Filip Kuźniarz – Nica rodząca Smoki i Żnuje
Przedrukowujemy fragment ciekawego opracowania Tadeusza Linknera o Mitologii Pomorza, zamieszczonego w Pomeranii w 1994 roku. Zapewne młodemu pokoleniu Rodzimowierców niekoniecznie jest ten tekst znany, a zawiera masę nazwisk autorów i tytułów utworów które powstały w czasach Młodej Polski, a zostały stworzone przez rozmiłowanych w Słowiańszczyźnie i naszych pogańskich wierzeniach Wiary Przyrodzonej pisarzy i poetów. Postaramy się ten tekst zilustrować dziełami malarskimi z tego samego okresu – początku XX wieku. Przedrukowujemy oczywiście obszerny fragment – część I „Mitologii literackiej ” z numeru nr 1/1994. Artykuł ten zawiera nie tylko wiele wiadomości o autorach i ich dziełach, ale też przede wszystkim jakże istotne uwagi zawarte we 2wstępie na temat ułomności każdej egzystencji ludzkiej pozbawionej świadomości swojego prawdziwego pochodzenia. Miejmy zawsze w głowach tę myśl, czytając stare podania i przedchrześcijańskie legendy, czy nawet urywki i pojedyncze wieści na tematy religijne z tamtych czasów, że przez 100 lat usilnie pracowano nad odebraniem nam świadomości korzeni i prawdziwej narodowej tożsamości, a przez ostatnie 200 lat – do roku 1990 z pełną premedytacją Polaków i Polskę wynaradawiano i czyniono z nas rasę NIEWOLNIKÓW, którzy wiecznie będą posłusznie pracować dla chwały i potęgi swoich niemieckich i rosyjskich panów.
Mitologia Literacka nie jest wcale gorsza od mitologii zaczerpniętej wprost ze źródła o teologicznej podstawie. Mitologia literacka odtwarza tę umarłą lub zapomnianą mitologię, znaną tylko z fragmentów, rekonstruuje tę wiarę naturalną Przyrodzoną, tworzy ją mitopoetycznym językiem znaków i symboli tajemnych, używa innych przywracających życie podaniom technik (np porównawczych, czy etymologicznych) po to by przy ich pomocy odzyskać dla nas i dla współczesności, to co zdawało się nieodwracalnie utracone, a co stanowi o naszym poczuciu WARTOŚCI i TOŻSAMOŚCI najgłębszym, najbardziej podstawowym, wręcz biologicznym, „komórkowo-genetycznym”.
To pozwala nam także kontynuować dzisiaj nasz kult i praktyki rytualne (ezoteryczne, okultystyczne, filozoficzne). Wzbogaca nasze współczesne przeżywanie kontaktu z Bóstwem Przyrody z Wszechświatem , w zgodzie z naszą tradycją i prakulturą starożytną, wszędzie tam – w każdym takim miejscu gdzie odczytujemy, przyswajamy dla siebie i akceptujemy odtworzony przez zbieracza, etnologa, pisarza obraz jako fragment roztrzaskanego wspólnego Dzbana Naszych Przodków – Zerywanów. Od nas zależy owo odczytanie, tak jak od rzetelności twórcy zależy trafność owego opisania, które nam on w dobrej wierze, z całą mocą swego talentu zapisane przedstawia.
Jak powiadał Stanisław Szukalski, co mieliście okazję przeczytać w eseju Zdzisława Słowińskiego o neopogaństwie i Teologii Stanisława Szukalskiego: „… Nie mając skąd zaczerpnąć bliższych wieści o Kraku, sam je dopełniam własnym domysłem. A prawo do tego mam takie samo, jakie mieliby nasi poeci, gdyby tysiąc lat temu jako ludołazy, ględziarze chcieli wymyślać i dalej rozwinąć do Dziejawy (lub Baji, dopisek C.B.) rozmiarów małe plećby o patronie Młodzi sławiańskiej. Gdyż tylko ten ma prawo wymyślać nowe rzeczy, kto je po sobie Ludowi zostawia na uwielczenie Ducha i Dziejów rozjaśnienie. Zjawienie się danego dzieła daje owe prawo samo sobie…”.
Postępując zgodnie z tą maksymą nie odrzucamy z naszej mitologii NIC z tego co wnieśli do niej najwięksi nasi twórcy – także ci przedstawieni w poniższej pracy.
Zainteresowanych dalszym ciągiem i innymi artykułami Tadeusza Linknera odsyłam do Bałtyckiej Biblioteki Cyfrowej i roczników Pomeranii – W ogóle warto przeczytać wiele innych artykułów, podań tekstów kaszubskich, borańskich, czy kociewskich w rocznikach tego szacownego pisma: dostępne pod linkiem POMERANIA.
Tekst ilustrują prace Filipa Kuźniarza, który stworzył rysunki zarówno do Księgi Tura jak i do Stworzy i zduszy
C.B.
copyright©by Tadeusz Linkner, ® all right reserved by Filip Kuźniarz
♦
Tadeusz Linkner – Literacka mitologia Pomorza w Młodej Polsce
Literacka mitologia Pomorza
Gdyby zapytano dzisiaj kogokolwiek o jakąś mitologię, to na pewno przywołałby mitologię grecką lub rzymską, natomiast znalazłoby się niewielu, którzy wskazaliby na najbliższą nam mitologię słowiańską, Jest to oczywiście zrozumiałe, bo jakie było jej trwanie w przeszłości, taka jest o niej pamięć w teraźniejszości. Należy jednak rozpowszechniać to, co się odkrywa czy wydobywa z zapomnienia. Zrozumieli to najpierw nasi romantycy, doceniający wiedzę ludu, tę „wieść gminną”, która miała być „arką przymierza między dawnymi i młodszymi laty”, czy „pieść gminną” mającą stać”na straży narodowego pamiątek kościoła”. Następni byli twórcy literatury Młodej Polski, których nie przypadkiem zwano neoromantykami.
N a przełomie XIX i XX wieku, kiedy to w naszej literaturze tworzyła się „nowa fala mityczna” humaniści szczególną uwagę zwrócili na Słowiańszczyznę i epokę Piastów. Było to dla nich tym łatwiejsze, że już usamodzielniały się takie dziedziny, jak socjologia, etnografia czy folklorystyka. Jednak nadal niełatwo było mówić o słowiańskiej mitologii, chociaż już od blisko stu lat inspirowała ona pisarzy i była czytelna w ich utworach. O słowiańskich wierzeniach pamiętano i wykorzystywano je jako literackie tworzywo, ale krytycy i historycy literatury jakby tego nie zauważali. Kiedy więc o literackich funkcjach mitologii greckiej czy rzymskiej pisano u nas dość często, to o literackim obrazie naszych przedchrześcijańskich wierzeń absolutnie milczano. Była to sytuacja, która mogła zastanawiać, tym bardziej że dostrzegali jej nienormalność nasi historycy. Przecież to Paweł Jasienica w „Myślach o dawnej Polsce”, mówił, że mamy historię bez pierwszego rozdziału, a Witold Hensel w pracy „Skąd przyszli Słowianie” wręcz nawoływał, by w obecnych badaniach „zagadnienie religii słowiańskiej wysunąć na czoło” i pamiętać o współdziałaniu myśli literackiej z archeologią. Głosy te poparłby zapewne Marc Bloch, który był przekonany, że „Z nieznajomości czasów minionych wypływa nieuchronnie niezrozumienie teraźniejszości”, o czym pisze w swej pracy pt „Pochwała historii czyli o zawodzie historyka”. Zainteresowanie historyków religią Słowian było i jest rzeczą zrozumiałą, ale i w badaniach historycznoliterackich należałoby pamiętać, że wierzenia przedchrześcijańskie naszych przodków też powinny być zauważane podczas interpretacji dzieła literackiego. Jest to sprawa tym bardziej godna uwagi, że dotychczas zaistniała jedynie monografia o micie słowiańskim w naszej literaturze, dotycząca jednego okresu literackiego, a jest nią „Mitologia słowiańska w literaturze Młodej Polski” (1991). Brak nam takich opracowań jak Paula Sprengla „Die Wirklichkeit der Mythen” (1982) czy prace zbiorowe „Mythos und Mythologie in der Literatur des 19 Jahrhunderts” (1979) albo Antona Heniga „Die slawische Mythologie in der Tschechischen und Slowakischen Literatur OY76).
Filip Kuźniarz – Światowit i Sim
Chociaż dobrze się stało, że ukazały się już dwie edycje ”Literatury a dziejów bajecznych (1984-1990) Juliana Maślanki i wcześniej rozprawa Franciszka Ziejki, wzbogacająca zbiorową pracę „Młodopolski świat wyobraźni” (1977) o „motywy prasłowiańskie”.
Dotychczas jednak nie mamy nawet bibliografii, która informowałaby, ile w naszej literaturze jest utworów kryjących w sobie dawne wierzenia Słowian. Nie interesowano się też specjalnie genezą zainteresowania jakiegokolwiek naszego twórcy mitologią słowiańską, nie mówiąc już, jak ciągle dyskusyjną sprawą jest terminologia – mit słowiański, mitologia słowiańska a religia Słowian. Zresztą niewiadomych i problematycznych kwestii byłoby i jest w tym przedmiocie badań o wiele więcej, na co zwróciłem uwagę we wstępie do swej pracy poświęconej „Mitologii słowiańskiej w Młodej Polsce”. Zanim udało się przedstawić materiał badawczy, odnoszący się do tego okresu literackiego, poklasyfikować go i zinterpretować, trzeba było wpierw przedstawić znaczące przemyślenia na ten temat XIX-wiecznych badaczy i naszych pisarzy romantyków i pozytywistów -o których dotychczas też nic nie mówiono. Dopiero potem można było zająć się rekonstrukcją literackiego obrazu z elementami mitologii słowiańskiej w Młodej Polsce – najpierw dziejami bajecznymi i utworami korzystającymi z podań małopolskich i wielkopolskich, potem literaturą mówiącą już o czasach historycznych, a konkretnie o epoce pierwszych Piastów. Taka chronografia pozwoliła ujawnić w literackiej topografii słowiańskiej mitologii Młodej Polski zainteresowanie nadwiślańską krainą Wandy i Walgierza, nadgoplańśką dziedzinę Popiela i Piasta, a wreszcie Rugią i Pomorzem. gdzie słowiańska religia była najlepiej czytelna i źródłowo uwiarygodniona.
