W tym roku nie miałam zamiaru dzielić się swoimi poglądami na tematy „Bożonarodzeniowe”. Niemniej znajoma podesłała mi link do felietonu „Życie płodowe Pana Jezusa” Tomasza P. Terlikowskiego i szlag trafił moje zamiary. Czytam i coraz bardziej nie wiem czy śmiać się, czy życzyć opamiętania.
źródło: http://rudaweb.pl/index.php/2017/12/23/terlikowski-i-jego-fizjologia-niepokalania/#comment-288718
„Od zawsze” wyznawcy chrześcijaństwa chcą znaleźć dowody archeologiczne na istnienie Jezusa. Gdyby zebrać z całego świata wszystkie drzazgi z krzyża, na którym miał dokonać żywota – ważyłyby pewnie kilka ton, jak nie więcej. Kolejna relikwia, której autentyczności nigdy nie dowiedziono to całun turyński, który dla wielu jest jednym z dowodów potwierdzających ewangeliczne opisy Męki Pańskiej. Owszem, można określić z jakiego okresu pochodzi drzazga z krzyża czy nitka z całunu, ale czego to dowodzi? Ludzi ukrzyżowanych w czasach Jezusa można liczyć co najmniej w tysiącach. Dlaczego drzazga z tamtego czasu miałaby pochodzić z tego jednego, jedynego krzyża? Porównanie materiału genetycznego? Niemożliwe. Wszak Jezus miał zmartwychwstać i wstąpić do nieba. Maryja Panna również miała doznać wniebowstąpienia. Pozamiatane. Dalsza rodzina? Może krewniak Jan Chrzciciel? Na stronie krakowskiej parafii czytamy o jego relikwiach: „Po wstępnych oględzinach relikwie zostały uroczyście złożone w miejscowej cerkwi, co było wyrazem wiary Bułgarskiego Kościoła Prawosławnego, że są one autentyczne. […] Naukowcy brytyjscy zbadali je metodą datowania radiowęglowego […] wyniki wskazały na I wiek […] nie wykluczając, że mogą to być rzeczywiście doczesne szczątki św. Jana Chrzciciela.” Żaden to dowód, więc nie ma sensu porównywać szczątki domniemanego Jana z materiałem genetycznym z całunu.
Różnych badań było rzecz jasna znacznie więcej, jednak dowodów archeologicznych na istnienie Jezusa nie znaleziono. Co do opisów jego życia – Ewangelie powstały wiele lat po śmierci Jezusa. Hmm…
Skoro do dzisiaj nie udało się rozwikłać choćby tajemnicy całunu, to jak mam potraktować rozkminianie przez redaktora Terlikowskiego życia płodowego Jezusa na tygodnik.tvp.pl? Autor przedstawia „twarde dowody”, że Bóg był człowiekiem od momentu poczęcia. No a kim miał być w łonie kobiety, przedstawicielki rodzaju homo sapiens? Królikiem? Terlikowski powołuje się na świętych: „Św. Tomasz z Akwinu i św. Bonawentura (by wymienić tylko tych dwóch mistrzów teologii) byli przekonani, że ciało Chrystusa, stworzone w nadzwyczajny sposób jedynie z ciała i krwi Matki Bożej, bez udziału męskiego nasienia, później rozwijało się w zupełnie normalny sposób, i od samego początku obdarzone było rozumną duszą.”
Co ciekawe ten sam „autorytet” od biologii czyli św. Tomasz z Akwinu uważał, że: „Zarodek płci męskiej staje się człowiekiem po 40 dniach, zarodek żeński po 80. Dziewczynki powstają z uszkodzonego nasienia lub też w następstwie wilgotnych wiatrów.”
Wróćmy do rozważań Terlikowskiego: „Tak, tak, może trudno nam sobie to wyobrazić, ale Bóg – tak dokładnie wierzą chrześcijanie – był maleńkim zarodkiem i uświęcił także to – ośmio, a także trzydziestodwukomórkowe stadium rozwoju człowieka.”
Ale jak to? Przecież według przywoływanego przez autora autorytetu ani ośmio, ani trzydziestodwukomórkowy zarodek nie był jeszcze człowiekiem.
Dalej Terlikowski pisze: „Jasne deklaracje dogmatyczne uzupełnić trzeba jednak przez jeszcze mocniejsze świadectwa wielkiej Tradycji Kościoła. Już w Ewangelii św. Łukasza znajdujemy jasne stwierdzenia dowodzące, że Jezus rozwijał się wewnątrz łona swojej Matki.
więcej u źródła:http://rudaweb.pl/index.php/2017/12/23/terlikowski-i-jego-fizjologia-niepokalania/#comment-288718