Słowo na szczęśliwość świata (Łukasz Mańczyk – O Joannie Salamon)

71302394_f2d95e41f6_oŁukasz Mańczyk

                  Słowo na szczęśliwość świata1

http://www.manczyk.cba.pl/e_slowo.htm

Joanna Salamon (1932 – 2001) poetka, eseistka – na co dzień lekarz pulmunolog – była m.in. ordynatorem sanatorium przeciwgruźliczego w Rajczy koło Żywca2. Translatorka z języka serbo-chorwackiego i rosyjskiego (np. Mariny Cwietajewej, Anny Achmatowej). Obdarzona doskonałą pamięcią, którą najpierw pożytkowała ucząc się zawodu (studia medyczne w Petersburgu, specjalizacje: ftyzjatria i pulmunologia w Polsce), języków obcych, później zaś cytatów. Od 1971 do 1980 wydała sześć tomów wierszy (Abecadło, Medytacje, Pra-nowe abecadło, Szkice do nowego słownika wyrazów, Tu wzrusza tylko nietrwałość, Ulica Ku niebu3). Potem dwudziestoletnia cisza aż do Anioła czasu krągłego, którego zwiastunem było wydanie bibliofilskie cyklu Ból który potem wszedł do książki. Już pośmiertnie ukazał się utwór Z życiorysu mojej kuzynki Anieli albo Poemat z dziejów Polski w dziewięciu obrazkach. Publikowała wiersze i eseje m.in. w paryskiej „Kulturze”, „Literaturze na świecie”, „Tygodniku Powszechnym”, „bruLIONIE”. W 1981 roku wzięła udział w International Writing Program w USA. Tam, w obliczu stanu wojennego, postanowiła nie wracać do kraju. Do 1997 roku mieszkała w Holandii. Choć nostyfikowała na „bardzo dobrze” dyplom lekarski w Holandii, nie mogła podjąć pracy w zawodzie. Pracowała wtedy m.in. jako sprzątaczka. Emigracja zwiększyła jej fascynację twórczością Witolda Gombrowicza. Skupiła się wówczas na niekonwencjonalnych badaniach literaturoznawczych. To, być może, pomogło jej przeżyć czas rozłąki z najbliższymi i krajem – „ja tam nie żyłam, ja mieszkałam w literaturze”. Ostatnie lata spędziła w Krakowie. Własną poezją zajęła się znów w ostatnich miesiącach życia. Kolejne jej wiersze, nie tracąc nic z formy, stawały się coraz bardziej życiem niż literaturą. Pochowana została na cmentarzu salwatorskim w Krakowie.
Niedawno wznowiono wybór Jej wierszy pod tytułem Nazbierałam w wieczorze świateł, którego nie doczekała, jednakże robiła jego korektę wręcz na łożu śmierci.

Nie wierzyła że „skończyły się słowa” a idee straciły na świeżości. Przeciwstawiała się traktowaniu literatury jako zabawy. Miała jeden sposób na walkę ze złudzeniem kulturowego deja vú : udostępnić ideały w atrakcyjnym współczesnym opakowaniu. Mówiła „nie” hasłu „sztuka dla sztuki”, ale czyniła to w tak wyrafinowany sposób, że mógłby się pod tym podpisać niejeden postmodernista. Jerzy Kwiatkowski napisał: „groziłaby tej poezji egzaltacja gdyby nie dar gry słowem”4.
Powodem dla którego wielu zaczyna pisać jest, obok chęci wyrażenia się, fascynacja językiem. Nie traktowała go instrumentalnie i umiała o tym związku niebanalnie opowiedzieć. Trzy tytuły tomików zdradzają jej zainteresowania (Abecadło, Pra-nowe abecadło, Szkice do nowego słownika wyrazów). Motyw „słowo to potęga”, niby stary jak świat a tu popatrzmy, utwór Jaśmin: „słyszysz – to rozkwita literowy jaśmin (…) / jeszcze przed chwilą był w dźwięcznych pąkach / teraz kwitnący na dźwięki się rozpadł”. Wreszcie tomik Pra – nowe abecadło (1971), gdzie kolejne wiersze poświęcone są poszczególnym literom alfabetu, to nic innego jak XX litania do mowy. Swój debiutancki tomik (Abecadło, 1971) otworzyła wyznaniem wiary w „mowę – krainę pełni organicznie nieograniczoną”. W akcie zawierzenia dodawała: „W Tobie jest jedno Słowo / na szczęśliwość świata”. Niezwykłe że mówiła to absolwentka dyscypliny ścisłej, niejako wbrew kolejnym oczekiwanym etapom rozwoju cywilizacji, która obecnie akcent kładzie na takie dziedziny jak cybernetyka czy genetyka. Być może wierzyła, jak jej przyjaciółka Marianna Bocian, że przed sztuką dopiero otwiera się nowa zaskakująca perspektywa: bycia narzędziem arcypoznania i gruntownego uzdrowienia człowieka.
