Walczowski o Szukalskim, w czasopiśmie „Żywioł” (Archiwum)

Walczowski o Szukalskim, w czasopiśmie „Żywioł” (Archiwum)

Franciszek Walczowski – O Stachu.

 

W dniu 15 maja 1981 rozmawialiśmy z Marianem Konarskim o Stachu z Warty Szukalskim. Mówiliśmy o tym Jego dziwnym, niespójnym stanowisku duszno-intelektualnym, o trudnościach Jego zestrojenia się z ludźmi którzy są dla niego życzliwi, przychylni i przyjaźni. Takie stanowisko, jakie zajmuje Stach, ma pozornie cechy schizofrenii, a nią na pewno nie jest. Głęboko drążące urazy, wyolbrzymione trudności, jakie miał ponoć w obcowaniu z przedstawicielami Polaków, jednostkami indywidualnymi, przeważnie życzliwymi Jego twórczości, wywołały tkwiącą w nim świadomość ukrzywdzenia, które mu Naród wyrządził.

Krzywdy to urojone, wypływające z podświadomości, mącące ciągi logiczne Jego postępowania, prowokujące istotne straty w artystycznej spuściźnie. Nad Jego twórczością ciąży niewątpliwie jakieś Fatum. To jest fakt oczywisty. Ale czy w tym Fatum zawinili Polacy? Czy o nim decydują? Czy jego odwrócenie było, względnie jest w ich mocy?

Podświadomość Stacha z Warty Szukalskiego, genialnego artysty plastyka i nie tylko plastyka, to najbardziej interesująca sprawa, to problem – zagadka. Tej zagadki nie rozwiąże współczesna psychologia, która o duszy wie niewiele, jeszcze mniej, niż o meteorologii. Wie nieco o fizjologii, ale również jak o meteorologii – zewnętrznie i płasko. A twórczość artystyczna ma źródła w psychologii, która opiera się o fizjologię, nawet o meteorologię i astronomię.

Wczuwając się w twórczość Stacha z Warty, w jej formę artystyczną, a ściślej w nastrój emanujący z form, musimy stwierdzić, że przywodzi ona aurę, emanującą z twórczości dawnych ludów: Meksyku, Chin, Polinezji, Indii Drawidyjskich, Protoegiptu, Protoakadu, Protokrety, jakichś niezmiernie dawnych form rzeźbiarskich. Najmniej jest w nim z tego, do czego dążyły dzieje Ziemi, a co w greckiej kulturze – uwielbieniem idealnego kształtu ludzkiej posągowości, doszło do głosu. A przecież Stach jest realistą, organizuje formę przekształcając ją, a przeto w jakiś sposób idealizującym ją. Pracuje z wyobraźni, a jego imaginacjom przewodzą : smoki, węże, orły, gryfy, centaury, u których ideowe zasady organizujące kształty są płynne, nie zamknięte w pewną skończoność i w te kształty wciela swych bohaterów. Sięga przeto imaginacji dotykających pradawnych czasów przedkulturowych Ziemi, praczasów, z których ludzkość otrzymała wszystkie mitologiczne wyobrażenia dotyczące ewolucyjnych przeobrażeń kształtów. Kształty te otrzymują zwieńczenie w idealnej formie ciała ludzkiego, zatrzymanego w posągowym pięknie rzeźby greckiej, banalizującego się na drogach historii sztuki. Niemniej w plastyce rzeźbiarskiej i malarskiej przynoszą od Grecji po Barok bezlik form, naładowanych pięknem i wdziękiem.

