Racjonalista.pl: Mariusz Agnosiewicz – Polskie obozy koncentracyjne Mieszka I, czyli turbolewicowa historia Polski

Polskie obozy koncentracyjne Mieszka I czyli turbolewicowa historia Polski

Ilustracja: Bogumił Znicz – Mieszko Pierwszy

Poniższy artykuł dotyczy nie tylko sprawy „polskich obozów zagłady Żydów” i „polskiego handlu niewolnikami”, jądrem logicznym tego rodowodu Polski jest bowiem powiązanie Jedwabnego Szlaku ze Szlakiem Bursztynowym, czego współczesną analogię właśnie obserwujemy.

Pomińmy przy tym stwierdzenie Autora wysunięte przez niego jako zarzut w kierunku Wielkiej Lechii,  jako jego zdaniem, teorii opartej jedynie na kronikach – tych bardziej uznanych przez naukę współczesną, czy mniej uznanych. Skoncentrujmy się na tym, jakie paliwo do swoich teorii posiadają turbolewacko-turbogermańscy „historycy”, którzy tak namiętnie rzucili się na Wielką Lechię z Uniwersytetu w Poznaniu. Pominiemy tutaj inny nurt pseudonaukowej krytyki Teorii Wielkiej Lechii, watykanistyczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Oni atakują Teorię Wielkiej Lechii, co oczywiste, z pozycji turbokatolickich. Jest to, o dziwo, jednocześnie także nurt pseudonauki równie turbogermański, jak ten z Poznania.

To bardzo ciekawe, że różni ANTYPOLACY szukają wsparcia zawsze zagranicą, w opanowanej przez Niemców Brukseli, lub wprost w Berlinie dzielącym dzisiaj naukowe granty między zapóźnione w rozwoju polskie uczelnie, z ich anachronicznymi pseudonaukami humanistycznymi. Poniższy tekst jest doskonałą ilustracją „przepływu” „myśli naukowej” z Berlina, szerzej tzw Zachodu, na polskie uczelnie. Skutki tego „przepływu” są zgubne dla polskiej narracji historycznej, czego dowodzi nie tylko ten tekst. Dowodzi tego głośna obecnie sprawa Polskich Obozów Zagłady Żydów i Polskiego Antysemityzmu. 

 

 

Dowiodło tego dobitnie także już wcześniej, napisane z „germańskiego” punktu widzenia przez Normana Daviesa, profesora Uniwersytetu Londyńskiego, dzieło historyczne na temat Polski. Jest to może najbardziej „obiektywna” Historia Polski, co jednak nie zmienia faktu, że jest w całości skażona obcą narracją historyczną, opartą o zachodnie stereotypy dotyczące Polski i Polaków.

Dla porządku logicznego zaznaczmy tylko, że Teoria Wielkiej Lechii jest oparta głównie nie na kronikach nieuznawanych przez naukę, ale na dowodach genetycznych powiązanych z odkryciami językoznawstwa, antropologii fizycznej i porównawczej, archeologii, a nawet religioznawstwa.

Dodać należy do tego, iż nauka polska zmienną jest w ocenie źródeł, które raz uznaje, a potem ich nie uznaje, aby za chwilę znów je uznać – zależnie od potrzeb politycznych. Tak jest z Żołnierzami Wyklętymi, czy Zbrodnią Katyńską oraz z Holokaustem Polaków zarówno w ZSRR  (1937-1940, 1941-1945), jak i pod zaborem Hitlerowskich Niemiec (1939-1945).

Tak było również w religioznawstwie polskim z Kronikami Długosza i jego Panteonem Pogańskich Bogów. Nieuznawany od czasów Aleksandra Brucknera – historyka uniwersytetu berlińskiego z epoki zaborów, czyli pruskiego kolonializmu w Polsce, ów panteon jest dzisiaj jak najbardziej uznawanym i powszechnie przez naukę akceptowanym. Dlaczego nie mogłoby się to zdarzyć z niektórymi kronikami, których autentyzm podważył inny profesor pruskiej  epoki kolonialnej, będący na usługach pruskiej policji politycznej – Joachim Lelewel?