W jej poezji żywy był nurt lingwistyczny obejmujący zarówno odwieczne gry słowne: „jasień przechodzi w jesień / jesień się iści”, „maleńki, syneńki”, „posyp mnie snem”, „tak – ulatuje w ptak”, „Morze / (…) gdy wymawiam ciebie / słyszę tylko / wyrzut fali”, „Życie żyje, wełna się wełni”, jakie spotykamy u B. Leśmiana, M. Białoszewskiego, J. Przybosia, jak i te zapośredniczone w systemie autorytarnym: pisywała, choć nie drukowała, wiersze polityczne obnażające strukturę nowomowy, orwellowskiego dwójmyślenia w czym bliska była założeniom Nowej Fali. (Utwory te ukażą się nakładem „Biblioteki Ha!artu” w numerze monograficznym jej poświęconym, jako pokłosie konferencji w Bunkrze Sztuki w grudniu 2004 roku w tomiku zatytułowanym Deklaracja lojalności). Żywa była u niej fascynacja J. Przybosiem szukającym wespół z córką Utą prasłownika naszej mowy (cykl Wiersze dla Uty). Wystarczy porównać Świt kwietniowy J.Przybosia z Wykołysanką. W wielu jej wierszach czuje się także moment metafizyczny utrwalony w poemacie Pióro z ognia tego przedstawiciela krakowskiej awangardy.
Tematyka twórczości J.S. jest rozległa, ilustrująca obraną drogę i życiowe doświadczenia. Wyróżnić można trop patriotyczny: „rozczeszę cię na pasemka grzebieniem” (Wisła), „jak bardzo ten asfalt jest glebą” (Na krakowskim Rynku). Modlitwa do Matki Boskiej Brabanckiej jest zarówno wierszem religijnym jak i pochwałą (a contrario) polskiego typu pobożności („tutaj – pusto jest w twojej kaplicy (…) czekasz / a u Twoich stóp / kwitną plastikowe lilie.”). Jej koserwatyzm obyczajowy demonstruje się tak: „Przyjaciółka wróciła z Amsterdamu / i ze zdumieniem opowiada o sex shopach / zaopatrzonych tak bogato / jak sklepy z zabawkami dla dzieci / Na Boże Narodzenie”.
Była zwolenniczką tradycyjnego ujmowania Boga, pracy, społeczeństwa – bez ryzykownych „nowalijek”. Różnice życia w kraju i na emigracji były większe niż obecnie z powodu istnienia „żelaznej kurtyny”. Szok wywołany tym kontrastem był tematem wielu z jej wierszy, dobrych, bo miała szczęście być równocześnie tu i tam. Widziała hekatombę tradycyjnych wartości składaną na ołtarzu wolnego rynku i wyzysku, gdzie człowiek i jego praca zostali zredukowani do rangi czynników produkcji. „Chyba widziałam ludzi doskonałych / niewolników wolności/ przed szybami wielkich supermarketów/ wpatrywali się w plansze ze zmianami cen”. Nie wiem czy miała świadomość, że jest tak, jakby przeniosła się wehikułem czasu do Polski, dziesięć lat po uzyskaniu niepodległości. Poraził mnie fragment „chyba widziałam krowy doskonałe” – dawno nie byłem na wsi, ostatnio wybrałem się w okolice Jaskini Nietoperzowej pod Krakowem, i zobaczyłem krowę z dwoma żółtymi breloczkami podobnymi do tych jakie wydają w szatni (system identyfikacji zwierząt IACS związany z systemem dopłat bezpośrednich według standardów UE).
