Słyszę, że Kazimierz Kutz doszedł do wniosku iż za mało szkodzi Polsce w polskim Sejmie i zamierza teraz, kiedy już pies z kulawą nogą na niego tutaj nie zagłosuje, wyemigrować do Parlamentu Europejskiego. Oczywiście byłoby to zupełnie niemożliwe gdybyśmy mieli postulowaną przez Ruch Wolnych Ludzi dla Wolnej Polski DEMOKRACJĘ BEZPOŚREDNIĄ. Ale ponieważ będzie on startował z Listy Palikota (Człowieka Chorągiewki na Pasku WSI) z numerem 1, jako czołowy reprezentant w Polsce interesów niemieckich, ma szansę zasilić to proniemieckie lobby w PE.
Byśmy nie tracili czujności w tej propagandowej i nie tylko propagandowej wojnie, jaką wypowiedział Polsce Post-Adenauerowski Werwolf w osobach swoich wnuków i pogrobowców skupionych w organizacji tylko dla zmyłki nazwanej Ruchem Autonomii Śląska (chyba powinna się nazywać Ruch Autonomii Katowic i Chorzowa, bo sobą nic więcej nie reprezentuje), publikujemy tutaj materiały nadesłane niedawno przez Czerwonego Polskiego Ślonzoka – Romana Adlera poruszające po raz „enty” (n-ty), czyli nie wiadomo już który, sprawę uporczywego i celowego nazywania „polskimi obozami śmierci” niemieckich, faszystowsko-nazistowskich obozów zagłady zbudowanych przez Niemców w okupowanej Polsce, po dokonaniu przez Hitlera i Stalina, jej IV Rozbioru, w roku 1939.
Z przyjemnością obserwujemy pewną zmianę w myśleniu obserwatorów i wywiadowców z czasopisma „The New York Times” – tego syjonistycznego piśmidła z USA reprezentującego Sefardyjskich Banksterów, jaka dokonuje się niewątpliwie pod wpływem polskich publikacji internetowych (bo przecież nie pod wpływem polskich rządów złożonych w 99 % z „duchowych Żydów” i post-PZPRowskich spadkobierców, „wnuków”, KGB/UB) w bezkrytycznym dotychczas odbiorze niemieckich filmów na temat Polaków-Faszystów i Antysemitów.
Ze zbiorów Polskiego Muzeum Śląskiego w polskich Katowicach
Co prawda NYT z innych powodów zaatakował ostatnio słynny serial niemiecki który (jak za czasów Goebelsa) przypisał Polakom i AK zbrodnię swojskiego, własnego, rodzimego, hitlerowskiego-niemieckiego ludobójstwa Europejczyków (czyli obywateli Polski i Rosji – w głównej mierze – 30 milionów zabitych), ale jednak zmieszał z błotem ten film jako bezsensowny stek kłamstw, także o Żydach.
Wolałbym nie musieć wciąż wracać do tej sprawy i wołałbym żeby wreszcie polski rząd zajął się obroną Polaków zamiast ich inwigilacją i gnębieniem na różne sposoby (w tym przez coraz nowe podatki, na swój dziurawy jak nowo-pańska skarpeta budżet) ale niestety nie jest nam dane żyć w pokoju, w obliczu syjonistyczno-germańskiej nawały (no , powiedzmy „żałosnej nawałki”) jaką nam Przyjaciele Niemcy i Nowojorczycy fundują.
Oto więc nadesłane teksty i ważne linki:
Polecam z ostatniego numeru Tygodnika „Solidarność” 3 (1314) 17 stycznia 2014 artykuł Wojciecha Dudkiewicza „Tysiące sprawiedliwych” http://www.tygodniksolidarnosc.com/pl/2196/65/c/tysiace-sprawiedliwych.html na podstawie książki Grzegorza Górnego „Sprawiedliwi. Jak Polacy ratowali Żydów przed Zagładą”. Wstęp: Norman Davies, wydawnictwo Rosikon Press 2013.Warto też komentowac ten artykuł w „New York Times’ie”, żeby wybrzmiał nasz punkt widzenia na świecie. Z poważaniem – Roman Adler, historyk kultury pracy na Śląsku, „czerwony” polski Ślonzok
Prof Kieżun Daj Boże, aby do władzy doszli ci, którzy rozumują po polsku”.
Weteran AK o amerykańskiej krytyce serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”
opublikowano: wczoraj, 19:59
Tego Niemcy chyba się nie spodziewali. Dziennik „New York Times” zniszczył swoją krytyką serial „Nasze matki, nasi ojcowie”. Napisał o nim to, co od początku twierdził nasz portal, że to zwykła propagandówka, której jednym z zadań było obrażenie Polaków i ich historii.
