Ekspercki knebel
Cytat dnia z Kowidowej spowiedzi marksisty: „Wściekłość ludzi marginalizowanych przez klasę ekspertów eksplodowała i zdominowała media społecznościowe. Z powodu braku naukowego leksykonu, aby wyrazić swój sprzeciw, wielu dysydentów zwróciło się do teorii spiskowych i chałupniczego przemysłu naukowego awanturników, aby przedstawić swoje argumenty przeciwko konsensusowi klasy ekspertów, który zdominował główny nurt pandemii.”
Szczególnie podoba mi się nowy termin propagandowy ukuty w środowisku „naukowych marksistów”: <Chałupniczy przemysł naukowy awanturników> – To naprawdę piękne.
1. J. Karwelis: Kowidowa spowiedź marksisty oraz Ekspercki knebel
Kowidowa spowiedź marksisty
Dziś rzecz rzadka – spowiedź nawróconego. I to z Newsweeka, ale spokojnie – amerykańskiego. U nas – raczej niemożliwe. Lobby medyczne trzyma się mocno, bo każda szpara w tej zaporze może się skończyć dla niego źle. Stąd ta niesamowita agresja na medyków kwestionujących kowidozę. To walka o życie, zakłamane. W Stanach już są pierwsze comming out’y. U nas – chyba niedoczekanie.
Co prawda poniższy tekst aż ocieka od lewackiego myślenia. Pełno tam metodyki klasowej, ale przecież mówimy o uczelniach amerykańskich, gdzie marksizm zalągł się na dobre, jak to w krajach, które nie zaznały dobrodziejstwa życia w ustroju, jakiego świat nie widział. W tekście roi się od klas robotniczych w dialektycznej sprzeczności z bogaczami. Ale przede wszystkim razi jedno – według autora nie było problemu medycznego z koronawirusem, tylko brak inżynierii społecznej, która by przekonała podmioty pandemii do decyzji władz. To jest właśnie mocno lewackie: nie liczy się prawda, tylko jak opowiemy naszą wersję. A gdybyśmy ją opowiedzieli lepiej to może nie było by takich problemów z zaufaniem i wszyscy by się zaszczepili, jak jeden mąż (i żona). A więc zobaczmy jak się z pandemii spowiadają marksiści.
Jako student medycyny i badacz gorąco wspierałem wysiłki władz zdrowia publicznego w związku z COVID-19. Wierzyłem, że władze zareagowały na największy kryzys zdrowia publicznego w naszym życiu z empatią, starannością i wiedzą naukową. Byłem z nimi, gdy wzywali do lockdownów, szczepionek i dawek przypominających.
Myliłem się. My w środowisku naukowym myliliśmy się. I to kosztowało życie.
Widzę teraz, że społeczność naukowa, od CDC , przez WHO , po FDA i ich przedstawicieli, wielokrotnie przeceniała dowody i wprowadzała opinię publiczną w błąd co do własnych poglądów i zasad, w tym dotyczących naturalnej i sztucznej odporności, zamykania szkół i transmisji chorób, rozprzestrzeniania się aerozoli, nakazów stosowania masek oraz skuteczności i bezpieczeństwa szczepionek, zwłaszcza wśród młodzieży. Wszystkie te błędy były naukowymi błędami w tamtym czasie, a nie z perspektywy czasu. Co zdumiewające, niektóre z tych zamroczeń trwają do dnia dzisiejszego.
Ale być może ważniejsze niż jakikolwiek pojedynczy błąd było to, jak błędne było i nadal jest ogólne podejście społeczności naukowej. Było wadliwe w sposób, który podważył jej skuteczność i doprowadził do tysięcy, jeśli nie milionów zgonów, którym można było zapobiec.
To, czego nie doceniliśmy właściwie, to to, że preferencje decydują o tym, w jaki sposób wykorzystywana jest wiedza naukowa, i że nasze preferencje mogą być – i w istocie były – bardzo różne od preferencji wielu ludzi, którym służymy. Stworzyliśmy politykę w oparciu o nasze preferencje, a następnie uzasadniliśmy ją danymi. A potem przedstawialiśmy tych, którzy sprzeciwiali się naszym wysiłkom, jako nierozważnych, nieświadomych, samolubnych i złych.
