„Polska semidemokracja” (część 2)
© copyright by Mirosław Matyja
„Polska semidemokracja” (część 2)
Dylematy oddolnej demokracji w III Rzeczypospolitej
Zasady i funkcje demokracji
Powierzchownie wiemy i czujemy, co to jest demokracja. Niemniej jednak istotne wydaje się zastanowienie nad jej zasadami i funkcjami. Poniżej spróbuję wyjaśnić te aspekty, które wbrew pozorom nie są wcale takie oczywiste.
Nie da się ukryć, że rozumienie demokracji jako rządów ludu jest wciąż najbardziej podstawowym i najszerzej stosowanym wytłumaczeniem tego pojęcia. Nie wystarczy przecież, że ktoś sprawuje władzę w imieniu ludu i nawet dla jego dobra, jeśli przy tym pozbawiał go będzie możliwości decydowania bądź aktywnego współdecydowania. Właściwie każdy współczesny przywódca, autokrata czy demokrata, sprawuje ( przynajmniej we własnej opinii) władzę w imieniu ludu. Komuniści też rządzili w imieniu i dla ludu miast i wsi. Ich forma demokracji nosiła nawet dumne miano demokracji ludowej, a państwa, w których panowała określano potocznie demoludami.
Nie ulega watpliwosci, że w demokracji rządy muszą należeć do samego Narodu, a ten urzeczywistnia je albo bezpośrednio, albo za pośrednictwem wybranych przez siebie przedstawicieli. Ci jednak powinni podlegać stałej kontroli, a Naród powinien móc ich usunąć w sytuacji, gdy zawiodą pokładane w nich nadzieje. Owa kontrola dokonuje się przede wszystkim za pomocą regularnie przeprowadzanych wyborów, w trakcie których Naród/ suweren daje wyraz swej woli politycznej. Piszę Naród, ale używam tego słowa niechętnie, bo to nie Naród, lecz uprawnieni do głosowania obywatele wybierają tak zwaną władzę w państwie. Szczególnie w dzisiejszych czasach jest to ważne, narody bowiem są nasycone obcokrajowcami, którzy nie mają uprawnień do głosowania. Wybory stają się zatem kluczowym momentem w życiu państwa demokratycznego. Tak więc minimalnym warunkiem demokracji jest niekwestionowane prawo obywateli do bezpośredniego lub pośredniego wpływania na treść polityki państwa, na podejmowanie przez sprawujących władzę decyzji, albo podejmowanie tych decyzji bezpośrednio. Nie wolno zapominać, że demokracja wywodzi swą władzę ze zgody rządzonych, bo tylko przyzwolenie społeczne uprawnia rządzących do rządzenia.
Nieprawdziwym byłoby stwierdzenie, że w demokracji wszystkie poczynania rządzących spotykają się z aprobatą rządzonych. Nie jest to możliwe choćby z tego powodu, że ludzie mają rozmaite przekonania i często sprzeczne interesy. Pomimo to w teorii demokracji wskazuje się, że system ten z natury swej wymaga postępującej identyfikacji między wolą rządzących a wolą rządzonych. W ustroju demokratycznym realizowana linia polityczna ulega zmianie w razie potrzeby. Rządzący są moralnie i politycznie zobowiązani do szanowania preferencji wyrażonych przez obywateli w trakcie głosowania. Ponadto demokracja wymaga konfliktu idei i różnicy zdań, co rodzi różnorodność i alternatywność polityczną. Dlatego nie jest tragedią, gdy parlamentarzyści kłócą się. Sytuacja staje się poważna dopiero wtedy, gdy w ferworze tej kłótni zaczynają zapominać o preferencjach społeczeństwa.
W demokracji rządy sprawuje większość, i to daje niektórym argument do twierdzenia, iż większość może ciemiężyć pokonaną politycznie mniejszość, pozbawiając ją praw i wolności. Argumentacja ta oparta jest na błędnych przesłankach, ale w praktyce niestety, często jest wykorzystywana przez rządzących. A przecież skoro demokracja oddaje władzę większości, to z założenia powinna się godzić z istnieniem oraz aktywną rolą mniejszości/opozycji, której powinna zagwarantować ochronę. Wewnętrzne prawo pozwalające większości podejmować zobowiązujące ogół rozstrzygnięcia i rozporządzać sankcją legalności, opiera się właśnie na tym, że owa większość rywalizuje o przywództwo polityczne z mniejszością. Mniejszość zaś w przyszłości ma szansę stania się większością. Stąd śmieszą stwierdzenia polityka wybranego na stanowisko premiera lub prezydenta, gdy w swoim exposé oświadcza, że będzie premierem lub prezydentem całego Narodu. Oczywiście, że będzie, bo musi być. To nie jego dobra wola, lecz obowiązek.
