„Mobilizacja Tatarów krymskich to hybrydowe ludobójstwo”
1.wR24: Dr Ratajczak – zginął za „antysemityzm”? Tomasz Stala UJAWNIA fakty!
https://banbye.com/watch/v_lHGCbfk9gtZN
2. Bibuła: Jerzy Karwelis – Long-covid jako alibi totalne
Ja już wiem jak to będzie, ale mogę być w błędzie. Ja bym tak robił na miejscu władz, nie tylko polskich. Ale to zależy czy nie trafią się inne tematy (zima, wojna, głód), które przykryją ten, o którym napiszę. Wtedy poniżej opisane zabiegi nie będą potrzebne. Będzie bowiem wciąż o kowidzie i to może moja paranoja dziennikowa, że się tam wszędzie tego dopatruje, kiedy temat zszedł z tapetu. No, bo teraz epidemia w odwrocie, tylko jacyś zapamiętali zagończycy gdzieś tam hałłakują, a ja tu wciąż swoje.
Widać ciekawy trend, który wcześniej bagatelizowałem. Za kowida coraz to pojawiały się rewelacje (wiadomo – media), jaki to ten kowid ma zły wpływ na wysyp innych chorób. Przestałem liczyć, ale było tam wszystko – zabijał plemniki, raz podnosił, raz obniżał męskie libido. Działał na nerki, kości, mózg, zmysły, no – na wszystko. Wtedy myślałem, ze to element paniki, by pokazać, że warto jednak walczyć z tym co miało objawy grypy, zaś w większości było bezobjawowo niezauważalne. Ot tak, żeby przydać kowdowi jakieś groźniejsze przymioty, niż te, które widział lud coraz mniej spanikowany.
Teraz wydaje mi się, że to zjawisko ma inną funkcję. Ba, zostało nawet nazwane nową jednostką chorobową – long-covid. To znaczy, że mamy do czynienia z odłożonymi w czasie, czasami o dwa lata (skubaniec!) ukrytymi do tej pory efektami kiedyś przechorowanego kowida. Spis log-cowidów jest właściwie nieograniczony, bo występowaniu różnych dolegliwości przypisuje się jako powód wcześniejsze przejście kowida, a więc można jako jego konsekwencje wpisać co się chce.
Po co to? Moim zdaniem po to by jakoś wytłumaczyć obecne zjawisko – wysypu w szpitalach różnych choróbsk o dość gwałtownym przebiegu, zwłaszcza raków.
Przecież jakoś trzeba to będzie wytłumaczyć. Wytłumaczyć, bo nauka nie bada (na razie ?) tego zjawiska. W Europie plus 10.000 ponadnormatywnych zgonów tygodniowo, wzrost o 16%. W Polsce – sławetne 200.000 i rośnie. Ameryka w tę samą stronę, tak samo Wieka Brytania. No przecież prędzej czy później, bez względu na wojny, głód i zimno w mieszkaniu – trzeba to będzie jakoś wytłumaczyć. Bo się jakieś zdesperowane dłubki będą dopytywać. A więc mamy to. Long-covid.
Jest to myk uniwersalny. Rośną nagłe, gwałtowne i ciężkie przypadki nowotworowe. Wychodzi jakiś pod-stołem-płatny ekspercik, wyciąga dane, które napisał mu łapką na klawiaturze w exelku kot Kowidek, karmiony Big Farmą. I kto tam jeszcze jeden z drugim będzie to rozkładał na czynniki pierwsze. Zwłaszcza jak to kot jakiegoś profesora. I będzie dowód – badalim i wykrylim, że kowida mieli. I następna, zwyczajowa, acz dopalona, choroba na listę. To zwalnia w sposób kompletny od odpowiedzialności za działania, które sprowadziły de facto takie niebezpieczeństwo na publiczne zdrowie. Wtedy się nie trzeba tłumaczyć z własnych decyzji – biologia tak skubanego wirusa i wszystko w temacie.