Uczyniliśmy naukę sportem zespołowym, a czyniąc to, przestaliśmy być nauką. Stało się to: my kontra oni, a „oni” zareagowali w jedyny sposób, jakiego można by się po nich spodziewać: przez opór. Wykluczyliśmy ważne części populacji z opracowywania polityki i potępiliśmy krytyków, co oznaczało, że wdrożyliśmy monolityczną reakcję w wyjątkowo zróżnicowanym kraju, wykuwając społeczeństwo bardziej podzielone niż kiedykolwiek i pogłębiając długotrwałe różnice zdrowotne i ekonomiczne.
Nasza reakcja emocjonalna i zakorzeniona stronniczość uniemożliwiły nam dostrzeżenie pełnego wpływu naszych działań na ludzi, którym mamy służyć. Systematycznie minimalizowaliśmy wady narzuconych przez nas interwencji – narzuconych bez udziału, zgody i uznania osób zmuszonych do życia z nimi. Czyniąc to, naruszyliśmy autonomię tych, na których nasza polityka miałaby najbardziej negatywny wpływ: biednych, klasy robotniczej, właścicieli małych firm, murzynów i latynosów oraz dzieci. Te populacje zostały przeoczone, ponieważ stały się dla nas niewidoczne przez ich systematyczne wykluczanie z dominującej, korporacyjnej maszyny medialnej, która zakładała wszechwiedzę.
Większość z nas nie opowiadała się za alternatywnymi poglądami, a wielu z nas próbowało je stłumić. Kiedy mocne głosy naukowców, takie jak światowej sławy profesorowie Stanford John Ioannidis, Jay Bhattacharya i Scott Atlas , czy profesorowie Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco, Vinay Prasad i Monica Gandhi, podnieśli alarm w imieniu wrażliwych społeczności, spotkali się z surową krytyką ze strony nieustępliwych tłumów krytyków z grona społeczności naukowej – często nie na podstawie faktów, ale wyłącznie na podstawie różnic w opiniach naukowych.
Kiedy były prezydent Trump zwrócił uwagę na wady interwencji, został publicznie odrzucony jako błazen. A kiedy dr Antony Fauci sprzeciwił się Trumpowi i został bohaterem społeczności zajmującej się zdrowiem publicznym, daliśmy mu nasze wsparcie, aby robił i mówił to, czego chciał, nawet jeśli się mylił. Trump nie był choćby w najmniejszym stopniu doskonały, podobnie jak akademiccy krytycy polityki konsensusu. Ale pogarda, jaką im okazaliśmy, była katastrofą dla publicznego zaufania do reakcji na pandemię. Nasze podejście zraziło duże segmenty populacji do tego, co powinno być ogólnokrajowym projektem opartym na współpracy.
I zapłaciliśmy cenę. Wściekłość ludzi marginalizowanych przez klasę ekspertów eksplodowała i zdominowała media społecznościowe. Z powodu braku naukowego leksykonu, aby wyrazić swój sprzeciw, wielu dysydentów zwróciło się do teorii spiskowych i chałupniczego przemysłu naukowego awanturników, aby przedstawić swoje argumenty przeciwko konsensusowi klasy ekspertów, który zdominował główny nurt pandemii. Nazywając te głosy „dezinformacją” i obwiniając je jako „analfabetyzm naukowy” i „ignorancję”, rząd spiskował z Big Tech, aby agresywnie je stłumić, usuwając uzasadnione obawy polityczne przeciwników rządu.
I to pomimo faktu, że polityka pandemiczna została stworzona przez cienki jak brzytwa skrawek amerykańskiego społeczeństwa, który namaścił się na przewodnictwo klasy robotniczej – członków środowiska akademickiego, rządu, medycyny, dziennikarstwa, technologii i zdrowia publicznego, którzy są dobrze wykształceni i uprzywilejowani. W komforcie swojego przywileju ta elita ceni paternalizm, w przeciwieństwie do przeciętnych Amerykanów, którzy chwalą samodzielność i których codzienne życie rutynowo wymaga od nich liczenia się z ryzykiem. To, że wielu naszych przywódców zaniedbało wzięcie pod uwagę doświadczenia osób z różnych klas, jest nie do przyjęcia.