O krytyce serialu, która przyszła zza oceanu, a nie z Warszawy, rozmawiamy z prof. Witoldem Kieżunem, weteranem Armii Krajowej, ekonomistą, uczestnikiem Powstania Warszawskiego, który od wielu lat walczy z antypolonizmem w USA i na świecie.
wPolityce.pl: NYT mocno skrytykował niemiecki serial. To dobrze, że Niemcy dostali po łapach za swoją propagandę, szkoda, że nie od nas.
Prof. Witold Kieżun: To świetnie, ale prawdopodobnie NYT skrytykował nie to, co powinno być skrytykowane, mianowicie to, że film przedstawił Polaków jako antysemitów, a Armię Krajową jako zbrodniczą organizację. Skrytykował z pewnością to, że ci Niemcy z filmu przyjaźnią się z Żydami w 1941 r. No to jest oczywista bzdura, bo Niemcy w tym okresie już ręki nie mogli podawać Żydom.
Jak Polska powinna reagować na tę goebelsowską w swej istocie propagandę, która produkuje takie filmy jak „Nasze matki…”, czy pisze o „polskich obozach koncentracyjnych”?
Bardzo prosto. Nasza organizacja Ius et Lex mówiła już o tym 10–12 lat temu: trzeba wytaczać procesy twórcom filmu. Chcieliśmy to zrobić wobec twórców serialu „Holocaust”, gdzie przedstawiono polskich żołnierzy, którzy razem z Niemcami atakują warszawskie getto podczas powstania w nim i zabijają Żydów. Znalazłem nawet adwokatów, którzy za 2 mln dolarów poprowadziliby sprawę i mogliśmy wygrać 100 mln dolarów. Nie było takiej woli ze strony Polski.
Znam dobrze Amerykę. Myślę, że już każdy z nich jest przekonany, że Żydów wymordowali Polacy. Kiedyś robiłem badania na ten temat i 80 procent było przekonanych o tym. Odmówiono mi podpisania umowy z uniwersytetem, gdy dowiedzieli się, że byłem oficerem Armii Krajowej, bo według nich była to zbrodnicza organizacja współpracująca z nazistami w mordowaniu Żydów.
Niedawno mój kolega był w Nowym Jorku na konferencji naukowej i siedzący obok niego Amerykanin zapytał go, skąd jest. Gdy usłyszał, że z Polski, to wstał i powiedział, że obok Polaka nie będzie siedział, bo upokarzałoby go to.
Chciałem z synem zrobić specjalny program o Polakach i Żydach w czasie drugiej wojny światowej dla Amerykanów. Nie dostaliśmy na to nawet grosza. U wszystkich byłem. Bogdan Borusewicz – ówczesny marszałek Sentatu, także odmówił.
Udało mi się zrobić jeden film – „Warsaw Uprising 1944” – za moje i mojego syna pieniądze. Zadłużyłem się, ale zrobiłem ten film, który pięć lat temu dostał pierwszą nagrodę w kategorii filmów historycznych.
Skąd się bierze wśród wielu Polaków taka niemoc do obrony naszych racji historycznych? Czy to skutek wojny, w której ogromne straty poniosły polskie elity, a ich miejsce zajęły różne „resortowe dzieci”?
Tak oczywiście. To jest pewne wyjaśnienie, dlaczego nikt się tym nie zajmuje i nikogo to nie obchodzi. To wszystko są ludzie, którzy mają naszą Ojczyznę wiadomo gdzie. Każdy z nich kombinuje, jakby tu gdzieś zarobić, dorobić.
Bardzo dobrze, że państwo się tym zajmujecie i reagujecie. To są ostatnie lata mojego życia, ale też się tym zajmę. Nie ukrywam, że szansę pokładam w tym, że rząd się zmieni i dojdą do władzy ci, którzy myślą o Polsce. Jak to możliwe, że są prokuratorzy, którzy twierdzą, iż „polskie obozy koncentracyjne” to „określenie geograficzne”?
To jest tak ogromna niesprawiedliwość, bo myśmy najlepiej się zachowali jako naród podczas wojny. Nie współpracowaliśmy z Niemcami, walczyliśmy z nimi. Żyjemy w cholernie kłamliwej rzeczywistości i daj Boże, aby do władzy doszli ci, którzy rozumują po polsku. A te wszystkie nasze problemy są proste do załatwienia: na przykład proces o zniesławienie przeciwko twórcom niemieckiego serialu i uzyskanie potężnego wielomilionowego odszkodowania za szkalowanie Polski i Armii Krajowej. Tej samej Armii Krajowej, w której obok Polaków walczyło dwa tysiące Żydów w czasie Powstania Warszawskiego. Tylko w moim batalionie było ośmiu Żydów.
Rozmawiał Sławomir Sieradzki
CZYTAJ TAKŻE:
„Polskie obozy koncentracyjne” standardem również dla polskiej prokuratury?
Polskie obozy koncentracyjne” standardem również dla polskiej prokuratury?
opublikowano: 13 grudnia, 2013
Prokuratura rejonowa Warszawa-Mokotów nie widzi problemu w sformułowaniu: „polskie obozy koncentracyjne i polskie getta”, które znalazło się w niemieckiej gazecie „Rheinische Post” 27 sierpnia br. – informuje „Gazeta Polska Codziennie”.
Dziennikarka „Rheinische Post” Beate Wyglenda w jednym z artykułów napisała „przeżyli oni polskie obozy koncentracyjne i polskie getta”. Doniesienie w tej sprawie złożyli oburzeni przedstawiciele polskiego „Rodła” w Niemczech, Anna Halves i Józef Galiński. Domagali się 200 tys. euro na rzecz jednej z polskich instytucji charytatywnych.
Zdaniem prokurator Maroli Redy-Pieczeniewskiej:
Sformułowanie »polskie obozy zagłady« choć wyjątkowo niefortunne, nie miało na celu wskazania, iż obozy takie zakładali Polacy, a jedynie, iż położone one były na ziemiach polskich.
Tym samym prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa, zaznaczając, że gazeta zamieściła sprostowanie.
Podobne przypadki w niemieckich mediach miały miejsce wielokrotnie. Wyrażenia dotyczące „polskich obozów” pojawiały się w Die Welt, Der Spiegel, Bild, Die Zeit, Sueddeutsche Zeitung, Focus ale także w anglojęzycznych New York Times czy The Guardian.
Wielu Polaków zrzeszonych w rozmaitych organizacjach od dawna wyraża swój sprzeciw wobec powszechnego zakłamania w międzynarodowych mediach, jednak polskie instytucje państwowe nie oferują w tym zakresie wsparcia.
Stanowisko prokuratury skomentował dla Gazety Polskiej Codziennie Krzysztof Szczerski, poseł PiS:
To skandaliczne postanowienie. Jak teraz jako Polacy mamy wymagać szacunku od innych, skoro nie umiemy sami siebie szanować?
Jego zdaniem taka decyzja polskiego urzędu mającego dbać o praworządność to rezultat forsowanych przez największe media i władzę postaw zakładających niedostrzeganie problemu.
CZYTAJ TEŻ:
– Niemiecki historyk: „Niemcy świadomie używają sformułowania ‚polskie obozy zagłady’. Nie ma mowy o lapsusie językowym”
– Była więźniarka pozywa tygodnik „Focus” za „polskie obozy koncentracyjne”. „Jestem pewna, że wygramy”. NASZ WYWIAD
-=—————————
Niemiecki historyk: „Niemcy świadomie używają sformułowania ‚polskie obozy zagłady’. Nie ma mowy o lapsusie językowym”
opublikowano: 12 października, 2013
W wypowiedzi dla Polskiego Radia niemiecki historyk profesor Dieter Schenk przyznał, że określenie „polskie obozy zagłady“, używane przez media w jego kraju, wcale nie są lapsusem językowym, lecz celową manipulacją.
Autorom określenia „polskie obozy koncentracyjne” rzadko można zarzucić niedbałość, częściej jest to świadoma manipulacja
– powiedział prof. Schenk.
To fundamentalne uznanie faktów jest bardzo potrzebne i nie sposób go nie docenić dla polskiej walki o dobre imię naszego kraju. Nawet w Polsce, tzw. pożyteczni idioci lub kupieni przez niemieckie fundacje „niezależni publicyści” twierdzą, że chodzi o zwyczajną pomyłkę, gdyż Niemcy nie mogliby być zdolni do aż takiego kłamstwa. Owszem, są zdolni i to robią, a prof. Schenk tłumaczy dlaczego.
Warto przypomnieć, że ten naukowiec kilka lat temu bardzo zaangażował się w proces rehabilitacji zamordowanych przez jego rodaków wziętych do niewoli obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku. Aż do 1998 r. prawo niemieckie uznawało „proces” tych ludzi za zgodny z zasadami, a sędziowie, np. Kurt Bode został zdenazyfikowany już w 1945 r. i przywrócony do zawodu, gdzie wysoko awansował mając w aktach personalnych świetne opinie typu „taktowny, pracowity, godny zaufania.”
Jedną z najważniejszych publikacji prof. Schenka na półkach księgarskich w Niemczech jest książka pt. „Der Lemberger Professorenmord und der Holocaust in Ostgalizien” (polski tytuł to: „Noc morderców. Kaźń polskich profesorów we Lwowie i holokaust w Galicji Wschodniej“) na temat mordu dokonanym przez Niemców na polskich profesorach we Lwowie po zajęciu tego miasta przez Wehrmacht w 1941 r.
Podobnie szczerze i bez ogródek prof. Schenk wypowiada się dziś na temat tzw. „polskich obozów zagłady”. Według niego pisząc i mówiąc w ten sposób jego rodacy chcą pozbyć się bolesnych wspomnień i wyprzeć poczucia winy oraz wstydu.
Wspomnienia (z czasów wojny – przyp. red.) mogą być zbyt bolesne, więc w niemieckich rodzinach nie zadaje się krytycznych pytań, a dzieci oddzielają dobrego ojca od złego nazisty.
Stąd – jego zdaniem – prosta droga do tego, aby zadziałał mechanizm psychologiczny dobrze obrazują słowa niemieckiego filozofa Friedricha Nietschego:
Ja to zrobiłem, mówi moja pamięć. Nie mogłem tego zrobić – podpowiada duma. I moja pamięć się poddaje
– tłumaczył prof. Schenk i dodał, że w indywidualnej pamięci duma i wstyd pełnią rolę cenzora: uporządkowują przeszłość według własnych potrzeb. Posłużył się też cytatem literackim:
pamięć jest jak pies, kładzie się tam, gdzie chce.
Niemiecki naukowiec stwierdził też, że z polskiej perspektywy używanie zwrotu „polskie obozy koncentracyjne”, czy „polskie obozy śmierci”
jest nie do zniesienia.
Zasugerował, aby kontrolę światowej sieci internetowej prowadzić za pomocą „Google-alert” dla wyszukiwania określeń obrażających Polaków i ich historię. Na końcu wezwał polski rząd:
aby rozpoczął bezwzględną walkę z przekłamaniami.
I właśnie z tym ostatnim postulatem może być największy problem. Nie ma bowiem wątpliwości, że Donald Tusk raczej w ogóle nie jest zainteresowany dbaniem o godność państwa polskiego w kontekście „polskich obozów”. Ten jego swoisty désintéressement schodzi w dół, np. do Ministerstwa Sprawa Zagranicznych. Skąd, owszem, słyszymy buńczuczne deklaracje o zajmowaniu się na bieżąco problemem, jednak w praktyce wychodzi to mizernie.
Na przykład wczoraj dowiedzieliśmy, że resort kierowany przez Radosława Sikorskiego rozpoczyna kampanię, aby kłamstwo historyczne „polskie obozy zagłady” nazywać… wadliwym kodem pamięci.
O wytaczaniu procesów oszczercom nie ma raczej mowy, bo jak stwierdził Artur Nowak-Far, wiceminister MSZ ds. prawnych oraz traktatowych, i prawdopodobnie pomysłodawca potworka językowego „wadliwy kod pamięci”:
Podchodzimy jednak do tego ostrożnie (do kwestii wytaczania procesów – przyp. red.), bo to już jest postawienie sprawy na absolutnym ostrzu noża. Skuteczniejsze w tej sprawie są roszczenia wysuwane przez osoby prywatne.
Nie wiadomo skąd przekonanie, że roszczenie prywatne są skuteczniejsze od tych oficjalnych. Jednak niedawna odmowa Ireny Lipowicz, dawnej posłanki Unii Demokratycznej i Unii Wolności, dziś Rzecznika Praw Obywatelskich przystąpienia do procesu przeciwko dziennikowi „die Welt” za użycie sformułowania „polskie obozy zagłady” wskazuje, że państwo polskie raczej podkłada nogę obrońcom polskiej historii i godności, zamiast podawać pomocną dłoń. Nawet w roszczeniach prywatnych.
Polskie Ofiary -(kobiety i dzieci) niemieckich i innych nazistów, które wciąż bezskutecznie wołają o pomstę do nieba!
Na szczęście, Historycy z Niemiec nie stracili jeszcze jak na razie całkowicie pamięci. Pytanie jak długo uda im się zachować trzeźwość i niezależność myślenia.
Choć nie wiem, czy to ma dla społeczeństwa niemieckiego, przywykłego do karnego posłuszeństwa wobec oficjalnej propagandy kreowanej przez wnuki-nazistów, będące właścicielami mediów w Niemczech, a także w Polsce (prasa, radio, telewizja, portale) i rozpowszechniających bezczelne kłamstwa o Polakach, czy to ma dla nich, jakiekolwiek znaczenie.
Polskie Ofiary ideologii faszystowsko-nazistowskiej na Wołyniu – dzieło UPA, opiewanej pieśniami i pomnikami przez współczesnych Nacjonalistów Ukraińskich