Rafał Orlicki: Winiak czy brendy?
Mało który Polak wie, że siostra brendy, ma swojego starszego brata – winiak. Jak pisali o pierwszych brendy na zachodzie Holendrzy, naród morskich kupców ; brande-wijn. Ten rdzeń wijn to typowo słowiańskie wijno a dzisiaj wino. Nie włoskie wine. Przedrostek „brende” oznacza destylowanie. Slowiańskie winiaki, to jednak nie tylko destylaty z wina powstałego z winorośli lub innych owoców Dzisiaj, te inne to cherry, czyli wiśnie, bo szczególnie wiśnie nadają się na dobre domowe winko jak i wszelkie destylaty. Z nich, winiaki lub nalewki.
Polskie winiaki, zwano tez „wypalankami” lub „przepalankami”, gdyż poddawano je odpowiedniej obróbce technologicznej, nadającej im charakteru. Winiakami są; śliwowica, kirsch, francuskie koniak, armagnac i calvados, włoska grappa i jej odpowiedniki – hiszp. orujo, fr. marc. Do najbardziej cenionych napojów tego typu należą hiszpańskie oraz włoski vecchia romagna i portugalski aguardente. Polacy jeszcze za PRL-u, nierzadko na zlecenie partyjnych dygnitarzy o patriotycznym nastawienie, pragnących popisać się przywracaniem wcześniej zniszczonej przez nich (jak zrujnowanymi tysiącami dworów) lechickiej kultury, produkowano szlachetne winiaki. Niespełna tydzień temu, popijałem być może ostatni Winiak Zielonogórski. Niebo w gębie. Stock czy inne dostępne brendy, mogą się tylko jej kłaniać. Ten przemysł polskich brendy czyli winiaków, żyłę złota w samej Polsce, o globalnym potencjale, również zrujnowano. Czas najwyższy ją odtworzyć!
Ja swój winiak robię w ten sposób: zakupione wiśnie wrzucam w całości (bez pracochłonnego usuwania pestek, bo będą one nadawały winiakowi szlachetnej goryczki i cennej witaminy B17 czyli zespoły związków rozwalających ogniska nowotworowe), wrzucam do wielkiej plastikowej beczki do kiszenia kapusty, jaka w lato stoi pod rynną domu. Dodaję rozpuszczony w gorącej wodzie cukier. Dodaję dużo drożdży na oko. Zakręcam i wstawiam u góry korek z plastikową rurką zalaną oliwą, aby nie odparowywała. niekiedy, do wiśni dodaję od razu owoców czarnego bzu, aronii, jabłek. Nadadzą aromatu i barwy.
Dodatkowo, opalam w kominku szczapy dębowe bez kory, tak, by wyraźnie się zwęgliły. Wrzucam je do beczki. Taka beczka jest postawiona w środku domu, w piwnicy i obłożona wełna mineralną, aby nie traciła ciepła z pracy drożdży. Na wiosnę, odlewam z niej destylat, przelewając do wielkich gąsiorów. Odkręcam pokrywę i osad z pestkami wylewam do kompostu lub na trawniki. Dobrze im robi. Jeśli na działce są kury lub gęsi, przynajmniej jeden dzień będą miały niezłą imprezę. Tez im się coś od życia należy… W lato, wino jest gotowe. Słabe, taki moszcz pod destylat. Ale smak i moc ma. Polskie bożo-le. Bóg-leży, bo szybko upija, jak nic innego. To sprawka gazu który jest w nim jeszcze wyraźny, czyli niedokończonej fermentacji. Teraz, należy dodawać cukru z woda i drożdży, coraz mniej, aż przestanie pracować. Po ok. roku – dwóch, wystarczy przedestylować. Destylat można jeszcze przetrzymać w dębowej, opalanej beczce lub wrzucić do niego szczapy opalonej dębiny. Tak nauczono się od nas wytwarzać whisky. Lecz odpowiedniego enzymu te narody obce nie posiadają, który pozwalałby im tak szybko metabolizować alkohol, jak to jest znane u Słowian. Aby mieć trzeźwą głowę. To wynik wczesnej uprawy ryżu i bakterii alkoholowych na jego gnijących odpadach, dowód naddatków żywności. Kiedyś tak produkowano pierwsze piwo (pi – wo ; mokre – to) z ryżu i zbóż suchych.
RKO