Taja 14 (fragment) – O Stworzach i Zduszach oraz Wielkich Bitwach
Copyright © by Czesław Białczyński
Taja 14 (fragment)
O Stworzach i Zduszach oraz Wielkich Bitwach i Dzikich Łowach w Równonoce i Przesilenia
Szósta Bitwa – o Mnożność
Spokój trwał krótko, niemal natychmiast przyszło do nowej bitwy. Ta rozegrała się między Młodymi a Starymi Jednogłowymi. Młodzi koniecznie, tak jak rodzice, chcieli mieć Mnożność, czyli móc spłodzić własne dzieci, zdolne zasiadać z nimi w jednym kręgu na Równi.
Wszystko, co się im rodziło, to były tylko inogi albo wytędze płodzeni z ludźmi. Perunic miał z Zorzą potomstwo, ale i ono okazało się dziwokształtne, a zabił je, nim zdążyło wzrosnąć. Już samo to, że udało mu się zniszczyć bezpowrotnie własne dzieci, świadczyło, że były inogami, bogunami albo jeszcze czymś inszym. Są tacy, zwłaszcza kapłani ze sławskich świątyń Perunica i istyjskich Perkunasa, co powiadają, że nie miał on wcale zamiaru uśmiercać własnego potomstwa. Według nich posiekał swoich i Zorzy synów, by dać im nauczkę za to, że kryli schadzki matki z Księżycem. Kiedy to w porywie gniewu uczynił, okazało się, że jego razy spowodowały, iż są całkiem martwi. Ponoć próbował ich wtedy nawet przywrócić do życia czerpiąc żywą wodę ze studni-zdroju Rodżany, ale nic to nie dało.
Sprawa Bitwy o Mnożność jest jednak dziwna, bowiem nie wiadomo, jak by to mogli Starzy Jednogłowi spowodować, żeby ich siły ródcze przeszły na dzieci, skoro sami od jakiegoś już czasu nie stwarzali równego sobie potomstwa. Żercy Plątwy-Przepigoły (Pripegali) z Łużyc twierdzą, że cała ta bitwa była tylko zaczynem ku walnej rozprawie przygotowanej przez Przepląta, a znanej jako Bitwa Siódma – o Miarę. Jakkolwiek było, dzieci wystąpiły w utarczce o Mnożność po raz pierwszy przeciw rodzicom, próbując zająć ich miejsce.
Ta próba sił zakończyła się zdecydowanym niepowodzeniem Młodych Żywiołów i Mogtów. Młodzi posłali wpierw Podagżyka, Chorzycę i Rudź, by prosili Starych o Mnożność po dobroci. Zaraz po posłannictwie Dabogi Starzy Żywiołowie i Mogtowie postanowili spotkać się u Wiłego Jeziora welańskiego, by między sobą ustalić zasady rozejmu i przynależnych rodom obowiązków względem ludzi. To, że wyłączono ze spotkania Młodych, ubodło najbardziej Ładziwa-Diwa i Radę Rodzicę. Oni oboje wodzili rej na zborze w Golem Beudzie, gdzie skrzyknęli wszystkich Młodych Jednogłowych.
Daboga, Wąda, Śrecza i Dziewanna powiedziały przybyłej do Wiłów grupie, że Żywiołowie wcale nie mają siły Mnożności, o której mowa, i nie mogą się w związku z tym nią dzielić. Jednak Rudź nie chciała im uwierzyć. Po powrocie do Golem Beudu przekonywała Młodych Jednogłowych, że ową siłę po prostu przed nimi ukryto, tak samo jak ukryto u Sporów Miesiące czy Kołacz Wieków.
– Jakże jednak mogłaby wyglądać ona Mnożność? – zastanawiała się Boda.
Wtedy właśnie po raz pierwszy Swąt wypuścił z Kłódzi Bodre Swiatło, Bożą Krówkę, a Starzy Bogowie natychmiast wsiedli na wielki wóz zaprzężony w dwie skrzyste niedźwiedzice Borowiła i popędzili, by ją schwytać. Ku owej iskrze, nowonarodzonemu Światłu, pognali również Kirowie, ale Jednogłowi ich uprzedzili. Kostroma-Kolada urwała jeden dyszel wozu i już, już sięgała po zdobycz, uczepiwszy się jego złotych kół, kiedy Rodżana złapała Bożą Krówkę i połknęła ją. Niektórzy prawią, że ją tylko ukryła w fałdach swej sukni. Kostroma rozzłoszczona porażką wysłała Światłogońców do Młodych Jednogłowych, żeby im powiedzieli, że oto Starzy Bogowie porwali Mnożność-Skrę Świeżego Światła.
– Wszak wiadomo, że Swąt się zalągł w brzuchu Nicy jako skra witalna – dowodziła. – Kto zatem posiądzie ową skrę bożą, ten otrzyma moc mnożności niczym nie ograniczoną, tak jak i Swąt.
Na te słowa Młodzi Jednogłowi ruszyli natychmiast całym zastępem na niebo. Zagrodzili drogę wielkiemu wozowi, który obciążony nad miarę poruszał się dosyć powoli. Siedzieli w nim Łado z Ładą i Rod z Rodżaną, Kupała z Dziewanną oraz Borowił z Leszą. A zachowywali się wcale nieskromnie. Rod dął w trąbitę, jakby chciał wszystkim rozgłosić o podarunku, jaki posiadł, Dziewanna i Lesza śpiewały, aż niosło ich głosy pod samo Sklepienie Niebieskie, a Łado wtórował im swoją kołatką-trajkotką. Mąd prowadził Młodych Jednogłowych. Za nim szły Boda, Ródź, Rada Rodzica, Lelij-Smęt i Bodnyjak, a za nimi cała reszta. Mąd wystąpił naprzód, złamał ten dyszel, który jeszcze w wozie pozostał, i zażądał, żeby Starzy Jednogłowi oddali Boże Swiatło Młodym, a trzydziewięciodrabinowy, dwunastoszprychowy, czterokoły, skrzysty wóz Kirom, do których kiedyś należał. Ten wóz2, tak jak Braci Miesiąców i Kołacz Wieków, trzymano u Sporów w jednej z 366 Złotych Izbic. Starzy Żywiołowie i Mogtowie nie spodziewali się napaści, byli bezbronni. Pierwszy oprzytomniał Rod. Zeskoczył z wozu, wyrwał jedno z ogromnych kół, uniósł je nad głowę, ale zabrakło mu siły. Doskoczył do niego Łado Sturęki, razem je unieśli. Zamachnął się Łado, okręcił i potoczyło się koło na zastępy Małobogów. Mąd był tak zaskoczony, że nawet się nie poruszył, gdy koło było już przy nim. Uderzyło go w pierś i przeleciało po nim, a potem uderzyło też Sowiego, który nie zdążył umknąć w bok, Bodnyjaka, i przejechało po nogach Zmory. Łado zaterkotał swoją kołatką i spłoszył wierzchowce napastników. Małobogowie rozpierzchli się na różne strony. Rod skoczył na wóz i strzelając lejcami na skrzyste niedźwiedzice powiózł Wielkobogów na Welę. Małobogowie najpierw musieli opatrzyć rannych, a dopiero kiedy to zrobili, ruszyli w pogoń. Okazało się jednak, że trzykołowy wóz jest szybszy, niż był, kiedy miał cztery koła. Pogoń dopadła Wielkobogów u skraja Niwy Wiłów. Zeskoczyli tu z wozu i pierzchli w Bór Jodłowy. Rodżana cały czas trzymała Bodre Światło (Bożą Krówkę, Iskierkę) pod językiem. Tu w Jodłowym Borze ją wypuściła. Widząc to część Małobogów rzuciła się za Światłem, by je ułowić, a część pędziła za Wielkobogami żądna pomsty. Rozpoczęły się wielkie Dzikie Łowy.
Bitwa, jaka się rozegrała w borach Wiłów, miała najdziwniejszy przebieg z dotychczasowych. Podag z Pogodą tak poplątali drogi Młodych, a Wiłowie tak zgęścili las, że tamci pogubili się w borowych ostępach i długi czas krążyli po bezdrożach. Doszło do kłótni o przewodnictwo. Najpierw prowadził ich do boju Ładziw, potem Boda, a gdy wciąż nie znajdowali drogi ani przeciwnika, z którym mieli się zetrzeć, powierzono przewodnictwo Wilcowi jako obznajomionemu z borem. On jednak musiał dać za wygraną. W końcu, nie wiedzieć jakim sposobem, młodzi znaleźli się w bagnach Płytkowodzia, otoczeni ze wszech stron przez gotowych do boju Starych Jednogłowych. Tym razem stał u ich boku i Perun ze srebrną błyskawicą, i Swarog ze złotym młotem, i Dażbóg z pałnasiekiem, i nawet Weles z krwiożerczymi czaszkami. Zażądano od Młodych zaniechania walki, grożąc im, że zostaną na zawsze pogrążeni w bagnach. Nie ustąpili. Uderzani błyskawicami Peruna, młotem Swaroga, pał nasiekiem Dażboga, kłuci krakulicą Chorsa, wekierą Podaga i krzywym brzytem Mora, zanurzali się coraz głębiej w toń. W końcu Swara nakryła ich swoją rozżarzoną chustą i poszli całkowicie w tonie wodne. Między młodymi byli jednak Wodyca, Wodnik i Śląkwa. Dzięki tym trojgu udało się najpierw dopłynąć do podwodnego tynu Wodów, a potem dotrzeć do Studziennic – Zdrojów Czystowodnych i przeprawić się w Niwę Prowów. Nie ulegli Starym, a wrzało w nich gniewem i ręce same rwały się do czynu.
Niechybnie przyszłoby do nowego boju, bo zamierzali wrócić w Bór Jodłowy, by złowić Jasną Bożą Krówkę, ale Bożebóg dawno ją już stamtąd zabrał na swoje Boże Pole. I stała się Boża Krówka Bedrik najpierw Orłem Białym, a potem Białą Krową. Postanowili Małobogowie ją ukraść, uprowadzić, jak niegdyś czynił z gowędem (bydłem skrzystym) Perun albo Weles, jednak wtedy, jakby w sam czas, by zapobiec zbrodni targnięcia się na rodzicieli, Swąt wypuścił z Kłódzi drugie bodre Światło. Ten robaczek jaskrawy był ciemny i zwinny. Doskoczyła do niego Rudź i zaraz ukryła go pod sukniami. Ale i Plątwa zobaczyła Świeże Światło. Wszczęła wrzawę i Wielkobogowie ruszyli w pogoń za Rudzią, dosiadając skrzystej zwierzyny. Jakby im było mało, że posiadają już Białą Krowę! Naprzeciw nim ruszyli Małobogowie, gotowi do końca bronić swojej zdobyczy.