W Młodej Polsce zainteresowanie mitologią słowiańską zaczęło się tak naprawdę od „Legendy I” Stanisława Wyspiańskiego, wiąże się zatem z Małopolską.
Dopiero potem nadszedł czas na podania wielkopolskie, w których opowiadano o dawnych wierzeniach znad Gopła. Kiedy natomiast młodopolski twórca zaczął pisać o czasach historycznych, dostrzegł już tragedię słowiańskich bogów wobec ofensywy nowej wiary i wtenczas zwrócił swą uwagę na Pomorze Zachodnie. Tam właśnie Tadeusz Miciński opowiedział „koniec Wenety” w dramacie o tym tytule. Na Pomorzu Gdańskim Młoda Polska nie mogła znaleźć słowiańskich bogów, ale nie zniechęciło to wspomnianego już T. Micińskiego do napisania dramatu „Słoneczny król (Helu)”, gdzie i na ten temat udało mu się cokolwiek powiedzieć. Oczywiście, oba utwory ostały się w rękopisie, a dopiero w ostatnich latach udało mi się je odnaleźć i zrekonstruować.
Filip Kuźniarz – Borowił-Niedźwiedź
Szczególne zainteresowanie Pomorzem Zachodnim wynikało z możliwości korzystania z bogatych relacji kronikarzy: Helmolda, Saxo Gramatyka, Adama Bremeńskiego. Późne przejęcie nowej wiary w nadbałtyckiej Słowiańszczyźnie sprzyjało rozwojowi kultu przedchrześcijańskiego. To właśnie na Pomorzu kazał szukać słowiańskich bogów Aleksander Briickner, ponieważ był słusznie przekonany, że kultura szła od morza, natomiast Aleksander Parczewski uważał, że „mitologia ludów pomorskich z powodu późnego nawrócenia na chrystianizm odgrywać musi pierwszorzędną rolę w ogólnej mitologii słowiańskiej”. Rozumieli to twórcy literatury Młodej Polski.
Jeżeli akcja ich utworów działa się w czasach przedchrześcijańskich, a szczególnie za pierwszych Piastów, wtenczas zawsze pamiętali o bogach Rugii Pomorza Zachodniego, o których mówiły historyczne źródła i bogata tradycja literacka. Wykorzystał to między innymi Franciszek Ejsmont Lumir, autor dramatu „Gwiazda Wschodu” napisanego w 1877, a wydanego w roku 1900. Wielu pisarzy tej epoki „przełomu wieków” pisząc o dawnym Pomorzu że pamiętało o słowiańskich wierzeniach, jak: Józef Stanisław Wierzbicki, Halina Ceysinger, Artur Górski, Ludwik Stasiak, Lucjan Rydel. Jan Kazimierz Zieliński, Natalia Dzierżkówna i wreszcie Tadeusz Miciński.
Poematem o tematyce morskiej i pomorskiej był już „Wyszymir” (1860) Deotymy, ale wręcz kronikarsko dzieje Rugii i Pomorza Zachodniego opowiadają młodopolskie „Rapsody” (1901) J. S. Wierzbickiego. Treść do nich poeta zaczerpnął z kronik skandynawskich i niemieckich, a także z „wieści gminnej” i wrażeń lat młodzieńczych. Ponieważ opowiadał o czasach przedchrześcijańskich, więc nie mógł przemilczeć słowiańskich wierzeń. Czytamy tam o słowiańskim kulcie drzew, wody, morza i słońca, poznajemy słowiańską Retrę i jej bogi. W każdym rapsodzie można odnaleźć coś z religii Słowian, a szczególną uwagę zwracają motywy solarne i akwatyczne, które tyle znaczyły dla mieszkańców Pomorza. Wiele jest tu reminiscencji z romantyzmu ( „Alpuhara”, „Świteż”), chociaż motywy onliryczne są już młodopolskie. „Rapsody” Wierzbickiego można by więc nazwać za ówczesnymi krytykami, pierwszą udaną próbą stworzenia marynistycznego poematu na miarę skandynawskich sag. Inną próbę podjęła mało dzisiaj znana Halina Ceysinger – autorka takich poetyckich opowieści, jak „Druid skamieniały” (1896), „Echo starej sagi” (1899), „Na żalniku starym” (1902). Jej baśniowe teksty były poetyckimi impresjami, tworzonymi na podstawie własnych doświadczeń i z pomocą lektury sag.
W utworze „Na żalniku starym” zapomniane dzieje Pomorza opowiadają wykopane przypadkowo urny, które zdradzają tym samym, że niegdyś był to słowiański „stary żalnik”. Jednak obecny właściciel tej ziemi, von Revitzky, postanawia zniwelować usytuowane pod lasem pagórki. A wtenczas, jakby mu na złość, ukazuje się jego oczom słowiańskie cmentarzysko. Chociaż popioły z urn każe rozsypać na pola, to nie uda mu się o tym zdarzeniu zapomnieć. We śnie ujrzy pradawne Pomorze, pozna imiona zgermanizowanych nadodrzańskich plemion, będzie miał okazję widzieć słowiański wiec i rozmawiać na uroczysku ze starym kapłanem, zwącym się duchem tej ziemi.
W podobnej tonacji utrzymał swą „Powiastkę” (1902) Artur Górski, chociaż uczynił ją bogatszą o portret „Światowida”, (w cudzysłowach podaję te nazwy bóstw i atrybutów słowiańskiego kultu, które dzisiaj mają inną pisownię lub są mniej znane), opuszczającego swoją zatopioną gontynę w nocny czas morskiej burzy. Kiedy jego ziemi grozi wynarodowienie, głosem rogu zwołuje swój dwór krasawice, przypołudnice, topielnice, boginki chmur, źródeł, zbóż i złych losów – by udać się na wygnanie. Ale zanim opuści na zawsze tę ziemię, odwiedza jeszcze umierającego ostatniego Pomorzanina, którego grób nazwie później Górski „grobem wymarłej mowy słowiańskiej”. Tragedię germanizowanego Pomorza przedstawiono tu jednak zbyt katastroficznie, bo przecież nie wszystkie regiony tej ziemi zapomniały o swoim jestestwie, czego najlepszym przykładem powinni być Kaszubi. Górski zbytnio zasugerował się nowelą Melanii Parczewskiej „Nad morzem” (1888) i być może stąd wzięło się to jego przekonanie. Tym niemniej swoją „Powiastkę” uczynił bogatszą o treści mitologiczne, jak chociażby o wspomnianego już Świętowita i orszak jego bogiń, z których wiele powinno raczej zaistnieć na południu Polski aniżeli na Pomorzu. Można by to tłumaczyć albo niewiedzą autora o pomorskiej mitologii i demonologii. albo jego zamysłem, by mówić o Polsce jako jednorodnej mitologicznie przestrzeni. Potwierdzałby taki zamysł finał tego utworu, gdzie Świętowit zyskuje rolę ogólnopolską, chociaż Górski nie pozwala nam zapomnieć, że był on bogiem morza i jego żywiołów oraz bogiem solarnym.
Bogaty obraz słowiańskich wierzeń przedstawił na początku naszego wieku Ludwik Stasiak, i to aż w dwóch powieściach – pierwszej zatytułowanej bardzo znacząco „Brandenburg, kraina słowiańskich mogił” (1902) i drugiej pt. „Bolesław Chrobry” (1903-1904). W powieści „Brandenburg; kraina słowiańskich mogił” akcja dzieje się w czasach Mieszka I na zaodrzańskim Pomorzu. Już w pierwszym akapicie dowiadujemy się o berlińskim uroczysku i urnach zdobionych runami, a potem o Marzannie, „Czarnym Bogu” zsyłającym wojny i bogach obodrzyckich książąt, którymi dla Mieczysława i Mściwoja byli Jesse, Dziedzilia, Nija i „Światowid”. W tamtych czasach, kiedy chrystianizacia przybierała coraz bardziej ofensywny charakter, starym bogom mogła sprzyjać tylko puszcza, więc w niej stanęła świątynia boga bogów – Świętowita.
Ponieważ był to deus deorum Słowiańszczyzny,więc musiały do niego prowadzić wszystkie drogi, co z lotu ptaka sprawiało wrażenie obrazu słońca. Świętowit mógł mieć różne imiona, więc L. Stasiak utożsamił go w tej powieści z Jessem, a jego posąg nazwał imieniem słonecznego boga nadbałtyckich Słowian i przydał mu wszystkie atrybuty boga z Arkony. Tak więc Jesse-Świętowitowi będzie tu towarzyszył istny panteon pomorskich i słowiańskich bogów zaklętych w kamień Perun i Swaróg, „troiste bożyszcze”, zdające się być Trzygłowem, Strybóg panujący nad morskimi wiatrami, Radegast władający ogniem, Pochwist rządzący deszczem i burzą, Marzanna niosąca śmierć i „nicestwo”. A dalej od świętego dębu, zgodnie jakby z boską hierarchią, będą stały posągi Wiosny, Łady, Dziedzilii bogiń mających dla wiernych nie tak wszechmocną siłę jak słowiańskie bogi. Ich postacie również zaklęto w mityczną hierofanię kamienia, podobnie jak owe leśne zwierzęta żubra, niedźwiedzia, dzika, lisa, konia Świętowita – których płaskorzeźby ozdobiono rogami jeleni, łosi, skrzydłami orłów i jastrzębi. Nakazano im towarzyszyć słowiańskim bogom w tym puszczańskim mateczniku, gdzie mogła je tylko ożywiać wyobraźnia wiernych i kapłana tego sacrum, Zdzieszka. Lecz jego postać zatraciła już wszystkie cechy hieratyczności.
