Bez twarzy i nazwisk
Winicjusz Kossakowski (Wedapedia.pl)
Bez twarzy i nazwisk podający się za naukowców, pisarzy i …..czyli za intelektualistów i autorytety międzynarodowe.
Czym się zajmują owe „autorytety”?
Produkcją naukowych epitetów.
Przyczepia się epitety tym, którzy odkrywają załganą historię – przykładowo; Pojawiły się prace na temat przedchrześcijańskiej historii Polski pana Bieszka, Pawła Szydłowskiego i Białczyńskiego oparte na Kronikach polskich i zagranicznych, które w Polsce nie zostały do dzisiaj przetłumaczone. A te, które mamy już w języku polskim nie są zgodne z oryginalnym zapisem łacińskim.
Ci panowie nie są z akademickiego wypustu oryginalnych „historyków” tylko amatorami znającymi wiele języków a potrafiącymi czytać i co najgorsze – myśleć.
Jaką dostali łatkę?
Turbosłowian. Co ma dowodzić, że są zakręceni, pomyleni a ich prace są fikcją literacką.
Tych „Bez Twarzy” nie obchodzą, żadne dowody materialne, zapiski w kronikach czy postęp w badaniach naukowych, najważniejszym jest wymyślanie inwektyw, drwin, przekręcanie faktów. Jednym słowem – bagno.
Studiując zabytki opisane runami, szczególnie na figurkach i paterach odkrytych w Prilwitz, wpadłem na „zasadę tworzenia znaków pisarskich dla głosek”. Dopiero po kilku latach w Kronice Polskiej Prokosza na str.247 – 250 natknąłem się na zapis:
„Woian naypierwszy był Słowiańsko – Polskich dziejów pisarzem, za pogańskich jeszcze królów żyjący, dobrze przed narodzeniem Bożym na lat kilkaset który pierwszy z Hieroglificznych pism iakich na ów czas wszystkie w całym świecie używały narody wynalazłszy swoim przemysłem, Litery one (jako do wiadomości podał Zolaw, Słowakom, Lechitom, Polabom, Polanom albo Polakom etc. ku używaniu w następujący sposób zostawił….
./Niżej podany alfabet, tylko, że brak wpisanych run. Drukarnia nie posiadała takich czcionek. W wydrukowanych księgach znaki one należało wpisać ręcznie. Oryginał księgi zachowany do dzisiaj, takich wpisów nie posiada/.
***
Xięgi iednakże iego pism albo historyi, ieżeli się teraz kędy albo nie? Wiedzieć trudno. : i to się wyraża dlatego się wyraża, ażeby wiedzieć że Naród Polski maiąc od dawna litery swoich słów, miał zawsze Historyków, a zatem i swoich dziejów pisma.
Prokosz Benedyktyński mnich w R.P. 996 zmarły, który z pogańskich dawnych autorów pisał kronikę Polską za dwóch tysięcy przeszło przed Bożym Narodzeniem począwszy którą aż do czasu swojego to iest R. 992 przeciągnął, dawszy jej tytuł : Pr…Chronicon Sleva Sarmaticum, tenże to starodawne Szcyckie wyraża litery i jawnie świadczy, że po piśmie hieroglificznym od Woiana były wymyślone, które jam tu wyraził.
Baszko rozumie, że to on był ów Prokulf, wtóry Krakowski arcybiskup”.
Swoje spostrzeżenia zawarłem w pracy Polskie Runy Przemówiły.
Owe znaki głosek obecnie nazywają runami. Ja nazwałem ich runami polskimi a to ze względu na obecność run dla głosek występujących jedynie w polskim języku takich jak dz, dź, ś, ć, sz, cz.
Okazało się , że Prokosz owe litery nazwał „starodawne Szcyckie”.
Skąd taka nazwa, nie mam zielonego pojęcia. Może ma coś wspólnego z nazwą Miasta Szcecin?
Po wydaniu tej pracy pojawił się na stronie dyskusyjnej Historyków i studentów UJ pierwszy krytyk Bez Nazwiska i Twarzy a podający się za akademika z Lipska NRD, czyli z Niemiec.
Ów Niemiec nie zauważył nawet tytułu pracy, jedynie moje imię i nazwisko. Popisał się świetną znajomością inwektyw tradycyjnych i nowo wymyślonych.