Jeśli Swąt uczynił owo drugie światło, by przyczynić się do zgody, to wcale jej nie było. Rozpoczęły się drugie Dzikie Łowy na Weli, Niebie i Ziemi. Rudź uchodziła po gajach, pustoszach i niwach, aż ukryła się na Żytnim Zagonie. W tym czasie bogowie ścierali się ze sobą i wciągnęli do walki swoich pomocników Przedstworzy – pierwbogunów i pierwboginki. Najdzielniej stawał przeciw Wielkobogom Tur-Kołota (Turupid-Ciosno). Obficie się lała boska posoka-juchor, kras z i płeń. A pilnowali owego zagonu straszni psi czarni. Tych psów dostała Reża od Kupały-Dziwienia, by pomagali jej strzec zasiewów, bo bogunowie Morów stale się zakradali niszcząc uprawy. Nikt nie odważył się wejść w gęste zboże, lecz otoczyli je ze wszech stron i nie odstępowali. Rudź wypuściła spod sukien Ciemną Bożą Krówkę, ale ta nie miała tutaj soczystej trawy, by wzrosnąć. Boda wyszła przed wszystkich, wzięła się pod boki i rzekła, że z każdym z Wielkobogów z osobna się zmierzy, a kto ją pokona, ten dostanie Ciemnego Bedrika. Nie wiadomo czy ją natchnął siłami sam Swąt, czy też może Białoboga, w każdym razie Boda wpierw pokonała w zapasach pewną siebie Marzannę, potem Swarę, Stryję i Łagodę, a kiedy zwyciężyła również Spora, Wielkobogowie dali za wygraną. Odstąpili. Boda powiodła Bożą Krówkę Ciemną na łąki Radogostów, w swoją dolinę, zwaną Kotłem Body. Tu pasąc się wzrosła ona wpierw w Czarnego Orła (lub Kruka), a potem w wielkiego Czarnego Byka.
Lecz na tym wojna się nie zakończyła. Z gniewu i upokorzenia oraz wzrastającej zawiści przyszło do brzemiennej w skutkach Siódmej Bitwy – o Miarę.
Kapłani wądzcy mówią, że owym pierwszym Światłem była Biała Boża Krówka lub Boża Owieczka, nosząca na pancerzu czarne ślady od licznych uderzeń Perunica i Ciosny Turupida. Druga Boża Krówka Bedrik3 miała mieć czarny pancerz, a kropki (ślady uderzeń Peruna i Swaroga) białe. Według gleńskich żerców kątyny Bożeboga, Boda wydała na świat z fałdów sukni Czarną Bożą Krówkę nie w Żytnim Zagonie Rgłów, lecz w Topolowym Gaju i ukryła ją w topolowym pudełku4.
Według lędziońskich kątyn ze światliszcza nad Danaprem5, owo Boże Światło Ciemne miało postać Czerwonego Świetlika. Stąd Świetliki przybywają w czerwcu na ziemskie niwy, na pamiątkę owego wydarzenia. Jasne zaś Światło miało postać Bedrika Biedronki, czerwonej barwy pancerza, z czarnymi kropkami.
Od tamtego też czasu na pamiątkę pierwszych Dzikich Łowów i tego, że Łado z Rodem rzucili kołem w Mą da, wózki święte używane do obrzędów, a także wozy bojowe, mają po trzy koła, a nie cztery. Wóz Kirów jest widzialny cały czas na Niebie, jako że go Kirom zwrócono, a na dodatek ciągną go skrzyste wielkie niedźwiedzice, które im dano, żeby zadośćuczynić krzywdom.
Wszystko to działo się w jeden dzień welański, a jeden taki dzień jest jak cały rok na Ziemi. Od tego czasu Łado nosi przydomek Kołata, zaś Rod-Kolada (Kułada)6.
Obrzędy związane z narodzinami Bodrego Światła i Dzikimi Łowami obchodzi się dwakroć w roku po całej Słowiańszczyźnie: raz podczas letniego przesilenia, a drugi podczas zimowych Godów. Wtedy też stawia się w domostwach żytnie snopy i zdobi pomieszczenia jodłowymi gałęziami7.
Według podań czarowników i wieszczów z Wyszehradu, Budy, Krakowa, Gniezdna i Wolina, a więc tradycji kącin Zachodu, dawnych ludów Nurów, Wędów i Lęgów, wydarzenia miały nieco inny przebieg. Na Wielkim Wozje Godów, prócz wymienionych bogów siedzieli także Dażbóg z Dabogą i Przepląt z Plątwą. Ciągnęły go nie skrzyste niedżwiedzice, lecz Dażbogowe złotorogie tury. Gdy Małobogowie zatrzymali wóz, Mąd złamał dyszel, zaś Turupid-Ciosno ubił tury, którym Krasatina odłamała złote rogi. Kupała-Dziwień zeskoczył pierwszy, lecz nim cokolwiek zrobił, Sowi odciął mu głowę swoim krzywym dziobiskiem. Plątwa natychmiast złapała toczącą się głowę Kupałową i przymocowała ją do karku Pana Żądzy, obwiązując łopianem. Sprawiło to, że głowa przyrosła w mgnieniu oka. Rozwścieczony Rod zdjął wtedy koło wozu i rzucił nim w Małobogów, a Łado tylko klekotał swoją kołatką, płosząc skrzyste wierzchowce Młodych Żywiołów i Mogtów. Sturęki Łado sam się zaprzągł do trójkołowego wozu i pognał na Welę, w Niwę Wiłów.
Według nich, w drugich Dzikich Łowach Rudź wydała na świat Ciemne Bodre Światło w Łanach Żytnich u Rgłów, a Dziwień-Kupała wtedy dopiero potajemnie dał Żywi-Siwej, córce Rgła i jego synowi Rgiełcowi, siedem czarnych psów, które gotowe były rozszarpać każdego, kto choćby stopą naruszy żytni zagon. Czy to z powodu odniesionej rany (odcięcia głowy), czy z jakiegoś innego, Dziwień zaczął uważać, że Wielkobogowie niesłusznie nastają na drugie Bodre Światło, skoro posiadają już Białą Krowę. Doszło do pojedynku zapaśniczego Body, w którym bogini pokonała wojowniczą Swarę, sprytną Plątwę, zwinną Stryję i groźną Perperunę. Na koniec Dziwień wystąpił przeciw niej i przegrał, a wtedy Wielkobogowie odstąpili od Zagonu i Bod a mogła powieść Bedrika ku swojej kotlinie.
Powiadają oni, że Krasatina ozdobiła złotymi rogami turów Dażbogowych swój pałac nad Błękitnym Jeziorem, na welańskiej Niwie Dziewów i zawiesiła na nich także inne zdobycze z Dzikich Łowów: futra sobole i rysie oraz szabłę – krzywy miecz-kozik Mora, który zwą także brzytem albo morzykiem8. Niektórzy mówią jednak, że Mor nigdy nie utracił swojego morzyka-szabły.
Gdy zaś idzie o czarne psy Dziwienia, to po zakończeniu Wojny o Krąg Żywia-Siwa dała je swojej matce Reży, by przypieczętować zgodę między Młodymi i Starymi Mogtami.
Tak oto skończyła się Bitwa o Mnożność, chociaż okazało się, iż Bodre Światło wcale jej nie daje. Jest ono mnożnością i siłą ródczą samą dla siebie albo jak powiadają inni, jedynie duszyczką Swątlnicy. Nikt nie może posiąść Bożego Światła na stałe w jakiejkolwiek jego postaci – Bożej Krówki, Orła czy Krowy-Byka.
Nastał pokój, lecz tylko po to, by zebrano siły przed następną bitwą – o Miarę.
Żywioł Powietrza zamrożony przez Morów w odwiecznej bitwie
Bitwa o Miarę – siódme, końcowe starcie w Wojnie o Krąg
Uradzono w Golem Beudzie, że trzeba Starym odebrać wszystko, zwłaszcza zaś Kołacz Wieków przechowywany w Złotej Izbie tynu Sporów. Kołacz dzielili między sobą Wielkobogowie. Czynili to w ten sposób, że kto go spożywał w danym roku, ten tym rokiem władał. Każdego godu kto inny odkrawał sobie część. Kołacz Wieków powoli odrastał, a z końcem roku znowu był cały i następny z Wielkobogów mógł zjeść swoją część. Strzegli go bardzo i nie chcieli dzielić z Małobogami, bowiem uważali, że jako uczyniony z welańskich zbóż, daje temu, kto go spożywa, wieczną młodość, wieczystą mądrość i wielką moc. Bali się więc, że go zabraknie, zwłaszcza iż wszystkie kolejne wypieki Śreczy i Reży nie posiadały takich właściwości jak ów pierwszy kołacz wieków – Kołwieko. Bitwa toczyła się więc nie tylko o miarę czasu, ale także o miarę mądrości, miarę siły i władanie Bodrym Światłem. Małobogowie zamierzyli dorównać rodzicom, przewyższyć ich i zająć ich miejsce w Kręgu.
Bój, który się rozegrał, był najcięższą z bitew całej wojny. Zjednoczeni Małobogowie nie byli ani tak sprytni, ani tak mądrzy, jak zespoleni Wielkobogowie, jednakże przewyższali tamtych siłą i nie znającą lęku odwagą, z której brało się wielkie zdecydowanie ich działań. Mówi się, że za obydwiema ostatnimi bitwami Wojny o Krąg stał Przepląt, który był ich ukrytym tworzycielem. Wielką rolę w jednej i drugiej odegrały jego dzieci: Mąd i Licho. Kto twierdzi w ten sposób, powinien wskazać korzyści, jakie miałby Przepląt wynieść z owych utarczek. Jeżeli miał zamiar wyrównać różne porachunki i odbić swoje straty z poprzednich bitew, to zamiar ten mu się nie powiódł. Niektórzy prawią, że jedynym jego zamiarem było objęcie przywództwa nad Siłami Ciemności. Jeżeli tak, to osiągnął swój cel. Ale są też tacy, co prawią, iż przez poprzednich pięć bitew Wojny o Krąg bezład i poplątanie wszych rzeczy tak niepomiernie na całym świecie wzrosły, że oboje Plątowie dostrzegli możliwość całkowitego zapanowania nad dziedzinami Swąta. Ten zamiar nie powiódł im się tylko dzięki wyjściu Swąta z Kłódzi.
