Recenzja Michała Komara z „Przygód Jana San z psioniką – Egzamin czyli Dookoła Nigdzie” (Archiwum 1976)
Mam w domu sterty maszynopisów, notatek, papierów, wierszy, tekstów różnorakich, kodystycznych komunikatów (w tym sporo nigdy nie opublikowanych), esejów i przemówień publicznych, które wygłosiłem tu i tam, kiedyś…
Mam maszynopisy książek których nie wydano w PRL (mimo przyjęcia ich do druku i pozytywnych recenzji oraz zawarcia umów na piśmie i wypłat zaliczek przez ówczesne wydawnictwa), ani potem w III RP z tych samych powodów politycznych – mojej absolutnie wolnościowej i anty-systemowej postawy ideowej i twórczej.
Ale przede wszystkim mam mnóstwo materiałów i notatek, które służyły do skonstruowania Mitologii Słowian i całą olbrzymią bibliotekę prac naukowych, książek popularnonaukowych, powieści, encyklopedii w rozlicznych tematach związanych z literaturą i literackością, komunikacją międzyludzką, socjologią i psychologią, religioznawstwem, mitologiami świata, antropologią, historią i Słowiańszczyzną oraz jej dziejami, archeologią, antropologią kultury, dokumentami historycznymi na jej temat i oczywiście wielkie monumentalne encyklopedie – jak choćby Słownik Starożytności Słowiańskich, Słowniki Etymologiczne, czy Mify Narodow Mira wydane w Moskwie przez Rosyjską Akademię Nauk pod redakcją S. A. Tokariewa w 1987 roku. Myślę, że może po mojej śmierci komuś się to wszystko na coś przyda. Na razie wciąż wszystko to dobrze służy mnie samemu i ciągle odnajduję w tymże „śmietniku” perełki takie jak ta którą wam teraz przedstawiam.
Bowiem mam też w moim ARCHIWUM, listy, korespondencję wydawniczą, dokumentację i udostępnione mi przez wydawnictwa, w których składałem swoje maszynopisy powieści, recenzje krytyków literackich, służące do oceny i akceptacji do wydania. Jedna z nich wpadła mi przypadkiem wczoraj w ręce i pomyślałem, że warto ją upublicznić. Mimo bowiem, iż jest zmaltretowana, pożółkła i wyświechtana to jednak pokazuje coś bardzo istotnego w kulturze polskiej i o kulturze polskiej. A przede wszystkim o polityce i politykach, którzy kulturę polską mają tak naprawdę w … głębokim poważaniu.
Obiecałem wam dawno temu, że wszystko to będę powoli publikował i zrobię to. Zacząłem od Śmierci Buntownika, ale ona wymaga opracowania szerszego niż myślałem, żeby tę powieść opublikować w pełnym jej wymiarze formalnym i w sposób ciągły w całości, w kontekście tamtego czasu i z perspektywy dzisiaj. Przygotowując do publikacji tę dużą rzecz zaczynam więc od „drobnicy” i „drobiazgów”, ale takich które dobrze pokazują jak wypaczono, zniekształcono, wręcz „udupiono” prawdziwą kulturę polską w PRL i w III RP.
Kiedyś wydawało mi się, że moja droga i droga takich sympatycznych a wnikliwych krytyków literackich jak Michał Komar będzie jedną wspólną prostą szosą do WOLNOŚCI wyznaczoną przez Stowarzyszenie Pisarzy Polskich czy Polska Akademię Filmową. Stało się inaczej.
Czytając tę doskonale rozszyfrowującą treść napisanej przeze mnie książki recenzję zacząłem się zastanawiać, gdzie dzisiaj jest Michał Komar, a gdzie jestem ja?
To dwa zupełnie różne światy, chociaż punkt wyjścia do wolności był przecież ten sam.
Ta książka nigdy nie ukazała się w wydawnictwie Czytelnik dla którego pisana była recenzja. Spotkały mnie represje SYSTEMU, które ciągną się praktycznie do dzisiaj. Powieść wyszła drukiem dopiero w roku 2014 w Wydawnictwie Solaris. Została zmarginalizowana, zepchnięta na margines historii literatury polskiej chociaż zasługiwała na zupełnie inne w niej miejsce. Nie pierwszy i nie ostatni to taki przypadek. Bo historię polskiej literatury współczesnej piszą politrukowie i politycy oraz politykierzy dwóch obozów: liberalno-postkomunistycznego i katolicko-narodowego, a nie prawdziwi z krwi i kości naukowcy, literaturoznawcy – zawodowi krytycy literaccy.
To oni – politrukowie kulturalni- jak im się zdaje decydują co ma wartość i co się upowszechnia, kto jest na topie i otrzymuje nagrody, o kim się mówi i pisze, komu się przyznaje jakie miejsce: przy stole, albo w kącie, albo na śmietniku tej „ich historii literatury”. Od jednych albo od drugich możecie dostać medal, nalepkę człowieka roku, „tytuł” wielkiej pisarki lub „wielkiej” scenarzystki i „wielką kasę”, jak też nawet Order Orła Białego. Oni dyktują (w swoim mniemaniu) kto trafia do mediów oraz masowej produkcji wydawniczej, do Wikipedii i Encyklopedii Kultury Polskiej.
Historia jednak pokazała już nie jeden raz, że taka polityka ma krótkie nóżki, a ocena dziejowa jest dla takich epok jak ta nasza dzisiejsza i ludzi którzy je formują często druzgocąca.
Na marginesie, to jest recenzja tej samej książki na której zupełnie nie poznał się mój ówczesny mentor Stanisław Lem, którego prosiłem o prywatną opinię i recenzję nie dla wydawnictwa, ale dla mnie samego. Za cholerę nie „chwycił” sensu tej podróży Jana San.