszych czasów, ale przetrwało jedno i związane jest ono z pogańskim buntem Mazowsza – to MASŁAW.
Plakietka pomnika przyrody – Brzoza Morosława z Czerwonego Prądnika. Dokładne dane o drzewie podamy 1 maja w Święto Drzew i Boru
Brzoza Morosława, wrzesień 2011
Rośnie opodal terenu Straży Pożarnej i komendy Policji. Miejmy nadzieję, ze w tak zacnym sasiedztwie tym razem nikt jej nie otruje żeby wyszarpać działkę pod swój interesik.
Liguster pod brzozą.
Stary park strumień i wierzby w drodze powrotnej
Grochodrzew Sambor obok kaplicy i kościoła Św. Jana Chrzciciela, w Starym Parku – tutaj z 1 maja z uroczystego nadania imienia w Święto Drzew
Jesteśmy z powrotem w domu – Park Zaczarowanej Dorożki – wierzby nad potokiem Sudoł Rozrywka