Pierwszy Kraszewski pokazał w „Starej baśni” słowiańskiego kapłana steranego tragedią wiary ojców, lecz Stasiak okazał się jeszcze śmielszym. Zdzieszko budzi współczucie i przeraża swoim wyglądem, przypominając Derwida, Rapsoda Wyspiańskiego czy celtyckiego druida. Spełnia jednak swoje obowiązki – nie zapomina o świętym ogniu i ofiarach,które składa na ołtarzu Trzygłowa. A ponieważ „On szukaniem Światowida oszalał”, więc tym bardziej bliska powinna być Młodej Polsce jego postać. Była to przecież epoka, w której starano się dotrzeć do dna człowieczej duszy, a bohater niezrównoważony psychicznie dawał najlepszą ku temu okazję.
Kolejnym obrazem słowiańskiego kultu w powieści Stasiaka okaże się „kościelec”, pozwalający cokolwiek powiedzieć o słowiańskich obrzędach grzebalnych. całopaleniu, popielnicach, wyposażeniu grobów i słowiańskiej wierze w życie po śmierci. A potem, kiedy już poznamy to miejsce, słowom pisarza o wierze ojców będą już tylko towarzyszyły bogate obrazy przyrody, zdradzające nie tylko malarski talent autora, ale i akcentujące słowiański panteizm, a wreszcie wolę wzbogacenia słowiańskiej mitologii mitycznymi opowieściami. Bo jedynie przyroda mogła sprzyjać obrońcom starej wiary i kultywowaniu jej obrzędów, z których najważniejszym była sobótka, zwana tutaj „Małą Nocą”, poprzedzana „Nowym Latkiem” obchodzonym jako wiosenne „Dziady” na „kościelcu”. Kiedy podczas sobótkowej nocy „Biały Bóg” zwyciężał „Czarnego Boga”, dziewczęta wrzucały do ognia wianki splecione z czarodziejskich ziół bogini Łady – z bylicy, chwoszcza, rozchodnika, macierzanki. nawrotka, barwinka i nasięźrału. Obrzęd ten przetrwa wiarę – mówił Stasiak słowami narratora i miał słuszność.
W finale powieści „Brandenburg, kraina słowiańskich mogił” trafimy jeszcze raz na braniborskie uroczysko, którego boski panteon będzie teraz bogatszy o posąg obcej słowiańskiej mitologii „Pojaty”, bogini trzymającej w rękach własną głowę. Jej symbolika jest dosyć czytelna, jeżeli pamiętamy, że są to ostatnie chwile słowiańskiej wiary. Dlatego Zdzieszko będzie się teraz modlił głównie do Marzanny i Nija, by zwyciężyli wroga. Ginie wiara ojców, a jej wspomnieniem będą tylko sobótka i relikty dawnego języka, jak chociażby słowa owej połabskiej piosenki: „Kali mnie zeninka bayt?”, których nikt już nie rozumie.
Filip Kuźniarz – Zaprzęg Borowiła
Może więc dlatego w następnej powieści Stasiaka „Bolesław Chrobry” musi już być uboższe mitologiczne tworzywo. Będzie to czas misji św. Wojciecha i nawróconej Polski. chociaż Pomorze pozostało jeszcze pogańskie. Ale i akcja będzie się działa w Prusach, a nie na Pomorzu Zachodnim. Na tym obszarze dawne wierzenia nie były jeszcze tak rozwinięte i dlatego runy na skałach i postacie bóstw zdają się przypominać Trzygłowa i Nertę z Pomorza Zachodniego. Także pomorskie plemiona, zamieszkujące jakby Pomorze Środkowe, okażą się wierne Świętowitowi i przede wszystkim Radogostowi, którego retrzańska świątynia była jeszcze wtenczas ważniejszą od Arkony. Akcentując więc w niej posągi Peruna, Trzygłowa i Łady i nie zapominając o runicznych na nich napisach, teraz opowie Stasiak obraz Retry widziany z lotu ptaka i przypominający spadającą kometę. Będzie to właśnie apokaliptyczny i zarazem mistyczny widok Retry podpalonej przez Niemców – ofiara i katharsis słowiańskiej wiary, które spełniły się w czas sobótki. Wszystko jest tu wielce symboliczne, z czego znana była Młoda Polska, ale na omawianie tych kwestii nie starcza już miejsca.
Inaczej opowiedział słowiańskie wierzenia Lucjan Rydel w III-aktowym dramacie „Jeńcy” (1902), który dzieje się w czasach Mieszka I „na ziemiach słowiańskich między Odrą a Łabą” w niemieckim „grodziszczu”. Przebywają tam dwie polskie branki – Swityna i Wichna – oraz lirnik Dembiec. Chociaż dymy wojny „zaćmiły złote lica /słońca Światorodzica”, Swityna jest przekonana, że nie zapomni o nich „Światowid” władający podziemnym państwem, do którego zlatują się duchy poległych wojów niczym do Walhalli. Jest to nieznany w mitologii słowiańskiej obraz, podobnie jak owe łowy duchów, na które prowadzi „bóg z twarzami czterema”, słuchający „Światorodzica”, pełniącego w mitologii Rydla funkcję Swaroga boga słońca. W ..Jeńcach”, gdzie tyle jest baśni i mitologii słowiańskiej, greckiej i skandynawskiej, pewne kwestie jednak opowiadają rzeczywisty kult zmarłych. Do wiecznie zielonej krainy zmarłych można było się dostać tylko po obrzędzie całopalenia. „aż duch uleci zeń w dymie/na wschód! ku słońcu: na wschód!” do kraju „Dziw-Cud” na słowiańskie Pola Elizejskie. Tam oczekiwać miały na niego wodnice i „stary Nija”, który przewoził duchy zmarłych niczym Charon na ostrów, gdzie witały ich duchy przodków. Taka była ta wymarzona przez Switynę ojczysta kraina zmarłych. A kiedy mityczna opowieść o tej szczęśliwej krainie nie umiała zagłuszyć tragicznej rzeczywistości, wtedy trzeba było kląć wroga imionami „Pioruna-Bożyca”, „Pomory”, „Martwichy” i „nocnej Upiorzycy”. Tylko że w naszej mitologii nie mogło przetrwać północne zimno tych walkirycznych przekleństw, chociaż skandynawskich motywów Rydel podał tu o wiele więcej.
Filip Kuźniarz – Umor- Strasz Trzygłowy II
Komponenty mitologii zaprezentowane przez Rydla nie były jeszcze tak nieprawdopodobne, jak mitologiczne treści w dramacie Jana Kazimierza Zielińskiego. Dlatego jego IV-aktowy „Koniec Światowida- (1903) pomijam w tym omówieniu, a zainteresowanych kieruję do wspomnianej już pracy o słowiańskiej mitologii w Młodej Polsce. Podobnie jestem skłonny uczynić z omówieniem historycznej powieści Juliana Baczyńskiego „Sławina” (1904) i sceniczną fantazją Natalii Dzierżkówny „Witeź Iwo” (1907), ponieważ zbyt dyskusyjna jest ich przynależność do literatury dla dorosłych, a tutaj założyłem sobie tylko taką się zajmować. Jedno tylko trzeba w tym miejscu powiedzieć, że nazbyt dużo znalazło się w tych utworach wątków baśniowych i legendarnych. Ale taki był efekt zderzenia młodopolskiego symbolizmu z legendą Winety, słowiańską mitologią i dziejami Pomorza.
Rugia i Pomorze, bogate w legendy i mitologię, wymagały doskonalszego twórcy. Być może właśnie dlatego zmierzył się z tą tematyką w ostatnich latach Młodej Polski Tadeusz Miciński – autor pozostawionych w rękopisie dramatów „Koniec Wenety” i „Słoneczny król (Helu)”. Ale o tym już w następnym numerze.