W jej wersach czuje się zjednoczenie z przyrodą („muszę uszy potrzeć grzybnią”) i strach przed jej degradacją: „Chodzę po pustych salach. / Dotykam niepewnie listka poziomki”. Wątek ekologiczny przejawia się w Modlitwie do Ziemi: „Uczyniliśmy wszystko żebyś była brzydsza, / żeby nam żal nie było cię opuścić.”. W wierszu „Zabijanie” ekologia miesza się z tęsknotą za polskością: „tu nikt koniczynek nie szuka wśród darni/ tutaj szczęście się kupuje, nie szuka. / Dorodne jak ze sztancy – w doniczkach, w kwiaciarni, / do kupienia, po trzy guldeny sztuka.”
Joanna Salamon to również lekarka. Dała temu wyraz np. wierszem „Endokrynolog„. Zwraca uwagę na etykę zawodową – protestuje przeciw odchodzeniu od przysięgi Hipokratesa i przedmiotowemu traktowaniu chorych, na długo przed tym jak lekarze wraz z prawnikami znaleźli się w ogonie zawodów darzonych społecznym zaufaniem i zaczęły kursować karetki śmierci łódzkiego pogotowia. Przyjrzyjmy się utworowi Aktualizacja kartoteki (albo oda do Paracelsusa) (Paracelsus – lekarz, twórca renesansowej filozofii przyrody – przyp. Ł. M.): „Proszę niech żywi nie tracą nadziei! / (…) / Już nie ma płuc – / są klisze rentgenowskie. / Już nie ma leków – / są preparaty. / Już nie ma cierpienia – / są objawy. / Już nie ma ulgi – / jest remisja”. Oglądanie takich praktyk, bez nadziei na ich przełamanie, zaowocowało stwierdzeniem: „przyszłam po zaświadczenie / o całkowitej niezdolności do życia.”. Apelowała o empatię: „Starą kobietę z sali nr 5 / boli amputowana noga”. Pomagać znaczyło poznawać chorobę która toczy pacjentów. W utworze Piękno szpitalne zauważa: „Ułomne dziewczynki / długo patrzą w lustro / wypatrują Piękna / (…) / chociaż (…) są (…) / szpitalne ogrody i niebo / czarne od jaskółek”. Poza zarzutami etycznymi, uświadamianiem sobie własnej delikatności, może miała też inną koncepcję leczenia: „Gdzie są opuszki palców chińskich lekarzy / które trzymając koniuszek cienkiej nitki aka / wyczuwały czulej niż najczulsze aparaty”, „Na Przestrzennej (…) / na psychonerwicę – stosowano skruchę”.
Bardzo sugestywnie, podobnie jak jej przyjaciółka Ewa Lipska odczuwała przemijanie. Napisała cykl Mieszkańcy czasu, w którym znalazł się wiersz Układy z matką: „Kto to szeptał że nic nie będzie moje / że mogę być tylko podróżną / w Czasie„.
„Z kochających opadają ciała”. Spieszmy się (kochać). Przedostatni tomik zatytułowała Ulica Ku Niebu. Idziemy żeby zniknąć. Albo idziemy żeby w końcu unieść się do góry (wysoko, wysoko!). W utworze tytułowym mówi: „żyję nie znając dnia i godziny”. W wierszu Tu wzrusza tylko nietrwałość pisze: „o ciało musimy dbać nade wszystko (…) / bo zostało nam pożyczone / (…) – tylko Dusza jest naszą własnością”. Ewa Lipska też drążyła tę tematykę i jeden z tomików zatytułowała Stypendyści czasu. Wreszcie Anioł czasu krągłego, tytułowy utwór ostatniego tomiku, którego nie sposób cytować we fragmentach.
Cykl Ból to unikalny w polskiej poezji zapis zmagania się z chorobą – mógłbym to porównać z filmem dokumentalnym Żegnajcie który był zapisem odchodzenia a kamerę ustawiono w pokoju konania reżysera. Julia Hartwig tak napisała o tych wierszach w liście do Poetki: „bezpośredniość pani wyrazu, najtrudniejsza zapewne kiedy dotyczy uczuć, a co dopiero bólu! – porusza do głębi”5.
