Rosja w polskiej niewoli: Dwie półprawdy o Kłuszynie i Polakach na Kremlu
Na temat Bitwy pod Kłuszynem, wielkiego polskiego zwycięstwa nad Moskwą i panowania Polaków na Kremlu, czyli o polskim zniewoleniu Rosji są dwie prawdy. Jedna jest prawdą polską, druga prawdą rosyjską. Tak jedna jak i druga jest tylko półprawdą. Czy zatem z dwóch półprawd powstaje prawda, czy jedna, cała, kompletna nieprawda?
Spróbujmy zderzyć te dwie półprawdy w jednym miejscu i porównajmy nasze punkty widzenia.
Czy istnieje możliwość żeby Święto Nienawiści, jakie w Rosji uczyniono ze zdobycia Kremla przez Polaków, uczynić Świętem Miłości?
„Mało kto dzisiaj zdaje sobie sprawę z możliwości jakie otworzyły się przed Rzeczpospolitą na początku XVII wieku – a o pewnym ich aspekcie traktuje poniższy tekst. Otóż, po wspaniałym zwycięstwie Stanisława Żółkiewskiego pod Kłuszynem w 1610r, CAŁY obszar Wielkiego Księstwa Moskiewskiego był formalnie (i realnie) przez 2 lata w naszych rękach. Żółkiewski zaocznie, ale z zachowaniem wszelkich formalnych ceremonii – koronował królewicza Władysława na CARA Wielkiego Księstwa Moskiewskiego. Znaczna część bojarów (magnaterii ruskiej), przedstawiciele wszystkich ziem i miast rusko-moskiewskich wzięło udział w ceremonii hołdu i przysięgi na wierność nowemu monarsze. Zaczęto bić nową monetę z wizerunkiem cara Władysława, a pozostawiona w Moskwie polska załoga, nie była okupantem, a gwardią przyboczną nowego cara.
No cóż, ortodoksi katoliccy i sam król Zygmunt III dokonali posunięcia o iście dywersyjnym charakterze. Zatrzymali, na polecenie papieża, rozkręcający się właśnie proces unii Rzeczpospolitej z Moskwą (zupełnie podobny do tej z Litwą) i ustawili go na zupełnie inne tory, jakże tragiczne dla Rzeczpospolitej… ”
(komentarz z forum Gazeta.historia.pl)
Pół prawdy po polsku
Za polską Wikipedią:
Bitwa pod Kłuszynem miała miejsce 4 lipca 1610 roku (24 czerwca wg kalendarza juliańskiego[1]) podczas wojny polsko-rosyjskiej 1609-1618.
Bitwa stoczona została między wojskami polskimi pod dowództwem hetmana polnego koronnego Stanisława Żółkiewskiego (6556 kawalerii – w tym 5556 husarii, 200 piechoty), a armią rosyjską pod dowództwem kniazia Dymitra Szujskiego (ok. 35 000 wojsk rosyjsko-szwedzkich) oraz szwedzkich posiłków dowodzonych przez Jakuba Pontussona De la Gardie.
Atak wojsk Żółkiewskiego rozbił wojska moskiewskie, a następnie skłonił do zaprzestania walki cudzoziemców posiłkujących Szujskiego. Bitwa zakończyła się paniczną ucieczką Szujskiego i ocalałych Rosjan. Pociągnęło to za sobą kapitulację zablokowanej armii Grzegorza Wałujewa w Carewie Zajmiszczu (ok. 8000 ludzi).
W obliczu klęski bojarzy zdetronizowali cara Wasyla Szujskiego i obwołali carem królewicza polskiego Władysława, a Żółkiewski wkroczył do Moskwy. Według innych danych wojska Rzeczypospolitej liczyły 3900 kawalerii, 400 spieszonych Kozaków, 200 piechurów więc 4500 żołnierzy a wojska wrogie liczyły 25 000 żołnierzy i 20 000 uzbrojonych chłopów.
Hetman Żółkiewski i jego husaria na obrazie Wojciecha Kossaka
Wstęp
Gdy do wojsk koronno-litewsko-kozackich oblegających Smoleńsk dotarła wieść o koncentrującej się pod Kaługą potężnej armii rosyjsko-szwedzkiej, którą dowodził Dymitr Szujski, postanowiono posłać część sił, by udaremnić odsiecz. Z tego powodu 6 czerwca wyruszył spod twierdzy hetman polny koronny Stanisław Żółkiewski, biorąc ze sobą 1630 jazdy i 597 piechoty. Kierownictwo nad pracami oblężniczymi przejął wojewoda Jan Potocki.
Żółkiewski liczył na to, że po drodze przejmie pod swoją komendę część sił, które działały z dala od Smoleńska. W momencie jego wymarszu drobne oddziały ścierały się z Rosjanami na pograniczu, pod Wiaźmą stacjonował pułk Marcina Kazanowskiego, liczący 800 żołnierzy[2], a w Carewie Zajmiszczu stał pułk Ludwika Weyhera, liczący 700 żołnierzy[2] i dowodzony przez Samuela Dunikowskiego. Kazanowskiego wzmocnił wkrótce przybyły od drugiego Samozwańca Aleksander Zborowski, którego pułk liczył 1500 żołnierzy[2]. Pod Białą stacjonowało 1000 Kozaków zaporoskich i kilkuset Polaków[2] pod wodzą starosty wieliskiego, pułkownika Aleksandra Korwina Gosiewskiego. Idący naprzeciw armii rosyjsko-szwedzkiej Żółkiewski nakazał wszystkim tym oddziałom, by skoncentrowały się pod Szujskiem.
Stojące pod Białą wojska rosyjskie kniazia Iwana Chowańskiego, kniazia Jakuba Boratyńskiego oraz siły cudzoziemskie pod wodzą Everta Horna walczyły z Gosiewskim, któremu udało się odeprzeć nieprzyjaciela od zamku, jednak pozbawiony zapasów żywności potrzebował pomocy. W stronę Carewa Zajmiszcza zbliżała się licząca 8000 żołnierzy[3] straż przednia armii Dymitra Szujskiego dowodzona przez wojewodę Hrehorego Wałujewa i kniazia Fiodora Jeleckiego. Wojska te miały za zadanie zbudować fortyfikacje i zatrzymać na nich siły Żółkiewskiego. Gdyby jednak Żółkiewski ominął siły Wałujewa i Jeleckiego, ci mieli wspomóc garnizon Smoleńska.
Dowództwo rosyjsko-szwedzkie uważało, że wyczerpane atakami wojska polskie łatwo będzie osaczyć. W tym celu od strony Możajska maszerował z głównymi siłami Dymitr Szujski. Tuż za nim posuwał się z wojskami cudzoziemskimi szwedzki generał Jakub Pontusson de la Gardie, który wyruszył później z powodu sporów z carem Wasylem Szujskim o wysokość żołdu. Rosjanie zamierzali zniszczyć armię Żółkiewskiego, oczyścić pogranicze z oddziałów polskich i dać odsiecz obleganemu Smoleńskowi.
Początkowo Żółkiewski chciał iść na Wiaźmę i tam początkowo posłał tabory, jednak na wieść o trudnej sytuacji Gosiewskiego zmienił kierunek marszu, zawrócił wozy i skierował się na odległą o 150 kilometrów od Smoleńska Białą. Hetman przybył na miejsce 14 czerwca, jednak walczące z Gosiewskim wojska rosyjskie na wieść o jego marszu cofnęły się w stronę Rżewa i przeprawiły przez Wołgę. Natomiast wojska Everta Horna dołączyły do armii Dymitra Szujskiego. Oddziały Gosiewskiego ruszyły następnie do Szujska, gdzie założyły obóz warowny. Wkrótce dołączyły do nich dwa pułki Kozaków zaporoskich dowodzone przez żołnierza książąt Zbaraskich Piaskowskiego i Iwanyszę. Hetman po dwudniowym wypoczynku także ruszył w rejon koncentracji i przybył do Szujska 22 czerwca.
Gdy stojące w odległości dwóch mil wojska Jeleckiego i Wałujewa przystąpiły do budowy fortyfikacji, mającej zablokować Żółkiewskiemu drogę na Możajsk i Moskwę, hetman ruszył 23 czerwca przeciwko nim pod Carewo Zajmiszcze. Tam następnego dnia Żółkiewski osaczył Rosjan. Jednak wobec zbliżających się głównych sił Szujskiego sytuacja wojsk polskich nie była najlepsza. Widząc coraz większy niepokój wśród swych żołnierzy, hetman postanowił zablokować częścią sił Wałujewa i Jeleckiego, a z resztą ruszyć przeciw Szujskiemu i zniszczyć go w walnej bitwie.
Armia polska blokująca Wałujewa w Carewie Zajmiszczu liczyła 7500 jazdy, 4000 Kozaków zaporoskich oraz 1000 piechoty[4]. Gdy 3 lipca kilku zbiegłych najemników niemieckich doniosło Żółkiewskiemu o położeniu armii Szujskiego, ten natychmiast zwołał naradę wojenną, po której wyruszył spod Carewa Zajmiszcza jeszcze tego samego dnia, na dwie godziny przez zachodem słońca. Wojsko zachowało absolutną ciszę, toteż osaczeni Rosjanie nie zorientowali się, że główne siły polskie opuściły obóz. Hetman, kamuflując swój wymarsz, zostawił pod Carewem Zajmiszczem 4000 Zaporożców oraz 700 jazdy, 800 piechoty i większość dział[4].
Na wyprawę Żółkiewski zabrał ze sobą 5556 husarzy, 1000 jazdy kozackiej i petyhorskiej, 200 piechoty i 2 lekkie działa[5]. Dufny w swą przewagę liczebną Szujski nie wysyłał nawet podjazdów, będąc pewnym, że Żółkiewski wciąż oblega w Carewie Zajmiszczu wojska Wałujewa i Jeleckiego. Także de la Gardie był pewny zwycięstwa, gdyż wspominał, że gdy został wzięty do niewoli w Wolmarze, otrzymał od Żółkiewskiego rysią szubę i zamierzał teraz w rewanżu ofiarować wziętemu w niewolę Żółkiewskiemu futro sobolowe.
Bitwa
Wbrew przewidywaniom rosyjskich i szwedzkich dowódców Żółkiewski w tym czasie szybko zbliżał się do ich pozycji. Z powodu wąskiej i błotnistej drogi armia polska przemieszczała się w postaci długiej, wielokilometrowej kolumny. Po 4-milowym nocnym marszu przednia część polskiej kolumny marszowej (pułk Zborowskiego) znalazła się ku własnemu zaskoczeniu przed pogrążonym we śnie, nieświadomym zagrożenia nieprzyjacielem. Żółkiewski napisał w swych wspomnieniach, że gdyby reszta wojsk zdążyła na czas, można było uderzyć na przeciwnika, którego większość żołnierzy była jeszcze nieubrana. Pochód polski znacznie opóźniły dwa wzięte falkonety, które zawaliły drogę, nie pozwalając części wojsk na kontynuowanie marszu. Ponadto idąca komunikiem jazda zostawiła daleko w tyle posuwającą się wolno piechotę. By oczyścić pole do ataku armia polska musiała zniszczyć płoty i spalić dwie wsie – Pirniewo i Woskriesienskaja.
Armia Szujskiego biwakowała za opłotkami wsi Prieczistoje w dwóch obozach – po prawej stronie, od północy, stały pułki szwedzkie dowodzone przez de la Gardie, złożone ze Szwedów, Francuzów, Niemców, Hiszpanów, Flamandczyków, Anglików i Szkotów, a po lewej stronie, od południa, stały wojska rosyjskie. Siły rosyjskie liczyły 30 000 żołnierzy, natomiast siły szwedzkie liczyły 5000 żołnierzy[6]. Armia Szujskiego miała łącznie 11 dział.
Żółkiewski doszedł do wniosku, że najłatwiej będzie rozbić liczne, ale słabo uzbrojone i wyszkolone wojska rosyjskie, złożone z pospolitego ruszenia oraz wielu nieuzbrojonych chłopów przeznaczonych do przenoszenia kobyleń i wykonywania robót ziemnych. Ponieważ idąca komunikiem jazda zostawiła piechotę i działa znacznie w tyle, hetman doszedł do wniosku, że by zaatakować Szwedów, trzeba poczekać na ich nadejście.
Ponieważ płot, który oddzielał będącą bliżej polskich stanowisk wieś Prieczistoje od Pirniewa, uniemożliwiał wojskom polskim przeprowadzenie natarcia, został rozebrany. Rozebranie i spalenie płotów, dające pole do szarży polskiej jeździe, trwało blisko godzinę. Następnie konieczne było spalenie wsi Prieczistoje, która zasłaniała Polakom dostęp do nieprzyjaciela. Pożar zabudowań zaalarmował Rosjan i Szwedów. Na prawym skrzydle, gdzie znajdowała się armia szwedzka, w pierwszym rzucie stanęła piechota, osłaniając się niedopalonymi płotami. Na lewym skrzydle wojsk Szujskiego stanęły pomieszane ze sobą piechota i jazda rosyjska.