Filip Kuźniarz – projekt Księgi Tura
Tadeusz Linkner Literacka mitologia Pomorza w Młodej Polsce Gdyby zapytano dzisiaj kogokolwiek o jakąś mitologię, to na pewno przywołałby mitologię grecką lub rzymską, natomiast znalazłoby się niewielu, którzy wskazaliby na najbliższą nam mitologię słowiańską, Jest to oczywi- ście zrozumiałe, bo jakie było jej trwanie w przeszłości, taka jest o niej pamięć w teraźniejszości. Należy jed- nak. rozpowszechniać to, co się odkrywa czy wydobywa z zapomnienia. Zrozumieli to najpierw nasi romantycy, doceniający wiedzę ludu, tę "wieść gminną", która miała być "arką przymierza między dawnymi i młodszymi laty", czy "pieść gminną" mającą stać"na straży narodowego pamiątek kościoła". Następni byli twórcy litera- tury Młodej Polski, których nie przypadkiem zwano neoromantykami. N a przełomie XIX i XX wieku, kiedy to w naszej literaturze tworzyła się "nowa fala mityczna" humaniści szczególną uwagę zwrócili na Sło- wińszczyznę i epokę Piastów. Było to dla nich tym ła- twiejsze, że już usamodzielniały się takie dziedziny. jak socjologia, etnografia czy folklorystyka. Jednak nadal rńełatwo było mówil" o słowiańskiej mitologii, chociaż już od blisko stu lat inspirowała ona pisarzy i była czytelna w ich utworach. O słowiańskich wie- rzerńach pamiętano i wykorzystywano je jako literac- kie tworzywo, ale krytycy i historycy literatury jakby tego nie zauważali. Kiedy więc o literackich funk- cjach mitologii greckiej czy rzymskiej pisano u nas dość często, to o literackim obrazie naszych przed- chrześcijańskich wierzeń absolutnie milczano. Była to sytuacja, która mogła zastanawiać, tym bardziej że dostrzegali jej nienonnalność nasi historycy. Prze- cież to Paweł Jasienica w "Myślach o dawnej Polsce", mówił, że mamy historię bez pierwszego rozdziału, a Witold Hensel w pracy "Skąd przyszli Słowianie" wręcz nawoływał, by w obecnych badaniach "zaga- dnienie religii słowiańskiej wysunąć na czoło" i pa- miętać o współdziałaniu myśli literackiej z archeolo- gią. Głosy te poparłby zapewne Marc Bloch, który był przekonany, że "Z nieznajomości czasów minio- nych wypływa nieuchronnie niezrozumienie tera- źniejszości", o czym pisze w swej pracy pL "Pochwała historii czyli o zawodzie historyka". Zainteresowanie historyków regligią Słowian było i jest rzeczą zrozumiałą, ale i w badaniach historycz- noliterackich należałoby pamiętać, że wierzenia przedchrześcijańskie naszych przodków też powinny być zauważane podczas interpretacji dzieła literac- kiego. Jest to sprawa tym bardziej godna uwagi, że dotychczas zaistniała jedynie monografia o micie sło- wiańskim w naszej literaturze, dotycząca Jednego okresu literackiego, a jest nią "Mitologia słowiańska w literaturze Młodej Polski" (1991). Brak nam takich opracowań jak Paula Sprengla "Die Wirklichkeit der Mythen" (1982) czy prace zbiorowe "Mythos und My- thologie in der Literatur des 19 Jahrhunderts" (1979) albo Antona Heniga "Die slawische Mythologie in der Ischechischen und Slowakischen Literatur OY76). Chociaż dobrze się stało, że ukazały się już dwie edycje "Literatury a dziejów bajecznych (1984-1990) Juliana Maślanki i wcześniej rozprawa Franciszka Ziej ki, wzbogacająca zbiorową pracę "Młodopolski świat wy- obraźni" (1977) o "motywy prasłowiańskie". Dotychczas jednak nie mamy nawet bibliografii. która informowałaby, ile w naszej literaturze jest utworów kryjących w sobie dawne wIerzenia Słowian. Nie interesowano się też specjalnie genezą zainteresowania jakiegokolwiek naszego twórcy mito- logią słowiańską, nie mówiąc już, jak ciągle dysku- syjną sprawą jest teminologia - mit słowiański, mito- logia słowiańska a religia Słowian. Zresztą niewiado- mych i problematycznych kwestii byłoby i jest w tym przedmiocie badań o wiele więcej, na co zwróciłem uwagę we wstępie do swej pracy poświęconej "Mito- logii słowiańskiej w Młodej Polsce". Zanim udało się przedstawić materiał badawczy, odnoszący się do te- go okresu literackiego, pl/klasyfikować go i zinterpre- tować, trzeba było wpierw przedstawić znaczące przemyślenia na ten temat XIX-wiecznych badaczy i naszych pisarzy romantyków i pozytywistów - o których dotychczas też nic nie mówiono. Dopiero potem można było zająć się rekonstrukcją literackie- go obrazu z elementami mitologii słowiańskiej w Młodej Polsce - najpierw dziejami bajecznymi i utworami korzystającymi z podań małopolskich i wielkopolskich, potem literaturą mówiącą już o cza- sach historycznych, a konkretnie o epoce pierwszych Piastów. Taka chronografia pozwoliła ujawnić w lite- rackiej topografii słowiańskiej mitologii Młodej Polski zainteresowanie nadwiślańską krainą Wandy i Walgierza, nadgoplańśką dziedzinę Popiela i Piasta, a wreszcie Rugią i Pomorzem. gdzie słowiańska reli- gia była najlepiej czytelna i źródłowo uwiarygodnio- na. W Młodej Polsce zainteresowanie mitologią sło- wiańską zaczęło się tak naprawdę od "Legendy I" Stanisława Wyspiańskiego, wiąże się zatem z Mało- polską. Dopiero potem nadszedł czas na podania wielkopolskie, w których opowiadano o dawnych wierzerńach znad Gopła. Kiedy natomiast młodopol- ski twórca zaczął pisać o czasach historycznych, do- strzegł już tragedię słowiańskich bogów wobec ofen- sywy nowej wiary i wtenczas zwrócił swą uwagę na Pomorze Zachodrue. Tam właśnie Tadeusz Miciński opowiedział "koniec Wenety" w dramacie o tym tytu- le. Na Pomorzu Gdańskim Młoda Polska nie mogła znaleźć słowiańskich bogów, ale nie zniechęciło to wspomnianego już T. Micińskiego do napisania dra- matu "Słoneczny król (Helu)", gdzie i na ten temat -.... POMERA.
/image015.djvu
udało mu się cokolwiek powiedzieć. Oczywiście. oba utwory ostały się w rękopisie, a dopiero w ostatnich latach udało mi się je odnależć i zrekonstruować. Szczególne zainteresowanie Pomorzem Zachodnim wynikało z możliwości korzystania z bogatych relacji kronikarzy: Helmolda, Saxo Gramatyka, Adama Bre- meńskiego. Późne przejęcie nowej wiary w nadbał- tyckiej Słowiańszczyźnie sprzyjało rozwojowi kultu przedchrześcijańskiego. To właśnie na Pomorzu ka- zał szukać słowiańskich bogów Aleksander Briick- ner, ponieważ był słusznie przekonany, że kultura szła od morza, natomiast Aleksander Parczewski uważ!łł, że "mitologia ludów pomorskich z powodu późnego nawrócenia na chrystianizm odgrywać musi pierwszorzędną rolę w ogólnej mitologii słowiań- skiej". Rozumieli to twórcy literatury Młodej Polski. Jeżeli akcja ich utworów działa się w czasach przedchrześcijańskich, a szczególnie za pierwszych Piastów. wtenczas zawsze pamiętali o bogach Rugii i Pomorza Zachodniego, o których mówiły historycz- ne źródła i bogata tradycja literacka. Wykorzystał to między innymi Franciszek Ejsmont Lumir, autor dramatu "Gwiazda Wschodu" napisanego w 1877. a wydanego w roku 1900. Wielu pisarzy tej epoki "przełomu wieków" pisząc o dawnym Pomorzu pa- miętało o słowiańskich wierzeniach, jak: Józef Stani- sław Wierzbicki, Halina Ceysinger, Artur Górski, Lu- dwik Stasiak, Lucjan Rydel. Jan Kazimierz Zieliński, Natalia Dzierżkówna i wreszcie Tadeusz Miciński. Poematem o tematyce morskiej i pomorskiej był już "Wyszymir" (1860) Deotymy, ale wręcz kronikar- sko dzieje Rugii i Pomorza Zachodniego opowiadają młodopolskie "Rapsody" (1901) J. S. Wierzbickiego. Treść do nich poeta zaczerpnął z kronik skandynaw- skich i niemieckich, a także z "wieści gminnej" i wra- żeń lat młodzieńczych. Ponieważ opowiadał o cza- sach przedchrześcijańskich, więc nie mógł przemil- czeć słowiańskich wierzeń. Czytamy tam o słowiań- skim kulcie drzew, wody. morza i słońca, poznajemy słowiańską Retrę i jej bogi. W każdym rapsodzie można odnależć coś z religii Słowian, a szczególną uwap;ę zwracają motywy solarne i akwatyczne, które tyle znaczyły dla mieszkańców Pomorza. Wiele jest tu reminiscencji z romantyzmu ( "Alpuhara", "Świteż"), chociaż motywy onliryczne są już młodopolskie. "Rapsody" Wierzbickiego można by więc nazwać za ówczesnymi krytykami, pierwszą udaną próbą stworzenia marynistycznego poematu na miarę skandynawskich sag. Inną próbę podjęła mało dzisiaj znana Halina Cey- singer - autorka takich poetyckich opowieści, jak "Druid skamieniały" (1896), "Echo starej sagi" (1899), "Na żalniku starym" (1902). Jej baśniowe teksty były poetyckimi impresjami, tworzonymi na podstawie własnych doświadczeń i z pomocą lektury sag. W utworze "Na żalniku starym" zapomniane dzieje Pomorza opowiadają wykopane przypadkowo urny, które zdradzają tym samym, że niegdyś był to sło- wiański "stary żalnik". Jednak obecny właściciel tej ziemi, von Revitzky, postanawia zniwelować usytuo- wane pod lasem pagórki. A wtenczas, jakby mu na złość. ukazuje się jego oczom słowiańskie cmentarzy- sko. Chociaż popioły z um każe rozsypać na pola, to nie uda mu się o tym zdarzeniu zapomnieć. We śme ujrzy pradawne Pomorze, pozna imiona zgennanizo- wanych nadodrzańskich plemion, będzie miał okazję widzieć słowiański wiec i rozmawiać na uroczysku ze starym kapłanem, zwącym się duchem tej ziemi. W podobnej tonacji utrzymał swą "Powiastkę" (1902) Artur Górski, chociaż uczynił ją bogatszą o portret "Światowida", (w cudzysłowach podaję te nazwy bóstw i atrybutów słowiańskiego kultu, które dzisiaj mają inną pisownię lub są mniej znane). opu- szczającego swoją zatopioną gontynę w nocny czas morskiej burzy. Kiedy jego ziemi grozi wynarodowie- nie, głosem rogu zwołuje swój dwór krasawice, przypołudnice topielnice, boginki chmur, źródeł, zbóż i złych losów - by udać się na wygnanie. Ale za- nim opuści na zawsze tę ziemię, odwiedza jeszcze umierającego ostatniego Pomorzanina, którego