Jerzy Zięba: Komu wierzyć a komu nie?
Jak pisze Jerzy Karwelis we Włoszech piątą dawkę „szczepionki” na covid rekomenduje się osobom powyżej 60-tki (chyba po to żeby dobić tych którzy jeszcze po czterech dawkach nie umarli) oraz UWAGA! Tym wszystkim którzy chorują na covid. Okazuje się bowiem, że coraz większa liczba osób zaszczepionych choruje tam po raz kolejny i kolejny na covid! Identycznie jest wśród polskich zaszczepionych nauczycieli – mamy potwierdzenie tego z pierwszej ręki z paru szkół w Polsce.
Ta rekomendacja to jest tak piramidalny kompletnie antynaukowy nonsens, że aż strach. To tak jakby lekarz zalecał choremu na gruźlicę przyjąć szczepionkę chroniącą przed gruźlicą. Większego pierdoleta anty-mózgowego (anty-umysłowego) wszechświat chyba nie widział i nieprędko drugi taki zobaczy… chociaż czy ja wiem, poczekajmy na kolejne wystąpienie Niedzielskiego, albo jego zastępcy – oni to przebiją.
1. Jerzy Zięba: Komu wierzyć a komu nie?
https://tv.jerzyzieba.com/filmy/bevrPZ4DNl/ZWmnwxeq30k5l8gj1DrJNMgaPoB2vK
2. J. Karwelis: Uciekinier z Wuhan
Jak grom z jasnego nieba gruchnęła wiadomość, że dyrektor FBI Christopher Wray wyjawił, iż powodem pandemii było prawdopodobnie wydostanie się wirusa z laboratorium w Wuhan. I zaczęło się. Zaraz wyjaśnię dlaczego się zaczęło, ale najpierw dokończmy wątek amerykańskiego bezpieczniaka. Pan Wray twierdzi, że wirus wydostał się przez przypadek, zaś Chińczycy temu zaprzeczają powołując się na ustalenia komisji z WHO na czele, że wirus jest dziełem natury. I tak kłótnia przysłania, a właściwie ma przysłonić, słonia, który stoi w kącie pandemicznego salonu.
Dyskusja idzie bowiem kompletnie bokiem, że to przez Chinoli i w dodatku gapy. A należy zadać przecież inne pytania. Co ten wirus robił w tym laboratorium? Czy poddawano tam wirusy procedurze Gain of Function, czyli pracom nad sztucznym uzłośliwianiem naturalnych patogenów? Przecież nad tym pracował i Fauci, i cała jego paczka. Czy prowadzono takie prace (może i teraz się je prowadzi)? I czy tylko w Wuhan, czy też gdzie indziej? Kto to robi, bo związki USA z laboratorium w Wuhan były oczywiste?
Kiedyś kwestia pochodzenia wirusa była dla mnie mniej ważna, choć jej rozwikłanie nastawiało od razu na tropy. Albo natura, albo działania człowieka. Nawet napisałem u zarania pandemii krótki przegląd spiskowych wersji pojawienia się koronawirusa. Z ważniejszych teorii były takie, że to Chińczycy zafundowali światu (tu dwie wersje: specjalnie albo przypadkiem) i z tego skorzystali, bo później się okazało, że „przekazali pałeczkę” wirusa światu, 17 lutego 2020 roku przestali się zakażać,
zaś 17 kwietnia 2020 roku, kiedy świat oszalał, w Chinach przestali umierać pacjenci.
Druga wersja to było, że zrobili to Chinolom Jankesi, by osłabić swego przeciwnika w walce o prymat światowy, co zakłada premedytację. Trzeci kierunek to myślenie, że zrobili to globaliści, by rozpocząć projekt zmiany świata, wraz z rozpoczęciem masowych szczepień w celach depopulacyjnych.
Wersja premedytacji któregoś z graczy przy wypuszczeniu drania na wolność słabo się trzyma, bo oznaczało by to, że podstępni gracze sami się wpakowali we własne bagno. Gdyby to zrobili Chińczycy, to po kiego, skoro dwa lata później zaczęli zamykać całe Szanghaje i rejony z setkami milionów ludzi? Skoro mieliby to zrobić Amerykanie to też po kiego, skoro USA chyba najciężej przeszło pandemię ze wszystkich krajów. To by oznaczało, że wypuszczono Gina z lampy, bez refleksji, że to może wrócić do nadawcy. Co wydaje mi się mało prawdopodobną beztroską. No, co prawda w wersji, że to globaliści to się utrzymuje, ale z globalistami to wiadomo, że nic im nie zaszkodzi.