U Szukalskiego właśnie te, jakby zatrzymane w rozwoju organicznym prafenomeny formy, coś co nazwać można ARCHETRYPAMI, mającymi nieograniczone możliwości przekształceń, są własnością tej wyobraźni. Tymczasem wielu krytyków i odbiorców Jego sztuki, często drapieżnej i okrutnej – przypisuje Mu niesłusznie uleganie wpływom różnych form czerpanych z prakultur. To są absolutnie nieprawdziwe pomówienia. Formy występujące w twórczości Szukalskiego nie dają się zidentyfikować z żadną ze znanych. Nie są kompilatorskim zlepkiem motywów, lecz organizmem artystycznym, ujednoliconym na wzór żywego kształtu, w którego kompozycyjnej całości mieszczą się różne do siebie należące szczegóły. A przecież ich nastrój przywodzi w odczuwaniu nastrój i aurę prakultur i wprowadza duszę w atmosferę twórczości po równi artystycznej i przyrodniczej. A taka twórczość cechowała ludzi zamieszkujących zaginiony ląd Atlantydy. Taką atmosferę odnieść można do mitologicznej pamięci o Atlantydzie, w czasie rozwoju której, dusze, swoją aurą przenikały głębiej w kręgi przyrody, a twórcza wola dotykała organizacji form z pogranicza organicznego i artystycznego i mogła wywierać wpływ na ich przekształcenie. Imaginacyjne uświadomienia tych stanów weszło w mity. Tam mają swoje miejsce Pragady i Praptaki, jakie się nam objawiają w mitologicznej spuściźnie: Indii, Polinezji, Chin, Mezzoameryki i Grecji, chociaż w mitach greckich to wszystko łagodnieje, zwłaszcza, gdy opuszczamy walki Gigantów z Bogami Olimpijskimi, przypominającymi Zmierzch Bogów germańskiej mitologii. To wszystko pochodzi z Atlantyckiego źródła pamięci. W tym Atlantyckim źródle pamięci tkwią imaginacje Stacha z Warty Szukalskiego.

Nie tylko łatwość metamorfozy form, przechodzenia gadów w ludzi, czy powiązań organizmów ptasich z ludzkimi, albo wyższych zwierząt w człowieka, jak „Politwarus” czy „Remusolini”, ale również wielka rola, jaką autor wyznacza zasadzie kadzidlanych dymów, kaskadom wód, stopniowaniu poziomów za pośrednictwem schodów, odbiciom zwierciadeł, boć wszystkie te elementy wiążą mocniej obiekt artystyczny z dookolem, wnoszą dzieło ludzkiej twórczości w przyrodę, a są wskazaniem na źródła inspiracji. Te źródła zakodowane w imaginacyjnej pamięci dalekiej przeszłości, sygnalizują czasy przeminione, ale żywe, gdy zostaną pobudzone momentem twórczej erupcji i uświadomione w objawionym dziele sztuki.

Stanisław Szukalski swymi imaginacjami, swoimi uświadomionymi inspiracjami, swoją intuicją, drąży substancje prakultury i prasłowa, gdzie słowo i siły seksualnej twórczości łączą się
w jedno, w akcie magicznym, by zanurzając się w prafenomeny formy móc przekształcić ich zarysy wedle własnych wyobrażeń. Innymi słowy – móc uprawiać twórczość żywą.

