1. Goniec: Kobieta z Alberty zmarła po tym, jak odmówiono jej przeszczepu z powodu odmowy przyjęcia szczepionki na Covid-19; 2. J. Karwelis – Kukizowa Konfederacja; 3. PL1tv: „Lekarze chcieli mnie operować. Dlaczego się nie zgodziłam?”

Kukizowa Konfederacja

Zgadzam się z Jerzym Karwelisem – Ten człowiek spieprzył koncertowo szansę na rozwalenie Układu Okrągłego Stołu w 2015 roku i szansę na wprowadzenie w życie Demokracji Bezpośredniej w roku 2019, co byłoby realne gdyby mądrze i odpowiedzialnie zbudował partię Demokracji Bezpośredniej i wziął dotację partyjną przeznaczając ją na rozwój własnych mediów lansujących DB. Zrobił to teraz – wziął dotację na Instytut Demokracji Bezpośredniej – tylko jakoś nie potrafi wcale tych milionów przekuć w choćby jeden porządny kanał YouTube poświęcony Demokracji Bezpośredniej, albo choćby jeden porządny mający społeczne wzięcie internetowy blog DB!  Co to oznacza w jego wypadku? Odpowiedzcie sobie sami? Czy to samo będzie z Konfederacją?

1. Goniec: A. Kumor – Kobieta z Alberty zmarła po tym, jak odmówiono jej przeszczepu z powodu odmowy przyjęcia szczepionki na Covid-19

58-letnia Sheila Annette Lewis odmówiła przyjęcia szczepionki przeciwko Covid-19 i odmówiono jej przeszczepu narządu ratującego życie

W ostatnich miesiącach Lewis pozyskiwała fundusze społecznościowe, aby udać się do Stanów Zjednoczonych w celu przeszczepienia narządu, ale zmarła, zanim to nastąpiło, jak ogłosiło Centrum Sprawiedliwości na rzecz Wolności Konstytucyjnych (JCCF) w X , znanym wcześniej jako Twitter . Miała 58 lat.

„Mam po co żyć” – Lewis powiedział BridgeCityNews w listopadzie 2022 r . „Mam wnuki, mam dzieci.

W 2018 roku u Lewisa zdiagnozowano śmiertelną chorobę i umieszczono pacjentkę na liście oczekujących na przeszczep w Albercie. (Omawiany organ został usunięty z dokumentów sądowych i objęty zakazem publikacji). W oczekiwaniu na przeszczep Lewis zaktualizowała szereg szczepień z dzieciństwa, co stanowiło warunek wstępny otrzymania przeszczepu narządu.

W 2021 roku Lewis powiedziano, że do przeszczepu będzie potrzebować również szczepionki przeciwko Covid-19. Biorąc pod uwagę wysokie ryzyko śmierci po przeszczepie oraz obniżoną odporność pacjentów po przeszczepie, szczepionkę przeciwko Covid-19 uznano za kluczową. Odmówiła i pozwała Alberta Health Services.

„Przyjmowanie tej szczepionki obraża moje sumienie. Powinienem mieć wybór co do tego, co trafi do mojego organizmu i nie można mi odmówić leczenia ratującego życie, ponieważ zdecydowałem się nie stosować eksperymentalnego leczenia choroby – Covid-19 – na którą nie choruję i której być może nigdy nie będę miała – stwierdziła Lewis w oświadczeniu.

Przegrała walkę o to, aby sąd nakazał systemowi medycznemu przeszczepienie jej organu.

Sąd Królewski w Albercie stwierdził , że takie postępowanie miałoby „znaczące niekorzystne konsekwencje dla porządku publicznego”.

Lewis walczyła aż do Sądu Najwyższego Kanady, który odmówił rozpatrzenia jej sprawy. JCCF, libertariańska grupa prawna, która walczyła z szeregiem środków dotyczących zdrowia publicznego i wynikającymi z nich oskarżeniami w sądzie, w listach napisanych do Alberta Health Services argumentowała, że ​​Lewis miał naturalną odporność na wcześniejszą infekcję Covid-19.

Po przegranej w sądzie Lewis skupiła się na zbieraniu funduszy na przeszczep narządu w Stanach Zjednoczonych. Na jej stronie w GiveSendGo , serwisie zbierającym fundusze, podano, że znalazła szpital w USA, który przeprowadziłby przeszczep narządu w przypadku braku szczepionki przeciwko Covid-19. Do piątku jej strona otrzymała 124 776 dolarów.