Cykl ten to świadectwo dużej samoświadomości lekarki – poetki – człowieka. Warto wspomnieć że tematyka ta została zasygnalizowana utworem Do bolu w tomiku Medytacje już w 1973 roku. „Nie bądź nieznośny, bo znosić cię muszę” (Bólu – jesteś niezbędny…). W utworze Nici poetka stwierdza: „moje dni są jak dni najemnika / co pracę skończył i czeka na zapłatę”.
Joanna Salamon wyznaje: „Byłam podatna na Zło. Na księżyc i noc. / Na niemoc i uroki miłe słabej duszy. / Ociągałam się i przeciągałam chorobę. / zła mogę być krótko, dobra ile zdążę.”. Kochała choć traciła na tym. Miłość, której zaznała, to taka, w którą wpisane jest fatum niespełnienia, której cena jest stale za wysoka, lecz i tak wciąż rośnie: „o kochany którego pokochałam / bardziej od siebie (a więc bardzo źle)”; „Matko syna którego powierzyłaś obcej kobiecie”; „w jej oczach mieszkały / nieoswojone sarny / a on je wypłoszył do lasu / w dłoniach trzymała / małe jagniątko / a on złożył je na ołtarzu”. Nigdy nie miała do niej żalu: Prośba do Miłości: „nie odchodź (…) zasobna w płetwy, kończyny i skrzydła”.
Wśród jej wierszy znajdziemy wreszcie taki futurologiczny rodzynek jak Videokaseta (1978 rok). I gdyby anioł czasu krągłego odbywał swój lot później, pewnie pojawiłyby się w jego diariuszu notatniki o filmach w formacie DivX, VCD, czy muza w .wma (standard Microsoftu) albo mp3.
Siłą sprawczą tych wierszy nie jest przypadek. Zebrane razem stanowią emanację spójnej koncepcji świata. Kilka motywów spotyka się np. W brabanckim lesie (Brabancja to część Holandii – przyp. Ł.M.) – utworze, który ogniskuje wiele spostrzeżeń poetki składających się na jej światopogląd: „Tyle ostrężyn w tym brabankckim lesie! / Dorodne, soczyste jak sutki karmiącej, / ale nikt ich nie łaknie oprócz ptaków”. W zasadzie wszystko jest inne, sfera duchowa i obyczajowa („W lasach pusto jak w kościołach / ludzie z pięknymi psami jeżdżą na weekendy / i siedzą w wielkich klatkach campingów.”)
Pośmiertnie ukazał się jej poemat dygresyjny ukazujący teorię „walki napowietrznej” napisany w dużej części staropolszczyzną (sic!) – Z życiorysu mojej kuzynki Anieli albo poemat z dziejów Polski w dziewięciu obrazkach„.

Zawsze stawiała treść przed formą. Aż w końcu obowiązek, który sama sobie wyznaczyła, postawiła przed własnym pisaniem. Być może dlatego uciekła od lingwistyki, ku której miała naturalne predylekcje, mogłaby Ją nader skutecznie kusić, odciągać od „naprawdę ważnych spraw”, mogłaby stać się celem samym w sobie. Porzuciła tak piękną dziedzinę: „gdyby nie było S / ptaki fruwałyby bezradne / a żaden nie zdołałby sfrunąć (…) / człowiek potykałby się nie spotykając człowieka” (S). „Wielki wysiłek W / uwieńczył zwycięski wawrzyn.”. Niektórzy nie potrafili przejść bez emocji nad tym, że poświęciła poezję na rzecz misji – tropienia ukrytych nurtów w literaturze polskiej. Skomentowała to we fraszce dedykacyjnej książki na egzemplarzu Czasu Herberta..6 wręczonym osobie której wiele zawdzięczała na początku poetyckiej drogi – Wisławie Szymborskiej: „kochana Wisełko przystąpmy do rzeczy / ta książka raczej ciebie nie ucieszy / bo zawiera herezje za dużą ma wagę / ale tomik wierszyków wyjdzie mi niebawem / który Ci prześlę z radością”7. A tak skomentowała to w Słowie odczytanym na ostatnim wieczorze autorskim w Jamie Michalika w Krakowie 28 października 2001 roku: „Słusznie chyba miałam poczucie, że wiersze znacznie piękniejsze od moich mogą napisać inni polscy poeci. Natomiast zdawało mi się w mojej być może pysze, że tych książek nikt poza mną nie napisze w ten sposób i w tych okolicznościach” (uważała że rozumieniu W. Gombrowicza, od którego rozpoczęła przygodę z „walką napowietrzną”, sprzyja podobna jemu sytuacja życiowa – emigracja – przyp. Ł.M.). (chodzi o: Latarkę Gombrowicza…, Cztery godziny albo zegar Dziadów oraz Czas Herberta… 8 – przyp. Ł.M.) „Dopiero po wydaniu Czasu Herberta…, po odcięciu pępowiny łączącej mnie z tą książką, zdołałam popatrzeć na całą sprawę inaczej i przyznałam sobie prawo do zajęcia się moimi wierszykami pisanymi w latach 1981-2001 (…) zaczęłam (je – przyp. red.) wyszukiwać (…) a niektóre zgubione (…) wręcz odpominać w nocy, gdy ból nie pozwalał spać”.