Zareagował dyskutant ze strony polskiej dowodząc, że „polska nauka inwektyw nie uważa za dowody naukowe”.
Bez Twarzy poprawił się i podał, jako dowód naukowy, odczyt z dzbana znalezionego w Botzen(bocian?) opisanego runami.
Problem w tym, że zełgał, ponieważ podał odczyt idola nauki pruskiej rok 1864, Moomsena laureata Literackiej Nagrody Nobla.
Sam Moomsen nie uważał swej pracy za odczyt, bo napis nic nie znaczył. Uczony podstawił jedynie pod runy litery łacińskie, posługując się znanym wówczas naukowcom, alfabetem etruskim, w którym połowa liter podstawiona jest pod przypadkowe głoski.
Przy pomocy naukowego alfabetu etruskiego jest możliwość tworzenia wyrazów a nawet języka niebyłego i nikomu nieznanego.
Jak to się robi? – można odczytać z alfabetu runicznego pozostawionego przez polskiego naukowca Joachima Lelewela w którym jeden znak obsługuje kilka głosek a jedna głoska jest zapisywana wieloma znakami używanymi do odczytu innych głosek.
Mój odczyt był w języku słowiańskim zbliżonym do serbo – chorwackiego.
Tego odczytu nauka niemiecka jakoś nie zauważyła.
Następny zarzut, że nieprawidłowo przetłumaczyłem bułgarski napis mnicha Chrabara.
Tymczasem, naukowiec niemiecki znowu zełgał, ponieważ to nie był mój odczyt a profesora Cybulskiego, co wyraźnie zaznaczyłem.
Takie łgarstwa przechodzą, gdy mówi się do ludzi nieznających tematu.
I to jest podstawą pisania historii przez autorytety Bez Twarzy i Nazwiska.
Idąc za przykładem niemieckim, na tej samej stronie publikował swoje wypociny inny autorytet. Jego wypowiedź do dzisiaj wisi na stronie Klubu Dyskusyjnego historyków z UJ.
Czym się pochwalił następny Bez Nazwiska i Twarzy?
Ano tym, że ja „sam się przyznałem, że nie znam języka starogreckiego, wobec tego nie mogłem odczytać napisów na zabytkach etruskich”.
Uczony zapomniał zauważyć, że odczyt – a właściwie przeczytanie jak gazetę – jest w języku słowiańskim.
A do czytania w języku słowiańskim nie jest konieczna, nawet współczesna greka, nie mówiąc o starogrece.
Tyle zdołałem w internecie odnaleźć naukowej krytyki na temat – właściwie nie wiem – mój czy mojej pracy?
W tym wystąpieniu skorzystano z niemieckiego pomysłu, kłam kłam a nie znający tematu muszą ci uwierzyć.
Niedawno w internecie natknąłem się na moje nazwisko ze zdjęciem i króciutką notatką, niewątpliwie historyka wypuszczonego ze współczesnej stajni.
Poznać to łatwo po „warsztacie historycznym”, czyli łgania w żywe oczy.
Wpis o tyle ciekawy, że można łatwo prześledzić ten warsztat historyczny.
Podaje go w całości.
„Alfabet Kossakowskiego został poddany krytyce nie tylko przez akademików , ale i przez Tomasza Kosińskiego uważający, że to przekształcone piktogramy. Wytyka on również Kossakowskiemu błędy w rekonstrukcji słowiańskiego alfabetu runicznego które prowadzą do dziwacznych transliteracji inskrypcji runicznych, np. Radżawolit, zamiast Radegast (jeden z bogów słowiańskich potwierdzonych źródłowo) czy Mrzećda zamiast Prowe znane ze źródła acz dyskusyjne”.
W odpowiedzi – kolejno.
W mojej pracy najważniejszy nie jest alfabet a zasada tworzenia liter dla poszczególnych głosek, która jest bardzo prosta i łatwa do opanowania przez ludzi o spostrzegawczości i inteligencji powyżej pięcioletniego dziecka.
Jeżeli inteligencja schodzi niżej, to mamy takie kwiatki jak wyżej.
W mojej pracy podałem znaczenie nie tylko całej runy, ale i każdej kreseczki tworzącej znak pisarski. Na dodatek są tam rysunki i układ narządów mowy w czasie wypowiadania poszczególnych głosek.
