21 09 2015 – Kto stoi za falą „imigrantów” z Azji i Afryki do Europy? – (przedruk z Wp.pl)

Kto naprawdę stoi za falą migrantów szturmujących Europę?

Wiele wskazuje na to, że szturmujące europejskie granice fale migrantów z Bliskiego Wschodu nie są spontaniczną ucieczką, ale zorganizowaną akcją, która jest na rękę co najmniej kilku ważnym graczom na geopolitycznej, eurazjatyckiej szachownicy. Co więcej, emigracji tysięcy muzułmanów do Europy sprzeciwia się Państwo Islamskie, które oficjalnie oświadczyło, że jest to grzech i działanie zakazane w islamie.
Syryjski uchodźca leży przed szpalerem tureckich policjantów
Syryjski uchodźca leży przed szpalerem tureckich policjantów (AFP / BULENT KILIC)

O problemie nielegalnych imigrantów, od kilku tygodni dziesiątkami tysięcy zalewających południową Europę, napisano już dosłownie całe tomy komentarzy, analiz i artykułów. Niestety, niewiele było wśród nich rzetelnych i pozbawionych ideologiczno-politycznych emocji prób poszukiwania faktycznych źródeł tego fenomenu. Temat imigrantów, niezbyt trafnie określanych mianem „uchodźców”, stał się bowiem – jak wiele mu podobnych – elementem politycznej rozgrywki i rywalizacji tak na szczeblu unijnym, jak i narodowym. W takiej atmosferze niezwykle łatwo przeoczyć (lub, co gorsza – celowo pominąć) fakty i wydarzenia, które stanowią o prawdziwej naturze zjawiska masowej migracji do Europy.

Tymczasem coraz więcej danych i faktów wskazuje na to, że nie mamy bynajmniej do czynienia ze spontaniczną, masową ucieczką tysięcy wymęczonych wojną ludzi, lecz z systematycznie wdrażanym w życie planem zalania Europy tłumami imigrantów, który jest na rękę co najmniej kilku ważnym graczom (państwowym i pozapaństwowym) na geopolitycznej, eurazjatyckiej szachownicy. Warto zatem poddać analizie kwestię napływu do Europy imigrantów z regionu Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej (MENA, Middle East & North Africa) właśnie pod kątem zasadniczych, realnych przyczyn tego zjawiska.

Exodus z dnia na dzień

Pierwszym i najważniejszym faktem, który od razu rzucił się w oczy ludziom nawet na co dzień nie interesującym się zagadnieniami międzynarodowymi, była z jednej strony nagłość i masowość napływu imigrantów z regionu MENA (niemalże z dnia na dzień pojawiły się w Europie Południowej dziesiątki tysięcy przybyszy), z drugiej zaś zadziwiająca koincydencja w czasie między dwoma odległymi geograficznie „prądami”, tj. (mówiąc umownie) „syryjsko-irackim” oraz „libijskim”.

 

AdvertisementO ile jeszcze gwałtowne wezbranie ludzkiej fali z kierunku afrykańskiego można wyjaśniać postępującym szybko chaosem i anarchią w Libii, gdzie wojna domowa przeżywa właśnie swoje apogeum, o tyle trudno doszukiwać się podobnych uzasadnień w przypadku sytuacji w Lewancie i Mezopotamii. Wojna domowa w Syrii trwa co prawda piąty rok, ale swój krwawy szczyt (lata 2012-2014) ma już za sobą.

Wbrew pozorom, sytuacja na większości frontów syryjskiego konfliktu jest od dłuższego czasu względnie ustabilizowana, a sama wojna zamieniła się w wielu regionach kraju niemalże w pozycyjną. Wyjątki od tej reguły – jak walki wokół Aleppo, w kurdyjskiej Rodżawie i w prowincji Idlib na północy kraju, a także wciąż zmienna sytuacja w starciach sił rządowych z kalifatem w środkowej Syrii – mają w istocie lokalny (a nierzadko wręcz punktowy) charakter i nie wpływają na całościowy, strategiczny obraz wojny. Z pewnością też nie generują już masowego exodusu uchodźców, szukających schronienia w państwach ościennych.

Podobnie jest w Iraku, w którym – po okresie chaotycznej reakcji na żywiołową ekspansję Państwa Islamskiego latem ubiegłego roku – linie frontów także utrwaliły się i okrzepły, a skala walk i przemocy uległa znacznemu zmniejszeniu (choć i tak bije wciąż wszelkie rekordy).

Obecnie wiadomo już jednak, że zdecydowana większość (nawet do 90 proc.) spośród bliskowschodnich imigrantów, szturmujących dzisiaj Europę w drodze do „ziemi obiecanej” w bogatych państwach zachodniej części kontynentu – spędziła ostatnie kilka-kilkanaście (a niektórzy nawet kilkadziesiąt) miesięcy w obozach dla uchodźców w regionie bliskowschodnim. Przede wszystkim w Turcji, ale też (choć w znacznie mniejszym odsetku) w Jordanii i Libanie. Ci ludzie nie uciekali zatem bezpośrednio z Syrii czy Iraku, im nie groziła ani wczoraj, ani przedwczoraj śmierć czy prześladowania. Przebywali w obozach dla uchodźców, oczywiście bez zbytniego komfortu, ale ich życie i zdrowie nie było z pewnością bezpośrednio zagrożone.

Kolejnym elementem, który od razu wzbudził zdziwienie i zaciekawienie dociekliwych obserwatorów wydarzeń związanych z problemem imigrantów, był fakt, iż tłumy owych „uchodźców” składały się niemal w całości z młodych, zdrowych mężczyzn (jak ktoś słusznie zauważył – w wieku poborowym). Do tego całkiem nieźle ubranych i wyposażonych w dobrej jakości telefony komórkowe, smartfony, tablety itp. I co chyba jeszcze ważniejsze – mających przy sobie tysiące euro (w gotówce!), które przeznaczali najpierw na opłacenie przemytników z Turcji, później na przekupywanie urzędników i pograniczników na kolejnych europejskich granicach, tudzież na wydatki na bieżące potrzeby (wodę, żywność, lekarstwa).

Co więcej, uważna analiza wielu nagrań wideo i zdjęć, przedstawiających np. marsz imigrantów przez terytorium Macedonii, Serbii i Węgier, pozwala stwierdzić, iż owe pozornie bezładne masy imigrantów były (są?) w rzeczywistości doskonale wewnętrznie zorganizowane i zdyscyplinowane – podzielone na ok. 100-200 osobowe grupki, z własnymi liderami, w niczym nie przypominają chaotycznej „wędrówki ludów” wywołanej strachem przed wojną i prześladowaniami. Wewnętrzną spójność, dyscyplinę i koordynację działań wśród imigrantów doskonale widać było zwłaszcza w tych sytuacjach, w których z jakichś względów ich wcześniejsze plany i zamiary nie mogły być zrealizowane – jak np. podczas zamknięcia przez władze węgierskie dworca Keleti w Budapeszcie czy późniejszego całkowitego odizolowania granicy serbsko-węgierskiej.

Podziel się!