Paprotniki Rodów zmorzone przez Marzannę
Perun i Prowe podstępem odbierają Małobogom Przedstworzów
Osidle-Osudzie nie chciało się bić. Zawsze najchętniej przebywała w swojej Zdrożnej Ostoi. Opuściła Golem Beud i wróciła do siebie. Prawdki Prowego, które na wszystko mają baczenie, doniosły o tym swemu władcy. Prowe ze starymi Weniami zawitali niespodzianie w Niwę Jaja. Niby to przypadkiem przechadzali się po okolicy. Dziwnym zrządzeniem droga zawiodła ich do Zdrożnej Ostoi. Tu spotkali Osidłę. Wiedziała, po co przyszli. Wid-Wij, Pan Wieszczby, powiedział jej o tym, kiedy odchodziła. Powiedział nie tylko to. Usiłował ją powstrzymać twierdząc, że jej odejście doprowadzi do poruszenia Kłódzi i wyjścia na Welę Swąta. Postanowiła trzymać język za zębami. Nie sprawiali jednak wrażenia wrogich. Prowe chciał zrozumieć, dlaczego Młodzi buntują się przeciw Starym. Pytał, co ona myśli o zapiekłości Młodych przeciw rodzicielom. Skąd w nich taka złość? Próbowała przekonać Prowego, Podaga i Pogodę, by podzielili się tym, co mają, ze swoimi dziećmi. Od słowa do słowa przyszło do kłótni. Na każde jej zdanie mieli dwa zdania, a na każdą rację trzy własne racje. Osidła niebacznie wykrzyczała im, że dni ich są policzone, bo szykuje się zajazd na tyn Sporów. Pożałowała zaraz i czym prędzej odeszła. Było już jednak za późno. Przepowiednia Wida sprawdziła się. Osidła nie przedsięwzięła żadnych kroków. Zamknęła się w swojej samotni nie chcąc brać w niczym udziału.
Prowe powiadomił Starych Jednogłowych, że Małobogowie napadną tyn Grubów licząc, iż dom znajduje się tylko pod opieką bogunów Spora i Śreczy oraz skrzystych zwierząt ich niwy. W obecności wszystkich uradzono podstęp. Postanowiono, że Wielkobogowie, dokładnie tak jak niegdyś Rodowie, zamkną się cichaczem w tynie Grubów, a część schowa się w Złotojabłonnym Sadzie. Kiedy Małobogowie uderzą, spotka ich sroga kara.
Wid-Wij, syn Makosza, wiedział o tym – odczytał prawdę z lotu ptaków nad Golem Beudem i z kształtów chmur. Ostrzegł Małobogów, by odstąpili od natarcia, bowiem wnętrze tynu będzie pełne ukrytych wrogów. Wyśmiano go, że się lęka słabych bogunów, świętych zwierząt, mocy zaklęć i kilku niewinnych inogów stanowiących straże.
Perun zamierzył jednak coś jeszcze innego. Nie wierzył Osidle, a może czuł raczej, że Małobogowie wiedzą o jej zdradzie. Nie słuchając nikogo sam jeden wyprawił się do Golem Beudu i przedstawił ugodowy pomysł zażegnania bitwy. W zamian za swoich Przedstworzów Małobogowie mieli dostać Kołacz Wieków, Wóz Godów i Białą Krowę – bez walki. Mieć Mnożność, Miarę Czasu, Wieczystą Mądrość i Wielką Moc oraz cztery pory roku tylko dla siebie!? W zamian za kilkudziesięciu Przedstworzów?! To było coś niewyobrażalnie wspaniałego! Nie wahano się ani chwili, a Wida, który znów się sprzeciwiał, zagłuszono nie dopuszczając do słowa. Umówiono się, że wymiana nastąpi na Niwie Ładów, opodal Siodła Gogoli. Perun powiedział, że przekona Wielkobogów, i z tym opuścił Golem Beud.
Nie poszedł jednak wcale do nich wszystkich, bo wiedział, że ich nie przekona, tylko do Prowego. Jemu wyjaśnił swój pomysł. Prowe stwierdził, że trzeba nakłonić jeszcze Chorsa, bowiem tylko on jeden jest zdolny wyczarować coś, czego nie ma, i sprawić, by wyglądało jak prawdziwe. Był to twardy orzech do zgryzienia dla Peruna, bo od czasu wyprawy po czarny kamień i obdarcia Pana Czaru ze skóry w ogóle nie rozmawiali ze sobą. Chors postawił trudny warunek – Perun pozwoli mu się pokonać w walce i przeprosi go za to, co mu kiedyś uczynił.
Wołchwowie z Kijowa i innych świątyń Peruna mówią, że udane wykradzenie kamiennej błyskawicy i ukorzenie się Pana Gromu przed Chorsem, gdy ten przyszedł pod Perunowy tyn, miało miejsce właśnie po tym tajemnym układzie, a nie wcześniej, jak prawią inni. Jest prawdą, że Perun tylko jeden jedyny raz przegrał, właśnie z Chorsem i że stracił w wyniku przegranej kamienną błyskawicę.
Perun nigdy nie był wprawnym kowalem, a i Prowe nie potrafił dobrze budować rzeczy. To, co we dwóch wykonali, tylko dla ślepego mogło uchodzić za owe drogocenności przyrzeczone Małobogom. Chors jednak przydał czaru tym rzeczom i wyglądały po jego robocie jak najprawdziwsze. Perun zjawił się w Siodle Gogoli, a rzeczy postawił na wzgórzu, skąd siały wspaniałym blaskiem rozjaśniając niczym słońce całą Dolinę Czterech Bogiń. Małobogowie dotrzymali słowa. Nie lękali się niczego, bowiem było ich wielu, a Perun sam. W duchu śmiali się z głupiej wymiany wymyślonej przez Wielkobogów. Spędzili swoich Przedstworzów w dolinę i obejrzawszy dokładnie Kołacz, Wóz oraz Białą Krowę, dobili targu. Perun popędził bogunów i boginki do tynu Grubów, gdzie siedzieli zaparci Wielkobogowie. Byli bardzo zdziwieni, jakimż to sposobem Perun doprowadził do tego, że Małobogowie pozbyli się dobrowolnie swoich pomocników. Ich radość była wielka, bo teraz posiedli taką przewagę, że Małobogowie nie mieli nawet co myśleć o zdobyciu tynu i ukrytych w nim drogocenności.
Pomiędzy Małobogami przyszło zaś od razu do utarczek. Bodnyjak chciał być Pasterzem Białej Krowy, a Mąd chciał pierwszy ugryźć Kołacza. Jednakże inni też tego chcieli. Rozpoczęła się przepychanka, sprzeczka, a wreszcie bijatyka. W bitwie zapomniano o przedmiotach. Warz a łakomie spoglądała na czarowny wypiek i korzystając z zamieszania wbiła zęby w wykuty z żelaza, malowany kołacz. Złamała sobie dwa górne siekacze i narobiła takiego krzyku, że wszystkich to otrzeźwiło. Teraz dopiero spostrzegli Małobogowie, jakiego strasznego podstępu ofiarą się stali. Chciano natychmiast uderzyć na tyn Grubów i wybić Wielkobogów do nogi. Wid ich ostudził stwierdzając, że nie mają już nawet żadnych pomocników. Przekonywał ich także, by się ukorzyli i przysięgli rodzicielom, że nigdy nie sięgną po ich rzeczy, a wtedy na pewno ich własność – bogunowie i boginki zostanie im zwrócona. Znowu go nie słuchano. Żądza zemsty była zbyt wielka, ale zgodzono się, że bez pomocników nie da się wykonać takiego planu.
Słońce śmiertelnie zmrożone, skowane – W Okowach Mora, w Okowach Lodu
Ożywienie zduszów w Nawiach
Smutek i zwątpienie zapanowały w duszach Młodych Jednogłowych. Nikt nie wiedział, co począć. Pomysł poddała jednak Licho.
– Wszak – powiedziała – Nawie są pełne zmarłych ludzi. Dajmy im ciała i tchnijmy w nich żywot, a uczynimy armię liczniejszą niż ktokolwiek może sobie wyobrazić. Tak też zrobiono, chociaż nie było to wcale proste.
Do ożywienia zduszów nie wystarczyło rozpalenie nieci żywota w zwykły sposób, łuczywem Lelija. Trzeba było użyć do tego skry z Ognia Ogni pilnowanego przez Swaroga. Zdobył ją Bodnyjak, który jako ślepiec, nie zwracając uwagi Kauków ani Gałęzów, zaszedł na Równię. Był przemarznięty i dygotał, więc Swarogowi pomocnicy, ogniści bogunowie Bogacze, pozwolili mu usiąść i się ogrzać. W pewnej chwili nadleciał znienacka Dyj-Bełt i rozrzucił płonące polana po okolicy. Bogacze musieli zbierać żagwie i układać je na powrót w stos. W tym czasie Bodnyjak porwał jedną z nich, ukrył za pazuchą, a następnie dał Dyjowi. Ten poniósł płonącą żagiew prosto do Nawi. Sowica-Polel zrąbał aż dwa konary Gorgorzału w Piekle, by było dosyć polan do rozpalenia zniczów Życia. Skalnik oddał Podziemie na miejsce działań, a Zmora zagony w pustoszach Otchłani. Niektórzy kudiesnicy powiadają jednak, że wylęg wszych zduszów odbył się w samym Piekle. Mąd i Dzidzilela-Żal pławili trupie ciała i zmarłe dusze w żywej wodzie ze źródeł Rudzi. Mą d nieustannie je okręcał i bełtał wody swoim kijem-wijem. Dyj mu w tym pomagał, rozdmuchując wełny i burząc toń. Dzidzilela zanurzała w wodzie martwe członki oraz każdą kosteczkę po kolei, a potem przekładała do kotła. Kocioł został wykradziony Chorsowi przez Licho. Zmora wyrabiała jad z ziół zbieranych przez Chorzycę i smarowała nim jigły, które Dzidzilela wbijała w każdą duszę kładzioną do martwego ciała. Następnie warzono ich w kotle i maczano w piekielnej Czernicy. W skalnikowym Podziemiu stanęły wraz zagony szkaradnych postaci. W długich rzędach kłębiły się potworne ciała zapełnione duszami z Piekieł i Założy. Rychło ożywione straszydła poczęły pochrząkiwać, macać się i oglądać, szczerząc wielgachne kły. Tak narodzili się zdusze – półboskie byty poczęte z martwych członków i dusz ludzi zmarłych.