Centrum polskie, w skład którego wchodziły złożone głównie z ciężkiej jazdy pułki starosty chmielnickiego Mikołaja Strusia i Aleksandra Zborowskiego[7], stanęło w dwóch rzutach naprzeciw Rosjan. Podobnie w dwóch rzutach naprzeciwko Rosjan stanęło prawe skrzydło, złożone z chorągwi kozackich dowodzonych przez rotmistrza Samuela Dunikowskiego (pułk Ludwika Wejhera) oraz z pułku Marcina Kazanowskiego. Naprzeciw wojsk szwedzkich stanęło lewe skrzydło z pułkiem jazdy Żółkiewskiego, dowodzonym przez księcia Janusza Poryckiego[8], także ustawionym w dwóch rzutach. Na lewo od pułku Poryckiego, przy płocie z chrustu, stanęła piechota kozacka (400 kozaków zaporoskich z Pohrebyszcz, z majątku książąt Zbaraskich) dowodzona przez Piaskowskiego. Na tyłach polskiego szyku znalazł się silny odwód złożony z kilku chorągwi jazdy[9]. Piechota licząca 200 żołnierzy i 2 falkonety były wciąż w drodze.
Sądząc, że złamanie wojsk rosyjskich przesądzi o losie armii szwedzkiej, Żółkiewski jeszcze przed świtem kazał uderzyć na Rosjan. Po 3 godzinach[10] walki wojska polskie zmusiły Rosjan do odwrotu na Kłuszyn. W tym okresie husaria wielokrotnie ruszała do szarży – według Samuela Maskiewicza niektóre chorągwie szarżowały 8 do 10 razy. Żółkiewski rzucając wielekroć chorągwie do szarży, usiłował wpoić Rosjanom przekonanie, że atakuje ich potężna ilość kawalerii. Zawodowi żołnierze polscy zdecydowanie przewyższali wyszkoleniem wojska rosyjskie złożone z pospolitego ruszenia bojarów i dworian, pieszych strzelców oraz słabo uzbrojonych chłopów. Nie byli w stanie dorównać Polakom także zaciężni rajtarzy, którzy służyli w armii rosyjskiej. Właśnie nieudany karakol rajtarów był decydującym momentem bitwy. Szarżująca jazda polska zmusiła rajtarów do ucieczki, a ci w odwrocie zmieszali szyk swojej armii. Wkrótce po tym wszyscy Rosjanie uciekali – część na otwarte pole, a stamtąd do lasu, a część do ufortyfikowanego obozu. W pościg za uciekającymi Rosjanami rzuciła się jazda polska prawego skrzydła. Jedynie część piechoty rosyjskiej, która stała w zabudowaniach wsi Pirniewo, zachowała wciąż zdolność do walki.
W tym czasie na lewym skrzydle jazda Poryckiego, która wiązała Szwedów atakami, ponosiła znaczne straty, ponieważ nie zdołała zniszczyć płotów bronionych przez piechotę. Polska jazda mogła tu szarżować tylko pojedynczymi chorągwiami przez wyrwy w chruścianym płocie. Stojąca przy płocie piechota zadawała Polakom znaczne straty – muszkieterzy strzelali z bliska do atakujących jeźdźców, a pikinierzy kłuli konie. Sytuacja na lewym skrzydle zdecydowanie zmieniła się, gdy nadeszła polska piechota z działkami. Do tego momentu na lewym skrzydle strona polska i szwedzka straciły po około 100 żołnierzy.
Piechurzy, choć mieli za sobą długi i uciążliwy marsz, z miejsca przystąpili do walki. Puszkarze strzelając celnym ogniem z dwóch falkonetów, zniszczyli większą część płotu, zadając przy tym straty kryjącym się za nim muszkieterom. Polscy hajducy, którzy w międzyczasie prowadzili ogień z rusznic, ruszyli teraz do ataku na białą broń. Siły szwedzkie zostały odparte od płotu, dzięki czemu jazda polska uzyskała wreszcie właściwą przestrzeń do szarży. By w pełni wykorzystać nadarzającą się okazję, Żółkiewski nakazał jeździe przerwać pogoń za Rosjanami i uderzyć na Szwedów. Wojska szwedzkie rzuciły się do ucieczki w kierunku swego obozu.
Choć pierwsza faza bitwy była dla wojsk Żółkiewskiego zwycięska, sytuacja wciąż jeszcze nie była opanowana. Większość wojsk nieprzyjacielskich schroniła się w ufortyfikowanych obozach, a część rosyjskiej piechoty umocniła swe pozycje we wsi Pirniewo. W pobliżu szwedzkiego obozu formowała się piechota, której liczebność Żółkiewski z dużą przesadą oceniał na 3000 żołnierzy. Do piechoty dołączyła część rozbitej jazdy. Jednak dowódcy wojsk szwedzkich, Pontus de la Gardie i Horn, wciąż błąkali się w lesie wraz z niedobitkami. To samo działo się z rosyjskimi kniaziami – Andrzejem Golicynem i Daniłą Mezeckim. Naczelny wódz wojsk rosyjskich, Dymitr Szujski, schronił się w obozie. Pobity, ale nie rozbity nieprzyjaciel wciąż był znacznie liczniejszy od armii polskiej.
Gdy cała odwołana z pościgu jazda już wróciła, Żółkiewski przystąpił do osaczania obu obozów nieprzyjacielskich. Większość polskich sił skierowana została przeciwko wojskom szwedzkim. Hetman jednak nie podejmował walki, gdyż liczył, że uda mu się w obecnej sytuacji przeciągnąć na swoją stronę część najemnych wojsk cudzoziemskich służących u Szwedów. Doszło do pertraktacji, w wyniku których Żółkiewski zgodził się wypuścić armię szwedzką po złożeniu przez jej żołnierzy przysięgi, że nigdy nie będą walczyć przeciwko wojskom Rzeczypospolitej. Kilkuset żołnierzy cudzoziemskich przeszło na służbę w armii polskiej[11]. W tym czasie Szujski oraz rosyjskie wojska, które zamknęły się w obozie, zachowywały się biernie, nie próbując nawet wesprzeć osaczonej pod lasem własnej piechoty.
Andrzej Golicyn i Daniło Mezecki zebrali z rozproszonych w walce oddziałów kilkuset jeźdźców i wrócili do obozu, gdzie próbowali nakłonić Szujskiego do dalszej walki. Wrócili także de la Gardie i Horn, nie zdołali jednak odwieść swych wojsk od kapitulacji. Widząc, że wojska szwedzkie poddały się, Szujski opuścił dyskretnie obóz i uciekł w lasy, kierując się do Kaługi[12].To samo wkrótce uczynili inni dowódcy, a za nimi reszta wojsk rosyjskich. Wojska Żółkiewskiego ruszyły w pościg za uciekinierami. Ponieważ większość polskich żołnierzy ruszyła do opuszczonego obozu rosyjskiego za zdobyczą, tylko niewielka część ścigała Rosjan, jednak pomimo tego zadała im większe straty niż poprzednio w bitwie. W obozie armii Szujskiego Polacy znaleźli liczne bogactwa, jak złote i srebrne naczynia, szaty, sobole futra oraz setki wozów na których były także pieniądze przeznaczone na żołd dla wojsk cudzoziemskich w wysokości 20 tys. florenów i 30 tys. rubli. W ręce zwycięzców wpadło także kilkadziesiąt chorągwi, a wśród nich adamaszkowa chorągiew Szujskiego, obszyta złotem a także całe uzbrojenie Szujskiego, czyli szyszak, szabla i buława. Ogromna zdobycz powiększona została o karetę Szujskiego i liczne kolasy.
Bitwa trwała w sumie pięć godzin. Według Żółkiewskiego poległo w niej 1200 żołnierzy armii szwedzkiej i jeszcze więcej Rosjan. Niektóre polskie źródła mówią, że zginęło w bitwie około 17 000 żołnierzy armii rosyjskiej i szwedzkiej. Relacja o szczęśliwym powodzeniu oręża polskiego w Moskwie podaje, że armia szwedzka straciła 700 zabitych, a armia rosyjska – do 2000 zabitych. Szwedzki historyk Videking podaje, że było 500 zabitych w armii de la Gardie oraz nieznana ilość w armii Szujskiego. Wszyscy wodzowie przegranej armii zdołali uciec. Pontus de la Gardie według relacji Luny uciekł do zamku Oczepow, gdzie został obrabowany do koszuli, obity kijami i wypędzony. Nie lepszy los spotkał Horna.
Straty polskie zdaniem Żółkiewskiego wyniosły ponad 100 zabitych towarzyszy. Liczba zabitych pocztowych zwykle wynosiła 2-3 zabitych na jednego poległego towarzysza. Ponadto armia polska straciła 400 zabitych koni. Była też także pokaźna ilość rannych.
Po bitwie
Jeszcze w tym samym dniu Żółkiewski wrócił pod Carewo Zajmiszcze i zmusił Wałujewa do kapitulacji. Wojsko polskie dało przykład niezwykłej wytrzymałości, gdyż po nieprzespanej nocy i męczącym marszu stoczyło niezwykle ciężką wielogodzinną bitwę, po czym wróciło tą samą drogą do punktu wyjścia. Po zawartym układzie, mówiącym o wyniesieniu na carski tron syna Zygmunta III Władysława siły Żółkiewskiego wzmocniło około 8000 żołnierzy Wałujewa. Drugi z rosyjskich wodzów, kniaź Jelecki, został wysłany do króla pod Smoleńsk.
Klęska armii Szujskiego przyczyniła się w decydującym stopniu do upadku cara Wasyla Szujskiego. Wystąpili przeciw niemu wszyscy wrogowie wraz z drugim Samozwańcem. Starając się wykorzystać swoje zwycięstwo hetman 12 lipca ruszył na Moskwę, nie zważając nawet na rannych, których wieziono na wozach i umierających z powodu ciężkich warunków w trakcie marszu. Żółkiewskiemu sprzyjała także ludność Moskwy i okolic, gdyż dotarła do niej wieść o układzie zawartym przez Żółkiewskiego z Wałujewem, w którym była mowa o powołaniu na carski tron Władysława. Rozsyłane do ludności uniwersały obiecywały zmęczonemu wieloletnim zamieszaniem społeczeństwu tak upragniony spokój.
Idący na Moskwę Żółkiewski był znacznie silniejszy, gdyż miał teraz do dyspozycji około 19 500 żołnierzy. W pogrążonej w chaosie Rosji była to siła decydująca, toteż drugi Samozwaniec na wieść o zbliżającym się hetmanie wolał czym prędzej wycofać się spod Moskwy. Żółkiewski był także świadom faktu, że bojarzy i dworzanie, którym zagrażały zarówno rozruchy społeczne jak i Samozwaniec, chętnie uznają Władysława za nowego cara. Zgodnie z przewidywaniami Żółkiewskiego grupa bojarów i dworian, którą kierował Zachar Lapunow, obaliła 27 lipca Wasyla Szujskiego, osadzając go w klasztorze[13]. Władzę nad krajem objęła grupa siedmiu najbardziej wpływowych bojarów. Żółkiewski stanął 3 sierpnia pod murami Moskwy, gdzie nowe władze przyjęły go uroczyście. Doszło do rokowań, które rozpoczęły się 5 sierpnia[14], zakończonych układem z dnia 27 sierpnia, na mocy którego królewicz Władysław został uznany carem Rosji pod warunkiem przejścia na prawosławie. Król miał teraz przerwać oblężenie Smoleńska i zwrócić zdobyte do tej pory zamki rosyjskie. Następnego dnia na Dziewiczym Polu pod Moskwą tłumy mieszkańców złożyły przysięgę na wierność Władysławowi.
W obręb moskiewskich murów wojska polskie wkroczyły 12 września, a 8 października Żółkiewski przybył na Kreml. Car Wasyl Szujski oraz jego bracia Dymitr Szujski i Iwan Szujski zostali więźniami hetmana.
Zawarty układ nie utrzymał się, nie tyle z powodu umieszczonych w nim warunków nakazujących wojskom koronnym i litewskim odstąpienie od Smoleńska, co raczej z powodu ambicji Zygmunta III, który pragnął carskiej korony dla siebie, by później połączonymi siłami Rzeczypospolitej i Rosji móc odzyskać swój dziedziczny tron szwedzki. Nie bez znaczenia była także chęć króla, by rozszerzyć panowanie religii katolickiej na Rosję i Szwecję. Poza tym istniała bardzo uzasadniona obawa, że Władysław wkrótce po objęciu tronu zostałby zamordowany tak jak pierwszy Samozwaniec.
Znakomite zwycięstwo Żółkiewskiego nad przeszło czterokrotnie liczniejszą armią rosyjsko-szwedzką dwór królewski zataił przed oblegającym Smoleńsk wojskiem. Dopiero po zdobyciu Smoleńska król Zygmunt III pozwolił na oficjalną publikację opiewającą kłuszyński sukces Żółkiewskiego.
Zdaniem Małej Encyklopedii Wojskowej bitwa pod Kłuszynem uchodzi za przykład mistrzowskiego działania po liniach wewnętrznych nieprzyjaciela i stosowania ekonomii sił.
