Jerzy Zięba w nowym studio NTV we Wrocławiu W którym miejscu jesteśmy?
Bardzo ważne wiadomości od Jerzego Zięby na temat Demokracji Bezpośredniej – W którym miejscu jesteśmy jeśli chodzi o Kukiz 15-Demokracja Bezpośrednia, Wolnościowców, partię dr Bodnara, PL!SP i td.
Co do Wojny Światów Jerzego Karwelisa – drobna uwaga – BRICS nigdy nie był i nie jest Antyglobalizmem tylko takim samym faszystowskim Globalizmem jak USA / UE. Paradoksalnie starcie tych dwóch Globalizmów unicestwiło Globalizm w jego czystej jednobiegunowej postaci. Nie będzie całkowitego zwycięstwa żadnej ze stron – Będzie świat Dwubiegunowy, a w przyszłości Trójbiegunowy przy czym Trzecim Biegunem będą Indie. A więc optymistycznie – Będzie wybór nie między złem i złem, a między złem i dobrem złączonym z mądrością Wiary Przyrody i Prawedy (patrz Indie). Nasze miejsce docelowe jest na Trzecim Biegunie, a może nawet w Zjednoczonej Matce Ziemi Równych Narodów rządzących się Demokracją Bezpośrednią.
1. NTV: Jerzy Zięba w nowym studio NTV we Wrocławiu W którym miejscu jesteśmy?
https://www.facebook.com/ntvniezaleznatelewizja/videos/823330836044326
2. Gadowski tv: Jak zostać polskim emerytem
https://www.youtube.com/watch?v=OXFrFSLMalE
3. J. Karwelis: Wojna światów
Globalizm opierał się nie tylko na tym, że Ziemia stała się może nie bezcłową, ale wielką strefą ekonomiczną, gdzie rządziły prawa popytu i podaży stymulowane na skalę światową. Bazą takiego założenia było usytuowanie Chin, i szeroko pojętej Azji, jako fabryki świata. Cała reszta zamawiała tam produkcję, najpierw wedle własnych technologii, potem – Chińczycy liczą na lata – sytuacja się powoli i właściwie niezauważalnie dla Zachodu zmieniła. Chiny zaczęły przodować w nowych technologiach, zaś przestały być montownią świata i zaczęły realizować marżę u siebie. Ta do tej pory była domeną Zachodu, który spijał śmietankę z tego interesu, pokrywając tylko część kosztów producenta.
Ale Chińczycy się zawzięli, najpierw kradli technologie, równolegle zainwestowali w edukację swych najzdolniejszych na Zachodzie i przeszli z grona poddostawców do ligi wytwórców. Najważniejsze z tego, że skończyło to paradygmat przewagi Zachodu w kwestii finansowej, bo tym trzymał on w szachu fabrykę świata. Azja produkowała, eksportowała, za co dostawała papierki zadrukowane na zielono. Super interes, ale dla Stanów. Bretton Woods, układ, który po wojnie zagwarantował pozycję dolara jako światowej waluty rozliczeń był największym zwycięstwem USA, prawdziwym rezultatem drugiej wojnie światowej. USA na tym oparły swoją dominację, ba – rację stanu, czerpały z tego solidną rentę, która pozwalała bezkarnie zadłużać się im na rynkach.
Dowodem na strategiczne znaczenie tego układu był fakt, że ktokolwiek podniósł rękę na dolara, jako walutę rozliczenia międzynarodowych transakcji, kończył w bardzo smutnych okolicznościach. Losy takich watażków jak Kadafi czy Husajn pokazują co się działo z tymi, którzy chcieli (tu za ropę) rozliczać się nie w dolarze. Dostawali jakąś wojenkę, czy którąś tam z wiosen wzmożenia i walutowi buntownicy kończyli na stryczku lub z serią z kałasza w piersiach. Stany pilnowały wolnego handlu jako „policjant świata”, bo swobodne przepływy wymiany towarów nakręcały popyt na dolara, co pracowało na dobrobyt Amerykanina. I tak interes się kręcił.
Obecnie to nie jakieś tam watażki, ale kraje o populacji, jeszcze nie sile gospodarczej, ale o tym potem, kilka razy większej od zachodniej zebrały się i założyły BRICS, czyli związek Brazylii, Rosji, Indii, Chin i Południowej Afryki i nie tylko rzuciły wyzwanie polityczno-gospodarcze Zachodowi, a zwłaszcza Stanom, ale ogłosiły odejście od dolara we wzajemnych rozliczeniach. Trudno będzie z nimi postąpić jak z poprzednikami i USA znalazły się po raz pierwszy w wielkim kłopocie, bo podstawy ich wielkości zostały poważnie podmyte. A to grozi, jeśli jeszcze Stany stać na to, ruchami odwetowymi i to na skalę światową. To już nie będą desanty do Libii, czy najazd czołgami na pastuchów, ale pełnowymiarowa wojna na skalę światową. Jest więc niebezpiecznie.