Wczuwając się w prafenomeny Macimowy, dotyka Stach z Warty prafenomenów form: Ślizgowo Wężowo Roślinnych, oraz Ptako Zwierzęco Wrażliwych, jeszcze płynnych i nieustalonych, nieokreślonych i niewykrystalizowanych w idealny stan, który pojawił się dopiero wraz z posągowym ideałem kształtu ludzkiego. Ten kształt doprowadziła twórczość grecka do objawienia marmurowej Wenus, Dzeusa, Apollina, Artemidy czy Demeter, do form najwyższych. W twórczości Stacha kształt jest „in statu nascendi”, a co charakterystyczne, nie mamy tu ani jednej pozycji plastycznej, która ustalałaby ideał żeńskiego lub męskiego kształtu. Niema u Szukalskiego intymnej, lirycznej twórczości o erotycznym wdzięku. Jego żeńskość to ofiarne, cierpliwe heroiny, które nie umieją miękko, sennie kochać, skazane na monumentalną wielkość poświęcenia swych łon macierzyństwu, jego zadaniom powielniczym. Jest w żeńskich przedstawicielkach twórczości Szukalskiego coś z Amazonek, coś z ich surowego bohaterstwa, pozbawionego powabu i dziewczęcego wdzięku. Mimo, że pierwiastek żeński „Macimowy” odgrywa dominującą rolę jaką wyznacza kulturze, przecież bohaterki Szukalskiego pozbawione są tego lirycznego wdzięku, którym nas czarują mimo posągowość kształtów, żeńskie ideały formy, zaszczepione kulturom Ziemi. Osiągnęły one w Greckim okresie kulturowym kształt ostatecznej doskonałości cielesnej, a przez obudzenie sił lirycznych odczuciem wewnętrznej lirycznej odrębności duszy, zdobyły wdzięk płynący z rozkwitu dziewczęcości. Kto przeżył pełnię wzruszenia obudzonego pięknością Wenus Milońskiej, sięgającego w pozaestetyczne zakresy, ten wie, co jest zdobyczą Ziemi, w zakresie fizycznego stanu formy, a co światu objawił geniusz Grecki.

Żeńskość Szukalskiego jest surowa. Przystosowana do rozrodczości i macierzyństwa, jako przyrodzonej właściwości płci, nie ma jego żeńskość tego subtelnego liryzmu, który wysnuwając się z kobiecości ofiary i poświęcenia, wykrystalizował i wniósł w rozwój Ziemi ideały związku dusz, oczarowanych poezją bezinteresownych i pełnych wzajemnego oddania związków miłości. Twórczość Stacha daleką jest od nastroju emanującego jak woń z dziejów miłości Tristana i Izold jasnowłosej. Żeńskość pojęta tak, jak ją pojmuje Stach z Warty, jest równocześnie wskazówką, kierującą ku dawnym czasom, ku czasom Atlantydy, z którą związane są imaginacje Szukalskiego.

Twórczości tej nie można pojąć, nie można zrozumieć, nie przyjmując równocześnie prawa karmicznych powrotów. Jego wielokrotne Atlantyckie wcielenia – osobistości o bardzo silnej postaci samopoczuć, są niewątpliwe. Z tych samopoczuć działającego na Atlantydzie Maga, pozostało w duszy Stacha, w postaci imaginacyjnych wspomnień, postrzeganie możliwości przekształcania organicznych form, metamorfozowanie kształtów, przez które może manifestować się określony wyraz bytu, objawiający w nastroju kształtu, auryczny wyraz emocjonalnych sił duszy.

 

To potężne samopoczucie wiele zdziałać mogącego Maga białoatlantyckiej magii, przekształcającej roślinne i powietrzne formy fruwające, przez współdziałanie Maci Mowy, powiązanej intymnymi więzami z procesami seksualnymi, które się w mowę sublimują – jest żywe, bardzo żywe w twórczości artystycznej, uprawianej w obecnej inkarnacji Stacha z Warty Szukalskiego.

Karma doprowadzająca do urodzenia się w Polsce, wrodzenia się w jej niezwykle trudne warunki, w warunki nienormalne Narodu bez niepodległości, skazanego na wielkość, ale tej wielkości pozbawionego, sprawiła moc powikłań w tym dziwnym o wielkim znaczeniu życiu. Rodząc się w wiejsko-proletariackich warunkach polskiej prowincji, jego świadomość jaźniowa została na polski sposób zanurzona w przyrodę, a przez to znowu w pewien sposób wydzielona z nurtu mieszczańskich wyobrażeń kulturowych, dotyczących odczuwań kultur Ziemi w jej klasycznym Greckim wyrazie. Natomiast chłonąc przyrodę w jej rocznym obiegu czasu, przyciągała do kulturowych wyobrażeń plastycznych obrazy Mitu. Zwłaszcza po przeniesieniu się z Warty do Gidel, plastyczna obrzędowo odpustowa atmosfera, związana z obiegiem czasu, wyznaczanym odpustem Matki Boskiej Gidelskiej, wywierała ogromny wpływ nie tylko na odczucia plastyczne, lecz również na wyobrażenia, które odezwą się w idei Maci-Mowy.