Jest jeszcze jeden aspekt takiego myślenia. Że to może rzeczywiście przez przypadek i tylko poszczególne kraje i cały świat borykały się później z tym kłopotem, chcąc ugrać jak najwięcej lub stracić jak najmniej. Tak samo jak globaliści – mieliby skorzystać z pandemicznej okazji, by postraszyć ludzkość i przesunąć władzę z rządów krajowych na korzyść niewybieralnych instytucji międzynarodowych, takich jak WHO czy ONZ.
Tyle wersje „sztuczne”, ale popatrzmy się na konsekwencje innej wersji. Że to był wirus naturalny, jeden z wielu koronawirusów, które pojawiają się sezonowo.
Ta wersja jest szczególnie niewygodna dla sanitarystów. Dlatego, moim zdaniem, obecnie jest i będzie promowana wersja FBI, że to sztuczny twór, który się przypadkiem wymknął. Premedytacja, jak wspomniałem, warunkowałaby konieczność szukania wrednego sprawcy, a tak wychodzi, że winne są chińskie niezguły i można się rozejść. I o to chodzi, mamy nie grzebać dalej, a Chinole to genetyczni kłamcy i izolacjoniści, więc można zamknąć budę.
No właśnie o to chodzi. TYLKO wersja o sztucznym pochodzeniu wirusa pasuje sanitarystom, usprawiedliwia bowiem wszelkie ich późniejsze działania. Tylko w tej wersji można uzasadnić szerokie, dziś wiadomo, że nadmiarowe reakcje na koronawirusa, od ogłoszenia pandemii, poprzez lockdowny, izolacje, kwarantanny, triaż szpitalny, aż do jedynego ratunku: masowej akcji szczepiennej wznawianej nieskończoną ilość razy. Tak, wszyscy spanikowaliśmy, nie wiedzieliśmy co to jest, bo miał ten wirus szczególnie zjadliwą biologię, nieznane objawy, szybki przebieg i wysoką śmiertelność. A więc wszyscyśmy zareagowali, może zbyt ostro, ale tu chodzi o cały świat i ludzkość. Tylko taka wersja uzasadnia, ba – usprawiedliwia to pandemiczne szaleństwo.
Wersja naturalnego pochodzenia jest więc dla takich śmiertelnym zagrożeniem. Nasz Covid to nic specjalnego, jeden z koronawirusów, które się kręcą po świecie, może trochę zmutował, ale nic specjalnego. Śmiertelność – 0,15%, objawy grypopodobne, nie do odróżnienia, transmisja szybka, zjadliwość niska, nie było po co panikować i ze szpatułką pchać się do nosogardła ludzkości. A już na pewno nie pchać świata na skraj przepaści w długu zdrowotnym i pieniężnym spowodowanym bezsensownym zamykaniem gospodarek.
Ciekawy głos pada ze strony doktora Pieniążka. Ten twierdzi, również wspomniał o tym w wywiadzie jakiego mi udzielił, że właściwie produkcja sztucznych wirusów jest mało prawdopodobna. Miałaby być to bowiem broń biologiczna, z którą jest taki kłopot, że nie wiadomo jak ją testować, bo ta, jak wspomniałem, może wrócić do nadawcy. No, chyba, że ten ma antidotum na swój specjał. Tak czy siak doktor Pieniążek uważa, że naturalne pochodzenie wirusa jest najbardziej naturalnym wytłumaczeniem tego co się stało, zaś cała reszta to już reakcja, jego zdaniem, skorumpowanych naukowców i decydentów.
Warto jednak zapamiętać, że obecna, sztuczna narracja, jest jak najbardziej na rękę umoczonym decydentom. Będzie nagłaśniana w obecnej wersji, bo pasuje każdemu. Wersja naturalnego pochodzenia, kompromitująca całość zdarzeń jako nadreakcję na naturalne zjawisko mutacji koronawirusów będzie zwalczana jako szurowstwo, ze szczególnym uwzględnieniem trzymania za twarz w tej sprawie środowiska naukowo-lekarskiego.
