Stach z Warty Szukalski
Dnia 13 grudnia 1993 roku minęła setna rocznica urodzin słynnego polskiego rzeźbiarza Stanisława Szukalskiego (Stacha z Warty).
Postać to niezwykła. Urodził się w Warcie koło Sieradza Jako syn Dionizego Szukalskiego, kowala i Konstancji z Sadowskich. Ojciec jego w rok po urodzeniu syna wyjechał do Afryki w poszukiwaniu pracy. Tam brał udział w wojnie burskiej przeciw Anglikom. Po zakończeniu tej wojny wrócił do kraju. Cała rodzina przeprowadziła się do Gidel, gdzie założono gospodarstwo. Ale Dionizy znowu wyrusza w świat, a gdy Anglia nie wpuszcza go do Afryki, ze względu na udział w wojnie burskiej, udaje się do Stanów Zjednoczonych. W roku 1907 sprowadza tam również rodzinę. Tutaj Stanisław chodzi do szkoły, a w soboty do Institute of Art. Zwraca na siebie uwagę nieprzeciętnymi rzeźbami. Ukazał się nawet artykuł o nim pt. „Geniusz, syn polskiego kowala”. Ojciec chcąc Stasia kształcić w sztuce wysyła go do Krakowa. Szesnastoletni chłopiec, zamiast wstąpić do gimnazjum, udaje się wprost do Akademii Sztuk Pięknych do klasy rzeźby Konstantego Laszczki, gdzie akurat odbywa się egzamin konkursowy. Widocznie rysunki i fotografie rzeźb tak zachwyciły profesora, że ten pozwolił mu stawać do egzaminu, mimo tak młodego wieku i rozpoczętego już konkursu. Szukalski nie rzeźbi całej figury modelki, jak inni, tylko jej kolano, mimo lekkich szyderstw kolegów. Lecz prof. Laszczka tłumaczył im, że właśnie w tym ten chłopiec wykazał mistrzostwo poczucia formy i dlatego zostaje natychmiast przyjęty. Na Akademii był dwa i pół roku, lecz pracował według swojej metody, nie zgadzając się z metodą profesora, polegającą na studiach z modela. Pracował z pamięci, rzeźbiąc kompozycje, za które otrzymywał wyróżnienia, a nawet srebrny medal. Równocześnie już wtedy wystawiał szereg razy rzeźby i rysunki w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Plastycznych w Krakowie, wśród wielu znanych artystów takich jak J. Malczewski, T. Niesiołowski, St. I. Witkiewicz.
We wrześniu 1913 roku opuszcza Kraków i spotyka się z ojcem w Chicago. Po śmierci ojca stan majątkowy rodziny staje się katastrofalny. Stanisław pracuje fizycznie jako kamieniarz i jako robotnik w rzeźniach chicagowskich, często głoduje. Zaczyna jednak rzeźbić i zdobywa zainteresowanie wielu krytyków amerykańskich. Żeni się z malarka Helen Walker, co umożliwia mu lepszą egzystencję i intensywną twórczość. Nie zapomina też o Ojczyźnie.
Do kraju wraca w roku 1923 z całą dotychczasową twórczością i urządza wystawę w warszawskiej Zachęcie pragnąc wszystkie dzieła ofiarować Polsce. Wtedy jego twórczość oceniono dość krytycznie, a ofiary nie przyjęto ponieważ „dzieła nie były wykonane w szlachetnym materiale – brązie, czy marmurze, lecz w gipsie”…
Szukalski wtedy podróżuje dość dużo, a w roku 1925 bierze udział w dziale polskim Międzynarodowej Wystawy Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu, gdzie odnosi duży sukces (Grand Prix, Dyplom Honorowy, Złoty Medal). Prasa polska odniosła się do niego jednak negatywnie, wręcz zawistnie… Również otrzymana wtedy pierwsza nagroda za projekt pomnika Mickiewicza dla Wilna – nie zrealizowana, oprotestowana przez grono artystów, wskazuje na niezrozumienie i obskurantyzm ówczesnych środowisk artystycznych… To wszystko wywołuje u Szukalskiego poczucie niesprawiedliwości. Wraca jednak do kraju w roku 1928 i zamieszkuje w Krakowie.