Mało tego, w internecie jest mój wykład przy tablicy z kredą w ręku.
Po tym wykładzie nawet naukowcy i pisarze, zrozumieli „zasadę Woiena”.
Proponuję obejrzeć cały wykład i – o ile to możliwe – uruchomić swoje własne szare komórki.
Przy okazji zaznaczam, że nie jestem nauczycielem i mówcą. Moja praca polegała na myśleniu i szukaniu rozwiązań a nie gadaniu. Proszę więc o wybaczenie potknięć.
Na dowód tego, że odczytanie i tworzenie run jest dostępne dla pięciolatka podaję poniżej autentyczne zdarzenie.
Swojej, niespełna pięcioletniej, wnuczce zaproponowałem nową zabawę w „Wymyślanie własnych liter” i podałem zasadę, którą nazwałem zasadą Woiena.
Kartka. Gruby mazak.
Konkurencję stanowił dziadek.
W jednym kącie pokoju wnuczka wysilała swój intelekt przy tworzeniu swoich własnych literek, w drugim kącie dziadek.
Ten mały szkrab wymyślał runy znane z napisów na zabytkach polskich jak i etruskich.
Po dwu miesiącach wnuczka miała piąte urodziny. Babcia przygotowała uroczysty obiad a wnuczka pomagała przy rozstawianiu talerzy i sztućców. W pewnym momencie doszła do wniosku, by usadzić gości tak jak w przedszkolu.
Pocięła kartkę i napisała: TATA, MAMA, BABCIA.
Nie wiedziała jak napisać dziadzio.
Babcia jej pokazała.
– Co na jedno Dź aż trzy liteliki? To głupie.
Poszła do pokoju i stworzyła własne Dź, a przy okazji Dz, i Dż.
Do zapisania słowa Dziadzio, zamiast ośmiu literek wystarczyły cztery.
Rozmowa pomiędzy mamą a Mają.
Mama.
A co tu napisałaś?
Maja.
Mamo to ty nie widzisz?
Powiedz Dź.
Jak mówisz Dź to zaciskasz ząbki czy nie?
Narysowała X-sem te zaciśnięte ząbki.
Mama.
No teraz widzę.
Maja.
Powiedz jeszcze raz Dź.
Jak mówisz Dź to czy z języczka robi się taka rynienka? – której przekrój narysowała nad X falistą kreską.
A jak mówisz Dz to język jest płaski i wystarczy prosta kreska a jak mówisz Dż to rynienka jest dużo głębsza i narysowana znakiem U.
***
Alfabet Kossakowskiego nie został poddany krytyce przez akademików tylko nazwisko i imię zostało obrzucone inwektywami.
Znowu łżesz mości historyku Bez Twarzy i Nazwiska.
Nie czytałem żadnej z prac Tomasza Kosińskiego i nie będę się na ten temat wypowiadał.
Pragnę jedynie zauważyć, że pomysł by pochodzenie run wiązać z piktogramami pochodzi od profesora Piekosińskiego, który dokonał „odczytu” krakowskiego medalu.
Bez Twarzy i Nazwiska powołuje się na mityczne źródła, które mają potwierdzać imiona bóstw słowiańskich Radegasta i Prowe.
Odczytano nie tylko imiona Prove i Radegasta ale i imię Cernibog. A jak był Cernibog to musiał być i Belbog, czyli biały bog a o to postarali się odczytywacze run.
Problem w tym, że napis brzmiał Zernitro, czyli duch stwórczy ziarna. Tro na końcu wyrazu znaczy TRZY, co tłumaczę jako pierwiastek męski i żeński dający nowe życie, uśpione w ziarnach nie tylko zbóż. Ta trójca jest symbolem życia.
Tymczasem „źródła” na które powołuje się Bez Twarzy to odczyt z tych samych zabytków tylko, że przez różnych odczytywaczy.
W większości wypadków tym odczytywaczem był Joachim Lelewel, ale nie tylko on.
Około dziewięćdziesięciu „uczonych w piśmie” podało własne odczyty.
Skąd taki zalew intelektu?
To bardzo proste.
Alfabet grecki jak i łaciński, to nic innego jak zerżnięte z run znaki pisma, pomylone i czasami przekształcone do niepoznania, czasami podobne i pod właściwą głoską.