Ciekawe co ucieknie i z jakiego labu następnym razem? Bo, jak tu wspominałem wiele razy, maszynka pandemiczna jest gotowa i kowidowo przetestowana. Wrzucić do niej można dowolny żeton. Z tym, że musi to być wirus znowu sztuczny, inaczej bowiem nie będzie uzasadnienia do kolejnej fali paniki, że wszyscy szukali po ciemku rozwiązań, może trochę przesadzili, ale nie można ich sądzić za dobre intencje, bo mierzyli się z czymś nieznanym.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
https://dziennikzarazy.pl/5-03-uciekinier-z-wuhan/
Quo vadis, piąta dawko?
Z tymi sanitarystami to jak z partyzantami, którym nikt nie powiedział, że wojna się już skończyła, wszyscy poszli do domów, a ci cały czas te pociągi wysadzają. No, bo trudno zrozumieć tę desperację dotyczącą kolejnych dawek szczepionki. Cały schemat szczepień poszedł się futrować i właściwie to nikt nic nie wie – jak w czeskim filmie. No, bo teraz nasze ministerstwo pandemii zastanawia się czy i kiedy ogłosić o piątej dawce (dwudawkowej) szczepionki. Włosi już w październiku zeszłego roku zarekomendowali pewnym grupom powzięcie piątego strzału.
Czwartą szczepionką zaszczyciło się tam 19% tych co mogą, co stanowi około 6% populacji. Zaleca się je wszystkim ponad sześćdziesiątkę oraz (uwaga!) wszystkim chorym na kowida, bo tam we Włoszech wzrastają zachorowania, nie muszę dodawać, że głównie wśród zaszczepionych. Kiedyś fale zakażeń prokurowało się falami testów, teraz – kolejnymi dawkami szczepień. Napisałem – uwaga! – dlatego, że te rekomendacje to jakiś ewenement. Chorych się nie szczepi kiedy chorują na to, na co jest szczepionka. Właściwie to nie rozpoczyna się masowych szczepień w pandemii, tylko w obawie przed nią. Z zasady moi drodzy. Co prawda ta reguła była w trakcie akcji szczepiennej mocno nadwyrężona i u nas. Testowano wszędzie, nawet pod kościołami i na koncertach, ale była jedna enklawa nietestowania – punkty szczepień. Bo jeszcze by wyszło, żeś chory i głupio byłoby pobudzać, a właściwie osłabiać twój organizm szczepionką, skoro i tak twoje ciało i bez tego dokonywało wysiłku odpornościowego. Akurat w punktach szczepień powinno się testować pacjentów, nie mówię, już o tym, że nawet zagrypionego (a gdzież ta grypa za kowida uciekła?) też nie wypada szczepić. A więc przymykano oko, bo liczył się wysiłek szczepienny i masowy przerób.
Jak jest u nas. Ano katastrofalnie. Jak wyliczył niezastąpiony Marek Sobolewski u nas po czwartej dawce jest 7,1% ludności.
Do trzeciej dawki szczepili się w większości ludzie 60+, ale czwarta to już nawet w tej grupie kompletny zjazd, o młodszych już nawet nie wspominając. Ciekawe są zestawienia wedle województw, tu dla grupy najbardziej szczepionkowej, czyli 80+:
Też widać ostry zjazd. Jak już pisałem sanitaryści zarzucają nam, szuropodobnym, że to przez nas ludzie wątpią w sensowność szczepień, co by oznaczało niesamowity wpływ płaskoziemców na masy kowidian. Co dziwne działający od początku na mądrą i skromną w szafowaniu zaufaniem młodzież, co raczej nie jest możliwe. My przecież jesteśmy nienaukowi, guślarscy, wierzymy, że za horyzontem człowiek spada pod nogi czterech słoni, na których stoi cały ziemski interes. I – głównie młodzi nam zaufali, bo nam uwierzyli? No, co za niespodzianka…
O co chodzi z tą piątą dawką? Po pierwsze na co ona ma być? Na który wariant? Na podwarianty Omikrona mówią ludzie (czyli jakieś BA.4 i BA.5). Ale jakże to tak? Przecież teraz ma szaleć jakiś tam Kraken, co potwierdzają choćby Niemcy. I co, my teraz w niego omikronową szczepionką? Jakże to tak? To będziemy, tak jak ze szczepionkami na grypę, cały czas gonić króliczka, czyli aplikować szczepionkę na miniony już wariant? Jaki sens?