Figurka Matki Boskiej Gidelskiej (w nazwie miejscowości brzmi celtyckie określenie Goidelów), cudownie objawiona wyoraniem z ziemi posążku żeńskiego bóstwa, a słynąca cudami, musiała wywierać wpływ na żywą imaginację chłopca. Następnie jaźń ta, po emigracji do Stanów Zjednoczonych, została poddana presji materializmu w okresie pokwitania, a przeto w czasie, który przeobraża imaginacje w marzenia na jawie. Impregnacja wyobrażeniami materializmu spowodowała, że wspomnienia pradawnych przeżyć dotyczące działań wielemogącej osobistości, działającej magicznie w atlantyckiej przeszłości, mogły w sposób mętny wsnuwać się w chłopięce marzenia na jawie. Pomiędzy podświadome a świadome życie duszy, wsnuwać się poczęły wyznaczone karmą zmącenia, dzięki którym wyrównuje się wiele spraw.

Obecna Polska inkarnacja, wniesiona urodzeniem w 1893 roku w Warcie, dała Stachowi ciało sprawne i odporne, zdolne do twórczych wysiłków, zręczne ręce, bystrą wrażliwą głowę. Ale nie dała mu posągowego ciała, noszącego indywidualność władczą, jaką się w gruncie rzeczy czuje Stach z Warty Szukalski. Naród, który przez Ojca i Matkę dał mu ciało i słowo, uposażył temperamentem i zmyślnością, dał instrument uzdolniony do działań artystycznych. Nie dał posągowego kształtu, zdolnego do działań władczych, gdyż ze względów karmicznych – ciągów wyrównujących dać nie mógł. Dał słowo giętkie i nośne artystycznie, ale politycznie stłumione i zdławione w swoim działaniu między narodami. Włączył w to duszę czułą, delikatną i wrażliwą na odbiór wdzięku i dźwięku, odkrył zrozumienie głębszych znaczeń słowa, ale zakryć musiał kłębiące się w podświadomości imaginacyjne obrazy, nakładające się jedne na drugie imaginacje, idące
z dawnej mocy, które w warunkach obecnych sił, prowadzących rozwój Ziemi, może być obsesją duszy, ale nie może być objawione w innej formie, niż objawienie w formie artystycznej.

Przez to niepokaźne ciało otrzymane z genealogicznej substancji Narodu, w określonych warunkach duchowo dusznych jego rozwoju, powstały w podświadomości, nigdy w świadomości myślowej niewykrystalizowane, lecz jątrzące żalem poczucia ukrzywdzenia. Rozpiętość bowiem pomiędzy kłębiącymi się imaginacjami nie dochodzącymi do uświadomienia, ale impregnującymi samopoczucie zmąconymi wspomnieniami o władzy nad siłami przyrody i życia, wspomnieniami informującymi o bezgranicznej nieomal możliwości białomagicznych wpływań na przeobrażenie form, nie opuszcza Stacha i w Polskiej inkarnacji. Wie On o ogromnych, choć utajonych uzdolnieniach każdej duszy i na tym opiera swoją pedagogię artystyczną. Wie o magicznym działaniu słowa, jego wpływu na przeobrażenie form. Wyczuwa, że udział słowa – zapłodu w przebiegu metamorfozy kształtów, mimo ograniczenia obecnym kształtem ciała – potencjalnie pozostał w gestii człowieczej. Czuje, że wielemożny białomag, był jako władający siłami rozrodu intymnie powiązanymi z mową, a przez to z dookolną przyrodą, nieporównywalnie kimś większym i mocniejszym w działaniu – niż Stach z Warty Szukalski, usiłujący własną twórczością oraz przez twórcownię zorganizowaną w Szczep „Rogate Serce” zadziałać społecznie w zakresy sztuki.