Stabilnej podstawy dostarcza demokracji i jednocześnie przeciwdziała jej ewentualnemu przerodzeniu się w dyktaturę zasada, zgodnie z którą fundamentalne prawa polityczne i obywatelskie, będące rezultatem wolności i równości, nigdy nie mogą zostać zawieszone. Spośród nich najistotniejsze to:
– wolność zrzeszania się
– wolność wypowiadania opinii
– prawo do głosowania
– istnienie wolnych i uczciwych wyborów
– obsadzanie kluczowych urzędów publicznych przez wybory
– zależność władzy od opinii publicznej
– współzawodnictwo polityczne
– występowanie alternatywnych źródeł informacji
Nienaruszalność tych właśnie praw sprawia, że współczesna demokracja może funkcjonować w postaci państwa prawa i w imię wolności obywateli. I to należy podkreślać przy każdej okazji i w każdej dyskusji na temat demokracji. Wolność polityczna powinna być uzupełniona prawem jednostki do prywatności, czyli do dysponowania sferą wewnętrznych przekonań i ideałów. Jest to strefa niedostępna dla jakiejkolwiek kontroli, czy regulacji ze strony państwa.
Dzisiejsze państwo demokratyczne to państwo przedstawicielskie i pluralistyczne. Przedstawicielskie w tym sensie, że jego organy są polityczną reprezentacją Narodu. Pluralistyczne zaś dlatego, że dopuszcza rozmaite poglądy i opinie, i nie aspiruje do głoszenia prawdy politycznej. Nikt nie ma i nie może mieć monopolu na prawdę polityczną. Nie ma jej Donald Trump, nie mają jej Władimir Putin, Emmanuel Macron, Jean-Claude Juncker czy Angela Merkel.
Demokracja ma z konieczności charakter przedstawicielski, choć nie jest to regułą. Co więcej, to nawet nie powinno być regułą! Szwajcarski system polityczny jest potwierdzeniem tego, że rządy nie muszą być sprawowane odgórnie. Powszechnie uważa się jednak, że wielomilionowy Naród nie jest w stanie żadną miarą rządzić się sam. Dalej wykażemy, że jak najbardziej może, i to z bardzo dobrymi efektami.
W ustroju demokratycznym o władzę państwową ubiegają się różnorodne, przynajmniej dwie konkurujące ze sobą partie polityczne, lub bloki partyjne. Prezentują one alternatywne programy, a społeczeństwo poprzez akt wyborczy udziela mandatu do rządzenia wybranym formacjom partyjnym. W momencie gdy żadna z partii nie uzyska bezwzględnej większości miejsc w parlamencie, zachodzi potrzeba tworzenia koalicji rządowej, w której współpracują dotychczasowi rywale. Głos decydujący musi w niej należeć do partii najsilniejszej. Tak było w czasie ostatnich wyborow w Niemczech, gdzie CDU musiała wejść w koalicję z SPD, tak jest też w innych demokratycznych krajach. Partie polityczne spełniają więc rolę zarówno organizatora jak i przekaźnika woli politycznej Narodu, a także pośredniczą między Nim a instytucjami państwa.
Współzawodnictwo różnych celów partyjnych nie może jednak wykluczyć poszukiwania wspólnych rozwiązań, zaś logika ustroju demokratycznego wymaga umiejętności budowania kompromisów. Ugrupowania polityczne, czy też racje ideowe niezdolne do takiego budowania, skazane są na marginalizację. Bez kompromisów i uzgadniania stanowisk nie byłoby możliwe funkcjonowanie mechanizmów demokracji. Forum, na którym różne siły polityczne wypracowują kompromisy jest instytucja parlamentu. Demokrację od wszystkich ustrojów niedemokratycznych odróżnia to, że w jej ramach kompromisy są nie tylko możliwe, ale i pożądane. Uczy to uczestników debaty publicznej powściągliwości i szacunku dla odmiennych przekonań, a wskutek tego tworzą się mechanizmy stabilizujące istniejący porządek, i powstrzymujące radykalne emocje społeczne.
Przywództwo w demokracji jest rzeczą naturalną i nie stanowi zaprzeczenia zasady równości. Niemniej jednak, mimo że od demokratycznych liderów nie oczekuje się doskonałości, to wymaga się od nich działania zgodnego z pragnieniami obywateli. Rządzący w państwie demokratycznym są związani prawem, wolą wyborców oraz faktem istnienia opozycji. Członkowie demokratycznej klasy przywódczej wywodzą się z otwartej rywalizacji wyborczej, nie osiągają zaś swej pozycji poprzez dziedziczenie, kontakty, korupcję czy kooptację.