Takie podejście to złoty graal. No, bo popatrzmy: mieliśmy przecież jak wiemy do czynienia z wirusem podstępnym, bo bezobjawowym. I teraz nie trzeba nawet udowadniać w kartotekach, że byłeś pozytywny w testach. Bo przecież mogłeś być chory, ale bezobjawowy. Przeszedłeś chorobę stulecia (?) i nawet o tym nie wiedziałeś. A więc chorym na long-covida może być każdy. I jak przyjdziesz do szpitala z przenoszoną, bo niezdiagnozowaną chorobą nerek, to nie będzie winien ani system teleporadycznego zdrowia, ani ty, co się nie wiadomo czego bałeś i nie dzwoniłeś do (nota bene zamkniętej) przychodni, ale winien będzie ON, ten tajemniczy wirus, nie zjadliwy (po względem śmiertelności), ale cwaniak, odłożona, tykająca bomba, rezerwuar wszelkich przyszłych choróbsk. W rzeczywistości jest to zmyłka PR-owska, która ma zrobić kowidową tarczę chroniącą decydentów przed odpowiedzialnością. Walka o tę tarczę jest na ostro – wątpiących w long-covid już autorytety „longa” wyzywają od faszystów. To znana łatka przyszywana oponentom faszystów przez… faszystów.
Presja na long-covida dopiero się rozkręca, ale już widać desperację. Przeprowadzono badania „roznoszenia się” naszego longa. Okazało się, że indukuje również dzieci rodziców, którzy go „przeszli”, nawet jak dzieciaki nie chorowały wcześniej kowida. Po prostu przez zapatrzenie. Ma to podstawy naukowe: w przeprowadzonym badaniu wykazano, że jak się indukuje (głównie medialnie) jakąś chorobę, to zaczyna się ona w społeczeństwie nasilać. I to nie tylko w postaci histerii… ale realnych zachorowań.
Moim zadaniem, jeśli publika wciąż się będzie interesowała rozliczeniami kowidowymi, to long-covid będzie jedynym mykiem, dzięki któremu władze na całym świecie będą mogły uniknąć odpowiedzialności.
Dowodem na ten myk jest i będzie to, że nikt nie zrobi podstawowego badania: czy ten wysyp ostrych przypadków jest jakoś powiązany nie z faktem (wątpliwego – patrz bezobjawowcy) przejścia kowida, tylko czy nie ma to związku z największym eksperymentem ludzkości jakim było wyszczepienie miliardów nieprzebadanym preparatem.
Tu akurat „nauka” zatrzyma swą ciekawość. Zobaczycie.
Jerzy Karwelis
https://www.bibula.com/?p=136348
3. Jerzy Zięba: Co nas czeka?
https://www.facebook.com/ukryteterapie/videos/442142854749113
4. Biełsat: „Mobilizacja Tatarów krymskich to hybrydowe ludobójstwo” – Rozmowa Biełsatu
Według niezależnych rosyjskich mediów i organizacji ogłoszona w środę przez Władimira Putina „częściowa mobilizacja” wymierzona jest przede wszystkim w podbite przez Rosję narody. O wyniszczającej polityce Kremla wobec mniejszości etnicznych, warunkach rozpadu imperium oraz drodze powrotu Krymu do Ukrainy rozmawialiśmy z Nedimem Useinowem – Tatarem krymskim i politologiem UW.
– Czy ogłoszona przez Władimira Putina mobilizacja w Rosji objęła także mieszkańców Krymu, który Rosja uważa za swój, w tym Tatarów krymskich?
– Tak, ta rzekomo częściowa mobilizacja objęła na Krymie przede wszystkim Tatarów krymskich. Według posiadanych przez nas sprawdzonych informacji (wycieków z baz danych rosyjskiego Ministerstwa Obrony, które zweryfikowaliśmy) wynika, że na Krymie proporcjonalnie najwięcej wezwań do komisji poborowych otrzymali Tatarzy krymscy. Według różnych danych stanowią oni od 80 do nawet 90 procent tych, którzy otrzymali karty mobilizacyjne.
To jest bardzo niepokojące, bo uruchomiło to ogromną falę wyjazdów mężczyzn, którzy nie chcą walczyć ze swoimi rodakami. Z drugiej strony sama mobilizacja na Krymie jest złamaniem Konwencji wiedeńskiej – chroniącej ludność terenów okupowanych przez inne państwo, a za taki obszar według prawa międzynarodowego uznawany jest Krym.
– To samo dotyczyć będzie mobilizacji na terenie obwodów ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego czy charkowskiego, jeśli Rosja uzna je za swoje, nie czekając na uznanie swojej ekspansji przez inne państwa.