Taki uczony jak Lelewel mając przed sobą napis runiczny np. trzyliterowy, a w nim dwie znane z łaciny literki a trzecia nie, po prostu odgadywał trzecią literkę i wstawiał do tworzonego przez siebie alfabetu. Gdy trafił to dobrze, gdy nie trafił a użył tego znaku do odczytu innych wyrazów, wychodziły uczone bzdety, które weszły do nauki.
Moje rozpoznanie słowiańskiego pisma zwanego runami, czy pismem szcyckim, przy pomocy którego łatwo udowodnić, że to Słowianie nauczyli pisać Europę, burzy dotychczasową naukę niemiecką i europejską.
Oddawać doktoraty i profesury!
Naukowcy wychodzą, jak widać na niedorozwojów, a to się nikomu nie podoba.
Nie dziwię się Niemcom, to nie leży w ich interesie.
Ale Polacy?
Właściwie to Polacy czy polskojęzyczni?
To jest tajemnicą.
Znałem osobiście Kosińskiego, tego od „Malowanego Ptaka”.
Przesiadywał całymi dniami w polskiej księgarni na ulicy Nasau w NY.
Przysłano mi książkę z Polski, PTASIOR, która była odpowiedzią na MALOWANEGO PTAKA. Podarowałem ją Kosińskiemu.
Przeczytał w ciągu jednej nocy i……
zaczął opowiadać, że nie zna angielskiego na tyle by w nim pisać i czytać. Swoją pracę dał do przetłumaczenia znanemu dziennikarzowi.
Tak naprawdę to zapoznał się ze „swoją pracą” dopiero gdy przetłumaczono ją na język polski.
Gdy kioskarka zapytało go, czy jest Dżułysz, a miał to wypisane na własnej twarzy, zaprzeczył.
Jestem Polakiem – odpowiedział.
Za dożo gadał i pewnego ranka odnaleziono go utopionego we własnej wannie. Widocznie nie umiał pływać.
Bez twarzy i nazwisk
Bez twarzy i nazwisk podający się za naukowców, pisarzy i …..czyli za intelektualistów i autorytety międzynarodowe.
Czym się zajmują owe „autorytety”?
Produkcją naukowych epitetów.
Przyczepia się epitety tym, którzy odkrywają załganą historię – przykładowo; Pojawiły się prace na temat przedchrześcijańskiej historii Polski pana Bieszka, Pawła Szydłowskiego i Białczyńskiego oparte na Kronikach polskich i zagranicznych, które w Polsce nie zostały do dzisiaj przetłumaczone. A te, które mamy już w języku polskim nie są zgodne z oryginalnym zapisem łacińskim.
Ci panowie nie są z akademickiego wypustu oryginalnych „historyków” tylko amatorami znającymi wiele języków a potrafiącymi czytać i co najgorsze – myśleć.
Jaką dostali łatkę?
Turbosłowian. Co ma dowodzić, że są zakręceni, pomyleni a ich prace są fikcją literacką.
Tych „Bez Twarzy” nie obchodzą, żadne dowody materialne, zapiski w kronikach czy postęp w badaniach naukowych, najważniejszym jest wymyślanie inwektyw, drwin, przekręcanie faktów. Jednym słowem – bagno.
Studiując zabytki opisane runami, szczególnie na figurkach i paterach odkrytych w Prilwitz, wpadłem na „zasadę tworzenia znaków pisarskich dla głosek”. Dopiero po kilku latach w Kronice Polskiej Prokosza na str.247 – 250 natknąłem się na zapis:
„Woian naypierwszy był Słowiańsko – Polskich dziejów pisarzem, za pogańskich jeszcze królów żyjący, dobrze przed narodzeniem Bożym na lat kilkaset który pierwszy z Hieroglificznych pism iakich na ów czas wszystkie w całym świecie używały narody wynalazłszy swoim przemysłem, Litery one (jako do wiadomości podał Zolaw, Słowakom, Lechitom, Polabom, Polanom albo Polakom etc. ku używaniu w następujący sposób zostawił….
./Niżej podany alfabet, tylko, że brak wpisanych run. Drukarnia nie posiadała takich czcionek. W wydrukowanych księgach znaki one należało wpisać ręcznie. Oryginał księgi zachowany do dzisiaj, takich wpisów nie posiada/.
