Tan Dwunasty Wielki – Tan Orła/Łabędzia – Szczodre Gody (Święto Świtu)
Ten artykuł ma charakter cząstkowy, nie jest to żaden pełny opis Dwunastego Tanu, lecz przekaz cząstki z prac jakie toczą się nad tymże Dwunastym Tanem. Ten obraz powyżej, także jest odbiciem takiego cząstkowego zrozumienia tego Wielkiego Tanu
Czwarta Kwadra
Tan Dwunasty Wielki – Szczodre Gody
20 – 26 grudnia – Największy Tan Zimowy = Dzikie Łowy Niebieskie Zimy = Święto Świtu, Słońcestanie, Kraczun, Kroje, Szczodre Gody, Święto Kolady/Kostromy i Czarnogłowa, Święto Bab i Dziadów Zimowych, Święto Nieba i Powietrza, Kir Północ – znak Wodnika/Małpy/Orła/Łabędzia/Ptaka (Skrzystego Człowieka-Anioła) – Zimowe Górowanie Ciemności/Nocy (Zodiak Koziorożec do Wodnika) – IV Filar Ziemi (herb Łabędź) – Tan Orła/Łabędzia → Młodego Tura/Bożej Krówki (Wedraka/Bedrika); Koło Bogów: 20-26 grudnia Swarogowie i Rodowie
Ten Tan rozpoczyna się jutro i potrwa przez siedem kolejnych dni.
Jerzy Przybył – Kolada/Ostara/Kostroma-Kostrub/Ozim/Hłodolej
Na początku było Słowo.
Było ono u Boga i było Bogiem.
Od samego początku było razem z Bogiem.
Ono powołało wszystko do istnienia.
I nic, co zostało stworzone, nie zaistniało bez Niego.
W Nim było życie, a życie jest dla ludzi Światłem.
To Światło świeci w Ciemnościach,
a Mrok nie był w stanie Go pochłonąć.
*
Bóg się rodzi, Moc truchleje,
Pan Niebiosów obnażony;
Ogień krzepnie, Blask ciemnieje,
Ma granice nieskończony.
Wzgardzony okryty chwałą,
Śmiertelny Król nad wiekami;
A Słowo Ciałem się stało
i mieszkało między nami.
W każdym nawet najbardziej kłamliwym przekazie znajdujemy Ziarno Prawdy, Owo Ziarno przez Strażników Wiary Przyrodzonej przemycone, staje się Jądrem Krystalizacji dla Novego – Oto SŁOWO na SZCZODRE GODY 2018/7527.
Przedstawiłem powyżej fragment z Ewangelii świętego Jana, Słowo życia – Słowo stało się Ciałem oraz początek jednej z najważniejszych pieśni bożonarodzeniowych, zwanych kolędami. Kolędami od miana Boga Kiru Zimowego – Kolady-Kostromy. Jak każde z bóstw słowiańskich ma on jeszcze kilka innych imion, o czym warto pamiętać, kiedy chce się tę Postać (inaczej fazę) RzeczyIstności w pełni rozpoznać etymologicznie. Ma także swój pełny żeński wymiar. Na przykład nosi miano Zima – we wszystkich językach słowiańskich i bałtyjskich oraz tadżyckim tak samo (zima, zimne, zyma, tadżyckie – zimiston). Tę rzecz zostawmy jednak na razie, a skupmy się na przekazie jaki niesie SŁOWO ewangelii i pieśni.
Oba te SŁOWA są spójne i logiczne, a przekazują nic innego jak obserwację zdarzenia, jakie ma w tym czasie miejsce: tako na Górze na Niebie, jako i na Dole na Ziemi.
Cóż ten przekaz nam niesie, zacznijmy od ewangelii.
„Na początku było Słowo, było Ono u Boga i było Bogiem”!
A więc Słowo, które jest Bogiem i jest „u Boga”, w Bogu. Czyż to nie jest Sławia – stan najwyższy – Jedność i Jedyność? Nic lepiej nie oddaje idei Sławi – Światła Świata, Jedni, Świadomości Nieskończonej, niż ten cytat. Nic nie jest Sławi esencjonalnie bliższe niż te Słowa.
Samo słowo SŁOWO jest Sławią, Sławieniem, Sławą i Słowianiciem/Wysławianiem, Słowa/Sławy Wiciem, Słowiaństwem/Sławiaństwem i Słowiańszczyzną/Sławiańszczyzną. Jakże by to brzmiało, gdybyśmy wstawili tutaj jakieś inne słowo na oznaczenie SŁOWA, na przykład „word”?
Czy żyją na Matce Ziemi jacyś Wordzianie? Wordzianie nazywani są różnie: Anglikami, Anglo-Sasami, Ludem Germańskim, Brytyjczykami (słowo → word). Fhacalowie to Szkoci, Focalowie – Irlandczycy, Gairowie – Walijczycy.
A czy istnieje na Matce Ziemi jakieś plemię lub lud Wortowców? Nie, nie istnieje. Nazywa się ich różnie: Niemcy, Alemanowie, Teutoni, Germanie, Bawarczycy, Saksoni (słowo → wort). Lub może plemię Ordów/Ordowców/Ordzidów – nie to Duńczycy, Szwedzi i Norwegowie, czy Islandczycy, a także Niderlandowie (słowo → ord, lub oord, lub orðið, mówi się ordzidź po islandzku). Jak widać bliscy bardzo Anglo-Sasom i Niemcom. Przyznać trzeba jednak, że najbliżej tej wersji wordowej/wortowej/ortowej/ordowej boskiego SŁOWA są Nordowie – N-ORwegowie, gdzie weg – wić, tak samo jak w słowiańskim Sło-wić.
W tych językach jednak poza pojęciem bliskim świat – world jest już znacznie gorzej jeśli idzie o spójność i filozoficzna głębię znaczenia owego pojęcia word/wort/ort. Np. world – Sfera (czyli cząstka) a nie Sławia (czyli jednia), wordly – doczesny, a nie sławny (famous) lub słowny (verbal), lub wordy – wygadany, wielosłowny, a nie posługujący się słowem (wysławiający się). Moglibyśmy niespójności logiczne i filozoficzne niezgodności z językiem, z mową Ortów, ze SŁOWEM kontynuować, ale tyle chyba wystarczy.
Czy to przypadek, że u Norwegów jest najwięcej haplogrupy R1a wśród Skandynawów/Nordów, i że językoznawcy twierdzą, iż języki nordyckie w pierwszej fazie powstały ze zmieszania języka satemowego haryjskiego/wenedzkiego (R1a) ze staroeuropejskim północnym (I1)? Dopiero później miał dojść, tam do Skandynawii (Skon do Nawii) celtycki – język ORD, ordy/hordy i pORządku, szyków bojowych, ordynku.
N-ORwegowie są dla świata N-ORdów źródłem, założycielskim pierwotnym plemieniem od którego wszystko się zaczyna, którego miano jest niemal w pełni spójne z brzmieniem ich mowy, ze SŁOWEM (ord), które dali oni pozostałym Nordom (niesłusznie zwanym dziś narodami/ludami germańskimi).
Ale czy i u nas Słowian słowo to nie istnieje właśnie w takim ujęciu: p-ORządek, ORdunek, hORda? Wygląda to na wtórne jakieś słowo w odniesieniu do SŁOWA mówionego, jakby wy-RAz, wyrzez znaków, głosek w pORządku, a więc zapis, a nie słowo mowy mówionej. Albo może or-da-wa – jak w OR(d)acja – dawanie uroczystego Słowa, OROwanie – dawanie świadectwa boskiego, poświadczanie, żyROwanie – przyrzekanie. Żyr/Gor to znany bogunek domowy ogniska – żarnika, pożeracz żarcia/pokarmu/jościa, a też w ogóle wszystkiego po domach i gospodarstwach ludzkich. Ale zwłaszcza w kuchni i przy owinie, gdzie wiją się ognie i dymy i Żyry z Owinnikami urzędują. Ale przecież i stąd miano żercy – spalającego ofiarę dla bóstwa, w żarze, lub szczątki, ciało zmarłego na żglisku- żarzysku–gorzelisku.
Słowo Orda kojarzy nam się nieodparcie z przybyszami, najeźdźcami, koczownikami, ludami turańskimi, Turkami i Tatarami, ale u nich, słowo → sözcük (co mówi się sozdżik). Dosyć bliskie są azerskie, uzbeckie i kazachskie (słowo → söz, so’z).
A czy byli na Ziemi Żodisowie? Nie, mówi się na nich Bałtowie lub Litwini. Vardsowie to Łotysze, bliżsi w określeniu słowa Nordykom, Fjalovie to Albańczycy, Sonarowie – Estończycy. Motowie to Francuzi, Palabrowie to Hiszpanie, Włosi to Parolowie.
A czy istniał kiedykolwiek na ziemi jakiś lud Sermonów? A przecież tak w łacinie brzmi słowo SŁOWO. Więc widać jak łacina Rzymian i sami Rzymianie-Romajowie dalecy byli językowo w określeniu SŁOWA, od dzisiejszych Włochów, Hiszpanów czy Francuzów, a jeszcze bardziej Rumunów.
A wśród Słowian? Słowianie to:
Polachowie – Polachajowie – Polacy (słowo → słowo),
Łużyczanie ( słowo → słowo/słowje),
Białorusini (słowo → слово),
Ukraińcy (słowo → слово),
Rosjanie ( słowo → слово),
Słowacy (słowo → slovo)
i Czesi/Bohemowie/Bożanie/Boranie (słowo → slovo).
Oto wszyscy doSŁOWni SŁOWianie.
O dziwo okazuje się, że tym plemieniem pierwotnym, którego miano najbardziej jest spójne ze SŁOWEM są Słowacy (słowo → slovo), dzisiaj naród nieliczny (jak i Norwegów), lecz to lud górski (jak i Norwegów), twardy, hardy, góralski, harski, lud Harnasiów, pierwotnych Harów i Harwatów, lud prastary.
A pozostali Słowianie?
Macedończycy to Zborowie (słowo → zbor), Słoweńcy to Besedowie/Biesowie (słowo → beseda), Bośniacy, Serbowie, Czarnogórcy i Chorwaci to Reczanie/Rijeczanie/Rzeczanie/Rieczanie (bośniackie i chorwackie słowo → riječ, serbskie → реч), Bułgarzy to Dumowie/Dumianie (słowo → дума).