grób nazwie później Górski "grobem wymarłej mowy sło- wiańskiej". Tragedię germanizowanego Pomorza przedstawiono tu jednak zbyt katastroficznie, bo przecież nie wszystkIe regiony tej ziemi zapomniały o swoim jestestwie, czego najlepszym przykładem powinni być Kaszubi. Górski zbytnio zasugerował się nowelą Melanii Parczewskiej "Nad morzem" (1888) i być może stąd wzięło się to jego przekonanie. Tym niemniej swoją "Powiastkę" uczynił bogatszą o treści mitologiczne, jak chociażby o wspomnianego już Świętowita i orszak jego bogiń, z których wiele po- winno raczej zaistnieć na południu Polski aniżeli na Pomorzu. Można by to tłumaczyć albo niewiedzą au- tora o pomorskiej mitologii i demonologii. albo jego zamysłem, by mówić o Polsce jako jednorodnej mito- logicznie przestrzeni. Potwierdzałby taki zamysł fi- nał tego utworu, gdzie Świętowit zyskuje rolę op;ólno- polską, chociaż Górski nie pozwala nam zapomnieć, że był on bogiem morza i jego żywiołów oraz bogiem solarnym. Bogaty obraz słowiańskich wierzeń przedstawił na początku naszego wieku Ludwik Stasiak, i to aż w dwóch powieściach - pierwszej zatytułowanej bar- dzo znacząco "Brandenburg, kraina słowiańskich mogił" (1902) i drugiej pt. "Bolesław Chrobry" (1903- 1904). W powieści "Brandburp; kraina słowiańskich mogił" akcja dzieje się w czasach Mieszka I na zao- drzańskim Pomorzu. Już w pierwszym akapicie do- wiadujemy się o berlińskim uroczysku i urnach zdo- bionych runami, a potem o Marzannie, "Czarnym Bogu" zsyłającym wojny i bogach obodrzyckich ksią- żąt, którymi dla Mieczysława i Mściwoja byli Jesse Dziedzilia, Nija i "Światowid". W tamtych czasach, kiedy chrystianizacia przybierała coraz bardziej ofen- sywny charakter, starym bogom mogła sprzyjać tyl- ko puszcza, więc w niej stanęła świątynia boga bo- gów - Świętowita. Ponieważ był to deus deorum Słowiańszczyzny, więC' musiały do mego prowadzić wszystkie drogi, co z lotu ptaka sprawiało wrażenie obrazu słońca. Świę- towit mógł mieć różne imiona, więc L. Stasiak utoż- samił go w tej powieści z Jessem, a jego posąg na- zwał imieniem słonecznego boga nadbałtyckIch Sło- wian i przydał mu wszystkie atrybuty boga z Arkony. Tak więc Jesse-Świętowitowi będzie tu towarzyszył istny panteon pomorskich i słowiańskich bogów za- klętych w kamień Perun i Swaróg, "troiste boży- szcze", zdające się być Trzygłowem, Strybóg panują- cy nad morskimi wiatrami, Radegast władający ogniem, Pochwist rządzący deszczem i burzą, Ma- rzanna niosąca śmierć i "nicestwo". A alej od świę- tep;o dębu, zgodnie jakby z boską hierarchią, będą stały posągi Wiosny, Łady, Dziedzilii bogiń mają- cych dla wiernych nie tak wszechmocną siłę jak sło- wiańskie bogi. Ich postacie również zaklęto w mitycz- ną hierofanię kamienia, podobnie jak owe leśne _1'_ POMERANIA
/image016.djvu
zwierzęta żubra, niedŹWiedzia, dzika, lisa, konia Świętowita - których płaskorzeźby ozdobiono rogami jeleni, łosi, skrzydłami orłów i jastrzębi. Nakazano im towarzyszyć słowiańskim bogom w tym puszczań- skim mateczniku, gdzie mo ła je tylko ożywiat wyo- brażnia wiernych i kapłana tego sacrum, Zdzieszka. Lecz jego postać zatraciła już wszystkie cechy hiera- tyczności. Pierwszy Kraszewski pokazał w "Starej ba- śni" słowiańskiego kapłana steranego tragedią wiary ojców, lecz Stasiak okazał się jeszcze śmielszym. Zdzieszko budzi współczucie i przeraża swoim wyglą- dem, przypominając Derwida, Rapsoda Wyspiańskie- go czy celtyckiego druida. Spełnia jednak swoje obo- wiązki - nie zapomina o świętym ogniu i ofiarach, które składa na ołtarzu Trzygłowa. A ponieważ "On szukaniem Światowida oszalał", więc tym bardziej bliska powinna być Młodej Polsce jego postać. Była to przecież epoka, w której starano się dotrzeć do dna człowieczej duszy, a bohater niezrównoważony psychicznie dawał najlepszą ku temu okazję. Kolejnym obrazem słowiańskiego kultu w powieści Stasiaka okaże się "kościelec". pozwalający cokol- wiek powiedzieć o słowiańskich obrzędach grzebal- nych. całopaleniu, popielnicach, wyposażeniu gro- bów i słowiańskiej wierze w życie po śmierci. A po- tem, kiedy już poznamy to miejsce, słowom pisarza o wierze ojców będą już tylko towarzyszyły bogate obrazy przyrody, zdradzające nie tylko malarski ta- lent autora, ale i akcentujące słowiański panteizm, a wreszcie wolę wzbogacenia słowiańskiej mitologii mitycznymi opowieściami. Bo jedynie przyroda mo- gła sprzyjać obrońcom starej wiary i kultywowaniu jej obrzędów, z których najważniejszym była sobót- ka, zwana tutaj "Małą Nocą", poprzedzana "Nowym Latkiem" obchodzonym jako wiosenne "Dziady" na "koście1cu", Kiedy podczas sobótkowej nocy "Biały Bóg" zwyciężał "Czarnego Boga", dziewczęta wrzuca- ły do ognia wiankI splecione z czarodziejskich ziół bogini Łady - z bylicy, chwoszcza, rozchodnika, ma- cierzanki. nawrotka. barwinka i nasięźrału. Obrzęd ten przetrwa wiarę - mówił Stasiak słowami narrato- ra i miał słuszność. W finale powieści "Brandenburg, kraina słowiań- skich mogił" trafimy jeszcze raz na braniborskie uro- czysko, którego boski panteon będzie teraz bogatszy o posąg obcej słowiańskiej mitolo ii "Pojaty", bogini trzymającej w rękach własną głowę. Jej symbolika jest dosyć czytelna, jeżeli pamiętamy, że są to ostat- nie chwile słowiańskiej wiary. Dlatego Zdzieszko bę- dzie się teraz modlił głównie do Marzanny i Nija, by zwyciężyli wroga. Ginie wiara ojców, a jej wspomrue- niem będą tylko sobótka i relikty dawnego języka, jak chociażby słowa owej połabskiej piosenki: ,.Kali mnie zeninka bayt?", których nikt już nie rozumie. Może WIęC dlatego w następnej powieści Stasiaka "Bolesław Chrobry" musi już być uboższe mitologicz- ne tworzywo. Będzie to czas misji św. Wojciecha i nawróconej Polski. chociaż Pomorze pozostało je- szcze pogańskie. Ale i akcja będzie się działa w Pru- sach, a nie na Pomorzu Zachodnim. Na tym obszarze dawne wierzenia nie były jeszcze tak rozwinięte i dla- tego runy na skałach i postacie bóstw 7dają sią przy- pominać Trzygłowa i Nertę z Pomorza Zachodniego. Takze pomorskie plemiona, zamieszkujące jakby Po- morze Środkowe, okażą się wierne Świętowitowi i przede wszystkim Radogostowi, którego retrzańska świątynia była jeszcze wtenczas ważniejszą od Arko- ny. Akcentując WIęC w niej posągi Peruna. Trzygłowa i Łady i nie zapominając o runicznych na nich napi- sach, teraz opowie Stasiak obraz Retry widziany z lo- tu ptaka i przypominający spadającą kometę. Będzie to właśnie apokaliptyczny i zarazem mistyczny widok Retry podpalonej przez Niemców - ofiara i katharsis słowiańskiej wiary, które spełniły się w czas sobótki. Wszystko jest tu wielce symboliczne, z czego znana była Młoda Polska. ale na omawianie tych kwestii nie starcza już miejsca. Inaczej opowiedział słowiańskie wierzenia Lucjan Rydel w III-aktowym dramacie "Jeńcy" (1902), który dzieje się w czasach Mieszka l "na ziemiach słowiań- skich między Odrą a Łabą" w niemieckim "grodzi- szczu". Przebywają tam dwie polskie branki - Swi- tyna i Wichna - oraz lirnik Dembiec. Chociaż dymy wojny "zaćmiły złote lica /słońca Światorodzical " , Swityna jest przekonana, że nie zapomni o nich "Światowid" władający podziemnym państwem, do którego zlatują się duchy poległych wojów niczym do Walhalli. Jest to nieznany w mitologii słowiańskiej obraz, podobnie jak owe łowy duchów, na które pro- wadzi "bóg z twarzami czterema", słuchający "Świa- torodzica", pełniącego w mitologii Rydla funkcję Swaroga boga słońca. W ..Jeńcach", gdzie tyle jest baśni i mitologii sło- wiańskiej, greckiej i skandynawskiej, pewne kwestie jednak opowiadają rzeczywisty kult zmarłych. Do wiecznie zielonej krainy zmarłych można było się do- stać tylko po obrzędzie całopalenia. "aż duch uleci zeń w dymie/na wschód! ku słońcu: na wschód!" do kraju "Dziw-Cud" na słowiańskie Pola Elizejskie. Tam oczekiwać miały na niego wodnice l "stary Nija", który przewoził duchy zmarłych niczym Charon na ostrów, gdzie witały ich duchy przodków. Taka była ta wymarzona przez Switynę ojczysta kraina zmar- łych. A kiedy mityczna opowieśt o tej szczęśliwej krainie nie mniała zagłuszyć tragicznej rzeczywisto- ści, wtedy trzeba było kląć wroga imionami "Pioru- na-Bożyca", Pomory", "Martwichy" i "nocnej Upio- rzycy". Tylko że w naszej mitologii nie mogło prze- trwać północne zimno tych walkirycznych prze- kleństw, chociaż skandynawskich motywów Rydel podał tu o wiele więcej. Komponenty mitologii zaprezentowane przez Rydla nie były jeszcze tak nieprawdopodobne, jak mitolo- giczne treści w dramacie Jana Kazimierza Zielińskie- go. Dlatego jego IV-aktowy "Koniec ŚWiatowida- (1903) pomijam w tym omówieniu, a zainteresowa- nych kieruję do wspomnianej już pracy o słowiań- skiej mitologii w Mł0gej Polsce. Podobnie jestem skłonny uczynić z omówieniem historycznej powieści Juliana Baczyńskiego "Sławina" (1904) i sceniczną fantazją Natalii Dzierżkówny "Witeź Iwo" (1907). po- nieważ zbyt dyskusyjna jest ich przynależność do li- teratury dla dorosłych, a tutaj założyłem sobie tylko taką się zajmować. Jedno tylko trzeba w tym miejscu powiedzieć, że nazbyt dużo znalazło się w tych utwo- rach wątków baśniowych i legendarnych. Ale taki był efekt zderzenia młodopolskiego symbolizmu z legen- dą Winety, słowiańską mitologią i dziejami Pomorza. Rugia i Pomorze. bogate w legendy i mitolo ię, wy- magały doskonalszego twórcy. Być może właśnie dla- tego zmierzył się z tą tematyką w ostatnich latach Młodej Polski Tadeusz Miciński - autor pozostawio- nych w rękopisie dramatów "Koniec Wenety" i "Sło- neczny król (Helu)". Ale o tym już w następnym numerze. .
