Rafał Kopko Orlicki – Uwaga na szczepionki
16-tego maja, o godzinie 16-tej, w wieku zaledwie 7-miu lat, po ok.2000-u dni spędzonych ze mną, odszedł Peperek. Mój wielki Przyjaciel, piesek rasy maltan (maltańczyk), z tych mniejszych. Strażnik domu, obrońca, który mimo małego wzrostu rzucał się na przechodzące obok wilczury zdziwione takim widokiem. Czy do drzwi na działce, gdy w nocy wyczuł stojącego przy nich lisa, który bezczelnie wlazł na taras i patrzył się z apetytem swoimi zielonymi, łódkowato pionowymi źrenicami na mojego obrońcę.
Podróżował też na rowerze w koszyku i na dziobie kajaka, nie szczekając na żadne wodne stworzenia jak kaczki czy łabędzie, bo wiedział , że są u siebie. Tylko na te na brzegu, jak krowy. Wskazywał mi grzyby, tylko te, jakich szukałem.
Wchodził mi na klatkę piersiową i czochrał noskiem tylko wtedy gdy byłem w depresji lub chorobie , bo miał bardzo wrażliwy nosek i nie lubił jego dotykania. Jakby widział, że jest zemna źle. Czekał na mnie codziennie pod drzwiami gdy byłem w pracy. Nigdy nikogo nie ugryzł a na widok dzieci, nie dało się go utrzymać. Podbiegał do wiewiórek, by tylko jakaś powąchać gdy ta, ze strachu zaplątała się w gałęzie. Nigdy nie skrzywdził żadnego zwierzątka. Był ogromnym koneserem jedzenia. Nigdy nie jadł byle czego, niczego poza miską nie ruszał, chyba że trawkę do pogryzienia. Jadł niemal wyłącznie to co ja, bez konserwantów. Nazywaliśmy go czasami testerem, wykrywaczem nie zdrowej żywności.
Wiele jeszcze mógłbym napisać o tej cudownej, słodkiej i mądrej Istocie a tak małej. Z ogromnym sercem do ludzi, która niemal codziennie była zemną. Występuje na czołówkach moich filmów i tak już zostanie. Jest ze mną w sercu a ciałkiem na działce przy stoliku pod świerkiem, gdzie wypijał mi poranną kawę. Lubił też odrobinę mojego piwa, ale tylko jeden rodzaj, polskiego.
Zawsze ze mną będzie.
Po 20-tu dniach walki o jego ziemskie życie, po kolejnej kroplówce oczyszczającej nerki, nawadniającej, dostarczającej witamin i po antybiotykach, po przetoczeniu dwa razy krwi, gdy już go miałem odebrac od lekarza, jego małe serduszko osłabione chorobą nie wytrzymało i odszedł. Przyczyną jego śmierci, było na 99%, podanie zastrzyku przeciwzapalnego w trzy mięśnie, na silnie bolący staw prawej łapki, w zbyt dużej dawce. Łapka przestała go boleć następnego dnia, lecz od razu przestał też jeść i tak trwało to 20-cia dni. Tylko dużo pił. Karmiłem go strzykawką pod języczek. Pomimo ogromnego osłabienia, schudnięcia z 3,5 kg na 1,5 kg, wstawał aby zrobić siusiu. Nóżki mu się rozchodziłi, a podnoisił się aby pokazać mi, że zrobił kupkę. Abym go umył. Tak nie lubił być brudny.
Niestety, zastrzyk domięśniowy podany przez chirurga pewnie bez wiedzy holistycznej o skutkach takiego leczenia (specjalistę), bezpośrednio do krwiobiegu, pomijający drogę jelitowo – żołądkową, dostarczył jego organizmowi toksyn, które wywołały silną reakcje obronną własnego organizmu. Tak, jak dzieje się to często z organizmem ludzkim, a szczególnie u dzieci po szczepieniach. Reakcję tą, spowodowało zaatakowanie przez jego układ obronny, własnych czerwonych krwinek (autoagresja jak przy alergii) i degradację szpiku, nie wytwarzanie nowych, czerwonych krwinek. Wpadnięcie w białaczkę (ostrą anemię). Choroba ta, po ciężkiej chemioterapii kończy się zwykle kalectwem pieska lub jego śmiercią.
Lekarz polecił mi od razu uspienie pieska, lecz się nie zgodziłem.