Ponieważ w tym czasie jeszcze niewielu ludzi przebywało w Nawiach, bo Zerywanie dopiero co zamieszkali ziemską Kolibę, na ostatnich z nich – Lepirów, zabrakło już ciał i wyszli półprzejrzyści, bo jedno ciało dzielono na dwóch, a czasem nawet i trzech z nich.
Skalnik, Licho, Zmora i Mąd wyposażyli swoich podopiecznych w broń. Skalnik wykuł z kamienia miecze, szable, sztylety i haki, Licho ukuła niewidzialne zbroje twardsze niż żelazo, hartowane w kipielach Czerwienicy i Lawospadach Czernicy. Mąd z prętów i gałęzi piekielnych drzew zrobił łuki i dzidy, a Zmora strzały i groty, które razem z Dzieldzieliją zatruwała jadem iglanym.
Oto powstała armia Sił Ciemności i zgrzytając zębami, kłapiąc krwiożerczymi paszczami, przestępowała z nogi na nogę, nie mogąc się doczekać znaku, by ruszyć do krwawego boju.
[foto Trevor White]
Słowo o zdusznych rodzinach i sotniach
W Podziemiu i Piekle ukształcono tego dnia trzynaście rodzin zduszów, a w każdej z nich było wiele sotni, a każda następna rodzina czy sotnia nosiła w sobie przyrodzoną krwiożerczość i straszniejszy od poprzedniej wygląd. Każda z tych przerażających zdusznych rodzin miała jednak swoje słabe miejsca, coś co pozwala nad zduszem zapanować lub go przepędzić, gdy się ma w sobie dosyć siły i odwagi po temu. Nad każdą sotnią stanął książę ciemności, znany ludziom z imienia. Ci mieli postać szczególnie okrutną.
Ludzie jednak zetknęli się ze zduszami dopiero dużo później. Czas przed ich pojawieniem się na Ziemi nazywany jest Czasem Srebrnym, tak jak okres, w którym Zerywanie żyli na Niwach Weli (przed strąceniem) nazywany jest Czasem Złotym9, a okres ich żywota w Kolibie Czasem Brązowym.
…
[foto: Janice Street]
Narodziny Stworzy na Stokrotnej Łące, czyli Ustokrotnienie Przedstworzy
Kiedy o tym wszystkim, co działo się w Nawiach i w Podziemiu, dowiedzieli się Wielkobogowie, padł na nich blady strach, bo wszystkich Przedstworzów było wtedy na świecie tylko, a niektóre z nich mało bitne12. Zrozumieli, że w bitwie nie będą mogli nawet myśleć o stawieniu czoła licznej czeredzie okrutnych przeciwników. Jedynie Spor zachował przytomność umysłu. Za jego radą zebrano wszystkich Przedstworzów na Stokrotnej Łące. Tu zakopano ich w sporzącą glebę i podlewano obficie żywą wodą ze Zdroju Rodów. Wkrótce z każdego zakopanego wyrosło sto okazałych kwiatów o stu białych płatkach. Tak powstały stokrocie (kwiaty stokrotne). Gdy Pąki stokroci się rozpękły, z każdego wyskoczyła boginka lub bogun. Oto jak narodzili się Stworze.
Niektórzy powiadają, że dopiero od tego czasu łąkę ową nazwano Stokrotną, jako że dokonało się na niej Ustokrotnienie Stworzy. Inni mówią, że łąka zawsze się tak nazywała, a to dla swych stokrotnie sporzących właściwości.
Stworze byli o wiele mniejszych rozmiarów niż ich rodzice, Przedstworze. Co ciekawe, również rodziciele utracili swoje rozmiary wydając na świat tyle potomstwa. Zachowali może tylko ciut mocniejszą posturę i bardziej podstarzały wygląd. W ten sposób powstały rozliczne rodziny Stworzów, którym przewodzić poczęli owi rodziciele, zwani Starszymi. Każdy z narodzonych posiadał dokładnie taką samą moc jak jego poprzednik, Przedstwórz.
Wołchwowie Grubów ze Sporysza powiadają, że nie było to dokładnie po stu Stworzów zrodzonych z każdego Przedstworza, lecz po 99, tak że wszystkich po Ustokrotnieniu było 31 200. Zawarta w liczbie mnożności czerta wyraźnie wskazuje, że Stworze mają niekoniecznie sprzyjające życiu przyrodzenie i część z nich działa zupełnie odwrotnie, niż zakładali bogowie. Niekiedy ten sam sporzący dobro i powodzenie bogun potrafi działać przeciw życiu, ku śmierci.
Ustawiono ich jak najszybciej w bojowe szyki. Na czele stanęli Perun, Łada-Łagoda i Dziewanna. Zaraz za nimi wyruszył dosiadając Białej Krowy Bożebóg-Bodo. Krowy nie można było zostawić samej, bo było pewne, że Małobogowie zechcą ją podstępnie wykraść. Za to schowano dokładnie w spichrzu Kołacz Wieków, ukryto w Grusznym Sadzie wóz i zamknięto w podziemiach sporzego tynu Miesiąców. W bojowym pogotowiu opuszczono usłane białym kwieciem Stokrotne Łąki.
[foto: Royce Bair]
Wielka Bitwa – Biała Krowa przeciw Czarnemu Bykowi
Na Niebieskim Polu stanęły naprzeciw siebie dwie potężne armie, dosiadające skrzystych wierzchowców bądź inogów (zwierzów niebiańskich). Pierwsza drużyna sił ciemności, złożona z Małobogów i zduszów, prowadzona była przez Bodę siedzącą oklep na Czarnym Byku. Dowodzili nią Chorsiniec i Mąd. Druga, składająca się z Wielkobogów i stworzów, biała drużyna, z dowodzącym Perunem i Ładą-Łagodą, prowadzona była przez Bożeboga na Białej Krowie. Na początku Pogoda wystąpiła naprzód, próbując doprowadzić po raz ostatni do zgody. Małobogowie nie dopuścili jej do słowa, zagłuszając przemowę warkotem i biciem bronią o tarcze. Wkrótce rozpętała się straszliwa bitwa. Niebiosa zatrzęsły się, a nad Ziemią i Welą przeleciały dujawice łamiące drzewa i wyrywające góry. Ze straszną niszczącą siłą spadły deszcze, ciężkie jak kamienne wodospady. Dosiadane przez zduszów szaszory, skrzydlate dziki i kozły, rozrywały na strzępy zastępy Rusałek, Latawców, Nocnic i Kąpielników. W tym czasie inni bogunowie, na swoich skrzydlatych wilkach, jeleniach i koniach, zabijali bezlitośnie Upiory, Strzygi, Wilkołaki, Dybuki i Wiedźmy. Zwierzęta raniły się i kiereszowały wzajemnie. Z gardeł bogów i ich pomocników dobywał się okrutny wrzask wojenny. Krew boska lunęła strugą. Na Ziemi i Weli spadły wtedy krwawe deszcze. Odłamki broni i obcięte członki boskie leciały z niebios jak grad. Raz po raz walił się z hukiem na lądy ziemskie rażony bogun lub martwy wierzchowiec. Powoli otrząsał się potem z martwoty-kirsnu, rany mu się zasklepiały i powtórnie ruszał do boju. Zabite w walce zdusze spadały z powrotem w Nawie i stopniowo ich ubywało. Już, już zdawało się, że Wielkobogowie i Biała Krowa zwyciężą, ale Siły Ciemności zdwoiły swe wysiłki i zapiekłość, użyto też ukrytych dotychczas łuków i zatrutych strzał. Rażone strzałami Zmory i Dzieldzieliji zwierzęta oraz bogunowie, wpadali w szał i siekali swoich, zamiast rzucać się na wroga. Biała drużyna jęła się wycofywać. Wkrótce był to prawdziwy odwrót, a po chwili odwrót bezładny. Mąd i Diw z sotniami Wąpierzy, Biesów i Przezkostów osaczyli Białą Krowę. Raniono Bożeboga, który spadł na Ziemię. Perperuna wszczęła krzyk i zawróciła. Dosiadła Białej Krowy, która miała już wbitych w boki sto dzid i broczyła obficie krwią. Broniąc jej zmierzano chyżo do Weli. Coraz kto inny dosiadał i poganiał Białą Krowę, i kto inny ją osłaniał od ciosów. Wpierw był to Rod, potem Rodżana, później Swara, a wreszcie sam Swarog. Dopiero jemu udało się ujść w Jodłową Puszczę Borowiła, lecz Krowa uderzona w czoło kamienną maczugą, poraniona i osłabła, zmieniła się nagle w Krwawego Orła.
Pozostali Małobogowie skupili się naprzeciw tynu Grubów w ich Niwie. Wielkobogowie otoczyli tyn pierścieniem gotowi bronić do ostatka zamkniętego w nim dobytku. Wybuchła druga Wielka Bitwa. Znów polała się niebieska, biała i czerwona krew. Jednorożce rozcinały boki skrzydlatym wilkom, czetlice-kury rozszarpywały ażdahorów, skrzyste węże dusiły w mocarnych splotach pierzaste połozy. Wela zadrżała, w trzech miejscach nadpękła i trysnęła z nich ogniem. Dwugłowe orły i psiogłowce kąsały bogunów, a grad strzał wypuszczanych przez Wołotów raził bezlitośnie szeregi Jątrów, Strosków i Duchaczy. Z mgieł dobyły się Widma, z wód uniosły Toplice, zaduł wicher uczyniony przez Strzybogowych synów i wnuków. Lepiry wzniosły się kurcząc krogulcze pazury, zatrzymały wiatr w miejscu i niespodzianie skierowały go w stronę boginek i bogunów. Całą Niwę Niw przykryła ciemność, a mglista zawiesina wodna sprawiła, że powietrze stało się nieprzejrzyste i zapadła noc.
