Aleksiej Tołstoj: Borzywój – Klechda pomorska
W trosce o Piotrową Nawę
Do Rozkildy papież list śle –
Na Bodrzyczan cną wyprawę
Nakazuje uroczyście.
„Chwyćcie broń! Przebrała miarę
Pomorzańskich pogan tłuszcza.
Idźcie mieczem krzewić wiarę! –
Za to grzechy wam odpuszczam.
Henryk Lew na czele szyków
Na wezwanie nasze stanął.
Spiesznie dąży od Brunświku
By zajść tyły Bodrzyczanom.
Każdy, kto polegnie z mieczem,
Kto za krzyż dostąpi zgonu,
Zanim z żył mu krew wyciecze,
Wstąpi w chwale w blask Syjonu”.
Ledwie przemknie zew po kraju,
Biskup Eryk zebrał siły;
Jego mnichy broń chwytają,
Na wybrzeżu się stawiły.
Po nim Swen, syn Nilsa mężny,
Na skroń kładzie szłom skrzydlaty,
Za czym zebrał lud orężny
Wiking Knut złocistoszaty.
Obaj królewskiego rodu,
Obu spór o berło dzieli,
Mimo to na czas pochodu
Pokój Boży okrzyknęli.
Niby stada morskich ptaków
Na wybrzeżu tłum się mrowi.
Grzechot zbroi, blask szyszaków…
Nadciągają zewsząd nowi.
Tłumy w szyki rozstawione
Opuszczają łęk nadbrzeżny.
Wzniósłszy na nie wzrok natchniony
Biskup Eryk rzecze mężnym:
„Pisał papież, że nas wesprze
Święty Jerzy w imię Boże.
Nastał czas, by pogan zetrzeć.
Wnet przypadnie nam Pomorze”.
Rzekł Swen: „W walce zwartych szyków
Ja niczego się nie boję,
Byle tylko na Bałtyku
Nie spotkać się z Borzywojem”.
Lecz Knut zaśmiał się na dziobie:
„Nic wróg nie ma ku obronie,
Kniaź Borzywój o tej dobie
Bije Niemce przy Arkonie”.
Więc radośni wszyscy troje,
Z nimi groźna ich drużyna,
Płyną na zdobyczne boje
Prosto w stronę baszt Wolina.
Naraz Swen, syn Nilsa śmiały,
Pojrzy z burty i obwieści:
„Słuch mnie myli, bo zza skały,
Zdało mi się, bór szeleści”.
Knut popatrzał i powiada:
„To nie knieja szeleszcząca,
To ogromne szczygłów stado
I o skrzydło skrzydło trąca”.
Biskup na to z zadziwieniem
I z widomą troską w oczach:
„Mam przedziwne objawienie…
Jakby koń rżał z wód przeźrocza”.
Biskupowi z namaszczeniem
Rzecze zbladły mniszek — młodzik:
„To nie rżenie, to buczenie
Borzywoja śmigłych łodzi!”
Wtem od strony, gdzie targają
Wściekle ostry brzeg przyboje,
Zza przylądka wypływają
Zbrojne łodzie Borzywoja.
Jaskrawymi ich żaglami
Wkoło morska toń pokryta
I furkocze nad falami
Święte godło Światowita.
Błyszczą wiosła, błyszczą bronie
I topory lśnią stalowe,
I rżeć jak zbieszone konie
Łodzie zdają się bojowe.
Dowodzący pierwszą dłubą,
Lśniąc kolczugą, mąż straszliwy
Rzekł i macha szłomu czubem:
„Dobre rano świątobliwym!
Oto wracam spod Arkony,
Gdziem zaścielił błoń trupami.
Już proporce z lwem Saksonów
Nie wieją tam przed tynami.
Brody Niemcom rwąc na pęki
Stary dług spłaciłem z zyskiem,
Czas rozprawić się od ręki
Z ojczaszkowym gołym pyskiem!”
I wszystkimi prąc żaglami
Kniaź Borzywój pierwszy natarł.
Łodzie zbiły się z łodziami,
Z mieczem miecz się wściekle splatał.
To wzlatują nad grzywami,
To wpadają w rozpadliny
Nawy spięte osękami,
Z krzykiem rzężą się drużyny.
Skry się sypią, krew się leje,
Wrzask i łoskot kośby lutej.
Do zachodu bój szaleje,
Nie poddają się Swen z Knutem.
Ale bitność ich daremna –
Pod ciosami gromkiej stali
Złote skrzydła z hełmu Swena
Odrąbane, giną w fali.
Knuta pękła już kolczuga
Pod razami młotów wielu.
Skacząc z rozbitego struga
Wiking zapadł w morską czeluść.
Biskup Eryk oto czując,
Iż zagłady czas nadchodzi,
Chyłkiem, zgięty przeskakuje
W cudzą łódź ze swojej łodzi.
I łodźnikom krzyczy w szale:
„Dam wam wszystko złoto moje,
Byle się w Rozkildzie znaleźć,
Byle ujść przed Borzywojem!”
I łodźnicy wód odmęty
Prąc wiosłami siły dwoją
Łkając w głos: „O, Boże święty,
Ocal nas przed Borzywojem!”
„Czmychaj, podłe karle plemię! –
Kniaź Borzywój krzyknął na nich: –
Nikt z was w domu nie zadrzemie,
Wnet nawiedzę wszystkich w Danii.
Morzem, brodem ku wam ruszę,
Choć nadrobię krzynę drogi,
Już zawczasu wasze dusze
Poświęciłem Czarnobogu!”
Bokiem wyszła Dunom, bokiem
Owa bitwa znamienita!
Dziwotwory w morskim mroku
Ciał nażarty się do syta.
Porzuconych w morskim szkwale
Łodzi Dunów bezlik cały
Purpurowe od krwi fale
Dnem do góry kołysały.
Henryk Lew, gdy z hufców wianem
Na Bodrzyczan szedł z Brunświku,
Posłyszawszy o przegranej
Wrócił do dom w zwartym szyku.
Od Wolina aż do Redy,
Z Dębownika aż do Osny
O nieszczęsnym boju wściekłym
Wszędzie wiatry wieść doniosły.
Radość włada Słowian grodem.
Perunową w dank bożnicę
Okrążają korowodem
Pomorzańskie krasawice.
Na Rozkildę strach zaś pada.
Mnisi w nawie katedralnej
Wykrzykując: „Biada! biada!” –
Z trwogą pełnią służby mszalne.
Biskup Eryk z prałatami
Przed ołtarzem w drżączce stojąc
Woła: „Zmiłuj się nad nami!
Ocal nas przed Borzywojem!”
Lato 1870