Ma Autor tego tekstu absolutną rację w jednym – tzw nauki humanistyczne to, jak na razie, nie NAUKA tylko WIARA – bardziej w tę, czy w inną teorię.

Tyle tytułem niezbędnych uwag na wstępie. CB

 

Mariusz Agnosiewicz – Polskie obozy koncentracyjne Mieszka I, czyli turbolewicowa historia Polski

źródło: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,10221

Plagą przestrzeni publicznej są nie fake newsy, czyli prościutkie kłamstewka, które długofalowo nie tyle nas doszczętnie ogłupią, co mogą wykształcić silniejszy niż dziś odruch ograniczonego zaufania do mediów; prawdziwą plagą są forsowane natrętnie bardziej złożone teorie pseudonaukowe, które nie mają absolutnie żadnego dowodu, zaś kroniki świadczą przeciwko nim. Dlaczego toleruje się takie teorie pseudonaukowe tylko dlatego, że są popularne?

 Oho, kolejna krytyka Wielkiej Lechii, pomyślicie zapewne. Otóż nie, Wielka Lechia, czyli wiara w istnienie imperium słowiańskiego przemilczanego w kronikach, jest wprawdzie teorią pseudonaukową, ale nie jest ona całkowicie sprzeczna z kronikami. Teoria Wielkiej Lechii jest pseudonaukowa, ponieważ opiera się na kronikach uznanych za nieautentyczne, ale warto odnotować, że także w kronikach uznanych za autentyczne są informacje o wielkości Słowian, nie można więc powiedzieć, że teoria Wielkiej Lechii jest gruntownie sprzeczna z kronikami.

Popularną teorią pseudonaukową, która w przeciwieństwie do Wielkiej Lechii nie ma absolutnie żadnego potwierdzenia kronikarskiego (ani jakiegokolwiek innego), jest teoria o budowie państwa Mieszka na handlu niewolnikami. Pisałem już na ten temat w odniesieniu do wywodów prof. Henryka Samsonowicza oraz prof. Przemysława Urbańczyka, lecz popularność tej teorii jest odwrotnie proporcjonalna do liczby dowodów. Oto Obserwator Finansowy, serwis NBP, zachwala nowe „dzieło” dra Kacpra Pobłockiego, który ogłasza koniec kapitalizmu: „Pobłocki jest antropologiem społecznym z Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Był stypendystą ośrodka The Center for Place, Culture and Politics funkcjonującego przy City University of New York. Prowadzi go prawdopodobnie najwybitniejszy współczesny geograf i antropolog David Harvey, co zapewne dało Polakowi natchnienie i moc do napisania tak skomplikowanego dzieła”. Ów temat, oparty na klasykach modnych pisarzy lewicowych, okazał się dobrym pretekstem do popularyzacji teorii turbolewicowych dotyczących polskich dziejów: „Inną istotną i śmiało stawianą przez Pobłockiego tezą jest ta o początkach polskiej państwowości ufundowanych na handlu niewolnikami”.

Turbolewicową historiografią nazywam ten kompleks pseudonaukowy, który frenetycznie, z misjonarskim zapałem zwalcza teorię Wielkiej Lechii, a jednocześnie nie widzi żadnego problemu, by głosić teorie z metodologicznego punktu widzenia jeszcze bardziej pseudonaukowe. Zwalcza się te pozbawione rzetelnych podstaw teorie, które mogłyby wywołać sympatię do dziejów własnej zbiorowości, bezproblemowo natomiast popularyzuje się wszelkie możliwe teorie pozbawione rzetelnych podstaw, które mogą pogłębiać niechęć do naszych dziejów.

Niecne milczenie kronik

Dlaczego teoria o powstaniu państwa polskiego na handlu niewolnikami jest bardziej pseudonaukowa aniżeli teoria Wielkiej Lechii?