W tym czasie przeistoczona w Czerwonego Orła Biała Krowa zmarniała i skurczyła się do krzty. Stała się Krwistą Bożą Krówką, małą jak na początku, a na pancerzu miała wiele zakrzepłych ran od wrażych uderzeń. Swarog rozgrzewał ją swoim witalnym oddechem, rozpalał jak umiał, ale ona coraz bardziej gasła. Zdawało się, że umiera. Lecz kiedy już całkiem zamknęła oczy, stał się dziw najdziwniejszy, oto odżyła tchnięta Swarogowym oddechem (a może, jak chcą niektórzy, tajemnym tchnieniem Swąta) i poczęła się odradzać. Wpierw stała się Białym Orłem, a zaraz potem, upasiona runem leśnym, dojrzała do postaci Białej Krowy. Borowił okryty pyłem bitewnym przybył do swoich puszcz. Miał złe wieści. Obaj dosiedli pośpiesznie Białej Krowy i ruszyli rączo ku Niwie Grubów. Na widok Białej Krowy pełnej sił witalnych Małobogowie zwątpili w swą moc. Zwątpienie to pierwszy krok do klęski. Zastępy zduszów znacznie się przerzedziły. Od walki musiała odstąpić Zmora, Dzieldzielija i Sowi, którzy pobieżali w Nawie ożywić na powrót zabitych zduszów. Zwycięstwo przechyliło się na stronę białej drużyny. I byliby zwyciężyli Wielkobogowie, gdyby nie Diw-Ładziw, który natchniony nagłą myślą rzucił się ku Wierchowi Weli.
[foto: Janice Street]
Wywijając ośmioma uzbrojonymi ramionami, Diw przedarł się w obręb Zamyku Kłódź. W walce wręcz pokonał strzegącą Drzewa Drzew Świćgałęzę i zasiadł w jego konarach, blisko wierzchołka. Z Wierszby raził wszystkich wrogich bogów. Diw-Ładziw, jako dziecko Dziewanny i Łada, był z przyrodzenia dziki i nieokiełznany, a posiadał też wielkie zdolności bitewne i łowcze. Niełatwo było go pokonać, jako że urodził się zakuty w złotą zbroję, a władał najbieglej spośród wszystkich bogów dzidą i procą. Właśnie pociskami z procy siał najokrutniejsze spustoszenie w szeregach Wielkobogów i Stworzy. Z wierzchołka Wierszby widział wszystko i trafiał zawsze bezbłędnie. Jego działanie do tego stopnia zmieniło przebieg bitwy, że biała drużyna znowu jęła się wycofywać.
Nikt z Wielkobogów nie zasłużył się jednak w boju tak jak Prowe. Czstnota słynąca niegdyś z odwagi, teraz zaś krucha jak gliniany garnek, była pozornie w bitwie nieużyteczna, ale przelała całą swoją moc na męża. Prowe sprytnie przybliżał się do Czarnego Byka, wziąwszy łuk od Łady-Łagody. Korzystając ze zgiełku bitewnego i zwrócenia przez wszystkich uwagi na Diwa, ukryty w wykrocie, oddał z bliska śmiertelny strzał w samo bycze serce. Zwierzę wierzgnęło i upadło, a nim dotknęło ziemi, stało się Krwawym Orłem. Czerwony Orzeł próbował się wzbić w powietrze, ale nim tego dokonał, był już tylko Czerwoną Biedronką. Biedronka z trudem przeleciała kawałek, tylko tyle by usiąść na ramieniu swej pasterki, Body.
Załamanie Małobogów było zupełne. Swarog, Perun, Dziwień, Daboga, Śrecza, Dziewanna i Łada-Łagoda wdarli się na Wierch Weli rozpoczynając szturm na Drzewo Drzew. W zacietrzewieniu, zaognieniu bojowym, bitewnym wzburzeniu, stało się nieszczęście – broniący się zajadle Diw złamał gałąź, na której siedział, i trącił Kłódź Swątową. Tego było za wiele. Pan Panów, Władca Władców wielki Swąt-Światowit wyszedł wtedy z Kłódzi, by przywrócić porządek. Jednym dmuchnięciem strącił Diwa z Drzewa Drzew. Ten uleciał ku Nawiom trzymając się ułamanej gałęzi jak ptasiego skrzydła. Owa gałąź była płonna, dlatego tak łatwo się ułamała.
Wyjście Światowita z Kłódzi
Kiedy Bóg Bogów pojawił się w obrębie Zamyku, a potem wyszedł na Wierch, wszyscy wojownicy rozpierzchli się niczym pchły, przerażeni jego gniewem. Każdy czmychał w najciemniejszy kąt i zaszywał się po zakamarkach swoich niw lub w najgłębszych norach. Bogowie zamieszani w wywleczenie Nawiaków na świat żywy, poczuli narastające przerażenie.
Wieszczowie kąciny Światowida z Rugii-Rany twierdzą, że strach rozlewa się po wszych duszach zawsze, gdy Swąt wychodzi, bowiem razem z nim wylewa się na świat Postrach, resztka owego potwora, którego Bóg Bogów wydał z siebie, by pokonać zbuntowanych Zniczów. Największy zaś przestrach, wręcz grozę, budzi on zawsze w tym, kto jest winien.
Dziewięcioro Małobogów skryło się wpierw w czarnej chmurze nocy, uczynionej przez Bodnyjaka, a potem pod jej osłoną przedarło się do Podziemia. Tu Skalnik dał im spoczynek i sam się schronił razem z nimi. Tych dziewięcioro to byli (poza Skalnikiem): Mąd, Zmora, Licho, Dzidzilela, Dyj-Bełt, Bodnyjak, Lelij-Smęt i Polel-Sowica. Światowit ich nie ścigał. Dał im spokój, lecz objął ich klątwą. Kara była sroga. Owi bogowie od tamtego czasu nigdy nie mogą pokazać się w świetle pełnego dnia. Wychodzą na Ziemię i Welę tylko nocą, w burzę i nawałnicę albo przesiadują w jamach i jaskiniach, żlebach górskich, w głębinach wód czy czarnych ostępach leśnych. Za białego dnia wysyłają na świat tylko swoich pomocników – bogunów i boginki, których rękami czynią swoje powinności. Lel, Polel, Skalnik, Licho, Zmora i Bodnyjak zawsze odchodzą w Podziemia lub Zaświaty przed świtem, a na ziemskie niwy przybywają po zmierzchli, gdy skryje się ostatni promień słońca. Trochę lżejsza kara spotkała Przepląta i Plątwę, których Bóg Bogów uznał za winnych wywołania dwóch ostatnich bitew i poruszenia Kłódzi. Ci przebywają na niwach tylko w dni mętne, bezsłoneczne. Kiedy białe światło zalewa świat, kryją się w ciemnych zakamarkach.
Diw-Ładziw spadłszy w Nawie boleśnie się potłukł i uciekł do swojej matki Dziewanny. Ta przemyciła go w ciemne puszcze Borowiła. Tu pielęgnowała syna, a gałąź o dwóch Pędach podzieliła na pół. Jedną część zasadziła w ziemi, koło tynu Dziewów, drugą zaś w koronie dębu. Dziewanna miała nadzieję, że z gałęzi wyrośnie nowe drzewo drzew, ale ta gałąź była inna niż wszystkie pozostałe pędy Wierszby. Niektórzy kudiesnicy i żercy mówią, że była ona zaszczepiona przez Gałęzów albo przez Swąta, i pochodziła od Swątlnicy. Jako taka nie mogła wydać pożytku w postaci złotych jabłek. Gałąź w ziemi szybko uschła. Przy tej drugiej Dziewanna postawiła na straży waleczne skrzydlate jelenie. Bogowie łakomie spoglądali na wzrastającą roślinę, a kiedy zaowocowała, bardzo starali się ją zdobyć. Jelenie nie dopuszczały jednak nikogo. Przepląt wymyślił w końcu podstęp. Posłał na drzewo swoje ptaki. Zerwały one owoce, a bogowie podzielili się ziarnem. Ponieśli je w swoje niwy i posadzili w koronach własnych drzew. Tak rozmnożyła się Jemioła-Imiela, zwana także Omelą – czwarte wcielenie bogini Swątlnicy-Światłolicej. Nie wyrosło z niej drzewo drzew, ale czarowna roślina, która wydawała zawsze płonne ziarno. Z jej owoców nie mogło wzrosnąć nic, co by było zdolne do samodzielnego bytowania. Jemioła, jako odłamek świetlistego Drzewa Drzew, stała się rośliną Ładów, a ptaki, które ją zerwały, nazwano jemiołuszkami. Do dziś żywią się one owocami jemioły.
Najświętsza jest jemioła zrywana z dębów, ta zawsze jest wieszana pod czechółem, a jej liście maluje się złotem na pamiątkę owej drugiej Wielkiej Bitwy i świetlistego pochodzenia krzewu. Pod jemiołą i czechółem ludzie składają sobie życzenia wszystkiego najlepszego, pod nią zastawiają stół biesiadny, gdzie ucztują siedząc w kole13. Czynią to 24 grudnia, gdy rodzi się Jasne Bodre Światło – Biała Boża Krówka. Siedzenie w kole i tańczenie w kole, a także śpiewanie kolęd, oddaje cześć boskiemu Kręgowi Kręgów, Kostromie-Koladzie, której czas zimowego królowania się wtedy rozpoczyna, i upamiętnia ów rzut kołem od Wozu Kirów, wykonany przez Roda i Łada w obronie Białej Bożej Krówki. Tego dnia zdobią też wszy Słowianie gałęziami jodły ściany domów, by przypomnieć narodziny Bożej Krówki w Jodłowej Puszczy i przyozdabiają snopy żyta rozstawione w czterech kątach izby na pamiątkę porodzenia Czarnej Bożej Krówki przez Rudź w Żytnim Łanie14.
Wojowniczego Diwa-Ładziwa uczynił Bóg Bogów Panem Walki i Strażnikiem Ładu Świata, by już nigdy nie obrócił się przez swą dzikość przeciw światu. Wszyscy Jednogłowi uznali w nim Pana Wojny, Małobogowie zaś uczynili go swoim Wielkim Wodzem.