***
Xięgi iednakże iego pism albo historyi, ieżeli się teraz kędy albo nie? Wiedzieć trudno. : i to się wyraża dlatego się wyraża, ażeby wiedzieć że Naród Polski maiąc od dawna litery swoich słów, miał zawsze Historyków, a zatem i swoich dziejów pisma.
Prokosz Benedyktyński mnich w R.P. 996 zmarły, który z pogańskich dawnych autorów pisał kronikę Polską za dwóch tysięcy przeszło przed Bożym Narodzeniem począwszy którą aż do czasu swojego to iest R. 992 przeciągnął, dawszy jej tytuł : Pr…Chronicon Sleva Sarmaticum, tenże to starodawne Szcyckie wyraża litery i jawnie świadczy, że po piśmie hieroglificznym od Woiana były wymyślone, które jam tu wyraził.
Baszko rozumie, że to on był ów Prokulf, wtóry Krakowski arcybiskup”.
Swoje spostrzeżenia zawarłem w pracy Polskie Runy Przemówiły.
Owe znaki głosek obecnie nazywają runami. Ja nazwałem ich runami polskimi a to ze względu na obecność run dla głosek występujących jedynie w polskim języku takich jak dz, dź, ś, ć, sz, cz.
Okazało się , że Prokosz owe litery nazwał „starodawne Szcyckie”.
Skąd taka nazwa, nie mam zielonego pojęcia. Może ma coś wspólnego z nazwą Miasta Szcecin?
Po wydaniu tej pracy pojawił się na stronie dyskusyjnej Historyków i studentów UJ pierwszy krytyk Bez Nazwiska i Twarzy a podający się za akademika z Lipska NRD, czyli z Niemiec.
Ów Niemiec nie zauważył nawet tytułu pracy, jedynie moje imię i nazwisko. Popisał się świetną znajomością inwektyw tradycyjnych i nowo wymyślonych.
Zareagował dyskutant ze strony polskiej dowodząc, że „polska nauka inwektyw nie uważa za dowody naukowe”.
Bez Twarzy poprawił się i podał, jako dowód naukowy, odczyt z dzbana znalezionego w Botzen(bocian?) opisanego runami.
Problem w tym, że zełgał, ponieważ podał odczyt idola nauki pruskiej rok 1864, Moomsena laureata Literackiej Nagrody Nobla.
Sam Moomsen nie uważał swej pracy za odczyt, bo napis nic nie znaczył. Uczony podstawił jedynie pod runy litery łacińskie, posługując się znanym wówczas naukowcom, alfabetem etruskim, w którym połowa liter podstawiona jest pod przypadkowe głoski.
Przy pomocy naukowego alfabetu etruskiego jest możliwość tworzenia wyrazów a nawet języka niebyłego i nikomu nieznanego.
Jak to się robi? – można odczytać z alfabetu runicznego pozostawionego przez polskiego naukowca Joachima Lelewela w którym jeden znak obsługuje kilka głosek a jedna głoska jest zapisywana wieloma znakami używanymi do odczytu innych głosek.
Mój odczyt był w języku słowiańskim zbliżonym do serbo – chorwackiego.
Tego odczytu nauka niemiecka jakoś nie zauważyła.
Następny zarzut, że nieprawidłowo przetłumaczyłem bułgarski napis mnicha Chrabara.
Tymczasem, naukowiec niemiecki znowu zełgał, ponieważ to nie był mój odczyt a profesora Cybulskiego, co wyraźnie zaznaczyłem.
Takie łgarstwa przechodzą, gdy mówi się do ludzi nieznających tematu.
I to jest podstawą pisania historii przez autorytety Bez Twarzy i Nazwiska.
Idąc za przykładem niemieckim, na tej samej stronie publikował swoje wypociny inny autorytet. Jego wypowiedź do dzisiaj wisi na stronie Klubu Dyskusyjnego historyków z UJ.
Czym się pochwalił następny Bez Nazwiska i Twarzy?
Ano tym, że ja „sam się przyznałem, że nie znam języka starogreckiego, wobec tego nie mogłem odczytać napisów na zabytkach etruskich”.
Uczony zapomniał zauważyć, że odczyt – a właściwie przeczytanie jak gazetę – jest w języku słowiańskim.
A do czytania w języku słowiańskim nie jest konieczna, nawet współczesna greka, nie mówiąc o starogrece.