Niezrozumiałe jest teraz, że z powodu tego podziału klasowego surowo oceniliśmy krytyków lockdownu jako leniwych, zacofanych, a nawet złych. Odrzuciliśmy jako „oszustów” tych, którzy reprezentowali ich interesy. Wierzyliśmy, że „dezinformacja” pobudza ignorantów i nie chcieliśmy zaakceptować faktu, że tacy ludzie mają po prostu inny, ważny punkt widzenia. Opracowaliśmy politykę dla ludzi bez konsultacji z nimi. Gdyby nasi urzędnicy ds. zdrowia publicznego zarządzali z mniejszą pychą, przebieg pandemii w Stanach Zjednoczonych mógłby mieć zupełnie inny wynik, z dużo mniejszą liczbą ofiar śmiertelnych.
Zamiast tego byliśmy świadkami masowej i ciągłej utraty życia w Ameryce z powodu braku zaufania do szczepionek i systemu opieki zdrowotnej, masowej koncentracji bogactwa przez już zamożne elity, wzrostu liczby samobójstw i przemocy z użyciem broni, zwłaszcza wśród biednych, prawie podwojenia częstości występowania depresji i zaburzeń lękowych, zwłaszcza wśród młodych, katastrofalnej utraty osiągnięć edukacyjnych wśród dzieci już znajdujących się w niekorzystnej sytuacji, a wśród osób najbardziej narażonych – na masową utratę zaufania do opieki zdrowotnej, nauki, autorytetów naukowych i szerzej – przywódców politycznych.
Moja motywacja do napisania tego jest prosta: jest dla mnie jasne, że aby przywrócić publiczne zaufanie do nauki, naukowcy powinni publicznie dyskutować, co poszło dobrze, a co źle podczas pandemii i gdzie mogliśmy zrobić lepiej.
W porządku jest się mylić i przyznać, gdzie się myliło i czego się nauczyło. To centralna część sposobu, w jaki działa nauka. Jednak obawiam się, że wielu jest zbyt głęboko zakorzenionych w myśleniu grupowym i zbyt boi się publicznie wziąć na siebie odpowiedzialność, aby to zrobić.
Rozwiązanie tych problemów w dłuższej perspektywie wymaga większego zaangażowania na rzecz pluralizmu i tolerancji w naszych instytucjach, w tym włączenia krytycznych, choć niepopularnych głosów. […]
Kevin Bass jest doktorantem w szkole medycznej w Teksasie. Jest na 7. roku.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
źródło: https://dziennikzarazy.pl/28-05-kowidowa-spowiedz-marksisty/
Ekspercki knebel
Mam to już któryś raz. Jak dochodzi do jakiegoś zwarcia dyskusyjnego to zaraz padają argumenty pt. czy jesteś ekspertem w danej dziedzinie. Widać to wyraźnie szczególnie w przypadku rozmów dotyczących pandemii, zwłaszcza w wykonaniu lekarzy. Coraz to mi któryś (albo któraś) wyskakuje ze swymi wynikami śledztwa dziennikarskiego, że jestem rusycystą, zaś koryfeusz nauk medycznych to ślęczał nad knigami długie lata i co tu jakiś gościu będzie mówił jak jest.
Zacznijmy ten problem oglądać pod światło. Moim zdaniem jest to argument demagogiczny. Przecież taki lekarz to – mam nadzieje – mówi do ludzi nie tylko o medycynie, na przykład ma poglądy polityczne, lub zapatrzenia estetyczne, o etycznych (w ciężkich czasach kowidowych) mówić wśród medyków ryzykownie. Oczywiście, większość – mi znanych – to są ludzie porządni, ale ci to pozwolą pogadać ze sobą o medycynie, tak jak my pozwolimy im mówić o np. polityce. Takie podejście „eksperckie” to jest jakieś dziwne, moim zdaniem zamykające niewygodną dyskusję. A więc o wierze – tylko księża, o polityce – politolodzy (czasem politycy), o księżycu – kosmonauci, zaś o seksie – aktorzy porno? To tak ma wyglądać?