Mechanizm władzy państwowej w demokracji zakłada wyeliminowanie monokratyzmu, czyli dominacji jakiegoś jednego ośrodka politycznego. Stąd też powszechnie przestrzegana jest zasada podziału władzy na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Każda z nich dysponuje odrębnymi kompetencjami, a także służy jako hamulec dla ewentualnych naruszeń prawa przez pozostałe. Ważne jest przy tym, aby żadna z tych władz nie dominowała nad pozostałymi. Warunkiem zachowania wolności politycznej obywateli jest podział władz między różne, niezależne, wzajemnie dopełniające, hamujące i kontrolujące się podmioty. W tym sensie władza ustawodawcza stanowi prawa i decyduje o porządku prawnym obowiązującym w państwie. Władza wykonawcza rządzi na podstawie tegoż prawa, natomiast władza sądownicza ani prawa nie tworzy, ani nie rządzi, lecz stoi na straży jego przestrzegania. W teorii oczywiście wydaje się to bardzo proste, ale praktyka jednak nie zawsze idzie w parze z teorią. Na przykład polskie doświadczenia wskazują na nierówny trójpodział władzy. Kontrola parlamentu nad rządem stała się w Polsce iluzoryczna. De facto to rząd poprzez tak zwany centralny ośrodek dyspozycji politycznej, czyli dominujacą partię, podporządkował sobie parlament. Podporządkowanie to oznacza, że parlament akceptuje praktycznie każdą decyzję rządu i potwierdza ją uchwaleniem kolejnych ustaw.
Problemy współczesnych demokracji
Przedstawiam rodzaje współczesnych demokracji w sensie ustrojowym, wskazując na ich wady i słabości. Mam tu na myśli następujące systemy polityczne:
- demokracja parlamentarno – gabinetowa (parlamentaryzm)
- demokracja prezydencka (prezydencjalizm)
- demokracja parlamentarno – prezydencka (mieszana)
- demokracja bezpośrednia
Każde z wymienionych wyżej demokratycznych rozwiązań ustrojowych wykazuje pewne cechy ujemne, niedomagania i mankamenty. Przyjrzyjmy się dokladniej tym negatywnym stronom poszczególnych rozwiązań w dzisiejszych demokratycznych państwach.
Najistotniejszą ujemną cechą demokracji parlamentarno-gabinetowej (takiej, która funkcjonuje na przykład w Polsce) jest to, że obywatele nie mają wpływu na kształt polityczny rządu. Na pierwszy rzut oka brzmi to może dla niektórych paradoksalnie. Ktoś może powiedzieć – przecież to myśmy ich wybrali. Czy aby na pewno wybraliśmy tych konkretnych? W wyborach obywatele co prawda wyłaniają parlament, ale przy braku ugrupowania politycznego posiadającego bezwzględną większość mandatów w organie przedstawicielskim, decyzja o tym jaki będzie rząd, a więc jego skład i realizowany program polityczny, przechodzi na przedstawicieli klasy politycznej. Tę fundamentalną w swojej istocie decyzję podejmują politycy już po wyborach, w kuluarowych negocjacjach i ustaleniach, które dokonywane są poza wolą i wiedzą wyborców. Tak było w ostatnich latach w Niemczech, Hiszpanii i innych demokratycznych krajach. Utworzony w taki sposób rząd koalicyjny jest w zasadzie sumą różnych kompromisów i skłóconych parlamentarzystów, co skutkuje niespójnym programem, a w przypadku niepowodzeń gabinetu nie ma osób odpowiedzialnych za realizowaną linię polityczną. Po prostu każdy polityk umywa ręce i zwala na innych winę za swoje niepowodzenia. Chodzi o to, że rozstrzygnięcie o kształcie rządu przechodzi z gestii obywateli do klasy politycznej. Skutkuje to zawłaszczaniem państwa i jego instytucji przez duże partie polityczne.
Dodajmy jeszcze, że obywatele nie mają wpływu na zmianę ministrów w rządzie. Jedni odchodzą, inni przychodzą, jeden opowiada to, drugi opowiada owo. Czy ja jako obywatel mam wpływ na reformy kolejnych ministrów?
Podajmy inny przykład – w wyborach proporcjonalnych uczestniczą trzy partie cieszące się porównywalnym poparciem wyborców. Ponieważ decyzje w parlamencie podejmowane są na zasadzie większości głosów, więc jaki rząd zostanie sformowany zależy od tego, które dwie partie, już po wyborach, stworzą koalicję. Ostateczne formułowanie się koalicji rządowej i jej programu odbywa się już poza kontrolą i oceną wyborców, a zatem również ich wpływ na decyzje jest ograniczony. Weryfikacja przyjętego przez koalicję programu rządowego dokonana zostanie w kolejnych wyborach, ale nawet wtedy jej negatywny wynik i utrata części głosów na rzecz opozycji nie musi wcale oznaczać zmiany rządu. O ile różnice w rozkładzie głosów nie będą bardzo duże, w dalszym ciągu o powołaniu rządu decydowały będą jedynie międzypartyjne negocjacje koalicyjne, oraz utarczki miedzy nimi. Efektem działania takiego mechanizmu były obserwowane w przeszłości w wielu krajach Europy, nawet kilkudziesięcioletnie okresy utrzymywania się w koalicjach rządowych partii, których wpływy pozostawały praktycznie niewrażliwe na zmiany poparcia ze strony wyborców. Stan taki oznacza ograniczenie autonomii obywatelskiej i możliwości odwołania niesprawdzającego się rządu. Rola obywateli jest w tym wypadku zmarginalizowana.