W maju 1929 roku otwiera wielką wystawę w krakowskim Pałacu Sztuki, na otwarciu której wygłasza odważne przemówienie (nazwane wtedy „napastliwym”) – krytykując szkodzenie sztuce polskiej przez wprowadzenie wpływów kosmopolitycznych (przeważnie paryskich) zwłaszcza przez profesorów Akademii Sztuk Pięknych, a samą Akademię – za błędną metodę pedagogiczną. Zalecał metodę tak zwaną „twórcownianą”, przygotowującą adepta wprost do spontanicznej twórczości.
To wystąpienie wywołało ogromną sensację, przysporzyło Szukalskiemu przeciwników, ale równocześnie wielu entuzjastów, a w Polsce wielką sławę. Szukalski rozpoczął dużą akcję na rzecz odrodzenia się sztuki polskiej, założył w tym celu organizację artystyczną „Szczep Rogate Serce” i pismo „Krak”. „Szczep” w latach trzydziestych urządzał w całej prawie Polsce wystawy przyjmowane niezwykle entuzjastycznie. Nadchodziła II wojna światowa. Przekreśliła ona wykonanie programu „Szczepu”. Szukalskiemu udało się wyjechać za granicę. Byłby aresztowany przez hitlerowców, którzy zniszczyli prawie całą jego twórczość, zdeponowaną w gmachu Sejmu śląskiego w Katowicach. Szczepowcy zeszli do podziemia i brali udział w pracy konspiracyjnej. Po wojnie zaczęła się, podobna jak przed wojną, propaganda niszczenia i oczerniania wysiłków i programu Szukalskiego, która niestety – w niektórych środowiskach trwa do tej pory. Szukalski i Szczep przeznaczeni są do zapomnienia.
Do obecnej chwili (sześćdziesiąt lat!) nie ukazało się w Polsce żadne dzieło, żaden album o Szukalskim. W Ameryce wyszło 6 książek. Wzmaga się teraz zainteresowanie tamtym, tak romantycznym, nawet heroicznym okresem. Młodzi pokątnie muszą szukać wszelkich o nim wiadomości, gdyż nie znalazł się żaden wydawca, który zainteresowałby się tak atrakcyjną książką… To rzeczywiście wygląda na zamierzony spisek przeciw kulturze… Ale rośnie legenda.
Po wojnie cały czas Szukalski pracował w Stanach, wiele cisząc cierpiąc z powodu niemożności rozwinięcia szerszej działalności rzeźbiarskiej. Uważał się za nieśmiertelnego… Ale śmierć go odszukała… Zmarł 19 maja 1987 roku na udar mózgu. Prochy Jego zostały przez przyjaciół przewiezione na Wyspę Wielkanocna i tam rozsiane na wzgórzu Rano Raraku, koło wielkiej postaci rzeźby nie oddzielonej jeszcze od wulkanicznej góry. Tak się zamknęła legenda Szukalskiego, który w Wyspie Wielkanocnej widział kolebkę cywilizacji.
Po zgonie Szukalskiego napisałem symboliczny „ostatni list do Niego”. Przytoczę niektóre fragmenty:
(…) Urodziłeś się w okresie Młodej Polski i ducha jej romantyzmu przenosiłeś do naszych prozaicznych czasów. Historiozofia Twych dzieł, idąca bardziej mistycznym śladem niż Matejki, raziła czcicieli Picassa i przeżuwaczy profesorskich pensji. Wielki talent jest niewygodny dla wszelkich komisji przeciętniaków.
(…) Pisałeś mi nieraz, że gdy w tak pięknej przecież Kalifornii – z nawału myśli nie mogłeś spać nocami – marzyłeś, że chodzisz po ukochanym Krakowie. Że czujesz pod stopami bruk każdej znanej Ci ulicy. Wyczuwasz lekkie pochylenie Floriańskiej, Wiślnej, równą płaszczyznę rynku. Chodziłeś tu duchem wśród nas tyle lat.
Gdzież teraz duchem jesteś?
/Marian Konarski, „Wielki zapomniany”, „Gazeta Polska” nr 169-170, Warszawa 1994/
Złote myśli Szukalskiego
„Wszyscy rodzimy się talentami. To nauczyciele i profesorowie karczują talenty. Każdy rodzi się z kształtem duszy, ale potem jest wykształcony.” .
„Trzeba robić każde dzieło, jakby miało być ostatnim w życiu. Jakby miało być testamentem i pomnikiem dla samego siebie.”
„Prawdziwi święci to Pasteur i Skłodowska-Curie.”
Artykuł ukazał się w piśmie „Żywioł” nr 9/3496r.sł. wydanym przez Narodowy Zespół Koncepcyjno-Studyjny” w 1996r.