Ziemia Limanowska – wbrew temu, co twierdzą naukowcy, to nieodkryte archeologiczne Eldorado nadesłała Pola Dec
Nie minął się pan z powołaniem? Powinien pan zostać archeologiem?
Być może. Archeologia mnie pasjonuje, ale raczej od strony teoretycznej niż praktycznej. Jako amator, czyli miłośnik mam nieco inny punkt widzenia od zawodowca. Archeolodzy z braku czasu najczęściej skupiają się tylko na małych wycinkach, czyli pojedynczych stanowiskach. I kopią tam, gdzie już wcześniej kopano. Dlatego umykają im takie „cuda” jak góra Łyżka, albo szerzej cały powiat limanowski.
Jakie mamy stanowiska archeologiczne na terenie powiatu limanowskiego?
Nasz powiat na mapie archeologicznej Polski to jedynie biała plama w przeciwieństwie do sąsiednich: myślenickiego i sądeckiego. Ktoś kiedyś uznał z góry, że ludzie w prawiekach tutaj się nie zapędzali, a cały Beskid Wyspowy był ponoć anekumeną. Przeczą temu znaleziska zabytków z okresu neolitu, kultury łużyckiej i okresu lateńskiego, pochodzące choćby ze Stróży, Słupi, Szczyrzyca, Pisarzowej, czy Świdnika. Jednak teoria się przyjęła i od dawna nasz powiat omijają szerokim łukiem archeolodzy. Tymczasem np. w samej Limanowej znaleziono miecz z brązu z wczesnej fazy kultury łużyckiej z ok. 1000 r. p. n. e.. Do tej pory myślano, że to jakiś odosobniony przypadek nie związany z kontekstem osadniczym. Innymi słowy jakiś wojownik zabłądził w puszczy. Teraz już wiemy, że w tamtym okresie ludzie mieszkali całkiem niedaleko Limanowej, czyli na górze Łyżce koło Przyszowej.
Sporo nam ostatnio ta góra namieszała
I teraz nie wiadomo co z tym zrobić. Historię regionu trzeba pisać od nowa. Dwaj mieszkańcy Przyszowej: Janusz Mrowca i Mieczysłąw Śmierciak w 2019 r. znaleźli na wierzchołku stożka na Łyżce skorupy glinianych naczyń. Okazało się, że są one prehistoryczne. Potwierdziły się więc moje przypuszczenia zawarte w książce „Między Gorcem, Łyżką a Dunajcem”. Ta ceramika była typowo kuchenna, a nie cmentarna i występowała w dużej jak na powierzchniowe odkrycie ilości. Wiadomo, że oznaczać to może, że w tym miejscu funkcjonowała niegdyś osada.
Jeśli prawdą jest, że była tam osada wyżynna, to jest to najwyżej położone miejsce osadnicze w Polsce, mimo, iż w literaturze naukowej dominuje pogląd, że osadnictwo prehistoryczne nie sięgało w naszej części Karpat do poziomu 600 m n. p. m.
Zgadza się. Stożek znajduje się dokładnie na wysokości 730 m. n. p. m. To rekord w skali kraju. Ale to jeszcze nic. Instytut Archeologii i Etnologii PAN w Krakowie twierdzi, że zabytki z Łyżki pochodzą prawdopodobnie z bardzo szerokiego okresu czasowego – od neolitu do okresu wędrówek ludów. Czyli od co najmniej III tysiąclecia p. n. e. do V wieku naszej ery. Ludzie pojawiali się tam przez kilka tysięcy lat! To niezwykle rzadki przypadek. Przypomnę tylko, że w Kotlinie Sądeckiej skorupy z neolitu znaleziono dotychczas tylko w jednym miejscu na stokach Winnej Góry koło Biegonic. W okolicy Łyżki zachowało się bardzo wiele nazw miejscowych pochodnych od soli. A wiadomo z podręczników, że tam, gdzie była sól, było też najstarsze osadnictwo.
Sól kojarzy nam się z Bochnią lub Wieliczką. Jest możliwe, że wydobywano ją także na Łyżce?
Pamiętajmy, że sól kamienną odkryto dopiero w XIII w., a wcześniej wykorzystywano solne źródła, czyli solanki. Na Łyżce znalazł się jeden fragment ceramiki typowo solowarskiej, czyli pochodzącej z garnka w którym odparowywała solanka. Takie garnki służyły także do transportu soli na znaczne czasem odległości. To część większej układanki, bo podobne zabytki odkryto także kiedyś w Kotlinie Sądeckiej i na Grodzisku koło Szczyrzyca. Do tej pory przyjmowano, że najstarszy szlak handlowy z południa do Krakowa wiódł tylko wzdłuż Dunajca. Tymczasem na Łyżce odkryto charakterystyczne grafitowe skorupy celtyckiej kultury puchowskiej z IV lub III w. przed Chrystusem. To sensacja, bo do tej pory widziano je tylko w Kotlinie Sądeckiej i pod Krakowem. W dolnym biegu Dunajca za Marcinkowicami ich nie ma, ale występują na Grodzisku koło Szczyrzyca, a odległość stamtąd do Łyżki wynosi około 30 km. Czyli jeden dzień drogi. To dowód na to, że istnieć musiała nić komunikacyjna łącząca tereny podkrakowskie z Kotliną Dunajca idąca przez środek dzisiejszego powiatu limanowskiego. To skracało dystans o jeden, albo nawet dwa dni drogi. Pradawni ludzie musieli to zauważyć. Jakim towarem handlowano? Naczynia solowarskie nie pozostawiają wątpliwości.
Ta teoria dowodzi, że Łyżka mogła z czasem stać się ośrodkiem handlu i pośrednictwa tym cennym towarem z Doliny Dunajca przez Limanową do Krakowa.
Na Łyżce znaleziony został fragment naczynia, posiadający charakterystyczne żłobienia, który przypisać można z dużym prawdopodobieństwem do kultury ceramiki promienistej z połowy III tysiąclecia p.n.e.. W podręcznikach napisane jest, że osady tej kultury zakładane były na terenach wysoko położonych i otaczały je fortyfikacje, a nawet mury kamienne. To idealnie pasuje do wyglądu terenu na Łyżce, gdzie kamieni, murków i wałów kamiennych jest sporo. Co ciekawe, nigdzie nie ma informacji, aby podobny typ ceramiki znaleziony został w Kotlinie Sądeckiej. Występuje ona natomiast na Śląsku i w okolicy Krakowa. Musiała więc dotrzeć na Łyżkę z północy, a nie z południa. Najpewniej więc ta góra była czymś w rodzaju faktorii na trans-karpackim szlaku. A ponieważ towar był cenny, musiał być odpowiednio chroniony. Spójrzmy na mapę. Iść wzdłuż Dunajca na północ mógł każdy. Ale już dostać się spod Łyżki w rejon Szczyrzyca nie było tak łatwo. Kupcy z południa niekoniecznie musieli się tam zapuszczać. Wystarczyło odebrać towar, który ktoś inny spod Krakowa dostarczał pod Łyżkę. Tak to widzę teraz.
Jest jeszcze święta Kinga, której góra zawdzięcza swoją nazwę
No właśnie. Liczne legendy wiążą Łyżkę z postacią św. Kingi, która kojarzona jest przecież z odkryciem soli kamiennej w Bochni i Wieliczce. Aby było ciekawiej, to w Przyszowej i okolicach do dzisiaj opowiada się o tajemniczych czarnych kamieniach, które wydobywano z tuneli na Łyżce i robiono z nich sól. A przecież sól kamienna z pewnością tutaj nie występuje. Czyżby chodziło o rodzaj jakiejś przechowalni?
Archeolodzy nie rwą się do łopat?
Właśnie o dziwo jakoś nie bardzo. Skorupy z Łyżki powędrowały do szuflad w siedzibie PAN w Krakowie i zapadła cisza. Jak wspomniałem kopie się tylko tam, gdzie już kopano wcześniej. Proszę zobaczyć, jak powiat nowosądecki nagłaśnia gdzie tylko może to, co się dzieje na górze Zyndrama w Maszkowicach. Zauważono ogromny potencjał turystyczny tego miejsca i innych stanowisk archeologicznych w Kotlinie Sądeckiej. Tymczasem Łyżka tylko niepotrzebnie odwraca od nich uwagę i burzy piękny mit o tym, że ludzie w prawiekach mieszkali tylko nad Dunajcem. Sami jako gmina niewiele możemy. Potrzebne są jakieś kompleksowe działania ze strony władz całego powiatu limanowskiego. Bo jestem pewien, że Ziemia Limanowska – wbrew temu co twierdzą naukowcy, to nieodkryte archeologiczne Eldorado. Już raz moje przypuszczenia się sprawdziły, więc wiem co mówię…