Po drugie – jak tam zeszły szczepionki czwarte? Skoro widać, że nie zeszły, to po kiego się sadzić na następne. Jako, jak się rzekło powyżej, że to na stary wariant, to wyraźnie chodzi o to, żeby podczyścić magazyny ze staroci. Ot tak sobie palną dawkę dla kurażu. A wielu jest takich, zapewniam, że będą brali tego ile wlezie, a „być może będzie dziesiąta czy piętnasta dawka (…) – przekonuje profesor Adam Antczak, pulmonolog, szef rady naukowej Ogólnopolskiego Programu Zwalczania Grypy”. Należy przypomnieć, że ostatnio ministerstwo zakupiło (nie wyciągnęło z magazynów) ponad 500.000 dawek dla dzieciaków, z czego skorzystały promile zdesperowanych rodziców. W magazynach zalegają miliony dawek na Alfę, Betę i co tam jeszcze przyniosły litery greckiego alfabetu. Zakupione na tyle z zapasem, że rząd teraz odgrywa kozaka i „walczy” z firmami, od których to kupił, na mocy kontraktów, które podpisał za poduszczeniem Ursuli Brukselskiej, dawki dostał w ilościach do 10 na głowę (przypomnę – w momencie zakupu dwudawkowej szczepionki), a teraz udaje głupa, że w interesie Polski znegocjuje wycofanie się z kontraktu. Jak widać, teraz piąta dawka, za rekomendacją „nowej” Rady ds. kowida, będzie działaniem magazynowym, czyli czyszczeniem składów.
Po trzecie – kto to jest zaszczepiony wedle tych reguł? Schematy szczepień zmieniały się nie wraz z rozwojem pandemii, ale klęską programu szczepień. Jak zaczęły zalegać nadkupione szczepionki, to się nagle okazało, że ich resurs się wydłużył i to o połowę. Wcześniej, najlepiej zbadana szczepionka świata, mogła czekać 3 miesiące, potem już sześć, teraz też jestem ciekaw czy te deltowe czy betowe już się przeterminowały i co z nimi? Czekają na lepsze czasy w lodówkach? Wysłaliśmy je do Afryki? Wylaliśmy do ścieków? W dodatku badania dowiodły, że sama skuteczność szczepionek szybko się zmniejsza do zera, a właściwie wspominało się o ich ujemnej skuteczności.
Czyli odporność wygenerowana szczepionkami trwa coraz krócej. Krócej niż obiecywano. No, bo to ich spadanie odporności, obok spóźnionego wariantowania, było jednym z głównych argumentów dla kolejnych dawek. Sklerotycznemu organizmowi trzeba było coraz to „przypominać” kolejnymi dawkami w co się bawimy, bo ten zapominał jakby miał Alzheimera. Teraz rekomenduje się piątą dawkę po 120 dniach od przyjęcia tej czwartej. A przeciwciała szczepionka zapewnia (jeśli) do góra 30 dni. Tak więc pozostaje całe 90 dni bez ochrony, czyli to pic jest. A badania pokazują, że im więcej dawek, tym szybciej odporność spada a nawet rośnie ilość zakażeń koronawirusem.
Przy takim chaosie, to nawet nie wiadomo kto się liczy za zaszczepionego. Na szczęście, a może właśnie dlatego, nie ma obowiązujących, a wiszących nad nami do ostatniej chwili, paszportów szczepiennych. No bo co tam wpisać? Żeby było ok, wedle nałóki sanitaryzmu, to musiałbyś teraz być świeżo po czwartej dawce, ale jak miałeś przerwę dłuższą niż (no ile?) dni pomiędzy trzecią a czwartą to się nie liczy. Nie liczy, bo masz brać równo. Jak teraz cię minister Niedzielski przekonał i chcesz się zaszczepić pierwszy raz, to się nie będzie liczyło, że zostałeś zaszczepiony. Bo musisz przejść cały cykl, od dwóch dawek właściwych do dwóch przypominających. I po każdej z nich odczekać (no ile?) dni. Czyli jak chcesz dołączyć do grona światłych, boś się zwiódł podszeptom szurii i nawróciłeś się po pogadance profesora Pyrcia, to czeka cię tak z najmniej półtora roku kuracji, gdy musisz wziąć cztery dawki, odczekać parę miesięcy, poprzypominać sobie kolejnymi strzałami co tam organizm zapomniał i… za półtora roku dorośniesz do dawki piątej, ale wtedy będzie już na tapecie – niech policzę… dawka może z jedenasta. I nie dogonisz, nie ma szans. Tak, że to zabawa dla już wprawionych, z tym, że tych coraz szybciej ubywa.