Nie chodzi jedynie o to, że żadne źródła historyczne nie dają choćby cienia wsparcia dla tej tezy. Wszak wiele rzeczy, których kroniki nie odnotowują, dowiadujemy się z innych źródeł. Rzecz natomiast w tym, że handel niewolnikami był niezwykle istotny gospodarczo. Tak jak dziś, powiedzmy, handel ropą. Możemy sobie wyobrazić, że dzisiejsze dziennikarstwo może nie opisać handlu pietruszką w takim czy innym kraju, lecz nie sposób sobie wyobrazić, że może sobie istnieć państwo ekonomicznie oparte na handlu ropą, lecz nikt o tym nie napisze. Taką właśnie sytuację sugeruje teoria o Mieszkowym handlu niewolnikami. Handel niewolnikami był wówczas zajęciem legalnym i jak najbardziej opisywanym. Nie był tematem wstydliwym.

Wobec każdego z sąsiadów Polski mamy rzetelne źródła mówiące o tym, że parali się handlem niewolnikami:

  • Niemcy: Thietmar w Kronice (VI,36) podaje, że panowie niemieccy skarżyli się, że Gunzelin (1002-1009), margrabia Miśni, sprzedaje ich niewolników Żydom.
  • Ruś: ibn Fadlan pisał w swojej kronice z 921, że Rusowie (prawdopodobnie Wikingowie) handlowali niewolnikami w mieście Itil, u ujścia Wołgi do Morza Kaspijskiego
  • Szwecja: Saga rodu z Laxdalu opisuje handel niewolnikami w Skandynawii ok. X w.
  • Czechy: kronika Ibrahima ibn Jakuba opisuje handel niewolnikami w Pradze.

Powyższe to jedynie kilka przykładów, by pokazać, że wszędzie wokół Polski handlowano niewolnikami i w kronikach nie ma żadnych białych plam: opisują one handel niewolnikami wzdłuż Łaby, Dunaju, Dniepru czy Wołgi.

Jedna jedyna Polska nie ma żadnych sugestii dotyczących handlu niewolnikami — ani u kronikarzy łacińskich, ani u kronikarzy bizantyjskich, ani u kronikarzy arabskich, ani u kronikarzy perskich, ani u kronikarzy żydowskich. Nigdzie. Nic. Zero informacji. Więc wymyślono: że skoro wszędzie, to i u nas. To dlaczego zatem jedynie w Polsce wymyślono herezję o tym, jakoby narody pogańskie miały prawo żyć nienękane? Dlaczego jedynie Polska była nazywana państwem bez stosów? Dlaczego jedynie Polska stała się „Paradis Judaeorum”?

Poza kronikami są jeszcze zbiory praw. Państwo, które funkcjonuje w oparciu o handel niewolnikami, musi mieć to zapisane w swoim prawie. Znów mamy to samo: znajdujemy handel niewolnikami w prawach wszystkich naszych sąsiadów. Wywodzące się z Państwa Wielkomorawskiego Prawo o sądzeniu ludzi (Zakon Sudnyj Ljudem, IX w.) zawiera szereg zapisów o sprzedaży w niewolę (za pogańskie ofiary i przysięgi, za fałszywe zeznania, za obcowanie z niewolnikiem, za gwałt na dziewicy, za kradzież konia w czasie walki, za trzykrotną kradzież żywego inwentarza, za okradanie grobów). W państwie czeskim mamy fragment kodeksu kanonicznego Někotoraja zapověd z X w., który uznaje za grzech przymusową kastrację lub kastrację dzieci przeznaczonych przez rodziców na sprzedaż. [ 1 ] Warto tutaj zauważyć, że handel niewolnikami nie jest w żadnym razie potępiany, jedynie najgorsze jego patologie. Nie znajdujemy takich regulacji jedynie w Polsce.

Trzeba podkreślić, że powyższe wywody nie negują faktu, że w państwie polskim była pewna liczba niewolnych, która wywodziła się przede wszystkim z jeńców wojennych. W kulturze słowiańskiej tego rodzaju niewola miała charakter okresowy. Twierdzę jedynie, że nie ma jakichkolwiek dowodów na to, że Polska prowadziła handel ludnością niewolną, czy tym bardziej, że powstała w oparciu o tego rodzaju proceder. W świetle kultury chrześcijańskiej takie rozróżnienie jest kluczowe: o ile bowiem Nowy Testament nigdzie nie potępia instytucji niewolnictwa (a więc np. niewolenia jeńców wojennych), o tyle potępia handel niewolnikami.