źródło: https://www.goniec.net/2023/08/25/kobieta-z-alberty-zmarla-po-tym-jak-odmowiono-jej-przeszczepu-z-powodu-odmowy-przyjecia-szczepionki-na-covid-19/

 

2. J. Karwelis – Kukizowa Konfederacja

Już kiedyś napisałem taki tekst. Było to 8 lipca 2015 roku. Przypomnę, że było to zaraz po sukcesie Kukiza w wyborach prezydenckich, w których zebrał on ponad 3 miliony głosów, czyli 20,8% wszystkich oddanych. Należało tu też uwzględnić, że głosujący na Kukiza nie wybrali mniejszego zła. Wiedzieli, że ich kandydat przepadnie w walce dwóch plemiennych kandydatów – tym bardziej 3 miliony głosów mających znaczenie jedynie „dania wyrazu” to było coś. Inni niezadowoleni z systemu poszli po linii mniejszego zła i z zaciśniętymi zębami zagłosowali za którymś z popisowych kandydatów.

Analogie

Czemu o tym piszę? Ano dlatego, że widzę obecnie wiele analogii pomiędzy tą sytuacją sprzed 8 lat, a dzisiejszą pozycją Konfederacji w przededniu wyborów. Postaram się to teraz wyjaśnić na podstawie zestawienia obu inicjatyw, zarówno co do szans, jak i zagrożeń.

Kukiz, jak pisałem 8 lat temu w Rzepie, i przysięgłem, że jak to spitoli, to mu tego nie zapomnę (spitolił i jako się rzekło będę mu to pamiętał po kres moich dni) miał w ręku złoty róg. Trzy miliony ludzi, którzy chcieli wyjść poza paradygmat plemiennej nawalanki, z postulatem JOW, który przeorałby polską scenę polityczną, to był gościu z obecnym potencjałem przewracania stolika (głównie okrągłego). Po jego dobrym wyniku, a tak szczęśliwie ułożył się kalendarz wyborczy, Kukiz miał szanse przemienić swą 20-procentową pozycję na ruch polityczny, niepomijalny w stworzeniu większości. Coś jak teraz szykuje się z Konfederacją. Wystarczyło tylko nie certolić się z tą bezpartyjnością, założyć partię, trzymać się ruchu samorządowego, który go wydźwigną z rokowego niebytu politycznego i wprowadzić do Sejmu tylu posłów, że każde z plemion zabiegałoby o jego przychylność.

Poszło inaczej. Kukiz zerwał ze swoją bezpartyjną bazą nie tyle wyborczą, co organizacyjną. W dodatku postawił na żywiołowy, a właściwie kompletnie wodzowski sposób wyłaniania ludzi na swe listy. W komisji weryfikującej kandydatów zasiadł psychiatra i nie wiadomo ile cwaniaków politycznych. Takie sito wyłoniło sejmową reprezentację, która natychmiast w parlamencie stała się żałośnie łatwym łupem do rozbierania przez rządzące plemię PiS-u. Ten też nie musiał się bardzo starać, bo wypadek przy pracy systemu – niedostanie się lewicy do Sejmu – spowodował, że PiS rządził i bez potrzeby korumpowania całości Kukizowego klubu. Ot, miało się kilka przyczółków symbolicznie oddanych Kukizom, na wypadek gdyby trzeba było dobierać skądinąd większość ze swego klubu, jakby się tam pojawiło jakieś renegactwo.

Ryzykowna demokratyzacja

Tu widzę pierwszą analogię, ale raczej w kategorii niebezpieczeństw. Konfederacja bowiem zdemokratyzowała proces wyłaniania liderów na jedynki, co powoduje, że mogą tam być (i są) ludzie, którzy nie wiadomo jak zachowają się w sytuacji kuszenia plemion ku większości. Konfederacja rozpoczęła rekrutację na poziomie wolnego konkursu, gdzie kandydaci do jedynek mogli startować z dowolnego okręgu, ba – „przywożąc” ze sobą własnych elektorów, choćby i z drugiego końca Polski. Jedynkę więc mógł zgarnąć prawie każdy, co co prawda dawało profit ogarniętym organizacyjnie, ale niekoniecznie pewnym ideowo.