Więcej w Wikipedii polskiej
400-setna rocznica Bitwy pod Kłuszynem przeszła w polskich mediach niezauważona. Czyżbyśmy żyli w sfinlandyzowanym kraju i już byli satelitą Rosji. Czy polskie media z własnej woli założyły sobie knebel na usta, czy też podlegają jakiejś tajemnej sile i zagranicznej władzy?
Polacy na Kremlu
Dzięki atrakcyjności polskiego modelu demokratycznego Dymitr Samozwaniec 400 lat temu zasiadł na tronie carów Czterysta lat temu Polaków na Kremlu było wyjątkowo wielu. Była nawet polska caryca – wojewodzianka sandomierska Maryna z rodu Mniszchów. W lipcu mija czterechsetna rocznica wejścia na tron moskiewski jej wybranka cara Dymitra, który przeszedł do historii z przydomkiem Samozwaniec, a w świadomości kolejnych pokoleń Rosjan stał się symbolem „polskiej intrygi”. Lubimy wspominać tamten czas jako moment wyjątkowego dynamizmu Rzeczypospolitej, jej zdolności do ekspansji względem sąsiada. Rosjanie pamiętają go jako okres „wielkiej smuty”, zamętu, który miał zagrozić istnieniu nie tylko ich państwa, ale i tożsamości historycznej Rosji. W jednym i drugim wypadku jest to pamięć fałszywa. „Polska caryca” do Moskwy wybrała się uroczyście, z orszakiem liczącym prawie 4 tys. osób. Ślub per procura Maryna zawarła z Dymitrem wcześniej, w listopadzie 1605 r., na krakowskim Rynku w obecności króla Zygmunta III Wazy. Wiosną 1606 r. podążała na moskiewski tron. Polacy szli wraz z nią do Moskwy nie po to, by podbijać, ale w ślubnym orszaku. Na koronację i zaślubiny Maryny z carem biły dzwony wszystkich cerkwi stolicy. Na uczcie weselnej po uroczystej koronacji, która odbyła się 8 maja w Uspienskim Soborze (do dziś nie wiemy, czy Maryna odstąpiła od wiary katolickiej), car wystąpił w stroju husarskim, caryca – w sukni kroju polskiego.
Pomnik upamiętniający wygnanie Polaków z Kremla w 1612 roku
Unia Polski z Moskwą
Kilka dni później posłowie reprezentujący króla Zygmunta rozpoczęli z carem rozmowy o „wiecznej lidze i wiecznej przyjaźni” między Rzeczpospolitą a Moskwą. Projekt, który przedstawili, był w istocie szkicem wstępu do nowej unii, takiej jak ta, która połączyła Polskę z Litwą. Wymieńmy jego postanowienia. Wspólna polityka zagraniczna i „wspólna obrona”, wzajemne prawo poddanych obu stron do osiedlania się i nabywania majątków w obu państwach oraz do zawierania małżeństw mieszanych; dla kupców – swoboda handlu i przejazdu przez drugie państwo; otwarcie możliwości budowania kościołów katolickich w Moskwie (w Rzeczypospolitej „cerkwie ruskie są i kto chce, wolno każdemu nabożeństwa ruskiego używać”) i posyłania dzieci moskiewskich „na naukę i oświecenie do szkół polskich i litewskich, gdzie się komu będzie podobało” (tu wzajemności nie było – bo „nauki i oświecenia” próżno było polsko-litewskim poddanym w Moskwie szukać). Znalazł się zapis o ujednoliceniu „formy, ceny i wagi” mennicy (jakby wstęp do wschodnioeuropejskiego „euro”) i zapowiedź budowy wspólnej floty oraz propozycja obioru wspólnego monarchy w przyszłości.
Unia od Warty po Jenisej? Nie. Dwa dni po inauguracji rozmów car Dymitr już nie żył, a popiół z jego spalonych zwłok nabito w armatę i wystrzelono tam, skąd przybył: na zachód. Wraz z Dymitrem zginęło prawie 500 polskich gości jego wesela (Maryna cudem ocalała i z resztą Polaków została wzięta na Kremlu pod straż). Nie było zgody – był ciąg dalszy „wielkiej smuty”, a potem „polska interwencja”. Dlaczego? Czy Polacy i Rosjanie mieli wtedy szansę, którą zmarnowali? Czy mogło być inaczej, lepiej? Żeby odpowiedzieć na te pytania, musimy spojrzeć nieco dalej w przeszłość.
Początek kryzysu państwa moskiewskiego wiąże się z wygaśnięciem w roku 1598 panującej na Rusi od 700 lat dynastii Rurykowiczów. Dla państwa o uformowanej strukturze władzy absolutnej podważenie legitymacji osoby cara, czyli centrum tego systemu, musiało być szokiem. Kiedy umarł syn Iwana Groźnego car Fiodor – ostatni z panujących Rurykowiczów – po władzę udało się sięgnąć Borysowi Godunowowi. W brutalnej walce pokonał rywali z rodzin bojarskich. Wcześniej w tajemniczych okolicznościach (najprawdopodobniej z inicjatywy Godunowa) w „nieszczęśliwym wypadku” zginął Dymitr, najmłodszy syn Iwana Groźnego. Wydawało się, że Godunow zainstaluje na dobre nową dynastię na tronie. Ale rywale – chwilowo pokonani przedstawiciele wielkich rodzin Szujskich, Romanowów, Mścisławskich, Bielskich – nie pogodzili się z przegraną. Wszystkie niższe stany moskiewskiego państwa – od drobnej szlachty po chłopów – wyniszczone straszliwym wysiłkiem, jakim było utrzymanie aparatu militarno-administracyjnego zdolnego od połowy XV wieku zbudować imperium większe od reszty Europy, wchodziły w okres skrajnego społeczno-ekonomicznego kryzysu. Walka o władzę nad Moskwą dopiero się zaczynała.
W Koronie tron stopniowo stawał się elekcyjny od wymarcia królewskiej linii Piastów, dlatego udało się uniknąć kryzysu państwa, kiedy zabrakło z kolei Jagiellonów. System współwładzy sejmujących stanów – Rzeczypospolitej – sprawdzał się wówczas znakomicie, spajając Polskę i Litwę w pełnym wolności eksperymencie ustrojowym. System ten sprawdzał się tak dobrze, że kiedy pojawiła się perspektywa pustego tronu w Moskwie, z którą od wieku toczyło państwo polsko-litewskie bój o panowanie nad dziedzictwem Rusi Kijowskiej, polska strona wysunęła inicjatywę zamknięcia konfliktu przez nową unię: tym razem z Moskwą.
Tak właśnie po raz pierwszy pojawili się Polacy na Kremlu. W 1600 r. stanęło w Moskwie poselstwo pod przewodnictwem kanclerza litewskiego Lwa Sapiehy, który w orszaku 1200 osób przybył złożyć Borysowi Godunowowi propozycję unii od Rzeczypospolitej – niemal dokładnie taką, jaką sześć lat później powtórzyli posłowie polscy Dymitrowi Samozwańcowi. Dzięki temu wiemy, o jakie warunki rozbijała się ta propozycja: o te, w których Moskwa widziała zagrożenie swej tożsamości. Na pierwszym miejscu dopuszczenie swobody wyznania katolickiego w jej państwie, potem nabywania w nim ziemi przez Polaków, możliwość małżeństw mieszanych, swoboda nauki dzieci moskiewskich w polskich szkołach. Moskwa tworzyła osobną, ufundowaną na prawosławiu cywilizację. Nie była gotowa do otwarcia na Zachód, czując się zbyt słabo w konfrontacji z idącymi stamtąd wzorami. A jednak, przynajmniej część bojarskich elit, kusiły one coraz bardziej. Na tym polegał dramat wydarzeń „wielkiej smuty” i na to też liczyli Polacy w ponawianych projektach. Nie mieliby szans wystąpić z nimi poważnie, stanąć znów na Kremlu, gdyby nie rozbicie wewnętrzne w Moskwie. Z niego właśnie, z intrygi rywalizującego z Godunowem o koronę rodu Romanowów, wyszedł pierwszy Dymitr Samozwaniec.
Samozwaniec
Był to młody Jurij Otriepiew, służący rodzinie Romanowów syn setnika strzelców. Nauczono go roli „cudownie ocalonego” od śmierci w 1591 r. Dymitra, najmłodszego syna Iwana Groźnego. Inteligentny chłopak poradził sobie z rolą, której odegranie miało podważyć tron Borysa Godunowa i otworzyć drogę na Kreml Romanowom. „Ujawnił się” w 1604 r. w Rzeczypospolitej na ziemiach ukraińskich. Nie od razu znalazł poparcie. Większość elit senatorskich Rzeczypospolitej (z kanclerzem Janem Zamoyskim na czele) była przeciwna „moskiewskiej awanturze” i naruszaniu rozejmu; podobnie w popieranie „moskiewskiego hospodarzyka” nie chciała się angażować większość pytanej o to na sejmikach 1605 r. szlachty. Samozwaniec zyskał wsparcie w rodzie Wiśniowieckich i w osobie wojewody sandomierskiego Jerzego Mniszcha, w którego córce Marynie zakochał się romantyczną miłością.
Szansę poparcia pretensji Samozwańca do tronu w Moskwie jako okazji do zyskania sojusznika w walce nie tylko z „Turkiem”, ale i ze Szwecją (o odzyskanie tronu dla siebie) dostrzegł sam król Zygmunt III Waza. Odwieczną myśl o przeciągnięciu Moskwy na łono wiary katolickiej połączyli z osobą pretendenta także jezuici i papież Paweł V. Z tym błogosławieństwem i zgodą króla mógł Samozwaniec wyjść z Rzeczypospolitej. Dostał od Zygmunta 4 tys. zł, którymi mógł opłacić kilkuset zbrojnych. Ruszyło z nim 2500 zwerbowanych żołnierzy, do których za Dnieprem dołączyło 2000 Kozaków dońskich. W cztery tysiące szabel na Moskwę?
Wyprawa nie miałaby szans powodzenia, gdyby nie zyskała masowego poparcia w Moskwie. I zyskała – w spiskujących przeciw Godunowowi elitach bojarskich i w masach buntującej się przeciw ciężarom ludności. Dzięki temu, a nie za sprawą „polskiej intrygi”, mógł Samozwaniec w dziewięć miesięcy od przekroczenia granicy stanąć na Kremlu jako jego pan. Nie po to Romanowowie wyszkolili sługę, by teraz padać przed nim na kolana. Tym bardziej inne wielkie rody bojarskie nie miały zamiaru poddać się Samozwańcowi. Na czele spisku, który skończył się rzezią Polaków i zamordowaniem cara, stanął ród Szujskich. To jego przedstawiciel Wasyl ubiegł Romanowów i ogłosił się władcą. Zaraz też zaczęto tworzyć na potrzeby nowego cara czarną legendę Samozwańca. Jej jądrem było oskarżenie o zamiar zaprzedania Moskwy jezuitom, wytępienia wiary prawosławnej, wymordowania bojarów i znaczniejszej szlachty, by utorować drogę Polakom. O tym, jak daleki był rzeczywiście Dymitr Samozwaniec od tych planów, pisze przekonująco w polskiej monografii tej postaci jej wybitna znawczyni Danuta Czerska.
Wcześniej Stefan Batory próbował zdobyć Moskwę, ale zadowolił się Pskowem, którego nie zdobył, ale pokój był korzystny dla Polski
Okupacja Kremla
Legenda jednak została i zaczęła żyć własnym życiem. Umocnił ją ciąg dalszy „smuty” – Polakom raz jeszcze dane było stanąć na Kremlu. Tym razem zbrojnie. Skoro wcześniej bojarzy nie chcieli uznać dynastii zakładanej przez Godunowa, jednego z nich, dlaczego teraz mieliby godzić się z nową, Szujskiego? Szybko znalazł się drugi Samozwaniec i jego zwolennicy. Poparły go masy zbuntowanego Kozactwa, mozaiki ludów przyłączonych na południu do Moskwy w ostatnich stu latach jej ekspansji i grupa polskich awanturników. Przede wszystkim rozgrywały nową dymitriadę rody bojarskie, dążące do obalenia Szujskiego. Wśród nich główną rolę odegrali Romanowowie, których główny reprezentant Fiodor-Filaret podniesiony został przez nowego łże-Dymitra do godności patriarchy Cerkwi moskiewskiej. Kiedy do akcji wkroczyła Rzeczpospolita zaniepokojona sojuszem Moskwy ze Szwedami, bojarzy obalili Szujskiego i otworzyli bramy Moskwy wojskom hetmana Stanisława Żółkiewskiego. Nowy Samozwaniec (z którym ponownie związała się Maryna) nie był już potrzebny.