Te białomagiczne działania, wiążące męskie moce rozrodcze ze słowem, znajdziemy w ikonograficznych śladach kultur prehistorycznych w przedstawieniu mężczyzn na łowach lub innych czynnościach magicznych, wyobrażanych ze wzniesionymi fallusami. A w wyobrażeniach żeńskich, z podkreśleniem ich genicznego kwiatu, pokrewnego w magicznych funkcjach siłom Maci Mowy. Maci Mowa, przyjmuje wrażliwe obrazy świata, nimi jest zapładniana, by rodzić coraz to bogaciej nasycone treściami myślowymi Słowo.

Rozpiętości pomiędzy obecnym stanem poczynań, a tym co drąży w półświadomych imaginacjach jako wspomnienie czerpane z zamąconego zapisu Kroniki Akasza, napełnia Stacha żalem. To poczucie żalu, w jakiś sposób od Stacha niezależne, a przeto obsesyjne, wzmacnia się z biegiem lat, potęguje się w czasie okupacji, oraz w czasie ograniczeń swobody dochodzenia praw w dominacji sowieckiej, bądź co bądź dla polskiej twórczości nieprzychylnej. I to odczucie przechodzi w nieuzasadnione poczucie krzywdy. Obciąża on z maniakalnym uporem zespół narodowy Polski wszystkim, co wplotło się w Jego życie, wywołało Jego zdaniem niekorzystny wpływ, lub w ciągu lat przeżytych w Polsce albo poza nią, osobiście Stacha dotknęło.

Natomiast czuła dusza Stacha, obdarzona przez Duszę Narodu Archanioła z kręgu Merkurego odczuciem sił słowa i uzdolnieniami artysty, pobudziła wyobraźnię w kierunku lingwi-stycznych poszukiwań w zakresie PRAMOWY. Te poszukiwania doprowadziły do uznania Atlantyckiej Pramowy – mającej siły czerpane z magicznych powiązań z rozrodczą zasadą człowieka, przeto mogącą przez nazwanie istoty lub rzeczy znajdującej się w przyrodzie w zasięgu mowy, działać na przedmiot lub istotę w sposób magiczny – za Polską Macimowę. Ta postawa Stacha nie jest oczywiście w pełni aprobowana nawet przez najbardziej życzliwych, entuzjastycznie do niego nastawionych Polaków, co z kolei wywołuje w duszy Stacha uczucie wzgardy dla Polaczukczów, potomków Jettisynów. Tutaj dotykamy jądra tragedii i sedna nieporozumień.

Polacy wyczuwają w rytmie rozwoju Ziemi sens jej kultur, gdyż nie na Atlantydzie, lecz na Ziemi chcą spełnić swą Mesjaniczną rolę. Wiedzą o tej misji uwielbiani przez Stacha: Juliusz Słowacki i Józef Piłsudski. Nie czuje natomiast tej misji swoją aktualną świadomością jaźniową Stanisław Szukalski, zapatrzony w swój dawny, atlantycki pejzaż duszy. A przy tym, obecnie wcielający się Polacy, jako genetyczny ciąg, pochodzą od tych atlantyckich przodków, którzy mało albo wcale mieli do czynienia z magią, mało się tym zajmowali i brak im wspomnień zakodowanych w genetycznym nurcie, w który się wcielają. Prąd genetyczny Polski zachował przeważnie dziewiczość w swojej magicznej substancji, juści nie ze swej woli, lecz zgodnie z Wielką Ekonomią Duchową Świata.

Oczywiście nie w całej, ale w przeważającej masie etnicznej, zachowała Polska substancja Narodowa świeżą naiwność dziewiczych prądów, wypływających z genetycznej substancji kształtotwórczej. Nie wyczerpywała uzdolnień rozrodczych powiązanych z naturą słowa dla magicznych celów, rezerwując jej siły dla użycia w momencie spełniania swojej misji. Zachowała znaczną nieświadomość zakresów magii, zachowała uczucie lęku wobec działań czarnomagicznych, oraz nieokreśloną tęsknotę do czystych, białomagicznych działań Słowa, które się oddzieliło od zasady płci. Został zachwyt dla objawień przyrody niesionych z zewnątrz, działających pięknem, symulujących podziw kwitowany bogactwem form obrzędów.