Takie ekspertowanie ma swoje słabe strony, bowiem zamyka drogę dyskusji dyletantom, wyposażonych w minimum wiedzy i zdrowy rozsądek. Zwłaszcza w kowidzie byliśmy świadkami utraty rozsądku ze strony „nauki”. Ta raz mówiła na to samo tak, raz – śwak. Decyzje niewątpliwie oparte o naukę, a dotyczące obostrzeń pandemicznych okazały się w istocie podejmowane na czuja, oraz, że dlatego, że „inni tak robią”. W dodatku ta nauka prowadziła do skrajnie różnych rozwiązań, tak jak polskie wypłaszczanie krzywej zakażeń nieleczeniem z jednej strony a taktyką odporności stadnej Szwecji z drugiej strony. To były skrajnie różne postępowania w oparciu o tę samą naukę. A więc który ekspert miał rację? Zwłaszcza, że zdrowy rozsądek i minimum wiedzy ludziom niegramotnym pozwalało na wczesne stawianie diagnoz odwrotnych, niż te postawione przez ekspertów, które w dodatku okazały się na końcu mylne.
To, co odwaliła cała medycyna w sprawie szczepionek, co to im skuteczność, przerwanie transmisji, szkodliwość zmieniały się w tych samych ustach co dwa tygodnie – to już pokaz upadku. Ja wiem, że wielu walczyło na pierwszej linii i szacun, ale oni – okazało się – zbierali efekty błędów systemu, nie zaś pokłosie śmiertelnego wirusa. Byli jak lekarze w wojskowym lazarecie na tyłach frontu: przywożono rannych i kaleki i trzeba było ratować co się da – nikt nie miał głowy, czasu, ani… kompetencji by roztrząsać, że tych cierpień byłoby mniej, gdyby generałowie lepiej dowodzili.
Dlatego w wielu wypadkach trudno mi nie polemizować z medykami, choć ci mają wiedzę większą od mojej. Niestety dziś mamy do czynienia z ostrą i wąską specjalizacją w dziedzinie medycyny, zaś pandemia okazała się wydarzeniem szerokoaspektowym, trudnym do holistycznego ocenienia. Bo to i epidemiologia, i wakcynologia, anestezjologia, pneumolgia, choroby zakaźne, ratownictwo medyczne, zarządzanie szpitalami, w końcu – farmacja. Ja wiem, że oni tam to na studiach to mają wszystko, ale w stopniu propedeutycznym, bo potem idą w specjalizację. Ja też jestem rusycystą, ale miałem i łacinę, i filozofię, i gospodarkę socjalistyczną. Ale się nie pysznię, że w tych sprawach jestem ekspertem. Ale pogadać mogę, jak każdy normalny człowiek, byleby ekspert był niezadufanym człowiekiem, nie zastępującym rozsądku machaniem dyplomem.
Skoro mamy takie eksperckie podejście to pora się przyjrzeć ekspertom. No ja tam nie wiem jak to jest w innych dziedzinach, ale kiedy się dziwiłem, że większość fachowców przy niesławnej Radzie Medycznej przy premierze ma konflikt interesów, to zostałem oświecony, że innych ekspertów trudno dziś znaleźć. Odkąd medycyną trzęsie Big Farma, to taki bezsponsorowy medyk to by przymierał głodem gdzieś w państwowym instytucie. Tacy eksperci są źródłem nie tylko interesowności, ale to oni promieniują zapędami cenzorskimi. To stamtąd się słyszy zarzuty a la Znachor. Że takie bzdury to robią sieczkę w głowie skołowanego ludu, ten się nie poddaje naukowym procedurom (w której wersji?) i idzie na manowce zabobonu. I umiera. Ha, skoro tak to zabawmy się w jedną rzecz.