Takie słowa jak: duma (dumka- pieśń, dumanie – myślenie, zdumienie – zdziwienie, wyraz zdziwienia), zbór (zbiór i zebranie gdzie się mówi lub zbiera słowa), rzekanie – mowa (narzekanie), biesiada – spotkanie, uczta, uczta słowna; mają dla wszystkich Słowian oczywiste znaczenie, są powszechnie wśród Słowian zrozumiałe, choć mogą oznaczać dosłownie nie całkiem to samo.
Rumuni to już Cuvanci (słowo → cuvânt, wymawia się inaczej; kuvei/huwei/suwei). W tym ostatnim brzmieniu zaliczyć by można Rumunów/Wołochów do bardzo blisko spokrewnionych z Ludami Słowa, byliby Suweiami. Równie bliskim ludem okazują się o dziwo Węgrzy, którzy byliby plemieniem S-zówów (słowo → szó, wymowa S-zó a nie szo). Finowie to Sanowie – brzmi trochę znajomo o dziwo (słowo → sana, mówi się śana). Jak widać i węgierskie SŁOWO i fińskie, i azerskie i kazachskie i tureckie (a więc stepowe) bliższe jest Słowianom niż bałtyjskie.
Jest jeszcze jeden lud w Europie, którego imię zabrzmi nam dziwnie znajomo, lecz bardziej blisko w zapisie niż w wymowie to Lexiowie/Lehiowie/Leksiowie (słowo → η λέξη = i lexi, wymowa i leksi) – Grecy, dawni (L)ahajowie.
W hindi słowo → shabd, wymawia się – sziabd – jak nasze „szept” (tyle że dźwięczne), przy czym sz jest zmiękczone w śz, a w sanskrycie i nepalskim słowo → śabda, a więc także dosyć bliskie naszemu wyrazowi słowo – w wymowie sijabda/ śuabda (podobne słowiańskie słowo to swadźba). W języku perskim słowo → vazhhe, w wymowie vaże, jest echem słowa „wyraz”/”waga”/”u-waga” (mówimy: ważyć słowa, uważać na słowa, wyrażać się → wysławiać się → wymawiać słowa).
Oto jak na dłoni już w pierwszym zdaniu boskiego przekazu macie Lud SŁOWA i przekazanie kto do tego Ludu SŁOWA należał.
Wróćmy to ewangelii i kolędy.
Czy te SŁOWA w swojej zbieżnej intencji, zarówno w kolędzie jak i ewangelii, zrodziły się z przypadku?
SŁOWO ewangelii:
„Od samego początku było razem z Bogiem.
Ono powołało wszystko do istnienia.”
SŁOWO kolędy:
„Bóg się rodzi, Moc truchleje,
Pan Niebiosów obnażony;”
Owo Słowo-Bóg, czyli Nieskończona Świadomość Bezcielesna, powołało wszystko – w tym samego siebie, a więc Wszy Świat – do Istnienia, do Istu (bóg się rodzi – z kolędy). I znów: istnienie – polskie, inaczej istu mienie; białoruskie існаванне (isnavannie – istowanie/istowianie – stawanie się/odnawianie się/ osnowanie); ukraińskie існування – isnuwanije; rosyjskie – существование – suszczestwowanie lub бытие – bycie (istnienie); chorwackie, serbskie, bośniackie – postojanje (bycie, istnienie, ustanawianie, powstanie); słoweński – obstoj; u Czechów i Słowaków obce słowo – existence czyli egzystencja, albo bytost’ – bycie (istnienie), jak u Łużyków. Hindi/sanskryt – astitve (istnienie), po persku hsty – a więc isty (istnienie).
„Moc , truchleje – Pan Niebiosów, obnażony” – potocznie rozumiane to jest jako „goły Jezus Chrystus na krzyżu”, ale przecież nie to prostackie znaczenie, jak zawsze, miał na myśli mówiący to w alegoryczno-symbolicznym dialogu „nad/pod kulturą” Strażnik Wiary Przyrodzonej Słowian. Wszelka Moc truchleje (obumiera, zatrzymuje się, zamienia się w truchło, martwieje) porażona widokiem rodzącego się Boga-Słowa. Więc nie chodzi tutaj o śmierć Boga na krzyżu rzymskim, lecz o Rodzenie się Boga-Słowa, Pana Niebiosów w całej okazałości, obnażonego – ukazującego swoją ISTOTĘ, IST SŁOWA – jego całą Moc.
SŁOWO ewangelii:
„I nic, co zostało stworzone, nie zaistniało bez Niego.
W Nim było życie, a życie jest dla ludzi Światłem.
To Światło świeci w Ciemnościach,
a Mrok nie był w stanie Go pochłonąć.”
„Nic nie istnieje/nie zaistniało bez Niego, w Nim było i jest życie, a życie jest Światłem (nie tylko dla ludzi)”. Życie bez Niego nie istnieje, Życie jest Światłem. Światło → Świat → Gwiazda → Kwiat = Swąt → Światło Świata → Światłoświat → Świętowit. „Światło świeci w Ciemności”, gdzie ciemność z dużej litery może byc rozumiana tylko jako Nicość/Nica. „a Mrok nie był w stanie go pochłonąć” – gdzie mrok z dużej litery to Ś-Mierć, która nie jest w stanie pochłonąć Światła Świata.
SŁOWO kolędy:
Ogień krzepnie, Blask ciemnieje,
Ma granice nieskończony.
Wzgardzony okryty chwałą,
Śmiertelny Król nad wiekami;
A Słowo Ciałem się stało
i mieszkało między nami.
To samo dzieje się w kolędzie. „Ogień krzepnie, Blask ciemnieje – ma granice nieskończony.” Ogień – zatrzymuje się i blask gaśnie gdy objawia się Granica – Nieskończoność Boga-Słowa. Tak, tylko tam , w Jedni „ogień krzepnie” a „blask ciemnieje”. „Wzgardzony okryty chwałą, Śmiertelny Król nad wiekami” – znów potocznie rozumie się te dwa wersy w sposób oczywisty w odniesieniu do Chrystusa wzgardzonego przez lud żydowski, a okrytego chwałą/sławą nieśmiertelną, choć sam był śmiertelny. Lecz pod tym rozumieniem jest inne, które stanowi dalszy ciąg myśli poprzedniej gdyż to Tam – w Jedni, w Sławi, w Nieskończoności, Nieskończonej Świadomości Wzgarda łączy się z Chwałą, Chwila staje się Nieskończonością, Śmierć staje się Wiecznością i Nieśmiertelnością, każdy Śmiertelny staje się Królem nad Wiekami.
Ostatnie dwa wersy pieśni to już czysta ewangelia świętego Jana i zarazem czysta magia starożytna, sprzeczna w swojej istocie z nauczaniem Watykanu. Gdyż Słowo-Bóg „Ciałem się stało” stało się Istotą Żywą, więc Człowiekiem i „mieszkało między nami” , a więc między Nami, w Nas Istnieje – jest. A więc będąc Jego wytworami jesteśmy Nim, gdyż On jest w Nas.
Tymczasem Watykan twierdzi, że Jego w Nas nie ma, że rodzimy się „grzeszni pierworodnie”, że musimy „pokutować”, „umartwiać się” zamiast cieszyć się Światłem-Życiem i Jego, Boga-Słowa, obecnością „między nami”/ w Nas.
Powstaje jednak pytanie czy taka interpretacja tego utworu jest uprawniona, czy ta nadbudowa alegoryczna nie jest nieuzasadniona, a pieśń po prostu była dosłowna. Niech odpowiedzią na to staną się dzieje samej pieśni i osób zaangażowanych w jej powstanie – Strażników Wiary/Wiedy Przyrodzonej Słowian, którzy ją stworzyli i nadali jej odpowiedni rozgłos oraz wielowiekową trwałość.
Wikipedia o kolędzie:
O pieśni
Pieśń o Narodzeniu Pańskim – utwór Franciszka Karpińskiego, popularnie znany jako Bóg się rodzi, nazywany czasem królową polskich kolęd. Tekst pieśni powstał w Dubiecku nad Sanem na zamówienie księżnej marszałkowej Izabeli z Czartoryskich Lubomirskiej (1736–1816). Kolęda, wraz z innymi utworami składającymi się na Pieśni nabożne, zabrzmiała po raz pierwszy w 1792 r. w Starym Kościele Farnym w Białymstoku[1]. W tym samym też roku ukazało się jej i innych „Pieśni nabożnych” pierwsze wydanie sporządzone w klasztorze oo. Bazylianów w Supraślu.
Pieśń składa się z pięciu zwrotek, każda po osiem ośmiozgłoskowych wersów. Występują rymy dokładne, żeńskie, krzyżowe. Łańcuch oksymoronów w tekście, np. „blask ciemnieje” uwydatnia znaczenie cudu, jaki miał miejsce w stajence. Słowa kolędy podkreśla formuła z Ewangelii św. Jana „A Słowo Ciałem się stało i mieszkało między nami”. Piąta strofa rozpoczynająca się słowami „Podnieś rękę, Boże Dziecię, błogosław (Ojczyznę) krainę miłą” nadaje pieśni charakteru narodowego, zwrotka ta nawiązywała również do posiadłości książąt Lubomirskich. Utwór tak poważny w treści, znacznie odróżnił ją od popularnych wtedy kolęd ludowych. Autorowi udało się połączyć wzniosłość z potocznością.
Tekst Karpińskiego już wkrótce po opublikowaniu był śpiewany, ale na różne melodie. Obecnie używana melodia, utrzymana w rytmie poloneza, przypisywana bywa Karolowi Kurpińskiemu, aczkolwiek nie wyklucza się jej ludowego pochodzenia. Według innych źródeł jest to polonez koronacyjny królów polskich jeszcze z czasów Stefana Batorego (XVI w.). W pierwszej połowie XIX wieku była powszechnie znana w całej Polsce, chociaż śpiewana była, w zależności od regionu, w różnych wariantach melodycznych.
O księżnej;
Izabela Lubomirska, właściwie: Elżbieta z Czartoryskich Lubomirska (ur. 21 maja 1736 w Warszawie, zm. 25 listopada 1816 w Wiedniu) – księżna, mecenas i kolekcjonerka sztuki okresu rokoka, posiadaczka starostwa wiślickiego w 1789 roku[1] .
Z powodu błękitnych sukni, które często nosiła, jeszcze za życia nazywano ją Błękitną Markizą. Córka Augusta Aleksandra Czartoryskiego i Marii Zofii Sieniawskiej.