Tyle zdołałem w internecie odnaleźć naukowej krytyki na temat – właściwie nie wiem – mój czy mojej pracy?
W tym wystąpieniu skorzystano z niemieckiego pomysłu, kłam kłam a nie znający tematu muszą ci uwierzyć.
Niedawno w internecie natknąłem się na moje nazwisko ze zdjęciem i króciutką notatką, niewątpliwie historyka wypuszczonego ze współczesnej stajni.
Poznać to łatwo po „warsztacie historycznym”, czyli łgania w żywe oczy.
Wpis o tyle ciekawy, że można łatwo prześledzić ten warsztat historyczny.
Podaje go w całości.
„Alfabet Kossakowskiego został poddany krytyce nie tylko przez akademików , ale i przez Tomasza Kosińskiego uważający, że to przekształcone piktogramy. Wytyka on również Kossakowskiemu błędy w rekonstrukcji słowiańskiego alfabetu runicznego które prowadzą do dziwacznych transliteracji inskrypcji runicznych, np. Radżawolit, zamiast Radegast (jeden z bogów słowiańskich potwierdzonych źródłowo) czy Mrzećda zamiast Prowe znane ze źródła acz dyskusyjne”.
W odpowiedzi – kolejno.
W mojej pracy najważniejszy nie jest alfabet a zasada tworzenia liter dla poszczególnych głosek, która jest bardzo prosta i łatwa do opanowania przez ludzi o spostrzegawczości i inteligencji powyżej pięcioletniego dziecka.
Jeżeli inteligencja schodzi niżej, to mamy takie kwiatki jak wyżej.
W mojej pracy podałem znaczenie nie tylko całej runy, ale i każdej kreseczki tworzącej znak pisarski. Na dodatek są tam rysunki i układ narządów mowy w czasie wypowiadania poszczególnych głosek.
Mało tego, w internecie jest mój wykład przy tablicy z kredą w ręku.
Po tym wykładzie nawet naukowcy i pisarze, zrozumieli „zasadę Woiena”.
Proponuję obejrzeć cały wykład i – o ile to możliwe – uruchomić swoje własne szare komórki.
Przy okazji zaznaczam, że nie jestem nauczycielem i mówcą. Moja praca polegała na myśleniu i szukaniu rozwiązań a nie gadaniu. Proszę więc o wybaczenie potknięć.
Na dowód tego, że odczytanie i tworzenie run jest dostępne dla pięciolatka podaję poniżej autentyczne zdarzenie.
Swojej, niespełna pięcioletniej, wnuczce zaproponowałem nową zabawę w „Wymyślanie własnych liter” i podałem zasadę, którą nazwałem zasadą Woiena.
Kartka. Gruby mazak.
Konkurencję stanowił dziadek.
W jednym kącie pokoju wnuczka wysilała swój intelekt przy tworzeniu swoich własnych literek, w drugim kącie dziadek.
Ten mały szkrab wymyślał runy znane z napisów na zabytkach polskich jak i etruskich.
Po dwu miesiącach wnuczka miała piąte urodziny. Babcia przygotowała uroczysty obiad a wnuczka pomagała przy rozstawianiu talerzy i sztućców. W pewnym momencie doszła do wniosku, by usadzić gości tak jak w przedszkolu.
Pocięła kartkę i napisała: TATA, MAMA, BABCIA.
Nie wiedziała jak napisać dziadzio.
Babcia jej pokazała.
– Co na jedno Dź aż trzy liteliki? To głupie.
Poszła do pokoju i stworzyła własne Dź, a przy okazji Dz, i Dż.
Do zapisania słowa Dziadzio, zamiast ośmiu literek wystarczyły cztery.
Rozmowa pomiędzy mamą a Mają.
Mama.
A co tu napisałaś?
Maja.
Mamo to ty nie widzisz?
Powiedz Dź.
Jak mówisz Dź to zaciskasz ząbki czy nie?
Narysowała X-sem te zaciśnięte ząbki.
Mama.
No teraz widzę.
Maja.
Powiedz jeszcze raz Dź.
Jak mówisz Dź to czy z języczka robi się taka rynienka? – której przekrój narysowała nad X falistą kreską.