Jakie zatem warunki musiałyby być spełnione, aby obywatele oddając głos w powszechnych wyborach, rzeczywiście determinowali późniejsze decyzje podejmowane przez ich reprezentantów? Sytuacja taka miałaby miejsce, gdyby w wyborach uczestniczyły jedynie dwie partie i nie tworzonoby wówczas koalicji rządowych, lub gdyby wybierany byłby tylko jeden reprezentant. Obydwa rozwiązania wydają się jednak mało prawdopodobne. Ale i wtedy wygrywająca wybory i dominująca partia zapomina często o potrzebach społeczeństwa, bo jest pewna swojego sukcesu.
Zjawisko transferu władzy od obywateli do partii politycznych i ich gremiów kierowniczych jest najpoważniejszym, choć nie jedynym, ograniczeniem demokracji parlamentarno-gabinetowej. Ujemna strona tego rozwiązania ustrojowego objawia się także w tym, że w praktyce rząd jest głównym legislatorem, co niewątpliwie jest niezgodne z założeniami podziału władzy. Rząd dysponujący większością parlamentarną i prawem inicjatywy ustawodawczej, kieruje do prac parlamentarnych większość pomysłów ustawodawczych. Parlament jest tu zatem dopiero drugim czynnikiem legislacyjnym. Inicjatywy samego parlamentu, często nawet zgodne z kierunkiem polityki rządu, skazane są natomiast na niepowodzenie, ponieważ nie akceptuje ich rządowa większość parlamentarna. A gdzie jest Naród lub elektorat? O tym najważniejszym suwerenie zapomina się na pewien czas. Dopiero gdy dochodzi do kampanii przed kolejnymi wyborami, społeczeństwo brane jest ponownie pod uwagę.
Kolejną ujemną cechą tego typu demokracji jest brak lub silne ograniczenie politycznej odpowiedzialności rządu przed parlamentem. Większość parlamentarna nie będzie przecież efektywnie kontrolować swojego rządu, tym bardziej, że zasiadają w nim przywódcy tej większości. Każde wotum nieufności opozycji będzie zatem odrzucone, co w praktyce oznacza, że parlament ma jedynie niewielki wpływ na działanie i ocenę gabinetu. Do złudzenia przypomina to sytuację w polskim parlamencie, gdzie partia Prawo i Sprawiedliwość jest ugrupowaniem dominujacym, i de facto kreującym politykę państwa.
Słabym punktem parlamentaryzmu jest także usytuowanie w systemie władzy głowy państwa (prezydenta). Zauważyć tu można pewną fikcyjność tej instytucji. Głowa państwa z założenia powinna być uosobieniem tego państwa i pierwszą w nim osobą, jednak tej formalnie wysokiej pozycji nie towarzyszą odpowiednie kompetencje i możliwości działania. Głowa państwa nie posiada znaczącej władzy politycznej, i właściwie sytuuje się na marginesie procesu decyzyjnego, co nie współgra z rangą tego urzędu. Na przyklad w Polsce prezydent nie ma uprawnień w procesie dokonywania zmian w składzie rządu. Działania prezydenta mają tu charakter czysto formalny i stanowią tylko konsekwencję uchwały parlamentu, bądź decyzji premiera. W obu sytuacjach prezydent nie posiada prawnych możliwości przeciwstawienia się, czy chociażby zawieszenia decyzji dotyczących zmian w rządzie.
Oznaki negatywne znaleźć można także w demokracji prezydenckiej, której najlepszym przykładem są Stany Zjednoczone Ameryki. Przypomnijmy, że głównymi założeniami prezydencjonalizmu są separacja władzy, monokratyczna egzekutywa, oraz polityczny brak odpowiedzialności prezydenta przed parlamentem. W praktyce założenia te przyjmują postać systemu tak zwanego hamulców i równowag (checks and balances) w ramach władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Separacja władzy w demokracji prezydenckiej oznacza między innymi:
– odrębne wybory parlamentu i prezydenta
– niemożność przedterminowego rozwiązania parlamentu
– autonomię parlamentu w dziedzinie tworzenia prawa
– autonomię prezydenta w zakresie wykonywania prawa
– brak instytucji kontroli parlamentu nad prezydentem
– brak odpowiedzialności politycznej egzekutywy przed parlamentem
Istotną wadą demokracji prezydenckiej jest niebezpieczeństwo koncentracji władzy wykonawczej w rękach jednostki, czyli prezydenta. Poza tym prezydent za swoje działania nie ponosi odpowiedzialności politycznej, co stanowi rozwiązanie obarczone nadmiernym ryzykiem. Prezydent jest odpowiedzialny tylko przed Narodem i Konstytucją. Istnieje co prawda instytucja tak zwanego impeachmentu, czyli usunięcia prezydenta z urzędu w razie postawienia go przez Izbę Reprezentantów w stan oskarżenia. Zgodnie z artykułem II § 4 Konstytucji Stanów Zjednoczonych, można skazać go za zdradę, przekupstwo lub inne ciężkie przestępstwo lub przewinienie. Jest to jednak broń ciężkiego kalibru, która powinna być używana niezmiernie rzadko i tylko w sytuacjach, w których jej użycie jest w pełni uzasadnione. Pamiętamy, że afera Billa Clintona z Monicą Levinski nie wystarczyła, aby ówczesnego prezydenta USA pozbawić urzędu. W amerykańskiej historii jedynie w stosunku do trzech prezydentów toczone było postępowanie w trybie impeachment. Nie zawsze jednak użycie tej procedury było zgodne z intencjami twórców Konstytucji. W rzeczywistości zatem odpowiedzialność prezydenta jest bardzo ograniczona, a jego władza z kolei prawie nieograniczona. Donald Trump szybko pojął te zależności i wykorzystuje swoją pozycję zarówno na arenie narodowej, jak i międzynarodowej.