Jej twórczość czerpała z poczucia dobra, nie przypadkowego piękna. Swoje miejsce odkryła w słuchaniu „muzyki sfer”. Nie można więc przemilczeć jej pracy krytyczno – literackiej, do której przykładała tak wielką wagę. Do jakich doszła wniosków? Otóż, jej zdaniem, unia lubelska między Koroną a Wielkim Księstwem Litewskim zapoczątkowała „potop kulturowy” Polski, skierowała ją z nurtu zachodniego, łacińskiego na ślad bizantyński. Dostrzegł to Jan Kochanowski i dał wyraz temu zaniepokojeniu w „ogrodzie fraszek”, znanym też jako „Labirynt”, w którym J. Salamon wykorzystując pitagorejską numerologię dostrzegła zwarty system. Nurt „koroniarski” (słoneczny) uznawał Jana z Czarnolasu za ojca polskiej poezji. Nurt księżycowy chciał jego detronizacji: zdaniem Joanny Salamon dialog Konrada w Wielkiej Improwizacji to walka nie z Bogiem ale z Ojcem Polskiego Parnasu J. Kochanowskim. Jej zdaniem poeci Słońca (nurt lechicki) to m.in. J. Słowacki, W. Gombrowicz, Z. Herbert, K. K. Baczyński, zaś po stronie Księżyca (nurt litewski) stoi m.in. A. Mickiewicz. Dialog między twórcami toczy się w ich tekstach na planie ukrytym – pomiędzy cytatami, sformułowaniami, motywami, a czasem związek ten Salamon widzi w podobieństwie brzmieniowym, w układzie graficznym czy liczbie sylab. Twórcy nawiązują albo do siebie nawzajem, albo do „Labiryntu”. Zastosowanie znajduje „reguła Marka Adamca” („A wydaje się A, ale w istocie A jest B”) 9 – w istocie autorzy piszą „szyfrem”, podobnie jak to ma miejsce w trójwarstwowej (jak dobry tort) koncepcji filmu Romana Polańskiego, poszczególne warstwy są adresowane do innego kręgu odbiorców (u Polańskiego: 1 – szeroka publiczność, 2 – publiczność wyrafinowana, 3 – osoby wychwytujące niuanse, których znajomość zyskały np. przez osobiste obcowanie z twórcą).
Tak jak Erich von Däniken, J.S. ma pro- i antagonistów. Wśród osób, które z przychylnym zainteresowaniem przyjęły jej badania zaliczyć należy znawczynię romantyzmu profesor Martę Piwińską, profesora Jana Tomkowskiego10. oraz profesora Janusza Deglera. Ocena jej spuścizny krytyczno – literackiej rzutuje na poetycką, choć wielu stara się rozdzielać te dwie sfery jej aktywności.
Latarka Gombrowicza… prezentuje znaczną część literatury polskiej podzieloną na dwa nieformalne stronnictwa. Jest to więc twór poukładany (w co bardzo wierzyła, jej holistyczny światopogląd nie dozwalał na przypadek). Poezję traktowała jako powinność, wysoko ceniła patriotyzm. Silnie identyfikowała się z Polską, mimo że dzieciństwo w tym względzie miała skomplikowane – oboje rodzice byli Żydami. Miała „pejsatego dziadka o którym nie chciała słyszeć”, nigdy nie pisała o holokauście – z wyjątkiem ostatniego wersu wiersza Moja mama. Antysemityzm i filosemityzm uważała za awers i rewers tej samej monety.