W taką to, dość dziewiczą substancję etniczną wchodziły w Polsce dusze i duchy – indywidualności – a nawet Króle-Duchy, by w niej mogły wypracować siły, które w drugiej połowie rozwoju Ziemi zostaną w jej dzieje wprowadzone, by dzieło ewolucji prowadzić z poziomu CZŁOWIEK. Rozpoczęta chrześcijaństwem ewolucyjna siła napędowa zawarta w Słowie, wniesiona w czasy kultury Grecko-Łacińskiej przez Misterium Golgoty, jako zaczynu Bogoczłowieczeństwa, wskazuje na ważność rozwojową drugiej połowy ewolucji Ziemi. Na tę drugą połowę ewolucji Ziemi, czyli na bliską i dalszą przyszłość, nastawiona jest uczuciowa Moc twórców w Polsce, fantazja jej Królów – Duchów.

Stacha z Warty Szukalskiego, w obecnej inkarnacji, nie interesują sprawy formy, wypracowane w środkowej kulturze Ziemi, w Grecko-Łacińskim okresie kulturowym. To, co na jej temat przytacza, czym jako materiałem dokumentuje swe poglądy, dotyczy reliktów atlantyckich, uwidocznionych w określonych kulturach Ziemi. Stąd idą uprzedzenia Szukalskiego do Misteriów, do zasad obowiązujących w misteriach Ziemi, misteriach światła, misteriach Człowiek, w ich ideowym streszczeniu w kulturowe wyobrażenia Boga Człowieka, piastowaną w treści ducha Ewangelii, oraz w treści dusznej Greckiej plastyki. To niezrozumienie idzie z przedurodzinowych pragłębi, sięga wcieleń Atlantyckich, których wspaniałość posługi mocy magicznych przysłania przyszłość, a zrozumienie teraźniejszości przysnuwa mgłą uprzedzeń. Obecna inkarnacja przypadająca na czasy duchowo-dusznej czczości, nie mogła – uwiedziona wspaniałością naukowej magii, opanowującej siły substancji materialnej i przeistaczającej je według wyobrażeń współczesnych ludzi – doprowadzić do rozeznania się w sprawach duszy. Ale gdy to życie wejdzie
w następną inkarnację, wzmocnione ogromem trudów dzisiejszych dni, ubogacone siłami czerpanymi z artystycznych przepracowań twórczości bieżącej, obudzi nowe moce imaginacji i na pewno dojdzie do szerokich widzeń świata duchowego. Zostanie prześwietlone impulsem Chrystusowym, który wymazuje obecne pozorne odstępstwa, okupione artystycznie wielkimi zdobyczami tej dziwnej, potężnej indywidualności. Indywidualność ta musiała zapomnieć wszystko co przeżyła dawniej i zaniepokojeniem wysnuwać z podświadomości, by ukazać twórczo w formie artystycznej. Musimy przeto zrozumieć obecną niemoc przekroczenia zaczarowanego kręgu indywidualnej Wielkości, która narzuciła z dalekich atlantyckich wcieleń wyraz i z całą sugestywną mocą dążyła do tego, by się zidentyfikować ze współczesną inkarnacją Stacha z Warty Szukalskiego. A były rzeczywiście wielkie inkarnacje wyrażające indywidualność włączającą się w potężny sposób do prądów minionych Atlantyckich czasów.