Była żoną marszałka wielkiego koronnego – Stanisława Lubomirskiego i matką Julii Potockiej, Konstancji Rzewuskiej, Izabeli Potockiej oraz Aleksandry Potockiej.
Należał do niej między innymi pałac w Wilanowie, pałac w Ursynowie (wówczas zwany Rozkoszą) i pałacyk Mon Coteau na Mokotowie (Pałac Szustra). Kładła kamień węgielny pod gmach Teatru Narodowego w Warszawie i była inicjatorką przebudowy zamku w Łańcucie w stylu rokoko na przełomie XVIII i XIX wieku.
Jedna z najwybitniejszych kobiet w Polsce XVIII. w., brała nader czynny udział w polityce swego obozu, zabiegała zarówno o pozyskanie obcych dworów jak i mas szlacheckich. Początkowo życzliwa Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu, potem zwalczała go namiętnie. Rozgoryczona niepowodzeniem tej akcji, przeniosła się do Paryża, po wybuchu rewolucji przebywała w Wiedniu. Obok działalności politycznej wyróżniała się jako postępowa opiekunka włościan.
Była członkinią loży adopcyjnej Dobroczynności w 1783 roku[2].
Była inicjatorką przeniesienia Gimnazjum do Brzeżan ze Zbaraża, przekazując na jego cele pięć pomieszczeń w ratuszu w mieście[3].
Została pochowana na cmentarzu w Währing. 23 września 1885 roku trumnę z powodu likwidacji cmentarza w Währing przewieziono do kościoła parafialnego w Łańcucie, gdzie została pochowana we wcześniej ufundowanym nagrobku .[4][5]
Co to jest loża adopcyjna?
Loże adoptowane (adopcyjne) – istniejące w XVIII i XIX wieku masońskie loże kobiece związane z jakąś uznaną lożą męską (dla przydania im znamion tzw. regularności w czasach, kiedy nie istniało odrębne organizacyjnie wolnomularstwo kobiece). Ich obrzędy były nieco odmienne od męskich.
Zrzeszały one zazwyczaj żony i córki wolnomularzy. Zajmowały się głównie działalnością charytatywną, z czasem dostrzegły też problemy społeczne. W Polsce pierwszą taką placówkę utworzyła warszawska loża Cnotliwy Sarmata – była to Wielka Loża Adopcyjna pod Klimatem Warszawy założona w 1769 roku. Mistrzynią tej loży została Teresa z Ossolińskich Potocka, należały też do niej m.in. Luiza Aloe, Anna z Rzewuskich Humiecka oraz Elżbieta z Czartoryskich Lubomirska.
O Autorze
Franciszek Karpiński herbu Korab, ps. i krypt.: Autor „Zabawek wierszem i prozą”; F.K. (ur. 4 października 1741 w Hołoskowie[1] koło Otyni, zm. 16 września 1825 w Chorowszczyźnie koło Wołkowyska) – polski poeta epoki oświecenia, pamiętnikarz, dramatopisarz, tłumacz, publicysta, moralista, twórca i główny przedstawiciel nurtu sentymentalnego w polskiej liryce.
Był synem Andrzeja, zarządcy w Hołoskowie (należącego do Potockich), i Rozalii Karpińskich. Matka pochodziła z rodziny Spendowskich (według relacji poety z roku 1798). Po ukończeniu podstawowych nauk wstąpił do gimnazjum (kolegium jezuickie) w Stanisławowie. Była to szkoła z wielkimi tradycjami. Powstała ona w 1669 z fundacji założyciela miasta Jędrzeja Potockiego. W 1718 przeszła w ręce jezuitów, którzy podnieśli ją do bardzo wysokiego poziomu. Tu odbył dwuletni kurs retoryki i filozofii.
Po ukończeniu gimnazjum studiował na uniwersytecie we Lwowie do uzyskania tytułu doktora filozofii i nauk wyzwolonych oraz bakałarza teologii. Obecny na egzaminie arcybiskup lwowski Sierakowski namawiał go bezskutecznie do stanu duchownego. Karpiński półtora roku kształcił się w Wiedniu, gdzie doskonalił znajomość języków obcych i słuchał wykładów znakomitych przyrodników. Po otrzymaniu starannego wykształcenia rozpoczął pracę nauczycielską na dworach magnackich.
W wieku 40 lat wydał pierwszy tomik wierszy (Zabawki wierszem). Przez Ignacego Witosławskiego, oboźnego polnego koronnego, przesłał swoje utwory księciu Czartoryskiemu i biskupowi Naruszewiczowi. Niedługo potem Czartoryski wezwał go listownie do Warszawy i zaproponował stanowisko sekretarza interesów politycznych. Karpiński wyjechał do stolicy w 1783. Wkrótce został przez Naruszewicza przedstawiony królowi. Została mu zlecona opieka nad biblioteką Czartoryskich. Doprowadził do uporządkowania i oznakowania zbiorów. Wydał trzy kolejne tomy wierszy. Zyskał dużą popularność, ale rozczarowany życiem w stolicy, a zwłaszcza zniechęcony konfliktami i obłudą panującymi w tamtejszych sferach towarzyskich, pomimo przywiązania do swojego protektora powrócił po półtora roku na Ruś Czerwoną, która w tym czasie znajdowała się już pod zaborem austriackim. Utrzymywał się znowu z dzierżawy różnych majątków i z pracy guwernera na dworach magnackich, między innymi był wychowawcą syna księcia Józefa Sanguszki, Romana. Wielokrotnie na dłuższe pobyty przyjeżdżał do Warszawy. Był uczestnikiem obiadów czwartkowych u króla. Od poznanego szambelana królewskiego, Marcina Badeniego, dostał w dzierżawę na sześć lat wieś królewską Suchodolinę. Za jego też wstawiennictwem w 1791 otrzymał od króla pięćdziesięcioletnią dzierżawę wsi Kraśnik w powiecie prużańskim, którą nazwał Karpinem, i tam osiadł na parę lat.
W latach 1785–1818 przebywał na dworze Branickich w Białymstoku, gdzie napisał Pieśni nabożne (Kiedy ranne wstają zorze, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Bóg się rodzi i inne). Zabrzmiały one po raz pierwszy w starym kościele farnym, a wydane zostały w klasztorze oo. Bazylianów w Supraślu w 1792.
W 1818 kupił od Wincentego Orzechowskiego, sędziego granicznego wołkowyskiego, wieś Chorowszczyznę koło Wołkowyska, gdzie spisał swój pamiętnik i spędził resztę życia.
W 1800 został członkiem Towarzystwa Przyjaciół Nauk.
Miał kolejno trzy wybranki serca, zwane przez siebie Justynami, nigdy się jednak nie ożenił.
Grób poety znajduje się na cmentarzu przykościelnym byłego kościoła i klasztoru misjonarzy w Łyskowie (w owym czasie miasteczku dziedzicznym Adama Bychowca) w rejonie prużańskim na Białorusi i ma kształt wielokrotnie zmniejszonej wiejskiej chaty. W szczycie tablica z płaskorzeźbą półpostaci, pod nią napis Oto mój dom ubogi, pod nim Franciszek Karpiński * 1741–1825 * Poeta.
Karpiński był zafascynowany kulturą ludu. Tłumacząc psalmy, przywiązywał dużą wagę do jasnego i czytelnego języka. Krytykował przekłady Kochanowskiego za rozwlekłość, niezgodność z oryginałem i zbyt częste nawiązywanie do mitologii.
Otynia:
Ottynia została pierwszy raz wspomniana w dokumentach z 1610 roku jako rezydencja magnacka. W 1669 roku Wacław Potocki ufundował w Ottyni pierwszy drewniany kościół. W I Rzeczypospolitej należała województwa ruskiego, pod zaborem austriackim wchodziła w skład prowincji Galicja. W 1880 roku miejscowość liczyła 3714 mieszkańców w tym 1557 Żydów, w 1913 roku liczyła ok. 5000 mieszkańców, w tym 1000 Polaków, 2000 Żydów, 1500 Rusinów oraz 500 Czechów i Niemców. Na początku XX wieku w miejscu drewnianej świątyni wybudowano nowy murowany kościół, którego ołtarz ozdobili artyści sprowadzeni z Tyrolu w 1911 roku.
O domniemanym kompozytorze słów kilka:
Od 1810 roku Kurpiński mieszkał w Warszawie. Tam, dzięki rekomendacji Józefa Elsnera i warszawskiego śpiewaka Jana Nepomucena Szczurowskiego został przyjęty na drugiego dyrygenta orkiestry Teatru Narodowego. Funkcję tę pełnił przez 30 lat, najpierw wspólnie z Elsnerem, później (od 1824 roku) jako jedyny kierownik instytucji. Na lata 1810-1820 przypada okres najobfitszej twórczości operowej oraz działalności publicystycznej Kurpińskiego. Debiut kompozytorski miał miejsce 4 grudnia 1810 kantatą ku czci Napoleona. W maju 1811 roku została wystawiona jego pierwsza opera: Dwie chatki. Jeszcze pod koniec roku ukazał się Pałac Lucypera, a w 1812 kolejne dwa utwory sceniczne: Ruiny Babilonu oraz Marcinowa w seraju.
W roku 1820 rozpoczął wydawać pierwsze polskie czasopismo muzyczne Tygodnik Muzyczny, w którym publikował artykuły na temat estetyki, historii muzyki, recenzje oper i koncertów. Po półtora roku pismo przestało wychodzić z powodu braku prenumeratorów, przysparzając kompozytorowi nie lada problemów finansowych.
W latach 1811-1821 należał do masonerii uzyskując przedostatni stopień wtajemniczenia. Był Dyrektorem Harmonii Wielkiego Wschodu Narodowego Polski w 1819 roku, członkiem honorowym loży Astrea w 1819 roku i Kazimierz Wielki w 1819/1820 roku[2].
A oto piąta zwrotka Pieśni o Narodzeniu Pańskim:
Podnieś rękę, Boże Dziecię!
Błogosław krainę miłą,
W dobrych radach, w dobrym bycie
Wspieraj jej siłę swą siłą.
Dom nasz i majętność całą,
I Twoje wioski z miastami!
A Słowo Ciałem się stało
i mieszkało między nami.
Autor tekstu Franciszek Karpiński
Tyle cytatów z Wikipedii.
A cóż to jest za Boże Dziecię, które rodzi się w tym czasie? Ano odradza się Światło Świata, trwają Dzikie Łowy w Ciemności, w Nicy, na to odradzające się Światło, Swątlnicę, Swąt-Wolę, Swą-Wolę, WOLNOŚĆ.