Joanna Salamon to prawdziwa old school polskiej poezji. Przekonuje, że człowiekiem nie tylko się bywa. I o tym że prawdziwi poeci istnieją, naprawdę. Wierzyła w to z czego śmieją się maturzyści: była to nieustanna wiara: w ludzi, przyrodę, Boga. Brak łączności z Nim uważała za błąd logiczny. Nie rozumiała dlaczego niektórzy ludzie są wydziedziczeni z łaski. Dla wielu jest postacią kultową.
Była niezwykle wyczulona na dźwięk. Miała doskonałą pamięć. Pasjonowała się numerologią, kartami, astrologią. Równocześnie była poetką i lekarką. Pasje te traktowała integralnie. Wychowała się na Kochanowskim, Słowackim, Norwidzie, bardzo ceniła W. Gombrowicza. Życie traktowała jako obowiązek. Nawet dar słowa przestał być jej własnością – misja to wzniesienie się ponad siebie. Traktowała sztukę tak jak traktuje się najbliższych, bo często ich zastępowała. Szukała w niej spełnienia, dlatego była gotowa tak wiele jej poświęcić. I odnalazła się w niej, złączyła „tajnym paktem wierności”, co dało jej siłę. Jej dorobek to poezja konstruktywna, afirmatywna – „NIE dla NIE, to równanie na tak!”.

Łukasz Mańczyk


1. cytat z wiersza Joanny Salamon (Mowo-kraino pełni…) który posłużył jako tytuł przedmowy Erykowi Ostrowskiemu do ostatniego tomiku J. Salamon, „Anioł czasu krągłego„, Klub Artystyczno – Literacki Teatru Stygmator, Kraków 2001.
2. ten okres jej życia udokumentowała we wspomnieniach, dotąd nie opublikowanych, zatytułowanych Casus Rajcza.
3. Autorka wydała następujące książki poetyckie:
Joanna Salamon, Abecadło, Czytelnik, Warszawa, 1971.
J. Salamon, Medytacje, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1973.
J. Salamon, Pra-nowe abecadło, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1976.
J. Salamon, Szkice do nowego słownika wyrazów, Czytelnik, Warszawa 1978.
J. Salamon, Tu wzrusza tylko nietrwałość, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1979.
J. Salamon, Ulica ku niebu, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1980.
J. Salamon, Ból, wydanie bibliofilskie nakład 60 egz., Kraków 2001.
J. Salamon, Anioł.., op. cit..
J. Salamon, Z życiorysu mojej kuzynki Anieli albo Poemat z dziejów Polski w dziewięciu obrazkach, Klub Artystyczno – Literacki Teatru Stygmator, Kraków 2003.
Jej działalność poetycką podsumowuje wybór wierszy: J. Salamon, Nazbierałam w wieczorze świateł, Klub Artystyczno – Literacki Teatru Stygmator, Kraków 2003, z którego pochodzą wszystkie cytowane w opracowaniu wiersze.
4. Jerzy Kwiatkowski, Smakoszka języka na nowej drodze, (w:) tegoż Felietony poetyckie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1982.
5. z archwiwum Poetki będącym we władaniu Zapisobiercy jej twórczości Eryka „Kvika” Ostrowskiego.
6. J. Salamon, Czas Herberta albo na dom w Czarnolesie, Oficyna Wydawnicza Wolumen, Warszawa 2002.
7. jest to pierwszy druk tej miniaturki, przytoczony za oryginałem z archiwum poetki będącym we władaniu Zapisobiercy.
8. J. Salamon, Latarka Gombrowicza albo żurawie i kolibry, Rubikon, Wrocław 1991.
J. Salamon, Cztery godziny albo Zegar Dziadów, 15 Stopni, Kraków 1999.
J. Salamon, Czas Herberta…, op.cit.
9. por. J. Salamon, Czas Herberta…, s. 65. Regułą Marka Adamca autorka nazywa jedną z konstatacji jego książki … Pomnik trochę niezupełny… Rzecz o apokryfach Zbigniewa Herberta, Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańsk 1996.
10. por. Jan Tomkowski, Mistrzyni tajemnego dialogu (w:) „Nowe Książki” 12 / 2001, s. 22 – 23.

Podziel się!