Tadeusz Linkner – Literacka mitologia Pomorza w Młodej Polsce (fragment)
Filip Kuźniarz – Nica rodząca Smoki i Żnuje
Przedrukowujemy fragment ciekawego opracowania Tadeusza Linknera o Mitologii Pomorza, zamieszczonego w Pomeranii w 1994 roku. Zapewne młodemu pokoleniu Rodzimowierców niekoniecznie jest ten tekst znany, a zawiera masę nazwisk autorów i tytułów utworów które powstały w czasach Młodej Polski, a zostały stworzone przez rozmiłowanych w Słowiańszczyźnie i naszych pogańskich wierzeniach Wiary Przyrodzonej pisarzy i poetów. Postaramy się ten tekst zilustrować dziełami malarskimi z tego samego okresu – początku XX wieku. Przedrukowujemy oczywiście obszerny fragment – część I „Mitologii literackiej ” z numeru nr 1/1994. Artykuł ten zawiera nie tylko wiele wiadomości o autorach i ich dziełach, ale też przede wszystkim jakże istotne uwagi zawarte we 2wstępie na temat ułomności każdej egzystencji ludzkiej pozbawionej świadomości swojego prawdziwego pochodzenia. Miejmy zawsze w głowach tę myśl, czytając stare podania i przedchrześcijańskie legendy, czy nawet urywki i pojedyncze wieści na tematy religijne z tamtych czasów, że przez 100 lat usilnie pracowano nad odebraniem nam świadomości korzeni i prawdziwej narodowej tożsamości, a przez ostatnie 200 lat – do roku 1990 z pełną premedytacją Polaków i Polskę wynaradawiano i czyniono z nas rasę NIEWOLNIKÓW, którzy wiecznie będą posłusznie pracować dla chwały i potęgi swoich niemieckich i rosyjskich panów.
Mitologia Literacka nie jest wcale gorsza od mitologii zaczerpniętej wprost ze źródła o teologicznej podstawie. Mitologia literacka odtwarza tę umarłą lub zapomnianą mitologię, znaną tylko z fragmentów, rekonstruuje tę wiarę naturalną Przyrodzoną, tworzy ją mitopoetycznym językiem znaków i symboli tajemnych, używa innych przywracających życie podaniom technik (np porównawczych, czy etymologicznych) po to by przy ich pomocy odzyskać dla nas i dla współczesności, to co zdawało się nieodwracalnie utracone, a co stanowi o naszym poczuciu WARTOŚCI i TOŻSAMOŚCI najgłębszym, najbardziej podstawowym, wręcz biologicznym, „komórkowo-genetycznym”.
To pozwala nam także kontynuować dzisiaj nasz kult i praktyki rytualne (ezoteryczne, okultystyczne, filozoficzne). Wzbogaca nasze współczesne przeżywanie kontaktu z Bóstwem Przyrody z Wszechświatem , w zgodzie z naszą tradycją i prakulturą starożytną, wszędzie tam – w każdym takim miejscu gdzie odczytujemy, przyswajamy dla siebie i akceptujemy odtworzony przez zbieracza, etnologa, pisarza obraz jako fragment roztrzaskanego wspólnego Dzbana Naszych Przodków – Zerywanów. Od nas zależy owo odczytanie, tak jak od rzetelności twórcy zależy trafność owego opisania, które nam on w dobrej wierze, z całą mocą swego talentu zapisane przedstawia.
Jak powiadał Stanisław Szukalski, co mieliście okazję przeczytać w eseju Zdzisława Słowińskiego o neopogaństwie i Teologii Stanisława Szukalskiego: „… Nie mając skąd zaczerpnąć bliższych wieści o Kraku, sam je dopełniam własnym domysłem. A prawo do tego mam takie samo, jakie mieliby nasi poeci, gdyby tysiąc lat temu jako ludołazy, ględziarze chcieli wymyślać i dalej rozwinąć do Dziejawy (lub Baji, dopisek C.B.) rozmiarów małe plećby o patronie Młodzi sławiańskiej. Gdyż tylko ten ma prawo wymyślać nowe rzeczy, kto je po sobie Ludowi zostawia na uwielczenie Ducha i Dziejów rozjaśnienie. Zjawienie się danego dzieła daje owe prawo samo sobie…”.
Postępując zgodnie z tą maksymą nie odrzucamy z naszej mitologii NIC z tego co wnieśli do niej najwięksi nasi twórcy – także ci przedstawieni w poniższej pracy.
Zainteresowanych dalszym ciągiem i innymi artykułami Tadeusza Linknera odsyłam do Bałtyckiej Biblioteki Cyfrowej i roczników Pomeranii – W ogóle warto przeczytać wiele innych artykułów, podań tekstów kaszubskich, borańskich, czy kociewskich w rocznikach tego szacownego pisma: dostępne pod linkiem POMERANIA.
Tekst ilustrują prace Filipa Kuźniarza, który stworzył rysunki zarówno do Księgi Tura jak i do Stworzy i zduszy
C.B.
copyright©by Tadeusz Linkner, ® all right reserved by Filip Kuźniarz
♦
Tadeusz Linkner – Literacka mitologia Pomorza w Młodej Polsce
Literacka mitologia Pomorza
Gdyby zapytano dzisiaj kogokolwiek o jakąś mitologię, to na pewno przywołałby mitologię grecką lub rzymską, natomiast znalazłoby się niewielu, którzy wskazaliby na najbliższą nam mitologię słowiańską, Jest to oczywiście zrozumiałe, bo jakie było jej trwanie w przeszłości, taka jest o niej pamięć w teraźniejszości. Należy jednak rozpowszechniać to, co się odkrywa czy wydobywa z zapomnienia. Zrozumieli to najpierw nasi romantycy, doceniający wiedzę ludu, tę „wieść gminną”, która miała być „arką przymierza między dawnymi i młodszymi laty”, czy „pieść gminną” mającą stać”na straży narodowego pamiątek kościoła”. Następni byli twórcy literatury Młodej Polski, których nie przypadkiem zwano neoromantykami.
N a przełomie XIX i XX wieku, kiedy to w naszej literaturze tworzyła się „nowa fala mityczna” humaniści szczególną uwagę zwrócili na Słowiańszczyznę i epokę Piastów. Było to dla nich tym łatwiejsze, że już usamodzielniały się takie dziedziny, jak socjologia, etnografia czy folklorystyka. Jednak nadal niełatwo było mówić o słowiańskiej mitologii, chociaż już od blisko stu lat inspirowała ona pisarzy i była czytelna w ich utworach. O słowiańskich wierzeniach pamiętano i wykorzystywano je jako literackie tworzywo, ale krytycy i historycy literatury jakby tego nie zauważali. Kiedy więc o literackich funkcjach mitologii greckiej czy rzymskiej pisano u nas dość często, to o literackim obrazie naszych przedchrześcijańskich wierzeń absolutnie milczano. Była to sytuacja, która mogła zastanawiać, tym bardziej że dostrzegali jej nienormalność nasi historycy. Przecież to Paweł Jasienica w „Myślach o dawnej Polsce”, mówił, że mamy historię bez pierwszego rozdziału, a Witold Hensel w pracy „Skąd przyszli Słowianie” wręcz nawoływał, by w obecnych badaniach „zagadnienie religii słowiańskiej wysunąć na czoło” i pamiętać o współdziałaniu myśli literackiej z archeologią. Głosy te poparłby zapewne Marc Bloch, który był przekonany, że „Z nieznajomości czasów minionych wypływa nieuchronnie niezrozumienie teraźniejszości”, o czym pisze w swej pracy pt „Pochwała historii czyli o zawodzie historyka”. Zainteresowanie historyków religią Słowian było i jest rzeczą zrozumiałą, ale i w badaniach historycznoliterackich należałoby pamiętać, że wierzenia przedchrześcijańskie naszych przodków też powinny być zauważane podczas interpretacji dzieła literackiego. Jest to sprawa tym bardziej godna uwagi, że dotychczas zaistniała jedynie monografia o micie słowiańskim w naszej literaturze, dotycząca jednego okresu literackiego, a jest nią „Mitologia słowiańska w literaturze Młodej Polski” (1991). Brak nam takich opracowań jak Paula Sprengla „Die Wirklichkeit der Mythen” (1982) czy prace zbiorowe „Mythos und Mythologie in der Literatur des 19 Jahrhunderts” (1979) albo Antona Heniga „Die slawische Mythologie in der Tschechischen und Slowakischen Literatur OY76).