„Żyją z plądrowania Słowian”

Pseudohistoryczna wiara w handel niewolnikami przez Mieszka nie tylko nie ma jakichkolwiek dowodów, ale i sprzeczna jest z faktami. Oto co głosi pan doktor Pobłocki:

„Autor wyjaśnia, dlaczego państwo polskie pojawia się tak nagle w X wieku — przekonuje, że Mieszko I po prostu wpadł na pomysł, by wyłapywać sąsiadów i sprzedawać ich na Wschód. Rozwinął sprawnie ten biznes, stąd znajdujemy do dziś na niektórych terenach Polski mnóstwo srebrnych dirhemów z mennicy w Taszkiencie.”

Według arabskich kronik dostawą słowiańskich niewolników na Wschód zajmowali się Rusowie czyli Waregowie — wzdłuż Dniepru oraz Wołgi. Trudnili się tym procederem, bo byli biedni i żyli na ziemiach nieurodzajnych. Dlatego pasożytnictwo na bogatych ziemiach słowiańskich stało się ich sposobem na życie. Perski geograf Gardezi (ok. 1050), parafrazując wcześniejszy raport Ibn Rusty (ok. 905 r.) pisał: „Na tej wyspie [Nowogród] żyje 100 tys. ludzi, którzy nieustannie urządzają rajdy łodziami na Słowian, których porywają i wiodą do Chazarów i Bułgarów na sprzedaż. Nie mają oni uprawnej ziemi ani nasion, a żyją z plądrowania Słowian. Kiedy rodzi się im dziecko, kładą przed nim wyciągnięty miecz a ojciec mówi: ‚Nie mam ani złota, ani srebra, ani bogactwa, które mógłbym ci przekazać, to jest twoje dziedzictwo, które zapewni ci dobrobyt”.

Ziemie słowiańskie były płodne, ludne i stały na wyższym poziomie rozwoju aniżeli ich europejscy sąsiedzi. Teodor Waga w Historii książąt i królów polskich krótko zebranej (1767) pisze o Słowianach połabskich: „Święty Bonifacy, niemiecki w Moguncyi apostół ściągał w 745 roku bałwochwalców Słowian, Wendów, nad Ren dla uprawy ziemi. Wendy uczyli Niemców gospodarstwa domowego, uprawy roli, chowania trzód, zaprowadzili w Turyngii lepszy ród koni i chów stadnin. Uczyli Niemców złotnictwa, odlewów, tkactwa i innych robót z jakiemi Niemcy w ów czas wcale oswojeni nie byli”. Arthur Koestler w The Thirteenth Tribe (1976) pisze o Słowianach naddnieprzańskich: „Wydaje się, że Słowianie ci rozwinęli zaawansowane metody rolnicze i byli łagodniejsi aniżeli ich ‚tureccy’ sąsiedzi znad Wołgi, ponieważ, jak ujął to Bury, stali się ‚naturalną ofiarą’ skandynawskich najeźdźców. W efekcie zaczęli oni ostatecznie preferować Dniepr, pomimo jego niebezpiecznych katarakt, ponad Wołgą i Donem”.

Dlatego właśnie niewolnicy słowiańscy z jednej strony byli bardzo wysoko cenieni w świecie arabskim, gdzie pełnili funkcje specjalne gospodarczo, z drugiej zaś ich obecność była wyraźnie zauważalna kronikarsko. Tam bowiem, gdzie byli słowiańscy niewolnicy odgrywali kluczowe role polityczne. We wschodniej części kalifatu trudno natomiast o ślady znaczącej obecności niewolników słowiańskich. Ich obecność jest ewidentna jedynie w części zachodniej i środkowej: Kordobie, u Fatymidów oraz Aghlabidów (dziś Egipt, Tunezja, Libia, Algieria, Maroko).

więcej u źródła: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,10221

Podziel się!