Czy te SŁOWA w swojej zbieżnej intencji zrodziły się z przypadku? Powiem tak: Polsko Ojczyzno Nasza i Macierzy Nasza, cóż byś Ty zrobiła bez Swoich Masonów, czymże Ty byś bez nich była?!
I odpowiem: Jeśli nie byłabyś Niczem, czyli jeśli dzisiaj w ogóle by Ciebie nie było, Ojczyzno Moja umiłowana, to byłabyś na pewno czymś zupełnie innym, jakimś zapewne Potworkiem, Karykaturą dawnego Imperium, czymś Bez Krwi i Ducha, być może nawet już od dawna Byłabyś Ojczyzno Moja krajem zapomnianym, krajem bez rodzimego języka i bez pamięci Dawnej Wielkiej Chwały/Sławy.
Dziękuję wam Babki i Dziadowie Nasi, Wielcy Strażnicy Wiary Przyrodzonej Słowian w to Wielkie Nasze Święto Świtu – Narodzin Światła – w Szczodre Gody, za wasze trudy i mozoły, za poświęcenie i wszelkie działania jakie włożyliście w przetrwanie obrzędu i SŁOWA w jego pierwotnym przyrodzonym znaczeniu – Słowa i Tanu, które przechowały Pamięć Tysiącleci naszej Rodzimej KultTury.
Zarysujmy tutaj obrzędy tego Siedmiodniowego Święta.
Dawny miesiąc dziesiąty zwany Grudniem (Grudzieniem, Studeniem, Prosińcem – obecnie dwunasty), w którym jest święto rodu Swarogów i Kostromy-Kolady z rodu Kirów
X Miesiąc Księżycowy – Listopad – miesiąc 30 dniowy – – obecnie XII Miesiąc Słoneczny – Grudzień – biegnący od pełni księżycowej 21 listopada do pełni 20 grudnia; 20 – 26 grudnia – Święto Godów, Zimowe Przesilenie, Święto Dziadów, Święto Kostromy – uplecenie Kostromy/Marzanny, Kraczun, Święto Narodzin Światła Świata, Boże Narodzenie-Uwicie Światła i Świata, Szczodry Wieczór, Szczodre Gody, Zimowe Staniesłońca, Kroje, Stado – Kolęda. Czczenie Swarożyca, uroczyste spożywanie świętej wieczerzy. Przewidywanie pogody na kolejny rok. Przesilenie zimowe. Najdłuższa noc w roku, ale po niej dzień znów zaczyna się wydłużać. Wróżono pomyślność w nadchodzącym roku, grupy w rytualnych przebraniach obchodziły wszystkie domy śpiewając kolędy, całowano się pod podłaźnicą/światem/sadem i pod jemiołą, spożywano 13 potraw, dbając jednocześnie o dodatkowe nakrycie dla zmarłych przodków (wiele z tych zwyczajów przetrwało do dziś).
24 grudnia: Święto Kolady. Wszystko co zostało upieczone i uwarzone wcześniej, było konsumowane na wielkiej plemiennej wieczerzy, która składała się z dziewięciu potraw lub z trzynastu. Podczas posiłku, śpiewano pieśni, a potem następowały wróżby. Teraz wszyscy znamy to święto jako wigilię Bożego Narodzenia.
26 grudnia Święto Roda. Wygłaszanie zamówień ku czci Roda (“niech rodzi się wszystko dobre”).
Obchodzone przez współczesne wspólnoty rodzimowiercze w Polsce, jedno z czterech głównych Świąt Światła Świata.
podłaźniki, świetliki – ozdoby pogańskie z symbolami słońca i bogactwa a nie narodzin Jezusa
Szczodre Gody to koniec starego roku i początek nowego roku, zarówno w wymiarze gwiezdnym = świetlistym, słonecznym, jak i świątecznym – godowym i przyrodniczym-wegetacyjnym. Święto to wiąże się z przezwyciężeniem Ciemności/Nicy przez Światłość – Światło Świata (Świętowita). W tym okresie, po najkrótszym dniu w roku, dzień ponownie zaczyna stawać się coraz dłuższy. Swaróg – bóg ognia niebiańskiego, zaczyna odzyskiwać władzę nad światem. Stare, Światło Świata – w postaci Swątlnicy Czarnej Wielkiej Krowy/Tura odchodzi, chociaż wciąż rzuca ona wielki cień na Słońce, które jest słabe. Przychodzi Nowe, Młode Światło Świata – Wedrik-Bedrik (Biedronka-Wedrak, Boża Krówka, Skarabeusz) Jasna Swątlnica – Złota Biedronka z czarnymi kropkami, Złota Boża Krówka, Złoty Skarabeusz. Nazwa „szczodre gody” ma rodowód prasłowiański, godъ to ‘rok’. Gody to liczba mnoga, ponieważ stary rok gwiezdny przechodzi w nowy, otwiera się kolejne Koło – Koło Daru, Kolęda/Kolenda – Koło Lęd – uprawy Ziemi – Nowy Rok Kolędarzowy. Wszystkie ludy i plemiona Słowiano-Ariów (Indoeuropejczyków) ale i inne, które kultywują tradycję Wiary Przyrodzonej świętują Przesilenie Zimowe.
Święto Szczodrych Godów zaczyna się od Ostatniego Dnia Stania Słońca 20 grudnia. W tym dniu przerywa się zwykłe prace i działania skupiając się na zadrudze, rodzinie, bliskich i na współplemieńcach z najbliższej okolicy, na relacjach z najbliższymi: przyjmowano gości, dawano sobie prezenty i śpiewano tradycyjne pieśni.
połączenie Choiny i Światów
Według obserwacji Nieba Gwieździstego, będącego dla Nas odbiciem Boskiej Prawi/Weli – dzień który nieustannie skraca się począwszy od Równonocy Jesiennej 20/21 września, w pewnym momencie około 18-20 grudnia Staje w Miejscu i trwa przez kilka dni w niezmienionej długości – jako najkrótszy dzień i najdłuższa Noc. Tym samym Ważą się Losy Świata. Od 20 grudnia Przechyla się Szala Wagi i Dnia zaczyna powolutku przybywać. O dziwo jest to widoczne tylko gdy posiadamy bardzo dokładne narzędzia służące mierzeniu czasu. A jednak Słowiano-Ariowie wiedzieli to. Czy to kolejny dar od Starej Cywilizacji Ziemi sprzed Katastrofy 10.860 roku przed naszą erą?
Nazwą „gody” określano czas przejściowy pomiędzy starym i nowym rokiem, czas „styku” starego i „nowego” godu – stąd nazwa miesiąca „styczeń”. Wszystkie ludy świata posiadają bajne/niebiańskie/niebieskie opowieści o Narodzinach Światła/Słońca, które to obiekty ludy owe wierzeniowo uczłowieczają, czcząc je pod postacią odpowiednich bóstw. Na okres przesilenia zimowego przypadały przykładowo największe święta pogańskiego Rzymu (Sol Invictus, Saturnalia).
♦
Na równi z Choinką uznaje się znak i zwyczaj stawiania w kącie izby ostatniego zżętego snopa żyta/zboża zwanego Diduchem/Dyduchem. Diduch to zastępcze miano. Jest to obiekt symbolizujący Kir Kostromy-Kolady, która rozpoczyna królowanie nad Światem oraz znak tynu Morów – Mora i Marzanny.
Moroz/Mor i Snieguroczka/Śnieżynka/Marzanna, w Niebiańskich/Niebieskich szatach skrojonych z Baji- Materii Świata o błękitno-szafirowym iście-barwie-maści.
Mor i Marzanna zjawiają się w tym czasie osobiście pod postacią przebranej pary, mężczyzny i kobiety, zwanych Dziadkiem Mrozem/Mrozem/Mikułą lub Gwiazdorem oraz Śnieżynką/Gwiazdką/Gwiazdeczką, przynosząc domownikom rózgi i podarki – szczodraki. Dawniej rolę tę pełnili żercy i wiedunki, ubrani w bogate stroje obrzędowe odpowiedniej barwy (czerwone/krasne, białe/srebrne, niebieskie/bajne, żółte/złote) zaopatrzone w odpowiednie znaki – jak gwiazdy, księżyce, słońca.
Całkiem współczesny Diduch
♦
Mieli też oni ze sobą odpowiednie symbole boskie jak np berła, łańcuchy, miotełki, korony itp. Przychodzili oni w całym orszaku, z którego do dzisiaj w zbiorowych uroczystych obdarowaniach np. jakie ja pamiętam z przedszkola sióstr Urszulanek , przy ulicy Kazimierza Wielkiego na Łobzowie Krakowskim, święty Mikołaj/Dziadek Mróz przychodził z Aniołkiem (młoda dziewczyna) i Diabłem oraz zwierzątkiem – Barankiem/Kozą/Turoniem. Diduch jest niczym innym jak Marzanną/Morem i Śmiercichą/Ostarą/Zimą/Kostrubonkiem topioną/topionym następnie na wiosnę lub paloną. To z Diducha przechowywanego do wiosny, w przeddzień Nowego Słowiańskiego Wiosennego Roku Godowego pleciono Kukłę Marzanny/Śmierciuchy.To właśnie z nasion pochodzących z kłosów tegoż snopa należało rozpocząć wiosenne siewy.
Światy/Sady
♦
Diduch jest ozdabiany tak jak i Choinka i Świat/Podłaźnik takimi samymi obiektami: suszonymi owocami (najczęściej jabłkami) orzechami, ciasteczkami i cukierkami, bańkami, światełkami. Powszechny jest zwyczaj wyścielania słomy lub siana pod uroczystym obrusem/czechołem nakrywającym stół biesiadny.
Innym obiektem odpowiadającym tym wszystkim opisanym powyżej, który wieszano podobnie nad stołem biesiadnym, u sufitu pod główną lampą, jest Jemioła-Imiela, symboliczna roślina przynależna 89 Bogini, Ukrytej Bogini, Swątwoli-Swętlnicy.
Sady i Świetliki (Światy)
Podczas Szczodrych Godów należało się cieszyć. Ludzie zwyczajowo ucztowali i wyprawiali godne biesiady. Zwycięstwo/Narodziny Światła/Słońca w Niebieskich Dzikich Łowach Zimowych to powód do nieskrępowanej radości.