Autor: Andrzej Nowak
♦
I jeszcze artykuł z Palestry o Smoleńsku, Katyniu i zdobyciu Kremla
Palestra 3-4/2006
Polacy na Kremlu i inne historyje
Nie jest żadną tajemnicą, że od kilkunastu lat w polityce zagranicznej obserwujemy pogarszanie stosunków rosyjsko-polskich. Tło tego zjawiska wydaje się dość klarowne. Federacja Rosyjska źle toleruje utratę, wynikłego z porządku pojałtańskiego, przywództwa w bloku państw Europy Środkowo-Wschodniej. Nie może pogodzić się z suwerenną decyzją państwa polskiego o wstąpieniu do NATO i UE i wsparciu Ukrainy w dążeniu do prawdziwie niepodległego bytu. Wynika stąd czytelna tendencja Federacji do niepokojenia Polaków rurą bałtycką i upokarzania ich rozmaitego rodzaju incydentami, jak choćby ustawieniem Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego w czwartym rzędzie zaproszonych gości na paradzie zwycięstwa w Moskwie w 2005 r.
Trudno wyobrazić sobie nagłą amnezję gospodarzy wobec faktu, że polska armia była czwartą co do wielkości w koalicji antyhitlerowskiej i walnie przyczyniła się do zwycięstwa nad faszyzmem, które właśnie fetowano.
Ostatnio Główna Prokuratura Wojskowa Federacji Rosyjskiej zbulwersowała polską opinię publiczną orzeczeniem zamykającym drogę do wspólnych ustaleń i ocen prawnych zbrodni katyńskiej. Najnowsza opinia tego organu głosi, że zbrodnia katyńska nie była zbrodnią polityczną. Uprzednio wojskowi prawnicy rosyjscy twierdzili, że nie była ludobójstwem. Czym zatem jest ta zbrodnia? Orzeczenie Prokuratury Wojskowej może być odbierane jako poniżenie ofiar i naruszenie uczuć żyjących ich rodzin, głosi wydany komunikat Instytutu Pamięci Narodowej (zob. „Rosja uwłacza polskiej pamięci” opublikowany w „Rzeczpospolitej” z 7 marca 2006 r.).
Prócz tych drastycznych oznak fobii antypolskiej szczególnie wyraziście rysuje się fakt, który przeszedł u nas bez specjalnego echa. Duma rosyjska w grudniu 2004 r.,
przy ostrym sprzeciwie komunistów, likwidując święto rewolucji październikowej, uchwaliła zgoła nowe święto państwowe. W dniu 4 listopada każdego roku obywatele rosyjscy będą obchodzili Dzień Jedności upamiętniający „wyzwolenie Moskwy od polskich interwentów w 1612 r.”.
Z suwerennymi decyzjami wschodniego sąsiada trudno się sprzeczać, ale nie sposób się do nich nie odnieść. I tu z pomocą przychodzi nam historia. Znakomity polski historyk prof. Janusz Tazbir, autor wielu fundamentalnych opracowań, żeby wymienić tylko „Państwo bez stosów”, „Okrucieństwo w nowożytnej Europie” czy „Polska na zakręcie dziejów”, wydał ostatnio w Wydawnictwie „Iskry” zbiór esejów pod wspólnym tytułem „Polacy na Kremlu i inne historyje” (Warszawa 2005). W publikacji zainteresował mnie szczególnie rozdział pt. „Kłopoty z silnym sąsiadem”, związany właśnie z polską okupacją Kremla, okolicznościami znalezienia się tam polskiej załogi, jej wyjścia i tragicznego końca na tle panoramy losów Rosji w okresie zwanym przez Rosjan Smutą. Przy pisaniu tego tekstu sięgnąłem również do znanej „Historii Rosji” prof. Ludwika Bazylowa, a także do znakomitych opracowań pisarzy historiozoficznych Pawła Jasienicy i Normana Daviesa („Boże igrzysko”).
Na temat interesujących nas stosunków polsko-rosyjskich w owym okresie nie zachowało się wiele autentycznych źródeł, ledwie parę wspomnień pamiętnikarskich żołnierzy biorących udział w zdarzeniach lub je obserwujących. Wyróżnia się tu dziełko hetmana Stanisława Żółkiewskiego „Początek i progres wojny moskiewskiej”. Rosjanie mieli ich więcej. Wojna polsko-rosyjska rozpoczęła się w 1609 r. i trwała do 1618 r. To w jej przedziale czasowym mieści się dwuletnia okupacja przez Polaków Kremla i kontrola nad Moskwą (1610–1612). Ale przedtem i potem były tzw. „dymitrady”, awantury polityczne, w których brali udział Polacy. Jako pretendenci do tronu po Iwanie Groźnym pojawiali się „łżedymitrowie”, rzekomo jego synowie. Z jednym z nich ożeniono Marynę, córkę wojewody Mniszcha, człowieka opętanego manią władzy i rosyjskich bogactw. Maryna znalazła się na Kremlu już w 1606 r. z licznym zastępem polskich raubritterów. Bunt mieszczan moskiewskich i bojarów ruskich wymiótł Polaków z Kremla. Dymitra i 500 Polaków zabito, a Maryna, którą zdążono jeszcze ukoronować na carową, uciekła z ojcem z Kremla. Spotykały ją tragiczne przygody, a około 1614 r. została zabita w więzieniu. Jej czteroletniego syna powieszono, a „opiekuna”, kozackiego atamana Zarudzkiego, wbito na pal.
Tragiczne to były czasy dla państwa moskiewskiego. Watahy awanturników zbrojnych polskich, litewskich, rosyjskich, kozackich, wojska szwedzkie włóczyły się po kraju, szerząc mordy, rabunki i gwałty. Na tron carski istotnie ochotę mieli polscy Wazowie. Królewicza Władysława część polskiej magnaterii widziałaby na tronie moskiewskim, a później sam Zygmunt III Waza na ten tron nabrał ochoty, nie bez inspiracji kurii rzymskiej, która widziała w tym sposób „nawrócenia” Rosji na katolicyzm. Zygmunt III traktował to przedsięwzięcie jako trampolinę do korony szwedzkiej, o której marzył. Początek wojny polsko-rosyjskiej rozpoczął się zwycięstwem w 1610 roku hetmana Stanisława Żółkiewskiego, rozbiciem sprzymierzonych wojsk rosyjsko-szwedzkich pod Kłuszynem. Już w październiku Żółkiewski wkroczył do Moskwy i obsadził Kreml polską załogą, liczącą około 4 tysięcy żołnierzy pod komendą hetmana Aleksandra Gosiewskiego. Jeden z historyków rosyjskich G. F. Płatonow w 1910 r. napisał: „Nazwalibyśmy politykę Rzeczypospolitej i kurii rzymskiej krótkowzroczną i niedoświadczoną, gdyby nie próbowała wykorzystać słabości wschodniego sąsiada i zaburzeń wstrząsających państwem moskiewskim”. Polska załoga Kremla, niestety, dostroiła się do stanu panującej w Rosji anarchii. Jeden z polskich pamiętnikarzy Samuel Maskiewicz pisał „nasi tak sobie bezpiecznie (czytaj butnie) poczynali, że co się komu podobało i u największego bojarzyna, żona albo córka, brali ją gwałtem. Czym się jednak wzruszyła Moskwa bardzo, a miała czym zaprawdę”. Ruski pamiętnikarz Fiodor Szeremietiew jakby wtóruje polskiemu: „Rozwiązły żołnierz wasz nie znał miary w obelgach i zbytkach: zabrawszy wszystko, co tylko dom zawierał, złota, srebra, drogich zapasów mękami wymuszał”.
Tazbir oddaje jednak sprawiedliwość komendzie Kremla. Hetman Gosiewski w sposób okrutny powściągał bezeceństwa. Gdy jeden z jego żołnierzy strzelał do ikony Matki Boskiej, kazał mu odrąbać ręce i nogi, kadłub zaś spalić żywcem na miejscu świętokradztwa. Jednakże nie na wiele to się zdało, pisze historyk, wybuchały powtarzające się powstania mieszkańców. W znacznej części Moskwy wystąpiły pożary, które pochłonęły spory obszar miasta. Było dużo ofiar wśród ludności cywilnej. Tazbir jest ostrożny, jeśli chodzi o wskazanie sprawców pożarów, jednakże L. Bazylow widzi prawdopodobieństwo wydania takiego rozkazu przez Gosiewskiego, „który nie był w stanie opanować sytuacji”. Hetman S. Żółkiewski w swoich opublikowanych wspomnieniach pisze: „Była rzeź jaka między taką gęstwą ludzi wielka, płacz, wrzask dzieci, sądnemu dniu coś podobnego” i dodaje „Tym sposobem moskiewska stolica spłonęła z wielkim krwi rozlaniem i nie oszacowaną szkodą, gdyż dostatnie i bogate to miasto było i objętość jego wielka”. Do miasta przybyło pospolite ruszenie rosyjskie pod kniaziem Pożarskim i kupcem Mininem, które długo oblegało Kreml. Załoga polska broniła się kilka miesięcy, zjadali wszystko, od szczurów, myszy, końskiej padliny po pergaminowe księgi cerkiewne. Zdarzały się przypadki kanibalizmu. Świadek naoczny tych wydarzeń Józef Budziło napisał: „(…) owo zgoła syn ojcu, ojciec synowi, pan sługi, sługa pana nie był bezpieczen, kto kogo zgoła zmógł ten tego zjadł”. Data kapitulacji załogi jest różnie podawana, od ostatnich dni października 1612 r. przez 4 listopada (Duma rosyjska) do 6 listopada 1612 r. (Tazbir). Załoga Kremla wbrew warunkom kapitulacji została częściowo wycięta.
Rosyjscy historycy, pisarze, poeci i dramaturdzy z wydarzeń na Kremlu i w Moskwie w XVII w. stworzyli bicz propagandowy na Polaków, uderzający prawie przez cztery stulecia. Aleksander Puszkin, w wierszu „Oszczercom Rosji”, rzeź Pragi dokonaną przez Suworowa w 1794 r. traktuje jako sprawiedliwy odwet za spalenie Moskwy w 1612 r. Uznał też, że w ten sposób wyrównał się rachunek krzywd dziejowych. Wcześniej pisał on: „Bywało, żeście świętowali sromotę Kremla, carów pęta. I myśmy wszak niemowlęta o gruzy Pragi rozbijali”. Ten sam ton u Wasyla Żukowskiego w „Sławie rosyjskiej” (1831 r.), Gawriła Direżawina (1794 r.), który wzywał ducha Pożarskiego, aby powstał z grobu i zobaczył triumf Rosji nad „niesforną Polską”. Michaił Chiaraskow w „Moskwie wyzwolonej” (1794 r.) stawia tezę, że „to nie zaborcze dążenie Rosjan, ale grzechy i narodowe wady Polaków doprowadziły ich do zguby”. Cała niemal rosyjska literatura piękna, publicystyka i historiozofia będzie to powtarzać przez wieki. Można by mnożyć setki autorów i tytułów ich dzieł, Dostojewskiego, Tołstoja, Glinki, Bułhakowa. „Biali” i „czerwoni” twórcy kultury rosyjskiej ciągle przypominali ten rozdział historyczny.
Stalin w rozmowie z gen. Sikorskim na Kremlu w grudniu 1941 r. również wspomniał o okupacji Kremla przez Polaków. W Wielkiej Sowieckiej Encyklopedii rozdział ten potraktowany jest niezwykle szeroko. Powstały sztuki teatralne, opery i filmy sławiące pogromców Polski, kniazia Pożarskiego i kupca Minina. Zabawne, że i rosyjska kontrofensywa w 1920 r., która doprowadziła Armię Czerwoną do wrót Warszawy, też odbywała się zgodnie z uchwałą KC partii bolszewickiej pod hasłem rozgromienia „polskich panów”. Uwielbiany przez niektórych polskich czytelników Sołżenicyn nie omieszkał w rozmowie z papieżem Janem Pawłem II podzielić się poglądem, że Polska ongiś podbijała Rosję i omal nie pozbawiła jej niepodległości. Polacy zagrozili w XVII w. prawosławiu w Rosji. Zapytał „i cóż, czy podniosła się wówczas w literaturze polskiej jakaś fala ubolewania. Nigdy niczego takiego nie było”. Trzeba dodać, że o zbrodni katyńskiej w Rosji w pewnych kręgach mówi się z lekceważeniem. Cóż takiego, te kilkanaście tysięcy oficerów. Naszych żołnierzy w polskich obozach jenieckich po 1920 r. zmarło przecież 60–80 tysięcy.
W historii rosyjskiej brak jest jakiejkolwiek źródłowej informacji o rzezi Pragi. Nic, zupełna cisza. Prawdę o dwuletniej okupacji Kremla Polacy ujawnili bezkompromisowo prawie 400 lat temu.
W historii światowej roi się, niestety, od przykładów bezmiernego okrucieństwa zadawanego narodom, ludom, szczepom, jednostkom. Pierwsza i druga wojna światowa z gazami bojowymi, bombami atomowymi, obozami koncentracyjnymi dwóch totalitaryzmów, powietrznymi armadami lotniczymi obracającymi w gruzy miasta i pozbawiającymi życia setki tysięcy ludności cywilnej – jest tego egzemplifikacją. Polacy i Rosjanie powinni dopracować się wspólnej rzetelnej pamięci i prawdy o swoich dziejach. Sądzić należy, że dopiero demokratyzacja Rosji ułatwi to zadanie. Bądźmy zatem cierpliwi.