O słabości prezydencjalizmu świadczy fakt, iż nie jest on przygotowany na sytuację, w której władza wykonawcza traci poparcie wyborców, bowiem nawet w przypadku negatywnej oceny prowadzonej przez nią polityki, nie można skrócić kadencji prezydenta. Jest to zasadnicza różnica pomiędzy prezydencjalizmem a parlamentaryzmem, w którym dopuszcza się możliwość wykorzystania przedterminowych wyborów w celu rozwiązania nieprzewidzianego kryzysu politycznego. Prezydentura w tym systemie prawie zawsze wykazuje mniejsze lub większe skłonności imperialne, i zawłaszcza coraz większą przestrzeń, spychając na drugi plan władzę ustawodawczą i obywateli. W wypadku aktualnej prezydentury Donalda Trumpa skłonności imperialne i zawłaszczanie władzy przyjęło rozmiary, które wystawiają na próbę cały system demokracji prezydenckiej.
W demokracji parlamentarno-prezydenckiej charakterystycznej dla Francji, wyodrębnić można trzy zasadnicze cechy demokracji mieszanej:
- podwójna władza wykonawcza, która rozdzielona jest pomiędzy prezydenta i gabinet kierowany przez premiera
- szczególne właściwości prezydentury: prezydent powoływany jest w wyborach powszechnych na określony czas, wyposażony jest w kompetencje umożliwiające podejmowanie decyzji politycznych w zakresie polityki wewnętrznej i zagranicznej, a także podejmowanie decyzji w stosunku do rządu (powoływanie i odwoływanie premiera oraz ministrów) oraz parlamentu (rozwiązanie przedterminowe); prezydent nie odpowiada przed parlamentem
- podwójna odpowiedzialność rządu, który może być obalony w każdej chwili przez parlament (wotum nieufności), a także przez prezydenta (decyzja o zdymisjonowaniu gabinetu)
Słabością systemu parlamentarno-prezydenckiego jest możliwość występowania zjawiska lekceważenia parlamentu, a skala tego zjawiska może być niebezpiecznie duża. We Francji parlament podlega ograniczeniom w zakresie trybu funkcjonowania, gdyż może obradować jedynie w czasie ściśle wyznaczonych sesji. W tym systemie parlament ma bardzo osłabione kompetencje, limitowana jest nawet jego władza prawodawcza. Prezydent może (w porozumieniu z rządem) przeprowadzić ustawę poza parlamentem i wbrew niemu, odwołując się bezpośrednio do Narodu poprzez rozpisanie referendum.
Kolejną poważną cechą ujemną systemu parlamentarno-prezydenckiego jest brak odpowiedzialności politycznej prezydenta pomimo jego dużej aktywności oraz uczestnictwa w procesie decyzyjnym. Co więcej, parlament ma duże problemy z wyegzekwowaniem odpowiedzialności politycznej wobec rządu. Jest to proceduralnie trudne, a poza tym wysoce ryzykowne, gdyż grozi rozwiązaniem organu przedstawicielskiego przez głowę państwa. Mało klarowny jest wreszcie podział władzy w obrębie samej egzekutywy pomiędzy prezydenta i rząd kierowany przez premiera. Kiedy oba te ośrodki wywodzą się z jednego obozu politycznego i zgodnie współpracują, mechanizm decyzyjny funkcjonuje sprawnie. Jednak w przypadku braku tej zgodności politycznej i niechęci rządu do poddania się supremacji prezydenta, pojawia się niebezpieczny zamęt instytucjonalny. Takie zjawisko obserwujemy we Francji co jakiś czas, co w konsekwencji kończy się wymianą premiera przez prezydenta.
Wyżej opisane problemy/słabości prowadzą obecnie do silnej i niedostateccznie kontrolowanej pozycji prezydenta Macrona we Francji. Nie bez przyczyny zarzuca mu się tendencje władcze na miarę Ludwika XIV. To oczywiście mocno przesadzony zarzut, ale każde posądzenie, jak wiadomo, ma w sobie cień prawdy.