Dzisiaj w przełomowym okresie wiedzy i niewiedzy-jest to byt naładowany sprzecznościami, niosącymi do niezrozumienia i osamotnienia. Ale dla Jego przyszłości duchowej duszy, dobrze się stało, że narodził się w Polsce, że żywił zachwyt dla Słowackiego, Mickiewicza, Wyspiańskiego, Malczewskiego i Piłsudskiego, że awatarycznie współwcielił się w Kraka, syna Ludoli. A że nie umie odczuć duchowo dusznej kultury Prapolskiej, która przez długie stulecia uszlachetniała genetyczne siły w misteriach Ziemi, Światła i Człowieka, działające wspólnie i oddzielnie, w zależności od potrzeb i wymagań czasu, to sprawa smutna, lecz nie tragiczna. Nurtuje w nim bowiem prąd, niosący do przyszłego zrozumienia Mocy wiodących, objawiający się ideą Maci Mowy.

Ten pełen sprzeczności genialny artysta plastyk, otrzymuje jednolitość obecnej inkarnacji tylko wówczas, gdy się zdoła uchwycić Jego Atlantycki Przebyt w potężnym wyrazie wielu indywidualnych bytów tam objawionych. W Polsce jest On wcielony po raz pierwszy, a z uczucia- mi neofity chciałby ją przeobrazić na miarę swoich wyobrażeń. Nie ma przeto odczuć tego prądu genealogicznego przygotowującego ciała dla tych dusz ludzkich, które WIELKI KRYZYS, obrazowany bytowaniem pośród Ślizgowych Gadoroślinnych form, żyjących w oparzeliskach gęstych, wodoziemnych substancji, oraz pierzasto-wrażliwych, krzemowo-siarczanych Ptakozwierzy, żyjących w gęstych powietrznych oparach – przebyły na Jowiszu. Te właśnie ciągi genetyczne nie wiązały się na Atlantydzie z magią, lecz lękały się jej. Z tych ciągów genetycznych ukształtował swoje ciała lud Słowa, słusznie przez Juliusza Słowackiego nazwany duchami Słowa, by wcielać w kształty nieobciążone skażeniami magii , niosącymi te skażenia w naturze sił kształto-twórczych.

Fizycznie, członkowie Narodu Polskiego sięgają w swojej tęsknocie do ciał – posągów, pięknych bohaterskiego piękna w męskim, oraz dziewiczego wdzięku w żeńskim wyrazie. Wzniosłość takiego Ideału narzuciła Polakom cześć dla Dziewicy i Matki-Bogurodzicy, bohaterki poświęcenia i troski, nie pozbawionej atoli wdzięku: Pięknej Madonny z Krużlowej, czy Marii Panny z krakowskiego ołtarza Wita Stwosza. A w wyrazie męskim bohatera, na miarę bohatera Fidiaszowego jak Jan Sobieski, a nie na miarę krawca. A Fidiasz jest twórcą posągu Dzeusa Olimpijskiego, którego Greccy Eupatrydzi czcili jako Ojca, a Polscy Eupatrydzi wzorowali na nim ideał Senatora Rzeczypospolitej, oraz Królów – Duchów, którzy Dzeusowi mogli dorównywać w znaczeniu i mocy. Idea przeto Bogoczłowieczeństwa, uświadomiona w poezji Romantyczno-Mesjanistycznej, znakomicie leży w zasięgu Polskiej wyobraźni.

Natomiast Wyobraźnia Szukalskiego osadza bohaterów na przyrodniczych siłach świata zwierzęco-roślinnego, czyniąc z nich Demiurgów Mocy na obraz Magów czasów Atlantydy, którzy zjednoczonymi siłami słowa i płci mogli działać, przekształcając owe nieustalone, zmienne zwierzęco-roślinne uformowanie, wedle natężeń swej woli. W Polsce odczuwamy owe ukierunkowania woli jako SWAWOLE i nie aprobujemy jej nawet u „królewiąt”. Polska bowiem idea, uświadomiona już w czasach Sarmackiego Baroku przez poszczególne JAŹNIE, żyjąca w jaźniowym wyrazie kierowników Narodu, bazuje na obrazie Bogoczłowieczeństwa. Gdy ktoś przeżył artystycznie, a sięgnął odczuciem głębiej w „Polaków Portret Własny” z Muzeum Narodowego w Krakowie, mógł przekonać się z nastroju emanującego powagę i troskę ludzi portretowanych o ideale Polaków. Jest to ideał godności człowieka, działającego w bycie doczesnym z ramienia Boga. A to działanie podnosi dusze do poziomu Bogoczłowieczeństwa, uświęca twórczością czynnego życia, a oblicze człowieka podnosi, przyrównując je obliczu Dzeusa.

