Pomidorowo-paprykowo-kwietna orgia wrześniowa (z kotem w tle)

Pomidorowo-paprykowo-kwietna orgia wrześniowa

Ten pomidor to samosiejka – dorasta już do sufitu balkonu i zaczyna wychodzić wierzchołkiem na zewnątrz, na krawędź dachu, pomiędzy liście winobluszczu. Dopiero z końcem czerwca zauważyłem że coś wschodzi, a w pierwszych dniach lipca było jasne, że to jest pomidor i że będzie gigantyczny .

To pomidor malinowy, więc duży krzak i duże owoce – na bank – bo takie jadamy, a nasionko musiało znaleźć się w wodzie którą podlewałem balkon, po umyciu talerzyków ze śniadania.

W tej chwili mamy 9 pomidorów. Gdyby dojrzały, to z jednego takiego krzaczka byłoby ich kilo, czyli 1 kg.

Trzy duże – leciutko żółkną, już muszą ważyć około 40 dkg.

Tu dwa mniejsze.

Trzy całkiem malutkie u góry.

Jeszcze jeden jest tak mały że go w tej chwili prawie nie widać. Szykuje się też 10-ty – tutaj z jednego z tych kwiatków, a może i 11-sty i 12-sty.

Linuks (minimum 11 lat) w trakcie tej sesji zdjęciowej, w promieniach zachodzącego słońca ostatniego dnia września 2023.

Nie hoduję w zasadzie roślin użytkowych poza papryką i ziołami, których mam mnóstwo. Zioła rosną głównie na zewnątrz balkonu co z powodu siatki (dla kotów) jest trudne do sfotografowania.

Zioła takie jak bazylia, tymianek, macierzanka, mięta (różne odmiany), lawenda i lebioda czy majeranek to osobna orgia, niektóre mają teraz po 1,5 metra wysokości – właśnie owocują.

Owocują też nasturcje czyli kapary, winobluszcz, dzikie wino i lwie paszcze.

Kwitną też obficie na zewnątrz bordowe, biało-brudno-fioletowe i różowo-krwiste surfinie. Oczywiście pelargonie – jak zawsze, trzykrotki, fyllokaktus (kwitnie z rzadka – nie co roku) i epyfillium (grudnik).

Wiem że te pomidory nie mają szans dojrzeć, ale zabawa jest przednia. Pokochałem ten krzak od pierwszego wejrzenia. Podobnie jak brzozę która  posiała mi się w skrzynce 20 lat temu. Wysadziłem ją przed nasz dom – Jest dzisiaj największą i najpiękniejszą brzozą w okolicy, nie straciła żadnych gałęzi od samej podstawy. Pokażę ją może kiedyś indziej.

Do tego mamy sporo sukulentów i dwa gigantyczne kaktusy.

Oto więc nasz tegoroczny ogródek balkonowy i domowinowie go zamieszkujący.

Nie jest to jednak już jedyny ogród jaki uprawiamy na Prądniku. Od zeszłego roku opiekujemy się ogródkiem przed naszą klatką schodową. Wzięliśmy go po zmarłej lokatorce z parteru, pani o której wam wspominałem w innym – covidowo-szczepionkowym wpisie. Rosną tam hortensje, róże, irysy, juka, a na wiosnę pierwiosnki, krokusy, żonkilki i wiele innych roślin. Został też po niej ogródek po drugiej – południowej stronie bloku, wokół jej balkonu, teoretycznie ciekawszy i łatwiejszy do uprawy, ale jest tak zarośnięty dzikim winem że odpuściliśmy go na razie.  To w nim na krzaku złotokapu i forsycji szczęśliwie „wylądował” Rudzielec kiedy spadł z naszego balkonu. Zjechał po nich prosto w dzikie wino, jak w materac z gąbki.

Mamy też teraz – jako niezbędni pomocnicy – do uprawy prawdziwe duże ogrody: na Bukowcu pod Nowym Wiśniczem w Lipnicy Górnej (Sawy) i w Pegasusie na Nowej Zelandii (Kiry).

Tak przy okazji to 1 października 2023 minęła 50 rocznica naszego ślubu cywilnego z Anną (50 swadźby słowiańskiej minęło w czerwcu 2022) oraz 45 zamieszkania na Prądniku Czerwonym.

Szmat czasu razem i do tego w jednym miejscu, chociaż nie brakowało okazji do zmian, i to na miejsca na świecie takie, o których kto inny mógłby sobie tylko pomarzyć.

 

I niech tak już zostanie. Tego widoku na Kraków i na Tatry w pogodne dni jaki stąd mam nie zamieniłbym na nic.

Jak wiecie mamy jeszcze w mieszkaniu mnóstwo innych Zróstów / roślin pokojowych i innych Domowinów, czyli mieszkańców wspólnego domu oraz Zwirzorki: Czarną Kocicę i Fenka, czyli Feniksa oczywiście, a jakże, on przecież jest najważniejszy!

Podziel się!