Maryna z rodu Mniszchów
Maryna była czwartą córką wojewody sandomierskiego, Jerzego Mniszcha i Jadwigi z Tarłów. Pochodziła z rodziny Mniszchów, wywodzącej się z Królestwa Czech[1]. Dziad jej ojca i protoplasta rodu, Mikołaj Mniszech przybył w XVI wieku do Małopolski z Moraw. Został dworzaninem ostatniego z Jagiellonów, Zygmunta II Augusta. Będąc blisko związanym z dworem królewskim dorobił się szybko znaczącego majątku, który pozwolił jego potomkom wejść w szeregi magnaterii Rzeczypospolitej.
Młodość
Dzieciństwo i młodość Maryna spędziła w dobrach rodowych ojca w Małopolsce i na Ukrainie. Wychowana została według przyjętych wówczas wzorców, które od dobrze urodzonych panien wymagały umiejętności: pisania, czytania, haftowania, szycia i śpiewu.
Na początku 1604 roku podczas pobytu Konstantego Wiśniowieckiego u Jerzego Mniszcha w Samborze poznała Dymitra Samozwańca, który podróżował w orszaku kniazia na spotkanie z królem polskim Zygmuntem III Wazą w Krakowie[2]. W tym też prawdopodobnie czasie zostały podjęte pierwsze zabiegi o zeswatanie młodej panny z pretendentem do tronu moskiewskiego.
Carowa Rosji
Po opuszczeniu dworu królewskiego Dymitr ponownie odwiedził Jerzego Mniszcha. Podczas pertraktacji związanych z organizacją Dymitriady zostały podjęte decyzje o zareczynach rosyjskiego pretendenta z córką wojewody sandomierskiego.
26 maja 1604 roku Dymitr i Jerzy Mniszech, spisali kontrakt, w którym polski szlachcic zapowiedział wydanie córki za Samozwańca, gdyby temu udało się zdobyć tron rosyjski[3]. W zamian wojewoda sandomierski miał uzyskać milion złotych polskich oraz księstwa siewierskie i smoleńskie. Maryna natomiast po ślubie otrzymać miała liczne nadania ziemskie i księstwa pskowskie oraz nowogrodzkie.
30 czerwca 1605 roku Dymitr Samozwaniec I zasiadł na tronie w Moskwie. Zgodnie z umową Maryna wyruszyła do Rosji jako narzeczona cara. Przed wyjazdem otrzymała zgodę króla polskiego na małżeństwo i 27 listopada 1605 roku w Krakowie poślubiła przyszłego męża per procura[4]. Ślubu w językach polskim i ruskim udzielił biskup krakowski, kardynał Bernard Maciejowski. W zastępstwie cara wystąpił poseł rosyjski, Afansij Własiew. Na uroczystości byli obecni m.in.: król Zygmunt III Waza, księżna Anna Wazówna, królewicz Władysław Waza i nuncjusz apostolski Klaudiusz Rangoni.
17 kwietnia 1606 roku Maryna wraz z orszakiem przekroczyła granicę Rzeczypospolitej. 12 maja 1606 roku uroczyście wjechała do Moskwy i 18 maja jako pierwsza w dziejach Rosji kobieta została koronowana na carową. Ceremonii w Soborze Uspieńskim na Kremlu przewodniczył patriarcha moskiewski, Ignacy, który udzielił też Dymitrowi i Marynie ślubu w obrządku bizantyjskim.
Wspólne rządy małżonków trwały zaledwie kilkanaście dni. Większą ich część spędzili na uroczystościach weselnych. Dali się poznać jako radykalni reformatorzy, z uwagi na niespotykane do tej pory w Rosji obyczaje[5].
Małżeństwo i panowanie pary carskiej zostało gwałtownie przerwane nad ranem 27 maja 1606 roku gdy z inspiracji bojara Wasyla Szujskiego doszło w Moskwie do zamachu stanu. Zbuntowany tłum mieszczan wdarł się na Kreml i zabił Dymitra Samozwańca. Maryna uniknęła losu męża. Najpierw udało jej się wykupić kosztownościami z rąk oprawców, a później uciec z pałacu pod spódnicą ochmistrzyni Barbary Kazanowskiej. Została jednak schwytana podczas rzezi obozu polskiego i 2 czerwca 1606 roku uwięziona. Nowy car Wasyl IV Szujski potraktował ją jako zakładniczkę i zesłał wraz z ojcem do Jarosławia[6].
Walka Maryny o tron rosyjski
Carowa Maryna i Jerzy Mniszech przebywali w jarosławskim areszcie do maja 1608 roku. Na mocy rozejmu między carem Wasylem IV Szujskim i królem Zygmuntem III Wazą Mniszchowie odzyskali wolność i otrzymali prawo wyjazdu z Rosji.
Podczas podróży powrotnej do Rzeczypospolitej wojewoda sandomierski wciąż żądny bogactw, postanowił zawrócić i przyłączyć się do oblegającej Moskwę II Dymitriady. Przekonał też córkę aby uznała za swojego męża Dymitra Samozwańca II.
20 września 1608 roku Maryna spotkała się z Łżedymitrem w obozie tuszyńskim i publicznie rozpoznała w nim cudownie ocalonego męża. Następnie w obecności bernardyna, Antoniego Lubelczyka potajemnie go poślubiła. W zamian za oszustwo Dymitr Samozwaniec II zobowiązał się wypłacić jej ojcu 300 tysięcy rubli i ofiarować 14 miast na pograniczu z Rzeczpospolitą. Carowa odzyskała natomiast szansę powrotu do władzy.
Maryna przebywała u boku nowego małżonka w Tuszynie do 1610 roku. Gdy Dymitr Samozwaniec II nie potrafiąc poradzić sobie z utrzymaniem dyscypliny w wojskach zaciężnych uciekł w styczniu 1610 roku do Kaługi, przejęła kontrolę nad obozem i przez kilka tygodni próbowała ratować sytuację. Po dezercji armii udała się do obozu Jana Sapiehy. Po odbudowaniu sił przez Łżedymitra powróciła do męża i udała się z nim ponownie pod Moskwę. Para zajęła na swoją rezydencję monaster św. Nikoły, skąd prowadziła pertraktacje z hetmanem Stanisławem Żółkiewskim.
Po śmierci Dymitra Samozwańca II w grudniu 1610 roku Maryna utraciła całkowitą kontrolę nad armią II Dymitriady. Nie zaprzestała jednak walki o władzę w Rosji. Nie chciała iść na ustępstwa wobec króla polskiego i wracać do Rzeczypospolitej. W 1611 roku urodziła Iwana Dymitrowicza i związała się z atamanem Kozaków dońskich, Iwanem Zaruckim. Wspólnie z nowym mężem, który zobowiązał się osadzić jej syna na moskiewskim tronie stworzyła państwo kozackie w na obszarze południowego dorzecza Wołgi ze stolicą w Astrachaniu. Stamtąd prowadziła wojnę przeciwko odradzającemu się Carstwu Rosyjskiemu.
W 1613 roku Sobór Ziemski przy okazji elekcji Michała I Romanowa przyjął uchwałę wykluczającą Marynę i jej syna z wszelkich praw do tronu[7].
W maju 1614 roku w Astrachaniu wybuchł bunt wojska, którego nie udało się opanować Iwanowi Zaruckiemu. Carowa Maryna wraz z synem i mężem zmuszeni zostali do ucieczki. W drodze zostali pojmani i przekazani carowi Michałowi I. Nowy władca Rosji nakazał zabić Iwana Zaruckiego i małego Iwana Dymitrowicza. Podczas publicznej egzekucji w Moskwie atamana kozackiego wbito na pal, chłopca natomiast powieszono[8].
Śmierci uniknęła tylko Maryna. Została przewieziona do Kołomny i uwięziona w jednej z baszt na tamtejszym kremlu. Zmarła na wiosnę 1615 roku, prawdopodobnie skrytobójczo zamordowana[9].
Maryna Mniszkówna caryca Rosji – Wawel
Smoleńsk – symbol wojen Polsko – Rosyjskich
Za panowania Zygmunta III Wazy…
Po militarnym akcencie nastał czas na coś uważanego obecnie za „political correct” – pokojowa oferta unii Rzeczpospolitej z Wielkim Księstwem Moskiewskim. Nowy polski król Zygmunt III Waza po utracie korony szwedzkiej postanowił wykorzystać WKM jako swoistą „trampolinę” do Szwecji. W roku 1600 do Moskwy wyruszyło wielkie poselstwo pod przewodnictwem stronnika królewskiego, kanclerza wielkiego litewskiego Lwa Sapiehy, które wiozło projekt unii obu państw.
Opierał się on przede wszystkim na zapewnieniu w przyszłości sukcesji jednego władcy w obu krajach.
W razie gdyby pierwszy umarł Godunow, carem miał zostać Zygmunt, gdyby pierwszy umarł Waza to na elekcji kandydatura cara miała być zaraz za królewiczami polskimi.
Ruch ten był niezwykle dalekowzroczny – nasz władca był jeszcze stosunkowo młody a tradycyjnie nasi królowie dożywali swych dni w spokoju. Natomiast dobrze zdawano sobie sprawę z obyczajów za naszą wschodnia granicą – jak nie trucizna to sztylet… Dlatego to my byliśmy w korzystniejszej sytuacji.
Dalej, oba państwa miały zachować swoją integralność, miano utworzyć wspólny skarb w Kijowie do walki z Tatarami.
Religii katolickiej w WKM a prawosławnej w Rzeczpospolitej zapewniano tolerancję.
Wreszcie, gwarantowano wolność podróżowania i osiedlania się dla poddanych obu państw (Schengen, jak Boga kocham!). Ten wspaniały i dalekowzroczny projekt został odrzucony przez Moskali, jedyne co udało się uzyskać to przedłużenie rozejmu.
Ale już wkrótce Polacy mieli „upomnieć się o swoje”…
Na początku XVII wieku nastał w WKM czas „wielkiej smuty” – okres zamętu, politycznego chaosu, powstań chłopskich i ogólnego kryzysu ustrojowego państwa. Okres ten został wykorzystany, można by rzec „w pełni”, przez Rzeczpospolitą – najpierw rękami możnych, później również bezpośrednim zaangażowaniem sił militarnych naszej ojczyzny. Pretekstem do zaangażowania się w „awanturę” moskiewską było pojawienie się w 1603 na dworze Wiśniowieckich osobnika podającego się za zmarłego syna Iwana IV Groźnego – Dymitra (bardzo prawdopodobna wydaje się teza o zabójstwie na zlecenie Godunowa). Uzyskał on poparcie jezuitów i króla Zygmunta III oraz wojewody sandomierskiego Jerzego Mniszcha, który oddał mu nawet rękę swojej córki. Osoby popierające samozwańca wiedziały o sytuacji w Rosji – klęska głodu (podobno na targach sprzedawano pierożki z drobno posiekanym mięsem dziecięcym) spolaryzowała społeczeństwo moskiewskie – liczna była opozycja antygodunowska. Państwo wyczekiwało pojawienia się „zbawcy”. Na zamęcie za naszą wschodnią granicą można było dużo zyskać.
W 1604 Dymitr w otoczeniu oddziałów polskich (w tym i husarii) oraz ochotniczych watah Kozackich ruszył „po swoją ojcowiznę”. Miasta poddawały się jedno po drugim.
31 grudnia 1604 doszło do wielkiej bitwy. 15 000 wojsk Dymitra starło się z 45 000 wojsk Godunowa.
Choć siły stricte polskie stanowiły tylko 33% sił Samozwańca to one rozstrzygnęły starcie na korzyść „tych dobrych”,
czyli naszych. Na nieszczęście naszego bohatera, nieopłacone i obrażone wojska polskie w większości odeszły ze służby po tej bitwie co przełożyło się na klęskę 31 stycznia 1605 pod Dobryniczami.
Los (?) miał jednak inne plany – w kwietniu zmarł (choć ciężko uwierzyć w naturalny zgon) Borys Godunow.
A wkrótce również jego syn został zamordowany.
30 czerwca 1605 roku Dymitr, wraz z „polską gwardią” wkroczył do Moskwy, a 31 lipca się koronował.
Nowy car otaczał się Polakami i był „polski” w zachowaniu – nie wymordował swoich przeciwników politycznych.
W związku z tym zawiązał się spisek bojarów Szujskich, którzy postanowili, zgodnie z wielowiekową tradycją, pomóc carowi uwolnić się od ziemskich trosk. Okazją była wielka uroczystość ślubu cara z Maryną Mniszchówną w maju 1606,
na który przybyło wielu gości z Polski. 27 maja Samozwaniec został zabity a wraz z nim wymordowano 500 Polaków.
Carskiego trupa spalono i wystrzelono z armaty na zachód. Nowym władcą został Wasyl Szujski.
Tak oto skończyła się pierwsza obecność Polaków na Kremlu (30 czerwiec 1605 – 27 maj 1606).