Bo pewność ideowa jest tu kluczowa. Konfederacja w przyszłym Sejmie, jeśli będzie niepomijalnym partnerem do większości, będzie kuszona, jak Jezus na górze przez szatana. Będą rozbierani i korumpowani pojedynczo i grupami, a więc niezłomność w tym względzie jest tu elementem zasadniczym jeśli chodzi o kandydatów. Nawet z tego powodu jestem w stanie jakoś zrozumieć tych pociotków liderów na ważniejszych pozycjach z list. Kwestie ideowe są ustalone, wybory nie ujawnią raczej nowych liderów w Konfederacji, a więc będzie liczyła się zwartość w szeregach. Nawet bardziej niż merytoryczna praca. A puszczenie na żywioł list, zwłaszcza oddanie „ludowi” jedynek, nie zapewnia spoistości w szeregach, a to będzie kluczowe. Inaczej Konfederacja straci swój główny atut – języczka u wagi – i zostanie rozebrana na części w politycznej dziupli kradzieży nowych inicjatyw politycznych. I skończy jak Kukiz.

Co do strategii powyborczej – zakładając utrzymanie zagrożonej wobec powyższego spoistości – to Konfederacja powinna popatrzeć na losy Kukiza. Ten zebrał głosy na swe ugrupowanie głównie dlatego, że powiedział, iż w drugiej turze wyborów prezydenckich w 2015 roku nikogo nie poprze, a stracił poparcie, jak wszedł do Sejmu zaczął popierać w głównych sprawach PiS. Konfederacja ma podobną narrację przedwyborczą, ale chodzi mi o to, by po wyborach nie poszła, jak to Kukiz jednak zrobił, w miękkie poparcie rządzącej partii, a już nie daj Boże do rządu.

Formy współrządzenia języczka

Miękkie poparcie zakładałoby zgodę na powołanie rządu, od razu mniejszościowego, uzależnionego za każdym głosowaniem od stanowiska cichego koalicjanta. Ale ta sytuacja wymagałaby ciągłego kluczenia i tłumaczenia swojemu elektoratowi dlaczego akurat w danej sprawie Konfederacja popierałaby rządzących. Czyli byłby to słaby wariant strategii. Branie na siebie części odpowiedzialności, stawanie na konferencjach od czasu do czasu obok rządu, zaś bez operacyjnego wpływu na działanie państwa. Jego poookrągłostołowe młyny dalej by mieliły w odwrotną stronę, zaś Konfederacja zużywałaby się w tej hybrydowej pozycji. Skukizowała by się. W rezultacie przy trwającej równolegle akcji korumpowania pojedynczych konfederatów (w dodatku wyłonionych wedle idealistycznego mechanizmu wybierania jedynek, opisanego wcześniej) Konfederacja zaczęłaby topnieć w szeregach, pozostawiając już jedynie osamotnionych i sfrustrowanych liderów.

Jeszcze gorszy byłby wariant wejścia do rządu. Zawiodło by to elektorat, który naprawdę chce przewrócić stolik pookrągłostołowej III RP. Tu mielibyśmy wariant jak z Suwerenną Polską Ziobry. Koalicjant mniejszościowy w rządzie zaczyna się mościć i ten większy cały czas, metodą wpychania noża w masło, patrzy jak daleko może się posunąć. I w sprawach uzgodnień programowych, i – zwłaszcza – personalnych. Ziobryści przez te osiem lat, choć sami byli wewnętrznym języczkiem u wagi, wiele razy dochodzili do ściany dylematu – stawiać się, a wtedy wszystkie wice- i ministry won, czy jednak doprowadzić do przesilonka i odpuścić. Widać, że zawsze wybierali ten drugi wariant.

Co robić?