Kiedyś, jak byłem wydawcą, to wydawałem m.in. tzw. partworki, czyli praktycznie książki w odcinkach, które zbierało się kupując po sztuce, co tydzień po kilkanaście kartek ułożonych w zeszyt, by skompletować całość w specjalnym segregatorze. Ważne było przewidzenie nakładu kolejnych wydań, by nie natrzaskać makulatury na zwrotach. Do tego służył okres testowy by zobaczyć jak będzie wyglądał pewien współczynnik. Określał on jak szybko będzie spadała sprzedaż. A ta musiała spadać na mocy pewnego mechanizmu. Nie było to tak jak z czasopismami, że tam zdarza się, że stoi równy poziom sprzedaży, albo są ruchy w górę i w dół. W partworkach spadała sprzedaż, bo jak ktoś przegapił jeden odcinek to nie miał powodu kupować następnego, bo miał i tak dziurę w kolekcji. I wyliczało się tempo takiego spadku, by samemu ograniczać nakład drukowany w tempie przewidzianym przez ten współczynnik. Na jego wartość miało wpływ wiele czynników, ale podstawowym była jakość publikacji, czyli to, że czytelnik chciał koniecznie kontynuować stały zakup, bo porzucenie zgromadzonej kolekcji w jej trakcie było traktowane jako wyrzucenie pieniędzy.
I tak jest i było ze szczepionkami. Jak ktoś już odpadł na trzeciej, to jaki miał sens po drugiej brać od razu czwartą? Jak wszyscy go przekonywali, że takie skakanie po dawkach nie przywróci mu (nabytej?) odporności poszczepiennej. A więc jak sobie zrobił przerwę, to nie miał do czego wracać. I widać, że w szczepionkowym partworku najwięcej odpadło po trzecim „wydaniu”. Jest dla mnie jasne, że powód był ten sam co w wydawnictwach – brak potrzeby kontynuowania zbierania serii. I to z kilku powodów, zawinionych głównie przez „wydawców” szczepionek. Z różnych przyczyn – za to, że nie wiadomo w ogóle ile ma mieć wydań ta „kolekcja”, a to że NOPy, a to, że nie działa, a jeśli działa to raczej tak, że choruje się na kowida częściej.
Teraz mamy zapowiedź kolejnego marnotrawstwa, a właściwie – wedle powyższego opisu, próbę zniwelowania marnotrawstwa wcześniejszego poprzez czyszczenie magazynów. Ale jakie to będzie czyszczenie, skoro czwarta dawka to 7%, to ile weźmie piątą? Jeden procent desperatów? Jak widać zafunkcjonowały… badania społeczne. Nie jakieś tam szczepionki. Wytworzył się ciąg, że to ludzie odchodzili od szczepień, nie zgodzili się na przymusową dobrowolność, paszportowanie, niewpuszczanie do knajp. Zagłosowali nogami i przetrzymali sanitarystyczny szantaż. I to, a nie żadna tam nałóka spowodowało to, że się od tego odeszło i teraz mamy już tylko rekomendacje. Nikt nikogo z roboty nie wywala, co prawda nie przywraca wywalonych, ale wydaje mi się, że – jak w innych krajach – sądy pracy z tego wymuszania zrobią sieczkę. Zdecydowali o tym ludzie, nie jacyś eksperci z bożej łaski. Ci musieli przełknąć tę żabę i dorobić do tego kolejne łżeuzasadnienie.
Ja już od dawna lansuję tezę, że tą pandemią od początku kręcą sprawy akceptacji społecznej, nie zaś jakiś obiektywnych działań epidemiologicznych. A że oni wciąż te pociągi wysadzają, to już jest jakaś mania. Mam nadzieję, coraz mniejszą co prawda, że bezinteresowna.
PS.
A wszystkim piątodawkowcom dedykuję przypowieść Ignacego Krasickiego:
Doktor widząc, iż mu się lekarstwo udało,
Chciał go często powtarzać; cóż się z chorym stało?
Za drugim, trzecim razem bardzo go osłabił,
Za czwartym jeszcze bardziej, a za piątym zabił.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
https://dziennikzarazy.pl/6-03-quo-vadis-piata-dawko/
3. wR24: Bezprawie! Państwo Polskie jak mafia? To już ostatnia prosta do niewolnictwa? A. Poneta
https://banbye.com/watch/v_KdB3YUdtHl_R