Jednak nasi przodkowie „nie odpuścili”… W zależności od dążeń poszczególnych bojarów, zaczęli pojawiać się nowi „samozwańcy”. Dla naszej opowieści najważniejszy jest osobnik, zwany później Dymitrem II Samozwańcem, który objawił się w 1607 w Starodubie. I choć był „grubych i brzydkich obyczajów” i w niczym nie przypominał swojego poprzednika zyskał poparcie wojewody Mniszcha oraz innych magnatów – Jana Wiśniowieckiego, Romana Różyńskiego i Piotra Sapiehy.
Dysponując znakomitą armią polską, dowodzoną przez znakomitych polskich wodzów ruszył na Moskwę.
W 1608 roku Rosjanie zostali pokonani pod Bołchowem i Chodynką. Droga do stolicy stanęła otworem.
24 czerwca 1608 Polacy znów podeszli pod stolicę Rosji i rozłożyli się w obozie pod Tuszynem.
Niestety, Dymitr II nie nakazał szturmu, czekając aż mieszkańcy sami otworzą bramy. Tak się nie stało.
Rozpoczęła się blokada miasta trwająca do marca 1610, zakończona, niestety, niepowodzeniem (mimo zwycięstwa pod Rachmancewem).
Uważa się, że szturm w 1608 roku miał wszelkie szanse powodzenia, ale okazja do zajęcia grodu przepadła.
Ale „co się odwlecze to nie uciecze”.
Wyprzedzając fakty, można wspomnieć co dalej się wydarzyło. Rosnący nacisk ze strony wojsk rosyjskich oraz działania Rzeczpospolitej doprowadziły do odejścia Polaków ze służby „Szalbierza” a on sam uciekł w 1610 do Kaługi, gdzie został zamordowany przez kniazia Urusowa. Tak skończyła się jego historia, ale nasza, polska przygoda, trwała dalej.
Zmagająca się z problemami wewnętrznymi Rosja zwróciła się do Szwecji o pomoc militarną.
W lutym 1609 w Wyborgu zawarto sojusz o ostrzu wybitnie antypolskim.
Stało się to bezpośrednim powodem decyzji króla Zygmunta III o rozpoczęciu interwencji na wchodzie. Oczywiście naszemu władcy przyświecał również inny cel – chciał on wykorzystać naszego sąsiada, by odzyskać koronę szwedzką. Mimo oporu ze strony niektórych doradców i bierności sejmików Zygmunt III 21 września 1609 wraz z wojskiem przekroczył graniczną rzekę Iwarę i skierował się na Smoleńsk.
Wojska polskie nie przygotowane do oblężenia tak potężnej twierdzy (mury 6 metrowej szerokości i 10-12 metrowej wysokości o długości 6,5km z 38 basztami!) ugrzęzły pod miastem. W lutym 1610 grupa bojarów niechętnych carowi zaproponowała królewiczowi Władysławowi czapkę Monomacha. Król Zygmunt III nie chciał przystać na to rozwiązanie m.in. z powodu obawy o życie małoletniego następcy tronu, który mógłby przedwcześnie zejść z tego świata, co wydaje się mieć uzasadnienie, jeśli uwzględnimy obyczaje panujące na Kremlu. Co więcej , nowy car miałby dokonać konwersji na prawosławie W każdym razie oblężenie Smoleńska trwało dalej.
Tymczasem dzięki pomocy najemników z północnej i zachodniej Europy Wasylowi Szujskiemu udało się zepchnąć Szalbierza do defensywy i odblokować otoczoną Moskwę.
Część polskich sojuszników Dymitra opuściła go i założyła obozy w różnych częściach kraju. Car postanowił wysłać swego brata, Dymitra Szujskiego, na odsiecz obleganemu Smoleńskowi. Wielka armia składająca się z dobrze wyposażonych i wyszkolonych oddziałów rosyjskich i uzbrojonego chłopstwa oraz najemników koncentrowała się pod Możajskiem.
Morale było dobre, żołnierze byli uniesieni dotychczasowymi zwycięstwami nad Samozwańcem. Koncentrację osłaniał ufortyfikowany oddział Grigorija Wołujewa pod Carowym Zajmiszczem.
Zygmunt III po długich debatach i zakulisowych rozgrywkach w polskim dowództwie zdecydował się wysłać na spotkanie Moskwicinów hetmana polnego koronnego Stanisława Żółkiewskiego z nielicznym wojskiem, ale składającym się w dużej mierze z najlepszej jazdy świata – husarii.
24 czerwca doszło do zwycięskiej dla nas bitwy pod Carowem Zajmiszczem i zamknięcia sił rosyjskich w ufortyfikowanym zameczku – ostrożku. Polacy rozłożyli się obozem między ostrożkiem a Możajskiem. Tymczasem polski wódz zdołał przekonać do współpracy część byłych sprzymierzeńców Samozwańca pod dowództwem Zborowskiego co wydatnie zwiększyło siły hetmana. Dymitr Szujski postanowił wziąć siły Rzeczpospolitaj w kleszcze i zniszczyć je.
Wojska Moskiewskie wyruszyły ku swemu przeznaczeniu i 3 lipca 1610 rozłożyły się 6 kilometrów od Kłuszyna koło wsi Pirniewo i Preczystoje.
Żółkiewski wieczorem 3 lipca dokonał niezauważonego przez wojska Wołujewa manewru i pozostawiając drobne siły wokół stanowisk wroga odszedł na północ ku Szujskiemu. Wojska Rzeczpospolitej Obojga Narodów wyruszyły nocnym marszem w kierunku Kłuszyna, gdzie miał się rozstrzygnąć los obu krajów, a sama nazwa Kłuszyn miała na zawsze wejść do annałów historii.
4 lipca 1610 ok. 5-krotnie liczniejsza armia sojusznicza w ciągu trwającej 5 godzin bitwy została rozbita, a wódz rosyjski, Dymitr Szujski uciekł. Z racji olbrzymiej przewagi liczebnej nieprzyjaciela niektóre chorągwie husarii szarżowały 10 razy.
Dzięki poświęceniu rycerstwa i kunsztowi dowódczemu hetmana armia Rzeczpospolitej okryła się wieczną sławą. Żółkiewski zaraz po starciu powrócił pod Carowo Zajmiszcze, gdzie po okazaniu jeńców moskiewskich Wołujew skapitulował.
Następnie wraz z towarzyszącymi bojarami podpisał umowę o uznaniu Władysława za cara. Polacy ruszyli na Moskwę. Tymczasem II Samozwaniec ponownie włączył się do walki o czapkę Monomacha. 27 lipca grupa bojarów zmusiła cara Szujskiego do abdykacji („postrzyżenia się w mnichy”).
Bojarzy rozpoczęli rozmowy z Żółkiewskim, który rozłożył się pod stolicą niedaleko stanowisk Samozwańca. Ostatecznie, 27 sierpnia 1610, bojarzy podpisali z polskim wodzem umowę o uznaniu królewicza Władysława za cara Rosji, przy jego jednoczesnej konwersji na prawosławie. Kolejnymi punktami było m.in. zakończenie wciąż trwającego oblężenia Smoleńska (hetman uznał, że ten temat „sam umrze” w przyszłości) oraz pomocy wojsk Żółkiewskiego przy wyparciu Samozwańca spod Moskwy.
Mimo fiaska planu pochwycenia Szalbierza, który uciekł do Kaługi zostawiając swoje wojsko, został on zamordowany w grudniu 1610 przez kniazia Urusowa i zszedł na zawsze z kart historii.
Polacy na Kremlu
Ostatecznie, na prośbę propolskiego stronnictwa bojarów wojska polskie wkroczyły do Moskwy
(druga obecność Polaków na Kremlu – 29 wrzesień 1610 – 7 listopad 1612).
Polacy rozpoczęli służbę policyjną w stolicy Rosji. Nadrzędnym celem było „utrzymanie” miasta do przyjazdu cara Władysława. Żółkiewski opuścił miasto by udać się do króla Zygmunta III a dowódcą mianował Aleksandra Gosiewskiego.
Jednakże cały czas „bruździł” Polakom patriarcha moskiewski Hermogenes.
Na dodatek król Polski nie zamierzał zaprzestać oblężenia Smoleńska. Od połowy marca 1611 zaczęły zbierać się oddziały tzw. pierwszego pospolitego ruszenia pod dowództwem Lapunowa, Trubeckiego i Zarudzkiego.
29 marca zaczęły się w Moskwie zamieszki na wieść o zbliżaniu się Rosjan. Oddziały polskie zaczęły rzeź buntujących się mieszczan (uważa się, że zginęło około 7 tys. ludzi). Niestety twardy opór mas moskiewskich zmusił wojska Gosiewskiego do cofnięcia się na Kreml. 30 marca Polacy podpalili Moskwę. W płomieniach zginęło ok. 8 tys. ludzi nie licząc ludzi, którzy zmarli później z głodu. Mimo wszystko, blokada Moskwy zacieśniała się.
13 czerwca 1611 padł Smoleńsk. Co więcej, dzięki intrygom Gosiewskiego doszło do rozłamu w I pospolitym ruszeniu – Lapunow został zamordowany i część oddziałów moskiewskich rozeszła się do domów.
Dodatkowo oddziały Sapiehy przedarły się na Kreml.
Pokłon carów Szujskich
29 października na triumfalnym sejmie doszło do wspaniałej sceny – wśród wiwatujących tłumów ulicami Warszawy wiódł hetman Stanisław Żółkiewski przepyszny orszak i dwóch dostojnych więźniów – cara Wasyla Szujskiego i jego brata Dymitra (nieszczęśliwego wodza spod Kłuszyna).
Następnie Wasyl i jego bracia pełzali na kolanach i z wielką pokorą bili czołem przed królewskim majestatem, prosząc o miłosierdzie.
Król kazał jeńcom wstać i na znak łaski podał rękę do ucałowania,
a kanclerz koronny Feliks Kryski wygłosił obszerną mowę, w której podziękowano Żółkiewskimu za trudy wojenne.
Niestety „limit szczęścia” Rzeczpospolitej się wyczerpał.
Sapieha nagle zmarł a w Niżnym Nowogrodzie zaczęło formować się II pospolite ruszenie pod wodzą Kuźmy Minina i Dymitra Pożarskiego, które było o niebo lepiej zorganizowane od pierwszego a w dodatku zaczęła „mścić” się decyzja o podpaleniu Moskwy – garnizonowi brakowało żywności.
Wśród nieustannych szturmów moskiewskich Polacy i Litwini zostali zepchnięci do defensywy. Sytuację niewiele poprawiło kilkukrotne dostarczenie żywności przez wojska Chodkiewicza, zwycięzcy spod Kircholmu. Niestety, nie zatrzymało to części wojsk garnizonu od opuszczenia miasta 27 stycznia. Nieopłacone oddziały zawiązały konfederację i ruszyły ku polskiej granicy. Niejako „w zamian” wkroczyło na Kreml część wojsk Chodkiewicza a on sam z resztą rycerstwa wyruszył po prowiant. Następne kilka miesięcy upłynęło na rozpaczliwej obronie Kremla i Kitajgrodu , podczas której doszło do zmiany na najwyższym szczeblu dowodzenia – Gosiewskiego zastąpił Struś. W sierpniu 1612 pod Moskwę dotarło II pospolite ruszenie, przez co sytuacja stała się tragiczna. Nieudana odsiecz hetmana wielkiego litewskiego Karola Chodkiewicza w dniach 1-3 września („utknął” w masach wojsk moskiewskich – zabrakło 1800 metrów do Kremla) niejako przypieczętowała los garnizonu. Na marginesie można wspomnieć w jak skrajnie niekorzystnych warunkach przyszło nam walczyć – miasto pełne rowów, barykad i okopów, ruiny spalonej Moskwy nie sprzyjały jeździe – mimo to husaria gdzie mogła „zmiatała” Rosjan. Ale nasi „utknęli”… Zapanował nieopisany głód: najpierw zjedzono konie, ptaki, psy, koty, szczury, potem zaczęto zjadać świece i obwoluty ksiąg… Wreszcie nasi poczęli jeść trupy ludzkie oraz więźniów. Ale nie to było najgorsze – finalnie zaczęły się morderstwa na tle ludożerskim – po Kremlu i Kitajgrodzie buszowały nocami bandy ludożerców. „Piechota się sama między sobą wyjadła”, „Truszkowski, porucznik piechotny, dwu synów swoich zjadł”, „pan sługi, sługa pana nie był bezpieczen”…
1 listopada padł Kitajgród (ostatni punkt obrony poza Kremlem)– zagłodzeni obrońcy nie byli wstanie walczyć.
Ostatecznie, 7 listopada 1612, polski garnizon Kremla skapitulował mając zagwarantowane przez Moskwicinów bezpieczeństwo.
Oczywiście, zgodnie z wielowiekową tradycją niedotrzymywania słowa Moskale bestialsko wymordowali większość bezbronnego polskiego rycerstwa. Część jeńców została zamordowana w kilka miesięcy później. Tylko niewielu Polaków przeżyło do wymiany jeńców w 1619. Dzieje „oblężeńców” pokazały, jak wielkim poświęceniem i poczuciem obowiązku wobec ojczyzny wykazali się Polacy broniący Moskwy i praw królewicza Władysława do czapki Monomacha. Odsiecz króla Zygmunta III nie zdążyła na czas.