Walczyłem o niego kilkanaście dni, bo wiedziałem, że nic go nie boli tylko słabnie. Odchodzi stopniowo, lecz bez bólu. Jeszcze spędził ze mną weekend na wiosennej działce, leżąc na kocyku, prawie tylko śpiąc. Obserwował ptaki i kwiaty. Odchodził powoli. Ja i nowy lekarz, nie byliśmy mu w stanie pomóc.
Zdarzenie to, przedstawiam Państwu nie po to, aby jedynie dzielić się moją traumą, ogromnym bólem jaki przeżywam po utracie tego małego Przyjaciela. Ale dla pokazania Państwu na jego przykładzie, jakie są często skutki uboczne lekarstw, szczepionek. Aplikowanych bezpośrednio do krwiobiegu. Jak groźne reakcje organizmu potrafią wywołać.
Postawmy sobie proste pytania;
– Dlaczego koncerny farmaceutyczne nie starają się wzorem pierwszej, wspaniałej szczepionki wynalezionej przez Polaka na chorobę Heinego – Medinę, opracować szczepionek na inne choroby, nie omijając układu jelitowego? W którym miliony pożytecznych bakterii, ograniczają negatywne skutki toksyn i blokują agresywniejsze auto-reakcje układu odpornościowego, oraz wpływ leku na zmiany naszego DNA.
- Dlaczego Polska nie produkuje własnych szczepionek?
- Dlaczego nie mamy jednego laboratorium, badającego wyrywkowo ich jakość, tylko polegamy na specyfikacji sprzedających nam je koncernów?
– Czy nie chodzi właśnie o to, abyśmy licznie chorowali zaś w naszej społeczności następowała stała degradacja zdolności obronnych, depopulacyjna?
- Gdzie się podziała starożytna, medyczna zasada humanistyczna; „Po pierwsze nie szkodzić!”. Nakazująca tak leczyć, aby pracował przede wszystkim własny układ odpornościowy.
Jak myślicie? Czy zwierzęta mają duszę i szansę na życie przyszłe? Czy jest ono zarezerwowane tylko dla ludzi, jakbyśmy byli niczym „naród wybrany”, lepsi od innych. Od tych mniejszych braci również?
Mimo, że cierpią nieraz więcej niż my!
To one przecież poświęcają nam swoje ciała dla naszego życia, nierzadko w bólu, na pokarm. I swoją pracę, wierność, przyjaźń, zaufanie.
Peperek, pomimo swej wielkiej kruchości, niewielkiej postury, był gotów każdego dnia oddać za mnie życie, jak ja za niego. Nie tylko chyba więc człowiek posiada taką miłość, aby za życie swoje otrzymać życie wieczne.
Co o tym sądzicie?
Od kiedy umarł, przestała mnie boleć szyja, ciężko uszkodzona (naruszone kręgi) szarpnięciem liny przy skracaniu drzewa. Mniej mnie boli chory kręgosłup w odcinku lędźwiowym i mam inne, dziwne objawy fizycznego zdrowienia. Nie mam pojęcia, czy to jego zasługa tam w górze, czy tylko jakiś przypadek.
Łez już nie mam, bo wszystkie straciłem.
Powinien pożyć jeszcze minimum 5 lat, może nawet mnie przeżyć. Bo maltańczyki żyją 12 – 15 lat. Polecam te pieski, Są fenomenalne, mądre, nadają się do bloków i dzieci, rzadko szczekają. Nie są to wcale kanapowce. Uwielbiają zieleń, galopują jak rumak bo ucieczka to ich jedyny ratunek.
Na mojego musiałem mieć stałe baczenie, by nie porwał go wielki orzeł krążący w okolicy czy lisy wciskające się na działkę.
Nauczył się zawsze być w pobliżu mnie. Nie spuszczać mnie z oczu.
Nauczyłem go pływać i czekać przy ulicy na pozwolenie przejścia.
Są to bardzo mądre psy, jednej z najstarszych ras. Hodowano je już w Egipcie, na dworze faraonów.
Chyba więcej nie będę już mógł posiadać takiego. Ten był prezentem od jego właścicieli.
Jeśli gdzieś są jakieś młodziaki tej rasy w sierocińcu, w co wątpię, to dajcie mi znać.
Rafał Miłosz Kopko – Orlicki
prezess@op.pl