Czy ktoś z nauki jest mi obecnie w stanie powiedzieć kto jest w Polsce skutecznie zaszczepiony? Gdzie są te zapowiadane paszporty? Nie ma – a no pewnie, bo jak by tu teraz dojść do tego kto jest właściwie zaszczepiony? Druga dawka wymagała powtórki po 9 miesiącach, potem (naukowo) po sześciu. Jak się przestali szczepić, to resursy trzeciej dawki przedłużano chyba ze cztery razy, by doczekać się spotkania popytu z przestrzeloną za miliardy podażą. A, powiecie Państwo, że już po pandemii i nie ma co się szczepić, bo większość ma odporność stadną, jak nie dzięki szczepionkom, to tak naturalnie? No to gdzie ta medycyna, co to mówiła, że nieszczepy to wyginą? Skoro zaszczepiło się góra 50% rodaków, zaś naturalną odporność na koronawirusa ma ok. 90% Polaków, to jak te 40% nie szczepów ją nabyło? Przecież ci ludzie mieli nie żyć, a ci seryjni mordercy jeszcze nie dość, że żyją, to jeszcze uzyskali odporność, bez przygód z NOP-ami, jakie przeżywają zaszczepieni. No i gdzie ta nauka?
Ta nauka tropi i ciąga po sądach lekarzy, którzy mieli inne zdanie „niż aktualna wiedza naukowa”. Ale ta zmieniała się z szybkością wzrostu inflacji. Jakie kryteria w ocenie tych zachowań lekarzy niezłomnych przyjmie nauka? Poziom wiedzy z którego dnia? Bo np. w sprawie nieszczęsnych szczepionek może decydować klika dni, w których nauka nawróciła się na kolejną wersję. Dziwne, ale wymóg eksperckości popartej studiami, by móc się wypowiadać jest czasem zawieszany. No bo tacy lekarze niezłomni, to przecież są po tych samych studiach co eksperci właściwi. Ale to ci drudzy decydują o tym, że eksperckość tych pierwszych jest zawieszana. I tak źle (amator), i tak niedobrze (szur lekarski). Zostają tylko eksperci sponsorowani.
A więc nie ma co się wzdragać przed zajmowaniem stanowiska. Mamy do tego prawo, wystarczy własna opinia i zdrowy rozsądek. Postulat eksperckości jest de facto kneblem nakładanym na dyskurs publiczny, w dodatku wspieranym narzędziami ściśle cenzorskimi, jak te wszystkie bany, wycinanie zasięgów, profilowanie przekazu. Za tym wszystkim stoi grupa macherów, którzy kręcą lody wymachując dyplomami najętych ekspertów, u których niezależność naukowca jest zabawą dla biednych-naiwnych.
Ja przez ostatnie lata odbyłem ciężkie studia epidemiologiczne. Codziennie przeznaczałem na nie kilka godzin, świątek-piątek. Przejrzałem kilkanaście tysięcy źródeł i ponad tysiąc prac naukowych. Coś tam o tej pandemii wiem i mogę o tym porozmawiać z każdym. Wystarczy mi do tego rozum i łączenie kropek, by na tym blogu móc rozmawiać z najlepszymi naukowcami i medykami, którym jeszcze nie jest wszystko jedno. I wydaje mi się, że staram się od nich wydobyć i nagłośnić tę wiedzę, która może pomóc ludziom zrozumieć mechanizmy, którym są poddawani. I mam nadzieję, że udaje mi się to zrobić w formie na tyle przystępnej, że nie jest to niezrozumiałe. Mnie wystarczy taki poziom wiedzy i mam nadzieję, że moim czytelnikom też.
Mimo, że jestem z wykształcenia rusycystą, to tak naprawdę nigdy nie pracowałem w zawodzie, a więc w świetle eksperckiej narracji, nie tyle nie znam się na niczym, ale nie mogę się o niczym wypowiadać. Niestety nie skorzystam z takich rad. I Państwu doradzam to samo.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
źródło: https://dziennikzarazy.pl/26-05-musisz-byc-ekspertem/