Jemioła-Imiela-Swątwola – Strąprza
Święto Godowe (Szczodre Gody), rozpoczyna dzień 20 grudnia który jest Dniem Słońcestania (Zimowego Stania Słońca). Przez słowiańskich rodzimowierców (zarówno w przeszłości, jak i obecnie) uznawane jest za początek Nowego Roku Gwiazdowego, czyli Słonecznego. Gody to czas od Słońcestania do ostatnich świątecznych obrzędów w dniu 26 grudnia, który to dzień uważano za rozpoczynający Nowy Rok Gwiazdowy. Od tej bowiem chwili zaczyna przybywać najkrótszego (jak dotąd) dnia w roku, a ubywać najdłuższej nocy.
W roku 2018/7527 ten czas Słońcestania wygląda następująco:
19Wschód słońca: 07:34 Zachód słońca: 15:38 |
20Wschód słońca: 07:35 Zachód słońca: 15:39 |
21Wschód słońca: 07:35 Zachód słońca: 15:39 |
22Wschód słońca: 07:36 Zachód słońca: 15:40 |
23Wschód słońca: 07:36 Zachód słońca: 15:40 |
24Wschód słońca: 07:37 Zachód słońca: 15:41 |
25Wschód słońca: 07:37 Zachód słońca: 15:41 |
26Wschód słońca: 07:38 Zachód słońca: 15:42 |
27Wschód słońca: 07:38 Zachód słońca: 15:43 |
WIDAĆ TUTAJ WYRAŹNIE CZAS STANIA SŁOŃCA, CZAS WAŻENIA SIĘ PRZYSZŁOŚCI ŚWIATA, CZAS NIEBIESKICH DZIKICH ŁOWÓW – WIELKIEGO POLOWANIA SIŁ CIEMNOŚCI NA ODRADZAJĄCE SIĘ MŁODE ŚWIATŁO GODOWE – Bożą Krówkę/Turzycę/Biedronkę-Wedraka Jasności.
Swaróg, Kowal Światłoświatowy (Świętowita), Ojciec Słońca, znów zaczyna odzyskiwać panowanie nad światem. Zamyka się kosmiczne Koło Godu/Roku. jest to też szczególny czas na odprawianie wróżb mogących przewidzieć przebieg przyszłego roku, np. pogodę i przyszłoroczne zbiory.
Jerzy Przybył – Dziady Żywieckie – Widać bogactwo postaci w orszaku, w tym symbolizujące Tura/Wedraka i Światło/Ogień/Słońce postacie Króla i Królowej Kolady/Kolędy – na pierwszym planie. Jest Śmierciucha-Kostroma/Marzanna i Mor/Czarnogłów/Kostrub/Wid-Wij, z Trójzębem/Widłami (dzisiaj to diabeł). Czerwona Gwiazda-Słońce. Tak zwana Młoda Para – to symbol Rodów, Młodego Światła, Odrodzenia Życia – Wesela. Grajkowie-Szamani i postacie zwierzęce, symbole bogów. Zielono-niebieska postać na pierwszym planie to Woda, która jest w tym czasie święcona Ogniem.
Również zwyczaj kolędowania — czyli chodzenia przez grupę kolędniczą od domu do domu w okresie Święta Godowego — ma swoje rodzime, słowiańskie źródło. Noszone przez kolędników maszkary (którymi dla żartu straszono widzów) swoje źródła mają w przedchrześcijańskich praktykach zaklinania urodzaju na Słowiańszczyźnie. Najbardziej charakterystyczna z maszkar, zwana turoniem, przedstawia rogate, czarne i włochate, kłapiące paszczą zwierzę. Po wejściu wraz z grupą kolędniczą do chaty turoń rozpoczyna obrzędowy tan, który jest Tanem Orła lub Łabędzia, czyli „odchodzącej Krowy/Wedraka Ciemności. Turoń w tanie podczas śpiewania kolęd klapie pyskiem i dzwoni zawieszonym na szyi dzwonkiem. W którymś momencie tych harców następuje szczególnie istotny element obrzędu — turoń pada udając martwego. Wszyscy członkowie świętego orszaku próbują przywrócić go do życia (symbolizuje to zachodzący w przyrodzie i na Niebie akt umierania i odradzania się Światła Świata – Krowy/Tura/Wedraka-Bożej Krówki czyli Śmierć „starego” (Królującego Bóstwa Ciemności) oraz narodzenie Novego Światła Świata – Bożej Krówki Jasności. Cucenie – masowanie, podpalanie pod Turoniem słomy, dmuchanie i wlewanie w pysk przebranego za boga szamana prowadzi do odzyskania siły i „odrodzenia” się Turonia, jako Bóstwa Jasności. Znów rozpoczyna on Tan, ale tym razem jest to Tan Zwycięskiego Jasnego Tura/Krowy/Wedraka/Łabędzia. Pochody Turonia odbywają się z Gwiazdą (wykonaną ze słomy i kolorowego papieru), przymocowaną ruchomo do drzewca. Poprzez nawiązanie do Jutrzenki (kojarzonej z brzaskiem i zorza poranną), czyli gwiazdy zarannej (widocznej nad horyzontem tuż przed wschodem Słońca, niejako zapowiadającej jego nadejście) wskazuje ona i jest znakiem odradzającego się Światła wszechświata i Gwiazdy Ziemi, Słońca – Swarożyca. Kolędnik ją trzymający nazywany jest Gwiazdorem lub Gwiaździchem. Jest to postać ubrana w baranicę i futrzaną czapę, z twarzą ukrytą pod maską lub umazaną sadzą. Gwiazdor nosi ze sobą wór z podarkami i rózgę, a pytając domowników (przeważnie dzieci) o zachowanie w ciągu roku, w zależności od uzyskanej odpowiedzi wręcza prezent lub smaga rózgą.
Jerzy Przybył – Dziady Żywieckie. Na pierwszym planie Ogień-Swaróg/Swarożyc, po lewej Wedrak-Bedrik – Odradzające się Światło/Ogień/Słońce, na drugim planie Czarnogłów, Weles (Diabeł) i Śmierciucha (Kolada/Marzanna). Dwa niedźwiedzie, biały i czerwony, symbolizujące Przemianę oraz Para w Czerwonych Szatach i Czarnych Maskach – Rodowie.
Porządek obchodów Szczodrych Godów jest zatem następujący:
20. grudnia: Słońcestanie – Święto Czarnoboże – Oddanie czci Bogom Działu Działów przez ułożenie bukietów z suchych kwiatów i roślin. Dekorowanie domu i gospodarstwa – dzisiaj oświetlenia domostwa, dawniej przystrojenie ozdobami. Wykonanie świętych wypieków i potraw świątecznych oraz świec i kadzideł świątecznych, bajorków i innych ozdób/przedmiotów kultowych. Dawniej była tu także ofiara zwierzęca np. ryba, świniak, zając, królik, kura – i wykonanie potraw mięsnych – np. pasztetów, rosołu itp., dzisiaj niekoniecznie – stosuje się wśród Jaroszy cały jadłospis świąteczny jarski. Dzień kończy się wieczornym Wygaszeniem „Starego” Ognia.
21.grudnia: Święto Strzyboże (welańskie i nawskie – Prawi i Nawi) – Wietrzne/Wieczne/Powietrzne/Powieczne – dla Bab i Dziadów. Zapalenie kadzideł i ogni odnowionych – odnovy – „Młodego” Ognia na grobach – dawniej robiono to wiertłem ogniowym i hubką. Wołanie Wiatru. Wznoszenie próśb do Bab i Dziadów ( o osobiste sprawy i powodzenie rodziny, sioła, plemienia, o powodzenie Nowego Światła w Dzikich Łowach w walce z Ciemnością) oraz Dar pamięci ku Nim, z dymami Kadzideł Proszalnych do Nieba/Weli/Nawi, przez Wiatr niesionych. Puszczanie Ognia do Nieba – lampiony (dla wspomożenia sił jasności w walce z Ciemnością). Obrzęd wspólnej uczty z Duchami przodków na ich mogiłach. Przeniesienie „Nowego” Ognia do domostw i rozpalenie w domowych piecach.
22. grudnia: Kroje – Cichy Dzień (Tajna Doba) i Cicha Noc (Potajna Noc) – Święto Dzikich Łowów Niebieskich. Święto Mokoszy i Przeplątów (Władców Materii Świata i jej Splotów, Panów Przeznaczeni, Przypadku i przez to także Przyszłości) oraz Dziwieniów (Dziewanny-Krasy i Kraszenia-Kupały – Władców Łowów i Żądzy oraz Miłości). Wróżby na cały rok dotyczące wszystkiego; pogody, zbiorów, powodzenia osobistego i państwowego, np Kołacz i Miód oraz Wierzchowiec Biały Świętowita w Arkonie. Dzień bez głośnych rozmów i śmiechów, dzień powagi, dzień ważenia się losów Świata w związku z wydarzeniami na Niebie Gwieździstym.
23. grudnia: Święto Nieba – Tynu Dażbogów oraz Wody – Jutrzenki i Zorzy i Bóstw Wód – zwłaszcza Wody Żywej, źródlanej, którą się okadza/święci się ją Nowym Ogniem. Bania, kąpiel, z dodatkiem Żywej Wody. Oczyszczenie ciała wodą i rózgami oraz tym samym oczyszczenie duchowe. Wybór Króla i Królowej Zimy (pary która będzie występować w orszaku z Turoniem/Jeleniem/Niedźwiedziem) lub uplecenie Marzanny/Kostromy/Śmierciuchy-Mora/Kostruba (figury która będzie noszona w Orszakach Obchodowych. Obchód Sioła w Koło połączony z Tanem Orła/Łabędzia, z Orszakiem Kolady (kolędniczym) z Turoniem, i Gwiazdorem oraz królem i Królową Zimy albo Postacią Marzanny/Kostrony/Kostruba/Mora. Tan Orła/Łabędzia to Tan Niemy – poświęcony Upadającemu Turowi/Czarnej Krowie Ciemności, która przekształca się w Orła Białego lub Czerwonego. Jest to Tan pozbawiony elementu żałoby, ale i pozbawiony radości, wyraz szacunku dla odchodzącej Siły Ciemnej (nawno-czarnogłowskiej). W Tanie bierze udział w roli głównej Śmierciucha i Człowiek Skrzydlaty (Ptak, obecnie Anioł, dawniej Orzeł) i Turoń. Śmierciucha (kukła Marzanny i Kolady) zabija Tura, który padając nakrywa sobą Ptaka/Łabędzia-Orła/Anioła, po chwili spod skulonej, postaci wylatuje Orzeł, który okrąża orszak i Turoń ożywa, odradza się. Po tym Tanie łabędzia/Orła, w trakcie Obchodu Sioła następuje dzielenie się Świętą Wodą i Nowym Ogniem oraz potrawami i podarkami z sąsiadami, z całym siołem.
24. grudnia: Szczodry Wieczór – Święto Kolady/Ostary/Ostrej/Zimy i Ziemi. Dla darzenia zdobienie i kropienie, obwiązywanie i ozdabianie zwierzyny (np rogaciźnie wiąże się na rogach bajorki w barwach bogów i obwiązuje je suchymi kwiatami), drzew w sadach (bajorki i kwiaty) i pól uprawnych (przez ozdobione bajorkami trójwymiarowe równoramienne krzyże), zaklinanie dla powodzenia i dobrobytu domu i domowników, ofiara dla duchów domowych (Żyrów, Owinników, Banników itp). Wysłuchanie próśb z mowy Drzew i Zwierząt. Zbiorowe radosne śpiewy z okazji Zwycięstwa Światła nad Ciemnością i zbiorowa uczta, radosna, ze śpiewaniem Kolędy.
25. grudnia: Szczodre Gody – Święto Białoboże i Swaroże – Odrodzonego Słońca, Ognia i Światła Świata. Święto Domowe, ale od zmroku Kolędowanie z Gwiazdą i Turoniem na drogach, z wykupem napotkanych przechodniów.
26. grudnia: Kraczun – Święto Rodowe – Święto Tynu Rodów i Ładów – Od poranka – Obchód sioła, wsi, domu, gospodarstwa, miejscowości Orszakiem. Kolędowanie z Gwiazdą i Turoniem, ale też przede wszystkim dzień poświęcony Rodzinie, Bliskim, Nowonarodzonym i Radowaniu się z nadejścia/ Rodzenia się Nowego Roku. Tan Tura/Wedraka-Bożej Krówki, znany z opisu, w którym Turoń upada i jest przywracany do życia – Tan Radosny, Odrodzenia się Jasności i zwycięstwa Rodów. Prawdziwy Turoń Obrzędowy powinien być wyposażony w wizerunek symbol Odrodzonego Światła/Słońca – Złotej Bożej Krówki, w złoty pierścień na palcu, lub w kotylion złoty na piersi, lub w skuwkę do krawata złotą, lub obręcz na bicepsie, przegubie dłoni złotą, ze złotymi bajorkami. Turoń może zamiast tego wszystkiego mieć Złotą Laskę (Kij Łaski lub Berło Łaski), którą uderza każdego uczestnika. Może też być wyposażony we wszystkie te atrybuty Odrodzonego Światła Świata, Ognia i Słońca.
Jerzy Przybył – Dziady Żywieckie – przebogaty Orszak Kolady, w którym nie brakuje żadnego z bóstw czczonych w tym wielkim święcie Szczodrych Godów.
Oto Obrzęd Swaroży według polskiej Wiary Rodzimej
Witam Was w tym Świętym Borze!
Witamy Cię Świętoborze!
Oto dokonało się kolejne Koło Swaroże, dokonał się rok, przeminęły cztery jego pory i znów stoimy tu, u progu nowego cyklu. Nastały Gody – Szczodry Wieczór. Dziś żerzymy narodziny Bożica, Młodego Słońca Niezwyciężonego, Swaroga, który tego dnia najkrócej panuje, by po tej nocy odrodzić się i dać nową nadzieję i zapowiedź swej chwały. Nadchodzi zima, dzieciństwo Słońca, które będzie wzrastać z dnia na dzień, by w końcu pokonać ciemność u szczytu swej potęgi. Dla naszych Ojców był to czas odpoczynku i korzystania z plonów całego roku, radowali się więc oni tym szczodrym wieczorem.
Jak nasi ojcowie drzewiej, tak my dziś pomni i dumni swej Słowiańskiej Krwi i Tradycji chwalimy Bogów i Żywioły składając im trzebę. Ojców wspominamy i na ucztę prosimy, bo święta to rodzinne, pełne powagi, ale i radości i nadziei. Radujemy się w ten czas godowy, czas szczodry, bo ku nowemu zmierzamy wyzwaniu nieodgadnionemu, napełnieni nieśmiertelną siłą Swaroga. Pytamy więc dziś losu wróżby czyniąc, co nam pisane być może. Żerzymy i Chorsa – miesiąc nasz jasniejący, co zimową nocą drogi nasze oświetla, bo tak noc, jak i dzień w jeden mały cykl doby się składają wedle prawideł Natury.
Żerca I: Zamknijcie krąg, silną Zadrugę, by nic z zewnątrz nie miało doń dostępu, ni żadna siła nie rozerwała go od środka.
Żerca obchodzi wkoło kołacząc, potem sól sypiąc w krąg.
Żerca I: Swarogu! Ty wyznaczasz rytm życia naszego, ty dodajesz nam sił, dziś to Twe narodziny, witamy Cię więc Bożicu, trzebę tobie składając!
Żerca II: Swarożycu! Ziemski synu swego niebieskiego Ojca, Tobie to zawdzięczamy nasz rozwój, przyjm jak co rok w swe ciało naszą trzebę!
Żerca III: Dadźbogu! Oto Szczodry Wieczór, twoja to dziedzina, bo ty wspomagasz swą łaską nasz trud i wysiłek, zwracamy Ci Twe dary!
Żerca IV: Świętowicie! Perunie! Panie wszystkich Słowian, twój miecz i młot bierzemy na symbol naszej walki, dodaj nam odwagi i siły!
Żerca I: Welesie! Pomorski Trzygłowie! Patronie Zadrugi naszej, co na czarnym koniu bieżysz i pomorską dziedzinę w opiece masz, przyjm naszą trzebę!
Żerca II: Rodzie! Co dajesz początek życia wszelkiego, coś pierwociną ludu całego Sławskiego, łączysz go w łańcuchu tych co przeminęli, co są i co nastaną, przyjm naszą trzebę!
Żerca III: Siemie! Co rodziną się każdą opiekujesz, to Twój jest czas najszczęśliwszy, bo Szczodry Wieczór łączy rodziny w radości i dostatku, przyjm naszą trzebę!
Żerca IV: Strzybogu! By wnuki Twoje – wichry nie wiły się nam na przekór zatrzymaliśmy nasze wrzeciona! By Pogwizd co na dzikie łowy wyruszył raczył szeptać do nas przez korony drzew, przyjm naszą trzebę! Prosimy Was Stribogowe Wnuki na wieczerzę!
Żerca ten sypie mąką w cztery strony świata.
Mor / Moroz – Jerzy Przybył
Szczodry Wieczór w jednej z relacji
♦
Igor Górewicz o Szczodrych Godach
(nie ze wszystkim się tutaj zgadzam jeśli idzie o uzasadnienia obrzędowe, ale generalnie widać istniejący wspólny rdzeń obrzędów i uroczystości, który powszechnie, my Rodzimowiercy, podzielamy – CB)
Niemal każda religia obok dogmatów i warstwy ideowej posiada swój wymiar rytualny, uzewnętrzniony najdokładniej w obchodach swych świąt, szczególnie tych najważniejszych – dorocznych. Również chrześcijaństwo, wydaje się nobliwe w swej tradycji i kojarzy z najważniejszymi dla niego świętami – Wielkanocnymi, oraz Bożym Narodzeniem. Przyjrzawszy się jednak bliżej poszczególnym rytuałom związanym zarówno z tymi dwoma świętami, jak i innymi ważnymi momentami w kalendarzu liturgicznym Kościoła Katolickiego, zobaczyć można całkowicie jasno, że mają one w większości proweniencję przedchrześcijańską, słowiańską, pogańską. Nie jest to niczym nowym dla osób zajmujących się historią religii, bądź znawców kultury, jednak większość kultywujących tradycje świąteczne nie zdaje sobie sprawy, że oddaje cześć tradycji o wiele starszej i z pewnością wyrzekłoby się wszelkich swych związków z „przebrzydłym pogaństwem”.
Już sama konstrukcja liturgicznego kalendarza katolickiego niebezpiecznie przypomina gospodarczy rok dawnych ludów rolniczych, których główne święta przypadały na przełomy pór roku, które z kolei umiejscowione są w momentach przesileń słońca (zimowego i letniego), oraz równonocy (wiosennej i jesiennej). Rok pogański pojmowany był jako cykl życia Boga Słońca – Swaroga, od jego narodzin do śmierci. Dlatego właśnie wraz z zimowym przesileniem, kiedy to dzień jest najkrótszy, a noc najdłuższa rozpoczynał się Nowy Rok, następowały narodziny Młodego Boga, „Bożica” , który od tego momentu zaczynał swą walkę z ciemnością. U przedchrześcijańskich Słowian zimowe święta nazywały się Gody, Szczodre Gody, lub Szczodry Wieczór. Nazwania te przetrwały w kulturze ludowej i tak np. – jak w połowie XIX wieku podawał Aleksander Hilferding w swej pracy „Ostatki Słowian na południowym brzegu Bałtyckiego Morza” – Kaszubi Boże Narodzenie nazywali Gòdë. Już sama nazwa ukazuje, że pierwotnie ze świętem tym połączone były obchody Nowego Roku, które dopiero później zostały oddzielone. Gody bowiem, jak podaje słownik etymologiczny Aleksandra Brücknera, oznaczają „czas”, czy „porę”, a w języku rosyjskim właśnie rok.
Nie jest dziełem przypadku, iż chrześcijaństwo nie posiadając sił, by wyplenić z ludu jego dawne obyczaje inkorporowała m.in. owo święto, nadając mu powierzchownie własną interpretacje ideową. Tak oto w bezpośrednim sąsiedztwie przesilenia przypadającego na 22 grudnia, umieszczono datę narodzin syna bożego – Jezusa (w żaden sposób nie wynika ona z Biblii), czego zresztą dokonano jeszcze u zarania chrześcijaństwa, kiedy to w państwie rzymskim dominował kult Sol Invictus – Słońca Niezwyciężonego, którego narodziny przypadały – co logiczne – właśnie na czas zimowego przesilenia. Cóż za zbieg okoliczności! Jak pisze Kazimierz Moszyński w II tomie swej monumentalnej „Kultury Ludowej Słowian”: „…cywilizacja nasza przechowała w sobie głęboko wyryte (…) ślady dawnego kultu słońca i kościelne święto Bożego Narodzenia jest, jak wiadomo, zamaskowanym świętem Narodzin Niezwyciężonego Słońca…”.
Podczas obchodów Bożego Narodzenia, rozpoczynających się od Wigilii, a na Trzech Króli kończących, podejmowane jest szereg zabiegów rytualnych, które wywodzą się bezpośrednio z tzw. „pogaństwa”. Otóż, już sama idea wieczerzy wigilijnej pochodzi od tradycji nakazującej zarówno pogańskim Słowianom jak starożytnym Grekom, zasiądnięcie do uczty pospołu z Bogami, podczas której spożywano jadło uprzednio owym Bogom ofiarowane. Przecież właśnie strawa kolacji wigilijnej opatrzona jest szeregiem nakazów i zakazów dotyczących gatunków, sposobów przyrządzania, a nawet samej ilości potraw, co sugeruje właśnie zachowane w kodzie kulturowym uświęcenie owego jadła. Najistotniejszym elementem menu jest kutia, czyli potrawa przyrządzana pierwotnie z ziaren pszenicy, miodu i maku, która swą słodkością i „przepychem” symbolizowała dostatek i szczęście, a już same składniki świadczą o tym, bo nawet słowo „zboże” oznacza etymologicznie dar boży, co świadczy o wielkim znaczeniu, jakie dla Słowian zboże posiadało. Do niedawna lud używał kutii do tzw. „ciskania kop”, polegającego na rzucaniu garścią lepkiej potrawy o powałę domu i z ilości przyklejonych do niej ziaren wróżeniu o przyszłorocznym dostatku.
Na stole znajduje się dziś również opłatek, którym przełamują się bliscy życząc sobie wzajemnego szczęścia, ale i on nie jest wbrew pozorom osiągnięciem chrześcijańskim, a jedynie swą ascetyczną formą zastąpił dawniejszy kołacz, który był z jednej strony symbolem całorocznej pracy i nagromadzonych dóbr, a z drugiej swym przepychem miał przynosić szczęście w przyszłości. Pamiętajmy o jednej z nazw tego święta – „Szczodry Wieczór”. Wspominając o życzeniach nie należy zapominać, iż dziś są to zazwyczaj nic nieznaczące zwroty grzecznościowe, inaczej natomiast było, gdy wierzono w rzeczywistą dobroczynną moc wypowiadanych życzliwych słów, podobnie jak w przypadku przekleństw, których wypowiedzenie miało faktycznie przynosić szkodę przeklętemu.
Stół wigilijny usłany powinien być sianem, lub słomą, którą układa się pod obrus. Jest to bardzo czytelne nawiązanie do zabiegów mających na celu zapewnienie dostatku i płodności, podobnie jak snop żyta, ustawiany jeszcze do niedawna w rogu pomieszczenia, lub na progu domu. Również siano spod obrusa wykorzystywane było do wróżenia, bowiem wyciągano poszczególne źdźbła i jeśli ktoś wyciągnął zielone, to wnioskował z tego, iż w nadchodzącym roku wyjdzie za mąż/ożeni się. Jeśli wyciągnięte zostało źdźbło zwiędłe, z ożenkiem przyszło czekać do następnego roku, jeśli ktoś natomiast wyciągnął źdźbło suche, miał z pewnością pozostać starą panną/kawalerem. Tradycja nakazuje, by przy stole pozostawić jedno miejsce wolne, dziś interpretuje się to często, jako miejsce dla niespodziewanego gościa, lub wędrowca, jednak jeszcze i dziś można się spotkać z przekonaniem, iż miejsce to pozostaje wolne dla zmarłych bliskich. Pierwotnie wystawiało się oddzielny stół, na którym kładziono potrawy, jak chleb bez soli, która to odstraszała duchy zmarłych, podobnie jak żelazo i dlatego właśnie na owym stole nie mogły znajdować się żelazne przedmioty.
Jest to kolejny motyw, którego nie dało się wyplenić z tradycyjnej obrzędowości, bowiem dotyczy kultu przodków, których duchy w pewne szczególne dni mogły powracać do świata żywych. Jest to zupełnie niezgodne z dogmatem chrześcijańskim, gdyż wg jego wykładni dusze przebywają w piekle, czyśćcu, lub w niebiesie. W XIX wieku Wincenty Pol pisał wierszem: „A trzy krzesła polskim strojem / Koło stołu stoją próżne / I z opłatkiem każdy swoim / Idzie do nich spłacać dłużne / I pokłada na talerzu / Anielskiego chleba kruchy…/ Bo w tych krzesłach siedzą duchy”. Ich właśnie ta obecność gwarantowała trafność wszelkich wróżb czynionych tego wieczora i do dziś nikt nie przejmuje się, iż kościół zdecydowanie zwalczał wszelkie wróżbiarstwo i wywoływania duchów. Ale nie ma się czemu dziwić, gdy powtórzymy za Bohdanem Baranowskim, że „niekiedy dawnym zwyczajom pogańskim nadawano chrześcijańską treść”, a lud nie przejmował się, „czy wiara ich zgodna jest z obowiązującymi zasadami nauki Kościoła „.
Z Bożym Narodzeniem kojarzy się też nieodmiennie kolęda. „No, to już wybitnie chrześcijański zwyczaj!” – gotów ktoś powiedzieć. Ale skoro o tym wspominam, to pewnie pojawiają się już wątpliwości!? Oczywiście! Nawet kolęda (łacińskie calendae – pierwszy dzień miesiąca) wywodzi się od zupełnie niechrześcijańskich pieśni śpiewanych przy okazji składania życzeń, za co – jak pisze P. Caraman w „Obrzęd kolędowania u Słowian i Rumunów” – dobrze życzącemu przypadała gratyfikacja – podarek. Tak też czynili i mieszkańcy Pomorza, którzy znali zwyczaj obchodzenia okolicznych domów urządzany przez młodzież, podczas którego składano życzenia i śpiewano pieśni powitalne, w zamian za co oczekiwano gratyfikacji, co częstokroć wyrażały już same słowa pieśni (skądinąd znana jest pieśń tego typu: „Maszli nam dajci, nie daj nam długo staci, boć nas będzie uziąbaci. Skakały bosy pod niebiosy, chciały kołacza i kiełbasy”). Zwyczaj ten według A. Hilferdinga zwany był tu szopką , przy czym – jak pisze – znana była też na Pomorzu „polska” nazwa kolęda. Z tego z kolei wynika, że nawet prezenty pierwotnie nie pochodziły od „Gwiazdora”.
Słowianie pieśni te zwali „szczodruszkami”. Podobnie zresztą – by znów sięgnąć do Hilferdinga – brzmi nazwa pomorskiego obyczaju pokrewnego szopce / kolędzie , a mianowicie szczodraków . Były to urządzane na Trzech Króli korowody także wędrujące od domu do domu, ale tym razem formowane z pastuchów, którzy śpiewali np.: „Dobry wieczor, szczodri wieczor (tu pojawia się kolejny wariant słowiańskiego nazwania świąt), nam powiedają, że tu rogule pieczą. Jeszli ne rogula, taj chleba gleń (krajanka). Wasza desza mdze (będzie) miała w niebie szczodroblewy dzeń. A jeszli nie chleba gleń, tej korszczuk (łyżka) masła, Wasza desza (dusza) mdze są dobrze w niebie pasła” itd. Zwróćmy tu uwagę na dwa elementy: 1. na początku powiedziane zostało, iż pierwotnie obchody „Bożego Narodzenia” rozciągnięte były w czasie i zawierały w sobie to co potem oddzielono na Nowy Rok i Trzech Króli; 2. że owe szczodraki formowane były z pastuchów, a więc miały wyraźnie związek z mitologicznym elementem zwierzęcym, o czym za chwilę.
Kolędnicy, których i dziś można jeszcze spotkać na Podhalu, niegdyś byli zupełnie powszechni. Chodziło się bowiem „z kobylicą”, lub „po kobylicy”, co ma związki z wiarą we właściwości pewnych zwierząt (jeleń) jako łączników ze światem zmarłych. Kolędnicy obnosili też często tura, jako zwierzę szczególnie czczone przez myśliwych za swoją siłę i szlachetność, co nawiązuje do kultu męskiej siły i odwagi. Obnosi się i wilka, którego lud słowiański zwykł do niedawna zapraszać na wieczerzę świąteczną, lub składać ofiarę z kozy, by pozostawił w spokoju zwierzęta w obejściu i samych ludzi. Do niedawna można było zaobserwować na obszarze całej Słowiańszczyzny – jak i znacznie szerzej – obrzędy wykorzystujące kozę, lub kozła jako symbole płodności (postać kozła miał również Pan, grecki bóg przyrody, a czasem nawet Dionizos). Przybierały one postać procesji kolędników, którzy w poszczególnych domostwach dawali przedstawienie tańca, śmierci i znów tańca odrodzonej kozy/kozła. Jeden z wariantów tego rytuału przewidywał zaproszenie kozy do domu, ta jednak (poprzez niosącą jej kukłę, lub skrytą za maską osobę) wyrażała swój strach przed „Dziadem”, swym przeciwnikiem: „Tylko się boje starego dziada; ten dziad ma mocny łuk i pęk strzał; ustrzeli on mnie pod szczere serce”. Po czym następowała śmierć kozy, która często przebiegała wśród spazmów, sugerujących utożsamienie się aktora z postacią w rodzaju transu. Na wezwanie jednak koza powracała do życia i to był właśnie rytualny moment narodzin Boga – Słońca. Warto dodać, że tu prawdopodobnie dokonało się w postaci kozy nałożenie płodnościowej symboliki kozła z symboliką Złotorogiego Jelenia, który pojawia się jako mityczny towarzysz Bożica – młodego Boga-Słońca.