A jak mówisz Dz to język jest płaski i wystarczy prosta kreska a jak mówisz Dż to rynienka jest dużo głębsza i narysowana znakiem U.
***
Alfabet Kossakowskiego nie został poddany krytyce przez akademików tylko nazwisko i imię zostało obrzucone inwektywami.
Znowu łżesz mości historyku Bez Twarzy i Nazwiska.
Nie czytałem żadnej z prac Tomasza Kosińskiego i nie będę się na ten temat wypowiadał.
Pragnę jedynie zauważyć, że pomysł by pochodzenie run wiązać z piktogramami pochodzi od profesora Piekosińskiego, który dokonał „odczytu” krakowskiego medalu.
Bez Twarzy i Nazwiska powołuje się na mityczne źródła, które mają potwierdzać imiona bóstw słowiańskich Radegasta i Prowe.
Odczytano nie tylko imiona Prove i Radegasta ale i imię Cernibog. A jak był Cernibog to musiał być i Belbog, czyli biały bog a o to postarali się odczytywacze run.
Problem w tym, że napis brzmiał Zernitro, czyli duch stwórczy ziarna. Tro na końcu wyrazu znaczy TRZY, co tłumaczę jako pierwiastek męski i żeński dający nowe życie, uśpione w ziarnach nie tylko zbóż. Ta trójca jest symbolem życia.
Tymczasem „źródła” na które powołuje się Bez Twarzy to odczyt z tych samych zabytków tylko, że przez różnych odczytywaczy.
W większości wypadków tym odczytywaczem był Joachim Lelewel, ale nie tylko on.
Około dziewięćdziesięciu „uczonych w piśmie” podało własne odczyty.
Skąd taki zalew intelektu?
To bardzo proste.
Alfabet grecki jak i łaciński, to nic innego jak zerżnięte z run znaki pisma, pomylone i czasami przekształcone do niepoznania, czasami podobne i pod właściwą głoską.
Taki uczony jak Lelewel mając przed sobą napis runiczny np. trzyliterowy, a w nim dwie znane z łaciny literki a trzecia nie, po prostu odgadywał trzecią literkę i wstawiał do tworzonego przez siebie alfabetu. Gdy trafił to dobrze, gdy nie trafił a użył tego znaku do odczytu innych wyrazów, wychodziły uczone bzdety, które weszły do nauki.
Moje rozpoznanie słowiańskiego pisma zwanego runami, czy pismem szcyckim, przy pomocy którego łatwo udowodnić, że to Słowianie nauczyli pisać Europę, burzy dotychczasową naukę niemiecką i europejską.
Oddawać doktoraty i profesury!
Naukowcy wychodzą, jak widać na niedorozwojów, a to się nikomu nie podoba.
Nie dziwię się Niemcom, to nie leży w ich interesie.
Ale Polacy?
Właściwie to Polacy czy polskojęzyczni?
To jest tajemnicą.
Znałem osobiście Kosińskiego, tego od „Malowanego Ptaka”.
Przesiadywał całymi dniami w polskiej księgarni na ulicy Nasau w NY.
Przysłano mi książkę z Polski, PTASIOR, która była odpowiedzią na MALOWANEGO PTAKA. Podarowałem ją Kosińskiemu.
Przeczytał w ciągu jednej nocy i……
zaczął opowiadać, że nie zna angielskiego na tyle by w nim pisać i czytać. Swoją pracę dał do przetłumaczenia znanemu dziennikarzowi.
Tak naprawdę to zapoznał się ze „swoją pracą” dopiero gdy przetłumaczono ją na język polski.
Gdy kioskarka zapytało go, czy jest Dżułysz, a miał to wypisane na własnej twarzy, zaprzeczył.
Jestem Polakiem – odpowiedział.
Za dożo gadał i pewnego ranka odnaleziono go utopionego we własnej wannie. Widocznie nie umiał pływać.
***
Czytajcie też precyzyjną notę dotyczącą pracy Winicjusza Kossakowskiego i jego wkładu w odkrywanie korzeni Polaków, Słowian i prawdy o Słowiańszczyźnie Starożytnej na Portalu Słowianie i ukryta historia Polski. Jego pionierska praca i odkrycie run polskich oraz dokonane odczytania starożytnych zabytków nakazują uznać go bez wątpienia za zasłużonego, wybitnego Strażnika Wiedy i Wiary Słowian: