Słowianie – najbardziej tajemniczy żyjący lud Ziemi – jeszcze o pochodzeniu
Zdecydowałem się przytoczyć w tym BLOGU moją polemikę z roku 2005
(artykuł z fundacyjnej strony poświęconej Mitologii, która funkcjonuje do dzisiaj, zachęcam do jej odwiedzenia: http://www.mitologia.kei.pl/4_tajemnice/4_9_zag.htm )
Kupując (TERAZ – TUTAJ!) Budujesz Wolne Media Wolnych Ludzi!
z niezwykle denerwującym i wyciągającym pochopne – allochtonistyczne wnioski artykułem Wojciecha Jóźwiaka zamieszczonym wtedy w TARACE, ponieważ artykuł ten pokazuje nie tylko pewne metody dowodzenia i wyciągania fałszywych wniosków przez allochtonistów z materiału źródłowego, ale wskazuje także że nie trzeba było dowodów genetycznych – choć one mają dzisiaj charakter przesądzający – by skutecznie podważyć sądy o przybyciu Słowian do Polski najwcześniej w V wieku n.e. Do obalenia takich sądów trzeba jednak oprzeć się i posiadać wiedzę nie z jednej wąskiej specjalistycznej dziedziny (zwłaszcza nie z archeologii), w której ktoś działa, ale ogólniejszą z wielu dziedzin. W roku 2002 rozpocząłem pisanie II Tomu Mitologii Słowiańskiej – Księgi Ruty. Już wtedy musiałem rozstrzygnąć posługując się wielodziedzinową analizą (holistyczną) kto skąd pochodzi i dlaczego, co się kiedy mogło stać a co nie mogło.Skąd Słowianie przybyli albo czy w ogóle i kiedy przybyli, gdzie i jak długo musieli „siedzieć”. Nijak nie chciało się to dostosować do modnych wtedy teorii o odwiecznej germańskości ziem Polski. Nie chciało pasować bo nie mogło, bo ta teoria pangermańska to tylko uprawiana przez 200 lat propaganda pruska a nie żadna teoria naukowa.
Poniższa polemika to wynik tychże moich ustaleń – podczas gdy dookoła mnożyły się wtedy jak oszalałe poglądy i teorie, że Słowianie spadli z Księżyca w V wieku NE, jako lud gotowy do objęcia władzy nad najbardziej ucywilizowanym kontynentem, i że ten lud składał się z kompletnego „ciemniactwa”, które przez tysiąclecia kryło się w mysiej dziurze. Muszę powiedzieć, że takie stanowisko rozsądnych ludzi, czasami utytułowanych, budziło wtedy we mnie i budzi dzisiaj,najwyższe zastanowienie, a nawet grozę:
Słowianie lud tajemniczy
Słowianie są najbardziej tajemniczym ludem Ziemi. Mimo olbrzymich postępów nauki i coraz częściej wypowiadanych sądów, że wszystkich odkryć już dokonano, a wszystkie wynalazki wymyślono, jak również, że nie pozostało już prawie nic do zbadania, okazuje się, iż w samym pępku Zachodniej Cywilizacji od kilku tysięcy lat żyje sobie lud, który jest gigantyczną zagadką i czarną dziurą.
Nie wiadomo, skąd się wziął ani kiedy. Nie wiadomo, jak to się stało ze zajął 2/3 Europy. Nie wiadomo, dlaczego jest najliczniejszym europejskim ludem, skoro wyroił się u progu X wieku naszej ery z garstki nieledwie zagrzebanego w borach chłopstwa. Do tego – był już wtedy nacją niemal gotową na przyjęcie chrześcijaństwa. Na dobitkę, to nieliczne chłopstwo od razu zaczęło być całymi zastępami wyłapywane na handel. Pojawiają się więc w dziejach pisanych jako liczne zastępy niewolników – tak liczne, że wszystkie „cywilizowane” narody, które sobie ich za niewolników brały, nazwały ten lud dla odróżnienia od innych „niewolnikami” (sclavinami). Taki właśnie wywód miana „Słowianie” uważa się w dzisiejszej nauce, także polskiej, za równoprawny z innymi i tę bzdurę cytuje się za „autorytetami nauki zachodniej” nie bacząc na skalę małpowanego bezmyślnie nazistowskiego nonsensu. Oczywiście prawie nikt nie zadaje sobie trudu zastanowienia, kogo w takim razie ochrzczono, skoro była to tylko garstka zagrzebana w borach i jakim cudem garstka ta zagospodarowała i obroniła olbrzymie terytorium.
Nie wiadomo też, dlaczego ten lud mówi do dzisiaj jednym językiem (różnice międzyjęzykowe w mowie słowiańskiej można sprowadzić do poziomu dialektów), tak jakby rozszczepienie języka nastąpiło dopiero wczoraj. Poza tym okazuje się, że ten język nie jest jednak wczorajszy ani nawet przedwczorajszy – to język wyjątkowo archaiczny; jest też wyjątkowo bliski dawnego wspólnego języka wszystkich Indoeuropejczyków (Ariów). On właśnie, a szczególnie jego odmiana zwana językiem polskim, jest najbliższy tego języka, od którego wzięły początek niemalże wszystkie języki współczesnych Europejczyków oraz połowy Azji.
Zatem – to już dzisiejszej nauce wiadomo – lud ten tworzył swoją kulturę od zarania w samej kolebce kultury indoeuropejskiej, w samym jej sercu. Czy wobec tego otaczająca go zewsząd kultura Pragermanów, Prairańczyków, Protoceltów, Prasarmatów, Protohellenów i Prarzymian i innych mogła mu być obca? Jak prężne były to ludy i jak dynamiczna była ich kultura doskonale widzimy – przewodziła cywilizacji w przeszłości i podbiła dziś cały świat.
Według wywodów tychże współczesnych „naukowców” inne indoeuropejskie ludy, znane z jakże bogatych wykopalisk archeologicznych, wywędrowały z Kolebki, a Słowianie jako jedyni w niej pozostali. Oni jedni nie mieli do roku 500 nowej ery żadnej kultury – nawet nie umieli lepić garnków na kole, nie znali też choćby jakichś zalążków notacji, którą można uznać za pierwowzór pisma, a kiedy się pojawili w Europie, nie mieli również żadnej religii – co najwyżej protobuszmeńską, słowem raz jeszcze, nadawali się jak ulał na Białego Murzyna, czyli europejską odmianę niewolnika, do czego – w domyśle – i dzisiaj najlepiej się nadają.
Jednym słowem, mimo współistnienia w tejże kolebce z jakże kulturalnymi ludami, przejmując od nich liczne słowa do swego prymitywnego, ubogiego języka, w2 którym brak było słów na takie pojęcia jak księżyc, księga, rola, radło, czy choćby koń – jako jedyni nie nauczyli się niczego, a potem – stanowiąc niewolną bandę popędzaną przez Hunów i Awarów – w ciągu zaledwie 200 lat zajęli w Europie najlepsze miejsca i największy obszar. Na dodatek uczynili to w sposób tak przebiegły, że się ich nie udało żadnym sposobem potem wypędzić ani wytępić. Począwszy od 600 roku lud ten był mordowany i rugowany, ginął setkami dzięki najazdom organizowanym od zachodu przez Cesarstwo Frankijskie, a potem Niemieckie i tzw. chrystianizatorów oraz w napaściach ze wschodu i południa organizowanych przez Bizancjum, Awarów, a potem Tatarów i Turków. Co ciekawe, właśnie on przetrwał i nawet się rozmnożył podczas gdy cywilizacyjne i nacjonalne potęgi, takie jak Grecy, Celtowie, Rzymianie, Goci, Wandalowie, Sarmaci, Scytowie, Hunowie, Awarowie – po prostu zaniknęły i niemalże ślad po nich nie pozostał, lub zeszły kompletnie na margines dziejów (Grecy).
Co chcemy Wam powiedzieć? Ktoś gdzieś popełnia błąd logiczny – tylko tyle.
Spróbujmy doszukać się prawdy i odgrzebać ją spod popiołów dziejów. Dotychczasowe poglądy na temat pochodzenia Słowian i ich roli w dziejach pełne są stereotypów narosłych pod wpływem nacjonalistycznych i totalitarnych ideologii XIX i XX wieku. Wskażmy te miejsca, w których na pewno mylą się nawet największe autorytety naukowe. Bądźmy odważni i otwarci. Jeśli nie zweryfikujemy twierdzeń, które są nieuprawnione, fałszywe bądź kłamliwe, nie rozwikłamy tej fascynującej zagadki, jaką jest Słowiańszczyzna.
Poniżej przedstawiamy cytaty z popularnej strony www.taraka, która poświęca Słowianom cały dział. Jest to bardzo dobra, ambitna i prowadzona na wysokim poziomie merytorycznym strona i możemy ją wszystkim polecić, choć nie zgadzamy się z wieloma przedstawionymi tam poglądami, a wiele pragnęlibyśmy pogłębić. Cytujemy je po to, by pokazać Wam kilka rzeczywiście istotnych zagadek, ale także, żeby unaocznić, jak łatwo poddać się autorytetom przeszłości i magii pseudonaukowych stwierdzeń. Często zbytnio ufamy zastanemu stanowi wiedzy, któremu przypisuje się rangę dogmatu. Ten dogmat jest nie raz gołosłowny, nie poparty prawdziwymi dowodami, bywa spekulacją, a bywa też niestety bezczelnym ideologicznym łgarstwem stworzonym po prostu dla celów propagandy, po to by odmówić innym prawa do istnienia lub uzasadnić prawo do ich zagłady.
Cytaty pochodzą z cennego opracowania Wojciecha Jóźwiaka, które sprawę wyjaśnienia pochodzenia Słowian znacznie popycha do przodu.
Autor przedstawia tę oto mapę dla poparcia tezy, że Słowianie wywodzą się z kręgu kultur oznaczonych na mapie od 3 do 8, a więc z Kolebki Naddnieprzańskiej.
Sytuacja kulturowa w Europie Środkowej i Wschodniej
we wczesnej epoce żelaza (V-II w. p.n.e.)
– przed epoką, w której dokonała się etnogeneza Słowian
Objaśnienia:
czarna linia kreskowana – zasięg starobałtyjskich nazw rzek i jezior
czerwone linie – kultury archeologiczne, które można uznać za bałtyjskie (bałto-słowiańskie)
3 – kultura kurhanów zachodniobałtyjskich
4 – kultura ceramiki kreskowanej
4A – jej zasięg na przełomie er
5 – kultura dnieprzańsko-dźwińska
6 – kultura grodzisk górnej Oki
7 – kultura miłogradzka
8 – kultura juchnowska
za niebieskimi liniami:
S.-S. – krąg scytyjski i sarmacki
G.-D. – Geto-Dakowie
C. – Celtowie, krąg La Tene
G. – Germanowie, krąg Jastorf
wewnątrz brązowych linii:
Ł. – grupy zanikającej kultury łużyckiej
P. – pomorski krąg kulturowy (w późniejszym okresie na tym obszarze kultury: przeworska i wielbarska)
gruba żółta linia – granica stepu i lasu
Jesteśmy skłonni się zgodzić, że kultury archeologiczne od 4 do 8 można by uznać za słowiańskie. Nie widzimy jednak powodu, dlaczego zaczynać przypatrywanie się procesowi etnogenezy Słowian dopiero od V wieku przed naszą erą. To jest już okres, w którym możemy mówić o interakcjach Słowian ze Scytami, a potem, około II wieku p.n.e., z Sarmatami. Argumentów na taki stan rzeczy jest więcej poza źródłami archeologicznymi.
Autor sugeruje wyraźnie, że Kulturę Pomorską powinniśmy wiązać z Germanami – choć nie mówi tego głośno, jako że na mapie nie podpisuje jej literą G. Gdyby autor zamieścił mapę pokazującą te ziemie o 500-800 lat wcześniej, okazałoby się, że Kultura Pomorska jest tylko jedną z grup terytorialnych Kultury Łużyckiej w pobliżu Zatoki Gdańskiej, a Kultura Jastrofska – uznawana powszechnie za pragermańską – zajmuje w tym czasie zaledwie przyczółek na Pomorzu Zachodnim przy ujściu Łaby. Wtedy zobaczylibyśmy też, że od Łaby po Wisłę, a na południu po Sudety i Karpaty rozlewa się Kultura Łużycka oraz jej zmodyfikowana krewna – niemalże identyczna Kultura Trzciniecka: od Wisły po Dniepr i linię Lasostepu na południu. Na przedstawionej u góry mapie odpowiada zatem mniej więcej obszarowi od linii Wisły opisanemu tutaj literą P oraz kulturom 4 i 7 (zob.: Witold Hensel, Polska starożytna, Ossolineum 1988, s. 366 i następne). Jeśli zatem przyjmiemy Kulturę Pomorską za germańską to musimy też przyjąć, iż nawarstwiła się ona na bliźniacze kultury Wenedyjską i Prasłowiańsko-Bałtyjską około 500 r. p.n.e. To skądinąd czas, w którym według Herodota Wężowie (Wenedowie) naszli Nurów i ci byli zmuszeni zamieszkać na czas jakiś w Ziemi Budynów.
Archeologia nie wykazuje jednak w wypadku rozprzestrzeniania się Kultury Pomorskiej procesu przemin w sąsiedztwie ani gwałtownego, ani krótkotrwałego, lecz długotrwały – ewolucyjny. Wygląda na to, że mamy tu do czynienia z przenikaniem i pokojowym przejmowaniem technik i wzorów – nie można tego nazwać najazdem. Kultura Pomorska wykazuje ciągłość w stosunku do zanikającej Łużyckiej czy Trzcinieckiej. Dlaczego? Po prostu z kręgu pomorskiego Kultury Łużyckiej wyszły innowacje, które przyjęły się na większości obszaru łużyckiego, a także – być może – władcy, którzy zdobywali zwierzchność nad coraz większym terytorium. Dlatego nie dziwimy się, że litera G i niebieska linia znalazły się na przedstawionej mapie tam, gdzie je widać. Są tam, ponieważ o Kulturze Pomorskiej można powiedzieć wszystko, ale nie sposób powiedzieć, że była germańska. Ale jeśli tak, to jakie były jej następczynie, powstałe w wyniku najazdu na terytorium Kultury Pomorskiej i rozszerzania się germańskich (jeśli rzeczywiście były czysto germańskie) kultur Wielbarskiej i Przeworskiej?
Sądzimy, że w wyniku tego procesu powstały kultury mieszane etnicznie – pomorsko-łużycko-wielbarskie, pomorsko-trzciniecko-przeworskie, a więc najprawdopodobniej – co potwierdzają też inne fakty pozaarcheologiczne – kultury wenedzko-słowiańsko-wandalskie i wątyjsko-słowiańsko-gockie (antyjsko-gockie).
Grupy germańskie przeszły przez ziemię między Łabą a Dnieprem i nie pozostawiły tutaj nikogo ze swej nacji, ponieważ były to grupy koczowników–wojowników, przemieszczające się i wykorzystujące lokalną ludność rolniczą i lokalne siły wytwórcze. Narzucały pewne wzorce i wzory, szły całymi rodami (z przychówkiem), ale zmieniały swoje miejsce, podczas gdy ludność miejscowa częściowo zabierała się z nimi, ale częściowo też pozostawała – choć już odmieniona kulturowo.
To, co bierze się za wyłączną archeologiczną „własność” Gotów, Wandali i innych grup germańskich, jest własnością Germanów (Gotów, Wandali, innych), ale i tych, którzy tu byli wcześniej i równolegle, tych na których oni się nawarstwili: przedstawicieli kultury wenedzko-pomorskiej i wątyjsko-pomorskiej (Wenedo-Słowian i Węto-Słowian – Wędów i Lęgów lub Nurów). W chwili, gdy grupy germańsko-słowiańsko-bałtyjskich wojowników (Wądali i Gątów, Charów i Lęgów) ruszały na południe zdobywać cesarstwo Rzymskie, dymarki nie przestały dymić i nie zaprzestano bicia monet ani toczenia garnków czy produkcji zboża. Z jednej strony atakowano Rzym a z drugiej sprzedawano mu towary i produkowano na jego potrzeby. I tak było aż do V wieku n.e. To wtedy dopiero, po rozbiciu Cesarstwa, po upadku Rzymu i degradacji Bizancjum, nastąpiło załamanie gospodarcze. Jak już przyszło było to załamanie totalne, rzeczywisty krach systemu ekonomicznego zachodniego świata starożytnego. Rzym i jego prowincje nie potrzebowały już żelaza ani innych surowców i wyrobów produkowanych na północy. Od wieków były tu one produkowane w skali o wiele przewyższającej potrzeby lokalne. Po podbiciu Cesarstwa spadło zapotrzebowanie na kamień, żelazo, sól, broń, ozdoby, bursztyn, zboże, płótno, stroje, płody rolne, niewolników i wszystko inne. Rozmnożona na tych stałych już zamówieniach Imperium słowiańska nacja zaczęła mieć problemy ze zbytem, a co za tym idzie – z zaspokojeniem własnych rozbudzonych potrzeb, potrzeb licznie rozmnożonej w stuleciach dobrobytu tubylczej ludności i w następstwie z wyżywieniem tej licznej gromady. Gromada ruszyła się z posad za wojownikami szukając utraconego dobrobytu.
Spadł popyt na wszystkie dobra. Na Północy nastąpiło szybkie zahamowanie produkcji i degradacja populacji. Pojawili się Hunowie, a całe słowiańskie plemiona zamieszkujące od wieków te ziemie ruszyły z nimi na południe nie myśląc już o utrzymaniu dobrobytu, ale w poszukiwaniu źródeł utrzymania przy życiu. To nie ruch germańskich drużyn z ich rodzinami był tym najważniejszym ruchem i nie ruch wojowniczych Hunów; one wyzwoliły tylko – burząc Imperium – ruch olbrzymiej, zamieszkującej do tej pory Puszcze Północy, masy wytwórców dóbr zbywanych w Rzymie; powszechny ruch słowiański. Dlatego właśnie ta masa objęła w posiadanie Europę – była po prostu na tyle liczna, żeby zająć i zagospodarować tak duży obszar. Gęstość zaludnienia, zwłaszcza opuszczonej masowo Północy, znacznie spadła. W konsekwencji odpływu rzemieślników poziom produkcji, a także warunki życia i stosowane techniki produkcyjne, uległy znacznej degradacji, miejscami nawet zapomnieniu. Na Północy w ciągu jednego pokolenia – co oznacza 20 do 40 lat – nastąpiło zerwanie ciągłości i nie podjęto już starych technik. Trzeba było rozpoczynać od początku. Główna masa słowiańska odpłynęła chwilowo na Południe i tam zaczęła czerpać nowe wzorce.
Jak toczy się proces zniknięcia wojenno-rodowej wspólnoty plemiennej, możemy prześledzić, mając historyczne świadectwa dotyczące Wołgarów (ludu tureckiego), którzy zostali w ciągu 50-100 lat zasymilowani przez Dobrudżan – Słowian Dobrudzkich, przodków dzisiejszych Bułgarów. Podobnie było z Waregami na Rusi, Wandalami w Afryce, Gotami w Hiszpanii itd. Podstawą demograficzną plemienia nie są i nigdy nie byli wojownicy. Wojownicy są wchłaniani przez główną masę populacji.
W wiekach od VII do IX nastąpiło odtworzenie populacji słowiańskiej na Północy i jej dalsza ekspansja na zachód, północ i wschód. Sądząc po dzisiejszych rezultatach wielkiej słowiańskiej ekspansji, przewaga liczebna Słowian nad innymi indoeuropejskimi nacjami Europy musiała być znaczna już na samym początku.
Czy nie jest to wystarczająco spójne logicznie wyjaśnienie dwóch grup faktów – dlaczego nie znajduje się tzw. archeologicznych śladów Słowian między Łabą a Bugiemwcześniej niż w V wieku i dlaczego takie plemiona jak Goci, Wandale, Longobardowie, Silingowie, Jazygowie, Bastarnowie, Hunowie, Awarowie i inni zniknęli i nie istnieją dziś jako kultury i nacje?
Te ślady oczywiście są, lecz uparcie przypisujemy je komu innemu. Dlatego dla koniecznej do zagospodarowania Europy w VI wieku, naprawdę licznej populacji Słowian nie było i nie ma do tej pory miejsca na mapach historyków i archeologów.
Być może się mylimy i przedstawiona w „Mitologii słowiańskiej – Księdze Tura” wizja jest błędna. Zapraszamy do stworzenia innych koncepcji, z tym jednak zastrzeżeniem, że muszą one być spójne logicznie, pozbawione sprzeczności i dogmatów.
Oto dalsze cytaty z rzeczonego artykułu i
strony WWW.taraka.pl oraz kolejne
słowiańskie zagadki
„Nazwy rzek.
Nazwy rzek w dorzeczu Wisły i Odry (i w krajach sąsiednich) są w ogromnej większości niesłowiańskie. (Niektóre, jak Bug, dają się rozpoznać jako germańskie, inne, jak Wisła, mają brzmienie „podejrzanie” celtyckie. Większości nie da się wyprowadzić z żadnego znanego języka.) Stad wniosek, że musiały zostać przejęte od poprzedniej ludności. Co oznacza, że jednak jakieś osady „przeworskie” i „wielbarskie” przetrwały Wędrówkę Ludów, i ludzie tu mieszkający posłużyli Słowianom jako informatorzy, a może przewodnicy. Co się stało z tą ludnością? Jak była proporcja pomiędzy słowiańskimi przybyszami a nie-słowiańskimi tubylcami? Czy tylko nazwy rzek im przekazali?”
Skoro zostało dowiedzione, że język słowiański, a w ramach języków słowiańskich szczególnie polski, jest najbliższy językowi Kolebki Indoeuropejczyków – praindoeuropejskiemu, a przywołane powyżej nazwy rzek mają się wywodzić od języków, które są już zniekształconymi „mieszańcami” pierwotnego języka indoeuropejskiego (celtycki, germański), to tym bardziej mogą, naszym zdaniem, pochodzić owe nazwy wprost od pierwotnego języka indoeuropejskiego. Nie ma potrzeby szukać późnego pośrednictwa językowego, ponieważ są one wcześniejsze i wprost ze wspólnego języka indoeuropejskiego – od ludności kultury Łużyckiej, Trzcinieckiej, Pomorskiej lub nawet wcześniejszej kultury mogły zostać przejęte a następnie w „użytkowaniu” zesłowiańszczone, zgermanizowane czy zceltyzowane. A poza tym – no właśnie – jakże to, przekazali nam słowa i nazwy – nie tylko rzek ale i przedmiotów i jeszcze ważniejsze – bogów, nazwy podstawowe, a samych funkcji tych przedmiotów i obiektów, czy bóstw – czyli kultury już nie?
„Nazwy miast.
W przeciwieństwie do rzek, nazwy miejscowości na ziemiach obecnie polskich są prawie bez wyjątku słowiańskie (pomijam tu średniowieczne osadnictwo niemieckie, skąd Limanowa, Łańcut i Rabsztyn, pomijam też ziemie dawniej pruskie i jaćwieskie). Tym większą mają wartość ewentualne przedsłowiańskie nazwy miejscowości. Które to są? Czy np. Kraków pochodzi od imienia rzekomego Kraka, czy może słowiańską końcówkę „ów” doczepiono do celtyckiego rdzenia? Miasto Kobryń na Wołyniu nosi nazwę (jakoby) gocką – może podobne są i po naszej stronie Bugu?”
Nie wyjaśnimy na tej drodze naszej zagadki z powodów wymienionych powyżej. Wszystkie nazwy miast, jak i nazwy rzek, zawsze będzie można wywieść z języków słowiańskich, bo to one są pierwotne, bliższe praindoeuropejskiego niż germańskie, celtyckie, irańskie. Słowem – każde słowo naszego języka jest bliższe źródłu i da się łatwo ze źródła wywieść.
”Nazwy miast a władza.
Słowianie nie mieli władców. Jak to pogodzić z faktem, że większość nazw miejscowości pierwotnie znaczyła „gród/wieś/osada takiego-to-a-takiego”? Warszawa = ‚gród Wrócisława/Warsza’, Poznań = ‚gród Poznana’, Inowłódz = ‚gród Inowłoda’, Sieradz = ‚gród Wszerada’, Wolbórz = ‚gród Wolibora’. Kim w rzeczywistości byli ci mężczyźni, których imiona wskazują, że ich społeczność ceniła sobie wojenne męskie cnoty (-sław, -bor, -woj, -sąd, -mir, -gniew), i odnosiła się z szacunkiem do nich, skoro ich imionami nazywano miasta?
Skąd opinia, iż Słowianie nie mieli władców? – czy tylko z relacji kronikarzy na temat wiecowego charakteru wybierania kniaziów? Bo to przecież absolutna bzdura, że słowa książę, księżyc, księga, knysz (pieróg i łódź-piroga) pochodzą z niemieckiego. Zastany dogmat nauki XIX-wiecznej przyjęliśmy za pewnik. To, co mówią profesorowie z Niemiec (Brückner, Godłowski i inni), jest niestety przesiąknięte tego typu dogmatami i jednostronnością. Nie możemy polegać na sądach profesorów – ani z Zachodu, ani ze Wschodu.
Musimy się dorobić pokolenia własnych profesorów nieskażonych dogmatami materializmu marksistowskiego i chrystianocentryzmu, a także wschodnim ni zachodnim oglądem świata. To bardzo trudne, lecz mam nadzieję, że wykonalne. Oczywiście mężczyźni o wymienionych powyżej imionach byli władcami, nie mniej władczymi niż inni z innych ludów pochodzący. Główny dowód w sprawie – archaiczny (jak i język Słowian) rytuał intronizacji królów, nie świadczy wcale o braku systemu hierarchicznego i jego tradycji.
Wiece wiecami, a wici wiciami, by tak rzec.
Poszanowanie tego rytuału – znanego też Scytom i Sarmatom – dowodzi zaś pośrednio wielkiego szacunku dla wyznawanej religii. Władca jest zawsze przedstawicielem bóstwa na Ziemi, jak dowiódł pół wieku temu G. Frazer, jest czarownikiem, szamanem, wiedzącym, znawcą ksiąg – księciem, a nie po prostu trochę lepszym chłopem od innych dookoła. Już w IV wieku nowej ery Bizantyjczycy poznali dobrze Wątyjskiego (Antylskiego) księcia Boza, któremu podlegało 72 naczelników plemiennych. Wątowie naddunajscy to zaś wcale nie najliczniejsze z wielu prapaństwo słowiańskie.
To już stół świąteczny, bo największe słowiańskie święto – Wielka Noc Starego Roku i Wielki Dzień Nowego Roku Przyrodzonego (Przyrodniczego) – przed nami
”Imiona Słowian.
Religia Słowian jawi się nam jako twór mglisty, guślarstwo raczej niż choćby porządny szamanizm, nie mówiąc już o politeizmie. Jak to pogodzić z faktem, że ich imiona tworzą tak precyzyjny system? Gdyż wśród tych imion przeważa typ wyrażający życzenie, zwykle składający się z dwóch części: Rado-gost, Stani-sław, Zby-gniew, Sędo-mir, Wsze-drog. Zasady tworzenia tych imion są bardzo rygorystyczne: mogą w nich występować tylko pojęcia abstrakcyjne, cnoty wojenne (-bor, „walka, waleczny”) i pokojowe (-mir, „szacunek, ład, prawo”), czasem są odwołania do ‚ojców’ i ‚dziadów’. Żadnych imion bogów, żadnych mieczy, włóczni, tarcz i koni, żadnych zwierząt, których pełno w imionach germańskich, greckich, celtyckich. Wśród Słowian niemożliwe byłyby imiona w rodzaju Hippolytos (‚puszczający konie luzem’), ani Eberhard (‚silny jak dzika świnia’) – ani Kalidaśa (‚sługa bogini Kali’). System słowiańskich imion sprawia wrażenie czegoś dostojnego i wyrafinowanego. I znowu – jak to pogodzić zarówno z prymitywizmem kultury materialnej, jak i z ową „mglistością” religii. A może ta mglistość i prymitywizm to pozór, skrywający lud miłujących prostotę mędrców? (XIX-wieczni Amerykanie mieli Indian za prymitywów, dziś się od nich uczą jak żyć.)
Jest to naszym zdaniem zagadka wielkiej wagi. W zasadzie już sam fakt istnienia tego systemu imion stanowi odpowiedź na temat poziomu wierzeń religijnych Słowian. Wiemy także skądinąd, że obowiązywały imiona ukryte, „głębokie”, niewymawialne, tajone przed obcymi, a także imiona wojownicze, przybierane we wspólnocie wojowników po obrzędzie inicjacji i przyjęciu do odpowiedniej gromady: wilków, rysiów, turów itp. Czy te wierzenia były i jakie były –staramy się pokazać w „Mitologii słowiańskiej”. A że były, potwierdza to co najmniej kilkadziesiąt miejsc w samej tylko Polsce podobnych do opisanego poniżej, choć wielu dałoby wiele, żeby te fakty nadal nie były publicznie znane.
Góry Łysków-Łyskowiców (Świętogóry)
Cytujemy z Wikipedii, wolnej encyklopedii: „Łysa Góra – ośrodek kultu pogańskiego
Pogański wał kultowy na Łysej Górze Łysa Góra stanowiła w okresie wczesnego średniowiecza jeden z największych
i najważniejszych ośrodków kultu pogańskiego.
Jego pozostałością jest wał kultowy, otaczający partię szczytową wzniesienia. Składa się on z dwóch części, mających kształt podkowy. Ich łączna długość wynosi ok. 1,5 km, a wysokość dochodzi do 2 m. Usypane zostały prawdopodobnie w IX-X w. z występujących tu licznie bloków kwarcytu. Zachowało się także wejście do wnętrza wału, tuż przy drodze z Nowej Słupi. Prace nad budową wału przerwano po przyjęciu chrześcijaństwa.
Na jej szczycie znajdować się miała bożnica w bałwochwalstwie żyjących Słowian, gdzie bożkom Lelum i Polelum ofiary czyniono i podług innych czczono tu bożyszcza: Świst, Poświst, Pogoda… (fragment kroniki Jana Długosza)”.
Przekazy kronikarzy mówią o trzech bóstwach, które miały być czczone na górze. Interesujące jest, że wybudowanej na tym miejscu świątyni chrześcijańskiej nadano wezwanie Trójcy Świętej.
Małe Góry Świata – te same Łyskogóry – dzisiaj Świętokrzyskie
„Nieobecność Wikingów.
Wikingowie (8, 9, 10 wiek) najeżdżali wybrzeża całej Europy, a na Rusi wniknęli rzekami w głąb lądu. Dlaczego omijali tylko jeden obszar: ziemie obecnej Polski? Co ich powstrzymywało?
Co ich powstrzymywało? – siła i tylko siła. Na Ruś wnikali tylko dlatego, że pozwalało na to słabe zaludnienie, zwłaszcza na północy. Tam najpóźniej odtworzyła się populacja słowiańska i tereny te były kolonizowane z obszarów Polski i Rusi Kijowskiej.
„Chrześcijaństwo u Wandalów i Gotów.
Jeden i drugi lud germański, kiedy najeżdżał Państwo Rzymskie, był już ochrzczony: miał już za sobą przyjęcie chrześcijaństwa. Czy misje chrześcijan-arian nie docierały na ziemie obecnie polskie – wtedy zamieszkane przez Wandalów i Gotów – już w IV wieku n.e.? Nie można tego wykluczyć”.
Odpowiedź na tę zagadkę znajduje się w pierwszej części niniejszego artykułu. Nawet, jeśli chrystianizowali, to nie na obszarach Polski, tylko w późniejszych etapach ich wędrówki i chrystianizacja mogła dotyczyć tylko wąskich grup – wojowników i władców, nowa wiara umarła razem z nimi, tak jak nieustannie „umierała” w Polsce historycznej, bo była obecna tylko w górnych warstwach społecznych, obca i nawet językowo niezrozumiała dla podstawowej masy populacji.
„Pisać” i „czytać”. Słowianie, jak się wszyscy zgadzają, nie mieli swojego rodzimego pisma (w odróżnieniu od Germanów znających pismo runiczne, i Turków, piszących podobnymi znakami), i aż do przyjęcia chrześcijaństwa byli niepiśmienni. Dlaczego wobec tego język słowiański posiada rodzime słowa zarówno na „czytanie” jak i na „pisanie”, oraz na „księgi”
i „bukwy” – litery?
Głagolica. Cyryl i Metody, Grecy znający Słowian i ich język, pierwsi misjonarze wśród Słowian, kiedy zaczęli spisywać ich język i tworzyć chrześcijańską liturgię w tym języku, stworzyli alfabet, nazwany głagolicą. Alfabet ten, słabo przypominający jakiekolwiek znane wówczas pisma, nazwano słowiańska nazwą. „Cyrylicą” nazwano inny alfabet, utworzony później, już po śmierci Cyryla i mniej oryginalny niż głagolica, będący adaptacją greckiego. Czy czasem głagolica nie jest oryginalnym pismem słowiańskim, zaledwie wykorzystanym przez obu Apostołów Słowian, lub – to w wersji mniej radykalnej – zawiera litery z wcześniejszego, oryginalnie słowiańskiego alfabetu?
Według nas głagolica jest oczywiście owym poszukiwanym i o dziwo wciąż nieodnalezionym pismem słowiańskim, a powstała na bazie faktycznego starego pisma, które niestety zanikło w fatalnym (czy też szczęśliwym) okresie masowej ekspansji Słowian. Mogło się ono wywodzić z pisma węzełkowego, sznurowego. To wici rozsyłane przez władców w potrzebie między plemiona były zapewne pozostałością tego tajemnego pisma; Formy tego pisma w czasach historycznych już zanikającego, bo z jakichś powodów bardzo ograniczonego w stosowaniu – czy nie znanego tylko w kręgu wiedzących, a więc królewsko-kapłańskim – dowódczym, zostały zanotowane przez Cyryla i Metodego i częściowo zmienione, dostosowane do pisania na pergaminie, pozbawione koby służącej do wiązania w węzeł wiciowy.
Czesław Białczyński