System rządów demokracji bezpośredniej/zgromadzenia w wersji szwajcarskiej, jedyny w swoim rodzaju na świecie, wyróżnia się trzema fundamentalnymi cechami. Po pierwsze, brak jest tam podziału władzy. Po drugie, mechanizm władzy oparty jest w poważnym stopniu na instytucjach demokracji bezpośredniej. Po trzecie, realizuje on model systemu konsensualnego, czyli bezkonfliktowego.
Demokracja bezpośrednia w szwajcarskim wydaniu, choć uchodzi za idealną, także nie jest pozbawiona braków i wad. Należy jednak przyznać, że te słabości systemowe są natury teoretycznej. System jako taki, w przeciwieństwie do wyżej wymienionych, w praktyce jeszcze nie zawiódł, i w społeczeństwie szwajcarskim sprawdza się od 170 lat.
Brak podziału władzy w Szwajcarii w oczywisty sposób sprzeczny jest z regułami demokracji, która wyklucza koncentrację władzy. W swej praktyce ustrojowej system ten nie gwarantuje przejrzystych relacji pomiędzy parlamentem a rządem, które mając bardzo podobne uprawnienia, mogą sobie wzajemnie przeszkadzać. Brak odpowiedzialności politycznej rządu może także skutkować różnymi problemami. Na przykład nie sposób odwołać źle działającego, ale niedopuszczającego się naruszenia prawa członka rządu, który tym samym musi być tolerowany do momentu, dopóki sam nie zrezygnuje ze swojej funkcji. Reprezentatywny dla rządów zgromadzenia system szwajcarski cechuje rozproszenie władzy, tak w ujęciu pionowym (federalizm), jak i poziomym (dwuizbowy, w pełni symetryczny parlament i kolegialne ciało wykonawcze). Oczywiście można długo dyskutować, czy jest to wada czy zaleta.
Egzekutywa w Szwajcarii nie ma charakteru dualistycznego/podwójnego. Tworzy ją kolegialna Rada Związkowa, na czele której stoi premier, pełniący zarazem funkcję głowy państwa (Prezydenta Konfederacji). Nie jest on jednak ani premierem, ani prezydentem w klasycznym rozumieniu tych pojęć. Funkcja prezydenta, jaką znamy w innych państwach, w Szwajcarii de facto nie występuje.
Rozbudowa form demokracji bezpośredniej i częste korzystanie z inicjatywy ludowej i referendum, daje wprawdzie ludziom jedyny w swoim rodzaju wpływ na kształtowanie polityki państwa, zarazem jednak stawia pod znakiem zapytania kluczową dla demokracji instytucję przedstawicielstwa politycznego, czyli parlament. Problemy jeszcze bardziej pogłębiają się, gdy rozstrzygnięcia referendalne mają słabą legitymizację na skutek niskiej frekwencji przy głosowaniu.
Poza tym w dyskusjach dotyczących demokracji szwajcarskiej często podnoszone są następujące standardowe argumenty wskazujące na jej słabości:
- polityką powinny zajmować się osoby kompetentne (z praktyki referendalnej w Szwajcarii wynika jednak, że poziom kompetencji wyborców nie ma istotnego znaczenia dla wyniku referendów)
- demokracja bezpośrednia wydłuża proces podejmowania decyzji i jest kosztowna
Podsumowując rozważania na temat współczesnych typów demokracji należy jeszcze raz postawić pytanie – jaka powinna być demokracja? Jakie są jej optymalne formy? Jak to powinno wyglądać w młodej, polskiej demokracji? Wyżej wymienione deficyty współczesnych demokracji nie nastrajają bynamniej optymistycznie. Mimo to, biorąc pod uwagę powyższe rozważania, należy stwierdzić, że formą demokratycznego rządzenia państwem, która najbardziej wciąga społeczeństwo do współdecydowania, jest szwajcarska odmiana demokracji bezpośredniej, oddolnej. Nawiązując żartobliwie do stwierdzenia Churchilla, choć nie mam tu ambicji konkurować z tym wielkim politykiem, to jestem przekonany tak samo jak on, że to właśnie demokracja bezpośrednia jest najgorszą formą demokratycznego ustroju, jednak do tej pory nie wymyślono lepszego.
W części trzeciej niniejszej książki zostaną dokładniej przedstawione formy i instrumenty oddolnej demokracji w wydaniu szwajcarskim.
Zasady etyczne w polityce[1]
Ludzie zawsze działają dla jakiegoś zysku, nie tylko na rynku, nawet jeśli zysk jest niewymierny i nieprzeliczalny na pieniądze. Warunkiem koniecznym w tym wypadku jest umiejętność łączenia zjawisk w związki przyczynowo-skutkowe, to jest racjonalne działanie i dokonywanie na tej podstawie prognoz, oraz posługiwanie się swoimi fizycznymi i umysłowymi zdolnościami w celu dokonania optymalnego wyboru.