– Zgadza się. Mobilizacja już objęła tzw. Doniecką i Ługańską Republiki Ludowe. Problemem dla Rosjan jest jednak to, że tam mobilizacja trwa co najmniej od lutego 2022 roku, gdy Rosja pełnoskalowo wtargnęła na Ukrainę. Pobór był tam prowadzony w postaci łapanek mężczyzn w wieku poborowym na ulicach przez milicję. Tam nie ma więc już kogo mobilizować, bo większość mężczyzn zasiliła wojsko bandyckich republik. Dlatego nie słyszymy doniesień o prowadzonej tam obecnie mobilizacji.
Tak samo częściowo ukryta mobilizacja trwa na terenie obwodu zaporoskiego i chersońskiego. Tylko tam Rosjanom jest ją trudno prowadzić, bo sami przyznają, że co najmniej 50 procent mieszkańców ma nastawienie antyrosyjskie. Nie są to więc dla nich osoby godne zaufania.
Ale obecnie słyszę, że nawet to kryterium przestało obowiązywać. Czyli próbują wcielić do wojska wszystkich, bo nie chodzi im o stworzenie armii zdolnej do walki, ale o zgromadzenie mięsa armatniego. Rosja chce ilością przysłonić brak jakości.
– Znów aktualne jest więc stwierdzenie, że dla Rosji ilość jest jakością samą w sobie. Jaki jednak sens ma wcielanie do rosyjskiej armii Tatarów krymskich, skoro większość z nich uważa się za Ukraińców i są oni nastawieni zdecydowanie antyrosyjsko? Czy Rosjanie nie obawia się dezercji i wrogich działań ze strony Tatarów?
– Powodów jest kilka. Ja bym nie uznawał obecnej skorumpowanej Rosji za państwo zdolne do planowania swoich działań na tak zaawansowanym poziomie. Uruchomiono pewien mechanizm mobilizacji, w którym nie ma miejsca na dzielenie rekrutów na tych, którzy chcą walczyć i nie chcą walczyć. Rosjanie nie mają takich zdolności organizacyjnych.
Po pierwsze, ilość chętnych do wzięcia udziału w wojnie jest znikoma, co jest dla Rosji potwornym blamażem. Po drugie, uruchomiło by to jeszcze większą falę protestów tych, którzy nie powinni zostać powołani. Po trzecie, w armii rosyjskiej istnieją dwie rzeczywistości: rzeczywistość na papierze i ta realna.
A przyznanie się do tego, że armia istnieje wyłącznie na papierze, jest na razie zbyt ryzykowne dla rosyjskich dowódców, którzy boją się Władimira Putina i jego reakcji. On jest jeszcze na tyle potężny, że jest w stanie się z nimi rozprawić. Dlatego dalej brną w przekonywanie go, że rosyjska armia ma zdolność bojową, że z armią wszystko jest w porządku. Ale wynika tak wyłącznie z raportów i danych statystycznych, które kładą mu na stół. Okłamują więc Putina, przez co popełnia on kolejne błędy. Według mnie właśnie dlatego mobilizacja jest prowadzona tak, jak jest.
Po czwarte, Rosjanie nie liczą się ze stratami ludzkimi. Zwłaszcza, że na pierwszą linię rzucani są w dużej mierze przedstawiciele mniejszości narodowych Rosji. Zwłaszcza z nierosyjskich obwodów i republik.
Putin stara się więc rozwiązać kilka problemów jednym posunięciem. Z jednej strony chce pozbyć się niebezpiecznych dla jego reżimu obywateli nierosyjskiego pochodzenia, którzy mogliby zainicjować ferment w swoich republikach, gdy w Rosji rozpoczną się niepokoje i ruchy odśrodkowe. Z drugiej strony zwiększy w ten sposób odsetek Rosjan w Federacji Rosyjskiej. Jest to spowodowane szowinizmem i rasizmem elit rosyjskich, który stanowi element obecnej ideologii Kremla.
– Można więc mieć wrażenie, że ta armia przestaje być rosyjska, a coraz bardziej staje się armią narodów Rosji. Widzimy, że mobilizacja powoduje pierwsze bunty nie tylko w regionach etnicznie rosyjskich, ale także republikach narodowych Rosji. Niektórzy eksperci twierdzą wręcz, że procesy odśrodkowe już się rozpoczęły i Rosja zaczęła się powoli rozpadać. Pytanie, czy mobilizowanie mniejszości narodowych jeszcze bardziej nie przyśpieszy tego procesu?
– Putin liczy na to, że zmniejszy udział mniejszości narodowy Rosji w populacji poprzez ich eksterminację na wojnie. Wysyła tam ludzi nieprzygotowanych i nieuzbrojonych, wiedząc, że robi z nich mięso armatnie, które zostanie „zutylizowane” przez ukraińską artylerię zanim dojdzie do linii frontu.