Tych polskich spraw nie czuje w aktualnym wcieleniu Stach z Warty i dziwi się tragicznej przegrodzie, jaka Go dzieli z Narodem, do którego należy. Wniesiony został w tę substancję stosunkowo magią nieskalaną, by mógł swoją wielką twórczością objawić niejako ekspiację za atlantycką działalność, oczyścić ją ujawnieniem w formie artystycznej i dojść do zupełnej przez Macimowę symbiozy z nurtem genetyczno-logosowym Narodu Polskiego. Światłem przyświecającym tej symbiozie jest Ideał Macimowy. A tutaj nie tyle się liczy prawdziwość– boć w każdym ciągu słowa u jego początku jest Macimowa, ile tęsknota dotarcia do tej substancji duchowo-dusznej, uświadamiającej, która jest u podstaw genetyczno-logosowej substancji Polaków, z której Duch Narodu i Dusza Narodu uczyniły swoje szaty, by przewodniczyć Polakom w zakresie genetycznym Jowiszowym i logosowo Merkurialnym.

W te bowiem substancje wniesiony został w 1893 roku Stach z Warty Szukalski, rodząc się w Warcie koło Sieradza. I ten fakt jest dla tej wielkiej duszy Maga nieopisanie szczęśliwym znakiem. Gdy harfa Derwida zamilkła, wszedł szczęśliwie w znak korony Scyty – Skytianosa, w znak Baltazara. A chociaż był to czczy czas bezkrólewia, w którym wiele było trzeba przecierpieć, przecież losy pozwoliły Mu, przez objawienie sztuką dzieł ukorzenionych w podświadomości – oczyścić swoją wielką, lecz dziwną przeszłość i stać się jednym z nas. Tak przeto można rozumieć tę osobowość o indywidualności w wielkim stylu duszy, twórcę dzieł mówiących prawdę o rozwoju człowieka wówczas, gdy pojmiemy to z jaka siłą i jakie treści wniesione w ewolucyjny rozwój wyrobu ludzkiego ducha, włączają Moce kierujące stawaniem się boga – człowieka, ewoluującego na ziemi, tak cielesno–organicznie jak też logosowo –dusznie.

Tymi stadiami ewolucji są jej różne stany formy, które ludzkość przeżywa, a przeżyciami owych stanów duch człowieczy impregnuje swoją podświadomość, by zawieszone na niej cienie wnosiła w świetlisty zarys ewolucji form, idealny zarys uczyniony ze światła – mądrości, by przez ewolucję postaci świadomości sprawić to, by owe cienie mogły się rozświetlić samoświadomością, stać się IMIENIEM, sterującym ku Nieśmiertelności, jaka cechuje Królestwo Życia, w wymiarze i wyrazie SZTUKI. A to już najbliższy stopień do przejawu Bogoczłowieczeństwa, które jest pokorą i dumą równocześnie. Pokorą – gdy rozważamy punkt wyjścia, dumą – gdy rozjaśni się nam w obrazie ideału na razie – punkt dojścia, tkwiący w dalekiej, dalekiej przyszłości. Ten punkt dojścia zarysowuje w swoich cieniach, w swoich wielkich tęsknotach, Stacha znakomita, pełna pradawnych wyrazów plastyka artystyczna.

Kraków, październik 1981.

Franciszek Walczowski,
malarz, profesor ASP, antropozof.

 

 http://www.szkocja.niklot.org.pl/publicystyka/130-franciszek-walczowski-o-stachu.html

 

Podziel się!