Sprawowanie władzy i jej utrzymanie w Polsce kłóci się z zasadami etycznymi, ponieważ sprowadza się ono do dominacji rządzących nad rządzonymi. Politycy określają poniekąd sami swoje własne wymogi etyczne i swój własny kodeks postępowania. Czy jednak krętactwo, matactwa finansowe, nagminnie występujące kłamstwo i korupcję możemy określać mianem etyki albo moralności? Spójne i utrwalone zasady postępowania oparte na oddolnej demokracji, przyczyniłyby się bez wątpienia do wykrystalizowania postępowania etycznego adekwatnego do polskiego społeczeństwa, a więc opartego o wartości chrześcijańskie. Ustawa zasadnicza powinna stać na straży prawa do życia i własności, oraz współdecydowania obywateli w decyzjach politycznych państwa.
Konstelacje polityczno-ekonomiczne
Nowokształtowane konstelacje w polityce i ekonomii generowały w historii nowatorskie koncepcje w stosunkach między społeczeństwem, państwem i gospodarką. Wymienić wystarczy chociażby idee państwa socjalnego pod koniec XIX wieku, projekt socjalnej gospodarki rynkowej tuż po II Wojnie Światowej, lub zmianę systemu politycznego w Polsce i w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej w ostatniej dekadzie XX wieku.
W wypadku tych nowych koncepcji wspólnego funkcjonowania społeczeństwa, państwa i gospodarki, na centralnym miejscu pojawiał się problem zdefiniowania nowej relacji między instytucjami państwowymi, rynkiem i etyką.
Już nawet pionier gospodarki rynkowej, Adam Smith, widział optymalny rozwój procesu ekonomicznego w skoordynowanej relacji dwóch metafizycznych zasad, mianowicie „ręki widzialnej“ (rynek) i „ręki niewidzialnej“ (sprawiedliwość i sumienie).
Koncepcja państwa socjalnego, która rozwinęła się pod koniec XIX wieku, po raz pierwszy wzięła pod uwagę wartości etyczne, posiłkując się ideałami kościołów. Niemałą rolę odegrała wówczas również papieska encyklika „Rerum novarum” z 1891 roku. Państwo socjalne rozumiane było jako pewnego rodzaju etyczna korekta rynku.
Podobnie było w wypadku powstania socjalnej gospodarki rynkowej po II Wojnie Światowej, kiedy to znani teolodzy i ekonomiści (Eucken, Rüstow czy Roepke) próbowali zdefiniować społeczno-etyczne ramy dla gospodarki rynkowej i jej regulacji przez instytucje państwowe.
Proces rozwoju gospodarki rynkowej w Polsce w ostatnim ćwierćwieczu pokazał, iż aspekty etyczne należy brać konsekwentnie pod uwagę. Trójkąt społeczeństwo-państwo-gospodarka nie jest w stanie funkcjonować sprawnie, jeśli nie zostanie zagwarantowana równowaga etyczno-ekonomiczna wspierana przez politykę. Ostrzegających sygnałów takich jak bezrobocie, pogoń za pieniądzem, ubóstwo, indywidualizacja społeczeństwa, niszczenie środowiska naturalnego i tym podobnych nie brakuje, i nie można ich w żaden sposób lekceważyć. Zarówno rynek jak i społeczeństwo zawsze reagują na te ostrzegawcze zjawiska, które wynikają głównie z zaślepionego dążenia jednostek do maksymalizacji zysku, co grozi bezpośrednio rozproszeniem wartości etycznych.
Etyka i odpowiedzialność
Trywialnie mówiąc, polityka i etyka są sprzeczne ze sobą. Politycy postępują, albo udają, że postępują racjonalnie, natomiast moraliści stawiają na pierwszym miejscu wrodzone człowiekowi zasady etyczne. Postępowanie racjonalne zdefiniowane jest jako subiektywny wybór najlepszej spośród możliwych opcji danej alternatywy. Etyka natomiast to postępowanie moralne oparte albo na własnych, indywidualnie określonych, lub ogólnie przyjętych preferencjach. W konsekwencji, politycy kierujący się racjonalnym interesem są ograniczeni w swojej subiektywnej wolności optymalnego dla nich wyboru, jakim jest maksymalizacja różnie pojmowanego zysku.
Ludzie zawsze działają dla jakiegoś zysku, nie tylko na rynku, nawet jeśli zysk jest niewymierny i nieprzeliczalny na pieniądze. Warunkiem koniecznym w tym wypadku jest umiejętność łączenia zjawisk w związki przyczynowo-skutkowe, to jest racjonalne działanie i dokonywanie na tej podstawie prognoz, oraz posługiwanie się swoimi fizycznymi i umysłowymi zdolnościami w celu dokonania optymalnego wyboru. Naturalnie, że hierarchie ich wartości są różne i z tego powodu zysk dla jednego jest czymś innym, niż zysk dla drugiego. Stąd też konieczna jest analiza korzyści i strat, nawet tych niewymiernych. W zależności od przejawianych przez jednostki hierarchii wartości, tak rynek jak i dowolna działalność niezwiązana z rynkiem, przybiera inne etyczne rozmiary. Tam gdzie dominują dobra materialne, celem jest zgromadzenie jak największej ilości i jak najcenniejszych różnie pojętych dóbr. Gdzie ceniona jest nade wszystko władza, celem tak rynku jak i propagandy, czy działań z użyciem przymusu, jest zdobycie dominacji nad innymi.