Światowit ustanowił nowy ład. Miesiące Kirów pozostały częściowo tylko przy Żywiołach, część z nich oddał Mogtom. Chorsowie mieli nimi władać, lecz kiedy zaginął Świcień (Świbań-Przybycień), Swarożyc z Radą Zbożą się nimi zajęli. Maści pozostały przy Dendze, lecz Swąt nie wyzwolił jej z wężych kształtów, których się może owa bogini wyzbyć tylko na zbory boże i wielkie święta. Kradzież powinna być bowiem ukarana. Boda pozostała Pasterką Ciemnego Bodrego Światła, Bożebóg zaś Jasnego. Niektóre kawałki sadów i zagonów ukradzione Rgłom przez Morów pozostały przy tych ostatnich, by złagodzić ich zatwardziałość i nieprzystępność. Wielu bogów straciło poprzednie tytuły i części władztwa, niektórzy zyskali nowe dziedziny. Wszyscy Małobogowie zostali dopuszczeni do Kołacza Wieków, z którego każdy ma kawałek dla siebie. Opiekują się od tego czasu poszczególnymi godami-rokami całego Koła Wieków. Przywilej ten został odebrany Wielkobogom. Bóg Bogów wymierzył też wszystkim uczestnikom Wojny o Krąg karę, polegającą na tym, że powołani z Nawi zduszowie pozostali przy Życiu. Cała ich moc i złość, i zapiekłość obróciła się teraz przeciw bogom Niw. Stali się sługami wyłącznie trzynastu Ciemnych Bogów, tworząc wielką armię Sił Ciemności. Prócz owych dziewięciu Małobogów ukaranych przez Swąta, Ciemnymi Bogami stali się Przepląt, Plątwa, Mor i Chors. Niestety działania zduszów obróciły się także przeciw ludziom, bowiem za wszelką cenę starają się one wydobyć z udręczenia, by móc odpocząć w Nawiach i szukają niecierpliwie nowej ofiary, która by je zastąpiła w przypisanym na wieki zadaniu. Zdusze są wobec ludzi tak samo krwiożercze, jak wobec bogów, maczają palce we wszystkim złym i nienawidzą wszystkiego, co żywe.
Wedle życzenia Swątowego, do końca świata cztery razy każdego roku odbywać się mają Dzikie Łowy i Wielkie Bitwy. By bogowie nigdy nie zapomnieli, co chcieli ze światem uczynić, a także by przetrzebić nieco mnożących się licznie zduszów. Wielkie Bitwy mają miejsce między 20 a 26 dniem marca i września, Dzikie Łowy zaś między 20 i 26 dniem grudnia i czerwca. Dla ludzi są to największe święta każdego roku – czas strachu, ale i wielkiej radości, kiedy się okazuje, że świat przetrwał kolejne Śmiertelnie zagrożenie. Powiedział bowiem Światowit, że jeśli któregoś razu owe działania bojowe wymkną się Żywiołom i Mogtom spod władania i Krąg Przemian zostanie przerwany, to właśnie wtedy wyjdzie z Kłódzi po raz czwarty i będzie to koniec tego świata.
Wreszcie bogowie zasiedli razem ze Swątem w Kręgu na Równi i odbyło się święto zgody. Światowit zapowiedział im, że kiedy wyjdzie następny raz z Kłódzi, spotkają ich straszniejsze rzeczy, po czym już nie mówiono o przykrych sprawach, lecz radowano się i cieszono oraz raczono obficie miodem, piwem, sołwą i sporyszem, a także innymi boskimi napitkami i jościem.
Siedem Czarnych Psów Dziwienia-Kupały pozostało przy Rgłach, którzy zgodzili się, by ten je brał na przechadzki. Tak więc żytniowąsy Dziwień od tamtego czasu chadza każdego lata z owymi psami, strzegąc zielonych zbóż przed zniszczeniem.
…
Żywioł Wód, Borów i Ziemi, Moc Chorsów (Księżyca), Moc Ładu, Moc Pogody i Moc Rodów w okowach Morów
Przypisy
2 Wóz Godów został porwany przez Swaroga, kiedy Jednogłowi uprowadzali z ich tumów Braci Miesiąców. Wóz załadowano na łódź Chorsińca i pozostawiono później u Sporów. Każde z czterech kół wozu Kirów (Godów) oznacza jedną z czterech pór roku na Ziemi i w całej Niebieskiej Krainie. Jego dwa dyszle oznaczały czas ciemny, zimny i letni, ciepły. Miały barwę czarną i białą. Wóz ciągnęło zwykle sześć Światłogońców przynależnych do tumu boga zawiadującego odpowiednią porą roku i stroną świata (sześć gwiazd Wielkiej Niedźwiedzicy). Owe Światłogońce (Żar-Ptaki) mają łapy niedźwiedzie i niedźwiedzie pazury, ciało wężowe, a łby ptasie. Położenie Wielkiego Wozu na niebie zmienia się zależnie od tego, czyje Światłogońce go ciągną. Dyszel wozu wyznacza kierunek jazdy. Od kiedy wóz znalazł się w posiadaniu Jednogłowych, zaprzężono do niego skrzyste niedźwiedzice – będące przedstawieniem zastępczym i ucieleśnieniem zwierzęcym Wiłów. Najstarsze podania mówią jednak o złotorogich turach –ucieleśnieniach słonecznych, zwierzętach przedstawiających dwór Sołów.
3 Boża Krówka, Boża Owieczka, Słonyszko, Bedrik, Biedronka to w różnych krajach Słowian nazwy tego samego zjawiska: owada będącego ucieleśnieniem młodego, świeżego Światła – pierwszego, jarzęcego Światła Bodrego. Jego narodziny rozpoczynają okres wydłużania się dnia, czas upadku Ciemnościa. Większość Sławów używa określenia Boża Krówka i Bedrik-Biedronka. Czesi, Serbowie i Chorwaci nazywają owada Bożą Owieczką, a Łużyczanie Bożym Słoneczkiem. ukraińcy poza nazwą Soneczko używają określenia Bedrik. Nazwę Biedronka wywodzi się od beran (baran), czyli bydełko (owca) boża. Baran u wszystkich Ariów jest przedstawieniem światła słonecznegob. Określenie to zawiera znaczenia takie jak: wgłębienie, stok, biera – los, brać, bodryj (ros.) – krzepki, silnego ducha, chętny, bodry (serb.) –żwawy, budrus (litew.) – czujny, świeży. Wywodzi się je więc także z rdzenia bud tworzącego takie słowa, jak budzić, budowacc. Słowo bodry – krzepki jest jednocześnie odwróceniem wyrazu dobry. Nawiązuje także do barwy białej i określenia biały – wielki, świecący (sanskryckie bhati). Takie nawiązanie prowadzi z kolei także do odmiennego kręgu znaczeń: biel (bielawa) – bagno, błoto i bajać – mówić, opowiadać oraz baj – mit, bajorek itp.d. Znana jest także inna nazwa Bożej Krówki – Wiedrzenica, która wiąże ją z boginią Pogodą. Litwini używają nazwy Dievo Karwyte (Boża Krówka). W sanskrycie spotyka się okreś1enie Indragopa, czyli Bydło Indry. Pokazuje to jeszcze jeden z licznych związków słowiańsko-indyjskich.
a Jej postać jest w folklorze związana z przejściem od starego do nowego roku [MNM t. I, str. 182; SMLIE str. 74].
b W mitologicznych podaniach Słowian spisanych przez folklorystów i etnografów postać Bożej Krówki jest szeroko znana. Jest ona symbolem owego nowonarodzonego światła, córką Matki Boskiej, czyli Matki Niebieskiej (Dażbogi) lub Matki Ziemi, wysłanniczką Boga Bogów. W części podań występuje jako żona Perunica, zaklęta w tę postać za zdradę. Czarne kropki na pancerzu owada mają być śladami po uderzeniu piorunem. Te podania zdają się wiązać jej postać z Zorzą, której też przypisują czwórkrotne narodzenie.
Ogólnie u ludów aryjskich (indoeuropejskich) biedronka jest Żukiem Matki Boskiej. W chrześcijańskiej tradycji Słowian Wschodnich postać ta jest przypisana do tekstów związanych z Wigilią Bożego Narodzenia. Zanosi prośby do nieba i pytania domagające się odpowiedzi, także pytania o deszcz i dobrą pogodę. Liczne warianty jej nazwy Bedrik-Wedrik (wiedro – pogoda) wskazują na mityczny związek biedronki z pytaniami o pogodę lub deszcz. W powiedzeniach i przysłowiach jest zwana szczodrą: .,Daj Boże i na Bedrik”, „Szczedrik Biedrik – dajte warennik”. Szczedrij Wieczir to noc narodzenia nowego Światła Bożego.
c Występują liczne odmiany z różnymi samogłoskami, jak zwykle w wypadku samogłosek ma miejsce duża chwiejność, stąd postacie budr i bidr, bodr oraz bedr.
d Słownik etymologiczny A. Brucknera, str. 25.
4 Baj o Bodrym Świetle jest znany także Irańczykom jako mit o Smoku Kermańskima. Według niego na południu Persji żyła dziewczyna, prządka. Gdy pewnego razu przędła na Panieńskim Wzgórzub, znalazła małego białego robaczka. Włożyła go do pudełka z drewna topoli. Zaniosła go do domu swego ojca Haftwada. Robaczek rósł, więc zrobiła mu nowe mieszkanie w czarnej skrzynce. W niej się rozwinął i przystroił w czarną koszulkę ze złotymi gwiazdkami na plecach. Razem z Robaczkiem szczęście i dostatek zawitały do ich domu, a wkrótce także chwała oraz władza, bowiem podczas buntu przeciw władcy –tyranowi Haftwad i jego synowie odznaczyli się walecznością. Powierzono więc Haftwadowi panowanie, miasto zaś nazwano Kermanem (kerm – robak). Gdy Ardaszirc rozpoczynał budowę swego państwa (założyciel dynastii Sasanidów, którego ta legenda dotyczy) wyprawił się do Kermanu na owego Robaczka, który urósł już do wielkości smoka. Ardaszir pokonał smoka pojąc go wrzącym ołowiemd.
a Patrz M. Składankowa Mitologia Iranu, str. 228.
b Zastanawiający jest związek postaci prządki przędącej na panieńskich Skałach z licznie występującymi na Słowiańszczyźnie określeniami i nazwaniami różnych białych skał, grup ostalców wapiennych, jako Prządek lub Skał Panieńskich. Skały Panieńskie występują w podkrakowskim Lesie Wolskim (welskim) i wiąże się z nimi podanie o zakonnicach norbertankach – dziewicach, które wolały stać się kamieniami niż ulec Tatarom. Legenda ta wskazuje na starszy podkład mitologiczny leżący u jej podłoża i wyraźnie związany ze wspólnym okresem słowiańsko-scytyjsko-irańskim.
c Znane jest blisko nawiązujące imię jednego ze słowiańskich wodzów – Ardagast. Dowodził on Sklawinami podczas wyprawy na Bizancjum w roku 585. Był prawdopodobnie królem jednego z plemion Słowian zamieszkujących Siedmiogród – ziemicę Siedmiu Rodów, może Gątów. W roku 594 poniósł klęskę i musiał się ratować ucieczką z własnej naddunajskiej ziemi [patrz: MSKDS albo SSS t. I –Ardagast].
d Ardaszir przebrał się za kupca, spoił strażników Smoka i jego samego zabił, wlewając mu do paszczy roztopiony ołów, co przypomina do złudzenia sposób zabicia smoka przez Kraka (lub Skubę) w mitach polskich. Ten sposób zgładzenia smoka, przez napełnienie go wrzącym, palącym materiałem, jest znany tylko z podania irańskiego i polskiego. Ardaszir dopiero po tym czynie mógł się ogłosić szachem Iranu, tak samo jak Krak mógł się ogłosić królem.