Filip Kuźniarz – Światowit i Sim
Chociaż dobrze się stało, że ukazały się już dwie edycje ”Literatury a dziejów bajecznych (1984-1990) Juliana Maślanki i wcześniej rozprawa Franciszka Ziejki, wzbogacająca zbiorową pracę „Młodopolski świat wyobraźni” (1977) o „motywy prasłowiańskie”.
Dotychczas jednak nie mamy nawet bibliografii, która informowałaby, ile w naszej literaturze jest utworów kryjących w sobie dawne wierzenia Słowian. Nie interesowano się też specjalnie genezą zainteresowania jakiegokolwiek naszego twórcy mitologią słowiańską, nie mówiąc już, jak ciągle dyskusyjną sprawą jest terminologia – mit słowiański, mitologia słowiańska a religia Słowian. Zresztą niewiadomych i problematycznych kwestii byłoby i jest w tym przedmiocie badań o wiele więcej, na co zwróciłem uwagę we wstępie do swej pracy poświęconej „Mitologii słowiańskiej w Młodej Polsce”. Zanim udało się przedstawić materiał badawczy, odnoszący się do tego okresu literackiego, poklasyfikować go i zinterpretować, trzeba było wpierw przedstawić znaczące przemyślenia na ten temat XIX-wiecznych badaczy i naszych pisarzy romantyków i pozytywistów -o których dotychczas też nic nie mówiono. Dopiero potem można było zająć się rekonstrukcją literackiego obrazu z elementami mitologii słowiańskiej w Młodej Polsce – najpierw dziejami bajecznymi i utworami korzystającymi z podań małopolskich i wielkopolskich, potem literaturą mówiącą już o czasach historycznych, a konkretnie o epoce pierwszych Piastów. Taka chronografia pozwoliła ujawnić w literackiej topografii słowiańskiej mitologii Młodej Polski zainteresowanie nadwiślańską krainą Wandy i Walgierza, nadgoplańśką dziedzinę Popiela i Piasta, a wreszcie Rugią i Pomorzem. gdzie słowiańska religia była najlepiej czytelna i źródłowo uwiarygodniona.
W Młodej Polsce zainteresowanie mitologią słowiańską zaczęło się tak naprawdę od „Legendy I” Stanisława Wyspiańskiego, wiąże się zatem z Małopolską.
Dopiero potem nadszedł czas na podania wielkopolskie, w których opowiadano o dawnych wierzeniach znad Gopła. Kiedy natomiast młodopolski twórca zaczął pisać o czasach historycznych, dostrzegł już tragedię słowiańskich bogów wobec ofensywy nowej wiary i wtenczas zwrócił swą uwagę na Pomorze Zachodnie. Tam właśnie Tadeusz Miciński opowiedział „koniec Wenety” w dramacie o tym tytule. Na Pomorzu Gdańskim Młoda Polska nie mogła znaleźć słowiańskich bogów, ale nie zniechęciło to wspomnianego już T. Micińskiego do napisania dramatu „Słoneczny król (Helu)”, gdzie i na ten temat udało mu się cokolwiek powiedzieć. Oczywiście, oba utwory ostały się w rękopisie, a dopiero w ostatnich latach udało mi się je odnaleźć i zrekonstruować.
Filip Kuźniarz – Borowił-Niedźwiedź
Szczególne zainteresowanie Pomorzem Zachodnim wynikało z możliwości korzystania z bogatych relacji kronikarzy: Helmolda, Saxo Gramatyka, Adama Bremeńskiego. Późne przejęcie nowej wiary w nadbałtyckiej Słowiańszczyźnie sprzyjało rozwojowi kultu przedchrześcijańskiego. To właśnie na Pomorzu kazał szukać słowiańskich bogów Aleksander Briickner, ponieważ był słusznie przekonany, że kultura szła od morza, natomiast Aleksander Parczewski uważał, że „mitologia ludów pomorskich z powodu późnego nawrócenia na chrystianizm odgrywać musi pierwszorzędną rolę w ogólnej mitologii słowiańskiej”. Rozumieli to twórcy literatury Młodej Polski.
Jeżeli akcja ich utworów działa się w czasach przedchrześcijańskich, a szczególnie za pierwszych Piastów, wtenczas zawsze pamiętali o bogach Rugii Pomorza Zachodniego, o których mówiły historyczne źródła i bogata tradycja literacka. Wykorzystał to między innymi Franciszek Ejsmont Lumir, autor dramatu „Gwiazda Wschodu” napisanego w 1877, a wydanego w roku 1900. Wielu pisarzy tej epoki „przełomu wieków” pisząc o dawnym Pomorzu że pamiętało o słowiańskich wierzeniach, jak: Józef Stanisław Wierzbicki, Halina Ceysinger, Artur Górski, Ludwik Stasiak, Lucjan Rydel. Jan Kazimierz Zieliński, Natalia Dzierżkówna i wreszcie Tadeusz Miciński.
Poematem o tematyce morskiej i pomorskiej był już „Wyszymir” (1860) Deotymy, ale wręcz kronikarsko dzieje Rugii i Pomorza Zachodniego opowiadają młodopolskie „Rapsody” (1901) J. S. Wierzbickiego. Treść do nich poeta zaczerpnął z kronik skandynawskich i niemieckich, a także z „wieści gminnej” i wrażeń lat młodzieńczych. Ponieważ opowiadał o czasach przedchrześcijańskich, więc nie mógł przemilczeć słowiańskich wierzeń. Czytamy tam o słowiańskim kulcie drzew, wody, morza i słońca, poznajemy słowiańską Retrę i jej bogi. W każdym rapsodzie można odnaleźć coś z religii Słowian, a szczególną uwagę zwracają motywy solarne i akwatyczne, które tyle znaczyły dla mieszkańców Pomorza. Wiele jest tu reminiscencji z romantyzmu ( „Alpuhara”, „Świteż”), chociaż motywy onliryczne są już młodopolskie. „Rapsody” Wierzbickiego można by więc nazwać za ówczesnymi krytykami, pierwszą udaną próbą stworzenia marynistycznego poematu na miarę skandynawskich sag. Inną próbę podjęła mało dzisiaj znana Halina Ceysinger – autorka takich poetyckich opowieści, jak „Druid skamieniały” (1896), „Echo starej sagi” (1899), „Na żalniku starym” (1902). Jej baśniowe teksty były poetyckimi impresjami, tworzonymi na podstawie własnych doświadczeń i z pomocą lektury sag.
W utworze „Na żalniku starym” zapomniane dzieje Pomorza opowiadają wykopane przypadkowo urny, które zdradzają tym samym, że niegdyś był to słowiański „stary żalnik”. Jednak obecny właściciel tej ziemi, von Revitzky, postanawia zniwelować usytuowane pod lasem pagórki. A wtenczas, jakby mu na złość, ukazuje się jego oczom słowiańskie cmentarzysko. Chociaż popioły z urn każe rozsypać na pola, to nie uda mu się o tym zdarzeniu zapomnieć. We śnie ujrzy pradawne Pomorze, pozna imiona zgermanizowanych nadodrzańskich plemion, będzie miał okazję widzieć słowiański wiec i rozmawiać na uroczysku ze starym kapłanem, zwącym się duchem tej ziemi.
W podobnej tonacji utrzymał swą „Powiastkę” (1902) Artur Górski, chociaż uczynił ją bogatszą o portret „Światowida”, (w cudzysłowach podaję te nazwy bóstw i atrybutów słowiańskiego kultu, które dzisiaj mają inną pisownię lub są mniej znane), opuszczającego swoją zatopioną gontynę w nocny czas morskiej burzy. Kiedy jego ziemi grozi wynarodowienie, głosem rogu zwołuje swój dwór krasawice, przypołudnice, topielnice, boginki chmur, źródeł, zbóż i złych losów – by udać się na wygnanie. Ale zanim opuści na zawsze tę ziemię, odwiedza jeszcze umierającego ostatniego Pomorzanina, którego grób nazwie później Górski „grobem wymarłej mowy słowiańskiej”. Tragedię germanizowanego Pomorza przedstawiono tu jednak zbyt katastroficznie, bo przecież nie wszystkie regiony tej ziemi zapomniały o swoim jestestwie, czego najlepszym przykładem powinni być Kaszubi. Górski zbytnio zasugerował się nowelą Melanii Parczewskiej „Nad morzem” (1888) i być może stąd wzięło się to jego przekonanie. Tym niemniej swoją „Powiastkę” uczynił bogatszą o treści mitologiczne, jak chociażby o wspomnianego już Świętowita i orszak jego bogiń, z których wiele powinno raczej zaistnieć na południu Polski aniżeli na Pomorzu. Można by to tłumaczyć albo niewiedzą autora o pomorskiej mitologii i demonologii. albo jego zamysłem, by mówić o Polsce jako jednorodnej mitologicznie przestrzeni. Potwierdzałby taki zamysł finał tego utworu, gdzie Świętowit zyskuje rolę ogólnopolską, chociaż Górski nie pozwala nam zapomnieć, że był on bogiem morza i jego żywiołów oraz bogiem solarnym.
Bogaty obraz słowiańskich wierzeń przedstawił na początku naszego wieku Ludwik Stasiak, i to aż w dwóch powieściach – pierwszej zatytułowanej bardzo znacząco „Brandenburg, kraina słowiańskich mogił” (1902) i drugiej pt. „Bolesław Chrobry” (1903-1904). W powieści „Brandenburg; kraina słowiańskich mogił” akcja dzieje się w czasach Mieszka I na zaodrzańskim Pomorzu. Już w pierwszym akapicie dowiadujemy się o berlińskim uroczysku i urnach zdobionych runami, a potem o Marzannie, „Czarnym Bogu” zsyłającym wojny i bogach obodrzyckich książąt, którymi dla Mieczysława i Mściwoja byli Jesse, Dziedzilia, Nija i „Światowid”. W tamtych czasach, kiedy chrystianizacia przybierała coraz bardziej ofensywny charakter, starym bogom mogła sprzyjać tylko puszcza, więc w niej stanęła świątynia boga bogów – Świętowita.