I teraz wróćmy do naszego globalizmu. Ruch BRICS jest siłą rzeczy skierowany przeciwko niemu, bo tu role się zmieniają w nowym układzie. A trzeba zaznaczyć, że od fazy skupienia się jedynie na gospodarczym charakterze globalizmu, Zachód przeszedł do jego rozszerzenia na sferę polityczną, wolności ludzi i ich praw, wchłaniając je i redukując, w tym wypadku pod szantażem walki z klimatem, uppsss, – O klimat. Ruch ten przyspieszył znacznie w pandemii i stał się już nieskrywaną deklaracją uzurpatorskich elit. Mocno zaniepokoiło to resztki świadomej światowej publiczności, gdyż prowadziło do samoobsługowego zamordyzmu i redukcji (zachodniej) cywilizacji do egzystencjalnego minimum. Rysowała się (i rysuje) posępna wizja przyszłości świata zachodniego, oparta na bierności ogłupiałych i zniewolonych mas, z sumieniami i instynktem moralnym przetrąconymi pandemią.
Kłopot w tym, że (na razie) jedyną alternatywą, która może zaistnieć wobec tych trendów jest układ nowego świata oparty o BRICS, który już zaczyna zdobywać wielu zwolenników na świecie. I ci, co życzą globalizmowi jak najgorzej muszą się zastanowić, czy czynią to za wszelką cenę. Co bowiem mamy po stronie alternatywy? No, Rosję, której skłonności do obywatelskich wolności ćwiczymy już kilkaset lat. „Wolnościowe” podejście Chin widzimy od niedawna, ale przeczuwamy od dawna.
Widać to było szczególnie w kowidzie, który pozostawił po sobie upiorny spadek – system totalnej kontroli oparty na regułach wgranych w sztuczną inteligencję, która pilnuje porządku i egzekwuje kary. Tu akurat intencje obu światów się spotykają, bo systemy takie z chęcią planują zastosować kraje zachodnie. Wszak trzymanie za pysk w obu przypadkach może być jednym z rzadkich elementów porozumienia ponad podziałami. Indie w tym układzie rosną, z pewną nadzieją na konkurencję z Chinami, co może spowodować iskrzenie na stykach, cała reszta, czyli Brazylia czy RPA to tylko kwiatki do kożucha, żeby było widać, że „jesteśmy na każdym kontynencie”. Zostanie geograficznie tylko Ameryka Północna i Europa, ale te – bez przewagi wynikającej z podważonego prymatu światowej waluty, w dodatku dezindustrializujące się klimatycznym szaleństwem – staną się skansenem. Skansenem historycznym, ale i gospodarczym.
Czeka nas więc nieciekawa alternatywa – poddanie się (z wyrugowaniem globalizmu), albo wojna na skalę do tej pory niespotykaną. W pierwszym wariancie pójdziemy w najlepszym razie do skansenu, jeśli nie pod azjatycki but, bo co to dla Chinoli za partnerstwo gospodarcze, skoro Zachodowi gwałtownie spada (i spadnie) siła nabywcza zdetronizowanej waluty. Świat przestanie pracować na Zachód, zaś ten konsekwentnie – moralnie i politycznie – pozbawia się możliwości wytwórczych. W drugim wariancie może być jeszcze posępniej, bo wychodzi na to, że będziemy walczyć o… globalizm. A to już może być alternatywa dla wielu nie do przełknięcia.
Idą ciężkie czasy, jak by nie patrzeć. Wielu myśli, że trzeba tylko będzie walczyć z globalistycznym zamordyzmem, ale w dzisiejszej perspektywie skala się rozszerza na tyle, że może nam grozić eskalacja alternatywnych scenariuszy. W dodatku każdy jest gorszy od drugiego. Kowid przy tym staje się tylko małą wprawką, miliony ofiar sanitaryzmu to będzie pikuś w stosunku do tego co się może dziać. Wychodzi, że był sprawdzianem, którego ludzkość nie zdała i teraz musi za to zapłacić przejściem przez któryś z dwóch wariantów, z których każdy jest śmiertelnie niebezpieczny. Tak to jest kiedy wybiera się pomiędzy poddaństwem dwóch reżymów, w dodatku mając alternatywę, że każdy akt obrony „starego świata” będzie de facto wysiłkiem utrwalającym hegemonię któregoś z nowych.
Zaspaliśmy i obudzenie będzie bolesne. Na razie wielu jeszcze udaje, że śpi.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
źródło: https://dziennikzarazy.pl/25-04-wojna-swiatow/