Moja rada jest prosta. Konfederacja wykręca dobry, niepomijalny wynik. Nie wchodzi do rządu, nawet nie popiera mniejszościowego. Wtedy III RP dojdzie do granic swej formuły. Pierwszy raz – po niewątpliwych atakach ze strony POPiS-u na Konfę – będzie można zobaczyć istotę III RP: porozumienie ponad podziałami, by ustrojowy filar naprzemienności rządów jednego z plemion i blokowanie każdego trzeciego – pozostał nienaruszony. Wtedy odbędzie się skomlenie i obrzucanie najgorszymi obelgami tego, który popsuł zabawę. Będzie to też okres korupcyjnych łowów większości ciułanej z niepomijalnej Konfederacji, co będzie procederem ostatecznego bezwstydu realnego ustroju. I jeśli Konfederacja to wytrzyma, utrzymując spoistość szeregów, jako gwarant niepomijalności, to nawet nie musi się specjalnie bronić i odwijać. Wystarczy tylko kupić czipsy i usiąść przed sejmowym telewizorem. Resztę degrengolady dokona sam plemienny system. Trzeba więc będzie się wykazać cojones. Tylko tyle i aż tyle.

Efektem muszą być przyspieszone wybory, poprzedzone spektaklem samognicia realnego ustroju III RP. Czyli wreszcie pewien efekt oczyszczającego katharsis. I wtedy Konfederacja może zagrać o całą pulę. Nie jakieś naście procent, ale o wyższe miejsce, choć i tak już jest na podium. I wtedy będziemy mogli wreszcie pożegnać się z tym taktycznym mutantem Okrągłego Stołu, który patologicznie wyrodził się w system naprzemiennego klientelizmu plemion. Polskie sprawy już od dawna leżą na ulicy. Każdy trzeci, niepomijalny, może je podnieść, korzystając ze znoszenia się przeciwstawnych wektorów sił wojujących plemion. Do tej pory takie inicjatywy albo popadły w błędy niebu obrzydłe (Kukiz), albo były prokurowane przez system, by niszę niepomijalności zająć zawczasu kimś dyspozycyjnym, by suweren tego nie zrobił (Palikoty, Petry, Biedronie czy ostatnio Hołownie).

Kolejny złoty róg?

Bo mamy do czynienia z kolejną szansą na przełamanie systemu. Tak jak za Kukiza, który to koncertowo spitolił. Naród w swej kilkumilionowej grupie wypowiada posłuszeństwo systemowi realnej III RP. Nie boi się, że jego głos „przepadnie”, oddany na partie, które albo do Sejmu nie wejdą, albo ich wejście nie będzie miało realnego wpływu na politykę. Otrząśnięto się z fałszywego odium obciachu głosowania na brunatnych. Ba – wszelkie ataki na Konfederację (często skoordynowane w POPiS-ie) obracają się przeciw agresorowi, przysparzając zwolenników Konfie. Dowodzą bowiem prawdziwości tezy lansowanej przez Konfederację, że w gruncie rzeczy wojujące plemiona trzymają się pewnej wspólnoty interesów.

U Lema w jednym z opowiadań z „Dzienników Gwiazdowych” jest fragment o dziwnym zwierzaku, który na odległej planecie żywił się falami dźwiękowymi. Turyści z Ziemi przelatywali miliony kilometrów, by zobaczyć, jak zwierzak rośnie w oczach, kiedy obrzuca się go obelgami. Tak jest obecnie z Konfederacją. Im więcej w nich, tym bardziej rosną. Znowu lepiej jej będą tylko siedzieć i patrzeć jak plemiona się zużywają w tej kontrproduktywnej nawalance.

Wystarczy tylko odczekać i przeczekać, przy pierwszej próbie kuszenia Konfederacji. Jak to Konfa spitoli to wyjdzie na to samo, co mi wyszło z Kukizem. Znowu zryw antysystemowy pójdzie w krzaki, znowu nadzieje wielu zostaną zawiedzione, spychając ich w duchową i czasem fizyczną emigrację. I znowu, tym razem im – tego nie zapomnę. I znowu trzeba będzie czekać z osiem lat, albo i dłużej, albo i do nigdy, by podobnie zawiedzione nadzieje chciały się odrodzić. Może dopiero w kolejnym pokoleniu, a może już nigdy, patrząc na te tzw. nowe pokolenia…

Napisał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

 

źródło: https://dziennikzarazy.pl/22-08-kukizowa-konfederacja/

 

3. PL1tv: „Lekarze chcieli mnie operować. Dlaczego się nie zgodziłam?”

 

https://pl1.tv/title/lekarze-chcieli-mnie-operowac-dlaczego-sie-nie-zgodzilam/

Podziel się!