Z płodnościowym aspektem symbolu kozy wiąże się natomiast nieco odmienna forma występowania jej w procesjach kolędników, a mianowicie tzw. „obrzęd podkoziołka”, kiedy to kukłę lub człowieka symbolizującego kozła (ukrytego za maską) obtańcowywało się wokół, lub przed nią wykonywano taniec w formie wirowania. Ma to związek z zabiegami mającymi zapewnić płodność i jak podaje Jan Bystroń występuje w zwyczajach żniwiarskich, a nawet jako zabieg gwarantujący zawartą umowę. Zachowała się też przyśpiewka ilustrująca taką właśnie mitologiczną funkcję kozy: „Gdzie koza rogiem, tam żyto stogiem; gdzie koza nogą tam żyto kopą; gdzie koza chodziła, tam żyto rodziło”. Sam Bystroń był jednak przeciwny zawężającej interpretacji znaczenia tańca / wirowania widzącej w nim wyłącznie zabiegi związane z kultem i magią płodności. Trzeba przyznać mu w tym rację, zwłaszcza, gdy weźmie się pod uwagę głęboki, kosmiczny sens obrzędu uśmiercania i ponownego ożywania kozy, który przedstawia cały porządek naturalny – zarówno chwilowe zwycięstwo ciemności, nierozerwalnie jednak związane z narodzinami Młodego Słońca i przyszłym jego zwycięstwem, jak i wynikająca z tego przepowiednia niechybnego ożywienia Natury, a przez co dostatku dla ludzi. To jawi się bardzo czytelnie – gdzie koza dotknie rogiem, czy nogą – czyli gdzie padną promienie słoneczne tam wykwita bujne życie roślin, w tym oczywiście uprawnych.
Również na Pomorzu Oskar Kolberg, zbierając w terenie informacje dotyczące tradycji ludowych do swych wiekopomnych prac, zanotował zwyczaj chodzenia po kolędzie, które jednak zwać się miało chodzeniem z gwiazdą, a biorący w tym udział młodzieńcy – gwizdami . Także oni przebierali się w postaci kozy, a ponadto poowijając się grochowinami – przedstawiali niedźwiedzie (prawdopodobnie był to miejscowy wariant dzikiego zwierza, gdzie indziej reprezentowanego przez wilka), oraz bociany a nawet jeźdźców. Wydaje się zresztą, że jest to zwyczaj wybitnie słowiański – odróżniający się od zwyczajów innych grup etnicznych – który na Pomorzu mimo germanizacji przetrwał w enklawach kultury słowiańskich autochtonów. Dowodzą tego – jak przytacza Wojciech Łysiak w swym artykule „Oblicza kultury ludowej dawnych Pomorzan” umieszczonym w materiałach z konferencji pt. „Życie danych Pomorzan” – dane zebrane w latach 30-tych do „Atlas der pommerschen Volkskunde”, którego autorzy (zgodnie z duchem epoki nauki niemieckiej) dołożyli wielkich starań, by zamaskować słowiański substrat kultury ludowej Pomorza, a który mimo to ukazuje powiązanie niektórych elementów z kulturą polską. Chodzi tu m.in. właśnie o uchwycony na Pomorzu Zachodnim w okolicach Szczecina zwyczaj chodzenia w okresie Trzech Króli grup przebierańców, który uznany być musiał za czysto Słowiański.
Jeszcze innym ważnym elementem rytualnym związanym z zimowym przesileniem, a włączonym do obrzędowości chrześcijańskiej, jest posypywanie w dzień św. Szczepana (drugi dzień świąt) księdza owsem, co tłumaczy się pamiątką kamienowania owego świętego. Na Pomorzu zaś zgodnie z informacjami Kolberga, dla tego samego uzasadnienia rzucano w księdza nie tylko owsem ale i grochem. Zabawne, jak elementy kultu płodności zaprzęgnięto w kult śmierci! A jeszcze pod koniec XVIII wieku zwyczaj ten był tępiony, czego ślad pozostał w zaleceniach właściwego archidiakonatu dla pewnego proboszcza w 1779, poprzez słowa: „Nakazuje mu się, aby w dniu św. Szczepana pocisk owsem na siebie zakazał”. Bo oto owies służył w wielu obrzędach pogańskich Słowian (np. przy uroczystościach weselnych), jako medium mające przynieść obsypanemu nim płodność i dostatek. Przejecie tego motywu jest chyba najbardziej rzucającym się w oczy, przez wybitną czytelność pierwotnej symboliki i zupełną konwersję znaczenia.
Święta zimowe posiadają swój własny, niepowtarzalny klimat, którego najlepszym wyrazicielem jest choinka. Jej symboliki nie trzeba szczególnie tłumaczyć. Przyszła ona do Polski z Niemiec z XVIII wieku poprzez dwory, by w wieku XIX trafić pod strzechy. Tu zastąpiła wspominany wcześniej snop żyta, często przetykany innymi zbożami oraz występujący wcześniej choinkowy „surogat” podłaźnik, podłużnik lub połażajnik. Tak zwano bowiem gałązkę, lub czubek jedliny – zwany też czasem „sadem” – który noszony był przez człowieka chodzącego po chałupach i składającego godowe życzenia. Później ten pierwowzór choinki majony bywał przy śpiewie przez dziewki i / lub wieszany dołem do góry u belki pod sufitem. Cóż, wiecznie zielone drzewko symbolizuje siłę odradzającej się Natury w warunkach zimowego jej uśpienia. Jest to oczywiste nawiązanie do kultu drzew, pojmowanych w panteizmie, jako siedziby Bogów (dąb, lipa), lub nawet model wszechświata (nordycki Yggdrasil).
Zawsze godnie święta miały swój wymiar rodzinny, zawsze bowiem skupiały członków rodziny, lub rodu na wspólnej uczcie, radości i momencie szczęścia. Naukowcy są zgodni, że posiadały one dwa wymiary – agrarny i zaduszkowy, a towarzyszył im nastrój nadziei i powagi. Tak więc pamiętano nie tylko o żywych członkach swej rodziny, ale także o tych co odeszli. Trzeba więc pamiętać, że to nie antyczne dekrety kościelne stworzyły te piękne zwyczaje, ale że są one wytworem bogatej i jakże żywej dawnej i rodzimej kultury. Sama tu się dopomina o przywołanie najpoważniejsza i najgłębsza scena filmu „Miś” Stanisława Barei, kiedy to przygotowujący się do świąt stary węglarz, mądry mądrością ludową i doświadczeniem wieku mówi: „Tradycją nazwać niczego nie możesz i nie możesz uchwałą specjalną zarządzić ani jej ustanowić. Kto inaczej sądzi świeci jak zgasła świeczka na słonecznym dworze. Tradycja to dąb, który tysiąc lat rósł w górę. (…) To jest właśnie kolęda, świąteczna wieczerza, to jest ludu śpiewanie, to jest ojców mowa…” Powracając jeszcze go Kazimierza Moszyńskiego, warto przypomnieć, iż napisał on, że dziwić się należy, iż tak wiele przetrwało z dawnych obyczajów w warunkach zwalczania i pokrywania wtórną siatką ideową.
Igor D. Górewicz
♦
Czytajcie też koniecznie o Odbiciu Tego co na Niebie w tym co na Ziemi oraz o potrawach wigilijnych (czyli Szczodrego Wieczoru):
Wspaniała Rzeczpospolita (Kamil Dudkowski): Hej Kolęda, Kolęda! (z Archiwum 2014: Biblia)
Pełnia (9999) – Magiczne znaczenie potraw wigilijnych, czyli dlaczego jecie to co jecie 24 12 7524! (szkic tematu z Księgi Tanów)
Morozko
Kilka zdań z polsko-katolickiej Wikipedii (z pominięciem ewidentnych bredni katolickich i niemieckich):
Godowe Święto, Szczodre Gody, Szczodruszka[1] (Hody[2], kasz. Gòdë, śl. Gody, ros. Коляда́) – w tradycji słowiańskiej święto celebrujące przesilenie zimowe, poprzedzone Szczodrym Wieczorem
U Słowian Szczodre Gody ustanawiają początek nowego roku solarnego i obrzędowego[1] i trwają nawet kilkanaście dni[5].
W Czechach i na Słowacji święto może być nazywane jako Kraczun, w Rosji Koljada-Kolęda (w różnych wersjach nazwy)[6]. Święto Godowe dawni Słowianie nazywali kolędą. Istnieją różne teorie dokładnej etymologii tego słowa.
Nowy Rok u Słowian przed przybyciem chrześcijaństwa obchodzony był na wiosnę[7], nie był jeszcze obchodzony w okolicach Święta Godowego. W społeczności słowiańskiej zachowało się wiele zwyczajów podobnych do kolędowania obchodzonych w okolicy zimy i wiosny.
Najważniejszym bogiem, któremu poświęcono Szczodre Gody był Weles, opiekun magii, wiedzy, bogactwa, bydła i dzikich zwierząt. W czasie Godowych Świąt istniał zwyczaj łamania i dzieleniem się chlebem[5], a także wróżono przebieg przyszłego roku np. pogodę i zbiory. Ze stanu pogody w ciągu kolejnych dwunastu dni czyniono wróżbę do odpowiednio kolejnych miesięcy roku. Ścielenie słomy lub siana pod nakryciem stołu służyło wróżbom określającym przychylność losu na podstawie wyciągniętych słomek. Niektórzy badacze podają, iż rozścielenie siana pod miskami z jadłem miało na celu obłaskawienie sprawującego pieczę nad rodziną demona Siema, albo też bóstwa zboża i pól – Rgieła[3]. Okresowi Szczodrych Godów towarzyszył również zwyczaj kolędowania, który pierwotnie związany był z radosnymi pieśniami noworocznymi oraz wywodzącym się jeszcze z tradycji słowiańskiej Turoniem[4], który symbolizował odrodzenie ziemi[5].
Dzieci w szczodry wieczór otrzymywały drobne upominki oraz orzechy, jabłka i specjalne placki zwane szczodrakami w kształcie zwierząt lub lalek[3]. U Słowian przesilenie zimowe poświęcone było także duszom zmarłych przodków. Echem tego zwyczaju pozostało dodatkowe nakrycie dla duchów przodków przy wigilijnym stole[3][4]. W części regionów (głównie na Śląsku) w okresie tym praktykowano zwyczaj stawiania w kącie izby pierwszego zżętego snopa żyta zwanego diduchem.
Współcześnie obchody te są nadal kultywowane w okresie przesilenia zimowego np. przez formalne zarejestrowane związki wyznaniowe, odwołujące się do etnicznej wiary Słowian.
Ależ postęp niebywały w Wikipedii – „współcześnie nadal kultywowane”, ale dlaczego tylko przez zarejestrowane związki wyznaniowe, a przez nas wszystkich współczesnych POGAN Wiary Przyrodzonej Słowiańskiej?!?!
No i oczywiście łyżka dziegciu: ten demon zwany Simem, bredzenie o braku pisma u Słowian i odwołanie się do niemieckiego święta przyrodzonego, którego tutaj nie przytaczam, bo raczej powinno się przywoływać w Niemczech święta polskie, jako prawzorzec dla tych niemieckich.