Etyka jest elementem, który występuje jednak w każdym z tych przypadków, niezależnie od motywów działania. Ważne jest, aby ogólnie przyjęte aspekty moralno-etyczne były respektowane przez działające podmioty, które dążą do osiągnięcia zysku. Jeśli zasady te nie są respektowane, dochodzi wówczas do naruszenia równowagi w relacji społeczeństwo-państwo-ekonomia, co w konsekwencji wcześniej czy później prowadzi do kryzysu ekonomicznego, społecznego i moralnego.
Powszechnie wiadomo, że etyki nie można inaczej interpretować jak tylko w powiązaniu z pojęciem odpowiedzialności. W tradycyjnym rozumieniu etyki każdy ponosi odpowiedzialność za skutki własnego działania. Z prawnego i moralnego punktu widzenia oznacza to konieczność świadomego sterowania własnym postępowaniem, i wynagrodzenia poniesionych strat (spowodowanych świadomie lub nieświadomie). Na świecie istnieje wielu znakomitych etyków oderwanych od rzeczywistości, oraz dobrych polityków i ekonomistów, którzy nie mają pojęcia o etyce. Etycy skupiają się na jednostce, politycy i ekonomiści zaś na maksymalizacji zysku. Tymczasem problemem podstawowym jest złożoność związków międzyludzkich, oraz rozmaitość układów współzależności i ponoszonej odpowiedzialności.
Jak przezwyciężyć kryzys moralny w Polsce?
Nie jest żadną tajemnicą, że w Polsce równowaga w relacjach społeczeństwa, państwa i gospodarki, jest co najmniej zachwiana.
Długoterminowe uzdrowienie trójkąta społeczeństwo-państwo-gospodarka wymaga stworzenia nowej politycznej i ekonomicznej koncepcji dla sprawnego funkcjonowania polityki i gospodarki rynkowej. Koncepcja ta powinna być związana z oddaniem władzy społeczeństwu. Wartości etyczne w polityce i gospodarce mają tylko wtedy szanse, gdy te dwa filary są oddolnie sterowane przez obywateli, nie zaś przez decydentów posiadających subiektywną interpretację wartości moralnych. Należy powiązać postępujący proces informacyjny i aktualny stan środowiska społecznego, z potrzebami dzisiejszego społeczeństwa obywatelskiego. Wynikiem będzie stworzenie nowych relacji między ekonomią i etyką z jednej strony, i między społeczeństwem i państwem z drugiej. A to właśnie samo społeczeństwo wie najlepiej czego mu potrzeba, i powinno współdecydować i współodpowiadać za podjęte decyzje. Wówczas zostanie zagwarantowany obiektywizm społecznych wartości moralnych.
Oczywiście dążeniem do maksymalizacji zysku trudno jest sterować bez ingerencji państwa. Stąd wynika regulacyjna i kontrolna rola państwa i organizacji ogólnonarodowych, ale pod jednym warunkiem – na tyle, na ile to konieczne!
W procesie działalności gospodarczej trzeba usankcjonować wprowadzenie kodeksów etycznych (code of ethics), które odpowiadałyby obiektywnemu pojęciu etyki i nie kreowały, jak na przykład dotychczas instytucje finansowe, własnych subiektywnych systemów wartości moralnych.
Kto jest przekonany o tym, iż postępuje etycznie, powinien zadać sobie pytanie, czy sam jest moralnym modelem dla innych. W tym wypadku nie może zdać się na swoje wewnętrzne oceny, gdyż inni również będą postępować w ten sam sposób, co spowoduje, że wówczas etyka będzie pojęciem egalitarnym i zupełnie niezdefiniowanym. Dlatego ważny jest głos ogółu, na przykład w referendum ogólnonarodowym. Decyzja podjęta w ramach referendum nie może być i nie jest subiektywna. Taka decyzja ma charakter ogólnoetyczny i społeczny. Oczywiście, to państwo powinno określać i egzekwować reguły harmonizacji życia społeczno-politycznego z ekonomią, co stworzy możliwość znalezienia skutecznych rozwiązań. Ale jakie państwo? Oczywiście bezpośrednio-demokratyczne, kierowane nie odgórnie, lecz oddolnie i subsydiarnie, włączając całe społeczeństwo w procesy decyzyjne. Jakość życia obywateli należy oceniać na podstawie szeroko pojętego społecznego zysku, który byłby opłacalny dla wszystkich uczestniczących aktorów. Każdy obywatel powinien mieć świadomość współodpowiedzialności za prawidłowe i etyczne funkcjonowanie trójkąta społeczeństwo-państwo-gospodarka.
[1] Artykuł został opublikowany na portalu PAFERE, 4.07.2018: https://www.pafere.org/2018/07/04/Artykuł y/zasady-etyczne-w-polityce/ (dostęp: 13.09.2018).
Książkę można nabyć: https://wgp.com.pl/
ciąg dalszy nastąpi