RudaWeb: Zagraniczne licencje – Polacy, gęsi telewizyjne

Zagraniczne licencje – Polacy, gęsi telewizyjne

Oglądam telewizję i zastanawiam się, dlaczego nawet w dziedzinie popularnej rozrywki mamy chyba kompleksy wobec pomysłów i umiejętności ludzi „zza granicy”. Znakomita większość programów jest produkowana na licencji m.in. brytyjskiej i amerykańskiej, i to tamtejsze firmy zarabiają na polskich telewidzach i kształtują nasz gust. Nie chodzi mi o to, żebyśmy oglądali tylko i wyłącznie programy polskie. Chodzi o proporcje. Wcześniej wiedziałam, że niektóre programy są produkowane na wzór tych zagranicznych, ale nie miałam pojęcia, że jest ich aż tyle.

 

 

 

źródło:http://rudaweb.pl/index.php/2018/03/04/zagraniczne-licencje-polacy-gesi-telewizyjne/

Z ciekawości sprawdziłam ponad 50 popularnych programów i seriali. Znalazłam tylko dwa „nasze”, które „łyknęły” inne kraje:
Awantura o kasę – teleturniej emitowany w latach 2002 – 2005. Grupa ATM sprzedała licencję do Nowej Zelandii, gdzie teleturniej był emitowany pod tytułem Cash Battle.
Kobieta na krańcu świata – program podróżniczy prowadzony przez Martynę Wojciechowską zakupiły i wyświetlają m.in. stacje telewizyjne z Francji (Voyage), Hiszpanii (Canal Viajar), Szwecji (Kanal Global), Czech (FTV Prima) i Hongkongu (TVB HD Jade). Wkrótce program pojawi się również na Łotwie.
Możliwe, że naszych eksportowych programów jest więcej, ale ich nie wytropiłam.

W kontrze jest ponad 30 różnego rodzaju programów (wykaz niżej) na których produkcję Polacy kupili licencję w innym kraju. Nie wiadomo ile kosztuje taka licencja, bo to tajemnica handlowa, ale z pewnością nie są to drobne. Kupujemy reality show, seriale „normalne” i paradokumentalne, teleturnieje, programy rozrywkowe. Okazuje się, że kupujemy nawet tak bzdurne pomysły jak paradokumenty „Trudne sprawy” i „Dlaczego ja?”. Po co? Żeby dać zarobić zagranicznym pomysłodawcom? Naprawdę nie ma w Polsce zdolnych ludzi? Wystarczyłoby rozpisać konkurs i pomysły posypałyby się jak z rękawa. Inna kwestia: czy wybrano by pomysły dobre czy pomysły „krewnych i znajomych królika”? Niestety odpowiedź na to pytanie nie jest oczywista.

W 2017 roku ogłoszono zwycięzców konkursu na film historyczny o Polsce. Zgłoszono 856 pomysłów. Kto wygrał konkurs? Do skierowania na szybką ścieżkę realizacji zarekomendowano ministrowi kultury trzy teksty: Marka Ławrynowicza – o okupacyjnych losach Brunona Schulza, Roberta Glińskiego – o mordzie katyńskim pt. „Sanatorium im. Gorkiego” oraz Tomasza Klimali – o Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół”. Laureatami są uznani już scenarzyści. Nie dano szansy amatorom – nie wierzę w to, że nie mieli ciekawych pomysłów. Na szczególną uwagę moim zdaniem zasługuje laureat Robert Gliński, któremu wygranej pogratulował brat, prof. Piotr Gliński, wicepremier i minister kultury. Jakoś dziwnie zgrzytają mi w zębach słowa wicepremiera, brata laureata: „W ramach walki z nepotyzmem ja nie mogę tak od razu wprowadzić do realizacji tych pomysłów i na pytanie – kiedy, odpowiadam: jak najszybciej, jak tylko będzie to możliwe.” Ha ha ha… W ramach walki z nepotyzmem…

 

więcej u źródła: http://rudaweb.pl/index.php/2018/03/04/zagraniczne-licencje-polacy-gesi-telewizyjne/

Podziel się!