Jednocześnie Putin ryzykuje bunt regionów. Przy czym skala i szybkość procesów odśrodkowych w takich republikach jak Dagestan zależy bezpośrednio od powodzenia Sił Zbrojnych Ukrainy w kolejnych operacjach. Jeśli kolejny raz skompromitują one rosyjską armię, jak pod Charkowem, Putin powinien zrozumieć, że kolejna eskalacja nie powiodła się. Pozostanie mu wtedy coraz mniej narzędzi do wyboru – z bronią jądrową na końcu.
Ukraińców jednak na pewno nie powstrzyma ten straszak. Myślę, że już w najbliższych dniach będziemy słyszeć dobre wieści z pogranicza obwodów ługańskiego i donieckiego, z Łymania, bo Ukraińcy robią postępy, otaczają miasto i w najbliższych dniach prawdopodobnie ponownie odzyskają dość spory teren.
– Co wtedy zrobią Rosjanie?
– Trudno przewidzieć. Z jednej strony widzimy totalny blamaż mobilizacji. Z drugiej, gdy na front dotrą nieprzygotowani żołnierze, straty Rosji jeszcze bardziej wzrosną. Osobiście uważam, że dojdzie do buntów żołnierskich, które będą stanowiły poważny problem dla dowództwa. Ale jak na to zareaguje Kreml, zobaczymy.
– Jak w takim razie postępy SZU wpływają na nastroje na Krymie?
– Na półwyspie panuje trwoga wywołana mobilizacją. Mamy do czynienia z już prawie masowym exodusem Tatarów krymskich, co w przypadku nieodzyskania Krymu przez Ukrainę stanie się dla narodu kolejną tragedią. Tatarzy nie będą mogli wrócić na Krym i rozpierzchną się po różnych państwach, a obecnie jest nas tam i tak mało.
Z drugiej strony Tatarzy wierzą w Siły Zbrojne Ukrainy. Mają nadzieję, że po tym, jak miesiąc temu wysadzono obiekty wojskowe na półwyspie, dojdzie do kolejnych ataków na infrastrukturę wojskową, które spowodują jeszcze większą ucieczkę i panikę rosyjskich kolaborantów, a ostatecznie odzyskanie Krymu przez Ukrainę. Przy czym liczą na to nie tylko Tatarzy, ale też Ukraińcy i Rosjanie, którzy pozostali wierni Ukrainie.
– Czyli ukraińskie ataki na Krymie są przez miejscową ludność akceptowane?
– Nie tylko akceptowane, ale wręcz przyjmowane z entuzjazmem i nadzieją.
– Czy w takim razie sądzi pan, że Ukraina odzyska Krym? A jeśli tak, to w jaki sposób?
– Odzyskanie Krymu będzie możliwe wyłącznie na drodze wojennej. Niekoniecznie oznacza to, że działania wojenne przeniosą się na półwysep i armia ukraińska wyprze stamtąd armię rosyjską. Nie musi do tego dojść.
Porażka Rosji w tej wojnie będzie szansą na odzyskanie Krymu. Porażka definitywna, którą rosyjskie władze będą musiały uznać. Na przykład poprzez odsunięcie Putina od władzy, albo posuwając się do takich działań, które skłonią Zachód do nałożenia jeszcze większych sankcji, przekazania Ukrainie potężniejszej broni, dzięki czemu odzyska ona kontrolę nad wszystkimi terytoriami utraconymi od 24 lutego. Wywoła to w Rosji lawinę protestów spowodowanych niezadowoleniem polityką Putina, zwłaszcza wśród elementów radykalnych, na których opiera się reżim. I wtedy może dojść do sytuacji, że Putina pożre jego własny reżim.
Innym scenariuszem jest rozwinięcie się procesów odśrodkowych w Rosji, które osłabią Kreml i nie będzie on miał siły i zdolności do obrony Krymu i utrzymania nad nim kontroli.
– W tym scenariuszu Krym wraca na łono Ukrainy w wyniku powstania?
– Tak. Jeśli tylko będą ku temu warunki, to do powstania może dojść. Przy czym nie tylko z woli Tatarów krymskich, ale też innych sił proukraińskich. Jednak kiedy do tego dojdzie – nie wiemy, bo wszystko zależy od sytuacji na froncie trwającej wojny. Oraz od tego, jak zachowa się przywództwo politycznej i armia Ukrainy.