Mit ukazuje, jak z białego, małego robaczka wyrasta wielki czarny smok o wyraźnym charakterze ogniowym – złote gwiazdki na jego pancerzu to iskry ognia. Początkowy obraz robaczka symbolizuje iskrę. Iskra pojawia się przy krzesaniu ognia za pomocą twardego patyczka – wrzeciona (jak u prządki), a pudełko z miękkiego drewna topoli przypomina deszczułkę do krzesania (w micie jest wyłożone dodatkowo watą przypominającą strzępki hubki). Obrzęd odzwierciedla więc mit lub odwrotnie, mit jest uzasadnieniem obrzędowego, corocznego rozpalania świeżego ognia w dzień zimowego przesilenia,
Dziewczyna, prządka-strażniczka ognia, zobowiązana do jego krzesania i utrzymywania przypomina starożytne westalki. Zwyczaj pilnowania ognia przez strażniczki znany jest z Indii, Iranu, a także Słowiańszczyzny (przechowany np. w obrzędzie podkrakowskiej Siuda Baby w Ledniej Górze) i prawdopodobnie wielu innych kultur, nie tylko aryjskich.
5 Alidzoni to plemię znane ze starożytnych zapisów, występujące już w V w p.n.e.a. Żyli oni nad górnym Bohem i Dnieprem-Danaprem, Według relacji, w ich ziemicy znajdował się gród będący siedzibą kapłanów wiary przyrody,
Alidzoni to zniekształcony przez greckich kronikarzy zapis miana Lędzionie. Byli oni odłamem wielkiego ludu Lęgów, który zawędrował nad Dniepr. Małym plemieniem w obrębie owego plemienia Lędzionów mogli być Polanie Kijowscy, którzy jak wiadomo, mają swój wielkopolski odpowiednik w Polanach Gnieździeńskich, a przez podróżników greckich zwani byli najprawdopodobniej Scytami-Oraczami. Niektórzy mówią też – zwłaszcza przedstawiciele kapiszt Wschodu – że Lęgowie mieli kolebki nad Bohem i Dnieprem, obok Budynów i Burów, a ziemice nadwiślańskie należały początkowo wyłącznie do Wędów i Istów (na północy) oraz Nurów (na południu). Część małego plemienia Polan-Oraczy pozostała nad Dnieprem w okolicach Kijowa, a część wywędrowała razem z pozostałymi Lęgami, między innymi z Lędzionami. W I wieku n.e. zajęli oni Wielkopolskę i Śląsk, zakładając wielki Związek Lęgijski (Lugijski)b. Jeszcze w X wieku plemię Lędziców (Licikavici) zajmowało nad Wisłą tereny wschodnie i znane było Rusinom jako Lęchowie (Lachowie, Lechici)c.
a Pisze o nich w swoich kronikach Herodot (IV, 17) i Hekataios [patrz SSS t. 1, Alidzoni; PP t. l, str. 108-115]. Wielu badaczy lokalizowało siedziby Słowian w dawnej Scytii Właściwej.
b U Ptolemeusza i innych pisarzy greckich oraz rzymskich.
c Patrz PP. Rzeczywiście Polacy jako Lachowie, Lędziele lub Lechistańczycy są znani tylko Rusinom Naddnieprzańskim, Węgrom (będącym spadkobiercami Hunów i Awarów) oraz Turkom (spadkobiercom kultury scyto-irańskiej). W nauce istnieją rzecz jasna i inne równoprawne interpretacje nazw ludu Alidzonów czy spekulacje na temat pochodzenia etnicznego Scytów-Oraczy.
6 Gody zwano także Kolędą, jako że były potrójnym świętem bogów Kolesa (Koła Życia, Kręgu Świata, Kręgu Kręgów). Tych trzech bogów, czczonych między 20 a 26 grudnia, to: przychodzący w tym czasie Kolada-Kostrub (czyli inaczej Kostroma-Kostrubonka, zwana też Śmiertnicą, Maslenicą albo Kraczunem), Rod-Kolada (Kułada) oraz sam Łado-Kołata. Niektórzy dodają, jako czwartego, Turupida-Ciosnę (czyli Tura-Kołotę).
Dzień narodzin Bodrego Światła nie był czczony jako rozpoczęcie Nowego Roku, lecz rozpoczęcie nowego Kręgu Przemian, nowego cyklu słonecznego. Było to jedno z najbogatszych w symbole świąt wiary przyrody. Jednocześnie oddawano bowiem cześć Zimie (Kostromie) występującej pod postacią Czarnego Byka, Orła albo Kruka (Kraczuna). Kraczun, postać znana niegdyś całej Słowiańszczyźnie (rosyjskie Koroczun, słowackie Kraczun, bułgarskie Kraczuniec), to krocząca ciemność, zima i śmierć. Białorusini określali go jako ducha zagłady, konwulsji, nagłego skurczu i zapaści, nagłej śmierci, konania. Postać i obrzędy Kraczuna mają związek z pojęciami kręgu, kręcenia się i koła przemiana. Kolędy służyły przebłaganiu i obezwładnieniu ciemności oraz zimy. Poprzez świętą pieśń (modłę) proszono bogów, by przywrócili światło i wzbudzili siły rozrodcze ziemi. Podobnie jak święty tan, zwany kołem, pieśni te toczyły się w nieskończoność naśladując ideę zamkniętego, powtarzalnego i nieskończonego kręgu przyrody.
Nowy cykl, rozpoczynany od narodzin Bodrego Światła (może z biodra Swąta lub z Bodrej Kłódzi?) w dniu górowania ciemności, wiąże się z Koladą.
Kolada (Kolieda, Kolęda, Kulęda)b to określenie oznaczające koło (godu, roku) – zamknięcie starego i rozpoczęcie nowego cyklu, nieskończonego Koła (Koła Wieków). Miano to wiąże się także z kołodą-kłódzią (siedliskiem Swąta), z lędo – puściznami, goliznami, łysymi polami, kolącym charakterem zimy, również w ważny i mocny sposób z ładem – porządkiem, uładzeniem, ułożeniem, a przez to z bogiem Ładem (Lado, Lyado, Łado). Tego dnia Łado puszcza Niebiańskie Koło letnich (lednich) miesięcy w ruch, a ono tocząc się zabija jego zimnego brata Mąda albo Sowiego (według niektórych kącin samego Mora albo Perepułta).
Zwraca uwagę fakt występowania tych samych elementów etymologicznych w obrzędach zimowego i letniego przesilenia. W święcie Kresu (Kupały, Kupaliach), czyli w czasie drugich Dzikich Łowów występują też mityczne symbole, takie jak koła czy kołki (wrzeciona ogniowe). W Kupalia miało miejsce krzesanie świeżego ognia, skakanie przez ogień, rzucanie płonących kół wozu na wodę, a także obrządek polegający na szukaniu w ziemi, u korzeni łopuchów, srebrnych główek Kupały (to echo mitu o odcięciu głowy Kupały i złączeniu jej liściem łopianu z ciałem boga).
a O znaczeniu pojęcia kręgu – patrz w SMLIE str. 256; o Kostromie, Kostrubonko i Kraczunie w MNM t. II. str. 101, tamże o Kolesie – symbolu słonecznym t. 1, str. 664.
b Postać Kolady jest w wielu elementach według S. A. Tokariewa zbieżna z czczonymi w osobnych świętach Bożiczem, Badnjakiem i Awsieniem [MNM t. I, str. 665].
7 Serbowie i Chorwaci nazywają noc narodzin światła Tajną Dobą, Potajną Dobą lub Potajną Nocą, co nawiązuje zarówno do pojęcia tajania – odmrażania, ubywania nocy, odwilży, jak i tajemnicy – prawdy wiary objętej zakazem, tai – świętego znaku czy tai – ciszy, wyciszenia, uciszenia.
W wieczór poprzedzający Narodziny Światła zbierano się w grupach i szukano starego wykrota-pniaka, który uosabiał Pana Nocy – Bodnyjaka. Każdy brał też do domostwa, ze swej stodoły-spichrza, okazały snop zboża pełen ziaren, który postawiony w kącie reprezentował Koladę (Polacy) albo Kolieda (Chorwaci). W niektórych okolicach robiono z tego snopa kukłę, uosobienie boga. Na snopku wieszano podarki i różne inne pożytki oraz wiązano wróżebno-życzeniowe wstążki, bajorki. Następnie we wspólnym miejscu urządzano wielkie ognisko.
Gdy świdrem ogniowym rozpalono już ogień, wrzucano do niego Badniaka (często również przybranego w siwe włosy i brodę), siadano lub stawano w świętym kręgu i śpiewano o Koladzie-Kołodzie, z której wylęgnie się światło. Z iskier wznoszących się w niebo wróżono o plonach i stadach w następnym roku. Potem przenoszono żar z ogniska (każdy brał jedno polano albo węgielek) do swoich domów. Żar kładziono do pieców w domostwach i od niego rozpalano „świeży” ogień („stary” był od rana tego dnia wygaszony). Żar w piecu podtrzymywano przez cały rok.
Następnego dnia zasiadano w kręgu wokół Snopa-Kolędy (Macicy – Kłódzi, mającej symbolizować prawdziwą Kłódź Swąta, z której odradza się Swet-lnica, Boża Krówka). Tu odbywało się ciche, milczące oczekiwanie do wieczora, aż do chwili, gdy na niebie pokazywała się pierwsza gwiazda, owo Światło (Iskra Swąta). Widziano w niej obraz pierworodnej iskry – zaczynu istnienia (Skry Światła – Swetu, Skry Świata – Swetu, Skry Świętej – Swąta, Skry Świtu – Swiłtej). Niepojawienie się owej gwiazdy oznaczałoby koniec świata, zapowiadałoby niechybne zwycięstwo Sił Ciemności w mającej się rozpocząć nocnej bitwie, prorokowałoby nadejście nocy, która nigdy się nie skończy.