Sobór ziemski w 1613 obrał na cara Michaiła Romanowa.
Rozejm w Dywilinie
Po okresie względnego uspokojenia, na sejmie w roku 1616 Rzeczpospolita postanowiła wyprawić się na Rosję raz jeszcze,
by zwycięsko zakończyć wojnę i w miarę możliwości, odzyskać carski tron dla królewicza Władysława. Mimo, że przez cały okres 1616-1619 nasza ojczyzna znajdowała się w nieciekawej sytuacji politycznej (konflikt ze Szwecją i najazdy Tatarów) zdołała ona zorganizować wojska i ruszyć na wschód.
Problemy na innych frontach oraz niesnaski w dowództwie spowodowały opóźnienie wyprawy, tak że dopiero 27 września 1617 królewicz dotarł do Smoleńska.
Faktycznym dowódcą został Jan Karol Chodkiewicz. Pierwszym sukcesem było zajęcie Dorohobuża.
Oczywiście od początku komisarze polscy chcieli nawiązać rozmowy z Moskalami, którzy robili wszystko by sprawy przedłużać i uniemożliwić porozumienie. Następnie Władysław zajął Wiaźmę. Niestety pogarszające się warunki atmosferyczne, słabość liczebna wojsk polskich oraz nieudana próba zajęcia Możajska spowodowała przerwę w działaniach wojennych.
Na wiosnę, działania rozpoczęto. Udało się uzyskać pomoc 20 000 Kozaków, którzy rozpoczęli marsz w kierunku Moskwy.
9 lipca 1618 pod Borysowem stoczono największą bitwę tej kampanii – Moskale zostali rozbici.
Zresztą cała ta wyprawa charakteryzowała się tym, że Rosjanie generalnie nie podejmowali walki w polu, tylko bronili twierdz. 15 i 22 lipca wygraliśmy kolejne bitwy. Mimo to oblężenie Możajska nie rokowało nadziei. Skomplikowana sytuacja międzynarodowa oraz upór Moskwicinów przeważyły ostatecznie szalę – Chodkiewicz z królewiczem Władysławem postanowili ruszyć prosto na wrogą stolicę – Moskwę.
W październiku dotarto pod Tuszyn, gdzie 8 tego miesiąca doszło do oficjalnego spotkania z dowódcą wojsk kozackich, hetmanem Sahajdacznym. Połączone siły liczyły ok. 25 000 ludzi. Postanowiono wziąć miasto szturmem przez wysadzenie 2 bram – Arbackiej i Twerskiej.
Atak rozpoczęto w nocy z 10 na 11 października 1618. Niestety, mimo ofiarności Bartłomieja Nowodworskiego (jego życiorys spokojnie starczyłby na kilka filmów awanturniczych – walki z Tatarami, potem udział w wojnach religijnych we Francji, następnie jako kawaler maltański walczył z Turkami a na koniec z Moskalami{to on przyczynił się do zdobycia Smoleńska!}), który stracił rękę i pozostałych żołnierzy, szturm się nie powiódł. Powodem była zdrada 2 minerów – Niemców, którzy zdezerterowali z polskiej armii i poinformowali wroga o planach, co pozwoliło nieprzyjacielowi ufortyfikować dodatkowo punkty oporu.
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Szturm zrobił takie wrażenie, że Moskale stali się chętniejsi do rozmów. Jest to kolejny dowód, że z naszym wschodnim, słowiańskim bratem najlepiej rozmawia się z perspektywy siły. Ale jak się okazało, nawet teraz wysłannicy cara przeciągali rozmowy i robili trudności. Polacy zdecydowali się na jeszcze jedna manifestację siły – ruszyli pod monastyr Troicko-Siergijewski, na północny wschód od stolicy, ku żyźniejszym terenom. Co więcej terrorystyczną działalność cały czas podejmowały odziały lisowczyków i Kozaków, które rozpuściły zagony zostawiając tylko „niebo i ziemię”.
W Moskwie zapanowało przerażenie i rozpoczęły się rozruchy. Ostatecznie 11 grudnia 1618 podpisano rozejm w Dywilinie na 14,5 roku, który wchodził w życie 3 stycznia 1619 roku.
Rzeczpospolita odzyskiwała ziemię smoleńską, czernihowską i siewierską, a Władysław zachowywał tytuł cara.
Był to wielki sukces odniesiony w sumie niewielkim kosztem (wyprawa kosztowała niecałe 2 miliony złotych). Zapanował względny spokój,
tak potrzebny wobec zbliżającej cię konfrontacji z Imperium Osmańskim.
Kolejna okazja do wyprawy na Moskwę sprokurowali, jak zwykle Rosjanie.
W 1632, po śmierci króla Zygmunta III, armia rosyjska pod dowództwem Michała Szeina (dawnego obrońcy miasta w latach 1609-1611) zaatakowała Smoleńsk i pobliskie zamki, łamiąc rozejm dywiliński ( absolutnie potwierdzając u naszych przodków opinię o wiarołomstwie moskiewskiego narodu). Dzięki pomocy Krzysztofa Radziwiłła, który przedarł się z posiłkami, miasto nie upadło.
Bitwa pod Smoleńskiem w roku 1634
O krok od imperium. Rzeczpospolita mogła połączyć się z Rosją?
Polacy zajmując Moskwę, stanęli przed dziejową szansą stworzenia światowego mocarstwa – Rzeczypospolitej Trojga Narodów. Historycy spierają się od lat, czy było to możliwe. Część uważa, że Stanisław Żółkiewski był niepoprawnym romantykiem. A jego plan oparty na mrzonkach. Według tych badaczy, gdyby Władysław przybył do Moskwy, szybko podzieliłby los Dymitra. Poderżnięto by mu gardło, a resztę Polaków przepędzono. Inni historycy przekonują jednak, że koncepcja ta miała wszelkie szanse powodzenia. Wskazują przede wszystkim na szerokie poparcie bojarów, którzy mieli dosyć rosyjskiej satrapii i marzyli o uzyskaniu statusu, jakim cieszyła się polska i litewska szlachta.
Przy akompaniamencie bicia w bębny i kotły zwarta ława husarii wysunęła się przed polskie pozycje. Ciężkozbrojni jeźdźcy w lamparcich skórach i ze skrzydłami za plecami opuścili kopie. Na dany przez hetmana sygnał, z potężnym hukiem końskich kopyt i szczękiem oręża ruszyli na przerażonych Moskali jak walec. Starcie to przypominało konfrontację czołgów z uzbrojoną tylko w broń ręczną piechotą.
Kolejne fale polskiej husarii druzgotały rosyjskie szeregi, rozbijając w puch oddziały słabo wyszkolonego pospolitego ruszenia i bojarskich dworzan. Nawet moskiewscy rajtarzy w starciu z polską jazdą nie mieli szans. Moskale spadali z koni, pękały czaszki, w powietrzu fruwały odrąbane kończyny. Słychać było straszliwe wrzaski i błagania o litość. Nieco więcej kłopotów sprawiali szwedzcy sojusznicy Rosjan i zachodnie wojska zaciężne. Oni jednak również wkrótce musieli ustąpić pola.
Po kilku godzinach krwawych zmagań wojska Moskwy rozpierzchły się na pobliskie pola i do lasów. Część Polaków przez wiele kilometrów ścigała uciekających, wyrzynając ich bez litości, pozostali zajęli się moskiewskim obozem, w którym zdobyto olbrzymie łupy. Był 4 lipca 1610 r., a bitwa rozegrała się pod wsią Kłuszyn. Był to jeden z największych triumfów militarnych Rzeczypospolitej.
Polacy przystąpili do bitwy w skrajnie niekorzystnych warunkach. Nie dość, że przyszło im walczyć na terenie wroga, to jeszcze nieprzyjaciel dysponował miażdżącą przewagą liczebną. Polaków było niecałe 10 tys., a Moskali wraz z sojusznikami blisko 40 tys. Mimo to polskie wyszkolenie, duch walki, a przede wszystkim znakomite dowodzenie hetmana Stanisława Żółkiewskiego wzięły górę. Naszych w bitwie zginęło 200, podczas gdy Moskali 17 tys.
Wiktoria kłuszyńska otworzyła przed Polakami drogę do Moskwy.
Wielkie rzeczy
Czy wyobrażają sobie Rzeczpospolitą od morza do morza? Jednak nie od Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego, tylko od Morza Bałtyckiego do Oceanu Spokojnego. Mrzonka? Fantastyka? Rojenia? Być może dzisiaj brzmi to jak bajka, ale Polakom na początku XVII w. wydawało się to realne. Taki właśnie był cel najbardziej spektakularnej i najbardziej śmiałej geopolitycznej rozgrywki, jaką Rzeczpospolita podjęła w dziejach. Była to również największa szansa, przed jaką kiedykolwiek stanęliśmy.
♦
Pół prawdy po rosyjsku
Rosyjska Wikipedia:
Битва при Клушине 24 июня/4 июля 1610 — разгром русско-шведского войска под командованием Дмитрия Шуйского и Якоба Делагарди польской кавалерией гетмана Жолкевского.
Состав армий
Польские войска в количестве около 6800 человек (80 % которых — знаменитые «крылатые» гусары) под командованием гетмана Станислава Жолкевского одержали победу над численно превосходящими силами (35 000 человек: части под командованием Дмитрия Ивановича Шуйского, Андрея Васильевича Голицына и Данилу Ивановича Мезецкого, 5000 шведов из корпуса Делагарди и несколько полков, составленных из наёмников (французов, немцев и англичан). Учитывая соединения, не принимавшие участия в битве (стояли в резерве или опоздали), общая численность войск составила 12 300 поляков против 48 000 русских. Польские войска имели 2 легкие пушки, русские — 11 (по другим данным 18) разного калибра.
Накануне сражения
Польские гусары XVII в. Картина Юзефа Брандта.
В июне 1610 г. русско-шведская армия, освободившая Москву от осады Лжедмитрием II, выступила на помощь осаждённому Смоленску. Со своей стороны, король Сигизмунд III, не снимая осады Смоленска, отрядил навстречу ей отряд (в основном из гусар) под командованием коронного гетмана Станислава Жолкевского.
Командующий русскими войсками Дмитрий Иванович Шуйский пытался перенять тактику своего предшественника – выдающегося русского полководца кн. М.В. Скопина-Шуйского. Тактика эта состояла в том, чтоб окружать польские войска деревянными крепостями – острожками, что мешало полякам использовать основное преимущество – кавалерию. Русский авангард (передовой полк) под командованием воеводы Григория Валуева и князя Фёдора Елецкого, построил острожек (деревянная крепость) у Царева-Займища. Однако Жолкевский успел окружить 8-тысячный отряд Валуева и Елецкого, которые после упорного сражения 24 июня отступили за стены острога и приступили к его обороне. 3 июля основная армия, двигавшаяся теперь уже на выручку Валуеву и соединение с ним, подошли к селению Клушину, недалеко от Царева-Займища, и заночевали там. Союзные полководцы — Дмитрий Шуйский, Якоб Делагарди и Эверт Горн — рассчитывали на следующий день атаковать Жолкевского и соединиться с Валуевым. Зная ничтожество сил коронного гетмана, они были уверены в победе. Вечером накануне битвы Делагарди хвалился перед Шуйским, что одарит пленного Жолкевского собольей шубой, в память о том, что сам Жолкевский, взяв ранее в плен Делагарди, подарил ему рысью.
Жолкевский к этому времени уже знал о подходе русско-шведских сил от двух шведских перебежчиков. Перебежчики же сообщили, что шведские наемники крайне недовольны, так как до сих пор не получили жалованья (Делагарди задержал выплату, т.к. рассчитывал расплатиться после сражения, а долю убитых оставить себе). Они также сообщили о готовности наёмников перейти на сторону гетмана. Одного из них Жолкевский послал с письмом к солдатам Эверта Горна. Однако положение польско-литовских войск до последнего момента оставалось затруднительным. Созванный Жолкевским военный совет не смог прийти к определенному решению: одинаково опасным казалось и ждать врага под Валуевым, и идти навстречу с недостаточными силами, оставляя в тылу крепость с гарнизоном. Жолкевский, однако, составил смелый и рискованный план, решив неожиданным ночным ударом разгромить превосходящие силы русских.
Выступление Жолкевского
В ночь на 4 июля Жолкевский неожиданно поднял войско и в полной тишине, без барабанного боя и музыки, двинул его на врага, оставив у острожка Валуева заслон в 700 всадников. Переход сквозь густые леса оказался чрезвычайно труден, артиллерия (две легкие пушки-фальконета) застряла в болоте. На рассвете польский авангард неожиданно появился перед русско-шведским лагерем. Однако, так как войско сильно растянулось и прошло около часа, прежде чем оно успело сосредоточиться, фактор внезапности был потерян.