– Czy wiadomo, ilu obecnie Tatarów krymskich żyje na półwyspie i ilu może objąć mobilizacja?
– Tatarów na Krymie żyje obecnie około 300-350 tysięcy i stanowią 10-15 procent mieszkańców. Od początku okupacji w 2014 roku Moskwa przeprowadziła bardzo duże zmiany demograficzne, zachęcając do osiedlenia się na Krymie setki tysięcy Rosjan. Zaburzyło to istniejącą równowagę etniczną, oczywiście na niekorzyść Tatarów krymskich.
Obecna mobilizacja, która objęła przede wszystkim mniejszość tatarską, może doprowadzić do tragedii demograficznej. Już teraz Tatarów jest tam bardzo mało, a jeśli istotna część mężczyzn polegnie na wojnie, przyszłość narodu będzie fatalna.
– Tylko czy mobilizując Tatarów siłą, Rosjanie mogą liczyć na ich wierność? Czy to nie będzie tak, że przy pierwszej okazji przejdą oni na stronę Ukrainy?
– Jak najbardziej tak może być. Obawiamy się jednak, że nie będą mieli takiej okazji. Ta wojna to przede wszystkim ostrzały artyleryjskie. Jeśli zmobilizowani Tatarzy zostaną wysłani na pierwszą linię, to staną się mięsem armatnim bez szans na przeżycie.
Należy spodziewać się dezercji, może nawet buntów i uprowadzania sprzętu. Bo Tatarzy nie uważają się za Rosjan i nie zamierzają za Rosję ginąć. Problem w tym, że większość nie dostanie takiej szansy.
Oczywiście Rosjanie będą usiłowali wykorzystywać nas w celach propagandowych. W mediach społecznościowych pojawiają się już wpisy i nagrania rzekomych Tatarów krymskich, którzy szczycą się tym, że są w szeregach rosyjskiej armii. Oznacza to, że wśród nas też są zdrajcy i kolaboranci. A mając środki propagandowe, Rosjanie będą starali się to wykorzystać, by przekonywać, że Tatarzy przeszli na stronę Rosji, co jest nieprawdą.
– Proszę więc wytłumaczyć naszym czytelnikom, dlaczego naród tatarski jest tak wierny państwu ukraińskiemu i czy Rosja zrobiła coś, by ich do siebie przekonać?
– Do końca XVIII wieku Tatarzy krymscy mieli własne państwo – Chanat Krymski i na półwyspie stanowili większość. Od pierwszej aneksji przez Katarzynę II do początku XX wieku nie tylko stracili na rzecz Rosji swoją państwowość, ale też ich populacja została zredukowana do około 25 procent mieszkańców Krymu. Jednak nie w związku ze wzrostem liczby Rosjan, a ludobójczą polityką Imperium Rosyjskiego.
Sytuacja Tatarów krymskich w ZSRR była podobna: represje stalinowskie, mordowanie krymskotatarskich elit politycznych, potem deportacja z 1944 roku, w wyniku której wszyscy Tatarzy zostali wywiezieni do Azji Centralnej.
Dopiero podczas pieriestrojki lat 80. i po rozpadzie ZSRR w latach 90. Tatarom udało się wrócić na swój półwysep. Jednak w 2014 roku Krym ponownie został zajęty przez Rosję, która kontynuuje wobec naszego narodu swoją ludobójczą politykę. Ludobójczą w znaczeniu hybrydowym, bo nie morduje już tysiącami w sposób jawny. Jednak swoimi działaniami odebrała Tatarom ich prawa, doprowadziła do masowej emigracji, a teraz także eksterminacji – mobilizując bezprawnie Tatarów do udziału w nieswojej wojnie.
– Jak więc nazwałby pan mobilizację Tatarów krymskich do rosyjskiej armii?
– To jest jedna z form ludobójstwa, chociaż nie w klasycznym znaczeniu tego słowa, które odnosi się do masowej eksterminacji, przywodzącej nam na myśl Holokaust i inne zbrodnie z czasów II wojny światowej. Obecna mobilizacja Tatarów to hybrydowa forma ludobójstwa, rozciągnięta w czasie. Nie ma klasycznej formy, ale efekty są podobne. Zmniejszenie się populacji Tatarów na Krymie z ponad miliona pod koniec XVIII wieku do 300 tysięcy obecnie to wyniki ludobójczej polityki Rosji.
Rozmawiał Piotr Jaworski, belsat.eu