Kiedy gwiazda się wreszcie pokazała, Tajna Doba (czas tajemnicy i ciszy) dobiegała końca, rozpoczynała się zaś Potajna Noc. Od tej chwili śpiewano wesołe, skoczne kolędki, w których sławiono czyny Łada, BożaBożeńka (Boda-Bożeboga) i Body Zapaśniczki, opowiadano o Świetle i Kłódzi. Spożywano święte potrawy (kutję i kisiel), wróżono, obsypywano się owsem, Życzono sobie pożytków. W szystko to działo się pod czechołem, białym obrusem zawieszonym u sufitu i skrywającym Jemiołę (symbol odwróconego Drzewa Drzew) albo Światliszcze – rozbudowany gałęziasto wisior wykonany ze słomek i ozdób (także symbolizujący odwrócone Drzewo Drzew). Ta uczta nie była wcale przejawem radości, lecz lęku i stanowiła czynność obrzędową mającą na celu dodać ducha bogom i bogunom walczącym po dobrej stronie. Raczono się odurzającymi napojami po to, żeby dodać sobie otuchy, uzyskać śpiewny, święty trans i zapomnieć o tej strasznej bitwie, która przez całą noc trwała wokół biesiadujących. Tę noc nazywano właśnie potajną. W potajną noc nie wolno było wyrzucić żadnego wędrowca za próg. Byłby to akt obrazoburczy, wręcz barbarzyński, ponieważ na świecie, w ciemnościach, szalała bitwa, a przestrzeń wypełniały demony.
Po owej nocy cudownego ocalenia Bożej Krówki (kiedy Snop-Kołoda tryskał światłem pośród ciemności, a zwierzęta przemawiały ludzkim głosem), nastawał dopiero czas prawdziwej radości ze wspaniałego zwycięstwa – wielkie święto, zwane Zapustami. Ruszał korowód z chorągwiami, wózkami kultowymi, w maskach, najpierw do kątyny lub miejsca świętego, na przykład na bugryszcze do sjenowitego drzewa rodu albo do zapisu – drzewa plemiennego. Odwiedzano żalniki z podziękowaniem dla bogów, duchów opiekuńczych i dla dziadów (zmarłych).
Obszedłszy miejsca święte i żalniki, pochód obchodził też całą wieś. Od tego momentu ruszały również korowody młodych ludzi, wtajemniczonych różnych bractw, grumad guślarzy, przedstawiających dzieje niebiańskiej bitwy. W pochodach tych odtwarzano to wszystko, co według mitów działo się poprzedniej nocy na niebie. Stąd w korowodzie obecność kozłów, turów (turoń) i niedźwiedzia.
Obrzędy związane ze Szczodrym Wieczorem, Tajną Dobą, Potajną Nocą i ogólnie mówiąc, Godami, były bardzo bogate i rozległeb.
a Kolędnicy, czyli zapustnicy, jeszcze w XIX wieku chadzali poprzebierani za tzw. drabów, z młodym wilczkiem albo sarną czy niedźwiadkiem. Wkładali na siebie kożuchy wywrócone włosem na wierzch i obwiązywali się powrósłami z pełnych kłosów albo grochowinami. Zwyczaj „obwiązywania” dotyczy też zwierząt domowych i drzew – miało to przynieść pomnożenie przychówku. Groch i pełne kłosy to symboliczne, roślinne wcielenia Sporów i Rgłów, bogów darzących powodzeniem i urodzajem.
Z chodzeniem po kolędzie wiąże się też postać Mikołaja (właściwie pogańskiego Mikoły-Mąda), który chodził od domu do domu skuwając ziemię mrozem i lodem, a jednocześnie w wielkim worze roznosił podarki. Pieczono także specjalne korowaje – okrągłe chleby symbolizujące rok, gody, słońce i wiele innych świętości.
Z początkiem nowego cyklu słonecznego związany jest, obchodzony wciąż przez Małorusinów i Białorusinów, obrzęd Bohatego lub też inaczej Szczodrego Wieczoru. Gospodynie pieką na tę okazję placki i pierogi, gotują mięsiwo, chłopcy i dziewczęta chodzą też wtedy powtórnie z kolędą. Ze Szczodrym Wieczorem wiążą się wróżby. Dziewczęta rzucają siemię lniane na ogień, a gdy ono z trzaskiem pęka, chłopcy wypowiadają życzenia.
Jak pisze Z. Gloger [w Roku polskim, str. 103], lud wiejski od Odry do Dniestru miał jednakowy zwyczaj kolędowania z turoniem, niedźwiedziem, koniem, kozą, żurawiem i wilkiem.
W Krakowie ze wsi Piasek tuż przed postem wleczono słomianą kukłę zwaną Comberem. Comber był to kawał kloca (symbol Bodnyjaka), do którego zaprzęgano złapanego kawalera, a wieńcem z grochowin zdobiono mu głowę [pisze o tym Oskar Kolberg w tomie V dzieła Lud].
Jak podaje K. Moszyński [w KLS], najważniejszą konstelacją nieba północnego jest w wierzeniach ludowych Wielka Niedźwiedzica, zwana też Wielkim Wozem.
Według M. Składankowej [Mitologia Iranu, str. 201], w wierzeniach, także słowiańskich, Wielkiej Niedźwiedzicy przeciwstawiane są Plejady jako gwiazdy ptasie (zwane nieraz: Kwoka i Pisklęta, Kwoczki, Kruki). Do dziś na Syberii niedźwiedź jest zwierzęciem podziemnym. Szamanów niedźwiedzich zakopuje się głęboko pod ziemią i w podziemia trafia po śmierci ich dusza, przeciwnie niż szamanów ptasich, których dusza ulatuje do nieba i których zwłoki chowa się w konarach drzew.
Niedźwiedź jest symbolicznym zwierzęciem Wiłów – Władców Boru, bóstw korzennych, ciemnozielonego lasu – uznawanego przez badaczy symboli kultury i wierzeń za ekwiwalent zaświatów [patrz M. Derwich i M. Cetwiński Herby, legendy, dawne mity oraz J. G. Frazer Złota gałąź].
Plejad jest siedem i konkurują one wyraźnie z Wielką Niedźwiedzicą do miana symbolu Lata. W Aweście miano Plejad brzmi Perune, co jakże znacząco nawiązuje do pojęcia pioruna i słowiańskiego boga błyskawicy Peruna.
Święto Godów trwało według pewnych tradycji 12 dni, w czasie których z niecierpliwością i lękiem wypatrywano pierwszej gwiazdy na ciemnym niebie [patrz np. M. Składankowa Mitologia Iranu].
b O Godach dużo pisze wielu uczonych, między innymi Z. Gloger w Roku polskim i Encyklopedii staropolskiej, a także K. Moszyński w KLS t. III, str. 986-1009.
8 Przedstawiona wersja pochodzi wprost z tekstów dawnych kolęd związanych z Godami i Kupaliami-Kresem na ziemiach Polski, Pieśni te były żywe jeszcze z początkiem XX wieku. Południowopolska kolędka o Krasopani wydającej rozkaz zabicia złotorogiego tura i wieszającej w swoim zamku na obłamanych złotych rogach zwierzęcia futra sobole i rysie oraz szable, została zanotowana przez Floriana Dołęgę Chodakowskiegoa. Zygmunt Gloger przytacza także inne kolędy związane z wątkami Siódmej Bitwy, w których jest mowa o Złotej Jemiole.
a ESP t, III-IV, str. 56-58, w tekście ogólnym o tradycji kolędy (tu także o zakazie śpiewania kolęd wydanym przez synod gnieźnieński w 1602 roku), także w Rok polski.
9 Niektórzy nazywają Złotym Czasem okres, kiedy Nyja-Śmierć, zapędzona na Gruszę Spora, siedziała tam i nie mogła zejść (dzięki czemu ludzie w ogóle wtedy nie umierali). Było to jednak później, właściwie w okresie zwanym Brązowym, czyli za pierwszych królów zerywańskich panujących nad Kolibą.
Po Czasie Złotym, Srebrnym i Brązowym nastał czas Żelazny – w wyniku wojny ludzi przeciw bogom o Taje. Potem rozpoczął się Czas Kamienny. Według niektórych kątyn, zwłaszcza południowosławskich, czas ten trwa do dziś. Według kącin Zachodu mamy już Czas Ognisty (lub, jak mawiają inni, Gwiazdowy). W Księgach Tajemnych, zwłaszcza w Księdze Głębia powiedziano, że Człowiek przeżyje Dziewięć Czasów, a ten ostatni będzie Pusty. Kiedy nastanie Pusty Czas, wyruszy Nawa – Łódź Osta i skończy się obecny Świat.
a Księga Głębi, czyli Kniga Gołubia. Omówiono ją w przypisach do poprzednich taj.
…
12 Liczba 312 Przedstworzów wynika stąd, iż każdy ród Żywiołów ma po pięciu bogów, a każdy z nich miał po troje Przedstworzów, czyli 40 x 3 = 120. Z kolei rody Mogtów liczą po 4 bogów, a każdy miał po 4 pomocników, czyli 12 x 4 = 48 x 4=192. Razem daje to 312 Przedstworzów zrodzonych z pokawałkowanych Po14 tworów. Liczba ta tworzy czertę 6, czyli czertę życia. Po Ustokrotnieniu zrodziło się więc 31 200 Stworzów.
13 Nie jest prawdą, że jemioła jako święty krzew, a także obrzędy związane z jemiołą nie były znane dawnym Słowianom. Pogląd taki można często spotkać i jest bezkrytycznie rozgłaszany. Tymczasem w XIX wieku 15 zapisano w zapadłych, odizolowanych od świata wsiach Podola i Polesia archaiczne kolędy opowiadające fragmenty mitu o boskiej Jemiole, a także o ludziach i Złotej Gałęzi – Imieli. Jedną z nich jest kolęda o Złotej Jabłoneczce ze złotymi gałęziami na koronie, drugą kolęda o Złotej Rzęsie (Starzęśla to inna nazwa Jemioły) rosnącej na Jaworze, z którego dziewczyna ją zerwała i odlała z niej złoty kubek, by dać w nim pić Bożowi i jego pomocnicom Anielicom. Anielice zastępują tutaj, rzecz jasna, boginkia.
a Patrz ESP, Rok polski, D. Kolberg Lud i inne.
14 W czasie Święta Kresu w drugie przesilenie (górowanie letnie) – 24 czerwca palono koła wozu na pamiątkę owego rzutu kołem Łada i Roda, poszukiwano Kwiatu Paproci (Rudzi), jaśniejącego ogniem pośród nocy i skakano przez ogniska. Zaślubiano również ogień i wodę, rzucając zapalone wieńce w fale rzek.
Bitwa