Начало битвы
Битва при Клушине
Шведы построились шпалерами у рогаток (собственно, длинных плетней) и открыли убийственный огонь по польской квавалерии. Гусар Самуил Мацкевич вспоминал, что Жолкевский посылал эскадроны в атаку от 8 до 10 раз, так как их силы ослабевали — что он считает «невероятным». С русской стороны был ранен передовой воевода Василий Бутурлин, полк Андрея Голицына дрогнул. Однако Шуйский, укрывшийся за гуляй-городом, не решался поддержать его — в результате полк Голицына бежал и укрылся в лесу. Между тем, к полякам подоспели их пушки, и они открыли из них огонь по шведской пехоте. Шведы бросили ставшие бессмысленными плетни и отступили частью к лагерю, частью к лесу. Они попытались предпринять контратаку с помощью конных мушкетеров Де Лавиля (в основном французов); но прежде, чем последние успели перестроиться и перезарядить оружие после первого залпа, на них обрушились гусары с холодным оружием — и мушкетеры бежали в лес, а гусары, преследуя их, даже проскакали сквозь русский лагерь. Шуйский с 5000 стрельцов и ратных людей и 18 пушками засел в обозе в деревне, проявляя полную пассивность.
Измена наемников и бегство русских
В этой ситуации шведские наёмники (в основном шотландцы и французы по национальности), раздраженные невыплатой жалованья, начали группами переходить на сторону поляков. Шуйский спешно послал к Делагарди и Горну Гаврилу Пушкина (предка поэта) с увещеваниями и обещаниями, но те сами ничего не могли сделать: при попытке навести дисциплину, они встретились с откровенным бунтом. Они начали спешно раздавать деньги шведам, но английские и французские наемники, возмущенные, что до них не дошла очередь, разграбили его повозки, а затем стали грабить и русский обоз. В конце концов Делагарди заключил соглашение с Жолкевским, получив от него право свободного прохода на условиях нейтралитета. Видя уход шведов, русские бежали — причем Шуйский велел разбросать по лагерю меха и драгоценности, чтобы этим задержать поляков. Сам он бежал первым, причем, увязнув в болоте, бросил своего коня и прибыл в Можайск на крестьянской лошади. Поляки, по словам Мацкевича, «милостию Божией» преследовали и гнали русских 2 или 3 мили (немецких) — то есть 14-20 км. Русский обоз, казна, артиллерия, знамена, наконец весь личный багаж полководцев, включая саблю и воеводскую булаву Шуйского, достался полякам. «Когда мы шли в Клушино, — писал Жолкевский в донесении королю, — у нас была только одна моя коляска и фургоны двух наших пушек; при возвращении у нас было больше телег, чем солдат под ружьем».
Итоги
Остатки русской армии разбежались, и она фактически перестала существовать. Вслед за тем в Москве был свергнут Василий Шуйский и образована Семибоярщина, которая, в страхе перед Лжедмитрием II присягнула королевичу Владиславу и впустила в Москву Жолкевского. Таким образом, победа поляков при Клушине на какой-то момент привела к ликвидации самой российской государственности.
Смоленск продержался ещё год и был взят 3 июня 1611 после 20-месячной осады.
Z rosyjskiego portalu edukacyjnego:
Разгром русской армии под деревней Клушино
Русское войско возглавил брат царя Дмитрий Шуйский. В мае в поход для снятия польской осады Смоленска выступило 22-тысячное русское войско, к которому были присоединены 8 тысяч шведских наемников под командованием Якоба Делагарди. Польские гарнизоны были выбиты из Волока Ламского и Можайска. Сигизмунд III направил из-под Смоленска навстречу Дмитрию Шуйскому коронного гетмана Станислава Жолкевского с 1 тысячью пехоты, 2 тысячами польской конницы и 3 тысячами запорожских казаков. К нему под Царево-Займищем присоединился 5-тысячный польско-литовский отряд под командованием Александра Зборовского, ушедший из тушинского лагеря. 14 июня отряд Жолкевского внезапно атаковал и отбросил 6-тысячную передовую русскую рать под командованием воевод Григория Валуева и Дмитрия Елецкого.
Главные силы русского войска вышли из Можайска и 23 июня сосредоточились на опушке леса у деревни Клушино. Дмитрий Шуйский и Делагарди не позаботились ни о разведке, ни об укреплении лагеря, что сыграло роковую роль в судьбе сражения. Жолкевский решил на рассвете 24 июня атаковать противника. Гетман располагал 9 тысячами человек — у Делагарди и Шуйского было около 24 тысяч человек, т. е. почти втрое больше, чем у неприятеля.
Жолкевскому удалось незаметно подойти к расположению русских и проделать проходы в окружавшем лагерь плетне. Гетман не стал ждать подхода немецких ландскнехтов с фальконетами, и отдал команду об общей атаке. Предварительно он приказал зажечь деревню, чтобы противник не смог использовать ее в качестве опорного пункта. Пехота Делагарди успела огнем задержать польскую конницу и тем выиграла время для построения русско-шведского войска в боевой порядок. Наемная пехота и стрельцы сдержали натиск польской кавалерии, но казаки и всадники Зборовского опрокинули московскую конницу. Отходя, та расстроила ряды собственной пехоты и в беспорядке отступила в обоз, где имелось 18 пушек.
В это время конница Жолкевского несколько раз атаковала войска Делагарди, но не смогла прорвать их фронт. Только с появлением на поле боя немецких ландскнехтов с произошел окончательный перелом. Огонь фальконетов разрушил значительный участок плетня, и свежий отряд пехоты опрокинул строй шведов. Польские атаки не выдержала и конница Делагарди. На ее плечах отряды Жолкевского ворвались в шведский лагерь. Гетман предложил наемникам почетную капитуляцию, и 3 тысячи немцев приняли ее, перейдя позднее на службу в польское войско.
Увидев разгром отряда Делагарди, русские воеводы стали спасаться бегством в лес. Поляки и казаки их не преследовали, а занялись грабежом лагеря.
Пелевин Ю.А.
Rosjanie 4 listopada obchodzą Dzień Jedności Narodowej. Symbolem tej jedności jest przezwyciężenie tzw. wielkiej smuty na przełomie XVI i XVII wieku oraz wygnanie Polaków z Kremla w 1612 roku i antypolskie powstanie pod wodzą kupca Minina i księcia Pożarskiego. Twórcy święta chcieli, aby pamięć o tych wydarzeniach budziła w narodzie jedność, patriotyzm oraz dumę ze zwycięstwa nad „zachodnim agresorem”
Polacy na Kremlu – według Komsomolskiej Prawdy
Польские интервенты в Кремле грелись водкой
//
Об этом свидетельствуют раскопки археологов на Боровицком холме
Накануне 4 ноября – дня, когда ополченцы купца Минина и князя Пожарского в 1612 году вычищали Москву от польско-литовских интервентов, – в Кремле завершается обработка археологических находок, обнаруженных на раскопках Боровицкого холма, в Тайницком саду (см. «В Кремле нашли зарытые сокровища», «КП», 11.04.2007 г.) Всего собрано более 5000 предметов, датированных XVI и XVII веками. Несколько сотен из них в спешке забыли здесь как раз поляки.
Золото захватчики забрали с собой
…Ни денег, ни золота воины капитулировавшего польского гарнизона, которыми командовал полковник с говорящей фамилией Струс, археологам не оставили. Не удалось даже найти ни одной монеты, относящейся к тому периоду. Возможно, какие-то ценности через Троицкие ворота поляки вынесли тогда с собой.
Но уникальных свидетельств «стояния» польского войска в Кремле все же немало. Обнаружен целый арсенал каменных и чугунных ядер, множество наконечников стрел. То ли это нерастраченный боезапас самих поляков, то ли ядра и стрелы прислали им «в подарок» русские ополченцы, обстреливавшие гарнизон. Встречаются и эфесы (рукоятки) сабель, боевые ножи, топоры…
А вот керамическая пороховница и металлическая печать (или товарная пломба) с изображением всадника – это уж точно принадлежало полякам.
Мы перебираем и рассматриваем редчайшие экспонаты вместе с Татьяной КОСТЮКОВОЙ, президентом акционерного общества «Фром» – именно эта фирма совместно с музеями Московского Кремля проводила археологические раскопки.
|
Самая сенсационная находка – керамическая бутылка с изображением всадника с саблей. Сосуд на ножках – для устойчивости. Скорее всего, он принадлежал польскому офицеру, потому что стоил недешево – это так называемая «поливная керамика».
Судя по всему, бутылка предназначалась для крепких напитков. Это могла быть и водка – как польская, так и русская, пояснили нам знатоки кремлевской старины. Нельзя исключать и брагу, которую испокон веку варили в России: поляки могли запастись ею перед осадой.
– Интересно, что было в бутылке, – вы экспертизу не проводили? – спросили мы у Татьяны Костюковой.
– Нет. Все-таки эта бутылка была разбита – мы ее склеивали из нескольких десятков фрагментов. И на них вряд ли остались бы следы напитка. Столько времени прошло…
Среди находок – горлышко от винной бутылки, правда, не польской, а рейнской. Но поляки вполне могли принести ее с собой. В Кремле XVII века оказалось немало битой винно-водочной посуды…
|
«Плохо им в России было. Страдали они»
Как чувствовали себя в Кремле осажденные захватчики?
– Думаю, плохо им было, – продолжает Татьяна Костюкова. – Страдали и от голода, и от холода.
– Об этом тоже говорят археологические находки?
– Судя по всему, в Тайницком саду под открытым небом был разбит бивак, где стояли польские воины. Найдено множество костей животных – коз, свиней, коров, мясом которых они питались. Они съедали мясо, а кости выбрасывали во двор. И еще обращает на себя внимание то, что много было разваленных печей…
– Поляки, что ли, их развалили?
– В Кремле тогда была большая разруха – ведь сидел многотысячный гарнизон, и поляки вели себя без особых церемоний.
– В чем главная сенсация «польских находок»?
– По сути, это первые, да еще в таком объеме, «материальные свидетельства», подтверждающие факт присутствия поляков в Кремле. Это очень важно для исторической науки.
|
|
МНЕНИЕ
Вячеслав НИКОНОВ, политолог, глава Фонда «Русский мир»:
Этот день решил – станем ли мы великой державой
– До сих пор возникают вопросы: почему День народного единства отмечается именно 4 ноября, неужели нет других достойных дат? Праздник 7 ноября, который в постсоветское время сначала был заявлен как День согласия и примирения, на самом деле таковым не был, он вызывал слишком разные эмоции у людей. А 4 ноября вот уже несколько столетий отмечается в России как День иконы Казанской Божией Матери, которая вместе с полками Минина и Пожарского в 1612 году освободила Москву от польских завоевателей.
Именно в начале ХVII века решался вопрос, какая держава будет ведущей в Восточной Европе – на это претендовали Польша, Швеция и Россия. И если бы тогда события обернулись иначе, Россия никогда бы не стала тем, чем она является сейчас.
Не правы те, кто пытается увидеть в этом празднике чисто русский подтекст. Полки Минина и Пожарского были многонациональны – там были и русские, и татары, и башкиры, представители поволжских народов. Наша русская земля всегда жила согласием. Это и позволило нам создать одну из крупнейших держав мира.
|
ВОПРОС ДНЯ
Что мы будем праздновать 4 ноября*?
Борис ГРАЧЕВСКИЙ, создатель юмористического журнала «Ералаш»:
– Что вы меня проверяете? Я историю на «отлично» знаю. Мы отмечаем конец смуты. Это праздник с 1612 года!
Константин БОРОВОЙ, политик:
– Праздник несформулированных ценностей.
Артем МИХАЛКОВ, режиссер:
– Кажется, День Конституции…
Татьяна ДОГИЛЕВА, актриса:
– День единения и дружбы народов России!
Николай КУРЬЯНОВИЧ, депутат Госдумы:
– День изгнания оккупантов с территории России, окончание Смутного времени.
Константин МЕЛИХАН, писатель-сатирик, Санкт-Петербург:
– День блуждания, поскольку Иван Сусанин около 400 лет назад завел отряд польской шляхты в непроходимый болотистый лес. Я бы еще учредил орден Сусанина и награждал им тех политических деятелей, которые заводят Россию в болото.
Татьяна РУЙГА, чемпионка мира по скалолазанию:
– У меня, если честно, эта дата не вызывает никаких эмоций. То ли дело 7 ноября! Я в детстве ходила на демонстрации с флажками, воздушными шариками и огромным бумажным красным цветком…
Михаил ГРУШЕВСКИЙ, юморист:
– Это день избавления от польского ига. Правда, думаю, этот праздник придумали для того, чтобы мы забыли праздник 7 ноября.
Владислав ШЕСТАКОВ, зам. директора по информационной политике ФК «Крылья Советов»:
– Те, кто постарше, празднуют закрытие дачного сезона: закатывают банки, заколачивают двери в домиках. А те, кто помоложе, празднуют открытие туристического сезона: бросают работу и летят по горящим путевкам в жаркие страны.
Ирина РЕУТОВИЧ, рекордсменка мира по суточному бегу, Калининград:
– В своих спортивных кругах мы новый праздник окрестили еще в прошлом году – день Ивана Сусанина. Думаю, за этого героя бегуны и поднимут бокалы с соком.
Маша, читательница сайта KP.RU, Москва:
– Мой день рождения. Праздновать буду исключительно его.
* На самом деле этот праздник официально называется День народного единства.