Ponieważ był to deus deorum Słowiańszczyzny,więc musiały do niego prowadzić wszystkie drogi, co z lotu ptaka sprawiało wrażenie obrazu słońca. Świętowit mógł mieć różne imiona, więc L. Stasiak utożsamił go w tej powieści z Jessem, a jego posąg nazwał imieniem słonecznego boga nadbałtyckich Słowian i przydał mu wszystkie atrybuty boga z Arkony. Tak więc Jesse-Świętowitowi będzie tu towarzyszył istny panteon pomorskich i słowiańskich bogów zaklętych w kamień Perun i Swaróg, „troiste bożyszcze”, zdające się być Trzygłowem, Strybóg panujący nad morskimi wiatrami, Radegast władający ogniem, Pochwist rządzący deszczem i burzą, Marzanna niosąca śmierć i „nicestwo”. A dalej od świętego dębu, zgodnie jakby z boską hierarchią, będą stały posągi Wiosny, Łady, Dziedzilii bogiń mających dla wiernych nie tak wszechmocną siłę jak słowiańskie bogi. Ich postacie również zaklęto w mityczną hierofanię kamienia, podobnie jak owe leśne zwierzęta żubra, niedźwiedzia, dzika, lisa, konia Świętowita – których płaskorzeźby ozdobiono rogami jeleni, łosi, skrzydłami orłów i jastrzębi. Nakazano im towarzyszyć słowiańskim bogom w tym puszczańskim mateczniku, gdzie mogła je tylko ożywiać wyobraźnia wiernych i kapłana tego sacrum, Zdzieszka. Lecz jego postać zatraciła już wszystkie cechy hieratyczności.
Pierwszy Kraszewski pokazał w „Starej baśni” słowiańskiego kapłana steranego tragedią wiary ojców, lecz Stasiak okazał się jeszcze śmielszym. Zdzieszko budzi współczucie i przeraża swoim wyglądem, przypominając Derwida, Rapsoda Wyspiańskiego czy celtyckiego druida. Spełnia jednak swoje obowiązki – nie zapomina o świętym ogniu i ofiarach,które składa na ołtarzu Trzygłowa. A ponieważ „On szukaniem Światowida oszalał”, więc tym bardziej bliska powinna być Młodej Polsce jego postać. Była to przecież epoka, w której starano się dotrzeć do dna człowieczej duszy, a bohater niezrównoważony psychicznie dawał najlepszą ku temu okazję.
Kolejnym obrazem słowiańskiego kultu w powieści Stasiaka okaże się „kościelec”, pozwalający cokolwiek powiedzieć o słowiańskich obrzędach grzebalnych. całopaleniu, popielnicach, wyposażeniu grobów i słowiańskiej wierze w życie po śmierci. A potem, kiedy już poznamy to miejsce, słowom pisarza o wierze ojców będą już tylko towarzyszyły bogate obrazy przyrody, zdradzające nie tylko malarski talent autora, ale i akcentujące słowiański panteizm, a wreszcie wolę wzbogacenia słowiańskiej mitologii mitycznymi opowieściami. Bo jedynie przyroda mogła sprzyjać obrońcom starej wiary i kultywowaniu jej obrzędów, z których najważniejszym była sobótka, zwana tutaj „Małą Nocą”, poprzedzana „Nowym Latkiem” obchodzonym jako wiosenne „Dziady” na „kościelcu”. Kiedy podczas sobótkowej nocy „Biały Bóg” zwyciężał „Czarnego Boga”, dziewczęta wrzucały do ognia wianki splecione z czarodziejskich ziół bogini Łady – z bylicy, chwoszcza, rozchodnika, macierzanki. nawrotka, barwinka i nasięźrału. Obrzęd ten przetrwa wiarę – mówił Stasiak słowami narratora i miał słuszność.
W finale powieści „Brandenburg, kraina słowiańskich mogił” trafimy jeszcze raz na braniborskie uroczysko, którego boski panteon będzie teraz bogatszy o posąg obcej słowiańskiej mitologii „Pojaty”, bogini trzymającej w rękach własną głowę. Jej symbolika jest dosyć czytelna, jeżeli pamiętamy, że są to ostatnie chwile słowiańskiej wiary. Dlatego Zdzieszko będzie się teraz modlił głównie do Marzanny i Nija, by zwyciężyli wroga. Ginie wiara ojców, a jej wspomnieniem będą tylko sobótka i relikty dawnego języka, jak chociażby słowa owej połabskiej piosenki: „Kali mnie zeninka bayt?”, których nikt już nie rozumie.
Filip Kuźniarz – Zaprzęg Borowiła
Może więc dlatego w następnej powieści Stasiaka „Bolesław Chrobry” musi już być uboższe mitologiczne tworzywo. Będzie to czas misji św. Wojciecha i nawróconej Polski. chociaż Pomorze pozostało jeszcze pogańskie. Ale i akcja będzie się działa w Prusach, a nie na Pomorzu Zachodnim. Na tym obszarze dawne wierzenia nie były jeszcze tak rozwinięte i dlatego runy na skałach i postacie bóstw zdają się przypominać Trzygłowa i Nertę z Pomorza Zachodniego. Także pomorskie plemiona, zamieszkujące jakby Pomorze Środkowe, okażą się wierne Świętowitowi i przede wszystkim Radogostowi, którego retrzańska świątynia była jeszcze wtenczas ważniejszą od Arkony. Akcentując więc w niej posągi Peruna, Trzygłowa i Łady i nie zapominając o runicznych na nich napisach, teraz opowie Stasiak obraz Retry widziany z lotu ptaka i przypominający spadającą kometę. Będzie to właśnie apokaliptyczny i zarazem mistyczny widok Retry podpalonej przez Niemców – ofiara i katharsis słowiańskiej wiary, które spełniły się w czas sobótki. Wszystko jest tu wielce symboliczne, z czego znana była Młoda Polska, ale na omawianie tych kwestii nie starcza już miejsca.
Inaczej opowiedział słowiańskie wierzenia Lucjan Rydel w III-aktowym dramacie „Jeńcy” (1902), który dzieje się w czasach Mieszka I „na ziemiach słowiańskich między Odrą a Łabą” w niemieckim „grodziszczu”. Przebywają tam dwie polskie branki – Swityna i Wichna – oraz lirnik Dembiec. Chociaż dymy wojny „zaćmiły złote lica /słońca Światorodzica”, Swityna jest przekonana, że nie zapomni o nich „Światowid” władający podziemnym państwem, do którego zlatują się duchy poległych wojów niczym do Walhalli. Jest to nieznany w mitologii słowiańskiej obraz, podobnie jak owe łowy duchów, na które prowadzi „bóg z twarzami czterema”, słuchający „Światorodzica”, pełniącego w mitologii Rydla funkcję Swaroga boga słońca. W ..Jeńcach”, gdzie tyle jest baśni i mitologii słowiańskiej, greckiej i skandynawskiej, pewne kwestie jednak opowiadają rzeczywisty kult zmarłych. Do wiecznie zielonej krainy zmarłych można było się dostać tylko po obrzędzie całopalenia. „aż duch uleci zeń w dymie/na wschód! ku słońcu: na wschód!” do kraju „Dziw-Cud” na słowiańskie Pola Elizejskie. Tam oczekiwać miały na niego wodnice i „stary Nija”, który przewoził duchy zmarłych niczym Charon na ostrów, gdzie witały ich duchy przodków. Taka była ta wymarzona przez Switynę ojczysta kraina zmarłych. A kiedy mityczna opowieść o tej szczęśliwej krainie nie umiała zagłuszyć tragicznej rzeczywistości, wtedy trzeba było kląć wroga imionami „Pioruna-Bożyca”, „Pomory”, „Martwichy” i „nocnej Upiorzycy”. Tylko że w naszej mitologii nie mogło przetrwać północne zimno tych walkirycznych przekleństw, chociaż skandynawskich motywów Rydel podał tu o wiele więcej.
Filip Kuźniarz – Umor- Strasz Trzygłowy II
Komponenty mitologii zaprezentowane przez Rydla nie były jeszcze tak nieprawdopodobne, jak mitologiczne treści w dramacie Jana Kazimierza Zielińskiego. Dlatego jego IV-aktowy „Koniec Światowida- (1903) pomijam w tym omówieniu, a zainteresowanych kieruję do wspomnianej już pracy o słowiańskiej mitologii w Młodej Polsce. Podobnie jestem skłonny uczynić z omówieniem historycznej powieści Juliana Baczyńskiego „Sławina” (1904) i sceniczną fantazją Natalii Dzierżkówny „Witeź Iwo” (1907), ponieważ zbyt dyskusyjna jest ich przynależność do literatury dla dorosłych, a tutaj założyłem sobie tylko taką się zajmować. Jedno tylko trzeba w tym miejscu powiedzieć, że nazbyt dużo znalazło się w tych utworach wątków baśniowych i legendarnych. Ale taki był efekt zderzenia młodopolskiego symbolizmu z legendą Winety, słowiańską mitologią i dziejami Pomorza.
Rugia i Pomorze, bogate w legendy i mitologię, wymagały doskonalszego twórcy. Być może właśnie dlatego zmierzył się z tą tematyką w ostatnich latach Młodej Polski Tadeusz Miciński – autor pozostawionych w rękopisie dramatów „Koniec Wenety” i „Słoneczny król (Helu)”. Ale o tym już w następnym numerze.
Filip Kuźniarz – projekt Księgi Tura